Nie lubię mieć racji:

kane-bogowie-w-mroku-a6188a4Mam takie marzenie: zarobię dużo pieniędzy na giełdzie i podzielę je na dwie części. Jedną będę wydawał rozsądnie, a za drugą założę sobie wydawnictwo. Zrobiłem już nawet listę książek, które bym wydał.

Problem w tym, że Vesper i Zysk zrobili bardzo podobną listę i już mi znaczną część tych książek „ukradli”, a resztę pewnie na dniach „ukradnie” mi Rebis albo nawet Mag. Przy okazji wyszło na to, że chyba dobrze obstawiłem. Szkoda, że tylko na sucho.

Klasyczne książki:

Na mojej liście marzeń (nie podam jej całej, bo może czytać ktoś z tych wydawnictw) znajdowały się następujące tytuły: Czerwony Mars, Conan, Kane, Elryk z Melnibone, Bogowie Pegany z tych, które już wydali. Oraz Wojna Starego Człowieka, Helikonia, Dzieci Czasu, a także Wieczny Wojownik z tych, które dopiero są w zapowiedziach.

Było jeszcze kilka innych, ale nie napiszę jakich, bo wiecie…

Właściwie wszystkie te książki (oprócz Helikonii i Wojny Starego Człowieka) załapały się na listę bestsellerów (Bogowie Pegany byli na granicy). Co więcej: Czerwony Mars, przynajmniej na Bonito, wydaje się być longsellerem, notującym od prawie roku, co miesiąc taki wynik, jak większość książek fantastycznych w miesiącu premiery, Kane w ogóle załapałby się do Top 100 najlepiej sprzedających się książek platformy, gdyby z listy tej usunąć takie pozycje, jak Blok Techniczny Biały lub Kicia Kocia i to drugi miesiąc z rzędu. Conan zrobił to tylko w miesiącu premiery, ale i tak radzi sobie bardzo dobrze, choć moim zdaniem Vesper uwalił jego sprzedaż wydając jednocześnie dwa tomy oraz Kane. Nawiasem mówiąc Czerwonemu Marsowi też udałoby się załapać do Top 100, choć co ciekawe dopiero w drugim miesiącu sprzedaży…

I wygląda na to, że moje intuicje są słuszne, bowiem niebezpośrednio potwierdza je jeden z pracowników Maga.

Mag, Uczta Wyobraźni i Artefalty:

Przy okazji dyskusji o Helikoniach na forum Zaginionej Biblioteki ktoś, kto ponoć jest pracownikiem Maga (a może nawet naczelnym) napisał:

Tutaj nie chodzi o jakieś kosmiczne sprzedaże. Odgrzewane kotlety to niemal zawsze sprzedaż na poziomie minimum 3000-4000 tysięcy w ciągu 2 lat (tak jest w Artefaktach i pewnie gdzie indziej nie gorzej). 1000 to jakaś abstrakcja (1). 90% nowych tytułów ze średniej półki sprzedażowej, będzie miało problemy z podobnymi osiągami. A koszt tłumaczenia przynajmniej 2 x wyższy. Zaliczki również (chociaż tutaj oczywiście można zapłacić i 5x więcej i osiągnąć słabszy wynik, niż w przypadku klasyka za 2000 USD (i tak zazwyczaj będzie). Nowe tytuły, które dają szansę na sprzedaże powyżej 10000 egzemplarzy, ale tyko szansę, bo dużo z nich przepadnie, to już zabawy z jednym 0 więcej i często nie 1 z przodu.

Pozwolę sobie to jeszcze zilustrować przykładem:

Ballada o czarnym Tomie
Być może gwiazdy
Czarny język
Czarne słońce
Czekanie na smoka
Dni ostatnie
Odmieniec
Koko
Biblioteka na górze opiec
Władca dżinnów
Martwy dżinn w Kairze
Ring Shout
Ptaki, które zniknęły
Jedyni dobrzy Indianie
Skrzydlate opowieści
W Kalabrii

Tylko 2 z powyższych tytułów, wydanych w 2022 roku przekroczyły do dzisiaj pułap 2 tys sprzedanych egzemplarzy (potrzebujemy 3000 czasami więcej, żeby zwróciły się koszty). W przypadku klasyków byłby to słaby wynik.

Powyżej używam słowa klasyk jako synonimu dla odgrzewanych kotletów. To zły wybór, bo oczywiście rzeczy, które już były, sprzedaja się lepiej od klasycznych debiutantów
.

