Top 10 anime pierwszego dziesięciolecia XXI wieku:

deatDziś zajmiemy się zapowiadanym od dawna tematem najważniejszych anime pierwszego dziesięciolecia XXI wieku oraz trendów, jakie panowały w tym okresie zarówno w polskim światku, jak i poza granicami naszego kraju.

Duch czasu:

Zanim jednak do tego przejdę omówię ducha tamtej epoki. Generalnie pierwsze dziesięciolecie XXI wieku było czasem bardzo ciekawym, choć jak to zwykle w czasach przejściowych pełnyn chaosu, niepokojów, zepsutych łotrów, szlachetnych bandytów oraz niepoprawnych romantyków. Był to czas, kiedy prasa cały czas czuła się silna, Internet dopiero się kształtował, a władzę nad nim ciągle sprawowali technomaniacy, a nie zachodnie korporacje.

W epoce tej słowo „Microsoft” było imieniem szatana, „Internet Eksplorer” sługi jego Antychrysta, a „Google” anioła pańskiego. O Facebooku mało kto jeszcze słyszał, a łącze o przepustowości 1mb/s uważane było za dobre.

Gazety vs. Internet:

kawaii-33Okres o którym mowa był czasem powolnego upadku gazet w Polsce. Upadku, w który początkowo nikt nie wierzył.

W XXI wiek weszliśmy z dość bogatą prasą komputerową, z której dziś zostało może z 5 tytułów oraz aktywną prasą mangową, tworzoną przez magazyn o nazwie Kawaii. Kawaii było dość dużym pismem wychodzącym w nakładzie kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy. Składało się z kilku elementów, układem przypominających trochę współczesny CD-Action. Na pierwszych stronach mieściły się więc zapowiedzi i nowości, potem przechodziło się do recenzji i opisów anime oraz mang, a następnie publicystyki i felietonów traktujących o różnych, około-japońskich tematach. Całość zamykał dział korespondencji. Charakterystyczną cechą pisma był jego hurraoptymistyczny ton, a redaktorzy potrafili nawet najbardziej rakotwórczą bajkę przedstawić jako szczytową zdobycz kinematografii.

Na dzisiejsze czasy sprzedaż Kawaii była bardzo duża. Wówczas jednak nie satysfakcjonowała jego wydawcy, który pewnej nocy wylał całą załogę, pozostawiając tylko jednego felietonistę, który miał pisać o Pokemonach i Dragonballu. Reszta odeszła, by założyć własne pismo zatytułowane Mangazyn. Nowy kształt Kawaii nie przypadł jednak do gustu stałym klientom, Mangazyn natomiast nie przyjął się. Oba czasopisma upadły w krótkich odstępach czasu: Mangazyn we wrześniu 2004, a Kawaii kilka miesięcy później.

Ekspansja sieci i Web 1.0:

Jednocześnie stopniowo rozwijała się sieć. W okolicy roku 2000 sieć była już dość powszechna i w zasadzie każdy komputerowiec za punkt honoru stawiał sobie posiadanie dostępu do takowej, jednak ogólna jej świadomość była niewielka, podobnie jak zawartość. Dominowały w niej mozolnie klepane w HTML-u, prymitywne strony.

W owym czasie w internecie działały niezliczone plemiona związane z Mangą i Anime. Były to:

Plemię Cin25 -> Forum Kawaii -> Forum Mangazynu -> Acepu: Fandom (TM). Używam znaczku (TM) bowiem w światku anime Fandom dzieli się na Fandom czyli subkulturę wszystkich fanów anime i mangi, charakteryzującą się pewnymi, wspólnymi zachowaniami (np. tym, że czytają mangę i oglądają anime) oraz nieformalną, towarzyską grupę konwentowo-internetową używającą nazwy „Fandom” jako nazwy własnej. Dla dla uniknięcia nieporozumień będę korzystał ze znaczku (TM). Fandom (TM) długo wędrował: zaczynał od strony Cin 25, która (na owe czasy) była rozległą downloadownią z romami gier na snesa, następnie po jej upadku migrowała na forum Kawaii, potem Mangazynu, a gdy te upadły na Anime.com.pl. Obecnie rozproszony jest w różnych zakątkach Facebooka.

Grupa ta zainteresowana była głównie „życiem fandomu”, czyli głównie plotkami o tym, co się dzieje w polskim światku mangi i anime oraz kto komu zrobił na konwencie dziecko. Z czasem popadła w coraz większy hermetyzm.

