Moje top 10 książek fantasy:

3224_d4ba_625 – Podaj dziesięć twoim zdaniem najlepszych książek fantasy – takie pytanie zadała mi kilka dni temu żona kolegi (czyli w sumie też koleżanka). Jako, że wzięła mnie z zaskoczenia, a poza tym byłem wtedy już trochę pijany nie potrafiłem jej wskazać aż dziesięciu pozycji, które moim zdaniem warte byłyby umieszczenia na liście Najlepszych. Niemniej jednak teraz już wytrzeźwiałem, pora więc dokonać niewielkiej syntezy.

Na początku gość specjalny:

10) Andrzej Sapkowski Ostatnie Życzenie oraz Miecz Przeznaczenia

Ostatnie_zyczenie_1

Początkowo Sapkowskiego miał się w tym zestawieniu nie znaleźć. Jednak kiedy zacząłem przelewać myśli na papier szybko okazało się, że znalezienie odpowiedniej ilości książek, które zasługiwałyby na wstawienie ich do „Top 10” i jednocześnie byłyby powieściami fantasy jest trudne.  Wynika to z prostego faktu, że jak w każdym gatunku ogromna większość pozycji jest średnia, średnia ze wskazaniem lub dobra. Bardzo dobrych i wybitnych jest natomiast niedużo. Zastanawiałem się nad umieszczeniem tu Kressa, Pieśni Lodu i Ognia, Trylogii Zimnego Ognia, Conana, Pana Lodowego Ogrodu czy nawet Harrego Pottera. Ostatecznie uznałem jednak, że Wiedźmin zasługuje na wyróżnienie, poza tym jest pozycją od wielu wymienionych lepszą.

O ile Saga o Wiedźminie (powieść) od początku była dyskusyjna i już po premierze Krwi Elfów wielu fanów twierdziło, że Sapkowski się skiepścił i nic z tego nie będzie / trzeba dać mu szanse i poczekać na następne tomu (ostatecznie wyszło na to, że ci pierwsi mieli rację, choć czekanie na następne tomy i tak było świetne), Narrenturm zaczął się jak gorsza Pani Jeziora, i ten trend utrzymał, Żmii w ogóle lepiej nie przypominać, a Sezon Burz czym prędzej zapomnieć, tak jedna rzecz wyszła naprawdę fajnie.

Są to gry… Znaczy się: opowiadania.

Ogromna część opowiadań wiedźmińskich to retellingi znanych baśni i legend, zresztą fabuła ewidentnie ma miejsce w świecie baśniowo-dedekowym, gdzie elfy i krasnoludy mieszają się z królewnami Śnieżkami i Małymi Syrenkami. Jednocześnie Sapkowski potrafił być brutalnie naturalistyczny, a rzeczywistość jego opowieści rzadko kiedy bywa baśniowa.

Ogromnymi zaletami opowiadań jest też żywy styl, błyskotliwe dialogi i dynamiczne opisy walk, jednak to właśnie nieprzewidywalność tych opowiadań sprawiła, że Wiedźmin, w gatunku który od zawsze niestety miał problemy ze sztampowością wyróżnia się po dziś dzień.

A teraz na serio:

Zacznijmy od tego, co uważam za dobrą książkę. Otóż: za dobrą książkę uważam lekturę taką, po która człowieka wzbogaca, sprawiającą, że dowiaduje się czegoś nowego o świecie lub o samym sobie. Niekoniecznie oznacza to książki najlepiej napisane, zapewniające najlepszą rozrywkę czy też porywające najdzikszą i najbardziej oryginalną wizją.

O ile moim zdaniem nie należy lekceważyć książek, które stawiają głównie na aspekt rozrywkowy, ani pod względem ich przydatności dla higieny psychicznej, ani także pod względem ich warstwy wychowawczo-edukacyjnej, tak uważam, że element ten nie wystarczy, by uznać jakąś pozycję za najlepszą.

Co zaś się tyczy takich, które stawiają na efekciarską formę lub wyłącznie eksperymenty z nią, to podobnie jak te, których jedyną zaletą jest oryginalna wizja autora uważam za sztukę uprawianą trochę dla samej siebie i przez to mało wartościową. Jeśli natomiast chodzi o rzeczy, których morał da się sprowadzić do „ludzie są wredni i najlepiej ich unikać” to ani nie jest to prawda, ani wartościowa informacja.