(1) W tym miejscu autor pije do zarzutu, że Helikonia nie sprzeda nawet 1.000 egzemplarzy.

No kto by się spodziewał, że miłośnicy science fiction będą woleli czytać książki o kolonizacji Marsa, niż te o czarodziejskim, murzyńskim grajku cierpiącym z rąk rasistowskiej policji w Nowym Jorku? Ja na ten przykład spodziewałem się.

1078000-352x500Uczciwie mówiąc nie podejrzewam, żeby te klasyczne książki miały sprzedaż na poziomie Remigiusza Mroza: rynek jest nimi dość mocno nasycony. Komu bardzo zależało, kupił je z drugiej ręki na Allegro.

Z drugiej strony należy pamiętać, że (przynajmniej według danych Game Workshop i Wizard of the Coast) statystyczny klient żyje 4,5 roku. Potem następuje zmiana pokoleniowa. I starą książkę można mu sprzedać jako nową.

Niemniej jednak wygląda na to, że znów mam rację i to w trzech punktach. Po pierwsze: jest na nie popyt. Po drugie: statystyki z Bonito oddają rzeczywistość, przynajmniej w wypadku dwóch sektorów: Uczty Wyobraźni i Klasycznej Fantastyki odzwierciedlają rzeczywistość (jestem prawie pewien, że są przekłamane w wypadku kilku innych kategorii, prawdopodobnie zaniżają też wyniki YA). Szkoda, że to dane z 2022 roku, bo w 2023 zacząłem eksperyment polegający na tym, że zapisuje ilość sprzedanych egzemplarzy różnych książek w 1, 2, 3, 6 i 12 miesiącu sprzedaży, by sprawdzić, co faktycznie się sprzedaje. Mając wyniki ostateczne (2 książki przekroczyły 2000 egzemplarzy), oś czasu (24 miesiące) i wyniki z Bonito (nieznane) można byłoby pokusić się o próbę budowy jakiegoś przybliżonego (a raczej: oddalonego) modelu sprzedażowego.

Trzeci punkt: mówiłem, że Uczty Wyobraźni ludzie nie będą kupować? Pewnie nie, bo moim zdaniem nie jest to temat, którym warto się zajmować. Ludzie od science fiction chcą czytać o rakietach i laserach, od fantasy: o rycerzach i smokach, ci od horroru o duchach i wilkołakach. A nie jakieś dziwolągi…

The Inquisitor, Thorgal i Pan Lodowego Ogrodu:

Według Steam DB The Inquistor na podstawie prozy Jacka Piekary kupiło między 3,7 a 8,8 tysiąca graczy. Czyli prawie wyłącznie hardcorowi fani wyżej wymienionego pisarza, w grę gra 1 osoba, w peaku 3…

Mówiłem? Nie, nie mówiłem, przynajmniej nie głośno. Niemniej moim zdaniem jedynymi, światowej klasy pisarzami fantastyki w Polsce są Lem, Sapkowski, Rosiński i być może Dukaj. Przy czym Lem i Dukaj są bardzo mało growi… Nadawaliby się na staroszkolną gę przygodową, ale takich nie robi się od dekad. Jednak wracając: dlatego też The Inquisitor nie miał szans na sukces. Aczkolwiek to fakt, że gra była kiepska przeważył sprawę. Bo naprawdę ktoś myślał, że za 10 milionów złotych da się zrobić nowoczesną grę RPG? Wiedźmin 1 prawie 20 lat temu kosztował 22 miliony (dziś byłoby to 40 milionów). Zresztą: 10 milionów złotych to kosztowała Ulitima 7

Thorgal ma jakieś tam szanse. Zwłaszcza, jeśli dostanie budżet Wiedźmina.

Pan Lodowego Ogrodu znowu zostanie kupiony tylko przez fanów Grzędowicza w Polsce, Rosji i Czechach. Może nawet nie przez wszystkich. Powodem jest ogólny klimat tej książki: eurosceptyczny, anarchistyczny i warcholski. Niektórym chyba naprawdę wydaje się, że ludzie na zachodzie tylko czekają, żeby Polacy przyszli i powiedzieli im, jak mają żyć, bo Arabowie i feministki im nie dają. Nie jest to prawdą: ludzie zachodu patrzą na nas z pobłażaniem. To koniec końców u nas był komunizm (i to nie tak, że ludzie go nie popierali, te 3 miliony członków PZPR nie wzięły się znikąd), pierwszy czy drugi najbardziej zbrodniczy ustrój w dziejach. W ich oczach to my powinniśmy się wreszcie otrząsnąć.