Obecnie Anime.com.pl nadal istnieje, jednak serwis wyraźnie ma swoje lata za sobą. Odnoszę wrażenie, że poważnie ucierpiał na skutek ekspansji serwisów społecznościowych, gdzie przeniosła się znaczna część potencjalnych dyskutantów.

azunime-netKoalicja Plemienna AzuTanuków: z mojego punktu widzenia najważniejszą grupą była luźna gromada graczy komputerowych, studentów informatyki, czytaczy i RPG-owców, którą nazwę AzuTanuki. Odpowiadała ona za powstanie dwóch, bardzo ważnych serwisów tego okresu: Tanuki, czyli podówczas największej strony o anime oraz jego mniejszego brata Azunime.

Obydwa serwisy powstały niemal jednocześnie, a ich załogi były mocno ze sobą powiązane. Mimo licznych plotek o tym, jakoby Tanuki toczyło wojnę z Azunime (rozpowszechnianych głównie przez niejakiego Górala, człowieka który na Azunime był, o ile wiem: nikim) oraz opowieści jakoby Tanuki.pl zjadło ten serwis sytuacja była inna. Około 30% ruchu Azunime pochodziło z Tanuki (i 15% ruchu Tanuki z Azunime; obydwa serwisy były bowiem dla siebie farmami linków), naczelna Tanuki.pl prowadziła korektę tekstów, a jeden z jego informatyków łatał dziury w kodzie na Azunime, Darkrael, naczelny i założyciel Azunime stworzył też layout Tanuki, a wielu redaktorów pisało na oba serwisy jednoczęśnie.

Sukces obydwu serwisów możliwy był dzięki wysokiemu etosowi pracy ich twórców opartemu na geekowsko-naukowej kulturze darów. Niestety po śmierci samotnego geniusza, jakim niewątplie był Darkrael (plotka głosi, że cierpiał na białaczkę) jego następcy nie potrafili utrzymać jego poziomu. Przeciwnie, na serwisie zaczęło szerzyć się awanturnictwo i naganne zwyczaje, w efekcie czego jego jakość zaczęła spadać, część redaktorów przeszła na Tanuki.pl, gdzie traktowano ich lepiej, część przestała pisać, a reszta olewała sprawę…

Koniec końców, gdy rozeszła się plotka, że Azunime ma problemy z opłaceniem konta na serwerze redakcja Tanuki.pl zaproponowała załodze migracje na własne serwery. Do tego jednak nie doszło: mimo wielokrotnego ponawiania oferty nikt nie odpowiedzieć na maila.

Jeśli chodzi o Tanuki.pl to istnieje po dziś dzień, jednak serwis dni swietności ma za sobą. Powodem jest ekspansja pirackich stron VoD, których zawartość zepchnęła serwis daleko w dół wyników wyszukiwania Google. W efekcie wyświetlalność Tanuki.pl do dziś spadła o blisko 80 procent.

Plemię Nowej Gildii trzecim, ważnym ośrodkiem ruchu sieciowego była Nowa Gildia Mangi i Anime. Serwis prowadzony był przez koalicję fantastów, graczy komputerowych i niekomputerowych, czytaczy oraz komiksiarzy. Opierał się na sprawdzonej etyce pracy fandomu fantastyki, która w prawdzie zakładała, że w jej trakcie można pić jednak działała. W efekcie serwis na początku dziesięciolecia był chyba najbardziej kompetentnie prowadzoną stroną o anime.

Niestety bardzo szybko coś zaczęło się w niej psuć. W efekcie już w okolicy 2005 roku znaczenie Nowej Gildii w światku mangi i anime było marginale.

Szczepy Z Pirackich Wysp: obecnie dominujące nad polskim internetem mangowym grupy translatorskie, serwisy streamingowe i pirackie podówczas jeszcze się nie rozwinęły, a poziom i efekty ich pracy w owej epoce były tak żenujące, że nie warto o nich nawet mówić. Ich marsz ku potędze rozpoczął się w okolicach roku 2007, a przejawy tejże zdradzać zaczęły w okolicach roku 2010.

Śmierć monogustów:

ghost_in_the_shell_95-0W latach 90-tych repertuar wiedzowy, gust oraz doświadczenie większości miłośników japońskiej animacji były zbieżne. Każdy widział zaledwie kilka tytułów. Każdy słyszał o Ghost in the Shell, Akira i Evangelionie oraz wiedział, że należy je wielbić (mimo, że oglądało je zaledwie kilka osób).

