Dlaczego być może nigdy nie napotkamy obcej cywilizacji?

0061_8591_500Artur C. Clarke twierdził, że istnieją dwie możliwości: albo jesteśmy we wszechświecie sami, albo nie, a obydwie te możliwości są jednakowo przerażające. Dlaczego jednak – jeśli założyć ich istnienie – nasi bracia w rozumie jeszcze do nas nie przylecieli?

Cóż, przyczyny mogą być być bardzo głębokie.

Inteligencja może być wybrykiem ewolucji, a nie jej koroną:

Pierwszym powodem, dla którego jeszcze nie napotkaliśmy obcej cywilizacji i być może nigdy jej nie napotkamy może być fakt, że inteligencja we wszechświecie może być jeszcze rzadziej spotykana niż życie. Ogromna część twórców fantastyki i zajmujących się problemem felietonistów wychodzi z kopernikańskiego założenia, że, skoro cały wszechświat zbudowany jest z identycznych pierwiastków, to gdzieś muszą zajść warunki sprzyjające do powstania życia, co musi koniec końców doprowadzić do powstania życia inteligentnego.

By przekonać się, że nie jest to przekonanie do końca prawdziwe wystarczy spojrzeć na naszą planetę. Liczba gatunków, które ją zamieszkiwały (wliczając gatunki wymarłe) jest ogromna, szacuje się, że było ich między 30 miliardami, a 4 bilionami. Niemniej jednak wysoką inteligencję typu ludzkiego udało się osiągnąć tylko trzem z nich. Co gorsza były to gatunki bardzo ze sobą spokrewnione: Homo erectus oraz jego ewolucyjni następcy: Homo neanderthalensis i Homo sapiens.

Przyczyną takiego, nader skromnego wyniku może być podział ewolucyjnych udoskonaleń, jakie zaproponował Richard Dawkins w książce „Samolubny gen”. Otóż: istnieją ich dwa podstawowe typy. Są to dostosowania i wybryki.

Dostosowania polegają na tym, że pewne, określone nisze ekologiczne preferują pewne, określone cechy ułatwiające przeżycie w nich. Przykładem mogą tu być płetwy, które wykształciło większość, często zupełnie niespokrewnionych ze sobą zwierząt morskich. Mają je ryby, płazy, mięczaki, gady kopalne (ichtiozaury), a nawet ssaki (walenie). Dostosowania są dość powtarzalne i polegają na spełnieniu wymogów pewnego środowiska. Po prostu wszystko, co chce żyć w wodzie lub nad wodą musi nauczyć się pływać, a wszystko, co chce żyć w powietrzu: latać, niezależnie czy jest muchą, wróblem, pterozaurem czy nietoperzem.

Przy czym niestety niszą jest konkretne środowisko: woda, zarośla nadbrzeżne, las, sawanna, pustynia lub źródło pokarmu np. rośliny lub plankton wodny, a nie zachowanie. Ewolucja nie myśli „jeśli wyhoduje sobie większy mózg, to zbuduje karabin i wywalczę sobie miejsce w szeregu” a raczej „Nie potrafisz pływać? Jaka szkoda! Umrzyj i zrób miejsce lepiej dostosowanemu!”

Wybryki ewolucji to natomiast cechy unikalne, które najczęściej powstały jako takie czy inne dostosowanie, które okazały się jednak przydatne w innej sytuacji, otwierając drogę gatunkowi do nowej niszy. Przykładem wybryku natury jest Chrząszcz Kolorado popularnie zwany Stonką. Stonka oryginalnie była rzadkim gatunkiem owada, żerującym na trujących roślinach psiankowatych występującym w środkowych Stanach Zjednoczonych. Jej specyficzne cechy i mało atrakcyjna nisza ekologiczna nie zapowiadały jej światowego sukcesu, dopóki ludzie nie zaczęli masowo uprawiać innej toksycznej psianki (kartofla) sprowadzonej z sąsiedniego kontynentu (kartofel jest południowoamerykański, stonka: północnoamerykańska i w naturze nie występują obok siebie). Innym przykładem wybryku natury są płetwy Poskoczka Mułowego. Jest to bardzo interesująca ryba, charakteryzująca się tym, że wspina się po drzewach. Po prostu jego płetwy, które oryginalnie wyewoluowały w innym celu okazały się skutecznymi odnóżami.

