Ostatnimi czasy ludzie pytali mnie kilka razy o przyszłe plany literackie, o to jak zakończyła się moja przygoda z książkami, czy coś piszę i kiedy zamierzam to wydać… Niestety, jako, że być może nie jest specjalnie mądrym pisać o szczegółach biznesowych, a poza tym już jeden proces o zniesławienie miałem*, to nie mogę Wam o tym opowiedzieć…
Mogę za to opowiedzieć historię hipotetycznego pisarza i jego przygód z równie hipotetycznymi ludźmi…
Hipotetyczny pisarz i jego hipotetyczne przygody:
Był sobie więc hipotetyczny pisarz, który wydał dwie książki, które sprzedały się nie całkiem źle i nie całkiem dobrze, powiedzieć więc można, że średnio. Pisarz ów napisał więc trzecią książkę i wysłał do swego wydawcy, również hipotetycznego z pytaniem, czy (czysto hipotetycznie) nie byłby zainteresowany jej wydaniem. Wydawca odpisał mu więc na to, że prosi, by kontaktować się za kwartał, aż on książkę przeczyta.
Po upływie tego okresu hipotetyczny pisarz wysłał hipotetyczny maila do swego hipotetyznego wydawcy i zapytał się, czy ten już przeczytał książkę i czy jest zainteresowany jej wydaniem?
Na to hipotetyczny pisarz usłyszał, że hipotetyczny wydawca tego dnia wstał lewą nogą, pogoda była nieładna, dojazdy długie, a kawa w pracy niesmaczna i to wszystko Jego wina.
Hipotetyczny pisarz odpowiedział na to grzecznie, że nie o to pytał.
Na to hipotetyczny wydawca odpowiedział mu, że jego zły humor wynika z tego, że Hipotetycznego Pisarza, który nie bierze udziału w promocji własnych książek.
Zdziwiło to bardzo Hipotetycznego Pisarza, bowiem ten nie wiedział, że jego książki w ogóle miały jakąś promocję. Napisał więc o tym Hipotetycznemu Wydawcy.
Na co ten odpowiedział mu, że świadczy to o tym, że nie uważa i wyjechał z pretensjami.
A wiedzieć musicie, że Hipotetyczny Pisarz człowiekiem jest bardzo cierpliwym i znieść może bardzo wiele, za to nie zna stanów pośrednich. Przeciwnie: działa tylko w dwóch trybach. Są to Przyjaźń i Przemoc. Miarka dla niego się więc przebrała, wysłał więc do swego wydawcy mail w 30 punktach, z których pierwszy zaczynał się od pytania „kto przez 4 lata wstrzymywał wydanie książki”, a kończący na zarzucie, że Hipotetyczny Wydawca „nie odpisuje na maile, nie odbiera telefonów, a załatwienie nawet najbłahszej sprawy zajmuje u niego dwa albo trzy miesiące.
Zarzut, że Hipotetyczny Pisarz nie dostaje sprawozdań sprzedażowych, mimo że w umowie pisze jak byk, iż powinien dostać takie co roku, w grudniu też tam był, upchnięty gdzieś w środku. Podobnie jak zarzut, że Hipotetyczny Wydawca zalega z pieniędzmi i to od kilku lat…
Na to Hipotetyczny Wydawca odpisał mu, że zaskoczony jest jego postawą i zaprasza na rozmowę w cztery oczy do Gdańska.
Hipotetyczny pisarz odpowiedział, że do Gdańska to on się nie wybiera.
I od tego momentu Hipotetyczny Pisarz i Hipotetyczny Wydawca ze sobą nie rozmawiają…
W zasadzie, to gdyby Hipotetyczny Pisarz był złośliwy, to mógłby iść do Hipotetycznego Sądu.
Hipotetyczna strategia:
I teraz tak…
Wydanie książki w Polsce kosztuje około 5 do 10 tysięcy złotych, w zależności od tego, jaki jest nakład, czy korektę robi specjalista, czy wydawca w Wordzie, czy zatrudnia się prawdziwego grafika do wykonania okładki, czy też kupuje się ją na jakimś tanim stocku…
Rynek w Polsce jest taki, że przy sprzedaży 1 egzemplarza książki do wydawnictwa trafia (po odjęciu podatków oraz rabatu hurtowników i księgarzy) jakieś 35% ceny okładkowej. Ustalmy na książki Hipotetycznego Wydawcy równie hipotetyczną cenę 45 złotych. Daje to 15 złotych 75 groszy. Po podzieleniu przez tą sumę kwoty 5.000 złotych okazuje się, że wydanie książki staje się rentowne po sprzedaży 318 egzemplarzy. Każdy kolejny to już czysty zysk…
Jak sami widzicie: nie jest to wysoki pułap.
Można więc stworzyć hipotezę, że czysto hipotetycznie niektórym, istniejącym znów wyłącznie w świecie hipotez wydawcom po prostu nie opłaca się, albo zwyczajnie nie zależy na osiąganiu wysokiej sprzedaży: praca nad taką pochłania dodatkową energię i mnoży koszty. Tym czasem wystarczy, żeby książka sprzedała się umiarkowanie źle, a już przynosi zyski…
Tak więc rodzi to hipotezę, że rzucają książki na rynek, bez żadnego przygotowania marketingowego, świadomi, że one zatoną. Liczą na to, jednak, że zrobią przy tym „plusk” raz mniejsze, raz większe, a do ich kieszeni trafi sumka raz mniejsza, a raz większa…
Oczywiście nie są to żadne, gigantyczne pieniądze…
Jednak jest to całkiem fajne kieszonkowe.