Wraz z dostępem do Internetu wzrosła też jednak dostępność do anime, w efekcie czego ludzie zaczęli oglądać tysiące japońskich kreskówek, a mało kto widział podobne serie. Jako, że rozproszeni byli po tysiący stron internetowych i forów oraz milionie nieformalnych grupek w realu faktyczna zbieżność gustów zanikła.

Aby było śmieszniej dziś, dzięki serwisom społecznościowym w rodzaju Youtube i Facebooka istnieje większa spoistość fandomu, niż w tamtych czasach.

Otaku Mozaicystyczni vs. Otaku Świecko-Ortodoksyjni:

Po latach 90-tych i długim czytaniu hurraoptymistycznych recenzji w Kawaii część fanów anime była przekonana, 1) że wszystko, co japońskie jest dużo lepsze od wszystkiego, co zachodnie, 2) że w związku z tym Otaku doznali oświecenia i są narodem wybranym i 3) reszta świat chce ich prześladować, bo jest głupia. Należy ją więc uświadomić.

Pogarda, z jaką mangowcy często spotykają się wśród innych fandomów jest owocem właśnie tego okresu.

Spowodowana jest tym, że rąbnięci fani anime włóczyli się jak internet długi i szeroki nadając o swoim hobby, częstokroć zupełnie bez sensu. Szczególnie chętnie aktywizowali się w tematach o zachodnich komiksach oraz kreskówkach. Bo po co one komu potrzebne, skoro manga i anime są tak wspaniałe?

W fandomie anime też nie było lepiej.

Sam pamiętam chryję, która wybuchła gdy jeden z redaktorów Tanuki.pl ośmielił się postawić Ghost in the Shell ocenę 9/10. Fakt, że nie dopatrzył się w tym filmie objawienia potraktowany został jako totalna herezja.

Otaku Świecko-Ortodoksyjni vs. Otaku Rabiniczni:

Około roku 2005, wraz z kończeniem się mody na millenaryzm, która pojawiła się pod koniec lat 90-tych i wzbierającą falą moe wiatr się odwrócił. Ludzi, którym „Evangelion pokazał o co chodzi w życiu” zastąpili tacy, dla których „Pansu no Pansu najlepsza bajka” oraz kłótnie o to, że ktoś nie docenił jakiejś rakotwórczej komedyjki erotycznej.

Muszę powiedzieć, że zaskoczyło to mnie. Pewnego dnia bowiem, jak ręką odjął skończyły się flejmy o te porządne warsztatowo filmy, a zaczęły o zupełny syf, którego nawet nie było jak bronić.

Piractwo płytowe:

Ważnym aspektem tego okresu był wysoki poziom piractwa.

Poziom piractwa był monstrualny. Przykładowo dość normalne było to, że dostawca osiedlowej sieci internetowej dostarczał też serwera FTTP, na którym zrzucone były nielegalne kopie gier, filmów i programów do użytku jego klientów. Dziś nikt by się na to nie odważył.

O ile we wcześniejszej epoce piratami byli głównie specjaliści, którzy wprowadzali do obiegu kasety i płyty z nielegalnymi filmami, tak w tych czasach piracili wszyscy. Filmy pobierano z internetu, nagrywano na płyty i kolekcjonowano. Częste były też sieci amatorskiej wymiany płyt, niekiedy obejmujące kilka miast, a w necie istniały strony domowe (praprzodek bloga), które gromadziły listy filmów, jakie ich osobnik miał i na jakie chciał się zamienić. W ten sposób zdobywano dobre 80% kopii.

Oczywiście głównym ich źródłem był Internet, jednak było to tylko źródło. Większość wody pochodziła z kopiowanych nośników. Powód był prosty: mała przepustowość łączy. By pobrać większy film, przy czym „większy” jest tu dyskusyjnym słowem, mało który bowiem przekraczał 200 MB trzeba było czekać nawet kilka dni.

To oraz fakt, że ludzie ciągle pamiętali jeszcze dawne czasy, gdy za oglądanie filmów płaciło się w wypożyczalniach sprawiało, że kopie te dość mocno ceniono. Były osoby, które miały całe szafy płyt, na których zarchiwizowano tysiące filmów. Dziś nikt tego już nie robi. Piraci pobierają filmy po to tylko, by je skasować lub oglądają je w streamingu na CDA.

