Niedawno na Panie I Panowie, Zagrajmy W RPG założony został fajny temat. Dotyczył on ostrzegawczych sygnałów, po zauważeniu których nie kupujemy podręczników do gier fabularnych.
Warto więc go ukraść i napisać kilka słów na ten temat.
W sumie to zauważyłem tylko (aż?) 6 takich, bardzo alarmujących elementów, których pojawienie się w blurbie lub reklamach praktycznie przekreśla dla mnie produkt.
PBTA, FATE, FITD:
Gdyby tak wyglądały gry fabularne kiedy zaczynałem, to nigdy bym weń nie grał.
Wiecie: próbowałem do tego podejść z otwartą głową. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę z jaką nienawiścią ich miłośnicy podchodzą do innych gier, pisząc o „Młotkach”, „Warhammer-Rakach” lub waląc stwierdzeniami w stylu „Dungeons and Dragons to w sumie takie samo gówno jak Warhammer”. Galopy Gisha, którymi nawalali też nie pozwalały zachować otwartego umysłu.
I potem kupiłem te gry.
I te kosmiczne horrory / boskie objawienia okazały się zwykłymi średniakami, dodatkowo wyzutymi z wszystkiego, co lubię nie tylko w grach fabularnych, ale w grach w ogóle.
Ogólnie rzecz biorąc te gry to po prostu kolejne grudy błota ciśnięte w sporze Ludologiczno-Narratologicznym (tzn. czy gry mają bawić, czy opowiadać fabułę?), który to spór wszędzie, poza światkiem papierowych RPG, umarł gdzieś w połowie lat 90-tych, a które to kule znów nadleciały ze strony Narratologistów. Ot, kolejne narzędzia służące do tworzenia improwizowanego teatrzyku, a nie do grania. Tym razem jednak bez autorytarnego Mistrza Gry.
I – jak mówiłem – są po prostu wyzute z wszystkiego, co w grach cenię.
Wiecie, ja lubię, jak w grze jest dużo sensownego contentu, którym mogę się bawić: budować statki kosmiczne z podzespołów, drużyny ze zróżnicowanych bohaterów, dobierać magiczne przedmioty i atuty dla Fightera, szukać najlepszego zestawu zaklęć dla Czarodzieja jak w DeDekach, albo układać te czary z klocków jak w Magu lub Ars Magice, poszukiwać najlepszej drogi awansu społecznego dla Szczurołapa jak w Warhammerze. Lubię też, jak kolejne czyny mojej postaci otwierają jej nowe możliwości, jak w Legendzie 5 Kręgów lub 7th Sea, gdy z początkowych, luźnych ram buduje się wokół mnie żywy świat wyobraźni, jak w Gasnących Słońcach, gdy czuję nieskrępowaną potęgę postaci, jak w Exalted.
Natomiast te zabawy w improwizowany teatr jakoś nigdy mnie nie pociągały.
Marketing oparty na pogardzie i nienawiści:
Jeśli w marketingu – czy to oficjalnym, czy też prowadzonym przez fanów zachwalających ulubioną grę – stosuje określenia wyrażające jawną pogardę („To nie są infantylne dedeczki”), nienawiść („To nie jest kolejny Warhammer-Rak”), kpinę („Tu się gra, a nie robi herbatę!”, „To nie jest gra w seppuku”), poczucie wyższości („Prawdziwe RPG”) lub jawne kłamstwa („Corpo-RPG lat 90-tych*”..) na temat gier cudzych to strasznie mnie to zraża.
Nie jest to ani eleganckie, ani skuteczne.
Sorki, ale czytając o nowej grze chcę poznać jej zalety. Jeśli natomiast ktoś nie potrafi takich zaprezentować, a jedynie skupia się na wadach konkurencji, to należy zadać pytanie czy reklamowana przezeń gra w ogóle ma jakieś zalety?
* Nazywanie takich firm jak TSR, White Wolf, Alderac czy FASA korporacjami jest o tyleż niesprawiedliwe, że większość z nich powstała dosłownie w garażu, często przy finansowaniu niższym, niż dzisiejsze gry indie miewają z Kikstartera (przykładowo FASA miało 350 dolarów kapitału zakładowego). Żadna z nich nie była korporacją. Wygrały dzięki pomysłowości i talentowi swoich założycieli.
