Czego badacze akademiccy w fantastyce zrozumieć nie potrafią?

Światotwórstwo w fantastyce autorstwa Krzysztofa M. Maja to moja ostatnia lektura. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć, by była ona satysfakcjonująca, autor bowiem postawił wiele tez, z którymi nie dość, że nie potrafię się zgodzić (zresztą mam też wrażenie, że sama książka pod jedną z nich jest pisana), to moim zdaniem mają one niewielkie oparcie w rzeczywistości. O samej książce opowiem jednak w lutowym sprawozdaniu z lektury.

Autor jednak polemizuje z pewnymi poglądami na fantastykę obecnymi w akademickim postrzeganiu gatunku oraz kilka takich poglądów wygłasza. Daje to pewien przegląd na owe poglądy.

Oraz powoduje, że człowieka szyja boli od kręcenia głową z niesmaku…

Nie ma żadnej opozycji między (współczesną) fantastyką, a realizmem czy naturalizmem:

Pierwszy problem, jaki dostrzegłem w książce jest arbitralnie postawiony podział na teksty realistyczne i teksty fantastyczne. Przybiera on dwie linie. Pierwszą reprezentują niektórzy badacze, z którymi autor polemizuje i którzy wychodzą z założenia, że istnieje ostry podział na literaturę realistyczną i fantastykę, a obydwie te gatunki realizują odmienne pryncypia…

Drugą linię reprezentuje autor i niektórzy badacze, na których się powołuje, twierdząc również, że istnieje ostry podział na literaturę ralistyczną oraz literaturę fantastyczną, jednakże literatura realistyczna jest przeżytkiem epoki nowoczesnej, natomiast literatura fantastyczna jest odpowiedzią na nowe czasy gdyż „ujawnia pęknięcia w monolicie teoretycznym strukturalizmu, przez które przesącza się metafizyka obecności z jej całym, postplatońskim dziedzictwem filozoficznym”.

Co na ten temat można powiedzieć?

Jeśli ktoś pamięta logikę z liceum, to pamięta też, że z prawdy może wynikać tylko prawda. A z fałszu cokolwiek…

I z taką sytuacją mamy tutaj do czynienia.

Obydwie grupy podchodzą do tematu w tradycyjny sposób, stawiając ostry podział na Realizm i Fantastykę, takim, jakim był w XIX wieku, w dobie romantyzmu i wcześniej. Jednak podejście to (jak słusznie zauważa Maj) jest anachroniczne i nie pasuje do współczesnej fantastyki. Ta bowiem (czego już Maj nie zauważa) jest bowiem dzieckiem właśnie powieści realistycznej.

Owszem, między obydwoma gatunkami istnieje wiele różnic. Przede wszystkim w fantastyce obecnych jest wiele elementów, jakie realizm odrzuca: niezwykłe zjawiska, nieistniejące istoty i technologie, nieznane krainy oraz przede wszystkim postacie heroiczne. Wynika to niejako z tego, że ludzie posiadają naturalne zapotrzebowanie właśnie na niezwykłe, sensacyjne zjawiska i heroizm. W momencie, gdy nurt realistyczny z nich zrezygnował, coś musiało wypełnić powstałą niszę.

Jednak podstawowy program artystyczny fantastyki streścić można do „pisać o tym, co nie istnieje tak, jakby istniało naprawdę”. Nieistniejące zjawiska we współczesnej fantastyce nie są opisywane jako byty pozaempiryczne i niepoznawalne. Przeciwnie: opisywane są jako byty fizykalne, które w prawdzie niekoniecznie można dotknąć, ale z całą pewnością można je zważyć, zmierzyć, policzyć i objąć rozumem.

Dotyczy to także bytów tradycyjnie niepoznawalnych, możliwych do pojęcia jedynie dzięki intuicji lub spływającemu od Boga objawieniu, jak właśnie bogowie, demony czy anioły.

Należy zauważyć, że w zasadzie fantastyka nie różni się tutaj od żadnego innego dzieła fikcji, gdyż fikcja, jak wiadomo nie istnieje. Niemniej jednak tolkienowski Elf, albo wellsowski Marsjani nie są bardziej fikcyjni, jak Wokulski wykreowani przez Bolesława Prusa. Jedyna różnica między fantastyką, a realizmem polega na przyjętej konwencji.

Jeśli chodzi o obydwa twierdzenia, to są to błędne wnioski, wynikłe z błędnych założeń.

Fantastyka nie ma wiele wspólnego z Romantyzmem:

Eyck z Denesle.

