Wszystkie grzechy Cyberpunka:

Cyberpunk to dość dziwny gatunek: obecnie istnieje już głównie w filmie i grach komputerowych, a czasy jego świetności w literaturze już przeminęły. W tych pierwszych też natomiast bardziej służy jako estetyka, od dawna dostarczając już tylko tła do strzelanin, a nie starając się odpowiadać na żadne pytania, ani też żadnych pytań stawiać.

Co ciekawe dzieje się to w świecie, który coraz bardziej fundamentalnie zależy od technologii i który sam jest coraz bardziej cyberpunkowy.

Aż dziw bierze, że Cyberpunk nie jest w stanie znaleźć w sobie nowej witalności.

Strachy lat 80-tych:

Moim zdaniem pierwszym problemem, z jakimi musiałby się zmierzyć potencjalny autor współczesnego cyberpunka jest jego stylistyka oraz niestety tradycja. Rzecz w tym, że Cyberpunk wyrósł w latach 70-tych i 80-tych, a podupadł z końcem lat 90-tych.

Okres ten w USA i krajach Zachodu miał swoją, specyficzną atmosferę, która często nie skłaniała do patrzenia w przyszłość z optymizmem. Powodów było wiele. Po pierwsze w roku 1973 oraz w latach 1979-1982 miały miejsce dwa tak zwane „kryzysy naftowe”, będące (w wielkim skrócie) efektem prób narzucenia cen ropy przez OPEC. W rezultacie tego pierwszego cena ropy wzrosła o 600 procent, co wywołało szereg, światowych konsekwencji, jak spadek produkcji, bezrobocie i inflacja oraz przedłużenie istnienia Związku Radzieckiego o prawie 20 lat.

Jednocześnie Ameryce zaczęła wyrastać poważna konkurencja gospodarcza w postaci Japonii, która pod koniec lat 70-tych stała się drugą, największą gospodarką świata i zagroziła amerykańskiej dominacji. Dla USA było to szokujące, bowiem dominacja gospodarcza tego kraju sięgała roku 1870.

Do tego doszły problemy związane z wkroczeniem świata w trzecią rewolucję przemysłową, czyli rewolucję naukowo-techniczną, której skutki dały się odczuć właśnie w latach 70-tych. Główną przyczyną była postępujaca automatyzacja pracy, w efekcie czego wiele branż uległo odmianie lub niemal całkowicie znikło. Pojawienie się automatycznych urządzeń do składu tekstu, komputerów, centrali telefonicznych, robotów przemysłowych etc. na zawsze zmieniło zasady pracy w księgowości, owej centrali telefonicznej, fabryce samochodowej, na poczcie czy w administracji. W niektórych z tych dziedzin gospodarki zatrudnienie spadło nawet o 90 procent. Wiele wcześniej prestiżowych zawodów zostało zdegradowanych do bardzo niskich rang. Przykładem może być stewardessa, zawód w roku 1970 płatny wręcz przysłowiowo dobrze, a w 1980 ledwie pozwalający związać koniec z końcem.

Zmiany uderzyły najbardziej w pracowników niewykwalifikowanych, ale wiele osób obawiało się, że w krótkim czasie dotkną też i tych wykwalifikowanych. Co gorsza komputery dopiero zaczynały wkraczać w ludzkie życie, ale każdy wiedział, że ich możliwości są nieskończone.

Kolejnym problemem był wzrost przestępczości, która między rokiem 1970, a 1990 wzrosła niemal czterokrotnie. Pojawiły się też jej nowe formy, jak bardzo rozwinięty i groźny handel twardymi narkotykami. Wzrosła też znacząco przestępczość: ilość przestępstw między rokiem 1970, a 1990 wedle niektórych źródeł mogła się nawet potroić.

Wszystko to sprawiało, że przyszłość nie jawiła się jako miejsce gościnne.

