Czego wydawnictwa książek mogłyby nauczyć się od mangowców?

277512000_109578858370699_9039855468855652530_nPomysł na ten wpis przyszedł mi do głowy już jakiś czas temu, po tym, jak ogłoszono upadłość sieci księgarskiej BookBook. Sieć ta miała 20 lokali, więc jej zniknięcie z rynku niektórzy odebrali jako zapowiedź nadchodzącego Armageddonu (ja szczerze mówiąc wówczas pierwszy raz o niej usłyszałem). Jest to o tyle ciekawe, że działo się to mniej-więcej w tym samym momencie, w którym otwierał się 20 sklep Yatta w Polsce. Czyli nastąpiło wydarzenie, które nikogo nie obchodziło, choć miało podobną skalę…

Jak to się dzieje, że jedni dają sobie radę, a inni ponoszą klęskę? I czego wydawcy oraz dystrybutorzy książek mogliby się nauczyć od wydawców i sprzedawców mangi?

Odbierać telefony:

Pierwsza, najważniejsza rzecz: jeśli chcesz się o coś zapytać pracownika JPF, Waneko lub innego wydawnictwa mangowego w Polsce, to masz duże szanse, że otrzymasz odpowiedź. Nie zawsze są to szanse duże (powiedziałbym, że między 20 a 70 procent, zależnie od wydawnictwa i himoru bogów), ale nadal istniejące. W wydawnictwach książkowych natomiast nie nie ma zwyczaju odbierania telefonów i odpowiadania na maile.

I już samo to jest dziwne…

Ogólnie: odbieranie telefonów to podstawa prowadzenia każdego biznesu. NIKT nie może sobie pozwolić, żeby to lekceważyć: ani fryzjer, ani elektryk, ani piekarz, ani sklepowa, ani Microsoft, ani Apple… Wyjątek stanowią tu jednak najwyraźniej wydawnictwa książkowe, które stać na luksus nie zwracania uwagi na tych całych, cholernych klientów.

Dlaczego odbieranie telefonów jest takie ważne?

Bo zanim nie podniesiesz słuchawki nie wiesz, czy dzwoni do Ciebie kolejny akwizytor, czy Ja zaproponować Wam kolejną książkę, czy znów Ja wypytywać się o ofertę wydawniczą, czy też jakiś biznesmen z Pierdziszewa Mniejszego, który chce zatowarować księgarnię na pół miliona złotych…

Kontaktów z klientem:

IMG_6933Od jednego przechodzimy do drugiego. Wydawnictwa mangowe mają dość dobry kontakt z klientem. Oczywiście: można tu narzekać na wiele rzeczy, jednak ich pracownicy są dostępni w mediach społecznościowych, forum Waneko (co jest ewenementem na skalę Internetu) ciągle żyje, w chwili, gdy przygotowywane są plany wydawnicze urządzane są ankiety, w których czytelnicy mogą wyrazić swoje zainteresowanie ofertą.

W wypadku wydawnictw książkowych…

Niektórzy wydawcy YA faktycznie działają podobnie jak mangowi i urządzają ankiety oraz komunikują się z czytelnikami.

Co do innych, to po prostu wzdech…

Weźmy taką Muzę i wysiłki jej grafików celem opracowania najgorszej okładki Władcy Pierścieni. Albo PIW, który jest światem samym w sobie. PIW posiada ogromną bibliotekę tytułów, niektóre z nich obecnie są bardzo poszukiwane, jak na przykład Meksyk Przed Konkwistą, który na Allegro pojawia się tylko wyjątkowo, potrafi kosztować nawet i 300 złotych, a ludzie to i tak kupują. Jednak PIW oczywiście go nie wznawia. Woli tłuc Upadek Cesarstwa Rzymskiego Na Zachodzie, książkę nie dość, że przestarzałą, to taką, którą rynek wtórny i pierwotny jest dosłownie zalany, bowiem po prostu pełno jest jej starych, komunistycznych wydań sprzedawanych po 5 złotych. Albo kolejne wydania Attylla i Hunowie, wznawiani co kilka lat, zupełnie bez potrzeby.

pol_il_Wladca-Pierscini-Druzyna-Pierscienia-T-1-9138

Nowa okładka Muzowskiego Lotra. Na pewno zadziała na serca miłośników fantasy.

