Wszystkie, nieudane adaptacje Tolkiena:

l-intro-1644242156Dokładnie tak, jak przewidywałem Pierścienie Władzy od Amazonu jako serial bronić można wyłącznie przed rasistami, a (mimo wydania nań podobnych sum pieniędzy) nie umywają się one nawet do trylogii Jacksona. Niewiele osób pamięta jednak, że nie jest to pierwsza, nieudana adaptacja (jeśli w ogóle nazwać to adaptacją można) twórczości Tolkiena. Wręcz przeciwnie: tak często już przymierzano się do przeniesienia na ekran dzieł tego autora, że można powiedzieć, iż wybitnie do adaptacji szczęścia on nie ma.

Dziś przyjrzymy się więc wszystkim, nieudanym ekranizacjom Tolkiena.

Adaptacja z lat 50-tych:

Pierwsza przymiarka do ekranizacji Tolkiena. Miała to być kreskówka. Film oczywiście miał być amerykański, więc postanowiono dostosować wiele rzeczy do „współczesnego widza”. Tak więc obsadę zredukowano do dwóch hobbitów, Aragorna, Borimora (tak, bohater ten nazywać miał się właśnie Borimor) i Gandalfa. Cała drużyna miała mimo to odwiedzić wszystkie, najważniejsze lokacje filmowe. Odbyć się to miało dzięki temu, że bohaterowie lecieć na orle imieniem Radagast. Ponadto usunięto z filmu też lembasy, które zastąpić miał „koncentrat żywnościowy”.

Adaptacja nie doszła do skutku, bowiem nie wyrazili nań zgody ani Tolkien, ani jego wydawca, uznając, że taki film nie przyniesie im „ani pieniędzy, ani splendoru”.

Adaptacja z lat 60-tych:

Był to bardzo ambitny projekt, w którym John Lennon miał zagrać Golluma, McCartney Frodo, Ringo Star Sama i tak dalej…

W projekcie zmieniono jednak wiele szczegółów, na przykład Aragorn miał poślubić Eowynę, która według fabuły miała mieć 13 lat. Wprowadzono też liczne wątki seksualne i psychodeliczne. Tak więc w Lothloreen drużynę powitać miała wynurzająca się z wody Galadriela, która następnie miała wybrać sobie jednego z jej członków do łóżka. Aragorn i Boromir o mało nie starczają pojedynku o jej wdzięki, jednak wybór ostatecznie pada oczywiście na Froda.

Lembasy miały mieć taki smak, na jaki ochotę miała jedząca je osoba. Pierwszy posmakować miał ich Sam, po czym wyszeptać „Galadriela”.

Projekt został odrzucony, po tym, jak kierownictwo firmy odpowiedzialnej za film (samo nie znające Władcy Pierścieni) przeczytało scenariusz.

Adaptacja Bakshiego:

l-intro-1644242156

Ale Nazgul to Bakshiemu się udał.

Ralph Bakshi to samozwańczy geniusz animacji, nazywający się „anty-Disneyem”. Odpowiada też za stworzenie animowanej adaptacji Władcy Pierścieni z roku 1978.

Ogólnie rzecz biorąc adaptacja ta pod względem fabularnym nie jest najgorsza, niemniej jednak film przekreśliły niski budżet (ledwie 4 miliony dolarów) i kontrowersyjne decyzje artystyczne. Ten pierwszy powodował, że animacja i rysunki, nawet jak na epokę były bardzo koślawe. Drugi, że w wielu scenach zdecydowano się zastąpić animację przerobionymi rotoskopowo elementami ze starych filmów (i np. atak orków w Helmowym Jarze jest sceną szarży Zulusów).

Produkcja zarobiła prawie 10 krotnie więcej, niż kosztowała, okazała się jednak totalną porażką artystyczną. Z tej przyczyny zrezygnowano z kręcenia drugiej części.

Хо́ббит:

PZ6L6XmRadzieckie, telewizyjne widowisko teatralne bazujące na Hobbicie. Scenariusz bardzo mocno zmodyfikowano, usunięto z niego między innymi trolle, leśne elfy, Elronda i Beorna, a także wszystkie sceny akcji. Całość jest inscenizacją, postacie grają więc ubrane w kostiumy ze szmat, zamiast pająków i Smauga są kukiełki.