Podobnie nasza inteligencja nie musi być wcale celem naszej ewolucji, ani jej zwieńczeniem, które musiało się pojawić, a tylko wypadkiem przy pracy. Po prostu: była sobie drzewna małpka, która posiadała chwytne łapki do wspinania się po drzewach, duży mózg celem łatwiejszego chłodzenia krwi oraz proste zachowania narzędziowe. W skutek katastrofy klimatycznej niestety naturalne, leśne środowisko małpki zostało unicestwione. Większość osobników owego gatunku zdechła, najinteligentniejsze jednak odkryły, że patyki, których do tej pory używały, by łatwiej wybierać termity z pni drzew nadają się do polowania i obrony przed drapieżnikami. Wyprostowana postawa przydatna przy wspinaniu na drzewach przydała się przy przetrwaniu w stepie, a zdolność pomiaru odległości niezbędna przy skakaniu z drzewa na drzewo da się użyć też, by rzucać kamieniami w nieprzyjaciół. Ponadto ten, kto szybciej uczy się i kto twórczo wykorzystuje znalezione przedmioty ma większe szanse przetrwać i wydać potomstwo.

Taki, całkiem przypadkowy mógł być świt ludzkości. W efekcie możemy być nawet bardziej wyjątkowi w skali kosmicznej, niż nam się wydaje.

Mogą być rasą morską

4963_fe22Po drugie: nasi bracia w rozumie mogą być istotami morskimi. Już na ziemi istnieją dwa typy zwierząt cechujących się bardzo wysoką inteligencją, których środowiskiem życia są morza: ośmiornice i delfiny. Całkiem prawdopodobne jest więc, że ewentualni, rozumni mieszkańcy obcej planety byliby również istotami wodnymi.

Taka ewentualność pociąga za sobą kilka konsekwencji, które mogą uniemożliwić naszym obcym budowę cywilizacji. Należy zauważyć bowiem, że „wysoka inteligencja” nie musi oznaczać od razu „rozwiniętej cywilizacji” a rozwinięta cywilizacja nie musi oznaczać „cywilizacji kosmicznej”. Homo Sapiens istnieje bowiem już od 250 tysięcy lat, cywilizacja natomiast najdalej od 9 tysięcy. Przez gros czasu swego istnienia byliśmy myśliwymi-zbieraczami żyjącymi w nieskomplikowanych hordach.

Podstawowy problem z życiem pod wodą polega na braku dostępu do najważniejszego chyba wynalazku w dziejach: ognia.

Ma to dwie konsekwencje: po pierwsze ogień jest kluczowy we wszystkich procesach technologicznych, jak wytop metali, produkcja narzędzi ceramicznych etc. oraz we wszystkich, najważniejszych procesach związanych z rolnictwem. Służy nie tylko do najłatwiejszego oczyszczania przestrzeni pod pastwiska i uprawy, ale także do konserwacji żywności i jej uzdatniania do spożycia. O ile bowiem mięso jesteśmy w stanie jeść nawet na surowo, tak wiele roślin jest trujących (jak ziemniaki czy fasola) lub niejadalnych (jak większość zbóż), jeśli nie zostaną ugotowane. Stanowi on też źródło ciepła, kluczowe dla kolonizacji obszarów nietropikalnych. Tak więc rasy morskie, jeśli nie są dostosowane do radzenia sobie z tego typu problemami mogą napotkać znaczące problemy z podporządkowaniem sobie świata i na zawsze pozostać na poziomie przed-cywilizacyjnym.

Po drugie: brak ognia może mieć bardzo ciekawe efekty w kontekście Teorii Samo-Stwarzającego Się Człowieka sformułowanej przez Gordona Childe. Według tego badacza współczesny wygląd człowieka oraz jego wysoka inteligencja jest wynikiem ewolucyjnego dostosowania się Homo Erectus do warunków, które ów Homo Erectus stworzył sam dla siebie… W efekcie więc ewolucja istot morskich może zatrzymać się zanim te zdołają osiągnąć poziom inteligencji ludzi współczesnych.

