W dzisiejszym wpisie zajmiemy się tematem 10 moim zdaniem najważniejszych dla polskiego fandomu lat 90-tych serii anime. Oraz odbędziemy krótką podróż sentymentalną do epoki, którą wiele osób uważa za „złotą erę” szczęśliwości polskich fanów japońskiej animacji. Co wtedy wywoływało rumieniec emocji na twarzach widzów?
Duch czasu:
Zanim przejdę do samego wyliczenia chciałbym poświęcić kilka słów dwóm kwestiom: duchowi czasów oraz samemu anime. Ten pierwszy ukształtowało kilka wartych omówienia zjawisk, jak:
- Czytanie o anime: Po pierwsze w latach 90-tych w Polsce o anime częściej się czytało, niż je oglądało. Mimo, że czasy te owiane są legendą „epoki, gdy anime emitowano w telewizji” faktycznie były okresem wielkiej posuchy i dziadostwa. Dostęp do japońskich kreskówek, podobnie jak do wielu innych wytworów kultury popularnej był bardzo trudny: sklepów internetowych nie było, torrentów nie było, streamingu nie było… Zdobycie czegokolwiek legalnie lub nielegalnie graniczyło z cudem. W drugim obiegu krążyły natomiast kopie kaset wideo, często nagrywane domowymi sposobami, na których jakość obrazu (oględnie mówiąc) nie była największa (tym bardziej, że nawet na legalnych kasetach była niższa, niż współcześnie w klipach na Youtube). Co zaś się tyczy telewizji, to wyemitowała ona bardzo niewiele tytułów. Ich liczba zależy w dużej mierze od tego, co uważa się za anime (i czy w związku z tym liczyć należy do listy Muminki i Pszczółkę Maję). Ogólnie rzecz biorąc Polsat i RTL-7 wyemitowały łącznie około 10 serii, Canal+ około 5, Polonia ponownie około 10. Kilka wyświetlono również na Polsat 2, przy czym nie znalazły one dużego uznania. W efekcie więc o anime raczej się czytało, a nie oglądało. Jeśli chodzi o czasopisma to ważne były dwa: Kawaii w całości poświęcone tematyce i Secret Service, który w każdym numerze poświęcał jej cztery strony.
- Skrobanie garnka: Brak dostępu do anime powodował, że niektórzy, szczególnie zdeterminowani fani posuwali się do działań, które dziś można nazwać desperackimi: kolekcjonowali wszelką, chińską tandetę choć trochę podobną do anime, oglądali bajki na niemieckich stacjach telewizyjnych lub wręcz na TV Dubaj albo puszczali po milion razy powtórki tych samych serii zgrane na kasetach wideo.
- Monogusta: W związku z niewielką dostępnością anime fandom przejawiał bardzo niewielkie zróżnicowanie poglądów. W skrócie: istniała pewna ilość serii, które oglądali chyba wszyscy i które biły rekordy popularności uzupełniona o panteon świętych krów, które promowane były w czasopismach (oraz przez Guru), których to nie widział nikt (poza wąskim gronem wtajemniczonych). O ile po tych popularnych często modne było jeździć, a niekiedy wręcz je wyszydzać, to powiedzieć złe słowo o tych drugich było strach. Ludzie traktowali to jak bluźnierstwo.
- Guru i elitaryzm: Jak zwykle w takich epokach istniały zarówno jednostki mające dostęp do większych, jak i mniejszych ilości towaru deficytowego. Nie było to zresztą szczególnie trudne, w czasach owych wystarczyło bowiem widzieć 2-3 filmy więcej od innych, żeby uchodzić za eksperta (w szczególności jeśli były to tytuły sławne), a jeśli miało się dobre gadane, to czasem nawet tego warunku nie trzeba było spełniać. Istnieli więc rozmaici osiedlowi, wiejscy, miejscy i klubowi eksperci, których słowa traktowano jak biblię. Chyba największym posłuchem cieszyli się jednak redaktorzy gazet.
- Bardzo zły i mroczny metal: atmosfery epoki nie da się oddać bez jej muzyki. Lata 90-te były chyba szczytem popularności muzyki metalowej w Polsce. Z jednej strony: ciągle była ona na topie na świecie, nie pojawiły się też jeszcze zespoły pop-metalowe. Z drugiej: wreszcie dało się jej słuchać, bowiem po upadku Żelaznej Kurtyny trafiła w większych ilościach na nasz rynek. W epoce tej każdy zbuntowany nastolatek się ciął, przypalał papierosem i nosił glany. O ile dziś więc popularni są murzyńscy kryminaliści, tak w tamtych czasach w modzie były znacznie pozytywniejsze wzorce: wampiry, sataniści i lucyferianie.
Zachłyśnięcie się przemocą: przemoc była na topie, w szczególności w grach komputerowych. Jeśli więc gdzieś komuś odpadała głowa, urywało się rączkę lub główkę, to od razu dodawało to pikanterii rozgrywce, do tego stopnia, że niekiedy „gra brutalna” była wręcz synonimem „dobra”. Przenosiło się to też na inne hobby młodzieżowe, choć niekoniecznie na życie realne, mimo, że ogólny poziom bezpieczeństwa w Polsce w tej akurat epoce był niższy niż współcześnie.
- Ogólny życiododupizm: zwrócić uwagę należy na fakt, że lata 90-te były też epoką syfu. To czasy szemranych interesów, mafii, brudu, szarości, drogich i obskurnych, kiepskich knajp, przy których współczesne kebabownie to obiekty luksusowe, ruskich handlarzy, giełd komputerowych, zupełnej jałowości artystycznej, bezrobocia, beznadziei, drobnych cwaniaczków i wszechobecnych blokersów, którzy popełniali przestępstwa z czystej nudy…
- Protekcjonalne traktowanie popkultury: w omawianym okresie kultura popularna była traktowana (i to nie tylko w Polsce, ale też na świcie) niepoważnie. O ile dziś w telewizji można obejrzeć np. reklamy gier komputerowych, to w tamtych czasach wszelkie jej przejawy traktowano jako rozrywkę dzieci. I to nie czynił tak wyłącznie mainstream, ale także sami twórcy. Ilustracją do tego twierdzenia mogą być choćby losy gier Civilization i Elder Scroll: Arena. Obydwie należą do najważniejszych tytułów w swych gatunkach, obydwie napisane zostały przez zespół, który pracował de facto wbrew swym szefom, obydwie trafiły na rynek bez wsparcia marketingowego, ale mimo to odniosły sukces (w zasadzie na złość swym wydawcom), który to sukces przez wydawców został o mało co nie zmarnowany (tak jak zmarnowano sukces Syndicate oraz UFO: Enemy Unknown), a ich twórcy odesłani zostali do pracy nad zręcznościówkami, które wydawały się bardziej komercyjne. W buncie przeciwko tego typu postawom należy upatrywać źródła obecnego w latach 90-tych, pornograficznego wręcz kultu przemocy. Wydaje się też, że pierwszymi, którzy dostrzegli potencjał w opowiadaniu klientom dojrzalszych, a przynajmniej bardziej skomplikowanych narracyjnie i posługujących się zestawem dorosłych rekwizytów byli Japończycy. Na zachodzie nikt nie potrafi tego sukcesu wyzyskać. Przykładem może być tu los „Akiry” która (za namową Lucasa i Spilberga, przekonanych o jej niesprzedawalności) nie wchodzi do amerykańskich i kanadyjskich kin.
