Recenzja jako zwartość strony internetowej

Recenzja jest bardzo ciekawą częścią treści strony internetowej, o której już pisałem kilka razy. Co więcej, przez wiele lat uważałem ją za element bardzo, ale to bardzo istotny; rodzaj wiecznie zielonej treści, która zawsze lub przynajmniej bardzo długo będzie przyciągać czytelników do serwisu. W końcu każdy szukać będzie danych, które pomogą mu w wybraniu rzeczy, na które warto tracić swój czas i pieniądze.

Jednak tak już nie uważam.

W ciągu ostatnich pięciu lat rola tekstów tego typu w Internecie znacząco się zmieniła, a jej znaczenie spadło. Zwłaszcza dla twórcy treści oraz webmastera. Recenzje, które kiedyś notowały bardzo wiele wejść, obecnie zbierają ich coraz mniej. Powody tego są różne.

Dlaczego dłużej nie opłaca się pisać recenzji?

Od razu należy powiedzieć, że recenzje od zawsze były treścią ryzykowną. Żeby przynosiły wyniki, należało wyczuć co ludzie faktycznie konsumują oraz co budzi ich ciekawość. Z doświadczenia wiem, ze recenzje produktów niszowych, nadmiernie znanych, ale też nadmiernie modnych i takich, wokół których miały miejsce różnego rodzaju fandomowe schizy, najczęściej nie miały szczególnie dobrych wyników. Przykładowo na Tanuki.pl przez cale lata trwały burze wokół takich gniotów jak Shuffle, których recenzjami nikt się nie przejmował, jeśli nie liczyć pięciu czy sześciu trolli, których zjechanie tej, rzekomo kultowej serii bardzo ubodło. Tymczasem ogromną popularnością cieszyły się teksty dotyczące dość wydawałoby się niszowych produkcji jak Mushishi, którymi (pozornie) nikt (a przynajmniej: nikt w powierzchniowym internecie) się w ich epoce nie przejmował, fandom się o nie nie wykłócał, faktyczne jednak gdzieś, na jakimś niskim, międzyludzkim poziomie wszyscy je sobie polecali.

Niewielką popularnością zawsze cieszyły się recenzje produktów mało znanych, niepopularnych gier, niszowych książek etc. Podobnie wszystkiego, na czego promocję nie wyłożono dużych pieniędzy. Wbrew pozorom bardzo małą popularnością cieszyły się nowości, chyba, że wyrobiły sobie renomę.

Dobrym sposobem na podbicie popularności recenzji zawsze było przyznanie dużej ilości gwiazdek. Na jej zabicie – małej, wbrew temu, co mówili niektórzy. Kontrowersje nie służyły nikomu, ale często wywoływały burze w komentarzach. Te jednak rzadko przekładały się na liczbę odsłon. Obecnie jednak recenzje posiadają bardzo niewiele odsłon, a zainteresowanie nimi spada. Powody są różne.

Przypadki szczegółowe: książki

Recenzji książek nie było warto pisać w zasadzie nigdy. Problem z książkami polega na tym, że, mimo wrażenia powodowanego przez księgarnie, jest to działalność dość elitarna, bardzo indywidualistyczna i bardzo hermetyczna. W skrócie: za wyjątkiem pozycji najpopularniejszych, jak Saga o Wiedźminie, Władca Pierścieni, Gra o Tron, Zmierzch, Harry Potter etc. ciężko jest spotkać drugą osobę, która daną książką byłaby zainteresowana. Średni nakład książki w naszym kraju to kilka tysięcy egzemplarzy, co jest wynikiem niewielkim w stosunku do liczby osób oglądających filmy czy grających w gry komputerowe.

Tak więc w rezultacie, jeśli liczba wyświetleń recenzji anime lub gry komputerowej potrafiła iść w tysiące, tak w wypadku książek rzadko przekraczała setki.

Drugi problem polega na tym, że książki są obecnie przerecenzowane. O ile jakieś pięć lat temu recenzje skupiały się na kilku dużych serwisach kulturowych lub fanowskich, tak dziś działają tysiące blogów recenzenckich, które zajmują się krytyką literacką. W efekcie często recenzentów jest więcej, niż potencjalnych czytelników recenzji.

Anime i filmy:

Problem z recenzjami anime i filmów jest natomiast taki, że pomijając istnienie filmów o różnym poziomie rozpoznawalności, dziś niewiele osób już je czyta lub ogląda. Owszem, kiedyś, kiedy zdobycie filmu nastręczało trudności, wymagało wycieczki do wypożyczalni albo kina i płacenia lub czekania całymi dniami, aż ściągnie się na Kaazie (powiedzmy sobie szczerze: piractwo komputerowe jest starsze od internetowych recenzji i zawsze było bardzo rozpowszechnione), recenzje były bardzo w cenie, bo pomagały zdecydować, na co warto tracić środki.