W ich świecie może nie być roślin nasiennych

0081_14f0Celem budowy cywilizacji konieczna jest pewna baza zaopatrzeniowa dostarczająca odpowiednich ilości pokarmu. Tej dostarczyć może tylko rozwój rolnictwa. Co ciekawe rolnictwo od cywilizacji dzieli stosunkowo niewielki przedział czasu: rolnictwo pojawiło się około 10.000 lat przed naszą erą, a pierwsze miasta budowano już około 7000 lat przed naszą erą. Z punktu widzenia ewolucyjnego jest to mgnienie oka.

Rolnictwo to jak wiadomo uprawa roślin. Roślina, by była przydatna do budowy cywilizacji musi posiadać pewne określone cechy. Tak więc:

  • musi być pożywna i kaloryczna
  • długo zachowywać przydatność do spożycia
  • być łatwa w uprawie, niewymagająca i odporna
  • oraz dawać wysokie plony

Słowem: to musi być coś w rodzaju pszenicy lub kartofla, a nie karczocha lub sałaty. Na ziemi takie cechy posiadają jedynie dwa typy organów roślinnych: korzenie spichrzowe (a także bulwy) oraz nasiona.

Problem z nimi polega na tym, że obydwie te cechy są typowe dla roślin nasiennych. Rośliny nasienne, mimo, że obecnie dominują na Ziemi są ostatnią, dużą grupą roślin, która wyewoluowała. Nawet przy założeniu, że ewolucja na obcej planecie będzie choć trochę podobna do ziemskiej trudno żywić nadzieję, by życie rozumne pojawiło się akurat w tym samym momencie ewolucyjnym, w którym pojawiło się na Ziemi.

Ani w ogóle potrzebnych:

5643_1d7aOgólnie: w dziejach Eurazji i Afryki Północnej (Ameryki i Australia z racji izolacji nie będą w tym wywodzie brane pod uwagę, podobnie jak pozostałe kontynenty) miały miejsce cztery fazy udomowienia roślin. Tak więc:

  • około 10 tysięcy lat przed naszą erą udomowiono większość współcześnie uprawianych roślin jednorocznych oraz wiele gatunków, których uprawa zanikła do dzisiaj (często jeszcze w czasach prehistorycznych) z uwagi na jej niewielką wydajność.
  • Okło 7 tysięcy lat przed naszą erą dokonano udomowienia części, łatwych w uprawie gatunków wieloletnich np. migdałowiec lub palmę daktylową.
  • Około 5 tysięcy lat przed naszą erę dokonano udomowienia kolejnych gatunków wieloletnich, jak jabłoń, winorośl lub oliwka, wymagających do uprawy zastosowania bardzo wyrafinowanych zabiegów pielęgnacyjnych.
  • Wreszcie około roku 1500 zaczęto wprowadzać do diety rośliny pochodzące z nieznanych wcześniej lądów, w tym rośliny drugiego i trzeciego pokolenia, których tubylcy nie zdołali udomowić samodzielnie.

Ogólnie ludziom udało się udomowić ponad 5.000 gatunków roślin o różnej przydatności do uprawy i spożycia. Niemniej jednak aż 50% kalorii spożywanych przez ludzkość pochodzi od przedstawicieli zaledwie 5 z nich (są to: pszenica, kukurydza, ryż, jęczmień i sorgo), a za następne 30% odpowiada kolejne siedem. Wszystkie pozostałe rośliny mają zbyt słabe parametry, by spełniać tą rolę.