Z jakiegoś powodu zarówno Maj, jak i większość przytaczanych przez niego autorów wydają się uważać, że fantastyka czerpie pełnymi garściami z romantyzmu. W rzeczy samej, jeśli pominąć trzy wyjątki (twórczość Michaela Moorcocka, powieść wampiryczną i liczne pod konie XX wieku utwory millenarystyczne) trudno jest wskazać jakieś powiązania. Wydaje mi się jednak, że istnieją dwa wątki wspólne: obecność zjawisk fantastycznych w romantyzmie (różnice omówiono jednak punkt wcześniej) oraz zainteresowanie obydwu gatunków heroizmem.

Heroizm można rozumieć na trzy sposoby:

    • w sposób popularny: jako osobę dokonującą czynów wymagającej wielkiej odwagi (bohaterstwo)
    • w sposób Grecji Klasycznej, jako niezwykłość wynikającą z boskości
    • w sposób Romantyczny, gdzie głównymi cechami takiego herosa są bajronizm oraz werteryzm.

Otóż: za wyjątkiem wskazanych już trzech przypadków fantastyka odrzuca Bohatera Romantycznego, a skupia się na dwóch pierwszych.

Bohaterami w fantastyce są albo zwykłe jednostki, które los postawił w niezwykłej sytuacji (Bilbo w Hobbicie, Frodo we Władcy Pierścieni, Detektyw w Na Tropach Jednorożca, Holden w Expanse), przez co dokonują one niezwykłych czynów. Albo też jednostki wyróżniające się czymś na tle reszty społeczeństwa, jak przynależność do arystokracji (bohaterowie Diuny i Gry o Tron), wrodzonymi zdolnościami (Harry Potter), odbytym treningiem i edukacją (Ged w Ziemiomorzu, Geralt w Wiedźminie) czy też faktem bycia istotą nadprzyrodzoną (Anioły w Obrońcach Królestwa i Brudnych Ulicach Nieba, Mataatmasam w Panu Światła), albo też rzadko spotykanym zawodem (Harry Dresden), które to cechy kwalifikują ich do herosów typu greckiego.

Jeśli zaś chodzi o skłóconych ze światem indywidualistów, nie wyrażających zgody na normy społeczne i moralne, oraz uciekających w świat wyobraźni i koniec końców w samobójstwo, to do gruntu pragmatyczna fantastyka najczęściej je ignoruje, uważa za niebezpiecznych, a nierzadko też z nich kpi (Andrzej Sapkowski Granica Możliwości oraz Okruch Lodu, Glenn Cook Czarna Kompania, Terry Pratchett Kolor Magii, Karl E. Wagner Zimne Światło).

Fantastyka nie jest oderwana od naszego świata:

Tak odnośnie braku związków ze światem realnym w fantastyce (plansza pochodzi z komiksu Status 7).

Zarówno Maj, autorzy na których się powołuje, a także ci, z którymi polemizuje operują na dość ciekawym założeniu, że akcja wszystkich lub co najmniej większości utworów fantastycznych toczy swą akcję w światach fikcyjnych. Założenie to jest oczywiście fałszywe. Fakt, że Maj takiego przekonania się trzyma, mimo rozpoznania takich tytułów, jak Rzeki Londynu też jest ciekawy…

Niemniej jednak…

Tradycyjnie fantastyka dzieli się na trzy gatunki:

    • Science fiction
    • Fantasy
    • i Grozę

I niestety: sam fakt istnienia grozy, której akcja prawie zawsze rozgrywa się w świecie realnym kładzie powyższą tezę na łopatki.

Jeśli chodzi o pozostałe dwa gatunki, to należy zauważyć, że istnieją różne stopnie powiązania z naszym światem. Tak więc istnieją:

