Ile to razy grając w grę RPG docieramy naszą drużyną do miasta, by sprzedać łupy, odebrać nagrody za questy i zyskać nowe zlecenia? Czy zastanawialiście się kiedyś, jak dokładnie wyglądało życie w tego typu ośrodkach? I czym różniło się od komputerowo-fabularnych wyobrażeń?
W historiografii mówi się niekiedy nieoficjalnie o epoce „długiego wieku XIII”, która zaczyna się około roku 1150, a kończy się gdzieś w 1350. Jest to jeden z trzech, największych okresów gospodarczego prosperity w dziejach naszego kontynentu oraz jednocześnie moment powstania bardzo dużej ilości miast oraz ich odrodzenia się na naszym kontynencie.
Poprawa i stabilizacja sytuacji gospodarczej na zachodzie w wieku X wraz z wprowadzeniem nowych technik rolniczych owocuje tam znaczącym wzrostem ludności, karczunkiem lasów, powstawaniem nowych wsi i rozwojem miast. Kiedy ziemia rolna na zachodzie zaczyna się kończyć złaknieni jej osadnicy zaczynają osiedlać się najpierw na terenach Niemiec i Skandynawii, następnie Polski, Czech i Węgier, a w trzeciej kolejności w Państwie Krzyżackim i terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego, przenosząc tam prawo, wzorce życia miejskiego i zachowań społecznych.
Ogólny wygląd miast:
Nowo zakładane miasta lokowane były na mocy umów z panami feudalnymi, w sposób ściśle planowy. Nie będę wdawał się tutaj w omawianie różnic między prawem niemieckim, magdeburskim etc. gdyż nie jest to zbyt dla nas istotne. Osiedla takie zazwyczaj składały się z rozległego terenu rolnego przeznaczonego dla mieszkańców pod uprawę oraz ogrodzonej przestrzeni mieszkalnej.
Miasta zwykle budowało się na wzgórzu, które zapewniało dogodne warunki obronne oraz pozwalało z większej odległości dostrzec nieprzyjaciela. Drugim elementem sąsiedztwa była zazwyczaj rzeka lub przynajmniej strumień, który wspomagał możliwości obronne osiedla oraz, co najważniejsze stanowi źródło wody pitnej. Jeśli rzeka była spławna to znacząco ułatwiała też handel. Ogólnie rzecz biorąc transport wodny był w czasach dawnych około 10 razy tańszy i szybszy niż transport lądowy, więc starano się lokować miasta nad nadającymi się do tego celu ciekami. Dużo zależało jednak od nurtu owej rzeki oraz tego, jak przebiegał jej bieg. Znane są okolice, w których flisacy i żeglarze podróżujący pod rwący prąd lub wzdłuż ich meandrów nocowali po kilka dni z rzędu w tych samych miejscach.
Bardzo częstym elementem widocznym na niemal każdym znanym mi planie dawnego miasta (tzn. Sanok, Sandomierz, Przemyśl, Trzebnica oraz Lubin) były bagna osuszone najczęściej w XIX lub XX wieku, znajdujące się tuż poniżej wzgórza miejskiego. Ich geneza jest prosta: skaliste podłoże wzgórza nie przepuszcza wody, ta spływa więc po zboczu i osiada w dolince.
Pierwsze miasta, jeśli nie powstały w miejscu wcześniejszych osad handlowych i emporiów albo nie istniały od czasów rzymskich najczęściej lokowano w okolicy klasztoru lub zamku, w miejscu dawnego podgrodzia, jako zaplecze gospodarczo-rzemieślnicze dla władcy lub opata. Zazwyczaj jednak ani zamki ani klasztory nie wchodziły w skład pierwotnej tkanki miasta, choć z czasem mogły być przez nie wchłaniane i obudowywane.
Z czasem miasta zaczęły powstawać w bardziej planowy sposób rozmieszczane co dzień lub dwa drogi czyli około 20-40 kilometrów od siebie. Przy większych odległościach w połowie drogi między dwoma ośrodkami budowano karczmę, w której mogli nocować podróżni.
Dookoła miasta znajdował się natomiast klucz wsi. Sześć do siedmiu miast tego typu tworzyło pierścień, oddalony o kolejny dzień lub dwa od centralnego, większego ośrodka, znajdującego się w jego centrum. Mniejsze miasta pomyślane były jako punkty skupu produktów rolnych oraz wymiany między mieszkańcami i chłopami. Zwykle raz w tygodniu ogłaszano tam dzień targowy, na który przybywali mieszkańcy całej okolicy, by dokonać wymiany. Wieczorem kupcy przepakowywali się i udawali do kolejnego miasteczka, w którym dzień targowy miał miejsce następnego dnia.
Centralne miasto było natomiast punktem zaopatrzeniowym dla lokalnych handlarzy oraz miejscem, w którym zatrzymywali się kupcy przybywający z większej odległości, by pozostawić towary, którymi handlowano potem w mniejszych miastach oraz nabyć te pochodzenia lokalnego.
Architektura:
Miasta średniowieczne nie były wznoszone wedle tak sformalizowanego schematu, jak miasta rzymskie, niemniej jednak nadal istniał pewien wzorzec. Tak więc centrum i główne miejsce życia miasta wyznaczał rynek od którego odchodziły dwie, główne ulice. Czasem rynków i ulic było więcej, jeśli tylko miasto urosło na tyle, by je pomieścić. Na rynku odbywał się handel, procesy sądowe (zwykle pod gołym niebem) oraz toczyło się całe życie ośrodka. W jego bezpośrednim sąsiedztwie znajdowały się najważniejsze budynki. Był to kościół (od XIV wieku wyposażony w wieżę zegarową) lub w miastach z siedzibą biskupią: katedra oraz ratusz. Ściany rynku wyznaczały domostwa i kamienice najważniejszych mieszkańców.
Kamienice miały od jednego do czterech-pięciu pięter wysokości, przyczym miasta miały tendencję do pięcia się w górę. Budowano je w kwadratach, frontem w stronę ulicy. Z przodu, na parterze znajdowały się „tabernae” czyli luki na sklepy, tawerny i warsztaty rzemieślnicze, z tyłu miały wyjście na podwórze. Na pierwszym piętrze znajdywały się mieszkania właścicieli sklepów, następnie trochę gorszej klasy. Piętro ostatnie było zwykle piętrem luksusowym, gdyż tam było najłatwiej o dostęp do światła. Brak elektryczności oraz wąskie ulice sprawiały, że dostęp do tego ostatniego był bardzo trudny i w niżej położonych mieszkaniach było raczej ciemno. Poddasza i sutenery przeznaczone były na mieszkania biedoty.