Szacuje się, że na świecie występuje około 500 tysięcy roślin. Jeśli tą liczbę porówna się z ilością gatunków mogących spełniać funkcję podstawowej uprawy, to niestety okazuje się, że tych drugich jest skrajnie niewiele. Co gorsza ich rozmieszczenie jest skrajnie nierówne: 8 takich gatunków występowało oryginalnie w Eurazji, 2 w Afryce Subsaharyjskiej, 2 w Ameryce Południowej i jeden w Ameryce Północnej. Tym ostatnim była kukurydza, która została udomowiona niezależnie w obydwu Amerykach (będzie o tym w jednym z dalszych punktów). W efekcie można okazać się, że mieszkańcy obcej planety mogą mieć pecha i może im się nie trafić ani jeden, zdatny do pełnienia takiej funkcji gatunek. Bez posiadania takowego nie będą w stanie stworzyć bazy rolniczej pozwalającej na budowę zaawansowanej cywilizacji.

Co więcej, udomowione muszą zostać w pierwszej kolejności jadalne rośliny jednoroczne. Spowodowane jest to faktem, że rolnictwo nie pojawiło się od razu i nie od razu dawało duże plony. Wręcz przeciwnie: początkowo dostarczało jedynie niewielkie ilości, w najlepszym wypadku drugorzędnego żywności, przy dużym nakładzie pracy. Prymitywne narzędzia, brak uzdatnionych pól, kiepskie odmiany roślin oraz brak możliwości zabrania pokarmu w większych ilościach sprawiały, że myśliwi-zbieracze nie osiągali dużych efektów. Dopiero z czasem uprawy wzrosły na tyle, by móc utrzymać permanentne osady. Do tego momentu zwyczajnie nie opłacało się prowadzić upraw roślin wieloletnich. Po co one komuś, kto za najdalej za rok odejdzie z miejsca zamieszkania i uda się w jakieś, zupełnie nowe, by do starego osiedla nigdy nie wrócić?

Faza druga miała miejsce już po powstaniu permanentnych osad i obejmowała głównie rośliny dające się plon po około 5 latach od posadzenia. Zwyczajnie takie rośliny warto pielęgnować tylko w momencie, gdy związany z tym wysiłek się opłaci. Najpierw więc trzeba posiadać uprawę zbóż, by myśleć o migdałach… Tak więc myśliwi-zbieracze ich raczej nie udomowią.

Trzecia faza to rośliny wymagające skomplikowanych zabiegów ogrodniczych oraz wiedzy. Są to gatunki zwykle charakteryzujące się dużą zmiennością wewnętrzną, a odmiany hodowlane otrzymywane są najczęściej przez szczepienie. Rośliny takie ponownie nie nadają się do udomowienia przez łowców-zbieraczy, wymagają bowiem posiadania wyrafinowanych umiejętności, które niestety nie biorą się z powietrza.

Innymi słowy: nasi obcy zależni są od posiadania w swoim ekosystemie co najmniej jednego gatunku o ekstremalnie rzadkim zestawie parametrów. Jeśli tego nie znajdą nie zdołają stworzyć wydajnego rolnictwa i zbudować cywilizacji, niezależnie jak inteligentni będą.

Mogą być wyspecjalizowanymi mięsożercami:

3897_a68cNasi bracia w rozumie mogą być też niezdolni do trawienia pokarmów roślinnych. O ile działanie w drugą stronę (tzn. większa zdolność do trawienia roślin) może być potraktowane tylko jako zaleta, tak niestety drapieżniki będą miały bardzo ograniczoną bazę pokarmową i nigdy nie zdołają zbudować permanentnych osad: produkcja jednej kalorii pochodzenia zwierzęcego jest generalnie rzecz biorąc 10 razy mniej wydajna, niż jednej kalorii pochodzenia roślinnego. Nadal mają szansę stać się koczownikami o bardzo rozwiniętej kulturze, lecz nigdy nie stworzą stałej infrastruktury, która umożliwiłaby im lot w kosmos.