A czasy się zmieniły:

Problem w tym, że lata 80-te minęły. Komputery przyszły, lecz nikogo nie zjadły. Przestępczość spadła do poziomu z lat 70-tych. Japonia nie dość, że nie prześcignęła USA i nie zdominowała świata, ale sama została prześcignięta przez Niemcy i Chiny. Dzięki odkryciu nowych złóż USA samo zaczęło eksportować ropę. Bezrobocie dotknęło głównie młodych, mówi się o „pokoleniu 100 dolarów / euro / złotych” zmieniając tylko walutę zależnie od miejsca świata.

Wielu rzeczy nie udało się przewidzieć:

Choć niektóre się udało. Cyberpunk moim zdaniem poległ na dwóch kwestiach. Po pierwsze: na tym, co znaczna część science fiction: z jakiegoś powodu nie przewidział, że gdy pojawi się supertechnologia, to każdy, kto będzie chciał będzie mógł ją kupić w sklepie. I że nie będzie ona przez to taka super.

Po drugie: nie przewidziano, że nastąpi taki rozkwit telefonów komórkowych ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Trafnie przewidziano natomiast wzrost znaczenia międzynarodowych korporacji i cybeprzestrzeni oraz przeniesienie do niej znacznej części życia społecznego. Pomylono się natomiast myśląc, że ludzie, którzy staną się jej panami automatycznie staną się też królami nowego świata. No chyba, że myśleli o ludziach pokroju Zuckerberga czy Gatesa.

Bardzo trafny okazał się natomiast slogan „Poza jest wszystkim”, przy czym nie trafiono z jednym. Nie jest on bowiem hasłem subkultury, ale mainstreamu. A przynajmniej: nie subkultury, którą można byłoby uznać za odpowiednik owych Cyberpunków. Rządzi natomiast na serwisach społecznościowych, wśród Januszy i Andżel wszelkiego rodzaju. Bo jak inaczej wyjaśnić szał na kolejne filtry z psimi mordkami, czy robienie sobie zdjęć przed cudzymi domami, by się popisać?

Telefonia komórkowa i problemy z anonimowością:

Natomiast nie uchwycono jednego: inwigilacji i problemów dla prywatności, jakie niesie za sobą rozwój technologii. Owszem, bywają tytuły, jak serial Black Mirror, które bawią się tym problemem, znaczna część współczesnych twórców Cyberpunka stara się jednak od niego uciekać.

Problematyka ta jest jednym z najważniejszych zagadnień współczesnego cyberbezpieczeństwa. Serwisy typu Niebezpiecznika piszą o niej niemal codziennie, jednak zarówno autorzy jak i znaczna część społeczeństwa jest jej błogo nieświadoma. Natomiast każde urządzenie elektroniczne, a nawet więcej: elektryczne jest dziś sprzętem szpiegowskim. Skupmy się jednak na telefonie komurkowym.

Aby telefon komórkowy mógł działać potrzeba stacji przekaźnikowych, które wysyłają oraz odbierają sygnał. Każda stacja loguje obecność telefonu, dzięki czemu można z łatwością namierzyć jego pozycję oraz pozycję przenoszącej go osoby. Dzięki temu można z jednej strony z łatwością śledzić złodziei (tak działają blokady antykradzieżowe tego typu sprzętu), ale można też śledzić inne telefony, dzięki czemu da się określić potencjalnego złodzieja na tej tylko podstawie, że jakiś aparat znajdował się długo w bezpośrednim sąsiedztwie ukradzionego telefonu. Da się także wytypować potencjalnych wspólników przestępcy na bazie tego, do kogo złdziej często dzwoni. Lub też tego, obok czyich telefonów ten ostatni przebywa. Wiadomo: jeśli telefon długo leży w godzinach nocnych w mieszkaniu pani i pana Nowaków, to musi mieć z nimi jakiś związek, nawet, jeśli zarejestrowany jest na fikcyjne nazwisko.