Tak więc listę Top 10 tworzą książki, które uznałem za zwyczajnie niegłupie. Są to:

9) Lord Dunsany Córka Króla Elfów

corka-krola-elfow-b-iext10162791

To powieść, którą typowy miłośnik fantasy, wychowany na LoL-u i Dragon Age i bitwach na dziesięć milionów komputerowo generowanych orków niewątpliwie będzie rzygał. Mimo to jest to rzecz warta przeczytania. Córka Króla Elfów jest baśnią, traktującą w głównej mierze o marzeniach i marzycielstwie. Ktoś może powiedzieć, że nie jest to nic nowego. Hollywood dawno już bowiem przyzwyczaiło nas do baśni o miliarderach, którzy zasłużyli się tym, że mieli marzenie, ideę, którą za wszelką cenę chcieli zrealizować i wcielić w życie.

Córka Króla Elfów traktuje o mrocznej stronie marzeń, pogoni za ideałem, niezwykłością i wyróżnieniem się. A także o cenie, które owe dążenia wymagają i ryzyku, jakie niesie ze sobą fakt, że bynajmniej nie jest powiedziane, że marzenia uda się zrealizować. Opowiada też o tym, co robić dalej, jeśli nasze przedsięwzięcie okaże się porażką oraz o pięknie codzienności.

Mimo, że fabuła książki posuwa się do przodu raczej statecznie, snuta jest przez ciepłego narratora, a książka obfituje w kojarzące się z latem opisy przyrody lektura jest dość ponura. I w pewnych aspektach trzeźwiąca.

8) Glen Cook Czarna Kompania

Czarna-kompania_Glen-Cook,images_big,28,83-7301-071-8

Fantasy jest literaturą heroiczną, na której kartach roi się od postaci wyjątkowych: wielkich magów, barbarzyńskich wojowników, posiadaczy niezwykłych mocy, zabójców potworów czy w najgorszym razie dziedziców tronu. Tymczasem Czarna Kompania jest… Zbieraniną zbirów. Nie zbieraniną wyjątkowych i niezwykłych zbirów pokroju Niecnych Gentlemanów albo Fafhrada i Szarego kocura, tylko bandą dość zwyczajnych, najemnych żołnierzy. Owszem to są twardzi ludzie, najczęściej rożnego rodzaju typy spod ciemnej gwiazdy, które z tego czy innego powodu musiały porzucić swe dotychczasowe miejsce zamieszkania. Jednak, suma suma rum niczym specjalnym nie wyróżniają się w świecie królów i czarnoksiężników. Mimo to wygrywają, w dużej mierze dlatego, że są skutecznymi żołnierzami.

Skutecznymi nie dlatego, że mają nadludzkie moce (no dobra, tych trochę mają, zwłaszcza ich trzech czarodziejów), ale głównie dlatego, że są podstępni, bezwzględni, potrafią wykorzystać słabe punkty przeciwników, a ich dowódcy mają talent organizacyjny.

Prawdę mówiąc w fantasy po dziś dzień jest to element świeży.

7) Roger Zelazny Pan Światła

pan-swiatla-b-iext22037009

„Wyznawcy nazywali go Mahasamatmanem i powtarzali, że jest bogiem. On sam wolał jednak pomijać „Maha-” i „-Atman” i nazywał siebie Samem. Nigdy nie twierdził, że jest bogiem. Nigdy też, oczywiście, nie twierdził, że bogiem nie jest… W ówczesnych okolicznościach żadne z tych wyznań nie mogło mu przynieść korzyści.”

Utwór gatunkowo zajmujący niszę między Science Fiction, a Fantasy. Przenosimy się na odległą planetę, skolonizowaną przez załogę statku Gwiazda Indii. By przetrwać w świecie, gdzie „wszystko człowiekowi było wrogie” zdecydowali się poddać swoje ciała mutacjom, dzięki którym zyskali parapsychiczne moce. Opracowali też technologię pozwalającą na transfer dusz między ciałami (i w efekcie pseudo-reinkarnacje). Oba te rozwiązania umożliwiły im ujarzmienie planety, którą rządzą teraz podając się za bogów. Niektórzy z członków załogi statku, zniesmaczeni poczynaniami dawnych towarzyszy broni przygotowują jednak bunt. Szczególnie wyróżnia się w tym przedsięwzięciu podający się za buddę Sam.

