Październik był dość efektywnym miesiącem, jeśli chodzi o lekturę, udało mi się bowiem uporać z aż sześcioma książkami oraz rozpocząłem lekturę dwóch kolejnych (drugi tom Morza Śródziemnego i Soulbond).
Co więcej lektura tym razem była dość satysfakcjonująca, przynajmniej jeśli chodzi o linię fantastyczną. W linii historycznej natomiast książki po prostu można było szybko odhaczyć.
Tym razem przeczytane pozycje to:
Mróz i Ogień:
Ocena: 6/10
Ostatnia już chyba książka Rogera Zelaznego, jaką zamierzałem kupić. I prawdę mówiąc nie jest to godne pożegnanie z tym pisarzem. Przeciwnie: to zwyczajnie słaby zbiór słabych opowiadań. Część z tych tekstów jest po prostu nudna, część (np. Wieczna Zmarzlina, Sam zaskoczony) bardzo generyczna, część (np. Mana z nieba) to znane już opowieści ubrane w inne szmatki (w tym wypadku Pan Światła), a jeszcze inne (LOKI 7281, Nocni Królowie, Koniec Wyprawy) to w zasadzie szkice, które mogłyby być fajne, gdyby je bardziej dopracować.
Co więcej w zbiorze tym nie ma ani jednego tekstu, który wywarłby na mnie jakieś większe wrażenie. Jest kilka utworów, które mógłbym z dużą radością przeczytać w innej antalogii (Sam zaskoczony, Mana z nieba, Nocni Królowie), gdzie byłyby przyzwoitym wypychaczem, ale same w sobie są za słabe, żeby pociągnąć książkę.
Innymi słowy: szkoda pieniędzy i czasu.
Xanathara Przewodnik Po Wszystkim:
Ocena: 8/10
Bardzo dobry splatbook, jak na splatbook oczywiście. Książka składa się z rozmaitych, dodatkowych materiałów do obecnej (czy raczej przemijającej) edycji Dungeons and Dragons. Tak więc znajdziemy w niej całkiem sporo nowych wariantów klas, atutów i zaklęć oraz tabele spotkań z rzeczy przydatniejszych.
Z rzeczy mniej przydatnych: zbiór bardzo słabych, magicznych przedmiotów (jak klucz mający 5% szans na otwarcie niezaczarowanych zamków), tabele losowania tła postaci z naprawdę pozbawionymi odkrywczości pomysłami (typu półelf, rzuć w tabeli 1: twój ojciec był elfem, matka człowiekiem, 2: twoja matka była elfem, ojciec człowiekiem etc.) czy aktywności poza sesją, które praktycznie do niczego nie służą.
Niemniej jednak, gdyby wziąć splatbooki do poprzednich edycji, to celem wyciągnięcia tej liczby przydatnych lub średnio przydatnych informacji należałoby kupić z pięć książek… Tak więc jest całkiem dobrze.
Pańszczyzna:
Ocena: 1/10
Kupiłem tą książkę, by sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak zła, jak głoszą legendy. Nie jest. Jest gorsza. Już więc na początku dostajemy informacje, że średniowieczny chłop pańszczyźniany żył za 4.000 złotych rocznie, bo mniej-więcej na taką sumę wymieniał swoje nadwyżki (co jest równie idiotycznym wyliczaniem, jak gdyby założyć, że Bill Gates musi być strasznym biedakiem, bo nie ma ani jednej morgi), a połowa wywodu oparta jest na źródłach literackich, w których chłopstwo porównywalne jest do niewolników. Co znowu jest takim samym błędem, jakby upierać się, że w stwierdzenie iż „PiS wprowadza Taliban” dowodzi na panowanie fundamentalizmu islamskiego w XXI wiecznej Polsce…
Podobnie jak w wypadku „Ludowej Historii Polski” pojęcia nie mam, dlaczego autor tak uparł się, żeby być nierzetelnym.
Przecież, gdyby pisał uczciwie osiągnąłby dokładnie ten sam efekt, przy czym książka byłaby trudniejsza do atakowania, za to osiągnęłaby większą siłę oddziaływania.