Wzrost Bańki Dotcomów: między rokiem 1995 a 2000 ma miejsce giełdowa moda na spółki internetowe. Inwestorzy grający na giełdzie w USA masowo wykupują ich akcje, częstokroć pomimo tego, że nie przynoszą one rzadnych zysków. Zaczyna się mówić o „nowej ekonomii” opartej nie na pieniądzach, a na informacji. To pobudza wyobraźnię dziennikarzy, a za nimi artystów oraz potęguje popularność tematyki komputerowo-cyberpunkowej. Końcówka lat 90-tych ma na tym punkcie fioła prawie tak samo, jak na punkcie przepowiedni Nostradamusa.
Najważniejsze nurty:
Jak w każdej epoce także i w tej pojawiły się właściwe jej mody i zjawiska typowe tylko dla niej. Do najważniejszych nurtów lat 90-tych należały:
- Cyberpunk: odziedziczony został przez Anime jeszcze po latach 80-tych, jednak nurt ten nie osłabł aż do przełomu wieków. Wprost przeciwnie, ten chwilowo zapomniany gatunek literacki w sztuce filmowej najsilniej i najliczniej reprezentowany był właśnie w japońskich kreskówkach. Przez dwa dziesięciolecia stanowił jeden z głównych nurtów tego typu twórczości. Wzmacniała go też ekspansja komputerów, stopniowo wchodzących w każdy aspekt życia, sensacyjne doniesienia o dokonaniach hakerów oraz zjawisko pluskwy milenijnej rozdmuchane przez media. Po roku 2000, wraz z wygaśnięciem nastrojów millenarystycznych oraz oswojeniem nowych technologii, cyberpunk wyraźnie stracił na popularności.
- Magic Girls: sukces Sailor Moon, który najpierw zaskoczył Japończyków, a następnie przetoczył się przez cały świat doprowadził też do wysypu serii starających się go powtórzyć. Tak naprawdę mało która z nich jednak zdobyła jakikolwiek oddźwięk. Magic Girls już pod koniec dziesięciolecia zaczęło tracić więc na popularności, stopniowo ewoluując w stronę romansu szkolnego lub serii dla dzieci.
-
Mezzo Forte (dawata wydania 1998) miało dwie wersje: „oryginalną” i „ocenzurowaną”. Pierwsza zawierała bardzo ostre sceny erotyczne (między innymi bardzo dosłowną próbę gwałtu), druga była ich pozbawiona. Co ciekawe lepiej oglądało się tą drugą (bo nie było w niej rozwalających akcję dłużyzn).
Fabularyzowane porno: anime w tym okresie obfitowało w śmiałe sceny erotyczne, często znacznie śmielsze niż współcześnie, a wstawki pornograficzne dodawane były do zwykłych filmów, pospolite były też rozbudowane fabuły dramatyczno-obyczajowe lub kryminalne obecne w filach sensu stricte dla dorosłych. Przykładem tego typu produkcji może być choćby „Mezzo Forte”, gdzie do całkiem zwykłego kryminału wpakowano trochę bez wyczucia ostre i bardzo dosłowne sceny seksu. Z czasem erotyka anime zaczęła łagodnieć. Z jednej strony na tapetę brano w prawdzie coraz nowsze i śmielsze tematy, w tym takie, które kiedyś były tabu, z drugiej „normalne” produkcje znacząco straciły na pikanterii i dosłowności, które zarezerwowane zostały dla twardego porno. Twórcy odkryli, że zastąpienie twardych scen erotycznych lżejszym ecchi pozwala rozszerzyć grupę odbiorców.
- Science Fiction and Fantasy: lata 80-te i 90-te to także moment największej popularności klasycznej, dwudziestowiecznej fantastyki. Są to czasy, gdy powstaje najwięcej filmów Science Fiction i Space Oper, jednocześnie ma miejsce wielkie wyjście z szafy Fantasy. To ostatnie spowodowane było przez premierę filmu Conan z Arnoldem Schwarzenegerem oraz późniejsze sukcesy gier komputerowych. Fantasy jednak, przynajmniej w anime pozostaje gatunkiem niszowym, pozostając w cieniu Science Fiction. Faktycznie jednak obydwa gatunki najpierw zaczynają zacierać między sobą granicę, a potem zostają zepchnięte na dalszy plan, tak, że obecnie umieszczane są niemal wyłącznie w perspektywie świata realnego.
- Adaptacje gier cRPG: zjawisko to jest związane z zaczynającymi się pojawiać w tej samej epoce adaptacjami, czy też raczej seriami-reklamówkami dla gier cRPG. Początkowo był to nurt boczny w anime, w Polsce praktycznie niedostrzegalny: nawet, jeśli w czasopismach pojawiały się recenzje tego typu anime, to zwykle brane były za twory samodzielne. W następnym dziesięcioleciu zjawisko to nabierze tylko siły, by wygasnąć w okolicach roku 2010.
-
Pentagram z anime „X”. W tamtych czasach główny element stylizacyjny anime. Millemarystyczny jak w pysk strzelił.
Millenaryzm: od początku dziesięciolecia stopniowo przybierają na sile lęki i strach przed przełomem wieku i rokiem 2000. Modne stają się więc obawy przed końcem świata, którego jednym z możliwych scenariuszy jest tak zwana „pluskwa milenijna” wywołana błędnym zliczaniem dat przez systemy komputerowe. Wraz z nimi popularność zyskują różnego rodzaju mętne przepowiednie, znaki na niebie, horoskopy, tajemne sekty i teorie spiskowe. Nurty te stają się bardzo modne w kulturze popularnej, a zwłaszcza w jej prądach podpowierzchniowych takich, jak anime.
Top 10 anime lat 90-tych najważniejszych dla polskiego fandomu
Zanim przejdę do samej toplisty chciałbym napisać kilka słów o metodologii. Lista jest oczywiście arbitralna i stworzona po uważaniu. Umieściłem w nim tytuły pochodzące z lat 90-tych (z wyjątkiem uczynionym dla Akiry, która pochodzi w prawdzie z lat 80-tych, jednak na zachodzie dostrzeżona została dopiero w roku 1991), jednak szersze grono fanów zetknęło się z większością z nich dopiero w latach 99-2003, czyli w epoce rozkwitu piractwa P2P i domowych nagrywarek CD. Tak więc odniesienia do lat 90-tych należy traktować umownie.
Cóż…
Niektórzy historycy twierdzą, że wiek XIX kończy się w roku 1918.
10) Gravitation
Zacznijmy od tytułu zupełnie dziś zapomnianego, który jednak w latach 90-tych był co najmniej głośny, by nie powiedzieć: budził kontrowersje, zyskując dzięki nim większą sławę, niż na to zasługiwał. Spowodowane było to faktem, że Gravitation było najbardziej rozpowszechnionym i najłatwiej dostępnym, a dla wielu wręcz jedynym znanym plugastwem… Znaczy się: Yaoi.