Thaumaturge, Indica i 11 Bit Studios:

uV1dDVOzbICupH-mediumPost do tej pory zrobił się bardzo negatywny i odnieść można wrażenie, że dyszę nienawiścią tu i tam. Otóż: nie dyszę. Nawet chciałbym, żeby było inaczej. Ba! Mam w tym osobisty interes. Na przykład dlatego, że mam akcje 11 Bit Studios. Które wydało Thaumaturge oraz Indicę.

The Thaumaturge: sprzedaż między 45 a 65 tysięcy egzemplarzy. Aby się zwrócić musi dobić do 100 tysięcy. Może jeszcze się uda.

Uczciwie mówiąc, jak zobaczyłem tą grę, to moja myśl była „Obym się mylił”. „Demony będące ucieleśnieniami najgorszych ludzkich cech” – to ma być straszne, kuszące lub pociągające? Przecież to jest banał! Tym właśnie są demony: personifikacjami ludzkiego zła! No i przygoda w Warszawie z lat 20-tych? Masz grę komputerową, możesz przenieść się gdziekolwiek zechcesz, a oczywiście musisz do Warszawy lat 20-tych. Gdzie nie działo się nic ciekawego. Tak, jakby świat walił drzwiami i oknami, żeby do Polski przyjechać. Tak, jakby Polacy już wtedy nie uciekali za granicę.

Indica, antyreligijna gra osadzona w dawnej Rosji… To nawet ma szanse przynieść zyski. Nie jakieś duże, ale jednak zyski. Niemniej, jak zobaczyłem tą grę, to machnąłem ręką. Pewien taki, trochę kontrowersyjny youtuber twierdzi, że w Polsce jest bardzo dużo ludzi, którzy nienawidzą Rosji, ale mają ruską mentalność. To by się zgadzało, bo znam tylko jeden naród bardziej od nas przekonany o tym, że stanowi pępek świata: Rosjan właśnie. I pewnie to właśnie oni kupują tą grę. Bo poza tym kogo obchodzą Ruscy, ich patologie, zabobony i ich wersja prawosławia? Przecież to czysto narodowa religia, w którą wieżą tylko Rosjanie, a i to chyba mało który.

A krytyka religii?

Krytyka religii ludzi grzała w XVIII wieku. Dzisiaj każdy to już słyszał. To banał jest. Klerykałowie i antyklerykałowie okopali się na swoich pozycjach, jedni znają na pamięć argumenty drugich, a ludzie są nimi znudzeni.

Problem z tymi wszystkimi „znaczącymi dziełami”:

I tu właśnie tkwi cały problem z tymi znaczącymi grami i książkami: skupiają się na banałach oraz rzeczach, które nie budzą dyskusji, albo (jak ta ekologiczna gierka o lisach) są wręcz przekłamane. Uczą nas lekcji takich, jak: „rasizm jest zły”, „niewolnictwo jest złe”, „trzeba chronić pospolitego, inwazyjnego, kolonizującego miasta i roznoszącego wściekliznę szkodnika, stanowiącego poważne obciążenie nawet dla swoich rodzimych ekosystemów, bo tak” albo „kobiety to też ludzie”…

I stawiają pytania, na które może być tylko jedna odpowiedź: To istnieją ludzie myślący inaczej?”

To jest banał, który kupią tylko ludzie z kijem w dupie.

Kurde, gdybym miał forsę, to zarobiłbym jej całe mnóstwo więcej…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na „Nie lubię mieć racji:

  1. Siman pisze:

    „Według Steam DB”

    Wszystkie szacunki podawane przez Steam DB nie mają żadnego sensu dla małych gier, co jasno mówią strony które są źródłami – one po prostu potrzebują dużej próby żeby zadziałać. Jak coś ma mniej niż 10 tys. recek to nie ma co tam patrzeć. Mam porównanie z bezpośrednimi danymi sprzedażowymi ze studiów w których pracowałem i to co jest na Steam DB jest kompletnie z dupy. Zazwyczaj zaniża.

    IMO wciąż szacunkiem najbliższym prawdzie a prostym do policzenia jest wzięcie wszystkich recenzji ze Steama i pomnożenie ich przez 70 (w przypadku gier z recenzjami na niebiesko) albo 40-50 (w przypadku gier z recenzjami w Mixed i gorzej).