Za pierścieniem kamienic istniało podwórze, które miało podwójną rolę: doprowadzić światło oraz zapewnić przestrzeń do działań gospodarskich. Znajdowała się na nim studnia, dodatkowo wznoszono tam różnego rodzaju budynki gospodarcze, jak drewutnie, kurniki, chlewiki, obory, stajnie etc. Świnie i krowy pasały się na ulicach dużych miast jeszcze w XVIII i XIX wieku, choć już w XI wieku starano się z tym procederem (przynajmniej w największych osiedlach) walczyć.
Szyb w oknach w tym okresie nie znano. Jeśli już to umieszczano szkła witrażowe w bardzo bogatych domach. Rzadziej wstawiano przeźroczyste, zwierzęce błony. Najczęściej jednak okna były po postu pustymi wnękami w ścianach, które na noc zasłaniano drewnianymi okiennicami. Jako, że nie stanowiły one przeszkody dla złodziei w rezultacie na parterze okien od strony ulicy prawie nigdy nie było, a te na pierwszym piętrze zwykle były zakratowane.
W sklepach również nie było okien wystawowych. Te umieszczano w wychodzących na ulice niszach nazywanych „tabernae” gdzie na zewnątrz rozstawiano stragan i na nim próbkę produktów, narzędzia rzemieślnicze stosowne do fachu właściciela etc. Z tyłu, w budynku często znajdował się natomiast magazyn.
Do większości mieszkań wchodziło się od strony podwórza. Na podwórze wejść można było przez dwie bramy: od strony ulicy lub tylną, przeznaczoną dla furmanek, dostawców etc. Bramy zwykle strzegł odźwierny.
Taki, pierścieniowaty układ budynków miał proste przeznaczenie: chronić zamieszkujących wewnątrz ludzi przed obcymi, głównie złodziejami. W wypadku napaści lub oblężenia każdy kwadrat domów zmieniał się natomiast w twierdzę. Architektura taka sprawiała jednak pewne problemy, kamienice mogły się bowiem zmieniać w prawdziwe bandyckie gniazda niemożliwe do zdobycia, co jeszcze na początku XX wieku stanowiło poważny problem dla stróżów prawa.
W miastach włoskich często całe kwadraty należały do jednej, zamożnej rodziny i faktycznie były zmieniane w twierdze, nierzadko używane w walkach militarno-politycznych do kontroli miasta. Przykładem takiej sytuacji był konflikt między dwoma, włoskimi rodami, który posłużył jako kanwa dla dramatu „Romeo i Julia”.
Położone w miastach pałace możnych również wznoszono na podobnym planie jak kamienice.
Kanalizacji nie było, bieżącej wody nie było, choć niektóre miasta posiadały sieci wodociągów dostarczające wodę do studni. Nieczystości pozbywano się różnie. Generalnie środkiem ulicy biegł kanał, nazywany rynsztokiem, do którego wylewano brudy. W wielu miastach było to jednak nielegalne, oczekiwano więc, że mieszkańcy usuną je poza mury miasta.
Jeśli podłoże na to pozwalało niektóre miasta wyposażano w podziemia. Zwykle były to po prostu połączone ze sobą piwnice, które wykorzystywano jako magazyny. Za ich pomocą przemieszczano też ładunki między siedzibami bogatszych kupców w sposób nie tarasujący życia na ulicach.
Ogień:
Poważnym problemem miast z tego okresu był ogień. Nie jest do końca prawdą, że miasta takie wznoszono z drewna: w rzeczywistości budulec różnił się od okolicy. W regionach południowych: w Iberii, Włochach, południowej Francji budynki wznoszono głównie z kamienia, a niekiedy drążono w miękkich skałach. Tereny te w dużej mierze ogołocono z lasów jeszcze w czasach rzymskich i drewno było tam budulcem rzadkim i cennym. Niemcy, Polska, Ruś, Litwa i Skandynawia były bogate w lasy i jeszcze w XVII wieku dominującym budulcem faktycznie było tam drewno. Na terenach lepiej rozwiniętych gospodarczo stosowano cegłę. Cegła była tańsza zarówno od drewna jak i kamienia, miała też lepsze właściwości jako budulec. Niemniej jednak do jej wytwarza niezbędne były cegielnie, które wymagały rozwiniętej organizacji pracy i dostępu do licznej, niedrogiej siły roboczej.
Nawet w dużych miastach znaczną część domów stanowiły chałupy typu wiejskiego. Stosowany budulec oraz zwykle niewielka odległość miedzy poszczególnymi budowlami sprawiały, że ogień zwykle bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Wybuch pożaru mógł doprowadzić nawet do zniszczenia całego miasta.
Dlatego też w większości z nich istniały bardzo ostre przepisy dotyczące obchodzenia się z otwartym ogniem. Dodatkowo zakazywano też uprawiania tak zwanych „zawodów ognistych” w obrębie murów. Jedyny wyjątek robiono dla piekarni, kuchni i miejsc zbiorowego żywienia. Wszelkiego rodzaju kuźnie i pracownie metalurgiczne budowano natomiast gdzieś na uboczu, zwykle w odrębnej osadzie. W samym mieście natomiast wyłącznie przyjmowano zlecenia oraz sprzedawano wyroby.
Populacja:
W XIII wieku Europa była znacznie mniej zaludnionym kontynentem niż współcześnie. Jej ludność kształtowała się w przybliżeniu następująco:
- Francja: 19 milionów
- Włochy: 10 milionów
- Niderlandy: 12 milionów
- Grecja i Bałkany: 4 miliony
- Półwysep Iberyjski: 12 milionów, przy czym w części chrześcijańskiej żyła znaczna mniejszość
- Niemcy i Skandynawia: 11,5 miliona
- Europa wschodnia: 13 milionów, przy czym 6 milinów stanowili mieszkańcy Rusi, około 2 milionów mieszkańcy Polski, kolejne 2 miliony Litwini.