Słowianie:
Jeśli ktoś pisze o Słowianach, to na 90 procent jest to szur, onuca lub debil. Często jednocześnie.
Ze Słowianami są trzy problemy. Pierwszy polega na tym, że w zasadzie nic o nich nie wiemy. Po prostu pewnego dnia przyszli na ziemie, gdzie mieszkają i przynieśli swój język. Preferowali zamieszkiwanie w scentralizowanych osadach i (o ile pamiętam) osiedlali się w dolinach rzecznych. Byli też dość dobrze zorganizowani. I na tym koniec. Nie znamy ich legend, wierzeń, osiągnięć kulturowych. Nie ma też utartych stereotypów na ich temat, takich jak te nieszczęsne rogi wikingów. A przynajmniej nie takich, które byłby w stanie zaakceptować ogół, bo takich, których ogół nie akceptuje (jak swastyki na tarczach, rusofilstwo i chłopomania) jest pełno. W zasadzie wszystko, co na ich temat pokutuje, zostało zmyślone przez nieudolnych fałszerzy i to najczęściej na przestrzeni ostatnich 100 lat.
Po drugie: Słowianie stanowią wspólnotę językową, a nie kulturową. Poszczególne narody słowiańskie miały liczne, często duże osiągnięcia dziejowe, ale zazwyczaj już po tym, jak przestały identyfikować się jako Słowianie. Co więcej inne narody słowiańskie nie identyfikują się z tymi osiągnięciami. Rosjanie stworzyli najpotężniejsze imperium świata (tzn. Związek Radziecki), ale nie był to powód do dumy dla Polaków, Słowaków, Czechów czy Ukraińców. Polacy mieli długą i tragiczną historię, ale w dużej mierze z winy Rosjan. Słowianie Połabscy potrafili dokopać Wikingom, ale na ich łodziach nie pływał żaden Czech, Serb czy Rosjanin. Ruś Kijowska była potęgą, ale Polacy czy Czesi się pod tą potęgą nie podpisują, a Rosjan jeszcze wtedy nawet nie było.
Po trzecie: ideologia panslawizmu była wykorzystywana jako narzędzie polityczne przez Rosjan. I do tej pory taką funkcję pełni.
„Zwykli ludzie”:
Obawiam się, że określenie „Zwykli Ludzie” najczęściej oznacza pseudo-realistyczną grę, gdzie sięgając po miecz najpierw rzucamy, czy nie skaleczyliśmy się w rękę, a potem, czy nie wdała się w ową rękę gangrena…
Po drugie: trochę dla mnie świadczy o tym, że twórca nie miał pomysłu na to, co fajnego ma być w jego grze. „Zwykły człowiek” to określenie totalnie antyrozrywkowe. „Zwykli ludzie” wykonują rutynowe czynności, jedzą, śpią i defekują. Nie chcę grać zwykłymi ludźmi, chcę grać ludźmi ciekawymi.
To nie musi znaczyć, że to mają być od razu być superherosi…
W takim „Papers Please” (mało erpegowy przykład) grasz kontrolerem paszportów. Jednak przedstawione jest to w ciekawy sposób: zmagamy się z przemytnikami, nielegalnymi emigrantami i terrorystami, możemy domagać się łapówek, musimy radzić sobie z emocjami petentów…
Słowotoki i pierniczenie:
Bardzo nie lubię, jeśli podręcznik nie potrafi posługiwać się zwięzłym i informacyjnym, przejrzystym językiem i komplikuje nawet najprostsze sprawy. Przykładowo, kiedy zamiast:
„Jeśli chcesz wykonać atak rzuć kością k100”.
Pisze:
„Wszechświat pełen jest demonów, kultystów i xenos skradających się między gwiazdami! Jeśli agent Inkwizycji zechce, może pobłogosławić jednego z nich świętym ogniem gniewu Imeratora ze swego, wykutego w kuźniach Marsa boltera. W tym celu ujmij w palce k100 i wykonaj rzut!”
Jednorazowo jest to może i klimatyczne, ale jeśli podręcznik cały jest w tym stylu, to tylko męczy.
