O źródłach braku obycia:

7703_0a32W ostatnich dniach los zrządził tak, że musiałem zanieść coś (bo sekretarce się nie chciało) do burmistrza mojego miasta. Poszedłem więc do jego miejsca urzędowania. W recepcji powitała nie pani, o której skądinąd wiadomo, że jest jego kochanką. Oraz lokalną celebrytką, bowiem pierwszą rzeczą, którą zrobił jaśnie panujący nam Burmistrz było wylanie z roboty jej poprzedniczki. Pani również mnie zauważyła i powitała mnie grzecznie słowami:

Ona: – Czy jest pan może kolegą (!!!) pana burmistrza?

Ja: – Niestety nie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Ona:- To szkoda, bo pan burmistrz interesentów przyjmuje jedynie w czwartki! – odpowiedziała. – A tak normalnie, to tylko znajomych…

Powiedziałem: „acha!”, oddałem jej papier i wróciłem do pracy. Niemniej jednak cała sprawa mnie gryzła.

Zanim przejdę do dalszej części przeproszę was drodzy czytelnicy za choas i skróty myślowe. Post pisany jest w stanie wzburzenia emocjonalnego, a pozatym mam na głowie rodzinę z USA. Nie bardzo więc mam jaj go zredagować.

Widzicie, nie mam pretensji do pani kochanki, bo każdy kręci lody, tak jak potrafi. Jestem w stanie też zrozumieć, że ktoś ma potrzebę, żeby płacić za sponsoring (zwłaszcza, jeśli wygląda jak nasz burmistrz), rozumiem też, że lepiej robić to pieniędzmi samorządowymi, niż z własnych. Jednakże w ratuszu są zapewne miejsca pracy mniej ostentacyjne i przez to lepsze do zainstalowania kochanki, niż recepcja.

Rozumiem też, że jaśnie panu Burmistrzowi nie chce się z tłuszczą spotykać, a może nawet jest zajęty. Są jednak lepsze sposoby, by to przekazać, niż informować wszystkich o tym, że „dziś widuje tylko kolegów”. Można na przykład kłamać, że pan burmistrz jest na spotkaniu albo zapoznaje się z ważnymi dokumentami, albo ma telekonferencję i przeszkadzać mu nie można.

To czego zrozumieć nie potrafię to fakt, że w sumie normalnemu, uczciwemu człowiekowi w ciągu kilku zaledwie miesięcy tak odwaliło. Bo to, że nasz burmistrz był takim jeszcze w zeszłym roku wiem z pierwszej ręki. Owszem, nie znam go osobiście, jednak Ciemnogród nie jest dużym miastem, tak więc nietrudno znaleźć jego sąsiadów, kolegów z pracy i ludzi, z których dziećmi posyła swoją dziatwę do klasy. Jakim cudem więc zwykły człowiek popełnia gafę za gafą?

Bo my, Polacy nie korzystamy z kultury!

7120_f89d_500Myślę, że wynika to z faktu, że Pan Burmistrz jest z jednej strony jakiegoś tam rodzaju (pożal się Boże) wybrańcem narodu, a z drugiej tego narodu kawałkiem. Natomiast my, naród, społeczeństwo i zbiorowość pozbawieni jesteśmy kultury. Zwyczajnie: brak nam ogłady towarzyskiej, światowości, obycia i zwykłego okrzesania w stosunkach międzyludzkich. Wynika to z prostego faktu: w żaden sposób w kulturze nie uczestniczymy, więc skąd mamy ją mieć? Widać to zresztą po statystykach:

20% Polaków nie słucha radia, 37% nie korzysta z Internetu, 48% nie było w ciągu ostatniego roku w restauracji, ani nawet w fast-foodzie, 52% nie uprawia żadnego sportu (i nagle okazało się, że należę do fizycznej elity narodu), 53% z nas nie chodzi do kina, 60% z nas nie czyta książek, analogiczna liczba nie gra też w gry komputerowe, nie bierze udziału w imprezach sportowych i dokładnie tyle samo nie chodzi do kościoła (Niezłe, nie? A niby tacy katoliccy jesteśmy!), 63% nie było w zeszłym roku na koncercie, 72% nie odwiedziło w zeszłym roku muzeum ani galerii, 80% nie chodzi do teatru, a 87% z nas nie kupiło w zeszłym roku żadnej płyty z muzyką, książki ani gry komputerowej.

