Kilka razy już pisałem na tym blogu o moich problemach z wyborami moralnymi w fabułach, zarówno gier komputerowych, fabularnych, jak i książek oraz filmów. Za każdym razem wiele osób nie zgadzało się z moją opinią, co więcej ja sam miałem wrażenie dysonansu. Z jednej strony bowiem uwielbiam dzieła, gdzie bohaterowie podejmują trudne decyzje (jak na przykład Breaking Bad czy Wiedźmin 3), a z drugiej strony ganię za wprowadzanie ich.
W takich sytuacjach często warto jest wymienić się myślami z kimś innym. Na problem w jego faktycznej postaci nakierowała mnie pewna tłumaczka literatury młodzieżowym. Nazwę „amoralizm deterministyczny” wymyśliłem dla niego już sam.
Amoralizm deterministyczny?
Nazwałem tak sytuację, w której fabuła i świat utworu są tak zbudowane, że działania bohatera, niezależnie od tego, co zrobi w zasadzie nie podlegają ocenie moralnej. Razem z koleżanką wyróżniliśmy trzy rodzaje zjawiska:
-
W pierwszym przypadku bohater w realnym świecie uznany zostałby za potwora, ale świat i fabuła są tak skonstruowane, że postać może robić dowolne złe rzeczy: wdzierać się do cudzych domów, zastraszać podejrzanych, torturować, kraść, rabować, a nawet zabijać. Ostatecznie jednak fabuła doprowadzi do tego, że okaże się iż to bohater miał rację. Po prostu ludzie, których skrzywdził post factum okażą się najstraszniejszymi gnidami, jakie można sobie wyobrazić: zdrajcami, satanistami, posiadaczami niewolników, zboczeńcami i seryjnymi zabójcami knującymi co najmniej ludobójstwo.
-
W drugim wypadku bohaterowie są potworami żyjącymi w świecie potworów. Zachowuje się w sposób sprzeczny z moralnością, w warunkach, w których zachowywanie się w sposób z nią zgodny nie jest możliwe. Bo po prostu cały świat został tak skonstruowany, że źli są dosłownie wszyscy, więc raz, że nikt go nie rozliczy, dwa, że wszystkim kara się należy, więc w sumie co za różnica?
-
Trzeci przypadek jest przypadkiem pośrednim. Bohater zachowuje się jak potwór i robi rzeczy naganne, w sytuacji, gdy fabuła jest tak ukształtowana, że nie ma możliwości wybrania dobra. Autor pcha go po prostu przez cykl Dylematów Zwrotniczego.
Typ plot-armor:
Wszystkie trzy odmiany stanowią typ pancerza fabularnego, stworzony jednak po to, by:
-
Bohaterom nie można było niczego zarzucić i pozostali bez skazy, niezależnie co zrobią.
-
Bohaterowie mogli być potworami, ale nie stracili sympatii odbiorcy
-
Autor mógł skąpać odbiorcę w potoku silnych emocji (głównie obrzydzenia), tworząc iluzję „trudnego” dzieła.
Dlaczego to jest złe?
Pomijając punkt pierwszy, który w dużej mierze wynika z faktu, że autor najczęściej jest tak zakochany w swojej waifu albo innym self-insertion, że nie jest w stanie przeżyć myśli, iż ktoś mógłby o nim źle pomyśleć, tak przeczy to najważniejszym zasadom sztuki.
Dzieła odtwórcze:
– Nie chodzi o to, co bohaterowie zrobią, a jak to zrobią.
Terry Pratchett.
Gry:
– Gry są cyklem nietbanalnych wyborów.
Sid Meier.
Tłumacząc te maksymy:
W sztuce odtwórczej, jak literatura czy filmy wiadomo, że bohater dotrwa co najmniej do ostatniego aktu opowieści. Dzieje się tak, nawet jeśli jest to tragedia lub dramat. Niekoniecznie dalej, ale nie ma możliwości, by główna postać została wyrwana z fabuły przed jej zakończeniem. Tak więc nie mamy wątpliwości, że do ostatniego punktu dotrze. Pytanie polega raczej: w jaki sposób tam dotrze, czy wykaraska się z ostatecznego splotu wydarzeń oraz co poświęci po drodze.
