Miecz: broń doskonała:

0962_1c54Ostatnimi czasy coś wzięło mnie na ta broń białą. Dziś przyjrzymy się ponownie najbardziej charakterystycznemu jej elementowi, czyli mieczowi. Oraz związanemu z nim „mitowi niedoskonałego miecza”, który co jakiś czas się pojawia. Miecz miał być rzekomo bronią drogą i bardzo kosztowną, stanowiącą jedynie luksus i w praktyce nie używaną, nieprzydatną w bitwach. Jest to teza o tyle ciekawa, ze pierwsze miecze powstały około roku 3.000 przed naszą era. Używano je bojowo* natomiast jeszcze na początku XX wieku.

Dlaczego wiec użerano się z tak nieskuteczną bronią przez 5 tysięcy lat?

Odpowiedz jest prosta: bo miecze były śmiertelnie skuteczne.

*W tym miejscu należy ustalić, co uznajemy za miecz. W Polsce mieczami jest tylko oręż o otwartej rękojeści i prostym, obosiecznym ostrzu. Jak pisałem w tekście o mieczach RPG-owych nomenklatura ta jest chora, bowiem po pierwsze w źródłach najczęściej określenia „miecz”, „szabla” i „pałasz” używane są zamiennie, często w stosunku do tej samej broni. Po drugie prowadzi to do tego, ze ta sama sztuka broni po przerobieniu rekojeści z otwartej na koszową nagle przestaje być mieczem, a zmienia się w pałasz.

Ja byłbym takiego samego zdania, co Anglosasi i uznawałbym za miecz każdą bron złożoną z głowni i rękojeści.

Ale przejdźmy do tematu.

Miecz nie używało się w bitwach:

1024px-bayeux_tapestry_scene57_harold_deathPierwsza teza z jaką można się spotkać jest przekonanie, ze miecz nie przydawał się w bitwach. W bitwach ponoć raczej stawiano na włócznie, topory i pały.

Odpowiedź moja będzie brzmieć: być może, choć to mało prawdopodobne.

Należy zauważyć, ze aż do roku 1500 bitwy były rzadkością. Zarówno w średniowieczu jak i w starożytności strategia dzieliła się w zasadzie na trzy elementy. Pierwszym z nich był najazd, zwany też na zachodzie Europy chevauchee, a na wschodzie zaś „rejzą”. Polegał on na wtargnięciu na nieprzyjacielskie terytorium i spustoszeniu go, zniszczeniu chat, zagarnięciu dobytku i spaleniu pól. Jeśli ludność ukryła się w zamku najczęściej zostawiano ją w spokoju. Jeśli nie zdołała tego zrobić uprowadzano ją w niewolę.

Po drugie: oblężenia.

Po trzecie: walnej bitwie. Przy czym bitwy należały do rzadkości. Oblicza się, że statystycznie na jedną bitwę przypadało 50 oblężeń, a na jedno oblężenie 5 rejz. By zauważyć, ze wyliczenie to jest prawdziwe należy przyjrzeć się dokonaniom najwybitniejszych wodzów. Przykładowo Wilhelm Zdobywca w trakcie trwającego 15 lat podboju Anglii stoczył tylko jedną bitwę.

Tak wiec likwiduje to mit broni drzewcowej jako broni dominującej. Oczywiście kopia, pika czy nawet włócznia są świetną bronią, kiedy walczy się w zwartym szyku. Co więcej włócznia zadaje bardzo poważne obrażenia, pchnięcie nią jest silniejsze, niż pchniecie mieczem, ciśnięta zaś ma jeszcze większą siłę.

Życzę jednak powodzenia przy wspinaniu się z nią na drabinie podczas szturmowania murów. Albo w ustawianiu szyku w trakcie rejz, gdzie chodziło o to, by wpaść, podłożyć ogień, ukraść krowy i uciekać.

Po drugie: teoria jakoby z miecza nie korzystano na wojnach nie jest w stanie przetrwać konfrontacji ze źródłami. Otóż: istniały wymagania, jakie stawiano wojownikom, gdy ci byli wzywani na służbę. Dysonujemy dostępem do bardzo nielicznych tego typu źródeł, a obraz, jaki wyłania się z opracowań, jakie posiadam jest racze fragmentaryczny. Niemniej jednak:

  • Bizantyjska armia w VI wieku miała trzy formacje. Była to ciężka jazda zbrojna w hełmy, pancerze kolcze, ciężkie włócznie, refleksyjne łuki i miecze. Drugą była lekka piechota zbrojna w łuki refleksyjne, kołczany z 40 strzałami, małe tarcze oraz topory. Trzecią ciężka piechota, zbrojna w duże tarcze, ciężkie pancerze, hełmy, włócznie i miecze.
  • Wizygocki król Erwig rezydujący w VI wieku w Hiszpanii nakazywał, by każdy właściciel 10 niewolników uzbroił jednego z nich w tarczę, miecz, włócznię, łuk, strzały i procę. Nawiasem mówiąc jest to jedyny przykład uzbrajania niewolników w chrześcijańskiej Europie.
  • Karol Wielki wymagał od swoich wojowników, by każdy, kto posiadał 4 mansi ziemi (1 mansi = 135 akrów) stawiał się konno, zbrojny w tarcze, włócznię, miecz, sztylet, kołczan i luk. Każdy posiadacz 1 mansi miał natomiast stawić się zbrojny w tarcze, sztylet, włócznie, łuk i dwanaście strzał.
  • W Skandynawii nakazywano posiadać każdemu wolnemu uzbrojenie. To było różne w zależności od regionu. Tak więc w Szwecji był to: miecz, włócznia, tarcza i hełm. Dodatkowo jeden wojownik na pięciu miał mieć kolczugę, łuk i trzy tuziny strzał. W Gotlandii pozwalano zamiast miecza mieć topór, jednak każdy wojownik musiał mieć kolczugę. W Norwegii wymagano miecza lub topora, tarczy i włóczni, jeden wojownik na pięciu miał mieć też łuk i dwa tuziny strzał. W Danii zwykły wojownik musiał mieć miecz, żelazny hełm, włócznię i tarczę, natomiast dowódca okręgu wojskowego również konia, zbroję oraz (od XII wieku) wyekwipować pachołka uzbrojonego w kuszę.
  • Angielski status o broni z XII wieku nakazywał każdemu posiadaczowi majątku o wartości 40 liwrów posiadać kompletne wyposażenie rycerskie (to składało się podówczas z kolczugi z nogawicami, hełmu, naramienników, osłony na stopy, tarczy, włóczni, miecza, maczugi i sztyletu), 28 liwrów: krótką kolczugę, włócznię i kapalin, dla reszty: pikowaną kurtę, kapalin i włócznię. Pozostający w zależności byli z tego obowiązku zwolnieni.
  • Od 1230 ten sam status narzucał obowiązek uzbrojenia się też pozostającym w zależności. Ci o majątku 40 szylingów mieli obowiązek posiadać kapalin, kaftan, siekierę i włócznię, a 20 szylingów: tylko siekierę i włócznię.
  • Francuskie opactwo Saint Maur natomiast na swoich poddanych narzucało obowiązek: dla posiadaczy majątku 60 liwrów: posiadania kolczug, kapalinów, mieczy i noży. Dla posiadaczy 30 liwrów: pikowanych bluz, kapalinów, mieczy i noży. Posiadaczy 10 liwrów: kapalinów, mieczy i noży. Dla reszty: luków, strzał i noży.

Jak widać z tego wyliczenia: dominującą bronią faktycznie były włócznie, bowiem były tanie i skuteczne. Od przedstawiciel wyższych warstw wymagano posiadania mieczy. Bronią obuchową prawie się nie przejmowano, lub też traktowano ją jako broń uzupełniającą w stosunku do mieczy, pojawia się bowiem tylko raz. Topory, mające być zdaniem części speców „główną bronią bitewną” były używane tylko przez biedotę, a w wielu przypadkach obowiązkiem ich posiadania się nie przejmowano.

Miecz nie przebijał średniowiecznej zbroi rycerskiej:

Tak zwana "zbroja gotycka". Faktycznie używana głównie w renesansie, a nie w średniowieczu.