Innymi słowy: jesteśmy narodem abnegatów. Nie wiem, czy inne narody są od nas bardziej, czy mniej wychowane, ale szczerze mówiąc guzik mnie to obchodzi. Interesuje mnie tu i teraz. Abnegatami są też nasze elity i wszyscy wąsaci prezesi, politycy i dyrektorzy, z których większa część jest mniej bywała w świecie, niż wchodzący w życie, 24 letni glazurnik dorabiający w Niemczech.

A wygląda ono tak, że stronimy od siebie, stronimy od ludzi, nie potrafimy cieszyć się życiem. Nie lubimy muzyki, książek, jedzenia, ani żadnej innej rozrywki. Nie kochamy ani przyrody, własnego kraju, ani zagranicy i brakuje nam ciekawości świata: ledwie 54% Polaków podróżowało w zeszłym roku dla przyjemności choćby do obcego miasta.

Ogromnej większości z nas wystarcza telewizja (tą ogląda 99% z nas) i najprostsze teleturnieje, najprymitywniejsze seriale i zupełnie pozbawiony głębi przekaz, jakiego dostarcza.

I nie jest to wina komuny!

0756_647aBo tak naprawdę nigdy nie było w naszym kraju szczególnie dobrze. Zwalczenie analfabetyzmu to dzieło dopiero Polski Ludowej, które udało się w latach 50-tych. Wcześniej 30% mieszkańców naszego kraju było niepiśmiennych, a ledwie 50% populacji skończyło więcej niż 3 klasy szkoły podstawowej.

Dla porównania w XVII wieku, w momencie, gdy Polska rzekomo najbardziej „kwitła” piśmienne było 84% procent holenderskich mężczyzn i 30% kobiet, 78% angielskich mężczyzn i 23% kobiet, 70% mężczyzn i 30% kobiet szkockich, 61% mężczyzn zamieszkujących Nową Anglię, 53% zamieszkujących Hiszpanię oraz 46% zamieszkujących Wirginię, choć tam odsetek ten bardzo szybko wzrastał.

Sytuacja jest jeszcze tragiczniejsza, jeśli porównać ją z naszymi najbliższymi sąsiadami. W ciągu 30 lat od wynalezienia druku przez Gutenberga w Niemczech otwarto blisko tysiąc drukarni, w Czechach ponad 200, a w Polsce trzy…

W Niemczech w XVII wieku otwarto też pierwszą Bibliotekę Narodową. W zapuszczonym cywilizacyjnie USA: w wieku XVIII. W Polsce: w 1928 roku.

Na Targach Książki w Krakowie w zeszłym roku eksponowano 60.000 pozycji. W XVI wieku na targach książki w Lipsku prezentowano ich ćwierć miliona.

W świetle tych faktów cytat „Polacy nie gęsi i swój język mają” brzmi jak kiepski żart. Niestety nasza niechęć do kultury przybiera więc postać dziejowego zapóźnienia.

Ani biedy!

Sorki. Biblioteki są za darmo. Kościół także. Do lasu albo nad jezioro może iść każdy, podobnie jak biegać, robić pompki lub fikołki. Przyczyna faktu, że nie uczestniczymy w kulturze jest więc zupełnie inna.

Zwyczajnie jej nie cenimy!

1834_7db1Brak zamiłowania dla kultury, podobnie jak dumne (zarozumiałe?) spojrzenie na samych siebie oraz samozadowolenie wynikłe z naszego, rzekomego, intelektualno-duchowego bogactwa jest chyba cechą naszego ducha narodowego i pochodzi z czasów, gdy ten się kształtował. Nie pozostaje nic, tylko się z tym pogodzić. Ponownie: nie wiem, jak jest za granicą i mnie to nie obchodzi. Zresztą, nawet jeśli jest źle, to fakt pozostaje faktem.