Fabuła: młody, lubiący przebieranki, crossdresing i poniżanie homoseksualista Suichi Shindo jest muzykiem pop-rokowym. Pewnego dnia, podczas spaceru po mieście wiatr porywa kartkę ze słowami jednego z jego utworów. Ta przypadkowo trafia w ręce Eiri Yukiego, popularnego autora romansów, który przeczytawszy kilka linijek utworu zaczyna ubliżać jego autorowi. Słowa te sprawiają, że Suichiemu, który – jak już pisałem lubi takie zabawy – staje. Czy jego miłość przetrwa zderzenie z zimnym heteroseksualizmem Eiriego?
Pomijając wygłupy i sarkazm: koncepcja Yaoi zyskała popularność, gdyż wpisywała się w pewien bardzo atrakcyjny, a jednocześnie bardzo trudny do uzasadnienia we współczesnych czasach topos: zakazaną miłość. Konkretnie: jest to chyba ostatnie tabu, które z jednej strony we współczesnych czasach można racjonalnie uzasadnić, a z drugiej: bronić bez ryzyka trafienia za kraty. Obecnie bowiem ani miłość między wrogami, ani podziałami społecznymi nie budzi zdziwienia. Okrywanie w sobie geja natomiast już jak najbardziej.
Z drugiej strony: wątek ten wywołuje zrozumiałe kontrowersje. Jako, że Gravitation było stosunkowo najbardziej znaną i z całą pewnością najłatwiej dostępną (pojawiło się we wczesnej epoce nagrywarek CD, ale wciąż jeszcze przed czasami Kaazy i Torrentów) skupiło na sobie uwagę obydwu grup.
9) Magic Knight Rayearth
Lata 90-te były również okresem największej popularności grupy rysowniczek znanej jako Clamp. Mimo, że prace tej grupy były w Polsce raczej trudno dostępne, zdobyła ona u nas licznych zwolenników, także dzięki wydanym w naszym kraju mangom. Magic Knight Rayearth stał się dla wielu z nich objawieniem, gdyż na przełomie wieków został puszczony przez telewizję RTL7.
Po latach należy powiedzieć szczerze, że MKR nie jest serią wybitną. Opowiada historię grupy gimnazjalistek, które zostają przeniesione do kolorowo-pastelowej, magicznej krainy, by walczyć tam ze złem. Mimo kilku, dość zaskakujących przewrotek fabularnych fabuła jest prosta, przez co wpisuje się zarówno w nurt Magic Girls, który ponownie szczyt swej popularności przeżywał właśnie w latach 90-tych jak i typowej kreskówki z pod znaku magii i miecza. Opowieść prawdopodobnie przeszłaby więc bez większego echa (tym bardziej, że miała mocniejszą konkurencję) gdyby nie fakt, że została puszczona w ogólnopolskiej telewizji oraz miała podbudowę w postaci znanych twórczyń.
Krótko po roku 2000 Clamp na skutek wewnętrznych sporów, rezygnacji z części najpopularniejszych projektów oraz serii niezbyt udanych mang i ich słabych adaptacji (oraz zachłyśnięcia się własną kultowością) zaczął tracić na popularności w polskim fandomie. Wraz z tym zjawiskiem zanikła też pamięć o jego dziełach.
8) Slayers
Slayers, bardziej w naszym kraju znane jako Magiczni Wojownicy było jednym z anime zakupionych przez RTL-7 po sukcesie Dragonballa. Było też zdecydowanie najlepszą oraz chyba najpopularniejszą kreskówką z tej grupy.
Slayers opowiada o wędrówce wrednej, nadpobudliwej, chciwej i przeczulonej na swoim punkcie, specjalizującej się w magii ofensywnej czarodziejki Liny Inverse. Obfitujące w barwne postacie anime straciło współcześnie nieco na uroku w skutek inwazji innych bohaterek realizujących archetyp tsundere, jednak nadal zaskakuje dystansem do siebie i gatunku fantasy, pod wieloma względami jest też parodią gier RPG. W efekcie czego Slayers nadal ogląda się z dużą przyjemnością.
7) Cowboy Beebop
Cowboy Beebop, space opera opowiadająca o losach międzygwiezdnych łowców nagród, która zyskała na popularności z racji na ciekawą tematykę, rzetelną realizację, bardzo dobrą grafikę oraz stylizację na filmy z lat 70-tych cieszył się zasłużoną dobrą opinią i na przełomie wieków plasował się wśród najpopularniejszych serii. Współcześnie jest to mam wrażenie tytuł nieco już zapomniany.
O ile na zachodzie Cowboy Beebop, a raczej cytaty z niego (a w szczególnoście „See you Space Cowboy’s”) był kultowy w środowisku IRC, tak w Polsce przygody międzyplanetarnych łowców nagród miały trochę inne znaczenie. Dla wielu fanów było to pierwsze „ezoteryczne” anime, to jest takie, które nie było dostępne w ogólnopolskiej telewizji (tylko na stacji Hyper, dostępnej wyłącznie z kablówek). Kontakt z Cowboy Beebop był więc dla wielu z nich kontaktem z „pierwszym, prawdziwym anime” o którym wcześniej główie czytali w gazetach (Internet wtedy jeszcze mało kto miał).
6) Berserk
Berserk pojawił się w połowie lat 90-tych i od razu wywołał spore kontrowersje. Anime to jest tytułem Sword and Sorcerry, opowiadającym o walczącym z demonami samotnym wojowniku odznaczającym się nadludzką siłą. Jego główny bohater Gutz charakteryzuje się wszystkimi cechami bohatera howardowskiego: jest wyobcowanym ze społeczeństwa siłaczem bez własnego miejsca na świecie, teoretycznie moralnie ambiwalentnym, faktycznie jest jednak czynnikiem zaprowadzającym porządek za pomocą swych mięśni i odważnej postawy wszędzie tam, gdzie się pojawi.
Bohater taki charakterystyczny jest dla literatury magii i miecza, a w szczególności dla jej „barbarzyńskiej” odmiany. Gatunek ten cechuje się dość prostymi fabułami oraz naturalistycznie przedstawionym seksem i przemocą, którymi Berserk wręcz epatował. Wpisywało się to nawiasem mówiąc w charakter epoki, która kochała wręcz brutalność oraz wydała takie dzieła jak Mortal Kombat, Postal czy Carmageddon. Oczywiście taka tematyka sprawiła, że zarówno manga jak i anime miały trudności ze znalezieniem dystrybutorów na zachodzie, co sprawiło, że Berserk obrósł legendą.
W Polsce ta ostatnia była szczególnie intensywna, bowiem Berserk utrafił w modę na wiedzmińsko-warhammerową odmianę fantasy, która podówczas zyskiwała szczyty swej popularności.
Patrząc z perspektywy czasu Berserk był tytułem zwyczajnie rozczarowującym, zwłaszcza, gdy konfrontowało się legendę, jaką obrósł z rzeczywistością. Łączył taką sobie fabułę z taką sobie przemocą. Niemniej jednak w latach 90-tych był jednym z częściej przytaczanych w dyskusjach tytułów.