Tak duże zasoby sprawiały, że krążyły pogłoski o nalotach policji na domy piratów i akademiki. Jeśli miały one miejsce, to były to przypadki jednostkowe.

Nie zmienia to faktu, że zdarzało się, że ludzie, pod wpływem plotki wyrzucali oknem płyty, by potem zbierać je z mozołem.

2) Trendy w anime:

9171cfbba2b531d557e27ade224fba76Upadek cyberpunka i koniec millenaryzmu:

Około 2000 roku Cyberpunk zaczął tracić na popularności. Przyczyny były różne: po przekroczeniu tej symbolicznej daty trudniej było stawiać pytania o przyszłość, bo zabrakło keywordu, na którym można było je zakotwiczyć. Z drugiej strony komputery stawały się coraz powszechniejsze, a ludzie dostrzegli, że nie są takie straszne. Przeciwnie były dość przyjazne i użyteczne, dało się z nimi też zaprzyjaźnić. Zostały więc oswojone.

W efekcie anime cyberpunkowe zaczęło zanikać. Jednocześnie zaczęły też zanikać przejawy tej charakterystycznej, dekadenckiej ponurości, która była charakterystyczna dla wczesnych serii. Z jednej strony temat się wyczerpał. Z drugiej: twórcy przestali się nim interesować.

Inwazja Moe:

k-onLata 1995-2005 były moim zdaniem dość dobre dla serii przygodowych. W tym okresie wyszło dużo, warsztatowo porządnych produkcji akcji jak Vision of Escaflowne, Inuyasha, Samurai 7, Cowboy Bebopp czy Last Exile. Przez długi czas napędzały one zainteresowanie anime wśród zwykłych ludzi.

Około roku 2005 natomiast zaczęło mnożyć się moe i rak pod nazwą słodkie serie o słodkich dziewczętach robiących słodkie rzeczy. Myślę, że momenty przełomowe były dwa: duży sukces ekranizacji Air, powtórzony następnie przez Kanon 2006 i Clannad, które koniec końców były niezłymi, choć dość naiwnymi i naciąganymi dramatami oraz sukces Melanholy of Haruhi Susumiya.

Zwłaszcza ta ostatnia seria była ciekawa. Tytuł ten był intrygującym i inteligentnym Science Fiction bliskiego zasięgu, jednakże została zinterpretowana zgoła inaczej, otwierając puszkę pandory swoich następców. Przemyślana fabuła, dobrze zaprojektowane postacie, złośliwy humor zeszły gdzieś na dalszy plan, zastąpione przez naśladowców szkolnym klubem złożonym z pierdołowatego chłopaka oraz bandy rąbniętych (czy raczej: upośledzonych) dziewcząt robiących słodkie, acz bezsensowne rzeczy.

Złoty wiek ekranizacji Eroge:

utawarerumonoAnime na kanwie gier komputerowych kręcono zawsze, często ekranizując przy tej okazji hentaice. Gdzieś tak do roku 1995 nie wychodziły one jednak poza nisze branży porno. Wówczas okazało się jednak, że można całkiem mocno nakręcić sprzedaż danej gry, pod warunkiem, że ekranizacja-reklamówka będzie pozbawiona scen erotycznych (dzięki czemu można było ją puścić w normalnej telewizji). Identycznie można było promować też ze zwykłą grę wideo.

W efekcie między rokiem 2000, a 2007 miejsce miał prawdziwy potop tego typu serii. Niektóre z nich były dobre lub poprawne jak Air, Kanon / Kanon 2006, Clannad czy Utawarerumono. Co do pozostałych, to bardzo szybko nauczyliśmy się, że jeśli coś jest ekranizacja jRPG lub hRPG to do oglądania raczej się nie nadaje. Jeśli natomiast coś było ekranizacją Dating Sima to nadawało się wyłącznie do zakopania w głębokim dole.

Fala odwróciła się w roku 2005, gdy pojawiła się tzw. siódma generacja konsol zmieniając cały rynek gier wideo. PC przestało być główną platformą komputerowej rozrywki, a wysoki koszt produkcji i certyfikacji gier na konsole, w połączeniu z kryzysem finansowym roku 2007 zmiotły wiele drobnych studiów. W efekcie nie było czego ekranizować.