Tak zwana „zbroja gotycka”. Faktycznie używana głównie w renesansie, a nie w średniowieczu.

Pierwsza rzecz: co to jest „średniowieczna zbroja rycerska” i czy w ogóle coś takiego istniało? Wykażę się dobrą wola i uznam, ze „średniowieczna zbroja rycerska” to pełna zbroja płytowa. Pełne zbroje płytowe pojawiły się pod koniec wieku XIII i przez cały wiek XIV były rzadkością. Popularność zdobyły dopiero w wieku XV, w trakcie Wojny Stuletniej, Wojny Dwóch Róż i Wojen Włoskich, jednak do roku 1420 nadal nie były powszechne. Szczytowym okresem ich stosowania był jednak wiek XVI i pierwsza polowa wieku XVII.

Jest to o tyle ciekawe, że po pierwsze nie jest to już średniowiecze (koniec średniowiecza to, zależnie od historyka okres pomiędzy rokiem 1410, a 1500), tylko nowożytność, lub okres przejściowy między epokami.

Po drugie jest to moment, kiedy tak naprawdę kończy się epoka rycerska, bowiem ciężkozbrojne rycerstwo okazuje się tez tak naprawdę mało skuteczne. Większość starć toczy się na zasadzie rejz, gdzie trudne w przenoszeniu i nałożeniu pancerze zwyczajnie się nie sprawdzają. Co gorsza pojawienie się masowej, wiejskiej i miejskiej, dobrze uzbrojonej piechoty sprawia też, że rycerstwo tak sobie radzi w walnych bitwach w polu. W trakcie oblężeń natomiast rycerze walczą jak piechota.

Co gorsza jest to okres, gdy na polach walki coraz większe znaczenie odgrywa broń palna i artyleria.

Prawdziwy rozkwit rycerstwa to okres pomiędzy wiekiem X, a XIII, kiedy to wyposażenie tego typu wojowników składało się z kolczugi, pod którą nie zakładano przeszywanicy (te rozpowszechniły się dopiero w XII wieku), hełmu, tarczy, włóczni (a nie kopii, kopie również powstały w XII wieku, a upowszechniły się w XIII), miecza i luku. Rycerze natomiast byli podówczas rekrutowani z każdej warstwy społecznej. Samo słowo to oznaczało natomiast „sługę” lub „zbrojnego sługę”, a nie szlachcica.

Rozwój historii sprawił, ze rycerze zostali uznani za warstwę półarystokratyczną (początkowo za „szlachcica” uważano wyłącznie osobę spokrewnioną z królem) i wyróżnieni. Jednocześnie obok nich istniała warstwa „sierżantów” (lub, ja w Polsce „sołtysów”) czyli rycerzy niepasowanych, zobowiązanych do posiadania nieco tańszego ekwipunku, wywodzących się z bogatych chłopów i mieszczan.

W XII wieku rozwój kusz doprowadził do wzmocnienia pancerza. Tak powstała najpierw brygantyna, czyli obszyty żelaznymi łuskami fartuch, który nakładano na kolczugę, a następnie napierśnik płytowy, który również na nią nakładano. Wówczas też upowszechnił się zwyczaj zakładania pod kolczugi pszeszywanic. Wyposażenie takie stosowano powszechnie aż do końca XIV wieku.

Tak wiec główną zbroją rycerską nie jest zbroja płytowa, a kolczuga. Z przebiciem tej miecz oczywiście sobie radził.

Do X wieku nawiasem mówiąc kolczugi tez nie były powszechne. Większość zbrojnych to natomiast było pospolite ruszenie wszystkich ludzi posiadających ziemię rolną.

Jest to o tyle interesujące, ze dla wielu miłośników militariów średniowiecznych istotny jest krótki, bo trwający jakieś 50 do 100 lat moment, kiedy stosowana jest zbroja płytowa. Natomiast wcześniejsze 900-950 lat traktowane jest jako okres nie wartych uwagi przygotowań do jej pojawienia się.

Po drugie: dobrze naostrzony nóż karczowniczy długości 40 centymetrów jest w stanie jednym ciosem przeciąć 6 centymetrowej grubości gałąź (wiem, bo próbowałem). Szabla ułańska wzór 1934 przed dopuszczeniem do użycia musiała przejść test w trakcie którego spuszczona z wysokości 2 metrów przebijała blachę pancerną o grubości 2 milimetrów, a następnie pięciokrotnie przecinano nią pręt stalowy o grubości 5 milimetrów.

Wydaje mi się, że tego typu narzędzie byłoby w stanie przebić zbroję o grubości 2-3 milimetrów.

Po trzecie: A po co miał przebijać? Leży u mnie sobie właśnie wydanie fechtubuchu Petera von Danzinga, którego to fechtbuchu jeszcze nie miałem okazji dokładnie przeczytać. Niemniej jednak już samo jego przejrzenie wskazuje na to, ze średniowieczna sztuka walki poważnie różniła się od tego, co uprawiają zarówno szermierze sportowi, HEMA, bractwa rycerskie i ci śmieszni ludzie, którzy naparzają się prostownikami w klatkach.

Powody są dwa: po pierwsze, oni walczyli ostrymi mieczami. I to ostrymi jak brzytwa. Po drugie: połowa albo i więcej opisywanych tam zagrań z różnych powodów nie byłaby punktowana we współczesnych zawodach lub skończyłaby się dyskwalifikacją. Von Danzing wiele miejsca np. poświęca przechodzeniu do zwarcia i zapasom, technikom łamania rąk, technikom łamania nóg, technikom wykręcania rąk, zarówno za pomocą własnych rąk jak i miecza używanego jako dźwignia, ciosom w twarz, ciosom w dłonie walczącego, celem ich ucięcia lub połamania mu palców.

Wiele z tych technik to manewry w rodzaju: unieruchomić broń wroga własną bronią, skrócić dystans, chwycić przeciwnika za pasek, przewrócić, siąść mu na twarzy i wbić nóż między szpary w blachach. Tak wiec po co zbroje przebijać?

Nawiasem mówiąc w japońskim Heiho Okugisho także znaczna część technik to techniki zapaśnicze działające na zadzie „unieruchom mu bron, chwyci go za ręce i kopnij kolanem w jajca”. To i tak lepiej niż w Go Rin No Sho, gdzie autor wprost twierdzi, ze najlepszym sposobem na zabicie przeciwnika, jaki fechmistrz może zastosować, to zastrzelenie go z broni palnej.

Częściej walczono toporem lub pałom:

Głowice toporów bojowych.

Głowice toporów bojowych.

Sądząc z badań archeologicznych, przynajmniej w średniowieczu najczęściej walczono za pomocą broni drzewcowej. A dokładniej: należałoby podzielić historię tego okresu okres na dwa etapy: od upadku Rzymu do wieku XII i od wieku XIII do polowy wieku XVII (czyli daleko poza ramy średniowiecza). Trzecim etapem byłoby tu od wieku XVII do roku 1914.

Sądząc z wykopalisk archeologicznych miedzy rokiem 600, a 1200 najpopularniejszą bronią była włócznia. Groty włóczni są najczęściej spotykanym wyposażeniem wojskowym, na jakie się trafia. Co więcej często są one bardzo pieczołowicie wykonane, z dobrego jakościowo żelaza oraz bogato zdobione. Tak więc była to broń popularna, wysoko jakościowa i tania.

Drugim pod względem popularności, przynajmniej na ziemiach słowiańskich wyposażeniem faktycznie były topory. Przewaga znalezisk toporów jest wyraźna, choć zależy od okolicy. Przykładowo na ziemiach polskich archeolodzy znaleźli blisko 1200 głowic wczesnośredniowiecznych toporów bojowych i około 200 mieczy z tego samego okresu. Jeśli znaleziska odzwierciedlają rzeczywistość, to można powiedzieć, że stosunek mieczy do toporów bojowych wynosił 1 do 6.

