Broń palna jest jednym z największych fetyszy filmów i gier akcji. Jednak zarówno gry, jak i filmy uciekają się do licznych uproszczeń oraz pozwalają sobie na wiele przesady poruszając jej temat. Dziś zajmiemy się tematem mitów obecnych w popkulturze, a dotyczących broni palnej.
Headshoot to najlepszy sposób, by zabić przeciwnika:
Nie, trafienie w głowę w realu nie jest lepiej punktowane. Przeciwnie: są z nim same problemy:
Po pierwsze: głowa jest stosunkowo mała. Jej rozmiar stanowi jakąś 1/6 ludzkiego torsu. Tak więc stanowi cel dużo mniej pewny, a co więcej: dużo bardziej ruchliwy.
Po drugie: stosunkowo niewielka część głowy zajmowana jest przez organy witalnie ważne. Nasz strzał może więc na przykład urwać przeciwnikowi ucho albo nos, powybijać zęby, tudzież złamać szczękę. Wszystko to zapewne go oszpeci, a być może nawet okaleczy do końca życia. Z całą pewnością jednak go nie pozbawi zdolności bojowej.
Po trzecie: to, co jest witalnie ważne znajduje się w jednym z najbardziej wytrzymałych pojemników stworzonych przez naturę: czaszce. A tak się składa, że ludzkie kości mają twardość porównywalną do kutego żelaza…
Po czwarte: czaszka jest obła, a fizyka skonstruowana tak, że obiekty poruszają się po najmniejszej linii oporu. Tak więc trafienie musi przebiegać pod kontem zbliżonym do 90 stopni, inaczej kula po prostu się po niej ześlizgnie.
Po piąte: na głowie nosi się hełm.
Wszystko to sprawia, że cel może dostać w głowę i nie stracić nawet krzty zdolności bojowych.
Strzał w nogę to najlepszy sposób, by wyeliminować przeciwnika bez zabijania go:
Nogi są celem równie problematycznym, co głowa, za to dużo bardziej ruchliwym, przez co trafienie w nie jest po prostu bardzo trudne. Co gorsza znajdują się nisko, w efekcie często zasłaniają je osłony terenowe.
Po drugie: nawet jeśli weń trafimy, to efekt bardzo zależy od miejsca, w którym przeciwnik został zraniony. Trafienie w mięsień lub stopę może nawet nie zostać poczute, albo wywołać jedynie uporczywy ból, który jednak w wielu wypadkach nie wpłynie na zdolność bojową.
Trafienie w tętnicę udową: podobnie, jednak rana taka spowoduje krwotok, który pozbawi przeciwnika życia w ciągu kilku minut lub nawet sekund.
Możliwe jest też, że trafimy przeciwnika redukując jego zdolność ruchu, jednak nie całkowicie. Nawet urwanie nogi redukuje bowiem ludzką swobodę działania o zaledwie około 20 procent. Oznacza to, że nawet człowiek bez kończyny dolnej nadal będzie mógł odpowiadać ogniem czy sięgnąć po nóż, jeśli się do niego zbliżymy.
Tak więc bezpieczniej jest strzelić w tors z zamiarem odebrania życia.
Zbroja może zatrzymać kulę:
Wszystko tak naprawdę zależy od zbroi i od kuli, jednak generalnie nie. Skuteczność broni palnej zależy od wielu czynników: wielkości i masy pocisku, materiału, z jakiego został wykonany, jego kształtu, odległości od celu, ilości i rodzaju użytego materiału miotającego oraz kontu trafienia.
Przez większość historii wykorzystywano jeden typ broni: był to ładowany odprzodowo muszkiet lub karabin na proch czarny, używającej kulistego pocisku z ołowiu. Pocisk taki osiągał energię kinetyczną o wartości około 4.000 dżulów. Energia ta bardzo przypomina energię naboju karabinowego Mausser 7.92x52mm. Ten jest w stanie przebić 5 milimetrów żelaza przy strzale ze 100 metrów pod kontem 60 stopni, a 3 milimetrów z dystansu 600 metrów. Prawdę mówiąc nie wiem, jak grube były średniowieczne pancerze, ale te kilka egzemplarzy, z którymi miałem do czynienia na pewno miały mniej, niż 3 milimetry grubości.