W grach nie ma takiej gwarancji, jednak cała radość polega na podejmowaniu ryzyka oraz otrzymywaniu kar i nagród za dobre lub złe oszacowanie naszych szans na wyjście obronną ręką z sytuacji.
W obydwu wypadkach cała przyjemność polega na wyborach. Albo ich samodzielnym podejmowaniu, albo też na ich obserwowaniu. Sytuacja, w której wybory są banalne (tzn. niezależnie jaką decyzję podejmiemy i tak będzie dobra lub odwrotnie, niezależnie jaką decyzję podejmiemy i tak będzie zła) nie zapewnia tej przyjemności, bo to tylko nudna formalność.
Spójrzcie na dzieła, gdzie to zostało zrobione dobrze. Wiedźmin 3: Wild Hunt. Tam możemy podjąć kilka, często bardzo trudnych wyborów. Prowadzą one do szeregu bardzo daleko idących konsekwencji: obalamy królów i osadzamy innych na ich tronach, decydujemy o istnieniu całych królestw. O najważniejszych z nich gra jednak nas nie informuje. To decyzje dotyczące Ciri: albo traktujemy ją instrumentalnie, albo po ludzku. Albo ją zlewamy, albo poświęcamy jej uwagę. Zależnie od tego, co zrobimy, mamy inne zakończenie.
To jest fajne.
Drugi przykład: Gra o Tron. Intryga w tym dziele zaczyna się w chwili, gdy Jaimie Lannister próbuje zabić Branna Starka. Sytuacja ta nie jest tak emocjonalna dlatego, że Królobójca narusza w tej scenie szereg obyczajowych tabu (kazirodztwo, morderstwo, skrzywdzenie dziecka, krzywoprzysięstwo), ale z tej przyczyny, że miał możliwość postąpienia inaczej. Mógł po prostu zastraszyć Branna, mógł próbować go przekupić, dogadać się z nim jakoś, nawet, gdyby sprawa wyszła na jaw, miał szereg innych możliwości: zdać się na królewską sprawiedliwość, zażądać sądu walki, przywdziać czerń. Wreszcie razem z Cersei mogli po prostu skłamać, tym bardziej, że sytuacja była dość prosta: słowa dwóch osób przeciwko jednej…
Z szeregu możliwości wybrał zabójstwo.
Ale mógł inaczej.
Podobnie Walther White w Breaking Bad. W zasadzie przez cały serial Walther miał jedną możliwość: poddać się. On po prostu mógł nie robić nic, mógł oddać się w ręce policji, dać się zabić, po tym, jak po raz nie wiadomo który był okradany lub jego żona źle wykorzystywała powierzone jej pieniądze, mógł zwyczajnie stwierdzić, że zrobił i poświęcił wystarczająco dużo. Paradoksalnie gdyby tak postąpił odszedłby pamiętany lepiej.
Mógł.
Postanowił inaczej.
Bo setek różnych dróg przez życie każdy ma prawo wybrać źle.
I to właśnie było fajne.
Zwracam honor:
Wybory moralne są fajne.
To taplanie się w moralnym bagnie nie ma sensu i zwyczajnie śmierdzi.
Dydrymały moralno-deterministyczne mnie nie interesują ani trochę, ale ten fragment:
„W sztuce odtwórczej, jak literatura czy filmy wiadomo, że bohater dotrwa co najmniej do ostatniego aktu opowieści. Dzieje się tak, nawet jeśli jest to tragedia lub dramat.”
Już jak najbardziej.