- Wielka Brytania: 4 miliony mieszkańców
Największe zagęszczenie ludności znajdowało się w trzech regionach: były to Holandia, Włochy oraz okolice Paryża. W dwóch pierwszych żyła około 1/3 ludności kontynentu. Większość jego mieszkańców stanowili mieszkańcy wsi. Na terenach lepiej rozwiniętych okolicach, czyli w praktyce w trzech wymienionych regionach stosunek mieszkańców miast do mieszkańców wsi stanowił 1 do 3, na pozostałych obszarach nie przekraczał 1 do 10.
Mimo to miasta były dość duże. Ogólnie rzecz biorąc największym miastem na świecie mogły być: Pekin, Guanzghou lub Kaifeng. W kręgu dostępnym mieszkańcom zachodu rywalizować z nimi mógł jedynie Kair, który mógł liczyć nawet 500 tysięcy mieszkańców oraz Konstantynopol i Kordoba, które posiadały ich około 200-300 tysięcy.
W świecie katolickim, podówczas stanowiącym peryferia istniało:
- 1 miasto przekraczające 100 tysięcy mieszkańców (był to Paryż)
- 8-9 miast o ludności przekraczającej 50 tysięcy, przyczym poza Włochami znajdowały się jedynie: Kaffa (Półwysep Krymski i kolonia Genui), Gandawa (dzisiejsza Holandia) i Londyn.
- Około 30 miast o ludności między 20, a 30 tysiącami ludności
- 60 do 70 miast o ludności pomiędzy 10 a 20 tysiącami ludności
- Około 100 miast o ludności między 1 a 10 tysiącami mieszkańców
- I niepoliczalna ilość takich, gdzie ludność owego tysiąca nie sięgała
Zamożność:
Poziom życia mieszczan był bardzo zróżnicowany. Ogólnie rzecz biorąc jednak nie odbiegał szczególnie od tego, co działo się w całej epoce przed-industrialnej. Tak więc:
- 4-8% populacji nie było zdolne do pracy i zależne było od łaski innych mieszkańców. Do grupy tej należały małe, osierocone dzieci, starcy, kalecy, przewlekle chorzy etc.
- Około 20% ludności znajdowało się w stałym, krytycznym położeniu. W praktyce oznacza to, że były to osoby bez stałego zajęcia, wykonujące różne, dorywcze prace. Ich dochody (oraz przerwy w ich uzyskiwaniu) sprawiały, że nie zawsze było je stać na zaspokojenie minimalnych potrzeb koniecznych do życia. Najczęściej wyglądało to w ten sposób, że ludziom tym zdarzały się w życiu dni, gdy nie byli w stanie ogrzać mieszkania albo, gdy musieli obchodzić się bez posiłku.
- 30-40% ludności stanowili drobni rzemieślnicy, urzędnicy i kramarze. Ludność ta zazwyczaj żyła normalnie, zaspokajając swoje „minimum egzystencjonalne”: to znaczy stać było ich na żywność, ubrania, dach nad głową, opał oraz pewne wydatki dodatkowe. Niemniej jednak w wypadku negatywnego zbiegu okoliczności (jak: problemy wywołane przez członków rodziny, starość, niekorzystne regulacje prawne dotyczące handlu, podatki, wojny, nieurodzaj, nieszczęśliwe wypadki etc.) sprawić mogły, że okresowo mogły spaść poniżej owego minimum egzystencjalnego lub znaleźć się w położeniu krytycznym. Najgroźniejsza była trwała utrata zdolności do pracy lub też narzędzi do owej pracy wykonywania, która spychała ofiary wypadku do pierwszych grup.
Na ludność podówczas dużego miasta Saint Omer, liczącego 10.000 rodzin składało się:
- 5 do 10 rodzin „rycerzy” (przy czym nie jest dla mnie jasne o kogo chodzi, mogli to być albo panowie feudalni zamieszkali w mieście albo „ekwici” czyli bardzo bogaci mieszczanie)
- 300 rodzin „bogaczy”
- 300 rodzi„posiadaczy” czyli osób o stanie posiadania wyższym, niż przeciętna, zwykle drobnych kamieniczników, relatywnie bogatych kupców etc.
- 2500-3000 „biednych”
Pozostała część mieszkańców mieściła się gdzieś pomiędzy dwiema ostatnimi kategoriami. Największe dochody jednak – jak zwykle – znajdowały się w rękach dość wąskiej garstki uprzywilejowanych.
Głównymi źródłami bogactwa były:
- Nieruchomości w mieście i poza nim. Zaliczają się tu: kamienice i mieszkania pod wynajem, magazyny pod wynajem, działki ziemi rolnej otaczającej miasto i stanowiącej jego część (często obrabiane przez chłopów pozostających w zależności feudalnej lub dzierżawców płacących za ich uprawę), działki ziemi dzierżawione w posiadłościach feudalnych poza miastem oraz dzierżawione tamże czynsze.
- Handel, w szczególności dalekosiężny. O jego organizacji i wyglądzie pisałem już w zeszłym roku w artykule o jedwabnym szlaku.
- Administracja, pełnione funkcje, udział w podatkach i ich zarządzaniu oraz opłaty administracyjne. Przy czym większość wyższych funkcji była nieodpłatna, wręcz przeciwnie, oczekiwano, by pełniące je osoby zaręczyły za nie własnym majątkiem. Faktycznie był to mechanizm, który zapewnić miał kontrolę władzy kręgowi „szlachetnych bogaczy”. Sprawujący urzędy pobierali też opłaty administracyjne za każdą czynność, które to opłaty mogły być wartościowym źródłem dochodów.
- Oraz oczywiście lichwa.
Zawody:
Zawody wykonywane przez mieszkańców były bardzo zróżnicowane. Ich dość długą listę przedstawił jeden z dominikańskich kaznodziejów dzielący ludność miast na osiem chórów. Były to:
- Chór 1: ci, co wytwarzają ubrania i buty
- Chór 2: rzemieślnicy pracujący narzędziami z metali: mincerze, złotnicy, kowale, stolarze, murarze i cieśle
- Chór 3: Kupcy dalekiego zasięgu
- Chór 4: Handlarze, sprzedawcy żywności i napojów (wliczając w to młynarzy, piekarzy, piwowarów, etc.)
- Chór 5: Chłopi, rolnicy i robotnicy rolni
- Chór 6: Lekarze
- Chór 7: Uczeni, skrybowie, urzędnicy, nauczyciele, sekretarze i prawnicy
- Chór 8: Mnisi i duchowni
Ten sam kaznodzieja wylicza też chór dziewiąty zaprzedany diabłu. W jego skład wchodzą: prostytutki, aktorzy, mimowie i uliczni grajkowie.