Jeśli przy okazji załatwimy sobie normalną pracę, gdzie pracodawca płaci za nas ZUS i ubezpieczenie zdrowotne, a wydawnictwo prowadzimy na boku, to kieszonkowe to może okazać się bardzo fajne…
I ja tu nikogo nie wskazuje palcem…
Ja tu snuję chore rojenia małego, pełnego jadu i zawiści człowieczka zżeranego od środka przez frustrację.
Hipotetyczne dzieła:
Wyjdźmy na chwilę ze świata hipotez.
Kilka osób pytało mnie, czy jeszcze coś piszę / zamierzam pisać.
Otóż: w tej chwili na moim dysku twardym leży moja trzecia (jeśli nie liczyć drugiego tomu Zielonogórskiego, który raczej nigdy nie trafi do druku) powieść, czyli Wojna Sztucerowa. Opowiada ona o losach grupki rekonstruktorów historii przeniesionych do alternatywnego świata i jest dość pesymistyczną wizją itsekaia: świata nie udaje im się naprawić, ich wiedza nie wystarcza, by dokonać rewolucji, a w finałowej bitwie (z której sceny jestem bardzo dumny) ginie główny bohater i większość postaci. Nie udało mi się znaleźć na nią wydawcy. Nie wiem, czy to dlatego, że nie jest dość dobra (IMHO jest lepsza od Gambitu Mocy, ale słabsza od Tego, Co Walczy), czy też dlatego, że wydawcy uważają, że na rynku jest za dużo tego rodzaju literatury, czy to z powodu jej pesymistycznego wydźwięku, czy też z tej przyczyny, że zwyczajnie nikt nie czyta nadsyłanych propozycji wydawniczych…
Trochę nie wiem, co z nią zrobić, aczkolwiek moim zdaniem raczej nie nadaje się na publikowanie jej w formie webnowell (zresztą, kto to czyta?).
Kolejna powieść, nad którą pracowałem (Mroczny Wojownik) została zarzucona, bowiem projekt rozwijał się w złym kierunku i zaczynał wyglądać jak piąta woda po Belgeriadzie. Wychodziło z tego coś zdecydowanie innego, niż książki, które chciałbym pisać, albo czytać…
Obecnie pracuje nad czymś, co nazywa się Pan Płomieni i ma być retellingiem mitów nordyckich z punktu widzenia Lokiego. Pisało mi się to całkiem nieźle, niestety w pewnym momencie zorientowałem się, że ktoś już taką książkę napisał i to całkiem niedawno. Niby wszystko już było, a różni pisarze mogą robić różne podejścia do tego samego tematu… Jednak podcięło mi to skrzydła…
Kiedy z nim się uporam pewnie wrócę do uniwersum Gambitu Mocy. Skoro i tak nie jestem w stanie wydawać książek, to przynajmniej będę pisał to, co lubię.
Na boku piszę sobie coś, co nazwałem Ścieżki Istnienia: Taktyczna Gra Fabularna. Opowiada ona o dzielnych rycerzach napierdalających się na planszy taktycznej. Jest w niej wszystko to, co lubię: magowie, różne rasy, statki kosmiczne, smoki, inwazje planetarne, zmiennokształtne lisy, broń laserowa, walące się światy do ratowania… Niektórzy widzieli już wersję testerską i jak na razie nikt specjalnie nie narzekał.
Hipotetyczna przyszłość:
Pytanie brzmi: co dalej…
Otóż Hipotetyczny Pisarz ma tutaj kilka możliwości. Pierwszą jest znalezienie sobie nowego wydawcy. Niestety znalezienie wydawcy jest najtrudniejszym elementem tego interesu. I w sumie tyle w tym temacie można powiedzieć. Może się uda, może nie… Zależy to od tego, czy Hipotetyczny Pisarz w ogóle będzie miał co takiemu pokazać, bo na razie nie ma…
Druga możliwość to Self Publishing. Niestety jest mało prawdopodobne, by Hipotetyczny Pisarz dał radę jednocześnie zajmować się pracą na etacie, pisaniem książek oraz ich samodzielnym promowaniem i sprzedażą.
By coś takiego miało sens, Hipotetyczny Pisarz musiałby założyć działalność gospodarczą i zająć się wydawaniem książek, i to nie tylko swoich, ale też cudzych. Nasz bohater interesował się tematem i wyszło mu, że brakuje mu jakiegoś pół miliona złotych, żeby pomysł miał ręce i nogi…
Oczywiście Hipotetyczny Pisarz hipotetycznie mógłby zająć się tym nawet dziś i otworzyć działalność taką samą, a nawet fajniejszą niż Hipotetyczne Wydawnictwo Hipotetycznego Wydawcy. Tylko po co? Woli on mieć poczucie finansowego bezpieczeństwa.
Zresztą, narobić dziadostwa zawsze zdąży…
Ostatnia opcja to Vanity Press, które z różnych powodów opcją nie jest. Vanity Press obawiam się działa, jak to, co przez podły charakter roi się w głowie Hipotetczynego Pisarza. To znaczy: płacisz gościowi 5.000 złotych, on połowę bierze sobie (bo przycina na czym się da), a następnie wysyła książkę do sprzedaży bez żadnego wsparcia, bo wie, że (nawet jeśli sprzeda się 0 egzemplarzy) on już ma zyski…
*Z tym procesem o zniesławienie to było tak, że mam ciocię, ciocia mieszka w domu po babci, gdzie jest internet. Umowa na Internet jest podpisana na mnie. Ciocia pewnego dnia rozmawiała z koleżankami z dawnej pracy na Facebooku. W pewnym momencie wpadły w szał i zaczęły wyzywać się od lodziar i lachociągów. Koniec końców jedna poszła do sądu i (jako, że główna sprawczyni działała z mojego IP) pociągnięto mnie do odpowiedzialności. Sprawa rozeszła się po kościach, bo prawie się wyłgałem, ale ciotka się przyznała…