W połowie XIX wieku proch czarny zastąpiono innymi, lepszymi materiałami miotającymi, jednak nadal wzorcem były muszkiety, starano się więc, by nowa broń miała identyczną siłę ognia. W ten sposób powstał nabój karabinowy, który, po wystrzeleniu, przekazuje pociskowi również około 4.000 dżuli energii. Obecnie szerzej stosuje się jednak tak zwany nabój pośredni, który ma mniejszą energię, bo około 2.000 dżuli. Po prostu okazało się, że nabój karabinowy ma przesadną energię, istnieją bardziej ekonomiczne metody zabijania. Nie wpłynęło to jednak negatywnie na przebijalność pancerza. Przeciwnie: dzięki mniejszej powierzchni pocisk wytraca wolniej prędkość i jest w stanie przebić 12 milimetrów stali na dystansie 600 metrów.
Oprócz niego istnieją naboje pistoletowe o energii około 500-1000 dżuli oraz rewolwerowe i do strzelb, o których jednak nie chce mi się pisać.
Myślę, że widać już, jak wygląda kwestia odporności pancerza na ostrzał z broni palnej.
Nie zmienia to jednak sytuacji, że w niektórych przypadkach kula faktycznie może odbić się od zbroi.
Po pierwsze: należy zauważyć, że prędkość ruchu kuli zmniejsza się wraz z odległością od celu, a co za tym idzie, maleje też jej energia. Tak więc jeśli znajdujemy się poza zasięgiem skutecznym broni palnej istnieją szanse, że pocisk wytraci na tyle dużo energii, by nie był w stanie zrobić nam krzywdy. Tak naprawdę wolna kula, znajdująca się poza zasięgiem skutecznym może odbić się nawet od naszej skóry (albo przebić nas na wylot, zależnie od humoru).
Po drugie: im większy pocisk, tym (z grubsza, bo dochodzi jeszcze kwestia dobrania odpowiedniego ładunku miotającego) ma większą energię w chwili wystrzelenia, ale też tym szybciej ją wytraca.
Po trzecie: jego kształt. Obecnie stosuje się pociski stożkowane, które lepiej radzą sobie w powietrzu od kulistych i wolniej wytracają od nich energię. W momencie uderzenia o cel styka się z nim mniejszą powierzchnią, co powoduje, że napotyka mniejszy opór. W przeszłości stosowano pociski kuliste, lub nawet ładowano broń improwizowanymi pociskami o nieregularnym kształcie (np. kamieniami), które wytracały energię szybciej.
Po czwarte: materiał. Zarówno na pocisk jak i na pancerz działają takie same siły. Tak więc materiał może się odkształcać. Ołów jest dość miękkim metalem stal dość twardym, więc w chwili trafienia spłaszcza się, przez co jego energia oddziałuje na większą powierzchnię, więc napotyka większy opór. Pocisk stalowy lub w płaszczu z odpowiednio wytrzymałego materiału nie spotyka się z tym zjawiskiem (aczkolwiek rzadko używa się takich z uwagi na ich podatność na korozję).
Po piąte: ruch zawsze odbywa się po linii najmniejszego oporu. Tak więc kula, która trafi pod odpowiednio niskim kontem (10-20 stopni) ma szanse od zbroi rykoszetować.
I wreszcie po szóste: w wypadku broni czarnoprochowej możliwe jest, że, zwłaszcza w ferworze walki, przeciwnik źle odmierzy ładunek prochu i użyje go za mało.
Tak więc możliwy jest pewien splot okoliczności, który sprawi, że zbroja uchroni nas przed kulą. Jest on jednak mało prawdopodobny.
Drzwi samochodu wystarczą, żeby zatrzymać kulę:
Z drzwiami samochodu sytuacja jest dokładnie taka sama, co ze zbroją. Co więcej: jest to bardzo cienka warstwa raczej miękkiego metalu. Więc najpewniej nie zdołają zatrzymać one pocisku.
Strzelając z biodra można w coś trafić:
I tu niespodzianka. W przededniu II wojny światowej niektóre armie (np. Wehrmacht) ćwiczyły swych żołnierzy w strzelaniu z biodra. Problem w tym, że zasięg skuteczny strzału w tej postawie (to jest taki, gdy strzelec trafiał średnio co drugim strzałem) oceniano na 5 metrów.