Niewątpliwą zaletą książki jest jej zwięzła, a zarazem interesująca fabuła. Przenosimy się więc w świat wielkich bitew, intryg, niespełnionych miłości, demonów, zombie i indyjskiej mitologii.

Co więcej powieść ta jest całkiem niegłupia, a poruszane przez nią tematy: władza i jej nadużycie, bunt i jego granice, odpowiedzialność, wiara, religia są uniwersalne i aktualne po dziś dzień.

 

 

6) Poul Anderson Zaklęty Miecz

0_0_productGfx_64a1791f4b2b1e1a80acb055dc6bdc6c

Książka przez niektórych ceniona wyżej niż trylogia Tolkiena, choć niewątpliwie zapomniana. Świat ludzi przenika się ze światem czarodziejskich istot, a chrześcijaństwo wciąż jeszcze zmaga się z pogaństwem. W tym czasie w krainie czarów trwa wieloletnia waśń między królami Elfów i Trolli. By przeważyć szale na korzyść swej rasy jeden z elfich lordów porywa ludzkiego chłopca. Skaflok, bo tak ma na imię dziecko, jako człowiek nie podlega ograniczeniom, które nałożone są na magiczne istoty.

Zarówno tytuł jak i streszczenie fabuły mogą sugerować powieść niekoniecznie najmądrzejszą, a dokładniej: zwykłą siekankę. Faktycznie otrzymujemy jednak bardzo gorzką, przesiąkniętą fatalizmem baśń o wojnie, miłości, nienawiści, zawiści (ale też i o byciu Tym Gorszym), zakazanej (z dobrych powodów) miłości, odtrąceniu, wzajemnych krzywdach i nienawiści.

Anderson opanował bardzo trudną umiejętność, jaką jest oddanie honoru wrogom. Ci, mimo że tak naprawdę niczym nie odcinają się od typowych kalek fantasy i reprezentują sobą typowych siepaczy mroku budzą… Może nie szacunek, ale swego rodzaju empatię. Trudno więc nie mieć zrozumienia dla Walgarda, bezimiennej Wiedźmy czy króla trolli. Wszyscy oni są w prawdzie sukinsynami, których miejsce w piekle, jednak wszyscy też mają dobre powody, by rodu Skafloka i elfów nienawidzić.

Jest to też opowieść o dorosłości i zdobywaniu doświadczenia. A dwudziestoletni Skaflok, próbujący zaimponować swojemu mentorowi chełpiąc się, że „Nie zaznał jeszcze złego losu, porażki w bitwie czy nieszczęśliwej miłości” zwyczajnie rozbraja.

O, co ty wiesz o życiu chłopcze? Co ty wiesz?

5) Tanith Lee Płaska Ziemia

demon_ciemnosci

W Polsce wydano dwa tomy tego cyklu. Książka ta przenosi nas do mało sprecyzowanej krainy, prawdopodobnie przypominającej bliski wschód, albowiem autorka wyraźnie wykorzystuje mezopotamskie, arabskie, tureckie, ale też i biblijne czy indyjskie motywy. Jest to świat ludzi i potworów, wojowników, kupców i czarnoksiężników, przenikającu się ze światem demonów i im podobnych bytów. O nich to właśnie: Azhrarnie Pięknym, Księciu Demonów, Uhlume, Panu Śmierć czy Chuz’ie Szalonym, władcy omamów oraz ich gierkach i zabawach ze śmiertelnikami opowiadają książki.

Bardzo trudno jest mi opowiadać o tej serii. Ogromną część jej atmosfery tworzy delikatny, bardzo kobiecy i poetycki niemal styl autorki. Nie jest to fantasy, w którym należy liczyć na pojedynki na miecze i fajerbale albo intrygi rodem z Diuny czy Gry o Tron, ale przepojona magią baśń rodem z Opowieści Tysiąca I Jednej Nocy.