W ich świecie może nie być odpowiednich zwierząt

Nawet jeśli nasi obcy posiadają w swoim ekosystemie rośliny mogące stanowić podstawową uprawę nadal pozostaje drugi problem: posiadania odpowiednich zwierząt. Udomowienie zwierząt jest kwestią kluczową, albowiem nie tylko zapewnia dodatkowe źródło żywności (oraz najłatwiejszego do pozyskania białka) ale także pozwala przyśpieszyć pracę (zwierzęta są silne, można użyć je do ciągnięcia pługów i wozów) oraz wymianę dóbr i informacji (na zwierzętach można jeździć). Pozwala też opanować dodatkowe środowisko, w szczególności półpustynie i stepy, na których uprawa roślin jest trudna, jednak świetnie nadają się one do wypasu dużych stad trzody.

By zwierze przydało się w tej roli również musi spełniać kilka parametrów:

  • Musi być duże (kura nie uciągnie wozu)…
  • …lecz nie za bardo (słoń zbyt długo wchodzi w dorosłość, by opłacała się masowa hodowla)
  • Nie może być agresywne wobec człowieka
  • Ani też wpadać na jego widok w paniczny lęk (np. jeleniowate do tego stopnia boją się ludzi, że uciekając przed nimi potrafią zabić się o przeszkodę lub umrzeć z wycieńczenia)
  • Powinno przejawiać instynkty stadne, co umożliwia jego kontrolę
  • Musi być roślinożercą (bo udamawianie innego gatunku, po to, by nim karmić własny obiad jest komplikowaniem sobie życia)
  • Rozmnaża się w niewoli
  • W miarę możliwości powinno też dawać mleko, znosić jajka lub przynajmniej mieć wełnistą sierść.

5697_b0e5Na Ziemi gatunków spełniających wszystkie te parametry jest ekstremalnie mało: zaledwie 15. Są to: owca, koza, bydło domowe, świnia, koń, wielbłąd jednogarbny, wielbłąd dwugarbny, lama i alpaka (czasem uważane za jeden gatunek), osioł, renifer, bawół azjatycki, jak, bydło bali oraz gaur.

Ponownie występowanie tych gatunków nie jest równe dla wszystkich kontynentów. Zaledwie dwa z nich żyją w Ameryce Południowej, dwa (osioł i wielbłąd jednogarbny) w Afryce Północnej i aż trzynaście (wliczając w to osła i wielbłąda jednogarbnego) w Eurazji.

Jak więc widać nadające się do udomowienia gatunki wcale nie muszą być równomiernie rozmieszczone. Naszym obcym może trafić się świat, w którym nie będzie ani jednego pomocnego zwierzęcia. Bez tego trudniej będzie im stworzyć stabilną bazę rolniczą do rozwoju cywilizacji, a wszelkie działania wymagać będą znacznie większej pracy.

Mogli też za szybko zjeść swoje zwierzęta hodowlane:

Ciekawym w kontekście tych rozważań gatunkiem jest koń.

Przodek współczesnego konia domowego występował także w Ameryce Północnej (obecnie żyjące tam konie zostały przywiezione przez Europejczyków), niemniej jednak wymarł około 10.000 lat temu za sprawą Indian. Sugeruje to, że całkiem możliwe jest iż nasi Obcy także sprokurowali sobie klęskę ekologiczną i wyrżnęli przydatne zwierzęta, nim udało im się je (dosłownie) zaprząc do budowy własnej cywilizacji.

Mogły im się trafić nieodpowiednie kontynenty

rys16611Kolejny problem, z jakim mogli spotkać się nasi kuzyni w rozumie to niesprzyjający układ kontynentów. Ten może przybrać dwie postacie: układ południkowy, jak Ameryka Północna, Ameryka Południowa i Afryka oraz o układzie równoleżnikowy, jak Eurazja.

Ten drugi jest dla ewentualnego rozwoju cywilizacji dużo korzystniejszy. W wypadku Eurazji istnieją bowiem tylko trzy, za to bardzo rozległe strefy klimatyczne. Kontynent jest dzielony, przez liczne pustynie, góry i morza na szereg dużych, izolowanych ekosystemów, które umożliwiają wyewoluowanie większej ilości gatunków zwierząt i roślin, niż ma to miejsce na innych kontynentach (dzięki czemu są większe szanse na znalezienie odmian przydatnych do udomowienia).