Zauważyć należy jednak, ze słowiańszczyzna w tym okresie należała do jednych z najbardziej utoporzonych regionów świata. Własnych mieczy bowiem podówczas nie wytwarzaliśmy, wszystkie stanowiły eksporty.

Nadolski i inne opracowania zwracają też uwagę, że topory były raczej słabo wykonane zarówno w porównaniu z grotami włóczni jak i ostrzami mieczy. Pieczołowicie wykonane głowice toporów, podobnie jak zdobione trafiają się właściwie wyłącznie w Skandynawii i w grobach Wikingów.

I prawdopodobnie stąd pochodziła popularność toporów: z biedy.

Jeśli chodzi o broń obuchową, to jest to kwestia dość dyskusyjna. Młoty bojowe, czy raczej: nadziaki i czekany były dość popularne przez większość średniowiecza, choć nie aż tak, jak topory. Ich popularność jest porównywalna do popularności mieczy. Przy czym często dyskusyjne jest to, czy dana broń jest toporem czy czekanem, bowiem głowice toporów bojowych mają tendencję do zawężania się.

img_4410

Głowice maczug i kiścieni. Z boku miecz.

Kiścieni prawdopodobnie nie stosowano często, mimo, że jest to stereotypowa broń średniowieczna. Do czasów współczesnych dotrwało około 40 źródeł ikonograficznych przedstawiających tego typu broń i podobna ilość główek kiścienia. Są one znacząco rzadszym znaleziskiem od mieczy.

Podobnie wygląda sytuacja maczug. We wczesnym średniowieczu były one popularne w zasadzie tylko wśród ludów słowiańskich i lodów stepowych. Sadząc ze znalezisk archeologicznych trudno się temu dziwić, bowiem broń ta nie wydaje się szczególnie skuteczna. Większość z nich to proste, metalowe okucia znajdujące się na końcach kijów, niezbyt zresztą masywne. Powiedziałbym, że po prostu tworzenie takiej broni sensu nie miało, bowiem każdy miał w domu siekierę. Na stepie drzew nie było, siekiery były więc mniej rozpowszechnione, tak więc ludzie musieli jakoś sobie radzić. Stworzono więc tańszą alternatywę dla topora.

Uzbrojenie poważnie zmienia się w XII i XIII wieku. W pierwszej kolejności rozwija się broń drzewcowa, włócznia zanika przechodząc w coraz bardziej wyspecjalizowane formy, jak kopia rycerstwa czy też halabardy, młoty luceńskie czy piki piechoty. Przy czym należy zauważyć, że nowe formy tego uzbrojenia są mało przydatne w walce indywidualnej. Kopie są w pierwszej kolejności ciężkie i niewygodne, nie nadają się do walki pieszej. To samo dotyczy pik, które przy długości sięgającej nawet 4 metrów zwyczajnie nie nadają się do walki na krótki dystans.

W epoce tej zanikają też topory. Wyjątek stanowi broń w rodzaju pole axe (w naszej nomenklaturze nie występująca pod odrębną nazwą), będąca następcą topora duńskiego z okresu Wikingów. Były to masywne topory na drzewcu o długości 100-150 centymetrów o dość zagadkowym przeznaczeniu. Uważa się, że była to broń do walki z konnymi lub odwrotnie, rezerwowa bron konnych, używana jednak także jako broń piechoty.

Podejrzewałbym, ze spadek popularności topora związany jest z rozpowszechnieniem się miecza. Około XII wieku ma miejsce bowiem rewolucja w produkcji metalu, do użycia wchodzą tak zwane Wielkie Piece, zasilane wodnymi lub wiatrowymi miechami, zdolne wyprodukować nawet kilka ton wysokiej jakości żelaza (w porównaniu do kilkunastu kilogramów żelaza gąbczastego z dymarki), a do tego wodne i wiatrowe hamernie, potrafiące je łatwo oczyszczać oraz formować. W efekcie ceny mieczy lecą na łeb na szyje.

W okresie tym rozpowszechnia się też maczuga typu tureckiego, najpierw zdobywająca popularność na Węgrzech, potem w reszcie Europy. Jest ona dość masywna i prawdopodobnie powoduje poważne obrażenia. Jednak większość maczug z tego okresu, wyobrażona zarówno w ikonografii jak i pochodząca ze znalezisk ma drzewce około 50 centymetrowej długości, co w stosunku do mieczy (o długości 1-1,2 metra) musiało przekładać się zarówno na sile uderzenia oraz zasięg, tak więc musiała to być bron zwyczajnie mniej skuteczna.

Jeszcze jeden topór bojowy.

Jeszcze jeden topór bojowy.

Zaryzykowałbym więc, że była to bron rezerwowa, używana po utracie miecza.

Zachowała się też pewna ilość dużych, metrowej długości maczug, przechowywanych długo w arsenałach miejskich. Jednak sądząc po kontekście powstania tej broni (wszystkie znane mi przypadki takiego uzbrojenia to pamiątki po nagłym uzbrojeniu się ludności miejskiej) można uważać, ze jest to broń improwizowana, wykonana w pospiechu, w momencie, gdy nie było czasu kuć mieczy.

Istniały tez tak zwane nasieki, czyli drewniane pały, nabijane kamieniami lub gwoźdźmi. Siłą rzeczy nie przetrwały do naszych czasów, jednak często notowane są w źródłach. Zwykle w dekretach rad miejskich, które zabraniały chłopom z pałami na targi przychodzić. Sądząc z kontekstu musiała być to więc broń cywilno-bandycka, podobna w funkcji społecznej do kija bejsbolowego.

Kilka slow ogólnie o przewagach jednych dziabaków nad innymi:

Myślenie na zasadzie „topór zadaje większe obrażenia, maczuga jest lepsza do rozbijania hełmów, włócznia ma większy zasięg” jest trochę myśleniem na poziomie gier RPG, gdzie bronie maja różne statystyki i potęga wojownika w dużej mierze zależy od tego, jakim sprzętem dysponuje. W realnym świecie tak to nie działa (bo gdyby było inaczej, to wszyscy biegali z bombami atomowymi). Broń nie jest źródłem siły, a tylko jej mnożnikiem. Decydujący jest poziom umiejętności danego osobnika oraz okoliczności (jak ukształtowanie terenu, warunki pola walki, inicjatywa, liczba przeciwników etc.) w jakich toczy się walka.

Prawda jest taka, że osobnik nie potrafiący się bić nie powinien nawet posługiwać się narzędziami w rodzaju palek teleskopowych, noży czy maczet, bo tylko pogarsza swoją sytuacje. Istnieje bowiem poważne ryzyko, ze bron zostanie mu odebrana i użyta przeciwko niemu.

Po drugie: obserwacje czynione przez współczesnych odtwórców są nie do końca adekwatne, gdyż bron używana w rekonstrukcji nie jest stosowana zgodnie z przeznaczeniem. Przykładowo zakaz wykonywania pchnięć, ciosów w nogi i głowę nie pozwala wykazać skuteczności jakiejkolwiek broni średniowiecznej, bowiem ciosy te niosą największe ryzyko uszkodzenia ciała walczących. Czyli należą do tych, które w pierwszej kolejności zostałyby w realnym starciu wyprowadzone.

Zupełnie kuriozalny jest też modny ostatnimi czasy na youtube model walki włócznia bez tarczy, lansowany jako najskuteczniejszy model średniowiecznej walki, lepszy niż „włócznia i tarcza” czy „miecz i tarcza”, albowiem bardzo szybki i błyskawiczny.

Problem polega na tym, ze uzbrojenie takie owszem, pozwala zadawać bardzo szybkie ciosy i ma duży zasięg, jednak nie zapewnia żadnej obrony. Z potencjalnie śmiertelnymi obrażeniami powodowanymi przez broń drzewcową przeciwnik może natomiast żyć nawet i trzydzieści minut. Użytkownik takiej broni prawdopodobnie zostanie pozbawiony głowy sekundę po tym, jak wbije swoją włócznię w brzuch przeciwnika, nim ten jeszcze poczuje impuls bólu. Tak wiec skończy się to w najlepszym razie dwoma trupami.