Niu-Fantastyka:
Odrzucają mnie też dwa typy tych nowomodnych, hipsterskich settingów. Po pierwsze: te maszkaroniki z tą pseudo-artystyczną grafiką, wyglądającą jakby rysował ją bardzo niestaranny pięciolatek, któremu rodzice, zamiast o Kubusiu Puchatku czytali do snu o turpistach.
Po drugie te gierki, które wyglądają, jakby ktoś wylosował je w jakieś tabeli losowego generowania typu:
Rzuć k6: |
Kto: |
Walczy z: |
Za pomocą: |
1 |
Staruszki o laskach: |
Dinozaurami |
Parowych mechów |
2 |
Niemowlęta: |
Przybyszami z marsa |
Telepatii i telekinezy |
3 |
Wiewiórki: |
Hitlerowcami |
Voodoo |
4 |
Psychopaci i zboczeńcy: |
Telepatycznymi meduzami |
Kupy na patyku |
5 |
Menele |
Robotami z przeszłości |
Karate |
6 |
Rozgwiazdy |
Jednorożcami |
`Brudnych pieluch |
Jak widzę coś takiego, to dziękuję.
Czy ja jestem uzależnionym od miękkicj narkotyków, wywodzącym się z wyższej klasy średniej, 20-letnim mieszkańcem wielkiego miasta, żeby w coś takiego grać?
>Sekcja PBTA, FATE, FITD
O ile mogę zgodzić się z ogólnymi tezami, które tam padają, tak nie bardzo rozumiem, co w tym pakiecie robi Fate.
To nie jest tak, że Fate nie ma swoich własnych problemów (ma ich całkiem sporo), one są po prostu skrajnie inne od tego, co zostało w tej sekcji opisane: „ciułanie +2”, dziwaczne połączenie super-sztywnej mechaniki z super-otwartym stylem gry, gruby podręcznik, który da się streścić w jakiś 30-4 stronach. No i chyba najgorsza przypadłość – to gra, która mówi, że jeżdżenie po szynach tej dziwacznej mechaniki to „budowanie interaktywnej historii” (co jest jedynym punktem stycznym z PbtA i FitD), a nie bycie w moim odczuciu pomocą dydaktyczną dla ludzi cierpiących na autyzm. Dzięki temu takie osoby mogą „wczuć się” o co w ogóle chodzi w tych całych grach RPG, nie potrafiąc jak normalny człowiek postrzegać kwestii narracyjnych i fabularnych i wymagając dodatkowych wyjaśnień i „umechanicznienia” swoich działań. Dla osoby nie będącej na spektrum autyzmu ta gra po prostu nie działa i jest wręcz do porzygania jałowa.
>Wygrały dzięki pomysłowości i talentowi swoich założycieli
No i marketingu oraz dystrybucji, które ci ludzie potrafili zorganizować. To nie znaczy, że to były automatycznie gry korporacyjne, ale ci ludzie poza pomysłem na grę mieli też pomysł jak tę grę sprzedawać. Najjaskrawszym przykładem będzie zestawienie D&D z T&T, gdzie każda spytana osoba powie, że T&T jest o kilka poziomów lepszą i przyjemniejszą grą, z działającymi zasadami, zamiast zbieraniną przypadkowych pomysłów… ale D&D miało zajebiście dobrze zorganizowany marketing (szczególnie u swojego zarania), a T&T zostało fanowską grą dla garstki ludzi.
>Słowianie
Jeszcze w ogóle robi się „gry słowiańskie”? Wydawało mi się, że na Arkonie się skończyło.
>Zwykli ludzie
Z tym jest coś innego, czego ja nigdy nie rozumiem w marketingu tych gier. Mianowicie przekaz, który idzie mniej więcej tak:
„Masz nudne życie pozbawione wrażeń, ciągle tylko praca, knajpa i szkoła? Z naszą grą nie nakręcisz pornola, my dostarczymy ci jeszcze więcej szarej, codziennej monotonii, w której jesteś nikim i niczego nie osiągniesz”
Nie ma to jak z hobby nastawionego niejako z założenia na eskapizm zrobić symulator wózka widłowego.