Bo jest błędny i to na kilku różnych poziomach:
– po pierwsze, możemy mieć do czynienia z fałszywym bohaterem głównym; postacią, za którą podąża fabuła, często przez zdecydowaną większość utworu, a która tak naprawdę nie jest bohaterem głównym, a wyłącznie postacią oczami której odbiorca poznaje utwór; najsłynniejszy anglojęzyczny przykład jest z „Nowego wspaniałego świata”, najsłynniejszy Polski to bodaj „Fiasko”
– po drugie, możemy mieć bohatera zbiorowego albo wielu bohaterów albo utwór wielowątkowy; ktoś może zginąć (a nawet zostać zabity przez innego z bohaterów) i fabuła się z tym obejdzie
– po trzecie, możemy mieć bohatera przechodniego, czyli wariację poprzedniego; zamiast podążać za grupą postaci albo skakać między wątkami, fabuła robi nagle zwrot i dotychczasowy bohater jest zastąpiony kimś nowym, kto najczęściej był wcześniej postacią tła
– po czwarte, bohater główny jest tak naprawdę anty-bohaterem, a rolę bohatera głównego przejmuje inne/nowa postać; różni się to od poprzednich dwóch tym, że najczęściej obserwujemy moralny upadek bohatera lub stopniowo odkrywamy jego prawdziwą „pozycję” w tej historii i potrzeba potem jakiejś kontry albo kogoś, kto przejmie na siebie pociągnięcie dalej fabuły
– po piąte, jest jeszcze zmiana punktów widzenia, kiedy obserwujemy jakieś wydarzenie przez pryzmat jakiejś osoby; może to, ale nie musi, być potem skonfrontowane jak sytuację odebrał ktoś trzeci
We wszystkich z tych wariantów możemy zabić bohatera w dowolnym punkcie albo usunąć ich z historii, nie wpływając na jej przebieg ani niczego nie burząc. Świetnym przykładem analizy tych sytuacji jest „Słoń”. Nie będzie żadnym spoilerem, jeśli powiem, że wszyscy giną, bo to się wie, siadając do oglądania. Ale ten film analizuje wszystkie z tych opcji, bo na tym polega cała jego konwencja – na graniu widzowi na nosi, co jakiś czas wytrącając go z równowagi. Postacie mogą ginąć, będąc głównymi bohaterami, a fabuła potoczy się bez nich spokojnie następne 2-3 akty bez najmniejszego problemu.
Proszę. Post pod tym wpisem, żeby nie było, że nikt go nie czytał i nikogo on nie obchodził xD
Spoko. Akurat wordpress ma dość rozbudowane statystyki i widzę ile było kliknięć w dany tekst oraz ilu unikalnych użytkowników weń kliknęło.
Otwarcie tekstu =/= jego przeczytanie =/= jego dokończenie
A, no i jeszcze odnośnie „wybory, wybory”.
„Kronika” nie daje bohaterom żadnych wyborów. Nie musi. Nie musi też kurczowo trzymać się głównego bohatera, co zresztą zgrabnie robi pod koniec drugiego aktu. Wszystko jest liniowe i z góry ukartowane, a mimo to można oglądać, jak dzieją się coraz straszniejsze rzeczy, które od samego początku kotłowały się tuż pod powierzchnią. Ocena moralna jest zdecydowanie zła, postacie TEORETYCZNIE mają wybór robić coś dobrego, ale nie robią. Nie dlatego, ze nie chciały, tylko dlatego, że PRAKTYCZNIE taka perspektywa nie jest dla nich dostępna. I znów – ludzie giną, a fabuła toczy się dalej.
A mimo to dalej świetna zabawa i dalej ciekawy konflikt między postaciami.
Dasz konkretne przykłady tych amoralnych dzieł, bo nie do końca wiem co krytykujesz.
To taki standardowy temat ogórkowy, spod znaku „nie rozumiem jak można mieć antybohatera albo postacie negatywne jako głównego bohatera”. Zegarmistrz nie wiem dlaczego się tak straszliwie zmaga z tymi dwoma pomysłami, w efekcie czego regularnie do nich wraca i marudzi, że są gupie/niefajne/fuj.
No a poza w/w powodem chodzi o to, żeby napisać o czymś wpis, jak akurat nie ma pomysłu.
