Dlaczego Słowiańszczyzna nie nadaje się na książkę / grę fantasy?

8736_ccadPoczątkujący twórcy stają często przed wyborem: w jakich realiach umieścić swoje dzieło. Szukając inspiracji często zadają sobie pytanie: „skoro jest tyle gier / filmów / książek osadzonych w realiach greckich, egipskich, wikińskich, indyjskich, azteckich czy inkaskich, to czemu nie spróbować czegoś z naszego podwórka”?

Niestety twórcy tacy nie zdają sobie sprawy, że istnieją dobre powody, dla których konwencja słowiańska nie jest popularna, a obranie jej jest pewną drogą do klęski, którą poniosło wcześniej już wielu. Produkty „słowiańskie” i „słowianoidalne” bowiem albo okazują się klapą jak jak Arkona czy Zły Cień: Kruki Urojenia, albo bardzo źle oceniana powieść Michała Krzywickiego „Plagi tej ziemi”, albo odnoszące sukcesy najwyżej lokalne jak gry komputerowe Polanie i Polanie 2. Najczęściej jednak projekt spotyka aborcja jeszcze we wczesnej fazie produkcji.

Powody dla których sytuacja wygląda jak wygląda są bardzo konkretne i liczne.

Tak więc:

Nic o niej nie wiesz:

Po pierwsze i zupełnie niezależne od reszty argumentacji: powieść historyczna, niezależnie czy realistyczna, czy z wątkami fantastycznymi jest gatunkiem wyjątkowo trudnym. Wymaga nie tylko bardzo dobrego warsztatu pisarskiego, ale też porządnego warsztatu historycznego, zrozumienia epoki, jej realiów, stylu życia, mentalności… Musisz wiedzieć, jak ludzie ubierali się, jak i czym walczyli, co jedli, co pili oraz przede wszystkim: jak myśleli. Co zaprzątało ich czas codziennie, o czym marzyli, co było ważne, a co nieważne. I na koniec musisz potrafić to w sposób atrakcyjny sprzedać czytelnikowi.

Wiedza taka nie rośnie na drzewach i niestety: przeczytanie jednej czy dwóch książek jej nie zapewnia. Tak naprawdę nawet ludzie, którzy kończyli historię i bronili prac magisterskich z danych epok bardzo rzadko posiadają warsztat wiadomości na tyle duży, by wystarczył on na pisanie literatury pięknej w realiach epoki, w której się specjalizują. Wysiłek niezbędny do napisania powieści historycznej nierzadko jest równy z wysiłkiem koniecznym do stworzenia publikacji naukowej. Z tym, że twórca oczywiście niczego nie odkrywa, a raczej systematyzuje odkrycia innych i korzysta z nich jako z inspiracji.

Niestety w wypadku Słowian zamierzenie to jest szczególnie trudne z powodu innego problemu związanego z kulturą naszych przodków.

I nie masz skąd się dowiedzieć

Słowian, niestety stanowią jeden z najbardziej tajemniczych ludów znanych historykom, a w szczególności najbardziej tajemniczy lud europejski. O ile o Grekach, Rzymianach, Wikingach, Celtach, Egipcjanach, Sumerach i setkach, często bardzo egzotycznych ludów wiemy naprawdę dużo, tak o Słowianach nasza wiedza jest bardzo niewielka, w szczególności jak na dokonania naszych przodków i znaczenie jakie narody słowiańskie z czasem zyskały.

Pozostałości grodziska zbudowanego prawdopodobnie przez Pomorzan. Na pierwszy rzut oka widać, że piramida to to nie była. Źródło: Wiki Media.

Pozostałości grodziska zbudowanego prawdopodobnie przez Pomorzan. Na pierwszy rzut oka widać, że piramida to to nie była. Źródło: Wiki Media.

Tak naprawdę nasza wiedza jest oparta niemal w całości na bardzo nikłe pozostałości archeologicznych oraz pojedynczych wzmianki w obcych kronikach oraz o domysły o różnej wartości. Możemy więc z dużą dokładnością powiedzieć, jak grzebali zwłoki, jaki narzędzi używali i kiedy pojawiło się ich osadnictwo na naszych ziemiach.

Natomiast co do ich sposobu życia, ustroju, religii: mamy tylko niejasne i niepewne hipotezy.

Tak naprawdę nie wiemy nawet dlaczego o naszych przodkach pozostało tak mało informacji. Część badaczy jest wręcz zdania, że Słowianie byli bardzo słabo rozwiniętym ludem, nie mającym własnej religii i mitologii oraz pozbawionym państwowości, w efekcie czego zwyczajnie nie miało co ocaleć.

Jest to teza dość radykalna, jednak nie zmienia to prostego faktu: nie ma na czym się opierać.