Po drugie: z racji utrzymywania się podobnych wysokości geograficznych na całym kontynencie panuje zbliżony klimat. Dzięki temu gatunki czujące się dobrze w jednym jego końcu po przeniesieniu na drugi również znajdą dogodne środowisko do życia. W efekcie udomowiony w Azji Środkowej koń oraz udomowiona w Europie krowa hodowane są na całym kontynencie. Bardzo często zdarzało się też, że jeden gatunek radził sobie znacznie lepiej poza swoją ojczyzną, jak udomowione w Chinach proso, które stało się główną uprawą Afryki, udomowiony w Indiach ryż, który wyparł z Chin proso, czy też udomowiona w zachodniej Azji pszenica, która doskonale poczuła się w Europie.

Na kontynencie amerykańskim zjawisko to nie występuje. Mimo, że w Ameryce środkowej udomowiono indyki, fasolę i tytoń, we wschodniej części USA: słoneczniki oraz komosę, a w Andach ziemniaki, maniok, świnki morskie i lamy to aż do przybycia Europejczyków nie dokonała się wymiana tymi produktami rolnymi. Wynika to z faktu, że jak widać na mapie powyżej kontynenty te są dużo bardziej zróżnicowane pod względem temperatur. W efekcie każde miejsce udomowień miało inne średnie temperatury roczne, inne opady i inne zarazki, tak więc rośliny i zwierzęta przystosowane do warunków panujących w jednym miejscu nie mogły sobie poradzić.

Ilustruje to przykład kukurydzy, która została udomowiona dwukrotnie, zupełnie od podstaw, w odstępach blisko tysiąca lat w Ameryce Środkowej i w Andach.

Jeśli więc nie posiadają kontynentu w rodzaju Eurazji (lub ich świat w większości pokrywają tereny niesprzyjające bogatemu życiu jak pustynie czy czapy lodowe) budowa odpowiednio silnej bazy rolniczej będzie dla nich trudna. W efekcie ich cywilizacja może nie powstać lub może być narażona na Pułapkę Maltuzjańską.

Mogli wpaść w Pułapkę Maltuzjańską

2936_dcb9_500Pułapka Maltuzjańska nie jest najbardziej szanowanym zagadnieniem socjo-ekonomicznym, głównie dzięki swojemu autorowi, który przewidział, że – jeśli ludzkość się nie opamięta – wymrze, bowiem nie starczy jej paszy dla koni. Niemniej jednak faktem jest, że kilka kultur i cywilizacji faktycznie w nią wpadło, jednak z innych powodów.

Zasadniczo Pułapka Maltuzjańska polega na tym, że wzrost populacji powoduje wyczerpanie się zasobów naturalnych jej środowiska. W końcu osiągnięty zostaje poziom krytyczny i dana populacja wymiera. Do najbardziej drastycznych przypadków wpadnięcia w nią należą cywilizacje Majów, Austronezyjczycy oraz australijscy i tasmańscy Aborygeni.

Majowie budowali w dżungli wielkie miasta, których ruiny budzą podziw do dnia dzisiejszego. Nagle, z nieznanych przyczyn ich cywilizacja upadła. W momencie przybycia Europejczyków byli ludem półdzikim, żyjącym w cieniu niedoścignionych przodków.

Austronezyjczycy byli wspaniałymi żeglarzami. W czasach, nim w ogóle pojawiły się europejskie cywilizacje rządzili dwoma oceanami i dotarli na cztery kontynenty. Ich łodzie pływały od wschodniego wybrzeża Afryki po zachodnie brzegi Ameryki Południowej. Niestety kolonizowali głównie wyspy. Z czasem spustoszyli je do tego stopnia, że nie nadawały się do dalszego zamieszkiwania i ich znaczenie upadło. Najbardziej spektakularną klęską kolonizacyjną, jaką ponieśli była Wyspa Wielkanocna.