Król Artur i Rycerze Okrągłego Stołu:
Ocena: 8/10
Zbiór opowieści arturiańskich, zredagowany przez wybitnego, brytyjskiego pisarza i bliskiego przyjaciela Tolkiena, a następnie dostosowany dla dzieci… Po prawdzie dzieci te musiały być bardzo zmutowane, a sama opowieść bardzo mocno trzyma się średniowiecznego oryginału (przez co z ciągami przyczynowo-skutkowymi jest tu raczej ciężko, a całość momentami przypomina zapis sesji RPG), jednak to chyba najlepsze opracowanie Mitu Arturiańskiego, jakie mamy na rynku.
Pewną wadą całości jest silne trzymanie się wiktoriańskiej, purytańskiej moralności, przez co wiele szczegółów (jak poczęcie Artura i Mordreda, czy szczegóły pożycia Lancelota z Ginewrą) zostaje przemilczane, ale to chyba największy problem. W porównaniu zresztą z White książka wypada pozytywnie, bez większych dziwactw.
W trakcie czytania strasznie współczułem Merlinowi. Facet miał ciężkie życie. Wychodzi między debili i mówi: „Opamiętaj się! Jeśli uczynisz to, co zamierzasz, to wyzwolisz łańcuch śmiercionośnych wydarzeń, który zaraz dokładnie opiszę!” i czy ktoś mu kiedyś podziękował? Gdzie tam! Zawsze słyszał to samo: „Stul pysk! Zrobię to, na co mam ochotę!”.
Muszę też powiedzieć, że Galahad otrzymał niesamowitą nagrodę za znalezienie Gralla (umarł i poszedł do nieba).
Tak ogólnie, to polecam lekturę. Była fajna.
Chrześcijańskie korzenie europy:
Ocena: brak
Zrezygnowałem z lektury tej książki krótko po tym, jak zorientowałem się, o czym ona faktycznie traktuje. Otóż: pozycja ta nie opowiada o tym, jaki wpływ chrześcijaństwo wywarło na kształtowanie się wczesnej historii Europy. Opowiada natomiast o teologii chrztu oraz dopuszczalnych jego przyczynach.
Jako, że nie jest to tematyka, która specjalnie by mnie pociągała czy interesowała, to rzuciłem lekturę po tym, kiedy zorientowałem się, o czym faktycznie traktuje i potwierdziłem, że tak jest w rzeczywistości.
Jeśli kogoś fascynuje temat, to jak najbardziej może przeczytać.
A imię jej ciemność:
Ocena: 8/10
Ósmy tom Czarnej Kompanii. Kompania, pozostając na służbie Tanglios przystępuje do ostatecznej ofensywy przeciwko Władcom Cienia (których liczbę w międzyczasie zredukowano do jednego).
Książka jest jednym z najciekawszych opisów wojny w literaturze fantasy. Cała kampania jest bardzo mało epicka: cały konflikt jest wyjątkowo mało dramatyczny. Gdy tylko kompanii udaje się uzyskać inicjatywę strategiczną to sytuacja rozwija się coraz lepiej, z dnia na dzień jej przewaga rośnie, a Długi Cień praktycznie potyka się o własne nogi, co i rusz pogarszając swoją sytuację.
Wojna w opisie Glena Cooka polega natomiast głównie na maszerowaniu, głodowaniu i marznięciu. Oraz traceniu ludzi wskutek chorób, zimna i braku żywności. Konował kalkulujący, ilu ludzi umarło (i że niestety zbyt mało) robi natomiast piorunujące wrażenie, zwłaszcza, jeśli pamięta się go z innej, bardziej humanitarnej i rycerskiej strony.
Książka zdecydowanie inteligentniejsza, niż większość współczesnych, bezmyślnych, jesiennych gawęd.
Znów notatki robione ciągiem
>Mróz i Ogień
Zawsze miałem słabość do tej okładki. Patrzyła na mnie bite trzy lata z witryny księgarni, aż w końcu księgarnia poszła z torbami. Najwyraźniej to nie biznes był słaby, a zawartość, że trzy lata tam stała.
>czy aktywności poza sesją, które praktycznie do niczego nie służą.
No jak to? Nie wiesz po co jest Downtime, tak rozpromowany przez BitD/FitD? W sumie to nikt nie wie, no ale jest modny, więc musi być wszędzie wpychany na siłę
>Pańszczyzna
Minęła mnie jakaś gównoburza? Czy to w nawiązaniu do wcześniejszej książki jakoś tak sprzed roku o podobnym temacie, tylko napisanej, że chłop był wyzyskiwany do cna znów?