Mamy nowe wydanie Strzelb, Zarazków i Maszyn Jareda Diamonda. O autorze można myśleć co się chce, ale nie da się ukryć, że napisał całkiem sporo nie wydanych u nas książek. Strzelby okazują się sukcesem. Co więc wypuszcza polski wydawca? Trzeciego Szympansa. 30 letnią książkę, która – przy takim postępie archeologii, genetyki, paleontologii, neuropsychologii i antropologii, jaką mamy dziś – znów jest absolutnie przestarzała. To pozycja równie wartościowa, jak wykłady o flogistonowej teorii spalania lub Lamarkizmie i wie o tym każdy, kto choć szczątkowo interesuje się tematem. Nic dziwnego więc, że się nie sprzedaje, więc Diamond idzie w odstawkę. Uznano zapewne, że to był autor jednego tytułu…

Tymczasem jego Upadek (Collapse) ludzie kupują na Allegro czasem i za 400 złotych.

Fantastyka. Ktoś tam wydaje Córkę Króla Elfów Dunsandyego. Zupełnie nie informuje o tym nikogo, wkłada do kategorii „literatura dziecięca”, bo nie wie, że to klasyk fantasy. Efekt: słaba sprzedaż. Książka jest odsprzedawana z trzykrotnym przebiciem na Allegro.

Mity Skandynawskie Greena: wyszły, ceny w drugim obiegu dochodzą do 200 złotych. Nikt nie interesuje się wznowieniem. Biografie Tolkiena, różne dotyczące go dodatkowe książki, niedawno wydane Listy… Kto kupił ten szczęśliwy, ceny wzrosły o 100, 200 czasem nawet 500 procent. Inwestycja lepsza niż akcje.

Kiedyś podczas wizyt na Targach Książki pytałem się, czy planują wznawiać te tytuły. Zawsze słyszałem „My jesteśmy z działu sprzedaży, my nie mamy takich informacji” albo „Proszę sprawdzić na naszej stronie internetowej w dziale „Zapowiedzi”.

W ogóle co to jest? Sprzedawca, który nie zna aktualnej oferty?

Że wznowienia nie są złem:

lowca-dusz-tom-1-b-iext97720137Tak patrzę sobie na moją kolekcję fantastyki. Wiele z tych tytułów to światowe hity, bestsellery, tak w Polsce, jak i na świecie. Ile z nich miało powtórne wydania? Mniejszość.

Patrzcie na takie hity, jak Czarna Kompania, Mgły Avalonu, Ziemiomorze, Świat Czarownic, Smoczy Jeźdźcy, Amber, Pamięć Smutek Cierń, Belgeriada Mija powoli 10 lat od ostatniego wznowienia. Teraz wróciło Koło Czasu i bracia Strugaccy po 20 letniej przerwie, po takim samym okresie wznowiono też niektóre pozycje Zelaznego, przypomniano sobie też o Mercedess Lackey…

Owszem, to nie do końca sprawiedliwy zarzut: Fabryka Słów i Mag regularnie wznawiają przynajmniej swoje największe bestsellery.

A teraz przejdźcie się do Yatty. Te rzeczy, które są u nas klasykami: Dragonball, Naruto, Berserk, Akira, Ghost in the Shell. Są na półkach? No są na półkach. Brakuje tylko Czarodziejki Z Księżyca, jednak wznowienie jest w planach na rok 2023. Nadrabiają to takie, dość niszowe tytuły jak Inuyasha czy Łowca Dusz.

Po prostu mangowcy nie traktują swoich klientów jak kretynów o pamięci złotej rybki. Przeciwnie: zdają sobie sprawę, że jest na to rynek. Podejrzewam, że te tytuły nie są żyłą złota, ale myślę, że są rentowne. Kupują je młodzi, żeby wiedzieć o czym mówią starzy. Kupują je średni, bo nasłuchali się, że Berserk to taka strasznie mroczna manga! Kupują je starzy, a to z nostalgii, a to dlatego, że chcą spełnić swoje dziecięce marzenia…

Że księgarnie tematyczne to jednak dobry pomysł:

Tak ogólnie to w tym kraju są trzy typy księgarń stacjonarnych. Pierwszym są małe, zanikające już księgarnie lokalne, w których 50 procent obrotu stanowią podręczniki szkolne. Drugim: dyskonty taniej książki takie, jak Dedalus czy Tak Czytam. Trzecim: salony w rodzaju Empika.

Jako, że te ostatnie dominują (Empik posiada 50 procent rynku książki) skupmy się na nich.

Otóż: pojęcia nie mam, jak wygląda model biznesowy Empika. Jednak sądząc po wyglądzie ich salonów można przyjąć, że ma on dokładnie te same problemy, co wielkopowierzchniowe supermarkety typu Tesco, a do tego ogólny bałagan, brak organizacji, wizji i wyobraźni.