Oczywiście na niekorzyść Słowian świadczy fakt, że nie posiadali oni własnego systemu zapisu do momentu przybycia chrześcijaństwa. Fakt ten jednak też tak naprawdę niczego nie wyjaśnia, przecież Wikingowie i Celtowi również takiego nie posiadali (zarówno alfabet runiczny jak i ogamy służyły głównie do oznaczania grobowców, odnotowano bardzo niewiele tekstów literackich i administracyjnych sporządzonych za ich pomocą), a wiadomości o nich przetrwało zdecydowanie więcej. Spisane zostały zresztą głównie przez nawracających ich misjonarzy. W wypadku Wikingów: nawracających w dokładniej tym samym momencie, w którym chrzczeni byli też i Słowianie. Dlaczego więc ich sagi, mity i legendy spisano, a na nasze nikt nie tracił czasu? Również dużo dawniejsi od naszych przodków Goci, gdy tylko nauczyli się pisać stworzyli relatywnie dokładne zapisy swojej historii pod postacią Kroniki Jordanesa. Natomiast Słowianie o coś takiego się nie postarali. Z jakiego powodu?

Nie wiadomo.

Nieobecność w kulturze popularnej

Trzeci problem ze Słowianami polega na tym, że jesteśmy nieobecni w kulturze popularnej. Niestety, tak samo, jak są celebryci, czyli osoby sławne, bo sławne, tak są też i osoby, które pozostają nieznane, bo są nieznane. Niestety problem polega na tym, że w momencie, gdy zaczynasz sprzedawać swoje dzieło: książkę, film, grę etc. najpierw atakujesz do fanów danego zjawiska, którzy następnie, jeśli dany produkt się im spodoba roznoszą informację o nim dalej.

Poważnym problemem Słowian jest niestety fakt, że nie posiadają silnej i zwartej grupy miłośników. Wynika to niestety z faktu, że w odróżnieniu od np. Wikingów nie nakręcono o nich zbyt wielu filmów przygodowych czy seriali telewizyjnych.

Po drugie: o ile jeszcze Polacy i nasi sąsiedzi ze wschodu czy południa mogą czuć sentyment do Słowian, jako swoich przodków, tak Amerykanie czy Brytyjczycy takiego czuć nie będą. Nie da się ich też zainteresować tą tematyką, gdyż zwyczajnie Słowianie nie są szczególnie interesujący. Nasi przodkowie we wczesnym średniowieczu zbudowali kilka grodów z drewna, które nie umywają się do pierwszego z brzegu, XII-XIII wiecznego zamku.

Problem ten jest szczególnie istotny jeśli ktoś zabiera się za tworzenie gry komputerowej. Gry komputerowe są współcześnie produkcjami co najmniej drogimi. Budżet pierwszego Wiedźmina wynosił „jedynie” 19 milionów złotych, budżety gier Indie wahają się od 200 tysięcy dolarów do 5 milionów dolarów. Niestety przy takich sumach na zwrot liczyć można tylko na największych rynkach. Czyli amerykańskim i brytyjskim właśnie. A Amerykanie i Brytyjczycy (podobnie jak Francuzi, Niemcy, Skandynawowie, Chińczycy, Japończycy, Eskimosi, ludy Bantu i wszyscy inni) gry o Słowianach nie kupią.

Pozostają więc tylko książki i gry planszowo-fabularne, które sukces odnieść mogą i na rodzinnym rynku (w teorii, bo faktycznie ten szczególnie dobrze też nie wygląda).

Brak źródeł inspiracji

Powodem dla którego nie kręci się takich filmów i nie pisze książek jest niestety fakt, że nie ma skąd czerpać inspiracji. Wynika to z tego, że brakuje nam przekazu materialnego i przekazu pisanego.

Niestety, jak już pisałem w odróżnieniu od Greków czy Rzymian Słowianie nie byli piśmienni i nie zadbali o to, by pozostawić po sobie spisy mitów, wierszy czy starannie zredagowanych i zebranych zapisów historycznych wyznaczających metodologie badań na długie stulecia. Pod tym względem niestety, jeśli chodzi o ludy europejskie jesteśmy wyjątkiem. Prawdę mówiąc nawet niewiele bardziej rozwinięci od nas Celtowie czy Wikingowie również pozostawili po sobie znacznie więcej zapisów, tak więc ich zbiory legend, mitów i sag, jak Manibogion czy Edda Starsza albo Edda Młodsza zachowały się po dziś dzień pozwalając na ciągłe badania.

Co gorsza Słowianie nie najeżdżali nawet na żadne ludy, które miałyby bogatą tradycję spisywania dziejów, tak jak robili to dajmy na to Wikingowie (co pozwoliło dokładnie odtworzyć ich historię w oparciu o dzieje innych narodów). Jedyny wyjątek stanowią Bizantyjczycy, w których zapiskach owszem, pojawiamy się całkiem często.

Owocuje to tym, że niestety historyk badający dzieje słowiańszczyzny musi bazować na pojedynczych wzmiankach pochodzących z obcych kronik. Wzmianki te są nader skąpe, często są to pojedyncze zdania. Przykładowo najbardziej rozbudowany opis ziem Mieszka I pióra Ibrahima ibn Jakuba liczy sobie (uwaga! uwaga!) niecałe pół strony wordowskiej. Zważywszy na fakt, że opisywane przez owe źródła wydarzenia i osoby często nie pojawiają się w żadnym innym tekście traktować je trzeba bardzo często jako mało wiarygodne. Podobnie niestety należy potraktować wszelkie próby odtwórstwa etnograficznego.