Ogólnie rzecz biorąc spojrzenie na zawody dopuszczalne i hańbiące zmieniało się w zależności od czasów i teologów. Przez większość wczesnego średniowiecza w życiu pozostawała opracowana prez Tertuliana w II wieku naszej ery lista zawodów okrywających niesławą. Ta obejmowała: lichwiarzy, astrologów, kupców, nierządnice, adeptów sztuki rozrywki, wytwórców przedmiotów luksusowych, artystów, muzyków, żonglerów, karczmarzy, oczyszczaczy miasta oraz nauczycieli.
W pełnym średniowieczu jako takie występowały już głównie: kat, hycel, pomocnik katowski, grabarz, rzeźnik, pachoł (strażnik) miejski, łaziebnik, balwierz, prostytutka, sutener, grajek, akrobata, błazen, tkacz, folusznik oraz pastuch.
Do kategorii zawodów hańbiących należały głównie dwie kategorie ludzi: sektor usług oraz zawody nieprzyjemne. Sektor usług z tej przyczyny, że niczego nie wytwarzał, tak więc nie wzbogacał (przynajmniej wedle prymitywnego wyobrażenia o ekonomii) społeczeństwa. Wyjątek stanowił tu nauczyciel, który w czasach Tertuliana nauczał wiedzy klasycznej czyli szerzył pogaństwo i ateizm.
Drugą kategorią były zawody wyjątkowo nieprzyjemne. Przykładem tych ostatnich mógł być folusznik. Profesja ta polegała na praniu tkanin i przędzy celem usunięcia z nich owczego tłuszczu. Była ona raczej dobrze płatna: zarobić można było nawet 3 razy tyle, co pracując w polu. Niemniej jednak powodem takiej sytuacji był fakt, że folusznik prał ową tkaninę w wielkich kadziach pełnych ludzkiego moczu…
Tkacze i pasterze natomiast byli wyjątkowo biedni i źle wynagradzani. Zasadniczo tkanie i przędzenie było w tym okresie typową, domową pracą kobiecą. Zajmowała się tym każda gospodyni w każdym domu po trochu, wliczając w to nawet największe damy i królowe. Było to cenne uzupełnienie nie tyle nawet domowego budżetu (gospodarstwa domowe średniowiecza były znacznie bardziej samowystarczalne niż współcześnie) co wyposażenia. Z tak wypracowanych tkanin szyła ubranie dla męża lub dzieci. Zarobkowo procesem tym zajmowała się tylko biedota, można było ją porównać do współczesnego skręcania długopisów.
Pozycja kupca wzrosła na skutek zmiany spojrzenia na handel. W starożytności uznawano go za oszukaństwo: kupowano taniej, by sprzedać drożej, czyli ze szkodą dla nabywcy. W średniowieczu natomiast uznano koniec końców, że kupcy są osobami potrzebnymi, pozwalają bowiem zdobyć towary inaczej niedostępne, ich towary pozwalają upiększyć świątynie (czyli chwalą Boga), a pobierana prowizja pozwala im tylko przeżyć. Problemem była wysokość cen, a teologowie toczyli na ich temat debatę. Dominowały dwie szkoły: romanistów, uznających, że ceny są wynikiem umowy między kupcem i nabywcom, a wynikają z targowania się oraz kanonistów, uważających, że istnieje naturalna, sprawiedliwa cena.
Prócz zawodów hańbiących, ale dopuszczalnych wśród chrześcijan, choć utrudniających zbawienie istniały też cztery kategorie aktywności, których nie tolerowano. Był to: oszustwo, lichwa, kradzież i paserstwo.
Zarobki:
O sposobie życia decydowały zasadniczo zarobki. Te były bardzo różne i mocno rozstrzelone zależnie od warstwy społecznej i okolicy, w której się żyło. Zasadniczo ludność miast podzielić można na trzy warstwy. Były to:
- plebs, czyli rzemieślnicy, drobni i średniego szczebla urzędnicy, lekarze, nauczyciele, średni kupcy, kramarze i sklepikarze oraz zamieszkujący w mieście rolnicy.
- Druga to proletariat, czyli robotnicy, służący, robotnicy rolni i pracownicy niewykwalifikowani.
- Trzecia to patrycjat czyli bogaci kupcy, rzemieślnicy wykonujący najbardziej elitarne zawody (złotnicy, architekci), członkowie władz miejskich oraz posiadaczy większych ilości nieruchomości.
Zasadniczo, opierając się na zarobkach z Antwerpii powiedzieć można, że:
- Mistrz (majster) murarski zarabiał dziennie 8 groszy
- Robotnik niewykwalifikowany na tej samej budowie otrzymywał uposażenie w wysokości 4 groszy dziennie.
- Pastuch lub służący zarabiali około 1 grosza dziennie, a czasem mniej (przy czym służący otrzymywał jeszcze wyżywienie, najczęściej w formie resztek z pańskiego stołu, o tym będe pisał później)
Dla porównania z innymi warstwami ludności:
- Najgorszej jakości działka ziemi przynosiła (uśredniony) dochód w wysokości 5 groszy tygodniowo. Przy czym zauważyć należy, że mówimy o działce najgorszej jakości. Urodzajne pole przynieść mogło bowiem nawet dochód w wysokości 40 groszy w ciągu tygodnia.
- Sierżant (czyli rycerz niepasowany) otrzymywał tytułem renty feudalnej (w przeliczeniu) 2400-3600 groszy rocznie, czyli między 6, a 9 groszami dziennie.
- Rycerz pasowany w owym okresie posiadał dochody najmniej sześć razy większe niż sierżant, czyli jego majątek przynosił mu co najmniej 40 groszy dziennie. Przy czym osoby o takich zarobkach w swej warstwie uchodziły za mało zamożne.
Wojskowi w tym okresie zarabiali:
- Rycerz: 32 grosze dziennie tytułem odszkodowania za udział w wojnie
- Sierżant (sierżant był rycerzem niepasowanym, mógł to być zarówno biedny rycerz jak i przedstawiciel innej warstwy społecznej, walczył w rynsztunku rycerskim, lecz miał stawić się z dwoma końmi, podczas gdy rycerz zobowiązany był posiadać cztery, w tym dwa lepszej jakości): 8 groszy dziennie tytułem odszkodowania za udział wojny
- Najemny piechur: 2 grosze żołdu dziennie
Jeśli chodzi o zarobki bogaczy, to w wypadku tej warstwy tak kiedyś jak i współcześnie tylko niebiosa były limitem.