>Hipsteryzm
Nie licząc faktycznie indie RPG (czyli wszelkiej maści „zapłać co łaska, albo w ogóle masz tu moją grę za darmo”) zjawisko podupadło dość mocno gdzieś tak circa 2016-17, jak przebrzmiały pierwsze większe przewały na KSie i fala krytyki tym wywołana. Ludzie bardzo szybko się zoreintowali, że się ich doi i czesze jako frajerów, obiecując pomysły na grę, a nie gry, o funkcjonalności nie wspominając. To nie znaczy, że rzecz umarła całkowicie (że powołam się na nasze rodzime „Defiant”, bo nadal się zastanawiam kto był w ogóle targetem tej gry i jaki był cel jej zrobienia, skoro cała kwota, rozliczona co do centa, poszła faktycznie na jej produkcję, więc to NIE był przewał na kasę), ale hipsteryzm już się dawno skończył – w końcu i hipsterów już nie ma.
No panie! https://www.rebel.pl/site/search?phrase=s%C5%82owianie
Panslawizm wrócił, częściowo na fali sukcesu Wiedźmina 3, częściowo na fali wznoszącej nacjonalizmu i obecnie przeżywa swój złoty wiek. Masz takie rzeczy: https://bonito.pl/produkt/bestiariusz-slowianski-czesc-pierwsza-i-druga-3 i takie rzeczy: https://bonito.pl/produkt/slowianscy-krolowie-lechii-polska-starozytna i nawet całe, słowiańskie wydawnictwa: https://bonito.pl/wydawnictwo/Triglav/
Aha…
https://wspieram.to/zabicsmoka
Z drugiej strony- czemu nie? Jak mamy mitologię germańską stworzoną w dużej części już po chrystianizacji i będącą zlepkiem wierzeń ze Skandynawii i obecnych Niemiec, z domieszką wpływów celtyckich? Jak nie wiemy naprawdę, ile z mitologii greckiej było prawdziwymi wierzeniami, a ile twórczością literacką?
Więc twórzmy sobie dla potrzeb gier „mitologię słowiańską” z tradycji ruskich, polskich, bułgarskich i chorwackich, przyprawionych opowieściami dziadka o upiorach, umrzykach i utopcach. W końcu nikomu to nie przeszkadza.
Oczywiście gorzej, jak ktoś tę twórczość próbuje sprzedać jako „autentyczne wierzenia słowiańskie”, a a skrajnym przypadku jako „ukryte fakty historyczne”.
Tu jest jedna różnica: mitologia skandynawska została spisana przez chrześcijanina, ale w momencie, kiedy ciągle jeszcze była żywa i żyli jej wyznawcy. Podobnie: mity greckie spisano w okresie hellenistycznym, gdy dość mocno się rozmyły, ale w okresie, gdy były ciągle żywe. Najbliższe przekazy odnośnie „naszych” bogów są wieki po tym, jak ich kult został zarzucony, a opierają się na kopiowaniu wierzeń greckich.
Drugi problem, że te fanfikowe wierzenia są tworzone, ale głównie wśród rosyjskich nacjonalistów i copy-pastowane do Polski. I należy się poważnie zastanowić, czy warto powtarzać rosyjską propagandę.
Chodziło mi raczej o słowiańskość w RPG, a nie turbosłowian jako takich.
A po przeczytaniu opisu „Zabić smoka” – gdzie tu hipsterskość? To jest tak mainstreamowy projekt, jak się tylko da, a w dodatku wygląda jak kombinacja „Brzdęku” z „To ja go tnę!”. W sensie rozumiem, że to jest dziwne, bo jest tak naprawdę gdzieś między niedorobioną planszówką, a kupnym scenariuszem… ale na pewno nie hipsterskie.