Brak pozostałości materialnych

CELTYCKA  figura kultowa ze Ślęży. Ze słowianami ma tyle wspólnego, że znaleziono ją w Polsce. Źródło: Wiki Media.

CELTYCKA figura kultowa ze Ślęży. Ze Słowianami ma tyle wspólnego, że znaleziono ją w Polsce. Źródło: Wiki Media.

Kolejny problem to brak pozostałości materialnych. Niestety po Słowianach nie ostały się ani malownicze, zagubione w Andach ruiny, ani piramidy, ani szczątki kolumnad na Akropolu. Wynika to niestety z faktu, że domy swoje budowali głównie z drewna, a drewno jak wiadomo próchnieje i po kilkunastu latach szlag je trafia. Co gorsza wiele wskazuje na to, że ogólnie Słowianie byli bardzo mobilni i założone osady porzucali po kilkunastu latach, tak więc ślady ich obecności nie kumulują się.

Oczywiście na świecie jest wiele kultur lepiej poznanych niż Słowianie, które również bazowały na drewnie. Przykładem takiej mogą być Wikingowie. Problem polega jednak na tym, że tamci posługiwali się innym obrządkiem pogrzebowym i przynajmniej swoich wodzów i królów chowali w ziemi, w pięknych grobowcach wypełnionych wszelkimi ziemskimi dobrami. Słowianie natomiast preferowali obrządek całopalny. Jeśli więc rozkopując cmentarzysko tamtych znajduje się ogromne ilości broni, biżuterii, elementów ubioru, całe statki i wozy z końmi zagrzebane w ziemi i zabezpieczone przed rozkładem, czyli rzeczy, na podstawie których można już budować sobie jakieś wyobrażenia o tym, kim byli ci ludzie i jakie życie prowadzili, tak na cmentarzysku Słowian zwykle znajduje się garnczki wypełnione popiołem.

Żeby było śmieszniej w Polsce istnienie całkiem sporo całkiem bogatych stanowisk archeologicznych. Niestety najczęściej są to stanowiska ludów Celtyckich lub Germańskich, które zamieszkiwały te ziemie przed Słowianami. I o tych ludach wiemy naprawdę dużo. W odróżnieniu od naszych bezpośrednich przodków.

Biskupin?

Przykładem takiej sytuacji jest chyba najbardziej znane stanowiski archeologiczne w Polsce, czyli pozostałości prehistorycznego grodziska w Biskupinie. Otóż: Biskupin niestety nie był grodem prasłowiańskim, podobnie jak nie został założony przez pra-Niemców, mimo, że obie te rzeczy usiłowano swego czasu wykazać.

Gród w Biskupinie powstał w VIII wieku p.n.e, porzucono go w wieku VI p.n.e. Napływ Słowian do Europy nastąpił natomiast w VI i VII wieku po Chrystusie. Jak łatwo więc policzyć Biskupin od naszych przodków dzieli 1200 lat. Jest to okres trochę dłuższy, niż nas dzieli od czasów Mieszka I.

W takim razie kto mieszkał w Biskupinie? Jedyne, co tak naprawdę potrafimy powiedzieć to: ludzie. Nazywamy ich Kulturą Łużycką. Wiemy o nich, że wytapiali brąz, robili gliniane garnki i byli myśliwymi-rolnikami. Być może byli oni przodkami Pomorzan, co sytuowałoby ich jako dalekich krewniaków współczesnych mieszkańców Finlandii, a nie Słowian.

Widok na Biskupin. Niestety Biskupin nie był grodem Słowiańskim. Źródło: Wiki Media.

Widok na Biskupin. Niestety Biskupin nie był grodem Słowiańskim. Źródło: Wiki Media.

To, co zostało nie jest szczególnie efektowne

No niestety: nasi przodkowie nie byli ani peruwiańskimi Indianami ani też Egipcjanami i nie pozostawili po sobie piramid ani innych zabytków, do których co roku waliłyby tłumy turystów, ani wyrytych na kamiennych stellach kronik. Nie byli nawet jaskiniowcami, którzy uwieczniliby sceny ze swego życia na ścianach jaskiń.

Pozostało po mich kilka zapisów w obcych kronikach, wzmianki w kronikach ich potomków, pisanych często dziesięciolecia po chrystianizacji, trochę zardzewiałego żelastwa, glinianych garnków i węgla drzewnego. Trudno, żeby coś takiego poruszało wyobraźnię tłumów.

Lub wątpliwe

Co gorsza wiele z tych znalezisk nie jest nie tylko nieatrakcyjnych, ale też stanowi materiał mocno wątpliwy. Przykład stanowić może chyba najlepiej zachowany posąg bóstwa słowiańskiego: Światowid ze Zbrucza, którego autentyczność jest co najmniej dyskusyjna i wielu badaczy uważa, że mamy do czynienia raczej z XIX wiecznym falsyfikatem, niż reliktem przodków.

Podobnie wygląda też sprawa niesławnej Księgi Welesa, utworu, w którego autentyczność wierzą w zasadzie wyłącznie neopoganie, traktujący go jako swą świętą księgę. I nawet mimo faktu, że na Ukrainie weszła do kanonu lektur szkolnych jest ona całkowitym falsyfikatem.