Jeśli pamiętacie sieć Tesco, to przypomnijcie sobie, jak to wyglądało: wchodziło się do wielkiej hali, której 50 procent stanowił dział żywności, a resztę sklepu zajmowały inne działy. Można tam było kupić też buty, ubrania, sprzęt sportowy, książki, artykuły papierowe, części samochodowe, elektronikę i artykuły AGD. Wiele z tych działów przynosiło straty. Na przykład obroty na dziale elektroniki (wydawało by się bardzo lukratywnym) w Tesco były minimalne. Po prostu nikt nie przychodził do supermarketu kupować telewizor lub płytę indukcyjną.

Co więcej: między działami tymi nie istniała żadna synergia. Fakt, że ludzie przychodzili do Tesco kupić żarcie i srajtaśmę, w międzyczasie kupując majtki na zmianę w żaden sposób nie nakręcał sprzedaży telewizorów albo butów garniturowych.

image_processing20201002-2408-1vsx6w7Nie wiem, jak wygląda kondycja finansowa sieci Empik. Biorąc jednak pod uwagę, że firmie od 2009 roku już co najmniej dwa razy groziła upadłość: pewnie średnio na jeża.

Współcześnie Empik przypomina czysty, żywy chaos. Byłem w ciągu ostatnich 12 miesiącach w 30 salonach tej firmy we Wrocławiu, Katowicach, Warszawie, Krakowie, Krośnie, Lublinie, Rzeszowie i Przemyślu. Powiedzieć, że jest w nich burdel jest obrazą dla domów publicznych i prostytucji.

Serio: masz dział „historia”, dział „historia Polski”, a między nimi dział „Klocki”. Bo ludzie na pewno w takim sąsiedztwie będą szukać zabawek dla dzieci…

Obecnie około 50 procent powierzchni Empików zajmują działy papiernicze i z gadżetami ala kubeczki z Harrego Pottera. Prócz tego mamy bogaty dział prasowy, dział gier planszowych, dział z muzyką, oraz książki: fantastykę, literaturę młodzieżową, dziecięcą, sensację, historię, poradniki kuchenne…

Problem w tym, że synergia między tymi działami nie istnieje. Nie jest tajemnicą, że dział papierniczy, słodycze i gadżety odpowiadają często za znaczący procent obrotu księgarń. Problem w tym, że jest bardzo mało prawdopodobne, żeby ktoś, kto przyszedł kupić książkę historyczną o (powiedzmy) holokauście nabył jednocześnie nowy tom przygód Jakuba Wędrowycza, celebrycką książkę kucharską, kubek z Harrym Potterem, grę planszową Carcassogne lub zeszyt szkolny.

Jestem praktycznie pewien, że wiele z tych działów zamiast dochodu generuje straty. Przykładem może być dział prasy, który trudno raczej nazwać bramą do nowoczesności.

Straty wynikają z tego, że trzeba po prostu płacić za wynajem takiej powierzchni, ogrzać to i utrzymać w czystości.

To nawiasem mówiąc główny powód, z którego supermarkety przegrały z dyskontami.

Empiki oczywiście są pewnie rentowne (jak na firmę, której co chwila grozi bankructwo), ale zapewne nie aż tak, jak byłyby, gdyby były mniejsze i bardziej wyspecjalizowane.

Yatty są skrajnie wyspecjalizowane. Znajdują się w nich mangi, do tego trochę komiksów zachodnich, gadżety i słodycze (nie zdziwiłbym się, gdyby te ostatnie generowały największy zysk). Ponadto jest miejsce, żeby usiąść i poczytać. Model taki jest unikalny. Oprócz niego uprawiają go tylko (niezbyt liczne) sklepy komiksowe. Kiedyś istniały bardzo zbliżone księgarnie z fantastyką prowadzone przez nerdów w średnim wieku, ale zostały zmiecione wskutek gentryfikacji miast.

Prawdę mówiąc nie jestem pewien, czy tego typu wyspecjalizowane placówki zawsze byłyby sensowne. Przeciwnie: jestem niemal pewien, że wyspecjalizowane księgarnie historyczne czy gastronomiczne prawdopodobnie by się nie utrzymały. Niemniej jednak typowa księgarnia to obawiam się po prostu bezmyślnie urządzony sklep z książkami, w którym znajdują się przypadkowe pozycje, a klient ma je przypadkowo kupić…

Stworzone są bez sensu i dla nikogo.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Anime, fantastyka, Fantasy, komiksy, Książki i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Czego wydawnictwa książek mogłyby nauczyć się od mangowców?

  1. Maks pisze:

    Ciekawym jest to, że na wyspach taki Waterstones czy Blackwells, które są kalka-w-kalkę empikami, mają się w miarę nieźle – a na pewno nie cierpią na te problemy z chaosem o których wspominasz pomimo często większej nawet powierzchni niż polskie Empiki. Przynajmniej te w Edynburgu.

