Elfy: Świat Akwilonu – fajny komiks z tandetną nazwą:

swiat-akwilonu-elfy--f8763f6Andrzej Sapkowski napisał kiedyś, że fantasy jest gatunkiem, który przestraszył się krytyków… W efekcie czego chowa się przed nimi ze wstydem i stara się udawać, że nie istnieje. O francuskiej serii komiksowej Elfy, która z czasem została przechrzczona na Świat Akwilonu nie da się tego jednak powiedzieć. Komiks ten bardzo uczciwie komunikuje czym jest. A jest rzetelnym fantasy klasy celującym w oceny między 6/10 a 8/10…

A do tego bardzo dobrze rysowanym!

Co to jest:

74914swiatakwilonuelfyos

Elfy są francuskim komiksem traktującym właśnie o elfach zamieszkujących tytułowy świat Akwilonu. Jaki jest elf każdy widzi: dwie ręce, dwie nogi, szpiczaste uszy, długie życie, niezwykły refleks, magiczne moce i miłość do natury…

Zamieszkują świat, w którym żyją też inne, tolkienowskie rasy i stwory. Oraz pewna ilość stworów nie-tolkienowskich.

Komiks podzielony jest na pięć pod-serii, traktujących o bohaterach różnych odmian rasy. Są to więc elfy błękitne (lodowo-morskie), leśne, białe (też morskie), mroczne i pół-elfy. Fabuła natomiast traktuje głównie o interakcjach z innymi rasami. Przede wszystkim ludźmi.

Każda podseria tworzona jest przez inną parę pisarza i grafika.

Jeśli chodzi o jakość, to od razu powiem, że nie jest to poziom Władcy Pierścieni, Wiedźmina, Ziemiomorza, Frieren; U Krasu Drogi lub innego Dungeon Meshi.

Nie jest to też poziom Drizzta albo przeciętnego Isekaja.

To coś pośrodku, na poziomie lepszych Forgotten Realms, Elryków, Dragon Lance, Zabójcy Trolli, Record of Lodoss War, Paladyna Z Dalekich Ziem, Smoka i Jeżego… Coś co właściwie się nie zdarza, czyli uczciwy, bezpretensojnalny średniak na poziomie między 6/10 a 8/10. I to nie taki, któremu odmówiono wyższej oceny, bo ma wady, ale nie dyskwalifikujące, ale dlatego, że jest dobry, choć nie genialny.

Fantasy prawie takie, jakie powinno być:

798a3-swiat-akwilonu-elfy-toO tym, jakie moim zdaniem błędy popełnia fantasy i jak powinno się zmienić pisałem już na tym blogu wiele razy. Tak więc narzekałem na identyczne questy, na brak pogłębienia psychologicznego i socjologicznego, na manichejski konflikt dobra ze złem, na nadmiar mroku lub odwrotnie: na „narnijskość” i przesłodzenie, na ultra-generic, na stawianie worldbuildingu przed fabułą, na to, że New Fantasy oraz Dark Low Fantasy ośmielają się kalać naszą ziemię swoim istnieniem…

I nagle dostałem w swoje ręce komiks, który – prawie – jest moim ideałem.

Akcja Elfów toczy się w typowym świecie fantasy. Żyje w nim kilka ras, takich, jakie to w fantasy żyć zwykły. Rasy te, jak to w fantasy mają skomplikowaną i długą historię. Mówiąc krótko: każda zdążyła już zawrzeć sojusz z każdą i przeciwko każdej, zdradzić ją i zostać zdradzoną. W efekcie ich stosunki są skomplikowane. Regulują je więc takie czynniki jak niechęć, poczucie zagrożenia, wspólni wrogowie, uprzedzenia, okazje biznesowe, poczucie wyższości, kompleksy, fascynacja, interesy, miłość, zła wola, duma i polityka.

Oraz wzajemna chęć poznania się bliżej oraz wzajemny brak zrozumienia.

Stosunki te pełne są więc nadziei, ale też i ambiwalencji.

I nierzadko bardzo dramatyczne.