Patrząc z perspektywy czasu: warto było.

Harry Potter i jego następstwa:

Pod koniec lat 90-tych miał miejsce kolejny fenomen. Była to eksplozja popularności książek o Harry Potterze, która odmieniła rynek książek młodzieżowych. O ile do tej pory sprzedaż książek, w szczególności dziecięcych spadała, uważano wręcz, że dzieci nie chcą czytać, to dziś literatura młodzieżowa jest najsilniejszym segmentem rynku. W takich gatunkach jak fantastyka trudno wręcz o poważną, dorosłą literaturę.

Sukces Harrego Pottera pociągnął za sobą szereg konsekwencji czemu zawdzięczamy takie dzieła jak Zmierzch, Pięćdziesiąt Twarzy Greya, Trylogia Niezłomnej czy Gone. Plaga nie ominęła oczywiście wysp japońskich czego efektem był wysyp Light Novel.

Light Novel to japoński odpowiednik naszego Young Adult. Dla osób, które nie miały z tym do czynienia: są to książki z dość dużą ilością ilustracji, jednak nie to jest ich wyznacznikiem gatunkowym. Napisane są celowo prostym językiem, wykorzystującym łatwe znaki, a fabuła jest celowo nieskomplikowana. Bywają lepsze lub gorsze. Osobiście próbowałem to kiedyś nawet czytać. W celu ułatwienia sobie lektury polecam kupić butelkę wódki i zacząć od czterech głębszych.

Do popularnych Light Novels należały: Scrapped Princes, Toaru Majutsu no Index, Full Metal Panic, Melancholy of Haruchi Susumiya czy Trinity Blood. Z czasem ich liczba rosła, a gatunek stawał się coraz popularniejszy. By zwiększyć sprzedaż zaczęto je ekranizować, początkowo nieśmiało. Obecnie stanowią one znaczący składnik anime.

Zanik OAV:

Serie OAV zaczęły zanikać już w latach 90-tych, a po roku 2000 całkowicie wymarły. Obecnie żyją wyłącznie pod postacią bonusowych odcinków specjalnych dodawanych do edycji DVD poszczególnych serii. Powód był chyba prosty: śmierć kasety wideo jako nośnika.

st-1bZachłyśnięcie się CG:

Na przełomie lat 90 i pierwszego dziesięciolecia nastąpiło potworne zachłyśnięcie się CG. Z jednej strony stosowanie grafiki komputerowej było wyznacznikiem jakości. Z drugiej: ówczesne, dedykowane stacje graficzne były słabsze od współczesnych, biurowych laptopów, w efekcie czego jakość grafik komputerowej nie była wysoka. Przeciwnie, CG odcinało się wyraźnie od klasycznie rysowanego otoczenia (niekiedy celowo, by pokazać „patrzcie, mamy stacje graficzne), a modele były zbyt idealne, pozbawione cieniowań przez co wyróżniały się. Brakowało też doświadczonych grafików.

Mimo to przez jakiś czas japońscy (i zachodni) animatorzy lubowali się w epatowaniu grafiką komputerową. Moda na to zaczęła przemijać, gdy CG stało się normą, a fakt, że jest widoczne przestał być wyznacznikiem nowoczesności, a stał się dowodem braku smaku i umiejętności.

Moda na „fotorealizm”:

Pod koniec dziesięciolecia nastąpiło coś, co z uwagi na brak lepszego określenia nazwę „modą na fotorealizm”. Nagle ni z tego ni z owego grafika bardzo się poprawiła, w szczególności dotyczyło to jakości teł, która nagle wzrosła do tego stopnia, że postacie zaczęły się z nich wyraźnie odcinać.

Zakończmy jednak te wspominki i przejdźmy do właściwego rankingu:

3) Właściwe Top 10:

1446019480-cc283d6600619f898031f5e12c7f564210) Naruto, One Piece i Bleach:

Pierwszymi seriami jakie wymienię będą trzy tasiemce: Naruto, Bleach i One Piece. Fabuły ich myślę, że nie trzeba przedstawiać nikomu.

Osoby z którymi konsultowałem tą listę odradzały mi ich umieszczanie, argumentując, że serie te może owszem były popularne, ale nie wniosły niczego nowego do historii i rozwoju gatunku. Moim zdaniem jednak umieszczenie ich w spisie jest niezbędne: każda z nich obejrzana została zapewne przez więcej osób niż cała reszta tej listy razem wzięta.