Aborygeni w chwili dotarcia do Australii dysponowali relatywnie wysoko rozwiniętą kulturą. Znali szereg narzędzi, potrafili budować łodzie zdolne do podróży oceanicznych, znali sieci rybackie i haczyki wędkarskie, udomowili też psy. Dzięki swej wyrafinowanej technice w ciągu zaledwie 500 lat spustoszyli nowo odkryty kontynent, doprowadzając do wymarcia zamieszkującą go megafaunę, a ich kultura upadła. Zaprzepaścili też cały swój dorobek cywilizacyjny. W najgorszej opresji znaleźli się mieszkańcy Tasmanii, którzy zatracili nawet umiejętność posługiwania się ogniem…

Generalnie im mniejsze terytorium zamieszkuje dany lud, im mniejszy posiada dorobek materialny i umysłowy oraz im mniej rozwiniętym rolnictwem dysponuje, tym większe jest prawdopodobieństwo wpadnięcia w omawianą pułapkę. Przykładowo lud, dysponujący tylko jedną rośliną zdatną do upraw podstawowych narażony jest na każdy atak szkodników lub nawet delikatne wahania klimatyczne, w efekcie których jego uprawy stracą wydajność. Lud dysponujący ich większą ilością może po prostu zmienić główne źródło żywności, a ten zamieszkujący rozleglejszy ląd: migrować na bardziej sprzyjające tereny.

Innym sposobem na uniknięcie niebezpieczeństwa jest dokonanie jakiegoś rodzaju rewolucji rolniczej: czyli ponownie wprowadzenie nowych roślin, zmiany środków technicznych wykorzystywanych w rolnictwie np. poprzez zastosowanie mechanicznych traktorów, GMO czy sztucznych nawozów albo wręcz opuszczenie planety…

Jeśli to się nie powiedzie, to w końcu zasoby skończą się i dana cywilizacja albo wymrze, albo upadnie do poziomu, na którym będzie w stanie wyżyć z tych nędznych ochłapów, które jej pozostały.

Post scriptum:

Drodzy userzy Wykop.pl. Być może zainteresują Was niektóre inne moje teksty, jak na przykład Katana: miecz niedoskonały, Czasy i świat Ragnara Lodbroka albo krótki esej o niewolnikach i niewolnictwie.

Bibliografia:

  • D. Morris, Naga Małpa, Warszawa 1974
  • R. Dawkins, Samolubny gen, Warszawa 1996
  • R. Dawkins, Najwspanialsze widowisko świata: świadectwo ewolucji, Warszawa 2010
  • P. Gardenfors, Jak Homo stał się Sapien: O ewolucji myślenia, Warszawa 2010
  • J. Diamond, Strzelby, zarazki maszyny: losy ludzkich społęczności, Warszawa 2010
  • B. W. Higman, Historia żywności, Warszawa 2012
  • D. S. Landes, Bogactwo i nędza narodów, Warszawa 2o08

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Geopolityka i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na „Dlaczego być może nigdy nie napotkamy obcej cywilizacji?

  1. Adam pisze:

    „R. Dowkins”
    Literówka bardzo.

  2. Cashandra pisze:

    Świetny wpis, daje mocno do myślenia, ale zgadzam się tutaj z autorem. Moim zdaniem za 100 czy 200 lat dojdzie do takiego poziomu genetyki, że naukowcy wymyślą jak ludziom mogą odrosnąć ręce czy amputowane nogi, a ludzie z wózków wstaną.

    100 lat temu niemożliwe było, że można komuś przeszczepić serce, a dzisiaj taki Rockefeller miał już 6 transplantacji serca. Tak samo jak niemożliwa była wizja – komórek z aparatem, bez kabla czy tym, że możemy dodzwonić się czy wysłać e-mail w sekundę na drugi koniec świata.