Ceny wyglądały mniej więcej tak:
- Duży bochenek chleba: 1 grosz
- Hełm: 200 groszy
- Kolczuga: około 1500 groszy
- Koń od 1200 do 15.000 groszy
- Koń bojowy od 20.000 do 70.000 groszy
- Wół: 300 groszy
- Owca: 30 groszy
- Miara zboża: 3 grosze
Przy czym należy zauważy jedno: większość miejskiej, rzemieślniczej klasy średniej to byli ludzie, których dziś nazwalibyśmy „chłoporobotnikami”. Nie dość, że posiadali jakiś zawód, to jeszcze rolę poza miastem i żyli z obydwu tych rzeczy, co podnosiło ich dochody choćby w ten sposób, że zamiast kupować żywność na targu jedli to, co im wyrosło. Niemniej jednak około 2/3 ludności była od owego targu uzależniona.
Żywność:
Ceny na tym były zróżnicowane. Żywność była dość droga: w normalnym roku bochenek chleba kosztował 1 grosz, choć ulegało to zmianie. Wynikało to raz z niewielkiej wydajności rolnictwa, dwa z bardzo dużej zmienności w wynikach plonów. Zasadniczo średnio rocznie z jednego zasianego ziarna zboża uzyskiwano cztery ziarna plonu. Niemniej jednak w kiepskich latach średni wynik spadał do dwóch ziaren, a w latach urodzaju rosła do 8 ziaren.
W tych okolicznościach biedota nawet 60 do 80 procent swoich pieniędzy wydawała na żywność. Przy czym zakup chleba (produktu podówczas dość luksusowego) stanowił około 30 procent owych wydatków (groch, bób i kasza były tańsze, ale mniej lubiane). W miastach dość chętnie i masowo jedzono mięso. Średnie spożycie mięsa mieszkańca Carpentras wynosiło 26 kilogramów, a Frankfurtu: aż 100 kilogramów rocznie. Dla porównania współcześnie w Polsce wynosi ono 23,4 kilograma na osobę.
Także bogacze nie oszczędzali na żywności, choć z innych przyczyn, w efekcie czego trudno powiedzieć, czy mieszkańcy miast byli tak biedni, czy tak łakomi. Zachował się jadłospis jednego z codziennych obiadów zamożnego londyńskiego kupca. W jego trakcie podano:
- miniaturowe paszteciki nadziewane wątróbką z dorsza i wołowym szpikiem
- kawałki mięsa w sosie cynamonowym
- szpik wołowy w cieście
- węgorze w pikantnym purre z grochu
- piskorza w zielonym sosie aromatyzowanym przyprawami korzennymi i szałwią
- duże kawałki mięsa pieczonego lub gotowanego
- ryby słodkowodne
- pieczonego leszcza z ptysiami
- jesiotra
- galaretki mięsne
- pieczeń „najlepszą z możliwych”
- ryby słodkowodne (raz jeszcze)
- bulion z bekonem
- potrawkę z kurczaka i owoców morza z przyprawami korzennymi
- paszteciki z leszczy i węgorzy
- budyń
- polewkę
- sarninę
- i minogi morskie w ostrym sosie.
I chodziło tu o obiad codzienny. Oczywiście pan domu nie konsumował tego sam. Zasiadał on u szczytu stołu, przy którym siedzieli też jego domownicy, klienci, część pracowników, gości i partnerów w interesach. Służący stawiali przed nim potrawy, pan nakładał sobie co chciał, a następnie kolejne półmiski wędrowały w dół ławy, podawane następnym ludziom, którzy zasiadali wedle starszeństwa, przy czym każdy następny również nakładał sobie, to, na co akurat miał ochotę. Oczywiście najbardziej atrakcyjne potrawy na sam dół stołu nie docierały. Zwykle zostawało jednak sporo resztek. Z tych część zjadała służba, co traktowano jako część jej wynagrodzenia, a pozostałe odsprzedawano w tawernach biedocie.
Biedni zdaje się nie jedli mniej obficie. Zachował się jadłospis jednego z klasztorów z epoki. Ten dziennie przewidywał:
- dla mnicha: 1,7 (1,4 dla zakonnic) kilograma chleba, 1,5 litra wina lub piwa, 100 gramów sera oraz 230 (130 dla zakonnic) gramów pure z grochu lub soczewicy
- dla świeckich robotników w służbie zakonu: 1,5 kilograma chleba, 1,5 litra wina lub piwa, 100 gramów mięsa, 200 gramów pure z jarzyn oraz 100 gramów sera
Z uwagi na ich strategiczne dla miast na rynkach średnio co tydzień przeprowadzono kontrolę jakości sprzedawanej żywności. Ukrytym powodem takiej sytuacji był fakt, że każdy skontrolowany musiał za ten przywilej uiścić urzędnikowi opłatę, tak więc wykorzystywano go do łupienia kramarzy.
Zamieszkanie:
Sposób mieszkania był bardzo różny. Zasadniczo mistrz rzemiosła zwykle posiadał wystarczające zarobki, by pozwolić sobie na zakup lub wynajem całego domu, dysponującego kuchnią, spichlerzem i piwnicą. Dysponował on też kilkoma czeladnikami, których pracę nadzorował i z której czerpał zyski oraz służącymi. Mistrzowie bardzo często zajmowali się jedynie oddawaniem na użytek czeladników warsztatu, nadzoru nad nim oraz sprzedażą wyrobów, samemu nie dotykając narzędzi. Dochodziło więc do tego, że np. w Paryżu zostawali takimi dwunastoletni chłopcy. Czeladnicy i gorzej prosperujący rzemieślnicy zazwyczaj wynajmowali z rodziną niewielkie mieszkania posiadające 2-3 izby. Miały one wspólną kuchnię i studnię dzieloną wraz z innymi rodzinami.
Niewykwalifikowani robotnicy korzystali z „gospód” lub „domów gospodnich”. Słowo to nie oznaczało podówczas jednak jeszcze „karczmy” czy „tawerny”, a raczej prywatnego domostwa wynajmującego pokoje lub wręcz miejsca do spania. Było to coś, co dziś nazwalibyśmy sublokaturą lub stancją.
Biedota nocowała na poddaszach lub w sutenerach bez światła, których wynajem był tani, lecz w których panowały raczej złe warunki do życia.