Ważne są więc choćby dlatego, że napędziły do światka anime wiele nowych osób, stanowiąc swoistą „bramę wejściową” do niego.

code9) Code Geas

Naśladujące klimatem i stylem prowadzenia fabuły dzieła Clampu anime było bardzo głośną serią. Opowiada ono o świecie opanowanym przez Imperium Brytyjskie oraz prowadzonej przez jednego z członków rodziny królewskiej rebelii.

Anime to wybrałem na listę z dwóch powodów, po pierwsze reprezentuje ono trendy graficzne epoki oraz dokonujący się w jej trakcie postęp. Po drugie: jest przedstawicielem gatunku Mecha, który po sukcesach w latach 80-tych wymarł w następnej dekadzie, by odrodzić się właśnie po roku 2000 w nowej, częściowo polemicznej, a częściowo traktowanej z przymrużeniem oka formie.

crest8) Crest of the Stars:

Uczciwie mówiąc mam wątpliwości, czy akurat Crest of the Stars powinno znaleźć się na tej liście, tym bardziej, że pochodzi ono z roku 1999. Moi konsultanci, a w szczególności Wa Totem twierdzą jednak, że kluczowym dla epoki jest zilustrowanie rozpoczynającego się trendu do ekranizacji Light Novels, który masowo rozpoczął się właśnie od tego tytułu.

Crest of the Stars jest opowieścią o konflikcie dwóch ras: ludzi i ich podgatunku, genetycznie zmodyfikowanego tak, by byli w stanie żyć w kosmicznej próżni.

Nurt ekranizacji Light Novels nabierał siły przez lata, początkowo niezauważony. Po Crest i Banner of Stars pojawiła się ekranizacja Full Metal Panic! będącego luźną parodią książek Toma Clencyego, a następnie kilkanaście innych tytułów. Prawdziwy wysyp następił w okolicy lat 2007-2008 po sukcesach serii takich jak Toaru Majutsu no Index czy Melanholy of Haruhi Susumya.

elfen7) Elfen Lied:

Opowieść o półnagich diclonusach mordujących ludzi za pomocą mocy paranormalnych. Dla jednych serial niezwykle życiowy, zdradzający ukryte tajemnice o prawdziwej naturze świata. Dla innych płytka rzeźnia bazująca na przemocy i nagości. Dwie rzeczy są pewne: po pierwsze było to jedno z budzących największe emocje anime epoki. Po drugie: już się takich nie robi (i IMHO dobrze).

Ważnym aspektem anime była też jakość techniczna wyrażona zarówno w jego oprawie graficznej jak i dźwiękowej.

higurashi6) Higurashi:

Keiichi Maebara przeprowadza się do spokojnej, malowniczo położonej wioski Hinamizawa. Niestety szybko okazuje się, że jej mieszkańcy miejscowości mają mroczny sekret i bardzo starają się nie wspominać o mających w niej miejsce, tragicznych wydarzeniach. Tymi jest seria zaginięć i krwawych mordów mających miejsce co roku w noc święta Watanagashi.

Pomimo słodkiej, kolorowej grafiki i sielankowego rozpoczęcia anime to raczej nie nadaje się dla dzieci. Przeciwnie: wymaga od widza mocnych nerwów. Opiera się, jak wiele horrorów na klasycznym już zderzeniu niewinnego, usypiającego ostrożność widza początku i nagłego, silnego wstrząsu.

Manewr ten wykorzystuje nawiasem mówiąc bardzo dobrze.

Higurashi jest też dobrym przykładem, by zilustrować trend ekranizacji gier Dating Sim i jRPG, tym bardziej, że w odróżnieniu od większości tego typu produkcji jest serią bardzo dobrą. Bo niestety większość tego typu serii była raczej kiepska lub w najlepszym razie (jak Utawarerumono) średnia.

Higurashi należy do nielicznych przedstawicieli tego nurtu, których nadal warto oglądać.

air_australia5) Air

W zasadzie wahałem się, czy podawać tu Air, Kanon 2006 czy najgłośniejszy z tej trójki Clannad. Uznałem w końcu, że na tapetę wezmę ten pierwszy, choć to niewielka różnica. Wszystkie te trzy serie mają bowiem tą samą strukturę: do miasta przybywa nowa twarz, spotyka sporą gromadkę sympatycznych, choć niezbyt rozgarniętych uczennic o smutnych oczach, z których to uczennic (Padnij! Spoiler leci!) połowa umiera (Powstań!) w efekcie czego widzowi również jest smutno.

