Kilka dni temu przywieźli nam nową wystawę, zawierającą malarstwo różnych malarzy. Wśród tych znajdowało się całkiem sporo aktów. I wybuchł skandal (który jednak bardzo szybko wyciszono), bo na tych aktach były cycki! I cipki! I nawet włosy łonowe!
Dla mnie skandal ten jest nie do pojęcia, bowiem naprawdę nie sądziłem, że dziś, w dobie takiego rozwoju mediów filmowych widok cycków może jeszcze kogokolwiek szokować.
Najwyraźniej jednak dla części ludzi to za wiele.
Dziwi mnie, że ci malarze myśleli, że to kogoś ruszy:
Zacznijmy od tego, że nie całkiem rozumiem po co dziś, w czasach takiego rozwoju sztuki fotograficznej i filmowej malować akty? I mieć nadzieję, że kogoś to poruszy, zachęci do odwiedzenia muzeum, zaszokuje albo skusi do nabycia obrazu?
Przecież w sieci są specjalistyczne serwisy, gdzie obejrzeć można rozliczne przykłady nagości oraz żeńskie i męskie organy płciowe w dowolnym kształcie, rozmiarze, wieku i kolorze.
Prawdę mówiąc uważałbym, że akt umarł, bo po co on niby jest jeszcze potrzebny? A jeśli nawet nie umarł, to zbanalizował się do tego stopnia, że nikogo on już nie kręci.
Bo serio: jest jeszcze ktoś, kto nudesów nie widział?
Ogólnie to prace te są strasznie naiwno-banalne:
Dwa, że większość z tych prac była bardzo mało pomysłowa. Przykładowo dostaliśmy coś takiego: nagi mężczyzna o pomnikowej posturze. Zamiast głowy ma powiększony do nadnaturalnych rozmiarów mózg. Wiecie, że to niby umysł włada ciałem.
Ciekawe, ile czasu gość potrzebował, żeby to wymyślić?
Albo takie kolumny, niby w ruinach greckiego miasta, a do nich przykute półnagie kobiety, powypinana w różnych pozach, eskponujących ich wdzięki. Kompozycja totalnie jak od Franka Frazetty, tylko brakowało tam Conana z obnażonym mieczem.
Albo jakieś latające głowy…
Słowem: bardzo to takie oklepane.
Tym bardziej, że kogoś faktycznie ruszyło:
To, co mnie najbardziej zaskoczyło, to reakcje naszych decyzyjnych na widok tej twórczości. To nie są starzy ludzie, wiekowo są z mojego pokolenia, może trochę dalej… Najstarsi kończyli liceum, jak ja szedłem do podstawówki.
I autentycznie byli tematyką tych obrazów zakłopotani.
Tak, jakby po raz pierwszy się z takim widokiem spotykali. Co więcej, sądząc po ich minach naprawdę byli zgorszeni. Otwieraliśmy kolejne pudła, a ich oczom ukazywał się wiadomy widok, kręcili głowami, z twarzy wyczytać można było, że najchętniej odwróciliby wzrok, że nie wiedzieli, na co się piszą…
Prawdę mówiąc byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie było takie odrealnione.
Choć dzisiaj faktycznie mniej można:
Wiecie, w latach 80-tych lub 90-tych można było walnąć taką okładkę na książce fantasy:
I to była raczej norma, niż wyjątek.
Kto dziś by się na to odważył?
Ktoś tu jest odklejony, tylko kto…
Zawsze, jak widzę takie rzeczy mam wrażenie zderzenia cywilizacji. Zastanawiam się też, kto tu nie pasuje: ja, czy druga strona, czy też obie jednocześnie. Z jednej stronie ja jestem człowiekiem, który od zawsze mocno był związany ze światem komputerowym. Wiecie: Top Secret, Gambler, Secret Serwis, CD-Action, fora, Discord i cała reszta… I wszystko, co idzie z tym w parze: Mortal Kombat, egdy humor, głupie memy i golizna. I wiecie, nie trzeba nawet być głęboko. Wystarczyło choćby Grę o Tron oglądać, żeby widzieć dużo więcej.
Dla mnie takie rzeczy są normalne. Dla mnie tak wygląda świat.
Ale jak widać są ludzie, całkiem blisko, którzy żyją w zupełnie innym świecie. Dla których nawet okładki książek fantasy albo jakieś soft-corowe ecchi są obcym światem.
Żyją, tworzą i robią karierę.
Mimo, że nie przebiliby się na pierwszym z brzegu serwisie z memami. Ba! Mimo, że dostaliby na nim ataku serca!
Kto ma rację?
Która strona jest tą reprezentatywną?
Kto zagubił się we współczesnym świecie? Ja, czy oni?
Nie wiem.
Jednak doświadczenia takie jak to uczą mnie jednego. Że to, co ludzie mówią w sieci nie jest pełnym odbiciem rzeczywistości.
Aż mi przypomniałeś stary skecz ze Zborowskim jak podziwiają Macierzyństwo – Stanisława Wyspiańskiego. To była chyba satyra do Młodzieży wszechpolskiej
A co jeśli tak naprawdę nie byli zgorszeni ani zakłopotani, co zwyczajnie rozczarowani? W sensie: otwierasz n-te pudło, a tam kolejne banalne płótno z kolejnym banalnym aktem i jak tu teraz zrobić z tego poważną wystawę albo mówić o sztuce?
Traktując Twój wpis dosłownie mogę to skomentować tak: jakbym ja tam był, to byłbym zszokowany, ale z żenady. Bo jak piszesz, takie rzeczy to się nadają najwyżej na okładkę kiepskiej powieści fantasy z lat 80-90-tych, a tymczasem wciąż, w 2023, są artyści, którym się wydaje że malując gołą babę robią Wielką Sztukę. Noszkurna już w połowie dziewiętnastego wieku śmieszkowano z takich. I czemu to? Kolejny raz brak znajomości fantastyki wśród normików? No nie kumam.
Chociaż jakbym musiał wybierać między kiczowatą gołą babą a przysłowiowym już fiutem na krzyżu, to szczerze mówiąc nie wiem, co by wzbudzało we mnie uczucie większej żenady.
Nota bene piszesz też: „Albo takie kolumny, niby w ruinach greckiego miasta, a do nich przykute półnagie kobiety, powypinana w różnych pozach, eskponujących ich wdzięki. Kompozycja totalnie jak od Franka Frazetty, tylko brakowało tam Conana z obnażonym mieczem.” I wiesz co? Na wystawę czegoś takiego to akurat bym mógł się przejść. Byleby było jasno powiedziane, że to wystawa pogrobowców Frazetty. Najlepiej bez wiedzy artystów albo otwarcie im wbrew, na pohybel normictwu.