>(umarł i poszedł do nieba)
Przynajmniej nie zabił go własny syn, nie dopadła go klątwa, nie zdradziła go żona ani nie napadli go zbójowie. No i nie musiał co chwile użerać się z debilami, którzy i tak robią to, na co mają ochotę. Na tym tle, nagroda pierwszorzędna.
>Książka zdecydowanie inteligentniejsza, niż większość współczesnych, bezmyślnych, jesiennych gawęd.
Nie przeszkadzało to jednak ludziom wycierać sobie Kompanią mordy, gdy promowali swoje sercołamacze albo „realistyczne” kampanie
Problem z Kompanią jest taki, że ona opisuje autentycznie złych ludzi. Żołnierze z tej książki w realnym świecie poszliby siedzieć za zbrodnie wojenne: używanie mundurów wroga, egzekucje jeńców, tortury, szpiegowanie sojuszników… Przy czym Cook nie pisze, że to jest normalne. Wręcz przeciwnie: widać, że to są ludzie skrzywieni. Część może była normalna, ale przeszła swoje. Część to bandyci, których w ryzach trzyma dyscyplina wojskowa. Część to romantycy, którzy wolą pewnych rzeczy nie zauważać. To nie są socjopaci: mają ludzkie odruchy, generalnie nie czepiają się słabszych, a jak na ich oczach słabszego się czepiasz, to ci porachują gnaty. Jednak to nie są dobrzy ludzie: jeśli stoisz na ich drodze, to zrobią ci krzywdę w naprawdę straszny sposób.
Pytanie brzmi teraz na kogo ta książka trafi. Jak na inteligentnego czytelnika, to załapie on niuanse. Jak na nastolatka to będzie „jaka mroczna książka! wszyscy są ponurzy!”, jak na edgelorda to będzie „wreszcie ludzie tacy jak ja!” i to właśnie to ostatnie wyprodukowało te wszystkie „realistyczne” pomysły.
Powiedziałoby się, że tak to już jest z tymi co inteligentniejszymi utworami. Bo one często nie powstają w próżni, tylko stanowią polemikę z jakimiś wcześniejszymi kanonami, które są dla niewtajemniczonych nieznane. Przychodzą by zobaczyć, czym inni tak się jarają, widzą, że fajne, to roznoszą, ale nie kumają subtelności. Potem się produkują różni historycy, że Martin tak naprawdę nie opisał prawdziwego średniowiecza, ale umyka im że głównie to on chciał pokazać wała fantastyce spod znaku „młody chłopak z Sielskiej Wioski Na Końcu Świata znajduje Magiczny Miecz, zostaje ogłoszony Wybrańcem, zbiera Drużynę z zachowaniem parytetu elfów i krasnoludów, i idzie pokonać Mrocznego Władcę”.
Inna sprawa, że nie wiem, na ile to źle. Autorowi hajs się zgadza, niewtajemniczeni się cieszą, a naśladowcy i tak by wygenerowali chałę na podstawie innego utworu, który zamiast tego by przeczytali w tym tygodniu. No, dobra, przyznaję się, nie umiem dobrze wyłożyć o co mi chodzi
A propos „Pańszczyzny”: no jakby jest teraz taka moda na chłopskość na naszej lewicy, więc piszą takie rzeczy. Przy „Ludowej…” to chyba nawet wprost się przyznawali, że piszą pod tezę, żeby wprowadzić tę tezę do debaty. No i niewątpliwie ten cel udało im się osiągnąć, skoro produkujemy się o tym na blogu o fantastyce.
@Mostowiak
Jakby nie ten blog, to ja bym nawet nie wiedział, że trwa jakaś polemika albo modny temat wokół wyzysku chłopa pańszczyźnianego.
Inna sprawa, że ja nie mam takich przodków, bo u mnie się robiło albo przy produkcji sukna, albo na grubie, jak już zaczęto te kopać, a od czasu do czasu szczelało w pruskiej armii, więc mnie potem kwestia chłopa z czworaków ani ziębi ani grzeje – jakby mi tego nie wpychano do gardła w szkole, razem z polską szlachtą, to by mnie sprawa w ogóle obeszła.
Więc w sumie ciężko mi teraz określić czy to jest temat, który w ogóle gdzieś bokiem przemyka, czy to jest temat, który mi zwisa i dlatego mi umknął.