5) Akira
Nakręcona w 1988 roku Akira formalnie nie jest tytułem z lat 90-tych, niemniej jednak dla szerokiego grona polskich odbiorców odkryta została dopiero w połowie dziesięciolecia. Akira jest prawdopodobnie najbardziej wpływowym anime w dziejach oraz dziełem, które zmieniło postrzeganie filmu animowanego na świecie. Do lat 80-tych ten stanowił przedstawiciela drugiej kategorii, zwykle infantylnego, służącego do opowiadania fabuł przeznaczonych dla dzieci. Coś, co pełnoletniemu wstyd było oglądać.
Postapokalityczna, cyberpunkowo-dystopijna, krwawa i pełna śmiałych scen opowieść zrealizowana z rozmachem, który podówczas trudny był do osiągnięcia w klasycznym filmie sprawiły, że Akira szybko zyskała zwolenników, zdobyła liczne nagrody (np. Silver Scream Award na Amsterdam Fantastic Film Festival), a nawiązania doń wypełniły kulturę popularną. Przez całe dziesięciolecie stanowiła też sztandarową produkcję japońskiej animacji.
Paradoksalnie obecnie nurt, do którego należało to anime praktycznie zamarł.
4) Neon Genesis Evangelion
Trudno o anime bardziej millenarystyczne, niż Neon Genesis Evangelion. Mamy tu więc do czynienia z nadchodzącą apokalipsą, chrześcijańskim nazewnictwem, grupami spiskowymi, tajemniczymi proroctwami i zapowiedziami przyszłości oraz oczywiście bohaterami, którzy muszą odwrócić los ludzkości, a nie potrafią poradzić sobie sami ze sobą.
Wszystko to okraszone było mętnym sosem oraz bardzo dobrze zrealizowane. Idealnie wręcz wpasowywało się w duch epoki i oczekiwania odbiorców. W Polsce Neon Genesis Evangelion natomiast bardzo dobrze korespondował z tradycyjnym katolicyzmem oraz pełzającym antyklerykalizmem, które nadawały anime pikanterii i nutki zakazanego owocu.
3) Ghost in the Shell
Anime to, po dziś dzień stanowiące jeden z najważniejszych filmów cyberpunkowych posiadało bardzo specyficzny status: było dziełem kultowym, które jednak mało kto widział. Podobnie jak starszą i przez to mniej atrakcyjną wizualnie Akirę czy cały korpus mniej sławnych filmów Masamune Shirow-a stawiano go na piedestale, jako jednego z głównych przedstawicieli „prawdziwego anime”. W latach 90-tych i krótko po nich anime dzielono na bowiem na „szajs z telewizji” oraz właśnie „prawdziwe”. Większość fanów oglądała oczywiście głównie Czarodziejkę z Księżyca oraz Dragonballa, na zewnątrz deklarowała się jednak jako fani GitS-a i Akiry.
Faktycznie, jak pisałem mało który z nich GitS-a podówczas widział. Obydwa tytuły stanowiły bardziej słowa mocy używane do odganiania przeciwników japońskiej animacji, w szczególności dysponujących większym korpusem dzieł i dłuższymi tradycjami fantastów oraz poprostu liczniejszych komputerowców.
Ja osobiście GitS-a widziałem stosunkowo późno, bowiem już po roku 2000. Prawdę mówiąc wywarł na mnie umiarkowane wrażenie, w szczególności w porównaniu z jego legendą. Ot kolejny, dobrze zrealizowany film science-fiction.
2) Sailor Moon
Chyba nie ma bardziej kontrowersyjnego anime niż Czarodziejska Z Księżyca. Z jednej strony był to tytuł od którego wszystko się zaczęło. Z drugiej: Czarodziejka Z Księżyca była zwyczajnie głupia. W efekcie po dziś dzień wielu jej fanów nie przyznaje się do jej oglądania.
Na dzień dzisiejszy Czarodziejka Z Księżyca nie nadaje się do oglądania. Zwyczajnie, jak wiele dzieł przełomowych zestarzała się bardzo paskudnie. By wyjaśnić jej sukces należy przyjrzeć się jej strukturze i tematyce. Anime podzielone było na odcinki. W każdym z nich bohaterki poznawały jakąś, obcą osobę, wchodziły z nią w przyjazne relacje, ta atakowana była przez demona, którego pokonywały. Bardziej zorganizowana fabuła pojawiała się natomiast zwykle dopiero pod koniec sezonu.
O ile walki nie były mocną stroną serii (wręcz przeciwnie, nawet w swojej epoce uchodziły za żenujące) tak warstwa obyczajowo fabularna była znacznie atrakcyjniejsza. Anime rezygnowało z typowego dla kreskówek tego okresu dydaktyzmu, z głównej bohaterki nie czyniąc wzorca do naśladowania, który nie dość, że był piękny, to jeszcze mądry, wysportowany, jeździł konno i mógł dawać lekcje dobrego wychowania, tylko przeciętną, nie radzącą sobie w szkole, dość niezdarną, egoistyczną, karykaturalną wręcz uczennicę ze zwykłej rodziny, tak naprawdę pozostającą w cieniu swych mądrzejszych, ładniejszych, bardziej wysportowanych lub po prostu posiadających silniejsze charaktery przyjaciółek. Samo to powodowało, że z postaciami łatwiej było się utożsamić.
Po drugie: atrakcyjne były też poruszane w anime tematy, takie jak pierwsza miłość, wybór chłopaka, przyjaźń, konflikty z koleżankami, związki emocjonalne, wyjazd chłopaka za granicę, śmierć… Mimo, że są to rzeczy często spotykane i ważne w życiu wczesnego nastolatka nie były w filmach animowanych tego okresu szczególnie często poruszane, a jeśli już to zwykle po łebkach, bardzo płytko, naiwnie i wstydliwie.
1) Dragonball
W przeciwieństwie do większości serii z tej listy Dragonball popularny jest po dzień dzisiejszy. Jego pojawienie się tak naprawdę ugruntowało popularność anime, które w momencie jego pierwszej emisji oglądane było niemal wyłącznie przez ortodoksyjnych fanatyków i powoli wykruszających się miłośników Czarodziejki z Księżyca.
Nie można jednak powiedzieć, żeby Dragonball zdobył serca fanów szturmem. Wręcz przeciwnie, przez długie miesiące emisji pierwszej serii kreskówka była w dużej mierze ignorowana, mimo, że zdobyła sobie pewne grono odbiorców. Popularność serii wybuchła gwałtownie wraz z premierą o wiele atrakcyjniejszej wizualnie i dysponującej żywszą, bardziej zwartą akcją serii Z, która szybko podbiła serca w zasadzie wszystkich. Tak więc o ile Sailor Moon dla wielu był serią, od której wszystko się zaczęło, tak Dragonball był tą, która popularność anime ugruntowała.
Bez przesady z tym jechaniem po Czarodziejce z ksiezyca. Moze takie postrzeganie tego anime wynika z tego ze jestes facetem, a to seria dla dziewczynek. Faktycznie sezon pierwszy jest obecnie ciezkostrawny, ale potem jest lepiej. Sezon trzeci i piaty swietnie sie oglada do dzis. Jesli chodzi o ich fabule, to nie jest ani glupsza ani madrzejsza od przecietnych serii anime. Za to dobrze skomponowana, z zachwanymi proporcjami humoru i dramatu.