Masz Słowianie RPG: https://www.rebel.pl/site/search?phrase=s%C5%82owianie+rpg masz Zerywię: https://wspieram.to/ZerywiaRPG?pokaz_projekt=1 nie jestem pewien, czy Stworza to RPG czy planszówka…
Aż mi się „Pieróg…” przypomniał od czytania blurbów tych gier xDDD
Ta cała Zerywia to w ogóle jakaś gruba gównoburza widzę, bo rzecz okazała się skokiem na kasę i to takim z przytupem xD
2020 i ludzie nie dość, że dali się przekonać do wspierania czegoś takiego, to jeszcze na koniec zostali wystawieni do wiwatu i teraz chcą tylko zwrotu kasy, zamiast gry, która „powstaje” i powstać nie może xD
Ja tu ginę. Bolą mnie od powstałej głupawki brzuch i boki. Z jednej strony – „Pieróg” w stanie najczystszym. Z drugiej – Schadenfreude, jakiego nie czułem od kilku lat. A w tle tego wszystkiego ludzie ciskający gromy na wspieram.to, bo urodzili się wczoraj i nie wiedzą jak zbiórki działają.
Jest jeszcze coś, co nazywa się Slawia, ale nie wiem, czy to erpeg czy planszówka.
A co do Zerywii: jakoś tak koło roku 2010 ludzie gwałtownie zgłupieli i zaczęli nabierać się na najprostsze sztuczki.
Slawia jest karcianką, z gatunku „karcianki planszówkowe”, a nie „karcianki do zbierania kart”. O projekcie usłyszałem jakiś czas temu i wzruszyłem ramionami, bo gier w których wysyłamy dek kart na questa jest na pęczki i wszystkie są mechanicznie tak samo miałkie, a to oznacza, ze nie ma sensu się nimi zajmować. Nawet w sumie nie zarejestrowałem, że to się ma sprzedawać dzięki swojej (domniemanej) słowiańskości, bo nazwę raczej ze splendorem i chwałą pokojarzyłem, a artwork jest tak generycznie mrokhny jak się tylko da.
Szczerze mówiąc, na widok tytułu wpisu i tych flag na obrazku pomyślało się, że będzie o tych modnych ostatnio systemach o biciu zuych kapitalistów. W rodzaju tego, co parę lat temu próbowano przepchnąć przez serwisy crowdfundingowe, w kraju, w którym ostatnia rewolucja robotnicza doprowadziła do upadku systemu socjalistycznego. Można powiedzieć – jak zwykle, socjaliści bardzo się zdziwili, że Lud chce czego innego, niż oni sobie życzą, by chciał. Tym razem przynajmniej chodziło tylko o grę w udawanie elfa, przepraszam, rewolucjonisty.
Skoro wymieniasz Słowian zbiorczo jako czerwoną flagę, to ja podbiję i powiem: OSR. Dlatego, że jak coś jest reklamowane jako oesery, to masz mniej więcej równe szanse, że: a) mamy do czynienia ze zrobioną do szuflady mało oryginalną chałupniczą przeróbką zasad do dedeczka, b) mamy do czynienia z krańcowo oryginalnym dziwactwem, które jest naprawdę fascynujące jak to czytać, ale i tak napisane zostało z założeniem, że postać gracza to Generyczny Facet Z Mieczem #13 pełzający po kolejnych dungeonach ze skarbem i trollem w ostatniej komnacie, a mechanika to mało oryginalna chałupnicza przeróbka zasad do dedeczka, c) robi to jakiś naziol czy zwyrol, albo przynajmniej czterdziestolatek rojący sobie, że ma tych lat sześćdziesiąt (tzn. że ma osobiste wspomnienia z grania w latach siedemdziesiątych), a zachowujący, jakby wciąż miał piętnaście i właśnie odkrył, że starzy tak śmiesznie się złoszczą jak puszcza Slayera na pełen regulator.
*albo przynajmniej trzydziestolatek
ftfy
Przy czym widziałem OSRowców-studentów, a więc poniżej 25, którzy będą ci mówić o tym, jak się grało „kiedyś”, gdzie jest wielce prawdopodobne, że ich rodzice wtedy byli niemowlętami.
Uchylam czapki. (Oczywiście tej śmiesznej papieskiej.) W Polsce to jeszcze przychodzi z dodatkowym poziomem absurdu, bo u nas Wielkim Powrotem Do Korzeni może być najwyżej Kamienne Cesarstwo. Co w sumie bym całkiem chętnie zobaczył, ale koleżkowie od Kamiennego Cesarstwa strzelili sobie w stopę tą tabelką z homoseksualizmem i chyba w końcu machnęli ręką.