Konfiguracja włócznia bez ekwipunku ochronnego jest świetna do zdobywania punktów, a nie faktycznej walki.

oakeshott_typesNa tle innych broni miecz jest bardzo uniwersalnym rodzajem broni i – jako mnożnik siły, ale nie źródło DPS-ow – jest bardzo dobrym wyborem dla kogoś o dużych umiejętnościach.

Po pierwsze: nadaje się do walki zarówno pojedynczej, jak i indywidualnej, w odróżnieniu od piki, która nadaje się tylko do walki zbiorowej.

Po drugie: ma duży zasięg, w odróżnieniu, od większości typów broni obuchowej (miecze miały około metra długości, większość pal i toporów miała drzewce długości 50 centymetrów). Zasięg ten jest porównywalny nawet z włócznia, która miała w prawdzie około 1,5-2 metrów długości, jednak trzymano ja w około 1/3 długości drzewca).

Nadaje się do bardzo szerokiego zestawu ruchów: pchnięć, cięć z nadgarstka, cięć z łokcia, cięć z ramienia, krojeń (krojenia to nieobecne we współczesnej szermierce, ale notowane miedzy innymi u von Danzinga ruchy, polegające na przeciągnięciu ostrza po ciele przeciwnika np. w trakcie powrotu dłoni na pozycje wyjściową po ciosie).

Jako, że jest dwusieczny nadaje się do technik polegających na zbiciu lub wykonaniu zwodu, a następnie ataku po innej osi drugą stroną miecza.

Z racji tego repertuaru jest lepiej od topora czy pały dostosowany do walki w tłoku, gdyż pchnięcia wymagają mniej przestrzeni, niż cięcia. Dlatego też zresztą toporki i pały były takie krótkie: dłuższymi było trudno posługiwać się w warunkach bitewnych. Nawiasem mówiąc włócznia (jeszcze raz nie mylić z piką) też bardzo dobrze nadaje się do walki w ścisku (wystarczy zmienić tylko chwyt).

Co więcej jest bronią bardziej niszczącą niż topór. Pchnięcia mają znacznie większy zasięg od ciec, dużo większą energię (bowiem punkt ciężkości naszego ciała przenoszony jest na sztych) i są dużo szybsze.

W odróżnieniu od włóczni nadaje się tez do cięć. Cięcia, mimo, że mają krótszy zasięg od pchnięć i są generalnie mniej niszczące są też trudniejsze do obrony, gdyż nadchodzić mogą z większej ilości kierunków. Przed pchnięciami stosunkowo łatwo obronić się tarczą, lub nawet zejść im z linii stawiając krok w bok. Cięcia są dużo bardziej nieprzewidywalne.

W odróżnieniu od topora miecze najczęściej były wyważone w stronę rękojeści, co ułatwia kontrolę nad nimi i przekłada się na szybkość ciosów. Jest to szczególnie istotne w wypadku bardzo dużej broni obuchowej, mocowanej na styliskach ponad metrowej długości, jak pole axe, topory dońskie czy berdysze, którymi zwyczajnie nie da się machać tak szybko, jak bronią lżejszą.

Miecze wreszcie posiadają jelec, który nie dość, ze ułatwia wiązania (wiązanie to manewr polegający na unieruchomieniu broni przeciwnika za pomocą własnej broni), rozbrojenie przeciwnika lub po prostu usuniecie zastawy z linii natarcia, to jeszcze chroni dłonie. Owszem,wszystkie te manewry są możliwe też bronią obuchowa, ale z racji na jej wyważenie trudniejsze, a co gorsza niosą ryzyko tego, że miecznik po drodze zwyczajnie utnie nam palce.

Prawdziwy sekret miecza:

Prawdziwy sekret miecza IMHO tkwi jednak w czymś innym. Otóż: miecze były bronią. Zastosowania broni nie zmieniły się od czasów prehistorycznych. Tak więc broń przez 75% czasu użytkowania się nosi. Przez 20% owego czasu się za jej pomocą ćwiczy i przez jakieś 5% czasu się ją czyści. Sytuacje, gdy za jej pomocą się walczy są ekstremalnie rzadkie. Tak rzadkie, ze broń kupuje się z nadzieją, by jej nigdy nie użyć.

O ile miecz jest po prostu lepszą bronią od toporów i pał (za wyjątkiem toporów duńskich, które są idealnym wyborem dla siłacza): ma większy zasięg, większy repertuar ciosów, jest wygodniejszy etc. tak jest też bronią, którą wygodniej się nosi od włóczni, albowiem można go sobie zawiesic u pasa. Pochwa natomiast ułatwia jego konserwacje, gdyż przenoszony w niej nie rdzewieje i nie wymaga tak częstego ostrzenia.

Dlatego miecz był symbolem statusu, na który stać było tylko królów:

1386774956272O dziwo jest to prawda. Miecz faktycznie był oznaką statusu. Na przykład między X, a XIII wiekiem w Skandynawii miecz był symbolem statusu wolnego chłopa.

Miecze w rzeczywistości były bronią dość pospolitą, jednak istniał okres dziejów, gdy zanikły i stały się bardzo kosztowne, tak, że używali ich jedynie władcy oraz osoby z ich bezpośredniego otoczenia. Działo się to we Francji, w VI i VII wieku, za czasów Merowingów. Wówczas, po upadku Cesarstwa Rzymskiego i kryzysie ekonomicznym, który wykończył rzymskie centrum produkcji mieczy w Norricum miecze stały się bronią bardzo kosztowną, ustępując miejsca toporom i nożom bojowym o długości 30-60 centymetrów. Niemniej jednak dość szybko odzyskały pozycję.

Po prostu popyt w połączeniu z wysoką ceną zrobiły swoje, ludziom więc coraz bardziej opłacało się miecze produkować. W efekcie w czasach Karola Wielkiego używanie toporów bojowych zanikało już we Francji na rzecz mieczy. Owszem, była to nadal bardzo kosztowna bron, głownie w skutek mało wydajnego procesu produkcyjnego (od momentu wytopienia żelaza do wykucia miecza w teorii musiał minąć miesiąc, faktycznie jednak praca była bardziej wyspecjalizowana, kto inny więc wytapiał żelazo, kto inny je oczyszczał i kto inny kół miecz, wiec stukano je znacznie szybciej z gotowych półproduktów). W efekcie więc miecz kosztował aż 60 denarów.

W tamtych czasach za 2 denary można było mieć 1500 litrów owsa, za 6: 1500 litrów pszenicy, krowa była warta 14 denarów, niewolnik: 240 denarów, hełm: 72 denary, tarcza: 14 denarów, a ocieplany płaszcz aż 140 denarów.

Biorąc pod uwagę, ze źródła z VIII wieku, ze Skandynawii (czyli trochę inna okolica, ale okres ten sam) za najmniejsze, godne wolnego człowieka gospodarstwo uznają takie, w którym są co najmniej 4 krowy, koń i dwaj niewolnicy należy uznać, że posiadanie miecza nie przekraczało możliwości finansowych takiej osoby.

W XIII wieku miała miejsce duża rewolucja techniczna, wywołana upowszechnieniem się młynów poruszanych przez wodę i wiatr. Pozwoliło to na budowę wielkich pieców, gdzie dostarczano powietrze za pomocą miechów oraz hamerni wodnych. Te pierwsze były w stanie produkować znacznie większe ilości żelaza (nawet kilka ton w stosunku do kilkunastu kilogramów tradycyjnej dymarki), które, dzięki ograniczeniu jego kontaktów z paliwem było znacznie lepszej jakości. Hamernie natomiast znacznie przyśpieszały proces jego oczyszczania.

W efekcie czego miecze znacząco staniały w stosunku do zarobków. Przykładowo pochodzący z XV wieku, z Torunia spis podatkowy szlachty przedstawia następujące kategorie zarobków:

  • 11% – poniżej 30 grzywien (to bardzo małe pieniądze, prawdopodobnie odpowiadające zarobkom bezrolnego lub małorolnego chłopa)
  • 18% – 31-60 grzywien (ponownie bardzo skromne zarobki szlachty szaraczkowej, odpowiadające zarobkom mało lub średniorolnego chłopa)
  • 26% – 61-150 grzywien (mniej więcej taki majątek mógł posiadać też bogaty chłop lub mistrz niektórych rzemiosł)
  • 26% – 151-600 grzywien
  • 11% -600-1000 grzywien
  • 7% – do 6000 grzywien

1 grzywna w tamtym okresie dzieliła się na 48 groszy.

