Przeczytane w styczniu 2022: Bestiariusz Słowiański, Glen Cook i Niall Ferguson:

Efekty czytelnicze w minionym miesiącu nie były przytłaczające: udało mi się przeczytać jedynie 6 książek. Fajnie byłoby powiedzieć, że nadrobiłem to jakością lektury, niestety jednak co najmniej dwie pozycje były mocno rozczarowujące.

Rozpocząłem też lekturę książki numer siedem (Use of Medieval Weapon), ale (jako, że nie zdołałem jej ukończyć nawet w połowie) nie wliczę jej, a szkoda, bo to fajna pozycja.

Rynek i Ratusz:

Ocena: 6/10

Uczciwie mówiąc jestem rozczarowany tą książką. Czytałem wcześniej Cywilizację, Niebezpieczne związki, a także Potęgę pieniądza tego samego autora i mimo wad były to całkiem porządne pozycje popularnonaukowe. Tak więc spodziewałem się czegoś o podobnym poziomie…

Faktycznie książka stanowi zbiór anegdot, z którego tak naprawdę niewiele wynika. Najciekawsze rozdziały to w zasadzie te początkowe, próbujące przybliżyć formalną teorię sieci i powiązań między ludźmi. Faktycznie rzutują one nieco na rozumienie tego świata, a raczej: naświetlają nam one jak świat rozumieją co poniektórzy możni naszej planety. Wyjaśnia to na przykład dlaczego na Facebooku pojawiają mi się głównie posty ludzi, z którymi praktycznie nie rozmawiam oraz dlaczego prześladuje mnie reklama wypożyczalni sprzętu rolniczego (bo algorytm uznał, że łączą mnie z nimi silne, choć ukryte więzi).

Jednak im dalej w las tym więcej jest śmiesznych historyjek i niesprawdzalnych opinii w rodzaju „Hitler, Stalin i Lenin doszli do władzy, bo prowadzili bogatą korespondencję, natomiast Bismark nie zatriumfował nad królową Wiktorią, bo prowadził korespondencji za mało…” Ogólnie sensu w tym za dużo nie ma, ciekawe w lekturze też to nie jest.

Ciekawe robi się dopiero pod koniec, kiedy przechodzimy do czasów współczesnych, Facebooka, Twittera i wyborczej wygranej Trumpa. Jednak te rozdziały zawierają może 50 stron z blisko 600, więc jest to tylko wisienka na zakalcowatym torcie.

Bestiariusz słowiański:

Ocena: 8/10

Ta książka natomiast zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Spodziewałem się bowiem po niej jakiegoś (mniejszego lub większego) raka, dostałem natomiast całkiem fajną pozycję. W prawdzie powinna ona raczej nosić nazwę „Polski bestiariusz ludowy”, a nie „Słowiański”, bowiem stworów pochodzących spoza naszego kraju jest tu na lekarstwo, jednak nie zauważyłem jakichś poważnych przekłamań.

Jeśli chodzi o tekst, to niestety zawartość dość szybko robi się wtórna. Ogólnie rzecz biorąc książka omawia kilkaset stworów, jednak większość z nich wpisuje się któryś z kilku archetypów typu „pomocne karzełki”, „dusze pokutujące” i tym podobne. Dlatego też po kilkudziesięciu stronach najczęściej wiemy już czego możemy się spodziewać po samym wyglądzie potwora.

Zaletą książki są natomiast jej ilustracje. Pozycja posiada je bardzo ładne. Tytuł jest skierowany raczej dla dzieci lub młodzieży i powiem szczerze: gdyby wpadł mi w ręce 20-30 lat temu to zakochałbym się w nim bez pamięci.

Wielka degeneracja:

Ocena: 6/10

Książka stanowi próbę wyjaśnienia pogarszającej się kondycji gospodarczej krajów zachodu. W zasadzie odnieść można do niej wszystko, co napisałem już o „Rynku i Ratuszu” przy czym ma w stosunku do niego jedną, dużą zaletę: liczy sobie 200 stron, a nie 600.

Niemniej jednak, podobnie jak w poprzednim przypadku, mimo że tematyka jest bardzo ciekawa, to treść w żaden sposób tej ciekawości nie podsyca. Przeciwnie: przebiega po problemie bardzo pobieżnie, autor tak naprawdę ani owego problemu nie potrafi zdefiniować, ani znaleźć przyczyn, ani tym bardziej podać rozwiązań.

Ogólnie: zbiór anegdotek, mimo kwiecistego stylu dający się streścić do „nie wiem, ale się wypowiem”. Prawdę mówiąc nie zdziwiłbym się, gdyby głównym motywem napisania tej książki był ów dom na plaży, którym autor się tak chwali…

Wieża w kamiennym lesie:

Ocena: 6/10

Prawdę mówiąc po Mistrzu Zagadek z Hed nie miałem już zamiaru wracać do twórczości Patrici McKillip, postanowiłem jednak dać szansę tej książce, bowiem nominowano ją do Nebuli… I kurde nie było warto.