U nas tak naprawdę powrotem do korzeni może być granie w Pierdycję, a jako MG mieć skansena. O co w sumie nie jest tak trudno, ale obawiam się, że OSRowcy by zaczęli stękać, że „to nie jest prawdziwe OSR, bo nie jest takie jak amerykańskie”. I w sumie w tym cały sęk – że im nie zależy na żadnym old-schoolu, czy retro-gamingu. Oni po prostu biorą to, co jest sprzedawane jako „wyższy poziom gry”.
Ja to nazywam „Syndromem Atarowca”. Polega na budowaniu swojej pozycji społecznej na bazie tego, w jakie gry gra. Kiedyś, dawno temu koleś dostał Atari i był królem osiedla. Ale czasy się zmieniły i wszyscy jego kumple mieli Amigi. To wyciągnął Kryształy Czasu z Magii i Miecza, prawdziwą grę, w którą grają prawdziwi gracze, nie jakieś tam komputerówki. Ale ludzie kupili Warhammera i znów przestał być królem. Ale wujek z zagranicy przysłał mu Kult „grę tak straszną, że ludzie boją się trzymać to w sklepach”. Jednak ludzie pokupili sobie Wampira. I tak się toczyło i toczyło, aż gość został Indianinem lub znalazł kserówkę oD&D wykonaną osobiście przez Gygaxa czy tego ich drugiego, prawdziwszego boga.
Co nie zmienia faktu, że chętnie zobaczyłbym remake 1 edycji Warhammera. Ale tej prawdziwej, przed-Trzewiczkowej, opowiadającej o tym, jak Szczurołap zdobywa miecz z Większą Runą Śmierci i zostaje dowódcą najemników.
To ode mnie jeszcze taki zabawny szczegół z moich obserwacji, a propos tego, czym tak naprawdę jest „old school”: powtarzającym się motywem na ichnich forach dla oeserowców jest, że zjawia się erpegowy dziadek i pyta, o co w tym wszystkim chodzi, bo on i jego ekipa to w tym siedemdziesiątym czwartym grali zupełnie inaczej i nie rozumie, czemu wszyscy teraz próbują go pouczać.
A ja powiem herezję: ze wszystkich tych nowych trendów, jakie w RPG wysypały się około 2010 to OSR i NSR uważam za najbardziej inspirujące. Owszem, jego wyznawcy mają masę przywar, ale też liczne zalety. Tak więc:
– faktycznie mają pomysł na grę
– i to pomysł, który rzeczywiście wnosi nową jakość do RPG
– te gry są bardzo minimalistyczne, skondensowane w zasadzie do esencji
– goście są przynajmniej śmieszni
Z tym „mieli pomysł na grę” to bym się MOCNO kłócił. Statystyczna gra OSR to klon 1:0,99999 z jakiejś wersji D&D 0ed z jakąś pojedynczą zmianą. Nie wiem też jak „dobra, nowe D&D nie działa i żadna ilość napraw nie pomoże… to może spróbujmy ze starymi edycjami!” jest dodawaniem nowej jakości. To jest raczej obraz alkoholika-degenerata, który stwierdza, że koniec z piciem wody kolońskiej, od tej pory tylko tanie wina.
A skoro już się wozimy po OSR: Primer to the Old-School Gaming. Rak, który swoim zasięgiem sieje niemal takie spustoszenie, jak praktyczna (w przeciwieństwie do artykułowej) strona Jesiennej Gawędy. Rzecz nie wiem, czy ma 10 stron, ale uczy absolutnie najgorszych zachowań i postaw, łącznie z oczywiście marketingiem pogardy. To gówno otwarcie nawołuje, żeby przerywać grę w trakcie i upomnieć gracza/MG, że „nie, to nierealistyczne, powinno być tak” i serwuje klasycznych „zwykłych ludzi”. Czapki z głów dla autorów (którzy wtedy mieli niskie 30 lat) za stworzenie tak potężnej broni do trwałego okaleczania graczy.
Ale widzisz: OSR / NSR doprowadziło choćby do odrodzenia Dungeon i Hex Crawli czy Sandboxów. Czyli stylów gry, które wcześniej były mocno zapomniane.