Informacja ta jest o tyle istotna, ze z XV wieku mamy informacje o cenach 27 mieczy sprzedanych na terenie Polski. Najtańszy z nich kosztował 15 groszy, najdroższy 240 groszy. Ceny większości wynosiły miedzy 30, a 70 groszami.

Kosztowne, i to niezależnie od epoki było zawsze uzbrojenie ochronne.

Zresztą, chłopom w średniowieczu zabraniano posiadać broń:

bayeux_tapestry_4Nie.

Po pierwsze weźmy to na logikę: siekiera czy topór ciesielski jedynie kilkoma szczegółami różni się od topora bojowego tak wiec zakaz byłby nieskuteczny.

Po drugie: nie znam ani jednego takiego dokumentu. Istniały w prawdzie prawa lokalne, które zabraniały używania pewnego uzbrojenia, w pewnych regionach (np. bodajże w Gdańsku zakazano mieszczanom używać czekanów jako lasek, w Krakowie w XVI wieku zakazano żakom nosić miecze i sztylety, w kilku miastach w Polsce zakazano chłopstwu przynosić nabijane ćwiekami pałki na targ), wszystkie one miały jednak charakter czysto porządkowy, mający na celu ochronę bezpieczeństwa, miru domowego i miru targowisk.

Po trzecie: stało to w sprzeczności ze sposobami prowadzenia wojny w tym okresie i ustawami związanymi z kwestiami obronności. Przykładowo według kodeksu Kazimierza Wielkiego wojna w Polsce dzieliła się na trzy kategorie: wyprawę wojenną, wyprawę powszechną oraz wojnę obronną. W trakcie tej pierwszej zwoływano na wojnę ludność zobowiązaną do udziału w walce (tzn. głównie rycerstwo) z jakiegoś regionu. W trakcie drugiej: rycerstwo z całego kraju. W trakcie trzeciej: zobowiązana do udziału w walce była cała ludność męska zaatakowanego regionu. Każdy miał obowiązek stawić się z własnym uzbrojeniem, którego jakość pozostawiano do wyboru władzom miejskim i starostom.

Rozwiązanie to było oparte na rozwiązaniach stosowanych podówczas w całej Europie, przy czym w wielu krajach dokładnie precyzowano, co powinien mieć który obrońca. W Polsce natomiast w dużej mierze pozwalano na swobodę, pozostawiając konkretne postanowienia w rękach rad miejskich i starostów.

Po czwarte: było to sprzeczne ze sposobami ochrony ładu prawnego, pochodzącymi jeszcze z prawa karolińskiego, a również powszechnymi w całej Europie.

W wypadku popełnienia przestępstwa wszyscy świadkowie mieli obowiązek przyjść z pomocą pokrzywdzonemu (jeśli tego nie uczynili ponosili odpowiedzialność jak za współudział w zbrodni), doprowadzając do schwytania winowajcy. Starosta, sołtys, hrabia, kasztelan, rada miejska, czy jak się nazywał organ administracyjny zobowiązany był też do zorganizowania pościgu za sprawcom, który powinien trwać minimum do granic sąsiedniej jednostki administracyjnej, której władze przejmowały sprawę. Nie wywiązanie się z obowiązku lub utrata tropu prowadziły automatycznie do uznania mieszkańców danej jednostki za winnych współudziału i nakładała na ich głowy obowiązek wypłaty odszkodowania.

W takich warunkach logiczne jest, że jak najwięcej osób powinno być uzbrojonych.

Po piąte: opinii tej przeczą podawane przeze mnie wcześniej przykłady rozporządzeń regulujących minimalne uzbrojenie ludności, zależnie od stanu.

Po szóste: w każdym de facto kraju istnieli żołnierze chłopskiego pochodzenia, nawet w okresie największego rozkwitu ciężkiej jazdy. W Wielkiej Brytanii i Francji byli to sierżanci, w Polsce: sołtysi, w krajach Rzeszy Niemieckiej knechci, w Hiszpani hidalgowie.

Tak więc teza ta nie jest prawdą.

Bibliografia:

  • G. Halsall „Wojna, a społeczeństwo w barbarzyńskiej Europie Zachodniej”, Oświęcim 2015
  • I. Górewicz „Miecze Europy”, Warszawa 2015
  • J. Bardach „Historia ustroju i prawa polskiego”, Warszawa 2009
  • M. Miśkiewicz „Europa wczesnego średniowiecza”, Warszawa 2008
  • J. Keegan „Historia wojen”, Warszawa 1998
  • G. Parker „Historia sztuki wojennej”, Warszawa 2008
  • P. Foote „Wikingowie”, Warszawa 1975
  • K. Modżelewski, „Barbarzyńska Europa”, Warszawa 2004
  • C. Oman, „Sztuka wojenna w średniowieczu”, T. 1-3, Oświęcim 20015
  • B. Carey, „Wojny średniowiecznego świata”, Warszawa 2008
  • P. Danzing, „Sredniowieczne sztuki walki”, Oświęcim 2016
  • J. le Goff, „Człowiek średniowiecza w kręgu codzienności”, Warszawa 2000
  • P. Contamine, „Wojna w średniowieczu”, Warszawa 2004
  • A. Nadolski, „Polska broń biała”, Warszawa 1974
  • A. Nadolski, „Polska technika wojskowa do roku 1500”, Warszawa 1994

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na „Miecz: broń doskonała:

  1. Grisznak pisze:

    Bardzo dobry i ciekawy tekst, takie lubię chyba najbardziej, bo sam mogę się z nich czegoś nowego dowiedzieć, a to sobie bardzo cenię.
    Co do nazewnictwa – prawda, pamiętam, jak byłem zaskoczony, kiedy w Imperial War Museum zobaczyłem nasza szablę ułańską podpisaną „Polish cavalry Sword”.

  2. Jakub Ślęzak pisze:

    Głęboki tekst, dużo ciekawych informacji, uzupełniłbym go tylko o casus Japonii, gdzie żelazo było na tyle niedostępne, że zmieniło to układ sił. Tylko korekta, korekta…

  3. michaaaas pisze:

    Naprawdę miło się czytało, ale jak zawsze mam jakieś „ale” :). IMO cały tekst sporo traci przez to całe rozprawianie się z mitami i trochę zbyt daleko idące uogólnienia. Przez to pierwsze straciłeś czas i miejsce które mógłbyś wykorzystać na uniknięcie drugiego :). Szkoda też że nie poświęciłeś miejsca legionom które były jedną z bardzo nielicznych armii które przez długi czas używały miecza jako swojej głównej, a nie bocznej broni. I robiły to w bitwie. Przy okazji- tak legiony jak i armie greckie/hellenistyczne (a więc te spośród starożytnych o których wiemy najwięcej) wykazywały zazwyczaj „głód bitwy”. Sposób walki który opisujesz na początku był raczej charakterystyczny dla średniowiecznej europy.
    Nieco przesadziłeś też z walką kopią i włócznią jedynie w zwartym szyku. Pieszy faktycznie zazwyczaj (przeciwko konnemu wybrałbym jednak włócznię… teraz zza biurka, w realu podobnie jak ówcześni prawdopodobnie wybrałbym panikę i ucieczkę :)) w czasie walki w rozproszeniu sięgnie po broń boczną, ale konny pozbywający się drzewca z takiego powodu? To mało prawdopodobne. W szyku czy nie (btw o to w jakim szyku i w jakich odległościach od siebie szarżowano w różnych okresach i miejscach historycy spierają się do dziś :)) szarżujący kopijnik bez kopii to pół kopijnika. Po broń boczną sięgano po utracie kopii (wcześnie włóczni) i/lub pędu. Oblężenie to oczywiście co innego choć zupełnie zapomniałeś o stronie broniącej dla której wszelkie odmiany broni drzewcowej są idealne.
    Pamiętaj także o tym że późnośredniowieczne traktaty dotyczące fechtunku opisują szermierkę cywilną praktykowaną często przez mieszczan. Oczywiście wiele można się z nich dowiedzieć choćby dzięki temu że zostały spisane przez praktyków walczących na śmierć, ale nie wiemy na ile odpowiadają temu jak fechtowało rycerstwo w czasach swojej świetności. Tym bardziej że traktaty powstawały już po tych czasach.
    Ja podsumowałbym tekst stwierdzeniem iż miecz ( w rozumieniu anglosaskim :))jest idealną bronią boczną pasującą zarówno Duńczykowi na wikingu (obok jego słynnego topora), rycerzowi na rejzie (obok włóczni czy kopii) jak i niemieckiemu rajtarowi tam gdzie go akurat poniosło(obok pistoletu). Nie narzekali również hoplici, samuraje, husarze i inni którym nie udało się przebić do popkultury ;).