    W takim szacunku The Thaumturge ma już prawie 100 tys.

    „Przy czym Lem i Dukaj są bardzo mało growi… Nadawaliby się na staroszkolną gę przygodową, ale takich nie robi się od dekad.”

    Przecież taka gra już jest i nawet 11 bit ją wydał:

    https://store.steampowered.com/app/731040/The_Invincible/?l=polish

    Klasyczny walking symulator będący egranizacją Lema.

    „Jednak wracając: dlatego też The Inquisitor nie miał szans na sukces. Aczkolwiek to fakt, że gra była kiepska przeważył sprawę.”

    Nie przeważył, tylko był jedynym powodem. Nikt nie kupi gry dlatego że jest egranizacją autora niewydanego na Zachodzie, choćby jego twórczość była czystym złotem i objawieniem na skalę planety. Właśnie dlatego, że nie jest wydany i po prostu nikt nie miał okazji się tego dowiedzieć.

    The Inquisitor dla każdego zachodniego odbiorcy był po prostu nowym IP, bez żadnego bagażu. A że był tragiczną grą to skończył jak powinien.

    Tak samo będzie z Panem Lodowego Ogrodu. Jeśli się nie sprzeda – to nie przez Grzedowicza. Jeśli sprzeda – też Grzędowicz nie będzie miał z tym nic wspólnego.

  2. Simplex pisze:

    „No i przygoda w Warszawie z lat 20-tych? Masz grę komputerową, możesz przenieść się gdziekolwiek zechcesz, a oczywiście musisz do Warszawy lat 20-tych”

    Ponownie apeluję o lepszy research – naprawde nie dało się sprawdzić kiedy dzieje się akcja Thaumaturge? Akurat to spore znaczenie dla fabuły, że to nie są lata 20.

    • Cadab pisze:

      … obawiam się, że to tylko umacnia argument Zegarmistrza. Z „Przenieś się do stolicy paździerzowego kraju gdzieś we Wschodniej (sic!) Europie, gdzie nic ciekawego się nie działo w tym okresie” robi się „Przenieś się do prowincjonalnego miasta w Rosji początku XX wieku, gdzie nic ciekawego w tym czasie się nie działo”. No faktycznie, materiał marketingowy wprost niesamowity dla nie-Polaków i nie-Rosjan. Kupiłbym pięć sztuk od razu, gdybym był spoza tych dwóch krajów.

      A zanim zaczniesz mnie poprawiać, że jak to, przecież się działo, przecież rewolucja 1905, do odpowiem banałem – mnie ta rewolucja gówno obchodzi, a teoretycznie jestem Polakiem. Więc nie ma sensu zakładać, że poza garstką ludzi, których jara wpierdol, jaki Rosja zebrała w wojnie z Japonią, ktoś w ogóle wie, że wybuchła jakaś tam rewolucyjka (jak to szumnie brzmi, podczas gdy banda frajerów z transparentami biegała po mieście i wybijała szyby w żydowskich sklepach) na obrzeżach caratu (bo objęła Polskę i Bałtów) i którą udało się zdławić w dwa dni?

      Podniecanie się „wydarzeniami” z Polskiej historii najczęściej sprowadza się do tego, że jedynym rynkiem zbytu staje się Rosja, bo to ona jest stroną w tych podnietach. Reszty ani ziębi, ani grzeje co się działo w tym kurwidołku. Dobrym growym przykładem jest historia ze Scythe i jego wersją komputerową jako klona CoHa. Bodaj Iron Harvest się to gówno nazywa. Gry nie wypromowano na „wojna polsko-bolszewicka jest zajebista, ale fajny materiał na grę”, tylko na „alternatywna historia z mechami jest super!” (nie jest, ale to inna bajka). A sprzedawać się zaczęła dopiero wtedy, gdy DLC dorzucił frakcję Amerykanów. Trzy strzały w jakim kraju skoczyła sprzedaż dzięki temu zabiegowi.

      Zegarmistrz kiedyś zresztą growo pisał o studio 1C, które w latach 00 specjalizowało się w taśmowej produkcji gier historyczno-strategicznych, które były atrakcyjne dla byłych demoludów (no i na własny, rosyjski rynek). I dopóki spinał się im koszt produkcji tak, żeby pecet z 2002 na XP to uciągał, to biznes się kręcił. Jak koszta produkcji wzrosły, a standardy w branży podskoczyły, to wypadli w ogóle z siodła, bo rynek, na którym mogli operować był i nadal jest żenująco mały.