Ani dungeon crawl, ani sandbox, nie potrzebowały się odrodzić. A już tym bardziej nie potrzebowały wsparcia ze strony OSRów
>Ale chociaż do mainstreamu weszły!
Tak, jako element kpiny z OSRowców, więc iście niedźwiedzia to przysługa. Szczególnie, że w tym mainstreamie były cały czas i trzymały się mocno – to Polska jest takim dziwnym miejscem, gdzie „dungeon crawler jest dla poślednich turlaczy kostek, ale gdy chcesz wznieść swoją grę na WYŻSZY POZIOM…” i siłą rzeczy dungeon crawl, aka bazowa forma ciupania w papierowe RPG, w zasadzie nie istnieje (no i oczywiście jest pogardzane).
Pamiętam ten projekt i jak każdemu życzę szczęścia przy wydawaniu swojego heartbreakera, to w tym wypadku, jak to zobaczyłem, to aż w sercu mnie zakuło. RPG kiedyś: Magia i Miecz i wielka wojna między fanami elfów, a krasnoludów. RPG dzisiaj: rewolucja socjalistyczna.
Wygląda to bardzo ciekawie – mógłbym prosić o jakieś linki? Pierwszy raz o tym słyszę.
Proszę:
https://wspieram.to/Towarzysze
Dzięki. Bardzo ciekawe zjawisko. Były jeszcze inne podobne kontrowersje? (jakoś tego typu zjawiska chyba mi umykają)
Niestety, ja rzadko odwiedzam Wspieram.to, więc nie bardzo wiem, co się tam dzieje.
Skoro Mostowiak wrzucił swoje, to czemu by nie dorzucić i własnych
Wymieniono już:
nu-RPG
marketing oparty o pogardę
„zwykłych ludzi”
OSRy
Nie wymieniono:
>Marketing oparty o internetową dramę (co odróżniam od marketingu opartego na pogardzie)
Nie ważne, po której stronie podkowy internetowej gównoburzy usadowią się twórcy, jeśli ich gra jest oparta na założeniu, że „kupując nasz produkt dokopiesz lewakom/prawakom/feministom/naziolom/korporacjom*/klerykałom/antykrerykałom/Tym Z Drugiej Strony”, to mamy przed sobą nie grę, a tani bait nastawiony na dojenie kretynów zbyt zajętych wirtualną walką z wirtualnym wrogiem plemiennym, żeby w ogóle dostrzec, że dają się robić w rogi. Rodzi to też dodatkowy problem w postaci konfrontacji z takim graczem, gdy posadzisz go do czegoś innego i zamiast grać, zaczyna przy stole politykować. Przez lata wydawało mi się, że to problem typowo amerykański, ale wiosną zeszłego roku zaczął się powolny, acz wyraźny wysyp takich osób także w Polsce i jest to dla mnie problem, który przeskoczył poza sferę „są gry, które cynicznie zagrywają gawiedź, która i tak nie gra zwykle w gry”.
* bonus punkty jeśli robi ją korpo
>Solo RPG
Zjawisko w swojej aktualnej odsłonie relatywnie nowe (bo nie nowe całościowo, coś takiego już było), ale wyjątkowo wkurwiające. Łączy ze sobą wszystkie najgorsze cechy marketingu pogardy i „zwykłych ludzi” w połączeniu z całkowitym wypaczeniem idei, o co w grach RPG chodzi. Tak naprawdę bowiem chodzi o to, żeby kupić gotowy zestaw 4-10 tabelek k100, a z których wyrzucamy sobie pseudo-paragrafowe przygody i spotkania, wszystko to wyobrażamy sobie w głowie, bez jakichkolwiek notatek czy kart, a następnie chwalimy się wszem i wobec, że jesteśmy na „najwyższym poziomie gry” (co jest chyba najbardziej wkurwiającą częścią zjawiska, bo uczy bezpodstawnego samozachwytu i agresywnego pozerstwa jako „elementu gry”), bo jesteśmy sobie sami mistrzem, graczami i nie potrzebujemy do niczego innych ludzi. Przeciętna gra tego typu jest przeraźliwie wręcz miałka, z zabawą polegającą na określeniu co wieźli kupcy, których spotkałeś i czy tym razem bijesz się z goblinami na leśnym trakcie, czy z trollami na górskiej ścieżce.