    Wybacz paskudną formę (w tym nadmiar nawiasów), ale bezsenność nie pozostaje bez wpływu na moje szare komórki.

    • W starożytności też w ten sposób walczono. Np. cała kampania Aleksandra Wielkiego w Baktrii i Songianie odbywała się bez większych bitew, za to z ciągłymi, bardzo ciężkimi potyczkami i starciami podjazdowymi z górskimi plemionami.

      Odnośnie włóczni chodzi Ci o ten akapit z „Miecza nie uzywano w bitwach” czy z „Częściej walczono toporem lub pałą”.

      Włócznia jest bronią bardzo uniwersalną i dobrze nadaje się do walki zarówno pieszej jak i indywidualnej, mimo, że oczywiście ma swoje wady. Jak pisałem we wczesnym średniowieczu prawdopodobnie była bronią podstawową dla większości społeczeństwa. Włócznie znajduje się nawet w grobach nastoletnich chłopców.

      Natomiast pika, halabarda etc. to w dużej mierze są bronią zespołową, bo trudno się nimi posługiwać pojedynczo. 4 metrowej długości pika jest zwyczajnie zbyt długa i zbyt ciężka, by wygodnie nią machać.

      Nawiasem mówiąc w XIX wieku miał nawet miejsce pojedynek 3 metrowa lanca ułańska vs. szabla i bardzo źle się skończył dla lancjera.

      Odnośnie kopijników… Tak, to prawda. Przy czym metody walki konnej też ewoluowały, co więcej bardzo długo istniały problemy z dostarczeniem odpowiedniej ilości koni. Przykładowo pod Hastings siły Wilhelma Zdobywcy w zaledwie około 20-25% składały się z jazdy, a Harald kawalerii nie miał w ogóle.

  4. slanngada pisze:

    Kilka pytań
    W twojej kwalifikacj brakuje niewielkich starć w których brało ok 20/30 zbrojnych na stronę
    Trochę fragment o raidach przeczy temu co kiedyś pisałeś o tym, że raczej unikano pustoszenia terenów najechanych
    Nie deprocjonowałbym treningu bratw tak bardzo. Zauważ, że dawny trening także musiał mieć wiele podobnych ograniczeń.
    Nie byłbym też taki pewien, czy kolczugę pod którą znajdują się inne warstwy łatwo przebić.

    • 1) Takie potyczki pewnie zdarzały się non stop i w trakcie wojen i w trakcie pokoju.

      2) Bogowie. A żebym ja pamiętał kiedy, w jakim kontekście i co pisałem. Nie pamiętasz kiedy to było? Pewnie należy założyć, że doczytałem coś więcej i wyciągnąłem nowe wnioski.

      3) Dziś czytałem (niestety książkę zostawiłem w pracy i nie przytoczę tego fragmentu, no chyba, że masz ochotę do środy poczytać) zachwyty wczesnośredniowiecznego mnicha nad ćwiczeniami wojskowymi podczas których wszystko odbywało się tak sprawnie, że nikt nie zginął i nie ucierpiał. Więc to różnie mogło być.

      Ale tak na serio, to pewnie ćwiczyli kijami. A te najbardziej krwawe i niebezpieczne techniki albo ćwiczyli na sucho, albo pozostawały mało przećwiczone. I rodziło to paradoks Kano.

      4) Jakby było łatwo ją przebić, to nikt by jej nie nosił.

      • Nit pisze:

        „Ale tak na serio, to pewnie ćwiczyli kijami. A te najbardziej krwawe i niebezpieczne techniki albo ćwiczyli na sucho, albo pozostawały mało przećwiczone.”

        Bodajże w Gdańsku znaleziono w szalecie drewniany floret, czy coś ten deseń, ale nie pamiętam na kiedy było datowane znalezisko. Symulatorem miecza długiego był natomiast dość często tzw. feder/ federschwert. Zamiast normalnego ostrza mieczowego jest tępe, w dodatku zbudowane tak, żeby się w miarę uginał przy pchnięciach. Współczesne federy wagą i wyważeniem nie odbiegają od historycznych mieczy, ale głowy nie dam, jak to było z egzemplarzami historycznymi.

      • Były jeszcze palcaty, czyli drewniane szable używane w Polsce w XV-XVII wieku.

        Rzymianie natomiast używali drewnianych gladiusów, tylko dwa razy cięższych od prawdziwych, by wyrabiać kondycję żołnierzy.

  5. slanngada pisze:

    Przepraszam, jak zabrzmiałem napastliwie.
    1. Raizy Wspominałeś, że raczej unijano zbytniego pustoszenia atakowanego terenu, bo koniec końców mijało to się z celem. W każdym razie Shun Tzu też o tym pisał. Chyba nieco zawyżyłeś tą liczbę rajdów bo wynikałoby z tego, że nikt by po za zamkami nie mieszkał
    2. IMHO szkolenie musiało być maksymalnie ustandaryzowane i w miarę bezpieczne, pamiętaj, że dla dużej liczby uczestników wojna i walka była jednym z zajęć. Trzeba było uwzględnić techniki do zastosowania przez każdego, plus raczej skupianie się na prostych odruchach. Dla szermierza też są oczywiście ważne. Dlatego fechmistrzami zwykle zostawali ludzie nie do końca dobrej reputacji. To jak porównać szkolenie policjanta i gościa ze specnazu

    • 1) Ilość reizów jest jak podejrzewam oparta na jakichś przypuszczeniach i szacunkach, bo najpewniej nikt tego nie dokumentował. Dwa, że siłą rzeczy były to małe wyprawy zbrojne. Guy Hallsall w „Wojna, a społeczeństwo w barzbarzyńskiej europie zachodniej” twierdzi, że do walnych bitew najczęściej dochodziło wtedy, gdy napaści na przygraniczne tereny stały się tak nieznośne, że opłacało się ryzykować utratę armii celem zniszczenia wrogiej siły żywej mogącej brać udział w rajdach łupieżczych.

      Inna kwestia to niestety to, że nikt poza zamkami nie mieszkał. Znaczy się: oczywiście przesadzam, ale różnego rodzaju urządzenia obronne były nader powszechne, zwłaszcza od XI wieku w górę. Większość domostw rycerskich i dworów miała charakter obronny, miasta miały mury, a jeśli nie miały, to dysponowały wałami ziemnymi, na wsiach, w zagrożonych napaściami terenach młyny i klasztory miały charakter obronny, wsie często były otoczone częstokołami.

      2) Oczywiście istniały ćwiczenia, dziś nie da się powiedzieć, do jakiego stopnia były ustandaryzowane. Przynajmniej miedzy VI, a XI wiekiem młodzież posyłano na dwory możnych, gdzie wprawiała się w wojaczce. Część z niej najpewniej uczyli ojcowie. Jednak do tego, jak dokładniej to wyglądało oraz jaki poziom to miało nikt nie jest w stanie dojść. Po prostu w źródłach o tym mało, a z żyjących nikt tego na oczy nie widział.