Jeśli zaś chodzi o mitologię słowiańską, to większość podań została odzyskana dzięki metodom odtworzeniowym. Oznacza to, że grono uczonych zebrało podania, bajki i opowieści ludowe 1000 lat po tym, jak oryginalne mity zostały zapomniane i owe mity na ich podstawie próbowało rekonstruować. Wartość tego typu prac oraz źródeł na których bazują (np. czy z całą pewnością badamy relikty pogańskiej przeszłości, czy też może całkiem współczesną nam twórczości?) jest niepewna, nawet pomimo sporej atrakcyjności literackiej.

Brak sensacji:

Jeśli miałbym wskazać lud, który miałby największe szanse pochodzić od przybyszów z obcej planety, to wskazałbym właśnie Słowian: pojawili się znikąd, nie wiadomo skąd przybyli, ani też nic innego. Mimo to pochodzenie od obcych przypisuje się narodom 1000 razy od Słowian lepiej zbadanych i tyle samo łatwiejszych do badań.

Wynika to z faktu, że – przynajmniej do X stulecia – trudno o Słowianach (Zachodnich) powiedzieć w ogóle coś ciekawego. Byli, zostawili po sobie trochę złomu, skorup oraz węgla drzewnego i w zasadzie tyle. Trudno zadać pytanie „Jak udało im się to uzyskać przy pomocy tak prymitywnych narzędzi” i jeszcze trudniej odpowiedzieć „pomogli im kosmici” albo „za pomocą tysięcy niewolników układali kamień na kamieniu w wielkim trudzie, aż zbudowali monument, który ludzie oglądają po dziś dzień”.

Bo nie zbudowali.

Życie na obcej planecie

Światowid ze Zbrucza, być może rzeźba słowiańska. Datowanie kontrowersyjne, dla części uczonych IX wiek, dla innych XIX. Źródło: Wiki Media.

Światowid ze Zbrucza, być może rzeźba słowiańska. Datowanie kontrowersyjne, dla części uczonych IX wiek, dla innych XIX. Źródło: Wiki Media.

Jeśli ktoś miałby zamiar stworzyć grę RPG lub Strategię na podstawie mitologii słowiańskiej napotka kolejną przeszkodę. Otóż: życie Słowian było bardzo dalekie od tego, do czego przyzwyczaiła nas nasza cywilizacja o grach komputerowych nie wspominając. Tak naprawdę to jedynym, czego moglibyśmy oczekiwać to gra Dungeon Crawl podobna do starożytnego Dungeon Mastera czy współczesnego Legend of Grimrock.

Zapomnijcie więc o wędrówkach do miasta celem zakupów, bo Słowianie przez większą część swej historii nie mieli miast. Te zaczęły pojawiać się bardzo późno, w X-XI wieku, w dużej mierze pod wpływem chrześcijan. Zakupy w nich nadal były niemożliwe, gdyż Słowianie byli bardzo dalecy od gospodarki pieniężnej (zresztą problem ten spotka każdy, kto będzie próbował realistycznie spojrzeć na wczesne średniowiecze).

Nie da się pójść do świątyni, gdzie tradycyjne bohaterów się wskrzesza i regeneruje się im ucięte ręce i nogi bowiem świątynie wśród Słowian pojawiły się bardzo późno. Przez większość swego czasu rolę świętych miejsc pełniły gaje, stare drzewa, kamienie na których składano ofiary czy też łyse góry lub jak chcą inni: góry z drzewami na szczycie. Prawdopodobnie nie było też kapłanów, czy raczej: brakuje dowodów na istnienie kapłanów.

Istnieje jeden, poważny wyjątek: Połabianie. Ci faktycznie budowali świątynie (trwa spór, czy pod wpływem Wikingów czy Chrześcijan). Niemniej jednak ani w Polsce ani na Rusi nie ma znaleziono zbyt wielu śladów świątyń. W Polsce (pomijając tereny dawnych Słowian Połabskich) mamy bodajże jedno takie miejsce, pod Wrocławiem (przy czym nie jest ono ponownie wątpliwe).

Co zaś tyczy się grodów, to nie pełniły one funkcji ani trochę podobnej do miast. Tak naprawdę nie wiemy do końca jaką funkcję pełniły. Wydaje się, że były to jednak po prostu siedziby władzy, w której to owi władcy osadzali swoich wojowników, żeby pilnowali okolicy i sługów, żeby stukali młotkiem o kowadło, jednak nie na prywatny handel, tylko na korzyść władcy i jego wojowników.

Co zaś się tyczy zwykłych osad, to prawdopodobnie nie miały one trwałego charakteru (dlatego jest tak mało znalezisk). Słowianie prowadzili gospodarkę wypaleniskową, to znaczy, że karczowali las, orali pola, a gdy po kilku latach te wyjałowiały: przenosili się gdzieś indziej i proces ponawiali. Między innymi dlatego pozostało po nich tak niewiele śladów.