Ludzie, którzy się tym zajmują, najwyraźniej nigdy nie słyszeli ani o paragrafówkach (którą to nie jest), ani o czymś tak prostym i oczywistym, jak pisanie opowiadań, ani o cRPG (nawet takim archaicznym, z końca lat 80tych, które nadal jest bardziej grą, niż to, czym jest Solo RPG).
>d20 Modern
D&D jest bardzo specyficzną grą, ze swoim własnym kontekstem historycznym ciągnącym się przez dekady. Ten kontekst jest cholernie ważny, bo stanowi uzasadnienie dlaczego pewne rzeczy działają tak, jak (zwykle nie)działają i dlaczego w ogóle pewne rzeczy są elementem gry.
d20 Modern tego kontekstu nie ma. To bezsensownie zrobione kopiuj-wklej dedeckich mechanik na absolutnie dowolny setting, a potem graftowanie z pomocą kołków, szewskiej dratwy i palnika acetylenowego wszystkiego tak, żeby się rzekomo trzymało kupy. W efekcie czego powstał bodaj najbardziej koszmarny generyczny system na świecie, który „stoi” tym, że graczom sprzedaje się 4k8+5 dodatków, żeby ich setting działał i się „spinał”, czego oczywiście i tak się nie osiąga, ale hajs się zgadza. W dodatku stanowi to nie tylko cementowanie się DeDekowców w swoim własnym sosie (bo przecież to nadal mechanicznie zbieżne), co jeszcze dodatkowo poszerza bazę umacniającą wszystkie mechaniczne patologie D&D jako takiego. No przecież tyle gier (czytaj: tyle settingów napisanych na kolanie) używa d20 Modern, to nie może być przecież złe!
>kolorowe kostki
Będę tu trochę hipokrytą, bo jednak gram w Hollow Earth Expedition, które też ma swoje własne kolorowe kostki. Tylko ma je jako pomoc obliczeniową, by nie turlać dosłownym wiadrem kości. A równie dobrze można użyć absolutnie dowolnych kostek, byle miały parzystą liczbę ścianek (nawet nie muszą być tego samego „nominału”). Po tym samo-rozgrzeszeniu kontynuuję:
Gry z kolorowymi kostkami mają z kolei kolorowe kostki, żeby było co sprzedawać gawiedzi. Nie pełnią one żadnej realnej roli i można je spokojnie w każdej chwili zastąpić „standardowym zestawem RPG” i tylko zapamiętać która liczba na której kostce za co odpowiada (czego w kolorowych kostkach też się trzeba nauczyć, ale obrazkami, a nie cyfrowo). Mechanicznie gry z takimi zestawami najczęściej albo leżą i kwiczą, albo w ogóle nie istnieją, bo są ultra-narracyjne i kostki są do ozdoby. Sztandarowym przykładem kolorowych kostek jest Genesys, czyli „gra generyczna”, która sama chyba nie wie co próbuje sprzedać (poza kostkami, rzecz jasna), bo to nie ma ani światów ciekawych (dosłownie zbiór możliwie generycznych pomysłów) ani mechaniki działającej (o przetestowaniu nie wspominając), ale na każdym kroku podkreślane jest, jak genialna to gra dzięki zastosowaniu unikatowych, specjalnych i niepowtarzalnych kości. To już nawet nie jest marketing pogardy. To jest marketing plastikowych wielościanów.
A, no i zapomniałbym, bo przecież byli „zwykli ludzie”
>Realizm
Jeżeli w blurbie opisującym czym jest system pada słowo „realizm” albo „realistyczny”, to nie warto dalej czytać tego blurba, a książkę trzeba odłożyć gdzie stała/zamknąć zakładkę przeglądarki. W najlepszym wypadku mamy przed sobą wstrętnego sercołamacza. W najgorszym grę, która będzie miała tabelkę modyfikatorów do tabelki modyfikatorów na określenie czy postać wykrwawi się w 2 tury, czy jednak w 1.
niestety takie wychodzenie z niszy zawszę tworzy taką frakcję „tró fanufff” którzy mają głęboką potrzebę leczenia kompleksów