Rodzina, małżeństwo i śmierć:
Małżeństwa zawierano raczej późno i były one mało trwałe. W szczególności od mężczyzn oczekiwano, by wyszumieli się i zgromadzili jakiś majątek. W wypadku mężczyzn wiek zawierania pierwszego małżeństwa wynosił zwykle 25-30 lat. W wypadku kobiet był niższy: 16-18 lat w Sienie, 20-21 lat w Dijon.
Małżeństwo trwało zwykle 12-16 lat. Rozwody były na porządku dziennym, wiele kobiet umierało też z powodu chorób, zwłaszcza zakażeń okołoporodowych. Ogólnie umieralność dorosłych wynosiła:
- Około 15 procent chłopców i 34 procent dziewczynek nie dożywało pełnoletności.
- Między 18 a 30 rokiem życia umiera: 17 procent mężczyzn i 19 procent kobiet
- Między 30 a 40 rokiem: 17 procent mężczyzn i 15 procent kobiet
- Między 40 a 50 rokiem: 17 procent mężczyzn i 12 procent kobiet
- Między 50 a 60 rokiem: 14 procent mężczyzn i 9 procent kobiet
- Między 60 a 70 rokiem: 13 procent mężczyzn i 6 procent kobiet
- Powyżej 70 lat osiągało 7 procent mężczyzn i 5 procent kobiet.
Średnia życia dla mężczyzny wynosiła około 45 lat, dla kobiety: 40 lat.
Handel:
Jednym z głównych źródeł dochodów i bogactwa miasta był handel. Ten skupiał się na rynku (w większych miastach: rynkach) oraz w biegnących doń, głównych ulicach miejskich. Drugim źródłem bogactwa było oczywiście rzemiosło i wytwórczość, choć to tak naprawdę nie zawsze było dobrze płatne. Sytuacja rzemieślników byłą skomplikowana i wynikała z wielu, różnych czynników. Po pierwsze: duża część rzemiosł, jak warzenie piwa, tkactwo, wykonywanie koszyków etc. nie wymagała skomplikowanych, trudno dostępnych narzędzi lub była wykonywana masowo metodami chałupniczymi przez większość mieszkańców miasta samodzielnie.. W efekcie czego pracujący w nich ludzie nie uzyskiwali dużych dochodów.
Jeśli chodzi o pozostałych, to ich sytuacja zależała w dużej mierze od rozmiaru miasta i sytuacji ekonomicznej regionu, w którym żyli. Wynikało to z jednej strony z zapotrzebowania i rozmiaru rynku: wiadomo, w okolicy, gdzie mieszka sto osób kowal będzie miał niższe zarobki, niż w mieście, w którym jest ich dziesięć tysięcy oraz jego nasycenia. Kolejnym problemem był stopień jego kwalifikacji. Zasadniczo rzemieślnik mógł być uczniem, czeladnikiem lub mistrzem. Uczeń dopiero przyuczał się do zawodu, czeladnik był już człowiekiem wykwalifikowanym, któremu można było powierzyć znaczną część zadań, często mieszkającym w domu mistrza. Mistrz najczęściej był właścicielem warsztatu.
Sytuacja tego ostatniego często zależała od okolicy, w jakiej żył. Bywali mistrzowie, zwłaszcza w Niderlandach i Włoszech, którzy mieli pod swoją opieką i setki czeladników. Bywali też tacy, którzy stukali młotkiem w jakiejś kuźni w zapadłej wsi ledwie zarabiając na życie. W Konstantynopolu, krajach arabskich etc. bywało, że kilkuset niewolnych i wywodzących się z biedoty mistrzów żyło zamkniętych w cytadeli ze swoimi czeladnikami i produkując wszystkie konieczne przedmioty.
Źródłem najważniejszych zysków dla miast był handel. Do najważniejszych jego gałęzi należeli:
Kupcy zbożowi: którzy handlowali też solonym śledziem i wędzonym mięsem. Po pierwsze, jak pisałem wyżej miasta nie były samowystarczalne, a co najmniej 2/3 ich ludności żyło kupując żywność. Jak łatwo policzyć z danych gospodarczo-demograficznych które wcześniej podawałem regiony najbardziej zurbanizowanych, poza okresami największego urodzaju egzystowały na skraju katastrofy. Musiały więc być zaopatrywane z zewnątrz. Już od czasów starożytnych proceder ten był normą i przynosił wielkie dochody: Ateny żyły głównie dzięki dostawom zboża z nad Morza Czarnego, Rzym: z Egiptu i Afryki Północnej, Konstantynopol: Bałkanów i ponownie znad Morza Czarnego.
Co więcej: dzięki swej naturze handel ten stwarzał liczne możliwości spekulacji. Zboże może leżeć latami, nie tracąc swych właściwości, zdarzają się okresy niedoboru, gdy jest drogie jak i klęsk urodzaju, gdy jest tanie. W średniowieczu znano też szereg wyrafinowanych instrumentów związanych z tym handlem: skup w okresie urodzaju i magazynowanie do momentu, aż będzie niezbędne, zmowę cenową między chłopami i dostawcami, czy handel opcyjny za z góry ustalone kwoty, niezależnie czy zbiór będzie obfity, czy kiepski.
Kupcy korzenni: zajmujący się handlem przyprawami zamorskimi sprowadzanymi z obcych krajów, pachnidłami i barwnikami.
Kupcy bławatni: Zajmujący się handlem tkaninami. Zasadniczo tkaniny wytwarzano w każdym miejscu, najczęściej chałupniczo, lecz niektóre obszary (głównie Niderlandy i Anglia) wyspecjalizowały się w tej produkcji. Co więcej w różnych obszarach klimat pozwalał na różną ofertę, co stanowiło impuls do wymiany o światowym zasięgu. Tak więc Skandynawia, Finlandia i Ruś znane były z pozyskiwanych tam futer i pierza. Bizancjum, Syria, Granada i Północna Afryka: z produkowanego weń jedwabiu, choć to ten syryjski uchodził najlepszy. Egipt słynął z tkanin lnianych. Cała ta produkcja trafiała na rynki Niderlandów i Szapmanii, gdzie produkowano najlepsze tkaniny wełniane, populacja owiec była niemal trzy razy większa od ludzi, a nawet chłopi żywili się importowanym zbożem.