Generalnie rzecz ujmujac Sera mun to anime dla podstarzalych panow… Fetyszystow…
😉 Nie jestem ani podstarzały ani fetyszystą, jednak za dzieciaka oglądało się WITCH inny kultowy w swojej kategorii Magic Girls 🙂
W zasadzie Czarodziejki nie są anime tylko kreskówką amerykańsko-francuską.
@Piotr Muszyński
Nie ma opcji „odpowiedz” przy komentarzach autora więc napiszę tak.
Czarodziejka z księżyca jest produkcji japońskiej w całości z tego co widzę. Jest na podstawie mangi którą stworzył Naoko Takeuchi a za reżyserie serialu odpowiadali Junichi Satō, Kunihiko Ikuhara, Takuya Igarashi. Producentem był Munehisa Higuchi a za scenariusz odpowiadał Sukehiro Tomita. Muzykę skomponował Takanori Arisawa a studio które stworzyło serial to Toei Animation. Bardziej japoński już nie może być ten serial heh.
A komentarz piszę w odniesieniu do tego:
W zasadzie Czarodziejki nie są anime tylko kreskówką amerykańsko-francuską.
@ nocnaglizda
Naoko Takeuchi jest kobietą, więc „stworzyła”. Zaś Piotr Muszyński miał na myśli WITCH, nie „Sailor Moon”.
Sam oglądałem SM w latach 90-tych na Polsacie. To było pierwsze anime, które wiedziałem, że jest animcem. I w sumie nie wstydzę się tego.
Poza tym warto by dodać, że przedstawiono w tej serii wątek miłości safońskiej pomiędzy Haruką i Michiru, czyli yuri.
Trochę źle czyta się niewyjustowany tekst 😉 Masz też kilka literówek i „żadnych” przez „rz” ;D Czuję się też nieco zawiedziona pominięciem Kapitana Tsubasy i Rycerzy Zodiaku… I był jeszcze Generał Daimos, chociaż to jest chyba jeszcze starsze.
I potwierdzam oburzenie z powodu pojazdu po Sailorkach. Niedawno wróciłam do tej serii i patrzy się ją szokująco dobrze, szczególnie w towarzystwie ;D
mimo ze jestem facetem dobrze i chyba najlepiej wspomina serię SM. Dobrze się ją ogląda nawet dziś. jedni moga jechac po sm inni po innych bajkach. ja natomiast nigdy nie rozumiałem pociągu do Dragon Ball. co do czego i za czym?
Tłumacząc krótko: bili się.
Tsubasa to chyba były jeszcze lata 80-te. Jeśli chodzi o Sailor Moon, to niestety nie da się ukryć, że to anime zawsze budziło kontrowersje i miało co najmniej tyle samo zagorzałych wrogów, co przyjaciół. Jak widać nie zmieniło się to po dziś dzień. Wpis wyjaśniający dlaczego na blogu jest tyle błędów planowo mam zamiar opublikować w piątek.
Zapraszam do rozgoszczenia się na blogu i jeśli tekst wam się podoba: dania Like na Facebooku / dodania go do ulubionych.
PS. Skąd wchodzicie? Bo przez ostatnie 2-3 godziny jest tyle wyświetleń, co przez ostatni tydzień.
PS2. Zapraszam również do lektury innych postów, jak:
Katana miecz niedoskonały:
https://fanbojizycie.wordpress.com/2014/09/28/katana-miecz-niedoskonaly/
Moje Top 10 Anime Fantasy:
https://fanbojizycie.wordpress.com/2014/11/02/moje-top-10-anime-fantasy/
Pewna strona na Facebooku udostępniła wpis 🙂
A tak… Już sam to znalazłem. Facebook to jednak straszne miejsce.
Trochę nie tak było, jak piszesz. https://www.facebook.com/groups/1600598936883531/1636369949973096/?notif_t=group_comment_reply
Trafiłam tu, bo cię gdzieś zalinkowano, ale tak czytam i czytam, i zaczynam wątpić, czy moje lata 90-te i twoje są takie same, np. według mnie wybór Berserka wydaje się w tym zestawieniu bardzo subiektywny – tytuł ten wcale nie był aż tak powszechnie kojarzony, by wylądować w top 10, poza tym był chyba najtrudniejszy do zdobycia w tamtych czasach (w porównaniu z resztą tu wymienionych). Czy w tamtym okresie interesowałeś się wyżej wymienionymi seriami? 🙂 fajnie byłoby sprawdzić te teorie z rzeczywistością i poprzeć badaniami wśród fanów z tamtych lat…
Poza tym zapomniałeś o jakże szlachetnym zwyczaju mangowych spotkań organizowanych, szaleństwo, co tydzień. Przecież to właśnie podczas nich i podczas konwentów ludzie kładli łapki na „zwykle niedostępnym dla nikogo poza elitą” towarze 😛
Przy czym „Berserk” jest anime po dziś dzień przytaczanym w każdej dyskusji fandomu, w odróżnieniu od takiego Yattamana, Technomana czy innego Generała Daimosa, których dziś nie pamięta prawie nikt, oprócz paru „dziadków” z nostalgią do lat 90-tych i różnych „bieszczadników”.
Istnieje też kategoria anime, które generalnie w swoich czasach nie były specjalnie kultowe, jednak w okresie posuchy między emisją Sailor Moon, a Dragonballa ludzie skojarzyli, że kręcili je japończycy i zyskały one na popularności. Do grona tego zaliczały się głównie stare bajki z Polonii, które w tym okresie dość mocno trąciły myszą oraz takie paranoje jak Pszczółka Maja i Muminki. Już wtedy nie traktowano ich poważnie, a przytaczanie ich w dyskusji traktowano jako symbol oszołomstwa. Tym bardziej, że co bardziej zaradni ludzie mieli jednak swoje dojścia i potrafili zdobyć to, co nazywano „prawdziwym” anime.
Spotkania mangowe owszem istniały, ale ich znaczenie jest IMHO przeceniane. Były to imprezy na których gromadziło się 10-15 osób, w niektórych, ekstremalnych przypadkach nawet 30, z których jedna drugiej pożyczała kasetę wideo. Trudno nazwać to jakimś ważnym elementem specyfiki epoki, choć niewątpliwie podpada pod to, co nazwałem „skrobaniem garnka”. Prawdę mówiąc każde jedno copy-party PC-towców miało większy impact.
Konwenty natomiast są naturalnym elementem kultury fanowskiej, organizowano je na lata przed tym, niż M&A stały się modne, więc trudno je uznać za zjawisko specyficzne dla jakiejś, konkretnej epoki.
Stary, Daimos był długie lata przed Sailor Moon i jeszcze dłuższe przed Dragon Ballem.
Tak. Bo to anime z lat 70-tych.
Świetny artykuł i wyczerpująca analiza. Czy jest jakaś szansa, że pojawi się też tekst o najważniejszych dziełach i ogólnej kondycji anime w XXI wieku?