Można oczywiście rozwiązać ten problem wyjmując z telefonu baterie, ale rodzi to inny problem. Otóż: możliwe jest też śledzenie anomalii. Jeśli telefon nie porusza się po stałych, przewidywalnych trasach (z domu do pracy, z pracy do domu…), pojawia się w sieci na krótko, a po wykonaniu jednego połączenia znika, dzwoni też tylko do podobnych numerów, to wiadomo, że dzieje się coś podejrzanego. Podobnie jeśli z jakiejś ilość telefonów nagle, symultanicznie zostaną wyjęte baterie.

A jeśli zwykły, głupi telefon potrafi robić takie rzeczy, to zastanówcie się, co potrafiłaby cyberręka?

Tym bardziej, że – jak mówiłem – dane o nas może zbierać każde urządzenie. Już w latach 90-tych możliwe było zdalne odtworzenie zawartości monitora komputerowego jedynie na bazie generowanego przezeń promieniowania elektromagnetycznego. Obecnie istnieją czujniki, w zasadzie będące mini-radarami, które mogą śledzić dokładnie nasze położenie w mieszkaniu, posiłkując się promieniowaniem generowanym przez sieci WiFi. I wcale nie musimy mieć w domu routera. Wystarczy, że ma go sąsiad.

Bardzo wiele informacji o nas zebrać może choćby taka lodówka. Dla przykładu: czy byliśmy w domu? Jaki jest nasz plan dnia? Jak się odżywiamy? Czy często bywają u nas goście/

Obawiam się, że dla współczesnego Cyberpunka ważniejsze byłoby od posiadania supertechnologii opanować umiejętność nie padnięcia samemu jej ofiarą.

Wiara w subkulturę hakerów:

Po trzecie współczesny cybeprunk nadal wierzy w istnienie kultury hakerów, tak samo, jak wierzy w kulturę punków. No niestety: ta bardzo, ale to bardzo zmieniła się w przeciągu lat, a niektórzy twierdzą wręcz, że dziś już nie istnieje.

Otóż: w latach 80-tych i 90-tych komputery w dużej mierze były domeną pasjonatów: programistów, graczy, muzyków, grafików etc. którzy przez gros społeczeństwa traktowani byli jak niedojrzałe dzieci, tracące czas na głupoty. Przykładowo: w podstawówce, gdy jeden z kolegów powiedział, że w przyszłości ma zamiar zostać informatykiem nasza wychowawczyni oświadczyła mu: „A z czego będziesz żył dziecko?”. I była to racja. W okresie tym zatrudniony w działającej w moim mieście firmie wydobywczej programista otrzymywał najniższą krajową.

Oczywiście komputery przydawały się, ale nie miały takiego znaczenia jak dzisiaj. Wiele rzeczy robiło się dla idei. Zmiany jakie zaszły są gigantyczne. Przykładowo: cały rynek e-commerce w Polsce w roku 2001 nie był wart nawet jednego procenta jego obecnej wartości (w 2001 wartość ta wynosiła około 130 milionów złotych, obecnie szacuje się ją na 40 miliardów). Zmiany te sprawiły, że eksperci stali się bardzo, ale to bardzo poszukiwani. Efekty są takie, że dawni hakerzy lub osoby aspirujące do miana hakerów w większości zostały przechwycone przez korporacje, gdzie zwyczajnie nie mają czasu na głupoty: za dużo im się płaci za użytek, jaki czynią ze swoich talentów.

Obecnie informatyk to już nie jest gość, który siedzi gdzieś w piwnicy, klepie jakieś zlecenia za grosze, żyje w biedzie, żywi się pizzą i ślęczy długo w noc nad projektami, które mają uczynić go bogatym. To gość, który siedzi w robocie w garniaku, klepiąc w komputerze, a po pracy idzie do firmowej siłowni albo pograć w golfa.

Pozostali zostali przechwyceni przez przestępczość zorganizowaną. Ludzie tacy to jednak współcześnie bardziej czarni inżynierowie, niż szaleni geniusze. To są po prostu goście, którzy wstają o siódmej rano i idą do pracy, na osiem godzin, okradać ludzi. Większość cybeprzestępców to nawiasem mówiąc też osoby o dość niskich kompetencjach technicznych, które bazują raczej na wykorzystaniu gotowych, często ogólnodostępnych narzędzi.