Ogólnie: lubię fantasy napisane bardzo bajkowym, baśniowym stylem. Lubię, jak są czary, smoki i rycerze. I niby to wszystko tutaj jest, jednak napisane takim stylem, że opowieść ledwie da się śledzić, z trudem można ją zrozumieć, a to, co wychodzi z tego śledzenia wcale nie okazuje się specjalnie warte uwagi.

Wręcz przeciwnie, fabuła okazuje się bardzo naiwna, bohaterowie postępują w sposób obrażający rozum i godność człowieka, nawet nie tyle, że głupio, tylko tak, jak po prostu nikt w ich sytuacji by nie postąpił.

Ogólnie rzecz biorąc: dokładnie tak samo jak w wypadku Rapsodii nie mam pojęcia dlaczego Sapkowski postanowił polecać tą właśnie serię, bowiem jest ona zwyczajnie słaba.

Cień w ukryciu:

Ocena: 9/10

Cień w ukryciu, chyba najbardziej obrzydliwa książka z cyklu Czarna Kompania uważam też jednocześnie za najlepszym tomem z tej serii. Przenosimy się więc do miasta Jałowiec, gdzie rośnie sobie magiczne zamczysko, pewien oberżysta tonie w długach, a pewien przestępca zarabia kradnąc trupy i sprzedając je dziwacznym stworom…

Powieść jest bardzo dobra. Z jednej strony jest niezwykle odpychająca. Opowiada o wydarzeniach toczących się w najniższych warstwach społecznych. Bohaterami są więc mieszkańcy slumsów, bezdomni, zbrodniarze, zajmujący się rzeczami, które w zasadzie są odrażające i popadający przez to w spiralę zbrodni. Z drugiej strony nie jest specjalnie przegięty, a ich czyny nie są nawet specjalnie złe…

Fajne jest to, iż udało się tego nie przegiąć. Zanurzamy się w najgorsze odmęty ludzkiego mroku, ale jednocześnie nas to nie odrzuca, ani nawet nie gubi się w naiwności… Co więcej obawiam się, że w analogicznej sytuacji każdy z nas mógłby postąpić dokładnie tak samo.

Biała róża:

Ocena: 6/10

W zasadzie to nie potrafię powiedzieć, czy to jest dobra, czy zła książka, bowiem tłumaczenie jest tak okropne, że nierzadko trudno zrozumieć, co autor miał na myśli. Tak więc już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że żona czarodzieja Bomazda źle się prowadziła („was a bitch” co można tłumaczyć „była prostytutką” albo „była wredną suką” i z kontekstu wynika, że raczej chodzi o to drugie). Ów czarodziej zastanawia się, czy czasem nie zmarnował życia i nie wylądował w nieudanym związku, a mógł przecież zostać w swoim rodzinnym mieście, zrobić karierę i mieć dom pełen rogatej służby („horny maids”, czyli „napalonych pokojówek”). Dowiadujemy się, że na nawiedzonym cmentarzu „duchy manifestują odważnie”, a bohaterom co jakiś czas przypomina się nowy argument („we had argument” czyli „mieliśmy sprzeczkę”). W innym zaś miejscu bohater zauważa, że bohater o imieniu Corbie ma ptasie miano i powinien go od razu skojarzyć z inną znaną mu z przeszłości postacią („corbie” to ludowa nazwa kruka). I faktycznie, gdyby to był język angielski, to zadziałałoby to, ale niestety jesteśmy w Polsce.

Biorąc pod uwagę, że jest to stanowczo najdziwaczniejszy tom cyklu, pełen czarów, dziwacznych stworów, cudownych zdarzeń, to nierzadko po prostu nie wiadomo o co chodzi. Oraz, czy omawiane wydarzenia faktyczne mają miejsce, czy też raczej są one bełkotem tłumacza…

No, ale taki urok przekładów z lat 90-tych.

Post Scriptum: Goła laska na okładce Białej Róży to Cymoril, dziewczyna Elryka z Melnibone.

Ten wpis został opublikowany w kategorii fantastyka, Fantasy, Książki, Przeczytane i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Przeczytane w styczniu 2022: Bestiariusz Słowiański, Glen Cook i Niall Ferguson:

  1. marchewa79 pisze:

    Dzięki za opinie dotyczące tych publicystycznych książek Fergusona. Widzę że nie warte zachodu. Póki trzymał się pojedynczych tematów to było nawet ciekawe ale eseistyka to chyba nie jest jego mocna strona. To co czytam w gazetach pisane jest straszliwie „pod tezę”.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s