      • Siman pisze:

        Wszystkich mądralińskich wymyślających tezy o tym, jak to gry muszą mieć chwytliwy setting ze smokami albo przynajmniej Amerykanami chciałbym zapytać, jak wyjaśnią sprzedaż Disco Elysium – gry osadzanej w fikcyjnym, ale wyglądającym na „stolicę paździerzowego kraju gdzieś we Wschodniej (sic!) Europie” mieście, w którym działy się głównie komunistyczne rewolucje i kapitalistyczny ucisk. Głównym bohaterem jest autodestruktywny detektyw-alkoholik, zajmujący się rozmawianiem z lokalną biedotą, robotnikami i przedstawicielami związków zawodowych w dzielnicy wyglądającej jak Łódź lat 90-tych na ostrym kwasie. W grze nie ma Amerykanów, ani magii, ani nawet walki, za to jest bardzo dużo ścian tekstu na temat filozofii, socjoekonomii, narkotyków i alkoholizmu.

        Bo wedle waszych definicji ta gra powinna mieć co najmniej trzy zera mniej w wynikach sprzedaży i lekko tylko przebijać Inkwizytora.

      • Pewnie jest naprawdę dobrą obyczajówką, albo dramatem.

      • Kurubuntu pisze:

        Kingdom Come też dzieje się na zadupiu Europy, a sprzedało się całkiem nieźle, na tyle że ma wyjść dwójka (chyba w tym roku).

        Tak jak pisze Siman, ludzie nie kupią gry, bo „setting”. Najpierw tytuł musi być dobry, a potem wypromowany, a to gdzie dzieje się gra jest raczej rzeczą drugorzędną. Co do samej rewolucji, liczy się to jak ją sprzedadzą w materiałach promocyjnych.

        Poza tym znajdzie się chyba sporo ludzi, których kręcą ciut bardziej egzotyczne, czy mówiąc wprost, nieprzeruchane klimaty.

        Co do Iron Harvest, to sprzedaż nie skoczyła również dzięki darmowemu weekendowi? Bo to chyba było w tym samym czasie? A sama gra jest całkiem niezła, choć grałem sporo po premierze. Ale przyznam, że podczas otwartej bety było kiepsko.

      • Za przeproszeniem: Czechy są krajem historycznie, gospodarczo i kulturowo dużo bardziej znaczącym, niż Polska. Choćby z tej przyczyny, że oni mają Skoda Auto, Ceska Zbrojna i dwie elektrownie atomowe, a my nie.

        Gry jak najbardziej sprzedają się dla settingów. Klasycznym przykładem może być Fifa, która wycięła konkurencję właśnie tym, że miała podpisane umowy na obecność w grze autentycznych zawodników. Inny przykład: Baldur’s Gate 3. Zerowa kontynuacja z jedynką i dwójką, ale przyciągnęło znajome otoczenie. Jeszcze inny przykład: Fallout 3 i dalsze. Znów: zero kontynuacji z poprzednimi, gra pod każdym względem inna. Ale jest ten sam świat.

        Warszawa nie jest egzotycznym miejscem. Jak bardzo kręci ludzi widać empirycznie: gra być może zdoła zarobić tyle pieniędzy, żeby pokryć koszta własnej produkcji. Teoretyzować można by było, gdyby to miało dopiero wyjść. Tym czasem jesteśmy kwartał po premierze i wiemy już jaka jest sytuacja.

        I żeby nie było: w Polsce można osadzić akcję ciekawej gry. Tylko trzeba do tego znaleźć jakieś ładne, interesujące miejsce, ciekawy, chwytający za serce, uniwersalny dla wszystkich temat i zespół ciekawych działań, które wykonywać będą ludzie. Tak, jak zrobili to Czesi z Kingdom Come albo CD-Project z Wiedźminem. A nie „Narodowy obraz cierpień narodowych narodu polskiego na podstawie lektury narodowej spisanej piórem wieszcza narodowego narodu polskiego”, który MUSISZ POZNAĆ ZACHODZIE, ŻEBY WIEDZIEĆ, ŻE POLSKA TEŻ MA CIEKAWĄ HISTORIĘ, a którego akcję umieszczono w Polsce, żeby Polacy wiedzieli, że nie są gęsiami i stolicę mają.