Ta postawa od biedy mogłaby się sprawdzić w walkach w zamkniętych pomieszczeniach lecz obecnie już się jej nie stosuje. Po prostu nie była przydatna na polu walki.
Pistolet to dobra broń do walki wręcz:
W latach 80-tych amerykańska policja przebadała liczne przypadki strzelanin i doszła do wniosku, że 80 z nich toczyło się na dystans nie większy, niż 7 metrów, a 40 procent: nie większy, niż 3 metry. Jednak tylko połowa z nich zakończyła się zranieniem kogoś, a około jedna czwarta: obrażeniami śmiertelnymi. Przy czym jedną na dziesięć zranionych lub zabitych osób był sam strzelec lub osoba postronna.
Oczywiście badania te mają duże wady. Obejmują bowiem wyłącznie przypadki gdy zdarzenie zostało zgłoszone. Z jednej strony: przypadki, gdy nie było ofiar najczęściej nie są zgłaszane.
Drugim powodem niskiego odsetka strat jest wynikiem niskiego przeszkolenia strzelców. Blisko osiemdziesiąt procent strzelanin jest bowiem prowadzona przez osoby nie mające jakiegokolwiek szkolenia strzeleckiego. Proces dobycie broni, jej wymierzenie i strzał jest dosyć pracochłonny, a większość strzelców robi to przy złych warunkach (60 procent strzelanin odbywa się przy braku oświetlenia), w uniesieniu oraz w sytuacjach skrajnego zdenerwowania. Samą broń palną w warunkach starcia dość łatwo jest odtrącić, wykrzywić lub odepchnąć tak, by nie stanowiła zagrożenia, co więcej takie działania, nawet dla osoby nieobytej ze sztukami walki są intuicyjne.
Tak więc: Gun-Fu to bujda.
Mit broni do samoobrony też nawiasem jest bzdurą. Z tych samych badań wynika, że mniej niż 4 procent strzelanin nosi znamiona użycia broni w samoobronie (10 procent, jeśli wliczyć te z udziałem policjantów).
I dla takich wpisów uwielbiam tu zaglądać na dzienniej bazie.
Ciekawy wpis. A nie wiedziałem jak inaczej się odezwać: „Tak więc trafienie musi przebiegać pod kontem zbliżonym do 90 stopni, inaczej kula po prostu się po niej ześlizgnie.” – to kontem to powinno być raczej kątem (napisałbym pm, ale nie dałem rady) ;-).
Ciekawy tekst, ale jedna rzecz nie do końca mi się zgadza. Bohaterowie kina akcji to nie jakieś szaraczki bez wyszkolenia tylko maszyny do zabijania, więc przytaczane statystki raczej ich nie obejmują. Co do broni palnej jako narzędzia samoobrony, to eksperci w tej dziedzinie są raczej zgodni, że jest to najlepszy środek zaraz po samochodzie.
Po pierwsze jakich badań? Poproszę konkrety, bo jak pokazuje praktyka większość badań o broni to propagandowy bełkot.
Po drugie: https://en.wikipedia.org/wiki/Armour_of_the_Kelly_gang i nowsza historia https://en.wikipedia.org/wiki/Brewster_Body_Shield
Czyli generalnie tak, ale zbroje będą na tyle ciężkie, że to się nie kalkulowało (aż do wymyślenia kamizelek kevlarowych itp.)
Po trzecie: nie strzela się w korpus, właśnie z powodu kamizelek kuloodpornych, ja wiem że snajperzy w okresu drugiej wojny tam właśnie celowali, ale dzisiejsze wytyczne są inne. Wyszkoleni żołnierze będą, o ile to oczywiście możliwe, celować w szyję. Wiadomo że snajper strzelający z dystansu ponad 4 km nie wybierze tak małego celu ;).
Po czwarte: tak właśnie wygląda pojęcie teoretyków o broni i strzelaniu, coś tam dzwoni ale nie wiadomo w którym kościele.
1) Dane na temat skuteczności broni za W. Kurowski „Mafia 2.0, Jak organizacje przestępcze kreują wartość w Erze Cyfrowej”.
2) Gratuluje. W świecie, w którym istnieje (szacunkowo) 500 milionów sztuk broni palnej masz 2 pancerze, mogące się jej przeciwstać.