Air jest jednak przełomowy z innego powodu: był jedną z pierwszych serii telewizyjnych, które miały tak dopieszczoną grafikę, a kolejne produkcje również ten efekt potęgowały.

the-melancholy-of-haruhi-suzumiya-14) Melanholy of Haruhi Susumia

Seria o pewnym szkolnym klubie bez członków, jego szurniętej przewodniczącej oraz o tym, że na świecie jest masa niezwykłych rzeczy, ale my często nie potrafimy ich dostrzegać. Jednocześnie jest to inteligentna parodia serii science fiction oraz film obyczajowy o zderzeniu się marzycieli z rzeczywistością.

Melanholy of Haruchi Susumya było też fenomenem internetowym. Seria stała się materiałem wykorzystywanym dość powszechnie w sieciowych żartach, a część jej miłośników deklarowała się nawet czcicielami tytułowej bohaterki.

Odnoszę wrażenie, że fenomen internetowy Haruchi bardzo mocno wpłynął na część późniejszych serii, a w szczególności moe typu „okruchy życia” i anime o słodkich dziewczynkach robiących słodkie rzeczy, ich tematykę, sposób budowy fabuły oraz promocji. Twórcy wydawali się mieć nadzieję na wywołanie takiego samego efektu, jak oryginał, bez pamiętania o jednym: że ten w pierwszej kolejności był dobrym anime.

1719073) Monster

Czyli znany thriller medyczny. Opowieść o młodym i początkowo idealistycznym neurochirurgu, który trafia na trop bardzo mrocznej intrygi.

Jak opowiedzieć tą historię, by nie spoilerować? Oraz, by jednocześnie powiedzieć o czym jest, bowiem wyjaśnienie wszystkich zawiłości tak długiego anime jest trudne.

Powiedzmy więc, że Monster jest thrillerem medycznym. Albo raczej: że zaczyna się jak thriller medyczny. Młody i uzdolniony neurochirurg Kenzou Tenma jest zatrudniony w klinice w Dusseldorfie (ówczesne RFN). Lekarz stoi na progu kariery: uważany jest za geniusza, zaręczony z córką dyrektora szpitala i kochany przez wszystkich pacjentów. Niemniej jednak jego kariera staje w gruzach, gdy pewnego dnia, miast przywiezionego na oddział, wpływowego oficjela decyduje się ratować postrzelonego chłopca.

Reszta jest już spoilerem.

Monster jest ekranizacją równie dobrej, nagrodzonej licznymi nagrodami, bestsellerowej mangi autorstwa Naoki Urasawy.

Tytuł trafił na tą listę z prostych przyczyn: jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym thrillerem anime.

hellsing2) Hellsing

Klasyczna już seria o wampirach. Młoda policjantka Victoria zostaje wysłana, wraz ze swoim oddziałem do wioski gdzieś na prowincji Anglii z zadaniem wyjaśnienia mających tam miejsce zaginięć. Tam jej ludzie zostają wymordowani przez wampiry. Victoria niemal dzieli ich los, gdy na ratunek pojawia się Alucard, kolejny, a jednocześnie niezwykle potężny wampir. Niestety dziewczyna również zostaje przemieniona w nieumarłego. Zostaje też członkinią tajnej organizacji Hellsing zwalczającej owe stwory.

Prawdę mówiąc ponownie nie jestem miłośnikiem tego anime (ogólnie nie jestem miłośnikiem tej konwencji, dużo bardziej lubię serie przygodowe), Hellsing jest bardzo krwawym i jednocześnie bardzo kiczowatym komedio-horrorem, przerysowanym wręcz do skrajności. Zapewnia jednak całkiem sporo zabawy.

ouranGość specjalny: Ouran Higshool Host Club

Ouran był sympatyczną komedią bardzo popularną w drugiej połowie dziesięciolecia. Podobnie jak trzy Wielkie Tasiemce był też zapewne anime, które nagoniło najwięcej nowych fanów. Ouran to parodia serii romantycznych o uczniach bogatych szkół, a jednocześnie przesympatyczna, choć nieco już zapomniana komedia.