        Osobna rzecz, że w polskich kręgach twórczych jest jakaś grupa rusofilów, którzy strasznie tęsknią za caratem, za którym nikt poza nimi w tym kraju nie tęskni.

      • Cadab pisze:

        @Siman

        Ale tu problem nie leży w tym, że „czy setting jest chwytliwy czy nie”, tylko „ta gra nie oferuje ani nie reprezentuje sobą NIC – nawet na poziomie settingu”.

        Disco jest tego dobrym przykładem – jest dobrze zrobioną, bardzo nietypową grą, która bawi się kilkoma konwencjami na raz. Setting nikogo w niej nie obchodzi, bo nie musi. Tutaj z kolei mamy miałki produkt, który postanowił, że crux swojego istnienia oprze na „kiedy i gdzie”, czyli postanowili strzelić sobie w stopę zanim jeszcze wyprodukowali koszmarek.

        Mam wrażenie, że jak w rozmowie z tobą nie walnie się konkretem, w punktach i z diagramem, to nie dotrze, bo to już nie pierwszy raz taka sytuacja.

      • Siman pisze:

        @Zegramistrz

        „Za przeproszeniem: Czechy są krajem historycznie, gospodarczo i kulturowo dużo bardziej znaczącym, niż Polska. Choćby z tej przyczyny, że oni mają Skoda Auto, Ceska Zbrojna i dwie elektrownie atomowe, a my nie.”

        Nie ogarniam co ma Skoda do Kingdom Come. Serio, skoro już pytamy o zachodniego odbiorcę, to Czechy kojarzą się tam o tyle, że Praga to ładne, zabytkowe miasto. Polska nie ma Pragi, Kraków nie jest tak rozpoznawalny (chociaż IMO to jest mniej kwestia zabytków, a bardziej promocji – w Pradze się kręci kilka filmów rocznie i nazwa miasta zazwyczaj pada w dialogach do tych filmów) i na tym się rozbija różnica między Polską i Czechami.

        KC nie dzieje się w Pradze i nie tym przyciągnęła odbiorców. Jeśli już, przyciągnęła obietnicą realistycznego średniowiecza. Dla Amerykanina czy rycerz się naparza pod Paryżem czy pod Królewcem to ma znikome znaczenie, on za bardzo nie zwraca na takie szczegóły uwagi. Raczej odwrotnie: zainteresował się rycerzami, a dopiero grając w grę odkrył kawałek historii Czech i może nawet zaczął je odróżniać od Polski/Niemiec.

        I tu się panowie mylicie, bo dywagując nad settingiem analizujecie jego polożenie geograficzne albo znaczenie historyczne, podczas gdy setting sprzedaje się wizualiami i motywami. A The Thaumturge jest zupełnie nijaki – nie brzydki, ale taki właśnie szaro-realistyczny, a do tego nie kojarzący się z żadnym popularnym motywem. Akcja gry mogła by się dziać i w Sosnowcu, gdyby była po prostu ładna, przyciągająca wzrok albo miała np. sterowce i mechy.

        Np. Disco Elisium też ma ten problem braku sensownych nawiązań settingowych (post-industrailna współczesność to nie jest szczególnie seksowny motyw), ale jest po prostu wizualnie dojebane, bardzo wyraziste graficznie. No i jest znacznie lepiej napisane, tam po prostu masz ochotę poznać ten setting, gdzie by nie był osadzony. The Thaumaturge jest suche na wiór pod tym względem (oceniam po gameplayu na yt).

        @Cadab

        „Setting nikogo w niej nie obchodzi, bo nie musi.”

        Bzdura.

        To jest gra RPG oparta w całości na dialogach. Większość dialogów dotyczy kontekstu historycznego settingu, przeszłości dzielnicy, miasta albo całego świata, albo koncepcji filozoficznych czy społecznych wymyślonych dla tego konkretnie świata (np. Innocence).

        Ten setting jest sednem gry. Zresztą Robert Kurvitz, główny scenarzysta gry, jest typowym maniakiem worldbuildingowym, który rozwijał ten świat od 16 roku życia, przed założeniem studia wydał powieść w nim osadzoną, której kiepska sprzedaż wpędziła go w alkoholizm. W każdym wywiadzie podkreśla, że chodziło mu o świat (i o materializm dialektyczny, na bazie którego go zbudował).