Koncentracja na powierzchniowym Internecie i wysokim programowaniu:

W skrócie i w ogólnikach: powierzchniowy Internet to to wszystko, co możemy znaleźć w Google. Oprócz niego istnieje też tak zwany Deep Weeb, czyli te wszystkie strony, do których dostęp dla nas jest z jakiegoś powodu zabroniony. Są to wszelkiego rodzaju wewnętrzne, firmowe Intranety i panele administracyjne, prywatne grupy dyskusyjne, strony niewidoczne dla wyszukiwarek z powodu prywatnej zawartości, zahasłowane, ukryte za pomocą oprogramowania anonimizującego oraz takie, do wstępu do których możliwy jest tylko dla osób zaproszonych.

Programowanie wysokiego poziomu to natomiast programowanie w oderwaniu od maszyny. W skrócie: w językach niskiego poziomu, jak na przykład w Asamblerze często operuje się bezpośrednio na rejestrach procesora lub komórkach pamięci. W oprogramowaniu wysokiego poziomu jak Javie: na obiektach, które gdzieś tam, w którejś z niższych warstw swego działania mają dostęp do wyżej wymienionych, ale my sami owego dostępu uzyskać nie możemy, co znacząco ułatwia pisanie programów, ale jednocześnie sprawia, że to odbywa się to w oderwaniu od maszyny, a jej procesy są poza naszą kontrolą.

Dlaczego to jest ważne: otóż znaczna część ataków hakerskich, crakerski etc. odbywa się na bardzo niskim poziomie, wykorzystując fakt, że wielu programistów w zasadzie bardziej skleja ze sobą obiekty wzięte z bibliotek, niż pisze program. Jeśli ktoś czyta np. Niebezpiecznika, to wie, że część ataków odbywa się wręcz na poziomie ładunku elektrycznego.

Tymczasem znaczna część Cyberpunka, w szczególności tego growego pozostaje na poziomie odpalania kolejnych programów, lub wręcz ciskania się pikselami.

Bardziej przypomina to script kiddies, odpalające skrypty, które ktoś inny napisał, niż prawdziwych ekspertów.

Niskie programowanie – jeszcze jedna rzecz:

Tematu dotyczy też jeszcze jeden problem, którego nie przewidzieli ani autorzy dawnego cyberpunka, ani nie zauważają autorzy współczesnego: mianowicie, mimo że coraz bardziej jesteśmy zależni od technologii, a elektronika otacza nas coraz ściślej, to liczba specjalistów od niskiego programowania rośnie nie dość, że dużo wolniej, niż tych od programowania wysokiego, ale też wolniej od zapotrzebowań rynków. Pesymiści twierdzą nawet, że ich liczba stale się zmniejsza.

Niezależnie od tego, która ze stron ma racje procentowy udział ekspertów rozumiejących jak działa technologia od której jesteśmy fundamentalnie zależni wśród owej technologii twórców cały czas się zmniejsza.

Ciekawy paradoks.

Ignorowanie kultury Chanów:

To akurat nic dziwnego, bowiem jest to relatywnie nowa rzecz. Daleko mi do zachwytu czy podziwu dla chanów czy ruchu Anonimowych. Faktycznie znaczna część z nich to dzieciaki, które ani nie wiedzą, jak działają narzędzia, które używają, ani też za co, ani po co walczą w necie. To często zwołana naprędce tłuszcza.

Z drugiej strony potrafią oni, dzięki, jak sami mówią „zbiorowemu autyzmowi” dokonywać rzeczy widowiskowych. Pozbywanie się z sieci serwisów, które ich wkurzyły? Czemu nie? Wyśledzić zamaskowanego gościa, który w trakcie demonstracji rozwalił głowę jednemu z anonów, na podstawie kilku, szczątkowych zdjęć? Czemu nie? Znaleźć flagę, znajdującą się na tle czystego nieba, która to flaga zawierała wkurzające ich hasło? Czemu nie?