3A) A wiesz>? Jesteś pierwszą osobą, która twierdzi, że strzela się w szyję. Każdy inny twierdził, że strzela się w korpus lub środek ciężkości ciała (czyli przeważnie też w korpus). Co więcej: twierdzenie to wydaje się mało prawdopodobne. Tak więc: już od II wojny światowej większość walk ogniowych toczy się na dystans 250-300 metrów. Tymczasem zdrowy człowiek na dystans 150 metrów jest w stanie rozróżnić jedynie zarys twarzy. Tak więc strzelanie takie wydaje się wybitnie niepraktyczne. Po drugie: żadna kamizelka kuloodporna nie daje pełnej ochrony przed pociskami z broni długiej (z krótkiej też). Owszem, pocisk taki w sprzyjających okolicznościach jej nie przebije. Jednak nadal transmisja energii jest na tyle duża, że trafiony zostaje wyeliminowany z walki.
3B) Nie ma snajperów „strzelający z dystansu ponad 4 km”. Pięć najdłuższych strzałów to: czerwiec 2017: 3450 m, listopad 2009: 2475 metrów, marzec 2002: 2430 metrów, marzec 2002: 2310 metrów, październik 2004: 2300 metrów. Z 20 odnotowanych, najdłuższych, śmiertelnych strzałów 9 nie osiągnęło dystansu 1500 metrów.
4) Stopień starszego szeregowego czy też firmowa wycieczka na strzelnicę, bo sądząc z ilości kocopołów (snajperzy strzelający na dystans ponad 4 kilometrów, nadużywanie słów typu „propaganda” i „bełkot”) z kimś takim mam do czynienia, także nie czyni z człowieka krynicy mądrości.
1. https://www.hoplofobia.info/jak-czesto-bron-uzywana-jest-do-obrony/
Dzieła pana Kurowskiego nie znam, więc nie ocenie, i nie wiem skąd on czerpie podane dane dotyczące użycia broni w samoobronie, ale wszystko wskazuje na to że są mocno niedoszacowane.
2. Są tylko dwa pancerze, bo jak wyraźnie napisałem tworzenie takich pancerzy nie ma ekonomicznego sensu. Natomiast odpowiedź na zdanie z tekstu:
Wszystko tak naprawdę zależy od zbroi i od kuli, jednak generalnie nie.
Moim zdaniem generalnie tak, zwłaszcza dla okresu do I wś. Teraz natomiast zwykły metalowy pancerz został zastąpiony nowocześniejszymi rozwiązaniami, tak jak np. zmieniały się na przestrzeni wieków rodzaje i kształt pocisków tak teraz zmienia się obrona przeciwko nim.
3a. Jeszcze raz: O ile to oczywiście możliwe. Nikt nie twierdzi że policjanci mający do wystrzelania na strzelnicy rocznie 30-50 naboi (czy żołnierze zawodowi, którzy wcale nie mają wiele więcej) będą celowali w cokolwiek innego niż obrys ciała przeciwnika. Dla jasności mówię że operatorów szkoli się do współczesnego pola walki tak, aby przeciwnika bezwzględnie wyeliminować już pierwszym strzałem, a największe szanse na to są przy strzale w szyje. I tutaj trzeba by poświęcić długi wpis o współczesnych koncepcjach wojny symetrycznej i całkowitym braku miejsca w tych koncepcjach dla piechoty liniowej aby dojść do konkluzji że wojny takiej jak te znane nam z XX w. już nie wrócą (chyba że będą je pomiędzy sobą prowadzić państwa 3 świata). Tak więc skończy się strzelanie na dystanse 300 m (i tak strzał taki był nieefektywny, i tu twój błąd podręczniki strzeleckie z okresu II wś. jasno mówią aby otwierać ogień dopiero na dystansie mniej więcej 100 m, tak więc nie wiem skąd bierzesz 300 m w II wś. [chyba że jakiś karabin maszynowy i ogień zaporowy], może to były jednostkowo przypadki ale żołnierzy szkolono do walki inaczej) a w obszarze silnie zurbanizowanym walki piechoty prowadzone będą na dystansach dużo bliższych.
3b. Oczywiście mój błąd i zwykła literówka, jak słusznie zauważyłeś miało być 2 km, ale nie rób z tej informacji objawienia, te dane dostępne są na pierwszej lepszej stronie internetowej.
4. Dwa strzały, dwa pudła. Słów propaganda i bełkot użyłem po razie, nie widzę tu nadużycia.