        Setting był też od początku w centrum marketingu, bo obserwowałem rozwój projektu mniej więcej 1,5 roku przez wydaniem gry. I uważałem, że to duży błąd, z podobnych względów co wy tutaj (kogo mieliby obchodzić robotnicy w post-industrialnym świecie poza lewicowymi aktywistami?) chociaż kibicowałem projektowi.

        Oczywiście, gra oprócz tego jest bardzo ładna, edgy, ma dobrze przemyślane mechaniki wspierające o czym jest gra, pozwala na fajny rolplej i rozwój postaci itd. To wszystko grze zdecydowanie pomogło. Ale „crux swojego istnienia” oparła na settingu, po prostu zrobiła to dobrze.

        Także cały czas bronicie jakiegoś absurdalnego wzgórza, że „setting musi być popularny” albo „w settingu problemem jest położenie geograficznie”, gdy realnie sprowadza się to do prostego: „setting musi być zrobiony dobrze i z polotem”, treść jest drugorzędna.

        „Mam wrażenie, że jak w rozmowie z tobą nie walnie się konkretem, w punktach i z diagramem, to nie dotrze, bo to już nie pierwszy raz taka sytuacja.”

        Raczej grasz w grę pt. „motte and bailey” – rzuciłeś tezą która się nie trzymała kupy, a teraz próbujesz mi wmówić, że jej nie zrozumiałem i ona była dużo mniej radykalna niż napisałeś. Także daruj sobie te personalne wycieczki.

      • Kurubuntu pisze:

        @Zegarmistrz

        Masz rację, że Czechy są bardziej „znaczące”. Tylko czy dla przeciętnego „globalnego” konsumenta, jest to jakakolwiek różnica?

        Co od settingów, to wybacz, ale mogłem pomylić znaczenie słowa. Bo dla mnie setting oznacza estetykę, np: S-F, fantasy, postapo, steampunk, itd. Ogólny zbiór rekwizytów, tropów, a nie konkretną markę.

        Co do FIFY mogę się zgodzić, tylko nie wiem czy wykupienie licencji możemy traktować jako setting. I z tym wycinaniem konkurencji to prawda, ale nie przesadzał bym, główny konkurent, PES trzymał się całkiem nieźle. Bodajże do ’15 było dość wyrównanie, a w ’22 zdechło ostatecznie. Ogólnie temat gierek sportowych oraz wyścigowych i ich licencji na rzeczywistość, to według mnie trochę osobny temat. Bo to czy grasz orkiem z młotka, D&D, czy autorskim, nie jest tak istotne jak granie Lewandowskim.

        Falloutem 3 to możemy dyskutować, co miało większy wpływ na sukces. Marka świata, marka Bethesdy, czy wreszcie dość unikatowy gameplay, który de facto do dzisiaj ma mało bezpośredniej konkurencji.

        Z Baldurem ciężko mi dyskutować, ale znowu, znacząca marka D&D, Lariani będącymi weteranami gatunku, early acess od grudnia 2020. No i to, że gra (podobno, bo nie grałem), jest przezajebista.

        Thaumaturge z mojego, gierkowego punktu widzenia, wydaje się po prostu fajnym średniakiem do kupienia za rok-dwa. Z tą egzotyką to faktycznie słaby argument, bo liczy się głównie jakość, a nie szerokość geograficzna. Kwestia też na ile 11bit trafiło z marketingiem.

        Co do tej adoracji caratem to się zgodzę, motyw często występuje u pisarzy z Fabryki Słów. Tylko o ile Przechta robi to dość naturalnie i czuć (imho), że zwyczajnie lubi ten okres i te okolice geograficzne, co jest spoko, tak u Pilipiuka jest często „Kurła, za cara to było!”.

      • Cadab pisze:

        @Siman

        … i ta cała żółć ma się do tezy, że „jakość gry > setting” w zasadzie… jak?

        Bo jak dla mnie wyłącznie potwierdza, że ja o wozie, ty o kozie, a głupiemu radość.

      • Siman pisze:

        @Cadab

        A ty widzę nadal wycofujesz się do coraz mniejszego donżonu z posta na post.

        Skoro teza której bronisz brzmiała jakość > setting, to w pierwszym komentarzu pisałeś oczywiście o tym, że osadzenie gry w Warszawie w roku 1905 jest nie powinno mieć żadnego wpływu na sprzedaż, tak? A problemem The Thaumaturge były suche dialogi i przeciętna jakość, a nie odwołanie do polskiej historii?

        A nie, czekaj.

