Właściwie chciałem pisać dziś o czymś innym, jednak akurat niedawno w USA miała miejsce duża strzelanina, po której Walmart, czyli największa w wiadomym kraju sieć sklepów detalicznych, usunął z ekspozycji „brutalne” gry wideo. Firma jednak nie zdecydowała się postąpić analogicznie z bronią palną.
Dlaczego zdecydowano się na tak dziwaczny krok?
By to wyjaśnić potrzeba odwołać się do zawiłości najnowszych zdobyczy ekonomii, socjologii, psychologii tłumów i głębokiej wiedzy z dziedziny historii społecznej.
Otóż…
Jeśli wejdziemy do dowolnego sklepu z bronią pooglądać asortyment, to zobaczymy, że ceny karabinów kształtują się w takim zakresie:
Pistoletów natomiast w takim zakresie:
A gier komputerowych w takim:
Jak więc widzimy sklep wygeneruje większy obrót sprzedając jeden, mały pistolecik, niż całą taczkę gier komputerowych. I zysk też prawdopodobnie odniesie większy.
Co więcej broń palna ma całkiem sporo innych zalet, których gry komputerowe nie maja. Tak więc: pistolety zajmują na półkach znacznie mniej miejsca, niż gry. Broń palna wymaga amunicji, którą trzeba co jakiś czas uzupełniać, a gry nie. Co więcej: niesprzedana broń palna nie traci na wartości. Tak więc o ile gra po roku jest przeceniona o 25 procent, a po dwóch o 50 procent, tak piątym, najlepiej sprzedającym się pistoletem roku 2018 w Stanach Zjednoczonych nadal był Colt 1911. Czyli broń opracowana jeszcze przed I wojną światową. Na liście znajdowały się też takie konstrukcje jak Walther PP (rok wprowadzenia do produkcji: 1929), CZ 75 (lata 70-te), czy Glock 19, Beretta M9, Ruger GP100 i SIG Sauer 226 (lata 80-te)…
To nie jakaś gierka, która dziś jest modna, a jutro przestanie być.
Tak więc, kurde, rozumiecie.
Biznes is biznes.
Po prostu fanatycy broni palnej są lepszym, bardziej pożądanym klientem, niż miłośnicy gier.