  6. Nit pisze:

    „[…] Tak wiec likwiduje to mit broni drzewcowej jako broni dominującej.”
    Szczerze mówiąc, nie są to przekonujące dowody…

    Swoją drogą, nie wiem też, czy szturmowanie murów było tak popularne, żeby decydowało, jaką broń brać ze sobą na wojnę. Wydawało mi się, że częściej chciano obrońców wyczekać i zagłodzić.

    Kolejna rzecz – jakoś ciężko mi uwierzyć, że pod kolczugę nie zakładano przeszywanicy przed XII wiekiem. Generalnie dlatego, że przeszywanica sama w sobie jest świetnym pancerzem. Te informacje pochodzą z jakiś rycin/ opisów, czy wykopalisk? – w tym ostatnim przypadku przeszywanice mogły zwyczajnie się rozłożyć – w końcu to po prostu kawał materiału.

    „Wydaje mi się, że tego typu narzędzie byłoby w stanie przebić zbroję o grubości 2-3 milimetrów.” Musiałyby być ku temu bardzo sprzyjające warunki – płyty po to są zaokrąglane, żeby kłująca broń biała i strzały się jak najczęściej ześlizgiwały. Poza tym, pod spodem zawsze była jeszcze przeszywanica, więc generalnie, gdyby warunki były bardzo sprzyjające, płyty raczej dałoby się przebić, ale tak, jak napisałeś zaraz potem – nie ma sensu próbować.

    „[…] średniowieczna sztuka walki poważnie różniła się od tego, co uprawiają zarówno szermierze sportowi, HEMA, bractwa rycerskie i ci śmieszni ludzie, którzy naparzają się prostownikami w klatkach.” Piszesz tutaj o walce przeciwko opancerzonemu przeciwnikowi, czy o blossfechten też? – Co do walki przeciwko pancerzowi, przyznaję, że nie spotkałem się jeszcze z bezpiecznym sposobem odtwarzania tego tak, by wystarczająco dobrze oddawało prawdziwą walkę. Natomiast przy blossfechten HEMA/ DESW radzi sobie całkiem nieźle, chociaż faktycznie, nie ma łamania kolan i po trafieniu/ dublu strony się rozchodzą (bez rozróżniania jakie by zadali obrażenia i czy któryś byłby później zdolny do walki)

    Ogólnie, mocno generalizujesz i do wielu rzeczy można by było dodać „tak, ale nie zawsze” – chociażby kwestia, czy miecze były wyważone w kierunku jelca – nie zawsze, czasem były przeważone mocno w kierunku sztychu i były wtedy nastawione bardziej na rąbanie niż cięcia/pchnięcia. Były też miecze, które w ogóle nie posiadały sztychu (raczej nie dużo ich było). Miecze są dość rozległą kategorią broni, więc warto, gdybyś zaznaczył jakie rodzaje konkurowały z którą inną bronią.

    Pozdrawiam,

    • Co do przeszywanic, to niestety jak piszesz, one raczej się nie zachowywały. Problem w tym, że nie ma ich też ani na źródłach ikonograficznych, ani w tekstach z epoki. Jedynym wyobrażeniem z przed X wieku, jaki jest mi znany, to greckie wyobrażenia Scytów z okolic IV wieku przed naszą erą, a to duża przepaść czasowa. Dwa, że wzmianki o tym są podawane w tonie sensacji, więc w czasach greckich nie mogło to być popularne wyposażenie (aczkolwiek macedończycy i państwa hellenistyczne używały pancerzy z wielowarstwowego płótna).

      Natomiast co do generalizowania to prawda. Myślę, że, żeby zmierzyć się z tematem miecza przez dzieje potrzeba by było z 500 stronicowego opracowania.

      • Po namyśle mam hipotezę, dlaczego mogło być tak, a nie inaczej. Otóż: od w zasadzie armii rzymskiej i reformy Marcjana główną bronią defensywną nie był pancerz, a tarcza. Tarcza rozwijała się gdzieś do XI-XII wieku, stając się coraz dłuższa i większa. Od tego okresu jednak zaczyna się kurczyć, stopniowo wypierana z powodu rozwoju broni drzewcowej, by koniec końców zaniknąć w XIV wieku. Wyjątek: pawęże, które w części opracowań nazywane są „bronią wschodnią”. Więc to może być źródło problemu: gdy zanikała tarcza, coraz bardziej konieczne stawało się dodatkowe opancerzenie. Tym bardziej, że w tym samym okresie rozwijała się kusza.

        Inna rzecz to to, że płótno, przynajmniej we wczesnym średniowieczu nie było tanie. Rozwój tkactwa, na poziomie przed-przemysłowym i takie wynalazki, jak kołowrotek to też dopiero koniec XI-XIII wiek. Więc to, co wydaje się tanim uzupełnieniem pancerza wcale takie tanie być nie musiało.

      • Nit pisze:

        Tarcza faktycznie przez długi czas służyła temu, żeby nie dać się przeciwnikowi w ogóle trafić. Nie jestem tylko przekonany, czy broń drzewcowa była powodem, że tarcza „zanikała” – w końcu okrągłą tarczą, lub okrągłą częścią tarczy w kształcie kropli (kite-shield) powinno całkiem dobrze dać się blokować pchnięcia, zbijając je na bok.
        Większy wpływ na zanik tarczy miał chyba rozwój metalurgii i kowalstwa, które zaowocowały lepszym pancerzem.Myślę, ze właśnie przez to, że zbrojny coraz mniej się musiał bać, że przeciwnik znajdzie lukę w jego opancerzeniu, mógł zamiast tarczy wybrać broń oburęczną. Skoro trafienie zbrojnego nie robiło mu krzywdy (bo broń się ześlizgiwała), to trzeba było znaleźć na niego inny sposób – jakieś młoty lucereńskie, czy coś ten deseń. Przeciw takiej broni, nawet będąc całkowicie opancerzonym, lepiej mieć coś więcej. Tarcze trójkątne (heater-shield) są sporo grubsze od okrągłych i kite-shield’ów, dlatego myślę, że miały właśnie służyć mitygowaniu obrażeń, zamiast ich zbijaniu. Jeśli tak było, to można je już traktować jako kawałek pancerza, a nie broń.

        Z przeszywanicą to racja – zapomniałem o kwestii rozwoju tkactwa. Mimo wszystko zakładanie przeszywaniczy jedynie na tunikę brzmi… boleśnie, chociaż z drugiej strony, lepiej niż oberwanie cięcia na gołą skórę 😛

      • Mówiąc o zaniku tarcz w rezulatacie rozwoju broni drzewcowej miałem na myśli coś innego. Otóż: co bardziej rozwinięte typy broni drzewcowej są raczej ciężkie i wymagają użycia obydwu rąk, celem ich utrzymania, jak długie, 4 metrowe piki czy podobnej długości kopie. Zwyczajnie przy użyciu tego typu oręża stosowanie tarczy jest niewygodne.

        Natomiast jest jeszcze jedna ciekawa tendencja, tylko, że nie ze średniowiecza. Grecka piechota: zaczynała od dość ciężko opancerzonej, potem brązowe kirysy zastąpiono pancerzami z wielowarstwowego płótna, a koniec końców zrezygnowano nawet z nich, wojownicy ruszali do walki zbrojni bądź tylko w piki-sarisy i hełmy (oraz miecze), bądź też w krótsze włócznie, hełmy i miecze.

        Być może, przy wczeosnośredniowiecznej taktyce walki tarcza i hełm dawały na tyle dużą ochronę, żeby nadmierne inwestowanie w opancerzenie, zakładanie na raz kolczugi i czegoś w rodzaju przeszywanicy nie było opłacalne?

      • Strategiusz pisze:

        Tak sobię myślę, że przeszywanica mogła być robiona w dużej części z jakichś starych gałganów, przez co mogła być tańsza niż wskazywałaby na to ilość użytego materiału.

        Oczywiście mogło być tak, że gdy kolczuga była mało popularna, to wystarczyła ona sama, założona na zwykłe ubranie, ponieważ przeciwnik był nastawiony na walkę z kimś bez kolczugi.