Dziś, w dobie Netflixa, Youtube oraz takich pirackich serwisów, jak CDA i Shingeki, nikt nie czyta recenzji. Jeśli ktoś jest zainteresowany obejrzeniem jakiegoś tytułu, to zwyczajnie ogląda jego trailer, a następnie ściąga go w kilka minut, zaczyna oglądać i wyrabia sobie opinię samodzielnie.

Kiedyś czytanie recenzji było też sposobem na przedłużenie przyjemności z seansu, który dostarczył nam przyjemności. Ludzie robili to, by poznać opinie innych i tym sposobem przedłużyć cieszenie się danym tytułem. Ja tak robiłem w przypadku Breaking Bad i teraz robię w przypadku Wiedźmina 3.

Niestety, obecnie ten model w światku filmowym się nie sprawdza. Powód jest prosty: w przypadku filmów i anime, Google jest tak potwornie zaśmiecone linkami do pirackich streamów, że zwyczajnie trudno znaleźć w nim jakiekolwiek recenzje.

Tak naprawdę trudno znaleźć też i materiał oryginalny. Dziś próbowałem obejrzeć nowy odcinek The Last Kingdom. I pirackie serwisy wyświetlane są wyżej niż Netflix.

Gry komputerowe i wideo:

Jeśli chodzi o gry komputerowe i wideo, mam wrażenie, że recenzje nie odnoszą zamierzonego skutku z zupełnie innej przyczyny. Pomijając już to, że są to hobby o własnej specyfice, gdzie produkty szybko się starzeją, to hobby to jest bardzo mocno „dojrzałe” z biznesowego punktu widzenia. Istnieje w nim wiele serwisów oraz indywidualnych autorów, którzy być może nie reprezentują najwyższego poziomu z punktu widzenia krytyki, jednak mają utrwaloną pozycję i setki tysięcy, jeśli nie miliony wyświetleń. Podmioty te często stać na płatnych recenzentów, mają też podpisane z wydawcami umowy, dzięki którym dostają gry przed ich premierą.

Obawiam się, że analogicznie wygląda sytuacja na Youtube.

Konkurencja z tymi utrwalonymi już potęgami jest dla zwykłego blogera nader trudna.

Sytuacja w tej dziedzinie przypomina stary, mroczny las, gdzie wielkie jak wieżowce drzewa rzucają swoimi koronami taki cień, że do ściółki nie może dotrzeć światło, przez co mali nie maja jak urosnąć.

Inny model konsumencki:

Kolejny problem to zmieniający się model konsumencki, który dotyczy wszystkich trzech hobby, aczkolwiek najbardziej odczuwalny jest przy grach. Kiedyś, jeśli ktoś chciał kupić grę, to musiał liczyć się ze znaczącym wydatkiem (lub spiracić, ale to w tym kontekście mniej ważne). Tak więc potrzebował recenzji, żeby wybrać to, na co pieniądze wydawać warto. Dziś gros transakcji growych odbywa się w trakcie masowych wyprzedaży, jak letnia i zimowa wyprzedaż Steam. Tak więc ktoś, kto ma przygotowane powiedzmy 150 złotych na grę, często kupuje ją za 75 złotych oraz do tego całą górę gier po 5–10 złotych.

W efekcie kończy ze stosem gier, w które gra nie dlatego, że słyszał, że są dobre, tylko dlatego, że jak już je kupił, to warto w nie zagrać. W ten sposób też rosną kupki wstydu liczące po kilkadziesiąt, a nierzadko kilkaset tytułów.

Zjawisko to dotyczy nie tylko gier, ale też filmów (wykupiłem Netflix z biblioteką filmów, która starczy mi na parę lat, to będę oglądać!) jak i książek (wszelkie wyprzedaże w Biedronkach).

Ludzie nie czytają już recenzji, bo za bardzo zajęci są walką ze swoimi kupkami wstydu.

Wszystkie te czynniki sprawiają, że dziś recenzje nie są już tak cenną zawartością, jaką były kiedyś.

Korekta i redakcja: Mateusz Stępień.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Internet, Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Recenzja jako zwartość strony internetowej

  1. Grisznak pisze:

    Smutne, acz w sumie prawdziwe, niestety. Ja akurat w przypadku gier komputerowych czy planszowych zawsze szukam recenzji przed zakupem.

Dodaj komentarz