Co ciekawe: nie ma tu wielkiego zła, ani też zła absolutnego. Są po prostu różne rasy. Nie ma też banału o „różnych rodzajach szarości”, „brutalnym świecie” i „ludziach jako najgorszych potworach”. Przeciwnie: ludzie są najbardziej typowym przeciwnikiem elfów, z którymi potykają się oni częściej, niż z orkami lub goblinami. Jednak nie są jakoś szczególnie niesympatyczni. Same elfy też nie wydają się jakoś specjalnie złą rasą, chociaż w dwóch przypadkach na trzy to one odpowiadają za wybuch konfliktu. Większość postaci też wydaje się kierować jakiegoś rodzaju etyką i poczuciem moralności. Wyjątek stanowią tu czarne elfy, które oczywiście kierują się cynizmem i społecznym darwinizmem (czyli tak, jak powinny).

Zło jest tutaj natomiast dość banalne i najczęściej wynika z banalnych przyczyn. Pierwszą z nich jest chciwość. W tym świecie po prostu są łotrzyki w ten czy inny sposób nastające na własność innych. Drugą: zachowywanie się wobec innych jak ostatni złamas… Co często się mści… Czasem szybko, a czasem po latach…

Paradoksalnie tym, co najczęściej widzimy to bohaterowie działający ze szlachetnych pobudek, które kolidują ze szlachetnymi pobudkami innych postaci… Bardzo kolidują… Albo też szlachetnych przywódców, którzy kierując się takimiż ideałami doprowadzają do katastrof…

I tu dochodzimy do czegoś ciekawego, co można nazwać „bohaterem nieoptymalnym”, czego w zasadzie nie widziałem ani w tytułach anglosaskich, ani też w japońskich. O co mi chodzi: otóż bohaterowie obydwu rzadko popełniają głupie błędy. Ich udział w fabule przypomina raczej grę w szachy, niż grę z udziałem czynnika losowego. Tak więc jeśli ich plany kończą się niepowodzeniem lub doprowadzają do katastrofy wskutek działania gambitu innej postaci. Natomiast nie ma czegoś takiego, jak pech, „strategiczni kaprale” i takie tam…

Tutaj, do czego trudno się mi było przyzwyczaić, istnieje coś takiego…

Przykładowo: elfy i ludzie prowadzą wojnę podjazdową z innymi ludźmi. Ich bojówka wpada na statek i zaczyna robić sieczkę. Wyskakuje na nich arystokrata: „Ale co wy robicie!” Główny elf: „Walczę o wolność!”I łup! FATALITY! Łup! WAR CRIME! Ustalanie kim był zabity! CRITICAL FAIL! Ambasador neutralnego królestwa! CAŁY ŚWIAT DECLARED WAR UPON YOU!

Komiks wykorzystuje też motyw upływu czasu oraz różnice w postrzeganiu go przez różne rasy (choć nie aż tak aktywnie jak Frieren). Oraz fakt, że zarówno ludzie, jak i elfy z innej perspektywy patrzą na niektóre wydarzenia. Elfy mogą po prostu przeczekać. Z drugiej strony sto lat w jedną czy drugą stronę to dla nich niewiele.

Scenariusz i Worldbuilding

elfSkoro fajne, dobrze napisane fantasy z realistycznym tłem psycho-społecznym to czemu uważam, że jest to kategoria B?

Otóż seria ma dwie wady. Pierwszą jest scenariusz, drugą – wynikającą z niego – jest worldbuilding. Ogólnie tomy są lepsze i gorsze. Najbardziej podobały mi się te o Białym Elfie oraz na razie jeden: o Elfie Czarnym. Najmniej: pierwszy i piąty. Tom pierwszy to grafomania w stylu Baldurs Gate. Bohaterowie prowadzą śledztwo w sprawie pewnego, masowego mordu popełnionego na elfach

I wiecie co? Jak masz znajomego nekromantę, który potrafi rozmawiać ze zmarłymi, to śledztwo zaczynasz od wizyty u niego! A nie od zwiedzenia 6 czy 7 lokacji i przypadkowego wywołania wojny między rasowej, dziwowania się Kowal zrobił nóż! I sprzedał! Co więcej, jeśli w świecie tym istnieje nekromancja, a czarne elfy są jej mistrzami to też pewnie brałyby ją pod uwagę w swoich spiskach…