P.S. wylądowałem tu z Japońskiej Prasówki
Tak. Mam już gotowy konspekt tekstu stworzony z pomocą imć Slovy i Wa Totema. Z uwagi na perturbacje zawodowe (szczytowy moment ruchu w firmie + prawdpodobna redakcja II książki) prawdopodnie będzie dopiero na początku jesieni.
Ale co tam robi Berserk, o którym w latach 90 w Polsce nikt jeszcze nie słyszał, to nie rozumiem. Daimos, Rycerze Zodiaku, Kapitan Tsubasa, Tenchi Muyo, Ranma 1/2, Lady Oscar – jasne, ale Berserk? Hype na niego zrodził się dopiero w kolejnej dekadzie, kiedy upowszechnił się internet.
Grisznak: hype na Berserka był już w latach 90-tych, ale wśród tej części fandomu, z którą ty się niezbyt lubisz (nawróceni fantaści). Sam znałem ludzi, którzy sprowadzali sobie to z Niemiec przez różnych wujków i czytali ze skryptem niemieckim (bo manga była w oryginale).
Co do wymienionych przez ciebie tytułów to:
– Captain Tsubasa: 1983-1986
– Ranma 1/2: 1989-1989
– Saint Seya: 1986-1989
– Lady Oscar: 1979-1980
– Tiger Mask: 1969-1971
– Daimos: 1978-1979
To nie są żadną miarą anime z lat 90-tych. Sorry.
Tenchi natomiast powstał w roku 1992 i w momencie, gdy u nas moda na mangę i anime się naprawdę rozkręcała był już starociem o którym mało kto pamiętał. To jest anime ważne dla fandomu, ale niestety amerykańskiego, nie polskiego.
Wiesz co? Weź sobie do ręki Kawaii i Animegaido z lat 90. O Tenchim znajdziesz tam masę informacji, a o Berserku? Powodzenia…
I dalej. Napisałeś: „W dzisiejszym wpisie zajmiemy się tematem 10 moim zdaniem najważniejszych dla polskiego fandomu lat 90-tych serii anime. ” co wyraźnie sugeruje, że chodziło ci o serie istotne dla polskiego fandomu w latach 90, a nie o serie powstałe w latach 90 jako takie. Założę się, że więcej ludzi oglądało wówczas Lady Oscar, która była emitowana często gęsto w niemieckiej TV i przez to dostępna i u nas via satelita niż słyszało o Berserku. O Rycerzach Zodiaku czy Yattamanie nawet nie wspomnę.
I wreszcie, sam napisałeś, że chodzi ci o serie ważne. Serio, Berserk taką wówczas jeszcze nie był, stał się nią kilka lat później. A mówię ci to jako osoba, która poznała ten fandom nieźle, co zresztą niżej K potwierdził.
Generalnie, NGE, GITS itd. były znane bardziej z prasy mangowej niż z oglądania, chyba, że na konwentach. Liczyła się telewizja, tak krajowa jak i zagraniczna (tę ostatnią całkowicie pominąłeś, a to przecież w latach 90 było jedno z głównych źródeł anime).
Nie zmienia to faktu, że Lady Oscar jest anime z lat 70-tych, a nie 90-tych.
O Berserku było całkiem sporo w Kawaii z tego co pamiętam. Dwa, że w odróżnieniu od Tenchiego faktycznie zdobył szerszą popularność poza redakcjami Kawaii-Animegaido-Secret Service. Trzy, że Berserk to jest już rok 1997 czyli czasy tanich nagrywarek CD. W tym momencie nie było już problemu ze zdobyciem anime.
Tak, pamiętam, że ludzie oglądali anime na stacjach niemieckich, włoskich i francuskich. Jednak zwyczajnie nie traktuje tego poważnie. Sorki, ale średnia wiekowa fana w tamtych czasach wahała się między 11 a 17 latami. Nauczanie języków było takie, że pożal się Boże. Nikt nie mówił w nich płynnie.
Oczywiście, że mało kto rozumiał. Ale co z tego? Oglądaliśmy te serie ze znajomymi z bloku nie kumając więcej niż kilku słów w tych językach, ale oglądaliśmy, bo w Polsce wtedy jeszcze mało co było. Cała pierwsza połowa lat 90 to w dużej mierze oglądanie kreskówek z satelity. Robisz błąd poznawczy, patrząc na lata 90 przez pryzmat ich ostatnich 2, góra 3 lat. A dekada miała 10 lat.
Mam większość numerów Kawaii – owszem, o Berserku coś tam jest (ale śladowo, naprawdę, w porównaniu z innymi seriami) i to dopiero w kolejnej dekadzie. Zwyczajnie, Berserk jako seria nie miał wpływu na fandom, kultowość mu urosła dopiero w kolejnej dekadzie.
O niebo popularniejszy był np. Gundam Wing, masowo oglądany przez wszystkich – faceci, bo mechy i wojna, dziewczyny, bo stado bishonenów w rolach głównych.
Co z tego, że na Polonii 1 leciały anime powstałe w latach 70., jak u nas leciały w 90.? Zgadzam się, że o „Berserku” jeszcze mało kto słyszał. Pierwszy odcinek OAV poleciał na którymś MnS w Gdyni, bodajże w roku 1996, więc szał na Berserka przyszedł o wiele później, niż piszesz. Czy ty w ogóle żyłeś wtedy?
Ponieważ jest to wpis o anime z lat 90-tych, a nie o anime z lat 70-tych. Do przynależności do epoki należy moment, w którym zostało ono nakręcone, a nie to, w którym zostało wyemitowane w jakimś peryferyjnym kraju na tyłach Europy.
Konwenty w tamtych czasach miały marginalne znaczenie. W latach 90-tych „duży konwent” to było 500 osób, więc bez sensu jest traktować je jako wyznacznik popularności.
Tym, co się tak naprawdę liczyło był drugi obieg.
Do Sailor Moon do dzisiaj się przyznaję i wspominam z sentymentem, ale to Dragon Ball trafił do mnie jeszcze bardziej. Uwielbiałam te popołudnia spędzane przed telewizorem, oglądając wszystko co leciało na RTL7, a leciało wówczas sporo. Jak dobrze pamiętam był cały pokaźny blok, którego w dzisiejszej telewizji mi brakuje. Nie można też zapomnieć o Hyperze, który pojawił się nieco później, ale dzięki niemu poznałam FMA czy Fushugi Yuugi i parę innych tytułów, które jednak nie zapadły mi w pamięć tak mocno jak te dwa 🙂
„Top 10 anime lat 90-tych najważniejszych dla polskiego fandomu” – taki jest tytuł, więc skąd tu Berserk czy GitS? Pamiętam dobrze lata 90 i nie było mowy o powyższych animacjach ze względu na dostępność, stąd też nie mogły odbić piętna na obecnym pokoleniu wyjadaczy. Za to doskonale bawiliśmy się oglądając Tygrysią maskę, Kapitana Tsubasę, Yattamana, Dashu Kappei (z niezapomnianym włoskim dubbingiem) czy Rycerzy Zodiaku. Poza tym Cowboy Bebop był niszą nisz, a jego status wzrósł po emisji na Hyperze, ale to było na pewno po 2000 roku. Kto to widział wcześniej? 10 osób?