Większość akcji polega na tym, że bohaterowie siedzą i gadają. Aktorzy mają wyjątkowo niesympatyczne twarze, a całość nie dość, że jest nudna, to wywiera jeszcze dość przerażające wrażenie.

Hobbit (1977):

66809b839d128e4ad64778251a7930b94e25052121f12d1c96f1cc49ba2b7113._SX1080_Film twórców dużo lepiej znanego „Ostatniego Jednorożca” jest dziwną produkcją, łączącą cechy musicalu i filmu animowanego. Tym, co rzuca się w oczy jest przede wszystkim turpistyczna grafika, powodująca, że wszystkie postacie mają przerażający, niezdrowy wygląd, który przyśnić może się w nocy. Sama fabuła i przedstawienie wielu scen mocno odbiega od oryginału. Przykładowo trolle zastąpione są przez dziwne, drzewne stworzenia, a elfy to rasa pół-ludzkich, pół-roślinnych istot…

Ogólnie film jest całkiem niezły i dość artystycznie odważny, jednak przedstawiony w nim świat, a w szczególności wynędzniałe sylwetki bohaterów po prostu wygląda jak z sennego koszmaru.

Powrót Króla” Rankina i Bassa:

x1080Po finansowym sukcesie Hobbita jego twórcy postanowili dokończyć dzieło Bakshiego i nakręcić Władcę Pierścieni, zaczynając od miejsca, gdzie tamten skończył.

Animowany „Powrót Króla” jest dziełem jeszcze dziwniejszym, niż Hobbit. Z jednej strony widzimy bowiem tematy bardzo trudne i mroczne, z drugiej łączone są one ze śpiewanymi piosenkami oraz infantylnym poczuciem humoru. Całość dobija dość leniwa animacja, która nie radzi sobie z epickimi wydarzeniami dziejącymi się na ekranie.

Niemniej ogląda się to lepiej, niż Bakshiego.

Хранители:

lotrNiskobudżetowa adaptacja Drużyny Pierścienia nakręcona w Petersburgu. Szekspirowskie kostiumy, efekty polegające głównie na kreatywnym montażu i wredne twarze aktorów wywołują mrożące krew w żyłach wrażenie. Jest to coś między bajkowym surrealizmem, a prawdziwą potwornością.

Film jest jednocześnie absurdalny i monstrualny, wydaje się tandetny, a jeśli oglądać go dłużej, to ponownie przyśnić się może w koszmarnym śnie.

Lord of the Rings: Rings of Power:

23099_1Jest taki stary, seksistowski i w sumie niezbyt śmieszny dowcip. Trzy kobiety: brunetka, ruda i blondynka utknęły na bezludnej wyspie. Patrzą: cieśnina, za nią zamieszkany ląd. Postanawiają więc przepłynąć. Pierwsza próbuje brunetka. W połowie drogi zmęczyła się i utonęła. Druga płynie ruda. Przepłynęła trzy czwarte, jednak zmęczyła się i utonęła. Trzecia ruszyła blondynka, dopłynęła do 90 procent, zmęczyła się więc wróciła.

Kto oglądał, ten wie dlaczego o tym opowiadam.

Serial pełen absurdów i niekonsekwencji, tak wizualnej, jak i fabularnej. Z jednej strony możemy oglądać lejące się z ekranu efekty specjalne, a z drugiej hobbitów w klapkach i koszulki z nadrukiem udające pancerze. Aktorstwo drętwe jak na akademii szkolnej, dialogi jak z kiepskiej gry cRPG.

Słowem: mam wrażenie, że był to skok na kasę. Przy czym nie na kasę widza, tylko raczej producenta.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Fantasy, Filmy, Książki, Seriale, Telewizja i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

15 odpowiedzi na „Wszystkie, nieudane adaptacje Tolkiena:

  1. DoktorNo pisze:

    Nie robi się filmu fantasy z niskim budżetem…

    • Cadab pisze:

      Robi.
      Tylko trzeba umieć i trzeba też umieć zarządzać budżetem.
      Zwykle jest tak, że twórcy albo nie potrafią mierzyć sił na zamiary, albo fizycznie nie potrafią w budżet, albo mają wizję artystyczną, którą realizują niezależnie od umiejętności i możliwości jej zrealizowania.
      A potem jest jeszcze producent, który może dorzucić do tego swoje trzy grosze i potęguje już istniejący chaos.