Kupcy winni: którzy handlowali też oliwą. Europa posiada dwie główne strefy klimatu, granica między którymi biegnie mniej-więcej przez środkową Francję i podnóże Alp. Różnią się one możliwymi metodami uprawy i stylem rolnictwa. Zasadniczo asortyment upraw jest bogatszy na południu, a część wytwarzanych tam produktów, zwłaszcza wino i oliwa są produktami luksusowymi na północy, bardzo chętnie nawiasem mówiąc sprowadzanymi. Sam region Bordeaux w XIV wieku (czyli trochę po okresie, o którym mówimy) eksportował rocznie 800 tysięcy hektolitrów wina, dysponując flotą 900 kog. O rozmiarach tego handlu świadczy jeden fakt: przeciętnej wielkości koga była w stanie przewieść na swym pokładzie 500 żołnierzy lub zapasy żywności dla całego, ówczesnego miasta.
Jeśli chodzi o handel przedmiotami pospolitymi, jak np. słynne klepki z sezonowanego drewna ze „Składanego noża” to raczej tego nie robiono (choć wyroby luksusowe mogły przemierzać cały świat). Wynikało to z bardzo wysokich kosztów transportu. Wyroby pospolite transportowano najdalej do okolicznych wsi i miasteczek, a i to podnosiło ich cenę o 20-30 procent. Transport był na tyle kosztowny, że przewiezienie jakiegokolwiek produktu na dystans 50 mili podwajało jego cenę.
Lichwa:
Piątym, wielkim źródłem zarobków była lichwa. Wbrew pozorom nie trudnili się nią wyłącznie Żydzi, a przeciwnie: każdy, kto miał jakieś, większe oszczędności. Oczywiście lichwa dla chrześcijan była zakazana, ale powiedzmy sobie szczerze: kradzieże, morderstwa i cudzołóstwo także. Nie powstrzymywało to jednak jednostek zdeterminowanych. Pożyczanie pieniędzy jest po prostu zbyt podstawową działalnością, by zakazać jej ludziom.
Ponadto poziom moralny kupców nie zawsze był wysoki. Przykładem jednego z nich była kanalia znana pod nazwiskiem Jehain Boinbrok. Trudnił się on szeroko rozumianym handlem i lichwą, brał udział we zmowach cenowych. Prowadził też zakład pracy, w którym zatrudniał sieroty i wdowy. Jego pracownicy byli zobowiązani wynajmować od niego mieszkania i kupować od niego żywność (a Boinbrock pilnował, by ich zarobki były średnio o 1/5 niższe, niż wydatki, jakie musieli ponieść na utrzymanie, dzięki czemu mógł im również pożyczać pieniądze na procent). W podobny sposób zatrudniał też tkaczy. Porządek wśród jednych i drugich utrzymywał płacąc zbirom za pobicia, okaleczenia i morderstwa niepokornych. Zlecał też zabójstwa konkurentów i podpalenia magazynów, szantażem i groźbą śmierci zmuszał do niekorzystnych umów, sprzedaży majątku za bezcen, odstępowania nieruchomości, umieszczania się w testamencie, brania niekorzystnych pożyczek, a wywiązania się z tych umów pilnował biorąc zakładników.
Ryzyko sądowe związane z lichwą, a także ogólna niepewność owych czasów oraz zwykła chciwość sprawiały, że kredyty były raczej drogie. Typowe, miesięczne odsetki wynosiły 20 procent.
Inną, podobną działalnością była spekulacja srebrem. W dużych miastach zdarzały się okresy jego niedoboru (stretezzy) i nadmiaru (largezzy). Te pierwsze zdarzały się w czerwcu i grudniu, a drugie w lipcu i wrześniu, pokrywając się z datami wychodzenia i powrotów statków. Zdolni kupcy potrafili to wykorzystać.
Bezpieczeństwo i utrzymywanie porządku:
System prawny działał w dość prosty sposób: od mieszkańców oczekiwano, że sami będą utrzymywać porządek w swoim mieście. Działało to w oparciu o obywatelskie postawy oraz straże sąsiedzkie. W momencie gdy w jakiejś okolicy doszło do przestępstwa świadkowie mogli albo spróbować schwytać sprawcę na gorącym uczynku, albo też, jeśli dysponowali odpowiednimi dowodami i zeznaniami oskarżyć go przed burmistrzem i radą miejską. W wypadku powtarzających się przestępstw rada mogła wyznaczyć też jednego ze swoich urzędników do śledztwa lub utrzymania porządku nad jakimś obszarem. Nie było to popularne, a samo uprawnienie było nadużywane. Przykładowo w Awinionie urzędnicy miejscy uzyskali prawo do wchodzenia do domów, by sprawdzić, czy nie odbywa się tam nierząd. Co gorsza za przywilej bycia skontrolowanym należało uiścić opłatę administracyjną, niezależnie czy faktycznie w domu działo się coś złego, czy nie.
Coś takiego, jak straż miejska w zasadzie nie istniało: miasta utrzymywały tak zwanych pachołków miejskich, jednak ci nie zajmowali się śledztwami, ściganiem przestępców etc. Ich zadanie polegało na pilnowaniu aresztowanych do (i po) procesie, doprowadzaniu oskarżanych przed sąd etc. Egzekucją wyroków (a raczej: egzekucją wszelkich zarządzeń rady) zajmował się kat i jego pomocnicy, niezależnie czy chodziło o ścinanie głów, oczyszczanie ulic, wyłapywanie psów czy też zapłatę grzywny pieniężnej. W mniejszych miastach, które nie posiadały własnego kata funkcja pachołka miejskiego obejmowała wszystkie te zadania, włącznie z oczyszczaniem ulic.
W wypadku przestępstwa natomiast każdy, kto usłyszał wołanie o pomoc miał obowiązek przyjść pokrzywdzonemu z pomocą, inaczej uznawany był co najmniej za współwinnego zbrodni. By wypełnić ten obowiązek mieszkańcy miast mieli obowiązek posiadać broń. Przykładowo prawo XII wiecznej Angli nakazywało wszystkim jej mieszkańcom posiadać następujący arsenał w zależności od majątku:
- Właściciele ruchomości o wartości 100 liwrów (liwr był jednostką obrachunkową odpowiadającą 489 gramom srebra próby 10/12) mieli obowiązek posiadać pełne uzbrojenie rycerskie wraz z rumakiem bojowym.
- Właściciele ruchomości wartych od 25 do 40 liwrów: krótką kolczugę, włócznię i miecz.