    • uniwersa niezależne od naszego świata, istniejące w oderwaniu od niego, jak Śródziemie, Discworld czy wszechświat Gwiezdnych Wojen
    • uniwersa „odległe”, które posiadają związek z naszym światem, ale akcja utworu toczy się w fizycznym i czasowym oddaleniu od naszej epoki. Wymienić tu można na przykład uniwersum Warhammera 40.000, Diunę, większość space opery i hard science fiction, większość postapokalipsy jak Listonosz, Metro czy Kantyczka Dla Leibkowitza, albo Conana (którego akcja toczy się 12 tysięcy lat przed naszą erą) albo Umierającą Ziemię Jacka Vance.
    • Uniwersa pozostające w stałej korespondencji z naszym światem, gdzie obcy świat istnieje niezależnie, ale możliwa jest podróż z i do niego, a bohaterowie i autor co najmniej odnoszą się do naszego świata i porównają go ze światem fikcyjnym, jak cała fantastyka portalowa, wszystkie podróże w czasie i istekaje, dzieła w rodzaju Amberu Zelaznego, Smoka i jeżego Dicksona, Mrocznej Wieży Kinga, Na Tropach Jednorożca i wiele innych.
    • Uniwersa nieodległe, gdzie akcja dzieje się tu i teraz (jak w Akta Dresdena, Wojnie Światów, Rzekach Londynu, Wojnach Posleeńskich, Kronikach Jakuba Wędrowycza, Harrym Potterze, Opowieściach Guslarskie, Pikniku Na Skraju Drogi czy Poniedziałek Zaczyna Się Sobotę) w nieodległej przyszłości (jak w Jawnogrzesznicy Ziemkiewicza) lub jasno zdefiniowanej przeszłości (jak w całym gatunku Historii Alternatywnej albo Fantastyki Historycznej w rodzaju Narrenturm Sapkowskiego) naszego świata.
    • Uniwersa-kalki, gdzie fantastyka służy do pisania leniwej powieści historycznej, bez konieczności robienia researshu, jak w Tyraniach Nocy Glena Cooka, Księciu Nicości Bakkera albo Sarancjum Guya Gavriela Kaya.
    • Uniwersa krypto-fantastyczne, jak te wykreowane przez Bernarda Cornwella w cyklach Nieprzyjaciel Boga oraz Wojny Wikingów, gdzie autor w zasadzie pisze powieść historyczną, ale wprowadza doń wątek zabobonu, w którego skuteczność bohaterowie wierzą w efekcie czego pokonuje on granice między powieścią realistyczną, a fantastyką od drugiej strony.

Ja nie jestem literaturoznawcą, a historykiem. My mamy coś takiego, co nazywa się „metoda jakościowa” i „metoda ilościowa”. Stosując obydwie łatwo wykazać, że w światach wyimaginowanych swą akcję toczy jedynie smutna mniejszość utworów fantastycznych.

Fantastyka BYWA alegorią:

Wieczna Wojna. Powieść, która wcale nie jest alegorią Wojny W Wietnamie.

W dalszej części książki Maj wikła się w dyskusję akademicką z jednym z przytaczanych badaczy, przy czym:

    • przytaczany badacz wychodzi z założenia, że fantastykę należy odczytywać jako alegorię dla naszego świata i przez pryzmat tworzonego przezeń kontekstu.
    • Maj wychodzi z założenia, że fantastykę należy odczytywać jako dzieło autonomiczne, z pominięciem wszystkich odnośników do świata realnego.

Oba podejścia są tak samo błędne oraz paradoksalnie mają tyle samo racji. Należy zauważyć, że różni autorzy fantastyki mają różne podejście do tego gatunku. Tak więc są zarówno ludzie, którzy chcą wyłącznie dać upust swojej bujnej wyobraźni, jak Tolkien, Herbert, Jim Butcher, Howard, Lem, George Martin i wielu innych.

Są też ludzie, którzy wykorzystują fantastykę, po to, by propagować swój światopogląd lub wręcz siać propagandę. Jako takich wymienić można: Terrego Goodkina, Ursulę Le Guin, późną Andre Norton, Mercedess Lackey, Marion Zimmer Bradley, Johna Ringo, Keitha Laumera, Johna Birminghama, Roberta Heinleina czy Joe Handlemana, a z polskiego podwórka: Janusz Zajdel, Andrzej Pilipiuk, Andrzej Ziemiański, Andrzej Ziemkiewicz, Jarosława Grzędowicza czy Jacek Piekara…

W zasadzie to można wskazać co najmniej cztery metody interpretacji, jakie można wskazać w fantastyce. Są to:

    • dzieła nie stawiające sobie za cel oddziaływania na świat realny „czysto eskapistyczne” jak Conan, Hobbit, Solaris, Gra o Tron, Expanse, Kłamstwa Locke Lammora
    • dzieła „czysto eskapistyczne”, ale poruszające tematy istotne dla realnego świata jak Diuna, Saga o Wiedźminie czy Harry Potter.
    • Dzieła o silnym zabarwieniu wychowawczym lub edukacyjnym jak Log Horizon, Spiece and Wolf czy też Maou Mao Yuusha, Kroniki Narni, Listy Starego Diabła Do Młodego, albo inne Mroczne Materie.
    • Dzieła nie próbujące uciekać od propagandy poglądów autora jak choćby Wampir z MO.

Nie da się też ukryć, że wielu fantastów przenosi na swe dzieła doświadczenia prawdziwego życia. Najbardziej reprezentatywną grupę stanowią zachodni pisarze fantastyki militarnej, tacy jakl Keith Laumer, Robert Heinlein, Joe Hanleman, John Ringo, John Birmingham czy Glen Cook, którzy wszyscy byli żołnierzami lub co najmniej związani byli z wojskiem.