      Patrzę zawsze na to z punktu widzenia filmów Cormana, szczególnie właśnie fantasy. To jest kino klasy B par excellence, jak film ma budżet przekraczający pół miliona dolarów, to jest cormanowską super-produkcją… a jednak spokojnie dają radę. Najczęściej dlatego, że ludzie, którzy je robią, nie mieli ani ambicji artystycznych, ani nie próbowali realizować jakieś wielkiej wizji. Po prostu brali scenariusz, patrzyli na ten budżet 200-250 tysięcy i mówili sobie „dobra, mam miesiąc, żeby ukręcić z tego bicz, a jeszcze trzeba dialogi na nowo napisać”.
      I bez cienia ironii powiem, że fantasy „stoi” filmami klasy B, bo duże studio siedemnaście razy się zastanowi, zanim coś takiego w ogóle przyklepie, a potem trzeba będzie się liczyć z masą czynników produkcyjnych… a w międzyczasie Corman wyprodukuje pięć filmów i już będzie organizował sequel pierwszego z nich.

      • DoktorNo pisze:

        To była taka prowokacja, a filmy Cormana (jak cykl Deathstalker) jak na zerobudżetowe podróby Conana są dobrze zrobione (co nie znaczy że dają się oglądać):

      • Cadab pisze:

        Jeśli twój kontakt z filmami Cormana to RLM, to nie zostaje mi nic innego jak rozłożyć ręce i nimi wzruszyć. Do panów nic nie mam, bo są ogarnięci i wiedzą o czym mówią bez wpadania w nerdozę (no chyba, że Mike i jego Star Trekowe PTSD). Chodzi mi o drogę kontaktu z materiałem, o którym mówią.
        Deathstalker 2 jest z kolei świetnym przykładem, że takie filmy można robić za dosłowną garść dolarów i jedyne, co będzie cierpieć, to uszy, mający 3 minuty „muzyki” na samplach midi. Ale zabawa dokładnie taka sama, jak przy Conanie Niszczycielu czy Czerwonej Sonii, które kosztowały po 18 baniek, a nie 450 patyków (czyli ocieramy się już o zakres cormanowskiej „superprodukcji”).

  2. Thomas Ward pisze:

    Mam wrażenie, że to raczej nie skok na kasę, a zachcianka pewnego bardzo bogatego pana, którego nazwisko zaczyna się na B. Jak sobie zamarzył loty w kosmos, to leciał w kosmos. A że zamarzył sobie adaptację Tolkiena, to jest adaptacja Tolkiena. Luźna adaptacja Tolkiena…

    Na razie takie 4/10, bo to serial do kotleta, który da się oglądać tylko po wyłączeniu mózgu, a i nawet wtedy ledwo ledwo… Ale jest jeden aspekt, w który się wkręciłem, a mianowicie zgadywanie tego, kim jest Sauron (i czy w ogóle jeszcze jest). Bo z leaków wynika, że to Halbrand. Twórcy też wysyłają mocne znaki, ale ogólnie jest w tym tak mało logiki, jeśli to faktycznie Halbrand, że trudno jakoś uzasadnić tę decyzję.

    Moja ulubiona teoria z tym związana jest taka, że Sauron był tym wężem morskim, co zaatakował szalupę. Pływał sobie jako wąż z dala od wszystkiego, akurat to był ten moment, gdy żałował swych czynów, aż tu nagle natrafił na szalupę i się wkurzył. Zabił wszystkich, potem zmienił kształt w martwego Halbranda i zaczął swoje machinacje. Jest to tak nakręcone, że tej teorii nie da się sfalsyfikować… Acz, sądząc po poziomie intelektualnym i twórczym showrunnerów, to na pewno nie było ich zamysłem.