Bo to siedzi głównie w środowiskach historycznych i okolicznych. Kupiłem, bo mnie zaciekawił shitstorm. Chciałem sobie wyrobić zdanie. I okazało się crapem.
U mnie w rodzinie w sumie też nie było chłopstwa. Dziadek od strony ojca był bezrolnym, pochodzącym od Żyda przechszczonego w XVII wieku. Nie wiadomo, kim była babcia, bo straciła oboje rodziców podczas I wojny światowej. Od strony matki jedni byli majstrami budowlanymi, a drudzy kowalami. Wiem to dzięki kuzynce, której, po tym, jak zrobiła doktorat, odwaliło w poszukiwanie arystokratycznych przodków. Niestety okazało się, że nazwiska nie mamy od hrabiów Muszyny (zresztą to oczywiste, Muszyna była dobrem biskupim, a Muszyńskimi w tym regionie nazywano księżesynów), a od Mojżesz.
@Cadab: a plątało się po internetowych mediach, jeśli wiedziało się, czego szukać – mnie to akurat ciekawiło, raczej od strony historycznej niż jakiejkolwiek innej, ale starczyło by kliknąć we właściwe linki. Dużo dosyć tego było u lewicy w typie „Krytyki politycznej”. Raz też był wywiad gdzieś na gazeta.pl z jakąś „działaczką chłopską”. Znaczy się, natchnionym dziewczęciem w wieku licealno-wczesnostudenckim, która to odkryła, że o ile jest zbyt biała i hetero na bycie prześladowaną w klasyczny sposób, to chociaż tak się szczęśliwie składa, że ma wiejskie korzenie.
@Zegarmistrz
Mówisz jak przystało na prawdziwego Polaka z okolic Ciemnogrodu, trochę na bakier u ciebie z wykazaniem polskości, a już na pewno katolickości przodków? ^^ Zawsze strasznie mnie bawi, że wyjściowa populacja Podkarpacia to cała masa mniejszościów, ale wszyscy twardo strugają, że są Polakami-katolikami z dziada pradziada (czyli jakoś tak od 75 lat).
@Mostowiak
Patrz pan, a kiedyś za coś takiego dawali punkty dodatkowe na studia, więc nawet za to nie mogła by być prześladowana.
Nie wiem, nie moje klimaty internetu – traktuję takie rzeczy jako bezsensowną próbę importu amerykańskich „problemów”, a więc coś nie wartego uwagi.
Bo cała populacja tego regionu ma 75 lat i mniej-więcej tyle tożsamości. Serio: w 1945 miasto miało 10 tysięcy ludności, po 1990: 40 tysięcy. Skądś ci ludzie się wzięli. Ale raczej nie z okolicy: Beskid Niski tak załatwiła Bitwa Dukielska, że do tej pory jest prawie bezludny, Zarszyn i pobliskie miasteczka miały straty zabudowy procentowo wyższe, niż Warszawa, wszystkie wsie na Pogórzu Przemyskim jak nie spaliło UPA, to AK, a jak nie AK to Wojsko Ludowe, okolice Przemyśla i pół Bieszczad zostały rozwalone jeszcze w trakcie I wojny światowej i nikt nigdy ich nie odbudował. Cały prawy brzeg Sanu wysiedlili Ruscy do ZSRR. Żydów wymordowali Niemcy, Ukraińców i Rusinów Karpackich wywieźli znów Ruscy, a tych, co zostali Państwo Ludowe. Jakieś 5% ludności stanowili Niemcy, którzy albo sami uciekli, albo się spolonizowali. Połowa ocalałych osiedli to były tak zwane Wsie Nożowe, jak Niebieszczany, Nowosielce albo Dębrzynka i z tymi rozprawiło się SB po wojnie. Ludzi z Ustrzyk przywieziono po korekcie granic z Lubelszczyzny…
Więc kto ma pamiętać, jak to drzewiej bywało?
Zwłaszcza, że często koszmary wychodzą.
> Bill Gates musi być strasznym biedakiem, bo nie ma ani jednej morgi
Akurat Gates jest jednym z największych posiadaczy ziemskich w stanach:)
https://www.tygodnik-rolniczy.pl/articles/aktualnosci_/rodzinne-gospodarstwo-billa-gatesa-nie-zgadniecie-ile-ma-hektarow/