4) T. H. White Był sobie raz na zawsze król

Miecz-dla-krola-TH-White-_bc16253

Kolejna pozycja z pogranicza i przy tym bardzo trudna. Pierwszy tom jest powieścią dla dzieci, czy też może raczej: o dzieciach, na swój sposób magiczną i fascynującą, a przy tym… Strasznie dziwną. Nie wiem, czy podobałaby mi się, gdybym czytał ją w wieku kilku lub kilkunastu lat. Z całą pewnością też czytelnikowi, który szuka krwi, cycków i magicznych płomieni podobać się nie będzie. Prawdę mówiąc mi też podobał się umiarkowanie. Tom drugi, znacznie krótszy jest już dużo mocniejszy. Ponownie opowiada o dzieciach, tym razem wychowywanych bez miłości, za to w nienawiści, w dużo bardziej toksycznej rodzinie, jednak prawdę mówiąc to tomy trzeci i czwarty: Rycerz Z Pod Ciemnej Gwiazdy i Świeca Na Wietrze wywarły na mnie największe wrażenie.

Obydwa opowiadają o dorosłości i trochę o starości. O męskiej przyjaźni, o miłości, ale nie takiej z romansów, a raczej o jej drugim aspekcie, jako sile niszczącej i stanowiąca źródło konfliktów, a także o poświęceniu i wybaczeniu. Są też jednocześnie opowieścią o zawiści i nienawiści rodzącej się z krzywd oraz o słabości. Opowieść ta jest bardzo smutna moim zdaniem.

Głównym tematem (przynajmniej dla mnie) jest natomiast coś, co ludzie nazywają czasem Ciężarem Korony. Artur upada (bo to nie jest chyba sekretem dla nikogo) głównie dlatego, że jest dobrym królem, a raczej: w głębi serca dobrym człowiekiem. Pozostawanie dobrym człowiekiem jest dla niego ważniejsze, niż bycie skutecznym monarchą. Wie o romansie Ginewry i Lancelota, ale przymyka nań oczy, bo gdyby go zauważył musiałby ich skazać na śmierć… A nie chce zabijać ani żony, ani przyjaciela. Przez to traci autorytet. Szuka ideału i świętego Gralla, co niestety rujnuje królestwo (bo, mimo że kielich udaje się znaleźć Królestwo Boże nie z tego jest świata).

Wszystko to razem układa się powieść o życiu.

3) Terry Pratchett Pomniejsze Bóstwa

pomniejsze-bostwa-b-iext3167405

Początkowo planowałem napisać o Straży Miejskiej, jednak koniec końców postanowiłem wziąć na tapetę nieco mniej oczywistą, a przy tym chyba najlepszą z całego cyklu pozycję. A przyznacie, że było z czego wybierać. Świat Dysku bowiem ogólnie jest bardzo silnym cyklem.

Jednocześnie trudno go jednoznacznie nazwać fantastyką. Oczywiście wszystkie wydarzenia są fikcyjne, obfituje też w ogromne ilości dziwacznych i równie fikcyjnych istot, jednakże koniec końców chyba najlepiej pasującym do niego określeniem jest „satyra społeczna”.

Tematem „Pomniejszych Bóstw”, książki pod wieloma względami arcyponurej jest wiara, brak wiary, niewiara, fałszywa wiara, fanatyzm i duchowość. I mimo że jest to powieść bardzo zabawna, rozrywkowa oraz osadzona w zupełnie zmyślonym świecie momentami człowiekowi aż się zimno robi, gdy pomyśli, że są tacy, całkiem niedaleko i całkiem liczni, którzy postępują w opisany przez Pratchetta sposób całkiem bez celu komediowego i zupełnie na serio…

2) Ursula le Guin Czarnoksiężnik z Archipelagu

czarnoksieznik-z-archipelagu-b-iext22043259

Traktowany jako pojedyncza książka, bez średnich Grobowców Atuanu, nadmiernie przedramatyzowanego Najdalszego Brzegu czy też tkwiących po uszy w mizoandrii i mizantropii Tehanu oraz Innego Wiatru. Zresztą wszystkie one to po prostu kontynuacje, mające wydobyć jeszcze parę groszy z uniwersum, które stało się znane głównie dzięki sukcesowi Czarnoksiężnika Z Archipelagu.