Zamieszkiwanie” BYWA celem fantastów:

Tak, zanurzenie się w świat wyobraźni jest celem niektórych twórców fantastyki, tak samo, jak niektórych odbiorców.

Niemniej jednak stawianie tezy, że cel ten jest jedynym lub dominującym sposobem odbioru fantastyki jest aprioryczne i nieuprawnione.

Należy zauważyć tutaj dwie rzeczy: po pierwsze wszystkie konwencje fantastyki często są bardziej estetyką, niż gatunkiem. I to właśnie ową estetykę nakłada się na inne gatunki. Może być więc romans w estetyce fantastycznej, powieść przygodowa w wiadomej estetyce, robinsonada, political fiction, powieść psychologiczna, kryminał, powieść wojenna, komedia, parodia lub satyra…

I tak dalej i tak dalej.

Rzeczy takie czytane są z zupełnie innych pobudek, niż chęć zatopienia się w świecie wyobrażonym. Koniec końców nikt chyba nie chciałby przenieść się do Świata Dysku, by przeżywać przygody z Rincewindem… Świat Dysku nie do tego przecież służy.

Po drugie: ludzie są różni i miewają różne potrzeby. Znam ludzi, którzy czytają / oglądają Władcę Pierścieniu dla scen batalistycznych, innych, z uwagi na to, że jest to świetna książka podróżnicza, takich którzy robią to, by piskać do Legolasa oraz takich, którzy faktycznie chcą zatopić się w wykreowane przez Tolkiena uniwersum.

W wypadku innych książek te różnice mogą być jeszcze istotniejsze. Przykładowo nie sądzę, by wiele osób czytało Davida Webera dla kreacji świata lub opisów przyrody (w odróżnieniu od batalistyki).

Gdybym zabrał się za poważne badania z dziedziny literaturoznawstwa nad tym, co jest celem przeciętnego odbiorcy jakiegoś rodzaju literatury, to raczej skupiłbym się na zgłębianiu metodologii badań psychograficznych, a nie tworzył aprioryczne tezy z powietrza.

Fantaści miewają realny cel w fantastyce:

C. S. Lewis.

Jak widać po poprzednim akapicie: nie zgadzam się z Majem co do tego, że celem fantastów jest otwarcie się na świat pozaempirycznych doznań metafizyki obecności (a przynajmniej: nie wszystkich). Przeciwnie, bardziej przekonuje mnie opinia Aldony Kobuz („Fandom: fanowskie modele odbioru”), że kultura popularna, której częścią niewątpliwie jest fantastyka istnieje „po coś”. Tym zresztą różni się od kultury wysokiej, przynajmniej w ujęciu estetyki Kanta. Ta ostatnia jest bowiem celem sama w sobie.

Można wskazać całkiem spory wachlarz takich celów. Są to:

    • rozrywka
    • doznania estetyczne
    • poczucie zatopienia się w obcym świecie
    • poczucie bezpieczeństwa i komfortu płynące z zaangażowania w powtarzalny i kontrolowany, medytacyjny proces składania liter…
    • poszukiwanie emocji takich jak: śmiech, wzruszenie romantyczne, obrzydzenie, strach, wstrząs, smutek, podniecenie erotyczne, sensawunda („uczucie obcowania z czymś budzącym zachwyt i przestrach, tajemniczym i pełnym harmonii, polegające na rozpoznawaniu znanych wzorców w nowym otoczeniu” typowe dla fantastyki)
    • edukacja

Także twórcy mają swoje cele w pisaniu fantastyki. Poza oczywiście zdobyciem sławy i zarobieniem pieniędzy takim celem może być:

    • chęć stworzenia ciekawej kreacji artystycznej (przykład: Zdzisław Beksiński)
    • chęć rozwiązania ciekawego problemu intelektualnego (Jacek Dukaj)
    • zapewnienia czytelnikowi rozrywki (Tolkien w Hobbicie)
    • wzbudzenie w czytelnikach zainteresowania dawnymi opowieściami (Tolkien we Władcy Pierścieni)
    • rozwijanie wyobraźni przyszłych naukowców (Isaak Asimov)
    • chęć przemycenia treści edukacyjnych (Isuna Hasekura w Spice and Wolf)
    • chęć krzewienia w społeczeństwie postaw i treści uważanych przez autora za pożądane (C. S. Lewis w Narni).
Ten wpis został opublikowany w kategorii fantastyka, Fantasy, Książki, science fiction i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Czego badacze akademiccy w fantastyce zrozumieć nie potrafią?

  1. pontifex maximus pisze:

    A weź napisz i wydaj swój przewodnik po fantastyce. Albo napisz monografię i opublikuj w jednym z darmowych wydawnictw naukowych, w humanistyce jest tego sporo.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s