Jeśli natomiast chodzi o możliwość stworzenia np. gry strategicznej, to to również byłoby trudne, bowiem Słowianie nie mieli państwowości. Zamieszkujące nasze ziemie plemiona de facto nie miały królów, parlamentów, granic etc. Był to po prostu obszar zamieszkany przez ludność wywodzącą swoje pochodzenie od wspólnego przodka, która to ludność zwoływała wiec, na którym decydowała, czy kogoś warto zaatakować celem pomszczenia wspólnych krzywd, czy też nie…

Musiałbyś pisać nie na temat

Oczywiście istniały silne ośrodki państwowe Słowian. Wśród takich należy wymienić na przykład: państwo Czeskie, Piastowskie, Ruś, Nowogród czy państwo Wieletów o której już wcześniej pisałem. Problem polega na tym, że dwa pierwsze zostały ukształtowane w oparciu o religię chrześcijańską, a ostatnie (za wyjątkiem Wieletów): pod bezpośrednim wpływem Wikingów.

W obydwu więc przypadkach trudno byłoby stworzyć fantasy słowiańską. Wręcz przeciwnie: książka czy gra, która opowiadałaby o pierwszych dwóch przypadkach musiałaby być z konieczności pochwałą chrześcijaństwa i jego misji cywilizacyjnej oraz opowiadać o tym, jak dzielni mnisi zwalczają zabobon i wyrzucają z niego pogaństwo, a potem wraz z Mieszkiem I wprowadzają nas do Europy.

W drugim przypadku byłaby to raczej opowieść o dzielnych Wikingach, którzy docierają do kraju jeszcze bardziej barbarzyńskiego, niż ich kraina, biorą go w ryzy czy to dobrym słowem i przykładem, czy to mieczem i toporem, cywilizują, organizują i budują państwo by się ochrzcić w odpowiedniej chwili. Czyli raczej dowód na to, że etnos bądź co bądź germański ucywilizował etnos słowiański.

W jednym i drugim słowiańskości jednak by za grosz nie było.

Wieleci?

Rodzimowiercza zwieszka w kształcie topora. XXI wiek. Źródło: Wiki Media.

Rodzimowiercza zwieszka w kształcie topora. XXI wiek. Źródło: Wiki Media.

Od powyższej wyliczanki istnieje jeden, ważny wyjątek: Wieleci. Plemionom Wieleckim faktycznie udało się stworzyć silny i skonsolidowany organizm państwowy, w dużej mierze oparty na sojuszu przeciwko możnowładcom niemieckim. Ukształtowali też bardzo silną religię. Ta była swoistą mieszanką wierzeń pogańskich i chrześcijańskich, w której uosobiono bogów, budowano świątynie na wzór kościołów, wyznaczono kapłanów na wzór księży i kuto posągi na wzór chrześcijański. Jednocześnie składano ofiary z ludzi, a sami Wieleci byli na wskroś antychrześcijańcy (przy czym religię pojmowano na sposób plemienny, a Jezus był dla nich po prostu „bogiem wrogów”).

Powiem uczciwie: Wieleci są jak najbardziej materiałem na książkę. Przy czym jej napisanie byłoby bardzo trudne i wymagałoby wybitnego warsztatu, zarówno pisarskiego jak i historycznego, bowiem temat jest raczej delikatnej natury.

Problemów z Wieletami jest jednak kilka. Po pierwsze: abstrahując od ciągnącej się przez cztery stulecia walki o wolność Wieleci byli ludem bardzo niemiłym, a wszyscy ich sąsiedzi (Słowianie, Normanie, Niemcy i Pomorzanie), niezależnie od wyznania mieli dobre powody, by próbować ich zniszczyć. Ich społeczeństwo było bowiem ludem rolniczo-rozbójniczym, który z waśni ze wszystkimi dookoła uczyniło religię, a bogaciło się na najazdach lądowych i morskich wyprawach pirackich. Pod wieloma względami przypominali Wikingów, przy czym takich Wikingów, którzy nie odkryli Ameryki, nie zrewolucjonizowali żeglarstwa, nie założyli nowych państw, nie rozwinęli wspaniałej sieci handlowej i nie pisali romantycznych sag. Przeciwnie: rozwijali się głównie biorąc w niewolę jeńców, których albo mordowali, albo włączali w swoje szeregi. Jeśli miałbym wskazać lud, który mógłby posłużyć za wzorzec Wojowników Chaosu, to Wieletów umieściłbym w pierwszej trójce (obok Azteków i Dahomejów). Programowo też palili kościoły i zabijali księży, po to tylko, by upokorzyć boga swoich wrogów. Trudno z nich uczynić bohaterów, do których czytelnik mógłby czuć choć odrobinę sympatii. Choć z drugiej strony: jeśli z Ragnara Lodbroka i Rollo Kulawego się udało, to być może jest to tylko kwestia talentu.

Innymi słowy: temat dla lubiących komplikować sobie życie.