- Pozostali wolni: pikowaną kurtę, hełm typu kapalin, włócznię i miecz lub łuk i strzały.
W XIII wieku prawo to zaostrzono, obejmując kolejne warstwy społeczne, i zmniejszając stawki majątkowe. Sądząc po ostrych grzywnach, jakie nałożono na niewywiązujących się z przepisów miało to na celu głównie ściągniecie danin.
Opactwo Saint Maut des Fosses natomiast nakładało na swoich poddanych następujący ciężar:
- 12 ludzi, dysponujących majątkiem powyżej 60 liwrów musiało posiadać: kolczugi, kapaliny (rodzaj hełmu), miecze i noże
- 53 poddanych o majątku powyżej 30 liwrów: pikowane bluzy lub kurty, kapaliny, miecze i noże
- poddani o majątku powyżej 10 liwrów (niepoliczeni): kapaliny, miecze i noże
- reszta ludności: noże, łuki i strzały.
Faktycznie, mimo, że przestępstwa były w miastach bardzo pospolite i zdarzały się średnio 2 razy częściej niż na wsi, a ponadto były niekiedy wręcz groteskowe (np. typu napad zbrojnej bandy na dom, wywleczenie córek właścicieli na ulicę oraz zbiorowy gwałt) 4 na 5 z nich nie kończyło się interwencją sąsiadów. Najczęstszym powodem zaniechania takowej był strach, choć można przypuszczać, że przynajmniej w niektórych wypadkach działali oni w zmowie z napastnikami.
Ogólnie rzecz biorąc przestępstwa kryminalne są w księgach sądowych rzadkie: blisko 50 procent procesów to sprawy „dnia codziennego” i typowego życia sąsiedzkiego: bójki, wyzwiska, zniesławienia, alimenty i inne sprawy damsko-męskie, siekierezady, pojedynki, rozprawy nożowe…
Procesy o kradzież stanowią zaledwie 2 procent wszystkich. Przy czym niemal połowa z nich to procesy złodziei przypadkowych, typu „był głodny, próbował ukraść chleb, ale go złapali”, a druga połowa: zawodowych recydywistów, bo jak inaczej nazwać ludzi, przy których znajdowano zestawy wytrychów, specjalne haki do wyciągania z domów ubrań, narzędzia do otwierania okien z ulicy, inne haki, do rabowania stoisk, specjalne noże do rozcinania mieszków, sakiewki fałszywych monet etc. Sądząc z tego rozkładu: system był po prostu nieskuteczny, a złodziei łapano głównie przez przypadek.
Bibliografia:
- J. Le Goff, „Człowiek średniowiecza w kręgu codzienności”, Warszawa 2000
- J. Le Goff, „Średniowiecze i pieniądze”, Warszawa 2011
- P. Veyne, „Historia życia prywatnego od Cesarstwa Rzymskiego do roku tysięcznego”, Wrocław 2005
- G. Duby, „Historia życia prywatnego od Europy feudalnej do renesansu”, Wrocław 2005
- P. Contamine „Wojna w średniowieczu”, Warszawa 2004
- R. Tannahill, „Historia kuchni”, Warszawa 2014
Bardzo ciekawy tekst.
Mnie najbardziej interesują zurbanizowane tereny Włoch i Niderlandów. Jakoś ciekawsze wydają się tamtejsze od zabłoconych miasteczek na rubieżach Europy.
Mam pewne wątpliwości co do danych o spożyciu mięsa. Jakoby we Frankfurcie 100 kilogramów na osobę. Bo teraz w Polsce spożycie wcale nie jest 25 kilogramów, ale znacznie wyższe: http://www.portalspozywczy.pl/mieso/wiadomosci/analiza-spozycie-miesa-spada-ale-przetworow-rosnie,107121.html
A sami wiemy jak gigantyczna teraz jest hodowla na skalę przemysłową. Po prostu wtedy by chyba świnie, krowy, owce i kozy zeżarły ostatnie źdźbło trawy koło Frankfurtu, a i to byłoby mało by osiągnąć takie spożycie. Raczej jedno zero w źródle wpadło przez pomyłkę, prędzej tam jedzono 10 kilogramów mięsa na osobę rocznie i to mogło uchodzić za dużą ilość w owych czasach.
Nie mam możliwości tego sprawdzić, ale sądząc po konktekście, (autor twierdzi, że jedzono dużo mięsa, co było dowodem dobrobytu) chodziło raczej o 100 kilogramów. Moim zdaniem jest to całkiem możliwe, bez utrzymywania katastrofalnie dużego pogłowia zwierząt domowych. Nie sądzę bowiem, żeby to miasto miało większą populacje, niż 5.000 osób.
A co do miast włoskich i niderlandzkich: zgadzam się, że są ciekawsze. Ponadto bardziej odpowiadają naszemu wyobrażeniu o mieście. To, co istniało w innych regionach to były bowiem dziury, by nie użyć brzydszego słowa. Stolice w rodzaju Krakowa czy Pragi miały 10-20 tysięcy ludności.
Nadal uważam, że jednak ta liczba jest nieprawdopodobna. Zresztą jak przytoczyłeś wyżej ceny pożywienia były duże na kieszenie ludzi, a mięso musiało być jeszcze droższe niż chleb.
Bez przesady: to jest średnio jakieś 30 deko mięsa dziennie.
Co do ceny, kiedyś pisałeś na forum, że ceny w pieniądzach były nieco zawyżone.
Ciekawy przypadek to Kaffa, zapomniane miasto.
Tak, jest to prawda. Nie pamiętam już, co pisałem na forum, zwłaszcza, że było to z dziesięć lat temu. Jednak rekonstruowanie cenników jest bardzo trudne, ponieważ brakuje źródeł. Ceny na rzeczy codzienne pojawiają się w źródłach w zasadzie w dwóch przypadkach: podczas narzekania na wybitną drożyznę oraz w „ustawach przeciwko zdzierstwom”, gdzie pojawiają się listy produktów wraz z dozwoloną ceną maksymalną, uważaną za uczciwą. Oba wypadki nie są reprezentatywne.
Natomiast Kaffa: miasto opierało swą gospodarkę na handlu niewolnikami. Kiedy niewolnictwo się skończyło, jego znaczenie także.
No… Ciekawe rzeczy tutaj są zawarte. Podoba mi się, że podchodzisz do tego z pietyzmem. Jeszcze nie przeczytałem całego, ale na pewno to zrobię 😉