Jeśli post ma wyliczyć anime z okresu 1990 – 1999, które pokazały się w Polsce trochę szerzej, to lista jest nietrafiona, jeśli zaś te, które w tych latach młody widz miał możliwość obejrzenia, to do mocnej korekty.
Dla mnie fandom to wszyscy fani, a to, że grupka miała VHS-a czegoś tam, nie może być wyznacznikiem czegokolwiek.
I proszę nie brać tego za atak. Po prostu ciężko pogodzić się z listą, która ma tak mocny tytuł.
Bosz… A co to za fani, którzy nie oglądali anime, ani nie czytali Secret Service czy Kawaii?
Co do wymienionych tytułów, to jak pisałem wyżej Grisznakowi: to są anime wyprodukowane w latach 70-tych i 80-tych. Dziwne byłoby nazywać je „anime lat 90-tych”. Jeden wyjątek zrobiłem dla Akiry i Dragonballa, ale to poprostu zbyt ciężkie gatunkowo produkcje.
Ale one mogłyby być nawet zrobione w 50., co za różnica? U nas leciały w 90.
Jakichś 40 lat?
A tak na serio: uznałem, że warto wydzielić anime z lat 70-tych oraz 80-tych od tych z lat 90-tych z tej prostej przyczyny, że raz iż dość wyraźnie różnią się one od siebie jakością wykonania wynikającą z zastosowania technologii oraz estetyki.
Po drugie: zawężenie tematu było niezbędne dla celów edytorskich. W innych okolicznościach musiałbym po prostu poświęcić dwa razy więcej czasu na opracowanie tematu i tekst skupiający się na wszystkich trzech dekadach nie miałby szans powstać (tym bardziej, że jednocześnie pracowałem nad tym potworem o Kanonie Sapkowskiego).
Po trzecie: z góry było wiadomym, że tekst o starych anime będzie bardzo popularny (choć nie spodziewałem się, że aż tak) więc już na etapie planowania postanowiłem napisać ich kilka o każdej dekadzie (lata 70 i 80 łącznie, 90 i pierwsze dziesieciolecie XXI wieku) po to tylko, żeby zwiększyć ruch na stronie.
Po czwarte: uznałem (jak widać niesłusznie), że te najstarsze anime w rodzaju Daimosów, Rycerzy Zodiaku etc. będą miały mniej milośników, niż nowsze. Tak więc zacząłem od lat 90-tych, żeby zwiększyć impact factor. Widać było to błędem, nie doceniłem znaczenia nostalgii.
Po piąte: minowanie Google. Dzieląc tekst na dwie części mogę wprowadzić więcej słów kluczowych.
No i kardynalny błąd, nie ma Akiry.
A co jest na miejscu nr. 5?
Fajne podsumowanie chociaż w kilku słowach trudno jest określić co było bliższe w szczycie popkultury – SM czy DB
Tekst za przeproszeniem mocno subiektywny a mówiąc dosłownie trochę „z dupy”. Nie wiem ile autor ma lat ale tekst wygląda na pisany z drugiej ręki znaczy się z punktu widzenia fana który swoją przygodę z A&M zaczynał po 2000r. Lata 90 dla przeciętnego młodego fana to czasy OGÓLNODOSTĘPNEJ Sailor Moon oraz Kawaii które było dla wielu objawieniem. Jasne iż istnieli fani wcześniej (i chwała im za to gdyż to właśnie dzięki nim mamy w Polsce M&A). I za przeproszeniem nasz kraj to nie tylko duże miasta lecz miasteczka oraz wsie a tam te piękne czasy troszkę inaczej wyglądały. Przeciętny fan nie miał dostępu do Polonii czy też satelity i zanim pojawiły się konwenty oraz CopyRoomy istniały 2 dostępne źródła czyli Telewizja publiczna (tak, istniały inne anime niż Sailor Moon które były wartościowe oraz pojawiały się wcześniej jak np. „Złote Miasta” czy też „Robin Hood”, „Cudowna Podróż”) oraz cotygodniowe targowisko gdzie można było wymieniać gry do Pegazusa czy ważniejsze dla nas wymiana oraz kupno pirackich kaset VHS na których dostawało się tytuły niedostępne gdzie indziej i trafiało się nie raz nie dwa na anime.
Całkowicie nietrafiona lista anime (nie mówiąc o bagatelizowaniu niektórych tytułów gdzie zupełnie nie potrafię zrozumieć iż Berserk jest nazwany tytułem rozczarowującym). Tytuły ważna i znaczące ale… nie dla lat 90 (końcówka kiedy można było je zdobyć to nie są całe lata 90. Przykro mi ale bez boomu na SM nie byłoby Kawaii oraz DB. My jako fani dostawaliśmy w tamtych latach animacje drugiego sortu znaczy się dobre oraz ciekawe ale zdecydowanie starsze pozycje. Telewizja miała dokładnie ten sam problem gdzie zalały nas seriale oraz filmy nie pierwszej młodości.
W każdym razie wymieszane późne lata 90 z 2000
Temóż Sailorki są na drugim miejscu.
Nadal nie rozumie czemu serial który powołał do życia rynek, rozpropagował anime w polsce, był 2 tytułem wydanym jako manga dużo wcześniej niż DB, był na tyle popularny iż miał swój własny profilowany konwent jest na 2 miejscu? Dlaczego przegrywa z serią która dopiero zaczeła być emitowana w 1999r czyli 5 lat później?
Właśnie z powodu chronologii. Sailorka jest na drugim miejscu ciągu malejącego, bo była wcześniej, Dragonball na pierwszym, bo był później. Razem tworzą parę królewską, która zdominowała ten okres.
Mnie ciekawi jak definiujesz fandom, kto chodzi w jego skład. Nie żebym był fanem anime, tylko czytam Twoje wpisy, które są ciekawe i rozszerzają moją wiedzę o tym gatunku. Odnoszę wrażenie, że pisząc o fandomie masz na myśli teraz już dorosłych mężczyzn, którzy czasem zaglądali do SS czy TS w latach 90tych. Tylko czy aby na pewno właśnie to jest polski fandom anime? Czy raczej główną częścią polskiego fandomu anime są młode dziewczyny oglądające yaoi i inne romansowe badziewia? Nie eksploruję stron internetowych związanych z anime, ale dość często przypadkowo się natykam na rzeczy powiązane z tym „dziewczęcym fandomem”.
Fandom to dla mnie subkultura miłośników jakiejś rzeczy, połączona przez pewne, wspólne zachowania. W tym wypadku jest to oglądanie anime.
A czy to jest fandom anime? W czasach do których się odnoszę niewątpliwie nim był. Jak wygląda obecnie Fandom nie sposób powiedzieć: jest zbyt rozproszony, a ekspansja pirackich stronek ze streamingiem robi nam straszną krzywdę dusząc wszystkie legalne witryny. Z tego, co widzę po wynikach demograficznych Google Analytics nadal jest to silna grupa. Np. na Tanuki stanowi ona blisko 25% odwiedzających. Około 60% to ludzie w wieku 16-25 lat. Jednak powiedzmy sobie szczerze: młodzi nie oglądają GITS-a i Akiry. Dla większości z nich serie z okolic 2005-2006 to „stara kreska” nie nadają się do niczego.