  3. yarly pisze:

    „Pierwszym powodem, dla którego jeszcze nie napotkaliśmy obcej cywilizacji i być może nigdy jej nie napotkamy może być fakt, że inteligencja we wszechświecie może być jeszcze rzadziej spotykana niż życie.” Z tym zjawiskiem mamy do czynienia na Ziemi, życie jest powszechnie spotykane, a inteligencja już nie bardzo 😉

  4. Agathaaa pisze:

    Bardzo ciekawy artykuł. To prawda, że możemy być sami we wszechświecie i nawet jeśli jest gdzieś życie to może nie być to inteligentne życie. Z drugiej strony wszechświat jest tak ogromny, że ciężko to w ogóle pojąć umysłem. Jest w takim razie prawdopodobne, że inteligentne życie istnieje gdzieś, ale jest tak daleko, że raczej nie jest możliwe, byśmy mieli z nimi kiedykolwiek czy mieli mieć do czynienia. Sam nasz Układ Słoneczny, nawet najbliższe planety nie są dobrze poznane, a co dopiero żeby dotrzeć gdzieś dalej.

  5. User pisze:

    Wpis bardzo interesujacy, ale autorem „Samolubnego genu” jest pan Dawkins, nie Dowkins.

  6. NightSilv pisze:

    Bardzo interesujący artykuł! Porzućmy jednak zasady biologiczne i społeczne, ponieważ nasz umysł zazwyczaj musi mieć jakiś punkt odniesienia. Spójrzmy głębiej… Co jeśli inteligentne życie na innych planetach nie posiada fizycznego ciała? Są skupiskiem energii lub danych, zapisanych w strukturze jakiegoś minerału… Możliwości jest nieskończenie wiele.

  7. wedlog mnie to jest absurdalne
    zakladamy ze inna cywilizacja MUSI sie rozwijac tak jak ludzka co jest absurdalne .
    dlaczego cywilizacja morska potrzebuje ognia ? do wytwarzania metali ? a po co im metale dlaczego zakladamy ze cywilizacja w ogole potrzebuje metalu ? dlaczego nie moga uzywac wytwarzanych przy pomocy infradzwiekow nanokrysztalow ?

    • Cywilizacja morska potrzebuje ognia, bo jest to bardzo wydajne i łatwo osiągalne źródło energii. Jedynym lepszym jest reakcja rozszczepiania jąder atomu, co niestety jest trudniejsze.

      I nie chodzi tu tylko o wytwarzanie narzędzi. Narzędziami metalowymi dysponujemy od zaledwie 10.000-12.000 lat, podczas, gdy ludzie używają ognia od 1,9 miliona lat. Ogień potrzebny jest w pierwszej kolejności:
      – jako źródło ciepła niezbędnego do przetrwania w mroźnym klimacie
      – do odstraszania drapieżników
      – do oczyszczania z roślin terenów łowieckich
      – i wreszcie do oczyszczania terenów pod uprawę

      Dopiero po zapewnieniu sobie tych rzeczy można myśleć o tworzeniu społeczeństw osiadłych, a gdy mamy już społeczeństwa osiadłe: o budowie cywilizacji.

      Nanokryształy natomiast nie są w stanie spełniać funkcji metalu z tej przyczyny, że są to twory o wielkości do 100 nanometrów. Obcy, by z nich korzystać musieliby być mikroskopijni (najmniejsze bakterie oraz większość wirusów ma rozmiar 300 nanometrów) co wyklucza jednak posiadanie mózgu i inteligencji.

  8. superzgred pisze:

    Ciekawe spojrzenie, ale widać, że jest ono bardzo „ziemskie”. Ewolucja jaką znamy i podział organizmów na zwierzęta, rośliny i grzyby (?) może być bardzo mylny w przypadku innych światów. A co z obcymi, którzy niczym rośliny żywią się tym co jest w ziemi? Korzenie mogły przecież być zastąpione czymś innym. Możliwe, że wody na ich planecie są wystarczająco żyzne, żeby olać rolnictwo i w ramach pokarmu tylko pić.
    Zdaję sobie sprawę, że jest to bliższe fantastyce aniżeli czemuś bardziej poważnemu, ale póki co nie mając twardych dowodów o życiu na innych planetach wszystko w tym temacie jest fantastyką.

    To trochę jak rozmowa żebraka i bogacza. Niby obaj ludzie, ale każdy żyje w innym świecie stąd brak zrozumienia, bo każdy patrzy ze swojej perspektywy. Tak i my jako organizmy z tej części wszechświata możemy być zupełnie inni niż obcy.

Dodaj komentarz