Pozostaje tworzyć fikcję

Oczywiście nikt nie broni pisarzowi czy twórcy gier komputerowych tworzyć fikcji literackiej. Wręcz przeciwnie: po to właśnie jest literatura. Problem polega jednak na fakcie, że target słowiańszczyzny jest specyficzny i zbyt przesadnej fikcji raczej nie zaakceptuje. Co gorsza: bardzo często są to ludzie, dla których sama nazwa „słowiański” będzie zniechęcająca. Wynika to z faktu, że żelazny elektorat słowiańskiego fantasy wywodzić się będzie z trzech grup:

– miłośników historii: czyli ludzi, którzy interesują się dawnymi dziejami i czytają książki naukowe oraz popularnonaukowe celem gromadzenia „czystej wiedzy” jak nazywają to filozofowie. Osoby te najczęściej szukają obiektywnej, niezafałszowanej informacji i niestety udało im się nagromadzić jej całkiem sporo. Niestety osoby takie najczęściej też zdają sobie sprawę z faktu, że o Słowianach nie wiadomo w zasadzie niczego interesującego, a szanse na dokonanie jakichkolwiek, rewolucyjnych odkryć są bliskie zeru. Fakt ten sprawia, że większość z nich nie interesuje się tym, co działo się przed Mieszkiem I, tym bardziej, że mogą znaleźć wiele ciekawszych i lepiej udokumentowanych epok. Po drugie: miłośnicy historii interesują się wyłącznie prawdą historyczną. W momencie, w którym zaczniesz pisać opierając się na fikcji będziesz w ich oczach skreślony.

– osób o narodowym światopoglądzie: druga grupa to ludzie, którzy czytają lub grają po to, by poczuć minioną chwałę naszej ojczyzny. Stanowią one grupę odbiorców jeszcze bardziej niebezpieczną niż historycy. Po pierwsze: bardzo często są oni na tyle dobrze obeznani z historią, by wiedzieć, że ktoś ich okłamuje. Po drugie: ogromna część z nich zna historię słowiańszczyzny na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, że nie jest to najchwalebniejszy okres naszego narodu. Wybierze więc epokę, w której było więcej wielkości, doniosłości, potęgi lub przynajmniej oddawania życia za ojczyznę. Tak naprawdę bardzo rzadko w ogóle kręci ich średniowiecze. Jak już to decydują się na nowożytność. Po trzecie: najczęściej są to osoby o poglądach katolicko-konserwatywnych, dla których historia naszego narodu rozpoczyna się w momencie chrztu (co nawiasem mówiąc jest prawdą), a wszystko, co było wcześniej było brudnymi poganami, a nie Polakami (co nawiasem mówiąc też jest prawdą). Jako tacy ich więc nie interesują. Tak więc przeciętna osoba o światopoglądzie narodowym będzie wolała czytać o obrońcach znad stepowych stanic, niż pogańskich Słowianach. Oczywiście bywają narodowcy, którym wybitnie przeszkadza fakt, że Polacy czczą (bądź co bądź) żydowskiego boga, jednak są oni ogromną rzadkością.

– neopogan: których do czytania o Słowianach zachęca wiara, a którzy w naszym kraju są po prostu bardzo niewielu.

Jeśli natomiast chodzi o „niedzielniaków”, to niestety: wezmą książkę czy grę, zobaczą, że dziwna i niestety dość nudna, w niezrozumiałym dla nich klimacie i wrócą do Harrego Pottera. Co nie zmienia faktu, że wszystko, co ze słowiańskiego fantasy dało się wycisnąć wycisnął już Sapkowski w Wiedźminie: niektóre potwory zamieszkujące „zwykły”, tolkienistyczny świat fantasy nazwał „po naszemu”.

Bibliografia:
T. Lehr-Spławiński, O pochodzeniu i praojczyźnie Słowiań, Poznań 1046
G. Labuda, Słowiańszczyzna starożytna i wczesnośredniowieczna, Poznań 2003
L. Leciejewisz, Słowiańszczyzna Zachodnia, Wrocław 1976
W. Bogusławski, Dzieje Słowiańszczyzny Północno-Zachodniej, Poznań 2005
P. Kaczanowski, Michał Parczewski, Archeologia o początkach Słowian, Kraków 2005
P. Jasienica, Słowiański rodowód, Warszawa 2008

M. Miśkiewicz, Europa wczesnego średniowiecza V-XIII wiek, Warszawa 2008
M. Miśkiewicz, Życie codzienne mieszkańców ziem polskich we wczesnym średniowieczu, Warszawa 2010
C. Lubke, Powstanie i istota Związku Luciców. Jedna z konsekwencji chrystianizacji Europy wschodniej w X stuleciu, w: Chrześcijańskie korzenie. Misjonarze, święci, rycerze zakonni, red. S. Sterna-Wachowiak, Poznań 1997
K. Wachowski Słowiańszczyzna Zachodnia, Poznań 2000
H. Łomiański, Religia Słowian i jej upadek, Warszawa 1986
A. Gieysztor, Mitologia Słowian, Warszawa 1980
H. Łowmiański, Religia Słowian i jej upadek, Warszawa 1986
A. Szyjewski, Religia Słowian, Kraków 2003
S. Urbańczyk, Dawni Słowianie – wiara i kult, Wrocław 1991

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia, Książki, Pisanina, Uncategorized i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na „Dlaczego Słowiańszczyzna nie nadaje się na książkę / grę fantasy?

  1. Squid pisze:

    Myślę, że ze Słowiańszczyzną nie jest tak źle.