      • Cadab pisze:

        @Siman

        >Postaw chochoła, który jest o czymś zupełnie innym

        >Druga strona zwraca ci uwagę, że o czym innym mówi

        >PRZESTAŃ SIĘ WYCOFYWAĆ!

        >Zwróć uwagę, że dalej ma się to nijak

        >WYCOFUJESZ SIĘ!

        To w ogóle czemuś służy, poza tym, że ty naprawdę masz w dupie o czym ja w ogóle piszę, bo sobie UROIŁEŚ swoją wersję?

      • Siman pisze:

        @Cadab

        Oczywiście istnieje szansa, że jestem pogrążony w głebokich urojeniach za każdym razem gdy czytam twój komentarz p tym, że osadzenie akcji w Wawie czasów caratu sprawia, że „jedynym rynkiem zbytu staje się Rosja”. Musi to być ciężki przypadek schizofrenii w moim przypadku, bo widzę tę samą treść od wielu dni.

        Druga wersja jest taka, że jednak wisi taki komentarz.

        Myślę, że sprawę łatwo może rozstrzygnąć każdy z pozostałych czytelników bloga. Chyba że zasugerujesz zbiorowe omamy, ale wtedy wiesz jak to jest z tą historią o wielbłądzie.

  3. Cadab pisze:

    Czyli rozumiem, że doczekamy się nowego tłumaczenia „Wojny Starego Człowieka” jako całej serii? I nie będzie w niej już mojego ulubionego kwiatka tłumaczenia, czyli „Jesteś pełen gówna”? xD Nie jest to książka wybitna, seria jest taka-sobie, ale czytanie polskiego tłumaczenia pierwszego tomu sprawia, że takie-sobie military sci-fi zmienia się w komediowy hocior na miarę ekranizacji Starship Troopers, niejako niezależnie od autora i tego, w jaką stronę ta seria skręca w kolejnych tomach.

    Z drugiej strony, pewnie nie będzie przez to też MózGościa™, a to akurat przetłumaczyli fenomenalnie.

  4. slanngada pisze:

    Eh Zegarmistrzu.

    Masz straszną potrzebę udowodnienia, że wszyscy ludzie lubią to co ty, a jak mają inny gust to jakieś indywidua niegodne uwagi

  5. marchewa79 pisze:

    Jako kompletny laik i okazjonalny gracz wskazałbym coś co CDP Red robił znakomicie a czym było w przypadku CP2099 nabudowywanie hype’u na grę. Bo ten pierwszy zwiastun był genialny i dla mnie utrzymał zainteresowanie na tyle że nawet sprawdzałem co pół roku jak idzie.
    A po wtopie z premierą kolejne osiągniecie to było uratowanie gry znad grobu. Najpierw Netflixowym serialem a potem patchem i dodatkiem. Nie pamiętam żeby jakakolwiek inna gra została podniesiona z ziemi w ten sposób.
    Inna sprawa czy zamiast na siłę robić nowe próby adaptacji nie lepiej zrobić odsłonę Assasins Creed albo na XVIII wiecznych dzikich polach albo w czasie wojen krzyżacko husyckich?

  6. 0twojastara pisze:

    @Siman (tu bo nie ma jak responsować)
    „Nie ogarniam co ma Skoda do Kingdom Come.”

    nic tak naprawdę, ale cośtam o czechach będą się uczyć francuzi, niemcy i szwedzi przy okazji omawiania wojny 30 letniej. Węgrzy czy Włosi przy okazji Luksemburczyka, Anglicy że zastrzelili jakiegoś ślepego króla pod Crecy, a austriacy przy okazji omawiania Habsbugów

    przy czym to raczej się z tobą zgadzam, KC było reklamowane „prawdziwym średniowieczem” aniżeli wycieczką do Czech i w wielu przypadkach setting nie musi być już znany i popularny. Inaczej każde fantasy mielibyśmy dosłownie w 3 światach na zmianę.

  7. pontifex pisze:

    Hellish Quart wydaje się być całkiem nieźle odbieranym indykiem osadzonym w historycznej Polsce. Choć i tutaj nie sama polskość settingu wyrabia jej markę, bo postacie są różnego pochodzenia, a bijatyka na tle historycznym jako gatunek gry cieszy się popularnością niezależną od settingu i fabuły. Niemniej jednak HQ wydaje mi się dobrym przykładem jak zrobić grę niby polską z settingu, ale atrakcyjną dla graczy z zagranicy.

Dodaj komentarz