Myślę, że wiele rzeczy zmieniłoby się na lepsze, gdybyśmy jednak cenić ją zaczęli.

Efekty widać jak na dłoni:

Efekty tego wszystkiego widać jak na dłoni w czterech, głównych obszarach. Tak więc:

Ogólnych stosunkach międzyludzkich: Fakt, że brakuje nam obycia i ogólnej ogłady przekłada się na ogólne stosunki międzyludzkie. Dokładniej: chamstwo na ulicach, chamstwo w urzędach, chamstwo w sklepach, chamstwo pod domem i chamstwo za kierownicą. Oraz ogólny bród, szpetotę, opieszałość i głupkowatość decyzji, bezduszność urzędników i resztę otaczającego nas bajzlu. Bo niestety za to odpowiadają nie chuligani i hołota, tylko zwykli ludzie, tacy sami jak my.

W ekonomii nazywa się to „Paradoksem Wspólnego Pastwiska”. Opisywany jest on na prostej zasadzie: jest wioska licząca stu mieszkańców, w której każdy ma po jednej krowie. Wioska ma pastwisko pozwalające wypaść idealnie sto krów, pod warunkiem, że mieszkańcy będą pilnowali, żeby żadna krowa nie zjadła zbyt wiele paszy.

Jeden z wieśniaków jest jednak aspołeczny i pozwala swojej krowie jeść więcej o (powiedzmy) 10%. Pozwala… I okazuje się, że nic się nie dzieje. Jego krowa je więcej, inna krowa je mniej, ale zmiana jest za mała, żeby zakłócić cały układ.

Jeśli aspołecznych jest 10 zaburzą układ, bo żarcia nie starczy dla jednej krowy. Jeśli jest 100: paszy nie starczy dla 10 krów, te padną z głodu i wioska poważnie zbiednieje.

7304_0153_500Jakości rządów: po drugie: przekłada się to na jakość naszych rządów. Jeśli ktoś nie wierzy, że kulturowe obycie ma na nie wpływ, to przytoczę dwa słowa, które sprawią, że zmieni zdanie: Bronisław Komorowski.

Naprawdę myślicie, że protokół dyplomatyczny nie ma wpływu na podejmowanie decyzji?

Naprawdę uważacie, że ktokolwiek będzie traktował poważnie państwo, którego głowa na wizycie dyplomatycznej zachowuje się jak podpity kmiotek na Krupówkach? I bardziej niż gospodarzem interesuje się tym, żeby mieć fajne, pamiątkowe zdjęcie?

Najgorsze jest, że tego typu myślenie obecne jest na każdym szczeblu władzy. Koniec końców ci w sejmie i senacie to wybrańcy naszego narodu i elita elit. Ci niżej to natomiast materiał odrobinę, że tak powiem gorszy… Nie powinno dziwić więc, że zachowują się gorzej od tych na górze. A jak zachowują się ci na górze? Cóż… Dwa słowa: Bronisław Komorowski.

Innowacyjności gospodarki: Po trzecie istnieje bardzo wyraźna korelacja między poziomem czytelnictwa w państwie, a innowacyjnością i wydajnością gospodarki tego państwa. Kilka tygodni temu serwis ekonomiczny Forsal poświęcił temu tematowi artykuł. Nie widzę sensu, by go tutaj przepisywać, ciekawych zapraszam do linka. W skrócie: istnieją biedne państwa, w których ludzie dużo czytają. Nie ma jednak bogatych państw, których populacja nie czyta w ogóle.

Konsumpcja i uczestnictwo w kulturze jest kluczem do kształcenia ustawicznego i ciągłego podnoszenia kwalifikacji. Zapewnia też konkurencyjność na rynku pracy, obniża poziom stresu i wpływa na ogólne zdrowie iraz dobre samopoczucie narodu.