Czarnoskieżnik z Archipelagu to przede wszystkim opowieść o dorastaniu oraz o poszukiwaniu mądrości. Nie tylko technicznej biegłości i potęgi oraz mocy, które na początku swej podróży najbardziej pociągają Geda, ale o tym, jak dorasta się do tego, by je posiadać. Wreszcie traktuje też o popełnianiu błędów, ich konsekwencjach oraz ich naprawianiu.

1) J. R. R. Tolkien Władca Pierścieni

352x500az

Czyli bez zaskoczeń.

Odnoszę wrażenie, że główny nurt fanów fantastyki uwielbia po Tolkienie jeździć. Podobnie czyni też wielu fanów fantasy, którzy (przynajmniej w naszym kraju) reprezentują mimo wszystko nurt poboczny. Zniechęca ich dość statyczna fabuła Władcy Pierścieni, oparcie jej o podróż, niewielka ilość polityki i gierek personalnych, wreszcie brak intryg. Dlaczego więc zdecydowałem się na taki, z jednej strony bardzo kontrowersyjny, z drugiej strony: niezbyt odkrywczy wybór?

Powód jest prosty: nie ma książki fantasy, do której częściej bym wracał. I ciągle znajdował w niej nowe rzeczy. Co więcej jest to powieść dla gatunku kluczowa, stanowiąca odniesienie dla wielu autorów, którzy albo się na niej wzorują, albo odwrotnie, próbują od niej uciec. Podstawową zaletą Władcy Pierścieni są bardzo wbrew pozorom życiowe tematy, jakie podejmuje: odwaga, bohaterstwo, poświęcenie, natura zła, czy wreszcie pokusa. Są to tematy w fantasy częste. O ile jednak większość książek należących do tego gatunku opiera się albo na postaciach wielkich w rodzaju nieposkromionych, barbarzyńskich wojowników, albo kole po oczach łopatologicznym podaniem problemu, pokazując osoby unurzane w rozpuście i wszelakich wynaturzeniach, albo też pogrąża się w wydumaniu, tak u Tolkiena problematyka dotyczy osób zwykłych ale też jednocześnie niezwykłych. Tak naprawdę większość jego postaci wybija się z otoczenia jedynie za sprawą czynów, a nie niezwykłych talentów podarowanych przez los czy naturę. Nawet królowie czy możni na swój autorytet zapracowali bardziej dokonaniami niż urodzeniem. Niektóre postacie (hobbici) wręcz przygodę zaczynają wydawałoby się upośledzone względem innych.

Tak samo zło u Tolkiena jest wbrew pozorom bardzo codzienne. Nie ma postaci jakichś, dziwacznych zwyrodnień charakteru właściwych jedynie drobnej garstce, obszarpańców z nożami w zębach czy prymitywów. Jego źródło bierze się raczej z chciwości, kłamstwa, nieumiarkowania, pomówień i złych słów. Nie jest też wbrew pozorom ostateczne: nawet Morgoth kiedyś był dobry, nawet Sauron miał szanse odpokutować za swe winy.

Padł o parę stóp od nich, twarzą do ziemi. Spod złotego kołnierza sterczała mu na karku strzała z zielonym piórem. Szkarłatny kaftan był podarty, pancerz z mosiężnych łusek pogięty i spękany, czarne włosy przeplecione złotymi nićmi w warkocze, nasiąkły krwią.
W brunatnej dłoni ściskał jeszcze rękojeść złamanego miecza. Sam po raz pierwszy w życiu widział walkę ludzi z ludźmi i widok ten wcale mu się nie spodobał. Rad był, że przynajmniej nie widział twarzy zabitego. Jakie imię nosił ten człowiek, skąd pochodził, czy naprawdę miał serce do gruntu złe, czy też może kłamstwa lub groźny wywabiły go z domu w ten daleki marsz? Kto wie, czy nie wolałby – gdyby miał wybór – zostać spokojnie wśród swoich?

Ten cytat stanowi kwintesencję Tolkiena.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Fantasy, Książki i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Moje top 10 książek fantasy:

  1. Artur Nowrot pisze:

    Duże propsy za „Córkę…”, reszta notki to w sumie świetna polecanka. Tanith Lee, Zelazny i T.H. White lecą na listę „do przeczytania”.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s