    Po pierwsze, o szczegółach, zwyczjach itp. starożytnych, historycznych Słowian nie wiemy prawie nic – ale i tak to prawie nic można wykorzystać. I wtedy dostaniemy bóstwa o wielu twarzach, świątynie zdobione magicznie tworzonymi z drewna rzeźbami (ponoć na Pomorzu mieli płaskorzeźby, które dla średniowiecznego kronikarza wyglądały, jakby nie były stworzone ludzką ręką), książęce drużyny i tak dalej.

    Po drugie, mamy całą nieprawdziwą Słowiańszczyznę, konsekwentnie zmyślaną od romantyzmu albo jeszcze bardziej od dawna. To nic, że naprawdę jej nie było – znamy ją z książek, szkół i tak dalej. Fantasy może odwoływać się do tego, co mamy w głowach, a nie tego, co fizycznie istniało.

    Po trzecie, brak kultury materialnej nie jest taki zły. Ziemie polskie koło X. wieku pasowałyby mi na coś w rodzaju westernu, z izolowanymi osadami, puszczą zamiast prerii, konfliktem społeczności plemienne – rodzący się feudalizm, Słowianami-Indianami.

    Nie ciągnie mnie do gier próbujących opisać historycznych Słowian czy będących retellingami Kajka i Kokosza, ale słowiańskie, a tym bardziej – rodzime – inspiracje podobają mi się. Choćby właśnie u Sapkowskiego w opowiadanich o Wiedźminie, z jego niby-słowiańskimi nazwami i bardzo polską prowincją.

  2. killedbya4m1lf pisze:

    Ale autor pisze, że trzeba znać się na realiach etnograficznych, a wtawia obrazek z psem i myszą jakby słowianie swoich potworów nie mieli. To może trzeba było najpierw zasięgnać jednak wiedzy na temat słowian?

    • Piotr "Zegarmistrz" Muszyński pisze:

      Gwarantuje, że jeśli weźmiesz do rąk jakąklowiek ksiażkę naukową lub popularnonaukową na temat Słowiańszczyzny, to przeczytasz dokładnie to samo.

  3. dr Michał Sołtysiak pisze:

    Po prostu poszukaj:)

    Jak ci bardzo brakuje dobrze pokazanych realiów życia to polecam choćby: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/170559/zycie-codzienne-na-pomorzu-wczesnosredniowiecznym

    Poza tym wychodzą liczne ksiażki ale problemem jest niechęć do szukania odpowiednich pozycji bo w polskiej historiografii rozgranicza się „fakty archeologiczne” i „fakty historyczne”, więc archeologia jest nieatrakcyjna i wszyscy wierzą że nic z niej ciekawego się nie wyciągnie (same gary i Piasty Kołodzieje):)

    Sprawdż wydawnictwo Trio
    Gotowe settingi
    http://www.wydawnictwotrio.pl/index.php?Dzial010=14&Seria=9&Podstrona=0

    Cherezinska ostatnio udowadnia że to nie jest zły pomysł na tło akcji

    pozdrawiam

  4. dzemeuksis pisze:

    A Dagome Iudex Nienackiego? A Stara Basn i inne powiesci Kraszewskiego z tej „serii”? Nie sa slowianskim fantasy? Pytam bez zslosliwosci, bo dawno czytalem.

    • Piotr "Zegarmistrz" Muszyński pisze:

      Obydwie są powieściami historycznymi. Napisanymi przez ludzi, którzy mieli fenomenalny warsztat i fenomenalną wiedzę. Jeśli ktoś się uważa za geniusza, to może próbować im dorównać.

      • Owszem, to są powieści historyczne. Ale popularny swego czasu komiks „Doman” osadzony właśnie w realiach starosłowiańskich już jest bez wątpienia fantasy.

        Co więcej realia „Starej Baśni” stosunkowo łatwo byłoby zmienić w fantasy. Wystarczy dodać skrzaty, strzygi, topielce i inne znane słowiańskie straszydła. Mamy nawet smoki, wystarczy przypomnieć tego wawelskiego. A do kompletu i syreny są, bo przecież godłem naszej stolicy jest nic co innego tylko właśnie syrena. Sapkowski opisywał w Wiedźmińskim Pięcioksiągu święto Belleteyn, ale przecież na długo przed Sapkowskim Kraszewski opisał starosłowiańską Noc Kupały. Oczywiście sporo było w tym fantazji, ale całkiem tego z palca nie wyssał. Do tego wszystkiego można dodać bardzo znaną legendę o kwiecie paproci, który kwitnie właśnie w noc przesilenia letniego. Co prawda prawdopodobnie bujdą jest przypisywanie tych wierzeń naszym słowiańskim przodkom, ale to przecież w fantasy można zlać ciepłym moczem 😉

        Nie to, żebym czuł się na siłach pisać takie fantasy, ale możliwości jak najbardziej widzę dla kreatywnego twórcy. Gdzie niewiele wiadomo, tam wiele można wymyśleć – i dopóki się nie wyłazi zbyt wyraźnie z konwencji, nikt się nie powinien specjalnie oburzać.

  5. Arisilde pisze:

    W zasadzie ciężko się nie zgodzić z autorem, zresztą już Sapkowski o tym pisał, więc opinii nie należy się dziwić.