I ogólnym dobrobycie:

1736_91e6_500Dobrobyt definiowany jest jako „warunki bytowe gwarantujące wysoki poziom życia oraz satysfakcję w sferze kulturalnej”. Osobiście wątpię, by jego osiągnięcie bez udziału w kulturze w ogóle było możliwe, bo jak? Przecież to lapsus!

Niemniej jednak, wychodząc z założenia, że dla wielu naszych rodaków „satysfakcja w sferze kulturalnej” oznacza kotlet + ogórek kiszony + piwo + Złotopolscy osiągnięcie dobrobytu może być trudne. Na co komu majątek i bogactwo, złota wanna, siedem domów i sto samochodów, jeśli wszędzie dookoła jest brud, szpetota, wszechobecne chamstwo, zła wola i egoizm? Oraz przede wszystkim brak czegoś, co można byłoby nazwać inteligencją społeczną.

Bo tak naprawdę wszystkie przykłady, którymi się posłużyłem wynikają nie ze złej woli, tylko właśnie braku owej inteligencji społecznej, emocjonalnej oraz oczywiście wyobraźni.

Naprawdę nie sądzę, by posiadanie czegokolwiek w kraju, w którym to coś może zostać zepsute właśnie w efekcie tej wyobraźni braku (jak ta huśtawka z przykładu) przez osoby teoretycznie powołane do dbania o nią kiedykolwiek stało się satysfakcjonujące.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Wredni ludzie i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „O źródłach braku obycia:

  1. Garret Gavrel pisze:

    Dobry wpis.

    Nie lubię uogólniać swoich doświadczeń na całą populację, ale gdzieś muszę to napisać, żeby para ze mnie uszła – na piątym roku studiów na uczelni państwowej byłem jedyną osobą w grupie, która miała co odpowiedzieć na pytanie wykładowcy: „co ostatnio czytaliście?”.

  2. Strategiusz pisze:

    Są tacy, co tłumaczą tę całą mierność kulturową katolicyzmem, który zaczął na dobre osiadać na ziemiach polskich w XVI wieku.

    • No nie do końca. Włochy i Francja były w tym okresie dużo bardziej katolickie od Polski, ale u nich to wyglądało inaczej. Ja bym raczej winil za to fakt, że u nas nie było zbyt dobrze rozwiniętych miast.

      • lenrock pisze:

        Tu się zgadzam, ale dodałbym mimo wszystko jeszcze zagładę inteligencji 70 lat temu.
        Jak społeczeństwo było by choć trochę nasycone osobnikami obytymi (jak to nazwałeś) to przechodziło by to tez powoli na ogół.

      • Strategiusz pisze:

        70 lat temu to właśnie już wtedy dostrzegali problem. II RP jest teraz bardzo wybielana i stawiana za jakiś wzór, a tak naprawdę, to był ten twór rujnował polską gospodarkę a Polacy z niego uciekali za granicę. Już wtedy było źle.

  3. Ekhem... pisze:

    Ponownie odnoszę wrażenie, że twoje doświadczenia – mieszkańca „Polski B” diametralnie różnią się od moich. To wszystko o czym piszesz – chamstwo w urzędach, chamstwo w sklepach, itd. – u mnie nie występuje(no chyba, że inaczej rozumiemy pojęcie słowa „chamstwo”) – tzn. w urzędach, cokolwiek bym nie załatwiał, czy o co się nie dopytywał, zawracał dupy, robiąc kłopot „paniom w okienku”, to nie reagują one alergicznie nawet na dosyć upierdliwych petentów, ani tym bardziej nie są w żaden sposób chamskie. A chamstwa w sklepie to nie widziałem już od dobrych kilkunastu lat.
    Krótko mówiąc – czasami czytając twoje wpisy, jak ten powyżej na przykład – mam wrażenie, że żyjemy w jakimś innym świecie.

    • Dlatego się pewnie mówi Polska A i Polska B…

      Wiesz, przez kilka lat mieszkałem w większych miastach (w Lublinie i Warszawie) i tak świadkiem takich akcji nie byłem. Jak już chyba mówiłem: mam nadzieję, że moje miasto jest pod tym względem wyjątkowe.

Dodaj komentarz