Anoni robią rzeczy, które byłyby trudne lub niemożliwe dla profesjonalnej agencji wywiadowczej, najczęściej bez użycia wyrafinowanych narzędzi, programów etc. a jedynie dzięki temu, że są ich tysiące i mają za dużo wolnego czasu. Czas ten wykorzystują na analizę źródeł dostępnych.

Przykładowo operacja z tą flagą wyglądała tak: najpierw Anonimowi zaczekali do nocy (flaga cały czas była filmowana, a film był streamowany do sieci), a następnie ustalili, jakie gwiazdy widać na niebie. Pozwoliło to mniej-więcej określić jej położenie geograficzne. Gdy to już się udało zaczęli porównywać dane z serwisów pogodowych z widzianych w necie, co pozwoliło to zawęzić teren poszukiwań. Następnie goście żyjący w tej samej okolicy, jadąc samochodem co jakiś czas naciskali klakson…

Koniec końców jeden z klaksonów dał się słyszeć na filmie.

Wtedy wystarczyło dojść do tego, kto tam przejeżdżał i sprawa była już pozamiatana.

Żadnych wyrafinowanych narzędzi, żadnych wyrafinowanych programów, tylko kilka tysięcy znudzonych osób i żmudna praca analityczna.

Nie przewidziano „pokolenia 1000 euro”:

Czemu nie trudno się dziwić, bowiem autorzy nie mieli szklanej kuli. Niemniej jednak dziwne jest, że ci współcześnie żyjący nie zauważyli jego obecności.

Pokolenie 1000 euro / dolarów / złotych, zwane też „milenialsami” to ludzie, którzy urodzili się krótko przed zakończeniem XX wieku, a swą młodość spędzili już w wieku XXI. To ludzie generalnie bardzo dobrze wykształceni, ale zatrudnieni na podrzędnych stanowiskach lub w ogóle pozbawieni pracy, często utrzymywani choćby częściowo przez rodziców. W większości dotknięci przez kryzys 2007-2009, w wyniku którego w niektórych krajach nawet i 60% z nich było trwale bezrobotnych. Znacie ten model: magister, zatrudniony na śmieciówce lub za najniższą krajową, zwykle w usługach, biały kołnierzyk lub sprzedawca z Mac’a, często bez żony i dzieci, bez większych szans na karierę.

Jest to zupełne przeciwieństwo dawnych, korporacyjnych „młodych wilków” czy Yuppies.

Jest to pokolenie tak naprawdę bardzo dalekie od wcześniejszych subkultur powiązanych z młodymi robotnikami, typu skinów czy punków, zarówno w postawie życiowej jak i wyznawanych wartościach. Mimo to Cybepunk ciągle odwołuje się do owych subkultur, choćby w nazwie.

Weźmy tych nieszczęsnych punków: był to ruch promujący postawy antyestablishmentowe, nonkonformizm, odrzucający jakikolwiek autorytaryzm. Bazował na autentyzmie, etyce Do It Yourself, bezpośrednich akcjach, a najgorszym grzechem było „sprzedać się”.

Dziś najbliżej do subkultury mają chyba hipsterzy, wraz z całym ich potwornym konformizmem, bezmyślnością, sztucznością, neurotyzmem, nastawianiem na awans społeczny dzięki epatowaniu swą, jakże płytką osobowością człowieka, który „zna wszystkich, których znać należy, sam nic nie tworzy, wie tylko to, o czym pisze się w modnych magazynach”.

A następne pokolenie: Generacja Z jest jeszcze gorsze.

Tematy i stylistyka nadal pozostały te same:

Efektem tego, mentalnego zatrzymania się gatunku w latach 80-tych jest to, że gatunek ten stał się tak naprawdę mało autentyczny: stare książki w dużej mierze się zestarzały (lecz IMHO spora część z nich nadal jest warsztatowo dobra), nie zastąpiło ich natomiast równe im pokolenie. Co więcej, przez ten brak autentyzmu nie są one w stanie dotrzeć do pewnej części czytelników: tych, którzy faktycznie chcieliby poczytać rozważania o możliwym, przyszłym świecie. Każdy bowiem, kto choć trochę lizną tematykę musi zaśmiać się, gdy widzi kolejne wydanie hakerów przerzucających się pikselami i odpalającymi na siebie skrypty bojowe…

Obecne ujęcie cyberpunkowe bardziej przypomina kreskówkę niż fikcję na bazie nauki.