    • Piotr "Zegarmistrz" Muszyński pisze:

      Tak z ciekawości: gdzie o tym Sapkowski napisał? I kiedy?

      • Arisilde pisze:

        Dość dawno, dość znany artykuł „Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach”. Niedosłownie dokładnie o tym, ale wywołał wówczas potężną dyskusję w fandomie i wśród pisarzy.

  6. Pingback: Karnawał Blogowy #9 - Bobrownia

  7. Miris dor pisze:

    Ja osobiście też się nie zgodzę z tekstem. Ze słowiańskiego fantasy można wycosnąć naprawdę wiele.
    Ostatnio przeczytałem bardzo ciekawą książkę, w której autor bardzo zgrabnie połączył kilka legend i baśni, oraz trochę opowieści z kronik. Efektem jest bardzo zgrabna, ciekawa i przyjemna słowiańska opowieści o powstaniu świata oraz dziejach bogów.
    Naprawdę ciekawa książka, która daje pełno inspiracji.
    Ps. Książka ta to „Drzewo, mity słowiańskie i inne opowieści” F. Wierzbickiego.

  8. Miris dor pisze:

    A o jakie błędy merytoryczne błędy chodzi ?

    • Po pierwsze określenie słowian jako narodu. O narodach w Europie można mówić najwcześniej od XVII wieku.

      Po drugie: kategoryczne stwierdzenie, że nasi przodkowie posiadali własną mitologię. W nauce toczy się bardzo orzywiona dyskusja, czy faktycznie miało to miejsce. Czy istniała jedna, wspólna religia słowiańska, czy też liczne, lokalne religie. Dyskusyjne jest też czy ewentualne relgie / religia słowiańska faktycznie była słowiańska czy też została przyjęta od innych ludów. Przykładowo część badaczy uważa, że Świętowit był przyjętym przez Wieletów Świętym Witem, ruski Perun mógł być (ale nie musiał) przejętym od Waregów, germańskim Thorem, na Pomorzu z całą pewnością wierzenia mieszały się z wierzaniami ludów bałtyckich, na Ślęży natomiast działało sanktuarium o pochodzeniu jeszcze celtyckim, przy czym nie wiadomo, czy czczono tam bóstwa pochodzące jeszcze z tego okresu, czy też były one zastępowane przez bogów kolejnych generacji najeźdźców…

      Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że z terenów Polski praktycznie nie mamy ani żadnych przekazów źródłowych na temat rdzennej religii ani świadectw istnienia świątyń (poza Ślężą i Pomorzem Zachodnim). Jeśli istnieją jakieś świadectwa, to najczęściej pochodzą one okresu o 200-300 a czasem 400 czy 500 lat późniejszych (jak Kronika Długosza do której uwielbiają odwoływać się neopoganie i turbosłowianie).

      Trzecim błędem jest sugerowana starożytność tych podań. Nawet, jeśli uznać by jedność kulturową dawnych słowian, to najstarsze podania zawarte są w Kronice Nestora, która pochodzi z XII wieku, więc nie są jakoś szczególnie dużo starsze od naszych zapisków.

      • Na Lubimy Czytać ktoś podał chyba spis treści. Jeśli jest on prawdziwy, to merytorycznym błędem jest utożsamianie Świętowita z twórcą świata. Jako twórcę świata wskazuje się raczej Swarożyca (przy czym trudno powiedzieć, czy mit ten jest autentyczny), kult Świętowita notowany był natomiast wyłącznie wśród Słowian Połabskich. Bóstwo to jest dość tajemnicze i jak pisałem niektórzy widzą w nim synkretycznego bożka powstałego na skutek spotkania z chrześcijanami, a inni import bałtycki.

        Ja osobiście sympatyzowałbym raczej z trzecią teorią, że wielogłowy posąg przedstawiał kilkoro bogów, a nie jednego o czterech twarzach. Nazwę „Światowid” nadali mu natomiast najpewniej średniowieczni mnisi nawracający pogan.

        Nazywanie połabian „naszymi przodkami” jest natomiast nadużyciem. Bliżej prawdy byłoby powiedzieć, że byli to przodkowie wschodnich Niemców, których przegoniono z tych obszarów po II wojnie światowej.

        Ot, ironia historii.

  9. Miris dor pisze:

    W książce jest napisane że świat stworzył Perun i jego brat Weles. Świętowid stworzył zaś tylko wszechmorze, po którym w złotej łódce płyną Perun. Ktoś najwyraźniej źle zrozumiał treści, tworząc ten spis treści.

  10. slowianin pisze:

    Warto zapoznac się z historią a potem pisać artykuły, skoro słowiańszczyzna się nie nadaje na fantasy, to co mi powiesz np. o Wampirach? 🙂

  11. pp pisze:

    Bardzo dobry artykuł. Trochę lepiej jest z Pomorzem które zostało schrystianizowane w XII wieku przez Bolesława Krzywoustego (rękoma Ottona z Bambergu). Kultura trochę wyższa i powiedzieć można więcej, czego przykładem właśnie książka o życiu codziennym na Pomorzu.
    Co do wampirów słyszałem że neguje się ich słowiański rodowód.

Dodaj komentarz