Jeśli chodzi o tom piąty, to scenariusz jest bardzo nieprzekonujący. Co więcej sama treść jest mocno niezgodna z tym, co wiedzieliśmy wcześniej o tym świecie. Bo o ile wcześniej poszczególne rasy niezbyt się lubiały, to tutaj nagle dostajemy w twarz jakimiś ustawami norymberskimi…

Tym sposobem dochodzimy do drugiego problemu…

Worldbuilding – a więc po to jest…

Jak pisałem: Elfy tworzone są przez kilku autorów i niestety widać, że jeden coś wymyśla, a pozostali retconują swoje dzieła. Tak więc wizja Ciemnych Elfów z pierwszego tomu jest niezbyt spójna z wizją z czwartego. Smoki, które niby są ultra rzadkie Ciemne Elfy używają jako wierzchowce…

Niestety na takie pytania trzeba przymknąć oczy i udawać, że nie zostały zadane…

Jakie to nieamerykańskie:

elfy2Kurcze, no…

Chcieli narysować gołe cyce, to narysowali. Chcieli się pośmiać z grubej baby, to się pośmiali. Orkowie mogą sobie swobodnie spekulować o zwyczajach seksualnych elfów i od niechcenia mordować dzieci, a autor nie czuje się zobowiązany za nie przepraszać. Brzydkie słowo na „R” w opowieści nie występuje. Poszczególne rasy oraz poszczególne ich osobniki mają różne opinie na temat pozostałych gatunków, jednak nie ma wielkiej, systemowej nienawiści. Nienawidzenie kogoś tylko za to, że przyszedł na świat w innym gatunku też nie jest normą. Za to normą są resentymenty wynikające z doświadczeń osobistych i historycznych. Jednak dobre powody (na przykład odpowiednia ilość pieniędzy) wystarczą, żeby skłonić do współpracy skłócone gatunki.

No i jak pisałem: dowolny człowiek może sobie nie lubić elfów i orków, ale prawdziwym wrogiem jest sąsiad zza między…

Innymi słowy: nie ma tutaj tych wszystkich, amerykańskich obsesji. Autorzy natomiast nie czują potrzeby, żeby się cenzurować.

Należ jednak zauważyć, że (to jest kolejna rzecz, do której trzeba się przyzwyczaić) opowieść jest inaczej prowadzona niż w produkcjach amerykańskich (ale także japońskich), bardziej przypominając dramat teatralny. Podobnie jak w nim fabuła jest kształtowana przez czyny i słowa bohaterów oraz wypowiedzi narratora. Jednak nie mamy wglądu w ich świat wewnętrzny. O ile w komiksie japońskim otrzymujemy sygnały takie, jak te słynne krople potu, onomatopeje, jak „szok!”, „łubudu!” i wypowiedziany tylko do siebie komentarz. W komiksie amerykańskim mamy dymki dialogów i dymki myśli. W tych drugich możemy przeczytać myśli bohatera i jego dialog wewnętrzny.

Tutaj mamy tylko obraz i dialog. Emocje odczytujemy wyłącznie z mimiki i ekspresji postaci oraz tego, co jeden bohater zechciał powiedzieć drugiemu.

Co w tym najlepsze:

Elfy odniosły we Francji duży sukces, w efekcie czego otrzymały trzy spinnofy. Są to kolejno: Krasnoludy, Orkowie oraz Magowie. One też odniosły sukces. Serię więc przemianowano na Świat Akwilonu. Francuzi napłodzili już tego łącznie coś około 90 zeszytów.

Oj, komiksie o tandentnym tytule…

Czuję, że spędzimy ze sobą dużo czasu, bawiąc się wyśmienicie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii fantastyka, Fantasy, komiksy i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Elfy: Świat Akwilonu – fajny komiks z tandetną nazwą:

  1. pontifex pisze:

    I nagle dostałem w swoje ręce komiks, który – prawie – jest moim ideałem.

    Bo nawet największy smakosz ten raz na ruski rok, zamiast znowu artystowsko delektować się foie gras czy innym haute cuisine, zapragnie po prostu nażreć się ziemniakami i schaboszczakiem w panierce.

Dodaj komentarz