    PS. Hobbit animowany był z 1977, nie 1987. 😉
    PPS. Osobiście dodałbym do tego Pustkowie Smauga i Bitwę Pięciu Armii. Oba filmy co najwyżej przeciętne, a ten drugi to nawet gorszy od Pierścieni Władzy, przynajmniej w mojej opinii.

  3. Dak'kon pisze:

    Pomijając mylną datę hobbita rankin/bassa, to warto jeszcze przywołać animowanego hobbita z 1966 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=KRqbdpbDwVo

    • O tej też nie słyszałem…

      • pontifex maximus pisze:

        W sumie ciekawa historia. Musieli na szybko machnąć jakiś film, żeby im prawa do ekranizacji nie przepadły, to zrobili coś takiego. Chyba dwa tygodnie na to mieli.

        A propos Bakshiego i rotoskopowanych fragmentach innych filmów, to on chyba lubił tę technikę, bo pojawia się też w innych jego animacjach.

      • Cadab pisze:

        @Mostowiak
        Bakshi nie tyle, że lubił tę technikę, co ją w dużej mierze rozwinął (w oczach niedouczonych Amerykańców – wręcz wymyślił) i miał nawet parę patentów na rozmaite formy realizacji zdjęć.
        Powód, dla którego wszyscy dziś krzywo patrzą na rotoskopię jest z Bakshim niezwiązany, a doprowadzający go do szewskiej pasji niezmiennie od 40 lat. Bo dzięki jego własnej pracy w tej technice i dopracowaniu aspektów produkcyjnych, rotoskopia z eksperymentalnej i dosyć trudnej stała się nagle bardzo, bardzo tania. W efekcie czego cała masa robionej na odpierdol animacji była wykonana rotoskopią, a studio Filmation (u nas znane głównie z He-Mana) niejako zbudowało swoje imperium taniej animacji na rotoskopii właśnie. Dopóki do użycia nie weszły komputery, obniżając koszty produkcji na każdym polu, nie było nic tańszego i łatwiejszego w produkcji animowanej, przypinając technice łatkę „tanie i byle jak”.

  4. DoktorNo pisze:

    @Cadab

    Ja wiem że Corman zrobił też „Wyścig Śmierci 2000” i inne takie tam klasyki, i że jego wytwórnia to była taka nieformalna akademia filmowa w której kształcił się min. James Cameron, ale nie zmienia to ogólnego obrazu sytuacji że to tanie kino klasy B (albo C lub D).

    A co do „Conana” z Arnim to mnie nie zachwycił. Więc może faktycznie filmy w.w. klasy są uczciwsze w tym zakresie.

    • Cadab pisze:

      No tak, tylko że ja ani sekundę tego nie negowałem – wręcz przeciwni, cały mój argument „za” jest zbudowany na tym, że to kino klasy i budżetu B… i właśnie dlatego działa.

      Niszczyciel nie jest zły. Znaczy w swojej kategorii nie jest zły. Głównie chodzi o to, że grupa przypadkowych ludzi za 1/40 tego budżetu dała radę stworzyć niemal identyczny film, bo nie musieli odpalić działki dla całej masy sław oraz „sław”, które w tym brały udział. Więc w myśl czysto cormanowskiej logiki „jeśli nie widać różnicy – po co przepłacać”.

      • DoktorNo pisze:

        A nie jest to tak, że ten ostatni slogan to motto „Troma Entertainment” co udowodnili że można jeszcze taniej… i zabawniej?

      • Cadab pisze:

        Nie, to z reklam Dosi, ale świetnie pasuje retroaktywnie do wszystkiego.
        Z Tromą też zresztą jest ciut inna bajka, bo Kaufman robi filmy tanie, ale równocześnie grające na tym, że są tanie (i przez to zabawne na poziomie samoświadomości). Corman po prostu robi tanie filmy. Jest też różnica pochodzenia – Troma to od zawsze camp w formie najczystszej, Corman z kolei nigdy nie uaktualnił swoich budżetów od początku lat 60tych i to, co wtedy było „filmem średniego kalibru” w czasach, gdy siadł do fantasy było „filmem bardzo niskobudżetowym”.
        Więc zbieżność jest, ale nie jest to w żadnym wypadku ze sobą tożsame.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s