Próby orzywienia gatunku w postaci różnego rodzaju post-cyberpunków i transhumanizmów są w moim odczuciu mało skuteczne z prostej przyczyny: również bazują na tradycji gatunku oraz zbiorze motywów i tematów, które ukształtowały się w latach 80-tych. Jedyne, co zmieniono to popchnięto wizję bardziej do przodu. Jest ona jednak tak samo oderwana od współczesnej rzeczywistości, jak w klasycznym cyberpunku.

Tym, co mogłoby gatunek odnowić byłby tak naprawdę kolejny wizjoner pokroju Gibsona, który na nowo zdefiniowałby reguły gatunku. Na pojawienie się takiego na razie się jednak nie zanosi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii fantastyka, Gry komputerowe, Książki i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Wszystkie grzechy Cyberpunka:

  1. lenrock pisze:

    O Panie ile literówek. Poproś jakąś SI aby przeskanowała skryptem bojowym ten tekst 😛 .
    A tak ogólnie, w dużej mierze zgadzam się że nic się tak brzydko nie starzeje jak Sci-Fi , a szczególnie w wersji przepowiadania bliskiej przyszłości.
    Wydaje mi się że wciąż książki odwołujące się do „mózgo-wszczpek” są ciekawe, nie tylko dla koneserów gatunku. „Czarne Oceany” Dukaja , czy też „Głupcy” , a nawet pewne aspekty Matrixu, to ciekawe poletko do zgłębiania wpływu technologii na ludzi.
    Książka „Ready Player One”, wygrała parę nagród w roku 2011, a teraz jest w ekspresowym tempie ekranizowana, więc może poczekajmy jeszcze chwile z ogłoszeniem śmierci gatunku.

  2. DoktorNo pisze:

    Okres ten w USA i krajach Zachodu miał swoją, specyficzną atmosferę, która często nie skłaniała do patrzenia w przyszłość z optymizmem.

    Hmm, to tak jak teraz. Po prostu problemy społeczne z tamtego okresu spowszedniały, lub zostały usunięte w cień przez coś innego, ale podobnego (np. w USA heroina ustąpiła miejsce nadużywanymi legalnymi środkami przeciwbólowymi) a Japonię zastąpiły Chiny i Indie itp.

    A według ekonomistów takich jak Paul Krugman czy Joseph Stiglitz nierówności społeczne osiągnęły już taki poziom że kapitalizm zaczyna się dławić z braku siły nabywczej społeczeństwa i dysfunkcji systemów politycznych (czytaj: bogaci kupują polityków).

  3. Ptaszor pisze:

    Cory Doctorow od lat zajmuje się tematem inwigilacji i wpływu nowych technologii. Transhumanizm, mimo że tak nierzeczywisty i po części oderwany od świata, zrodził np. Grega Egana czy innych Dukajów.
    Narzekanie, że cyberpunk nie wstrzelił się w 100% w rzeczywistość nie ma sensu, część udało im się przewidzieć, część nie, jak zawsze w S-F. Po fakcie łatwo krytykować. Że cyberpunk nie żyje – cóż z tego, mamy inne gatunki, np. zielonego Bacigalupiego.

    Zawsze można czytać Twardocha.

  4. slanngada pisze:

    Po pierwsze cyberpunk jest popularny bo… nie jest modny. Nie doceniasz jej irracjonalnej potęgi.

    Po drugie, właściwie żyjemy w cyberpunku. Nie spełniły wszystkie przewidywania, inne zostały powstrzymane. Jednak jego serce, już trwa.

  5. bakutersu pisze:

    Kiepskie prognozy – zmora wszystkich futurologów.

Dodaj komentarz