Omawiany tytuł był jedną z najchętniej i najbardziej rozpoznawanych serii anime w danym okresie. Jednocześnie wydaje mi się, że znajdowało się poniżej radarów całego światka krytyki i dziś znikło już w mrokach dziejów. A szkoda.

blackGość specjalny: Black Lagoon:

Black Lagoon było, co dość niespotykane w anime poważną serią akcji, pozbawioną zjawisk paranormalnych, mocy nadprzyrodzonych, futurystycznych technologii i nadmiernej przesady. Przenosiliśmy się nad Ocean Spokojny, do Tajlandii, w świat gangsterów i piratów.

Anime było dość mroczne i krwawe, a wśród postaci trudno było szukać jednoznacznie pozytywnych. Przeciwnie, obraz był dość ponury i mroczny, nie ucieka też od przemocy, a jednocześnie umiejętnie rozładowywał napięcie czarnym humorem i ironią. Nie popadał więc ani w nihilizm, ani też w typową dla wielu japońskich serii ckliwą depresję, choć oczywiście zdarzały się gorsze momenty.

kara1) Kara no Kyoukai

Jest to mroczna opowieść o miłości i cierpieniu oraz o samotności. Oraz oczywiście bardzo dobre, dojrzałe anime. Seria posiada bardzo mroczną dojmującą atmosferę, a jej twórcy potrafią odpowiednio dozować klimat i atmosferę. Warto więc się z nią zapoznać.

Atmosfera ta była bardzo mocno podkreślana przez niezwykle dobrą jak na owe czasy, szczegółową grafikę. O ile bardzo ładne, dojmujące tła i krajobrazy zdarzały się w anime już wcześniej, tak właśnie Kara no Kyoukai upowszechniła standard graficzny oraz sposób rysowania, którym możemy cieszyć się obecnie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Anime, Nostalgia i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Top 10 anime pierwszego dziesięciolecia XXI wieku:

  1. Grisznak pisze:

    Higurashi jako przykład ekranizacji gry to niezbyt dobry pomysł. Oryginał to kinetic novel, czyli rzecz nie mająca żadnych elementów gameplayu, w takich tytułach nie dokonujesz bowiem nawet wyborów, jedynie przewijasz tekst.

  2. DoktorNo pisze:

    Autorze, a gdzie jest „Ghost in the Shell: Stand Alone Complex” i jego drugi sezon „2nd Gig”?

  3. slanngada pisze:

    Brakuje pierwszej serii Ful metal achemista chyba.

    Last Exile… No cóż, było okropne. Nie dość, że strasznie rwana fabuła, to brak dialogów (postaci tam przekazywały informacje, nie rozmawiały) i dużo głupotek jak walki strzelców czynią je… Koszmarkiem

    I wymarcie cyberpunka jest ironiczno bo zaczynamy w nim żyć.

    • Kasztelan pisze:

      też Mnie zaskoczyło pozycjonowanie Last Exile jako dobrzego przykładu, chociaż z drugiej strony to/te? anime otworzyło Mi oczy że japońska kreskówka nie jest gwarantem jakości a grafika to nie wszystko. (swoją drogą Tanuki.pl mi je poleciło 😉 )

      Dziwi Mnie brak death note na liście. Z własnych obserwacji dla wielu było sporym odświeżeniem po shounenach i można było się czuć inteligentnym, pamiętam flejmy o tym że kto dalej ogląda Naruto/bleach/one piece zamiast Death note ten wieśniak i pewnie nie lubi „zeszytu” bo jest za głupi żeby zrozumieć fabułę

  4. rumbur pisze:

    Pisząc o Hellsingu trzeba zaznaczyć, że jest seria anime ( zła rzecz, bardzo zła… ) i seria OAV, która jest rewelacyjna. No i fabuła jest przyjemna, zwłaszcza na tle tego co widuję co kolejny sezon.

    Szanuję GiTS-a, ale zawsze wolałem Armitage. Tylko mnie nie zlinczujcie…
    Code Geass przypadł mi najbardziej, ale to ze względu na kreskę, lubię Clampa, co poradzę…
    Z pierwsze dekady XXI wieku najbardziej w pamięć zapadły mi pierdyliardy stron o Dragon Ballu, przeliczniku mocy sayan, kłótnie, kto ile miał jednostek… No i rzecz jasna Slayers, moim zdaniem jedna z najbardziej jednolitych serii o magii i mieczu. Przynajmniej uniwersum całkiem fajnie wykreowane.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s