        Mogło być też tak, że w sztuce rysowano odchudzone postacie wojowników. Chyba nie widziałem na żadnym średniowiecznym malowidle nikogo potężnie zbudowanego albo grubego. A ktoś w 20 warstwowej kurcie wygląda jakby miał nałożoną kurtkę zimową. Może stąd brak przeszywanic w średniowiecznej sztuce.

      • No, ale patrz: na ilustracjach z X wieku nie ma postaci w pszszywanicach, tylko w normalnych ubraniach:

        Natomiast później wojownicy prości są często przedstawiani w przeszywanicach, jak np. w Bibli Maciejowskiego z XVIII wieku , nawiasem mówiąc jednym z najlepszych źródeł ikonograficznych dla historii średniowiecznej wojskowości.

      • Nit pisze:

        Jeszcze a’propos tarcz i włóczni. Słyszałem, że jest ostatnio jakiś spór w środowisku rekonstrukcyjnym, czy lepiej używać włóczni z tarczą, czy solo – oburęcznie. Za mało, szczerze mówiąc, znam się na walce włócznią by przesądzać, co byłoby skuteczniejsze w ataku, ale wydaje mi się, że tarczę generalnie dobrze mieć na wypadek ostrzału z łuków. Dlatego według mnie racjonalnie by było, żeby do czasu wynalezienia wystarczająco ‚strzałoodpornego’ pancerza, przynajmniej co-któryś członek oddziału miał tarczę. Tym bardziej, że o ścianie tarcz słyszy się dość często w historii, co raczej wskazuje, że była skuteczna.

      • Tak, zwłaszcza Youtuberzy to mocno promują. Np. u Lindybeige było o tym wiele razy.

        Jak na mnie to nie ma za wiele sensu ani w bitwie (ty zabijesz jednego, jego sześciu kumpli przeszyje cię włóczniami, widząc, że nie jesteś w stanie się bronić), ani w walce pojedynczej (dzięki przewadze szybkości wbijesz mu włócznię w brzuch, zanim to poczuje on też wbije ci włócznię w brzuch).

  7. Strategiusz pisze:

    Chciałbym zobaczyć te przebijania czy rozcinania mieczem kolczugi. Wg mnie to mit powstały dlatego, że rekonstruktorzy i inni LARP-owcy robią sobie dziś kolczugi z kółek, które są po prostu wygiętym drutem. Takie kółka się łatwo wyginają i wypadają z siebie przy uderzaniu bronią, a przy pchnięciach prawie nie chronią. Takiej normalnej historycznej kolczugi, gdzie część kółek jest nitowana, a część jest po prostu solidna na całym obwodzie (nawet czasem połowa może być solidna) nie da się łatwo przebić, dużo prędzej da się połamać kości pod kolczugą. Widziałem kolczugę, wzorowaną na historycznej, ale wykonaną współcześnie z użyciem współczesnej stali, która wytrzymywała każdy cios, każdą bronią białą czy miotaną (miecze, włócznie, łuki), jaką używali na niej testujący. Oczywiście nie na człowieku, bo by go połamali.

    Słusznie napisałeś o charakterze walk, że regularna bitwa w polu to był najrzadszy przypadek. Więc rzadko zdarzało się, że na przeciw siebie stawali do walki dobrze opancerzeni wojownicy. Taka walka między dwiema formacjami, mającymi tarcze, kolczugi, hełmy i wolę walki, mogła być nierozstrzygnięta w tym akurat miejscu.

  8. Satosan pisze:

    Dziękuję – bardzo sympatyczny tekst, szczególnie w zakresie przewagi miecza nad innymi rodzajami krótkiej broni oraz źródłem jego symbolicznego znaczenia.

    Kilka ciekawostek:

    – Kopie bywały stosowane w walce pieszej, gdy rycerstwo musiało siąść z koni. Koniec kopii miał być wtedy odrąbywany (jest to opisywane jako „skracanie kopii”), a sama broń używana jak krótka pika – jak najbardziej oburącz (czas kopii pokrywa się z istnieniem ciężkiego pancerza i zmniejszaniem tarcz, więc rycerze / zbrojni mogli używać w ten sposób kopii pozostając względnie bezpiecznymi – tarcze mieli przewieszone przez ramię, albo w ogóle ich nie używali). Jest to opisane w źródłach niemieckich i występuje w ikonografii np. w kontekście walk Habsburgów ze Szwajcarami.

    – Pole axe, to zniekształcona nazwa broni, która w ówczesnym angielskim nazywała się pollaxe, przy czym „poll” znaczyło tyle co „głowa” („główny topór” albo „topór do rozbijania głów”). W Polsce spotyka się czasem nazwę „topór głowacz”. Akurat przeznaczenie tego narzędzia jest znane nie gorzej niż miecza (czyli wciąż jest pewnie sporo do odkrycia), bo było bardzo popularne we Francji, Anglii i Rzeszy, a walczono nim na półwyspach Apenińskim i Iberyjskim. W Polsce się nie przyjął, bo warunki nie zmuszały rycerstwa do spieszania się, a była to właśnie broń do pieszej walki przeciwko ciężkozbrojnemu przeciwnikowi – raczej pieszemu, choć kiedy trzeba to i konnemu. O technikach walk trochę wiadomo, bo pojawiają się w późnośredniowiecznych podręcznikach oraz zachowało się trochę opisów pojedynków turniejowych, sądowych i wojennych. Był skuteczny, bo uderzenia nim potrafiły rozbijać zbroje bądź ranić przez nie. Stoczony w XV wiecznej Anglii pojedynek na pollaxy pomiędzy Anthonym Woodwilem oraz Anthonem – „Bastardem z Burgundii” – dwoma mistrzami turniejowymi – został przerwany, gdyż mimo chęci kontynuowania walki obaj partycypanci byli tak poranieni, a ich zbroje tak zniszczone, że zachodziła obawa śmierci obu. Częściej starcie kończyło się jednak celnym pchnięciem szpicem umieszczonym nad toporem w wizurę hełmu bądź szczeliny zbroi. Co ciekawe był to sposób jak najbardziej dozwolony na turniejach.

    – Powszechnie uważa się, że głowica miecza służy do przeniesienia środka ciężkości bliżej jelca, żeby mieczem było łatwiej manewrować. Paradoksalnie jednak broń do precyzyjnego manewru – rapiery, szable czy japońskie katany – albo ma bardzo małe głowice, albo nie ma ich wcale, natomiast miecze mają je stosunkowo masywne. Kilka lat temu pojawiła się teoria, że głowica wcale nie służy do przesunięcia środka ciężkości ku rękojeści, tylko do przesunięcia tzw. „osi obrotu” ku sztychowi w celu optymalizacji zachowania broni przy uderzeniu. Więcej na ten temat: http://www.thearma.org/spotlight/GTA/motions_and_impacts.htm#.WLNLOX-GpVo

  9. Satosan pisze:

    @Strategiusz – masz rację, że średniowieczna kolczuga to nie żadna „średnia zbroja”, tylko potężny pancerz świetnie zabezpieczający przed ciosami. Egzemplarze z epoki z płaskich nitowanych ogniw są tak gęste, że tworzą niemalże litą powierzchnię. Opisy z obu stron z czasów pierwszej krucjaty wskazują, że rycerz w kolczudze był właściwie nie do zranienia strzałem z łuku i tylko konia można było mu zabić.

    Z drugiej strony nie stawiałbym sprawy aż tak radykalnie. Ikonografia z epoki pokazuje przecięte kolczugi. Można stawiać zarzut, że to wyobraźnia ilustratorów, ale nitowaną stalową kolczugę zdołał jednak przeciąć np. John Clements z ARMY (film pewnie do znalezienia gdzieś w otchłaniach youtuba – niestety na szybko nie mogę go odszukać i widzę jedynie eksperymenty Clementsa z pchnięciami). Problem w tym, że aby eksperyment miał sens, potrzeba odpowiednio przygotowanej osoby trzymającej miecz – większość entuzjastów i badaczy nawet nie zbliża się umiejętnościami ani tężyzną fizyczną do średniowiecznego zbrojnego.

Dodaj komentarz