  2. marchewa79 pisze:

    Empiki mają fatalny dział handlowy który niestety stawia na tabelki w excellu a nie na znajomość branży czy wiarę w model biznesowy. A tabelki mówią które powierzchnie generują najwyższe obroty (papiernicze i spożywcze) więc prostacka logika wskazuje na dążenie do zrobienia z Empiku połączenia Office depotu z Biedronką. I niestety za tą logika często się podąża. Co do specjalizacji to logiczne w Empikach wydaje się postawienie na szkielet książkowy (50%) uzupełniony przez rzeczy modne (manga, winyle rzeczy zmienne i na czasie 25%) i generatory zysku (wspomniane papierniczo słodyczowe zagłębie 25%). Wten sposób książki można sprzedawać właściwie po kosztach drenując wydawnictwa opłatami półkowymi i marketingowymi (czysty zysk) a kasę „z towaru” czerpać z reszty. I realnie olać temat tych co przychodzą aby sobie poczytać (bywa że aktywnie zwalczanych). Niech to robią bo na książkach i tak nie zarabiamy tak jak Biedronka nie zarabia na pieczywie.

  3. buszasp pisze:

    Chyba mam już wypaczone spojrzenie na takie sieci jak dawniej Tesco i obecnie Empik. Przypadkiem pracuję w firmie, która dostarczała kiedyś towary do Tesco a obecnie dostarczamy do Empiku. Zawszę jak jestem w salonie Empik to myślę sobie jak tu ładnie i jaki tu porządek, w porównaniu z tym co się dzieje w działach zamawiających i logistycznych… Tam w środku są działy aktywnie generujące straty metodami urągającymi zdrowemu rozsądkowi i nikogo to nie obchodzi, bo nikt nie jest w stanie ogarnąć co i jak.

  4. Cadab pisze:

    >Woli tłuc Upadek Cesarstwa Rzymskiego Na Zachodzie, książkę nie dość, że przestarzałą, to taką, którą rynek wtórny i pierwotny jest dosłownie zalany, bowiem po prostu pełno jest jej starych, komunistycznych wydań sprzedawanych po 5 złotych. Albo kolejne wydania Attylla i Hunowie, wznawiani co kilka lat, zupełnie bez potrzeby.
    Za tym nie stoi żadna logika wydawnicza, tyko specjalizacje ludzi z zarządu jak i „tradycyjna” specjalizacja „branżowa”. Opiszę to następującym obrazkiem:
    Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu w Wygwizdowiu Górnym, katedra Historii. Personel: 28 pracowników naukowych.
    Specjaliści od antyku: 20 osób. Z czego „Romaniści”: 18 osób.
    Kurtyna.
    Więc nawet, jeśli jest zapotrzebowanie i zainteresownaie, to one są niewidziane dla ludzi, którzy tym kierują, bo oni żyją w bańce, w której jest tylko Rzym i ich szczytem możliwości jak chodzi o „nowości” jest „Kryzys trzeciego wieku” i powiązana z tym literatura.

    >Niemniej jednak typowa księgarnia to obawiam się po prostu bezmyślnie urządzony sklep z książkami, w którym znajdują się przypadkowe pozycje, a klient ma je przypadkowo kupić
    Nie jest sekretem, że taki model jest powodem, dla którego księgarnie niesieciowe niejako przestały istnieć gdzieś tak w okolicy wejścia Polski do Unii, a dogorywały już od końca lat 90tych – bo było w nich wszystko i nic, z naciskiem na nic. Dziś wg takiego modelu działają tylko punkty sprzedające tanie książki w ilościach hurtowych i głównie z odrzutów. Ale one robią to na maksymalnie małej powierzchni i sprzedają z kontenerów.

  5. Dak'kon pisze:

    Miałem bardzo podobne przemyślenia jak patrzyłem na półkę z najlepiej sprzedającą się fantastyką w empiku
    były tam:
    -YA
    -Fabryka Słów
    -Wznowienia Lovecrafta
    -Sandon Brandenson tłuczony do porzygu
    -Jakieś polskie military ficition (brzmiało całkiem ciekawie)
    -po trzykroć YA

    Tymczasem z półki z mangami wziąłem drugi tom Parasite’a i pierwszy Dorohedoro, widziałem tam jeszcze ponadto króla szamanów, demon slayera i great teacher onizukę.
    JPF który nie wystawia się w empikach wydaje do tego wspomnianą Inuyashę, Rannmę, JoJo, Berserka (obecnie chyba out of print, pewnie nie spodziewali się że będzie taki popyt po śmierci autora), Akirę…

    Trochę duży kontrast, nieprawdzaż?

  6. Kurubuntu pisze:

    A takie empiki to nie są przypadkiem „patrzalnie”? W sensie wchodzisz, patrzysz co jest i jak ci się spodoba to kupujesz taniej w Internecie?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s