Typ 1: żeby daleko nie szukać „Potworna” MarcyKate Connolly, „Ewangelii Według Lokiego” Joanne Harris, „Zabójczym Księżycu” Jennisin, albo w „Zwiadowcach” Flannagana. W tych ostatnich masz akcje typu: przychodzą zwiadowcy do karczmy, ktoś się na nich źle popatrzył, to CIACH! zabijają. Wychodzą z karczmy, a tam cała wieś ich wita na kolanach „Nasi wybawiciele! Ten, kogo zamordowaliście był zbójem, alkoholikiem, furiatem, katującym żonę! Jakże się cieszymy, że uwolniliście nas od niego!”. Ogólnie moralność postaci jest tam ustawiana tak, jak odpowiada to potrzebom fabularnych autora. W jednym rozdziale ten potrafi się rozpisywać, jacy to jego bohaterowie są honorowi, nie strzelą drugiemu człowiekowi w plecy i faktycznie nie strzelają, bo nie pasuje mu, żeby ubili za wcześnie bossa. W kolejnym rozdziale masz „Niby to nieuczciwie strzelić komuś w plecy, ale wyższa konieczność tego wymagała…” Ze starszych (i najbardziej rażących) należy wymienić „Czyny Paksenarion” Elizabet Moon. Bohaterka jest najemnikiem i uczestniczy w oblężeniu miasta. Miasto zostaje zdobyte, a wojsko zaczyna rabować. Bohaterka uczestniczy w grabieży i wdziera się do domu kupca, którego okrada. Post factum okazuje się jednak, że dobrze zrobiła, bo kupiec w finale okazuje się handlarzem niewolników i kultystą chaosu.
Typ 2: „Kłamstwa Locke Lammory” Scott Lynch, „Opowieści Z Mekechańskiego Pogranicza” Robert Wegner, „Rok Naszej Wojny” Steph Swaisson, „Władztwo Ciemności” Mark Chatbourn.
Typ 3: Ziemiański „Achaja”, Scott Bakker „Książę Nicości”, George R. R. Martin „Dzikie Karty”. Zwłaszcza w tych ostatnich zaufać komuś, zrobić przysługę, być miłym to w zasadzie wyrok śmierci. Bohaterowie zmieniają charakter, okazują się draniami lub zdradzają po prostu dlatego, że mogą.
Wiele mógłbym napisać o Meekhanie Wegnera – ale że bohaterowie są amoralnymi potworami w świecie samych amoralnych potworów to jest jednak grube przegięcie.
Ja jestem zdania że Wegner to fundamentalnie Pisarz Puchatek i żadnej drastycznej potworności w nim nie ma.
Ale zauważ, że w całym tym świecie nie ma jednej rzeczy, która by prawidłowo działała. Weźmy sam Meekhan: jest to państwo, w którym panuje prawo silniejszego. Gildie Magów mogą sobie prowadzić nielegalne eksperymenty eugeniczne i nikt z tym nic nie robi. Właściciele ziemscy mogą sprowadzać swoich chłopów na skraj śmierci głodowej i również nikt z tym nic nie robi, mimo, że wszyscy zgadzają się, że to źle. Wojsko może aresztować każdego, bo byle porucznik uznał go za podejrzanego (jak w wypadku tego malarza), ludzi wtrąca się do więzień, bo byli świadkami przestępstwa.
Jest to kraj, który nie potrafi nawet chronić własnych funkcjonariuszy: Oficerów wojskowych, którzy byli świadkami zbyt wielu przestępstw dla świętego spokoju przenosi się na niebezpieczne odcinki frontu, żeby szlag ich trafił. Organizuje się cały oddział wojskowy, złożony z adeptów nielegalnych rodzajów magii, ale nie zapewnia się im ochrony prawnej. Nawet nie okłamuje się ich, że dostaną takową, tylko od razu pełen nielegal. Wywiad i kontrwywiad również rekrutują nielegalnych magów i również nie zapewniają im ochrony.
Gdzie instytucje państwowe wyraźnie nie działają. Władza musi wysyłać szpiegów przeciwko własnym poddanym, żeby poznać nastroje w prowincjach. Po co? Przecież od tego jest administracja! Przeciwko przestępcom wysyła się skrytobójców. Po co? Przecież od tego są prokuratorzy, sędziowie i kara śmierci! Władza wysyła też skrytobójców po tych, którzy jej się nie podobają. Po co? Przecież od tego jest instytucja obrazy majestatu. Dotyczy to także jej własnych funkcjonariuszy. Po co? Przecież jest zwolnienie dyscyplinarne.
Wywiad i kontrwywiad mogą sobie urządzać wojny gangów między sobą i wszyscy uznają to za normalne.
Co więcej po środki bezprawne sięga nawet cesarz, mimo, że przecież może prawo kształtować. Najwyraźniej jednak jego łamanie jest dlań zwyczajnie łatwiejsze.
I to jest Meekhan, ta rozsądniejsza alternatywa.
To nie jest normalnie funkcjonujący świat. To twór zbudowany po to, żeby wszyscy zbrukać każdą postać.