Jeśli chodzi o dziewczyny i yaoistki, to ten fandom zawsze był bardzo zfeminizowany, zwłaszcza w porównaniu z innymi. Jednak z tego, co widzę to większość to jednak są faceci.
Zbytnio się na fandomach nie znam. Moje osobiste doświadczenia są mieszane. Kiedyś udzielałem się na sporym forum poświęconym pewnej serii gier strategicznych i dziewczyna tam była jedna, a i tak się zastanawiano czy aby to nie fake. Natomiast na forach poświęconych twórczości Tolkiena to już dziewczyn była conajmniej połowa. Teraz sporo czytam fanfiction na fanfiction.net i tam w fanficach do Harry’ego Pottera i „Władcy Pierścieni” ponad 90% autorek to dziewczyny. Ale też tu zachodzi w fanficach pewna różnica w wyborze tematyki między płciami. Dziewczyny piszą głównie swoje durnowate romanse, a na forum poświęconym fanfiction Dark Lord Potter, już mężczyzn jest zdecydowanie więcej.
Czy może być tak, że Tanuki jest stronę poświęconą raczej „męskim anime”, a dziewczyny mają po prostu swoje strony z porno i yaoi?
Co do fandomów.
Odnośnie dziewcząt. Kiedyś zdaje się trafiłem na jakieś forum, gdzie jedna taka założyła temat do dyskusji pod tytułem(mniej więcej): „Anime czy drama – co lepsze?”. Drama to bodajże taka koreańska telenowela(choć zdaje się, że fani takie uproszczone porównanie uważają za obraźliwe). Zaraz do niej dołączyły kolejne i zaczęły dyskusję. Padały takie argumenty, że w dramach występują prawdziwi aktorzy, że takie bliższe, że takie życiowe. Konkluzja więc dyskutantek była taka, że drama lepsza od anime. Po czym oczywiście dołączyła się męska część społeczności, kwestionując dobór argumentów w tej dyskusji.
Bo prawdę mówiąc takie porównywanie było głupie. Dziewczęta bowiem porównywały zaledwie jeden, konkretny rodzaj anime(powiedzmy, że mniej więcej chodziło im o coś na styl josei, też takie obyczajowe anime dla kobiet) do konkretnego gatunku serialu, uogólniając swoje wnioski jednak na cały gatunek anime. Męska część widowni, która wcześniej jedynie obserwowała tą dyskusję, dostrzegając w końcu o co w niej się rozchodzi, zakwestionowała te wnioski, argumentując, że przecież anime też ma wiele podrodzajów, jak akcja, komedia, s-f, fantasy, horror, ecchi, hentai, itp., itd. A nie tylko obyczajówki. I takie porównywanie to tak jakby zapytać: „lepsze seriale, czy filmy” – pod pojęciem seriale mając na myśli jedynie Modę na Sukces, a w ogóle nie uwzględniając ot chociażby tych seriali „nowej generacji”.
Oczywiście dość szybko rozbiło się o to, że dziewczęta w ogóle nawet przez chwilę nie pomyślały o czymś w tym rodzaju. One całkiem serio, mówiąc „anime”, miały na myśli właśnie tylko ten jeden ich rodzaj. Resztę w ogóle traktując jedynie jako jakieś tam marginalne dodatki. Bo one żyły jedynie w świecie tych dram, no i tych z anime też do nich stylistycznie podobnych. Więc dla nich absolutnie naturalnym były analizy „anime czy drama” – jako anime biorąc pod uwagę tylko jeden ich rodzaj.
Podsumowując – nie wiem, czy faktycznie istnieje coś takiego, jak „fandom” anime. Bo chociażby na tym przykładzie widzimy, że są przynajmniej dwa, obce sobie światy anime. A sądzę, że pewnie i kilka innych takich hermetycznych grup(i to niekoniecznie zaraz jakichś małych i niszowych) fanowskich by się znalazło. Dla przykładu – zgaduję, ale możliwe, że wcale się nie mylę tutaj – ludzie, którzy zachłysnęli się cyberpunkiem w latach 80-tych, czy tam 90-tych. Dla nich słowo „anime” może też oznaczać jedynie Akirę i GiTSa. Dla wielkich „kinomanów” – mogą przychodzić do głowy tylko filmy Ghibli i inne tego typu „dojrzalsze”, tudzież „artystyczne”(czyt. nagradzane na festiwalach filmowych). Dla fapperów – kiedy mówią „anime”, mogą mieć na myśli jedynie hentai.
Bo tak swoją drogą – anime faktycznie mają wiele pod-rodzajów. Tak, jak i inne typy „utworów”. Jak seriale, filmy, książki, gry. I czy ktoś, kto jest fanem strzelanek sieciowych, gra również namiętnie w Farm Simulator? Czy ktoś, kto jest fanem szwedzkich kryminałów, czyta również z wypiekami na twarzy 50 Twarzy Greya? Czy ktoś, kto jest fanem „seriali nowej generacji”, ogląda wszelkie seriale, jak lecą, łącznie z Dynastią? Tylko dlatego, że to serial i tamto, a on jest „fanem seriali”? Nie. I z anime chyba jest tak samo. W każdym razie powinno. W każdym razie tak mi się wydaje.
Utarło się u nas chyba, że jak ktoś ogląda „chińskie bajeczki”, to ogląda wszystkie, jakie mu się nawiną. Tylko dlatego, że jest to „anime”. Tylko dlatego, że rysowali to Japończycy. No chyba tak nie jest. Więc konkludując – co to znaczy niby być „fanem anime”? Każdego, jakie poleci? Serio?
Jak ktoś jest fanem post-apo, to poszuka takiej książki, filmu, gry, czy też i anime. Jak ktoś jest fanem wielkich „dramatów”, to obejrzy i dramę z Koreańczykami, i z Mongołami, i z Aborygenami także. I tą rysowaną również. Czy przez Japończyków, czy przez Eskimosów.
Bo ludzie raczej są fanami konkretnej tematyki, konkretnego stylu narracji, a nie nośnika. 😉
„poznasz niekumatego blogera po tym że Ghosta nie czai”
Cześć wszystkim, trochę czasu minęło od ostatniego wpisu pod tym postem ale jego lektura przypomniała mi o moim pierwszym anime, które namiętnie oglądałem na VHS. W zasadzie wydaję mi się że to był film, a nie serial, ale nawet tego nie jestem pewien. To co pamiętam to przede wszystkim dość mroczny klimat (przynajmniej jak na ok. 7 latka, no ale to nie klimaty Dragon Ball czy Czarodziejek z Księżyca), głównymi bohaterami było 3-4 dorosłych gości którzy walcząc z jakimiś bad guys poruszali się na trójkołowych motorach, ale takich w stylu Niezniszczalnego, co to same by pokonały wszystkich (albo te motory jakoś transformowały). Czy ktoś ma jakiekolwiek pojęcie jak to mogło się nazywać?
Megazone 23?