Przeczytane w marcu 2021: Wiedźmin, Dresden i inni:

Wyniki z minionego miesiąca nie wypadają szczególnie imponująco, zwłaszcza, że we wcześniejszych czytałem zwykle po kilkanaście książek.

Jednak 7 pozycji jest nadal bardzo dobrym wynikiem, nadmiernie nabijającym statystykę czytelnictwa w Polsce.

Co więcej tym razem ilość zastąpiona została wyraźnie przez jakość, bowiem najmniej cztery pozycje dostarczyły mi niesamowitych wręcz wrażeń.

Średniowieczna Europa:

Ocena: 8/10

Dość nowoczesna, a przytym przekrojowa historia Europy w średniowieczu, biorąca pod uwagę nowe (choć niekoniecznie najnowsze) ustalenia na temat epoki. Książka została napisana w prawdzie przez Anglosasa, jednak nie powiela największych błędów historyków z tego kręgu kulturowego i zauważa, że (prócz Anglii i Francji) coś na kontynencie istniało. Tak więc czytamy nie tylko o Europie Zachodniej, ale też całkiem sporo o Czechach, Węgrach, Rusi, Litwie oraz oczywiście Polsce.

Typowa historia polityczna (czyli te wszystkie marsze od bitwy do bitwy) została tu zepchnięta na dalszy plan, koncentrując się raczej na kwestiach społecznych, ekonomicznych, rozwoju miast, zasięgu religii, sposobie działania administracji i komunikacji, rozpowszechnieniu poddaństwa i tym podobnych rzeczach, które kształtowały zarówno życie, jak i politykę kontynentu.

Obserwujemy też ekspansję (moja prywatna nazwa) „cywilizacji średniowiecznej w typie frankijskim” z terenów dawnego Cesarstwa Rzymskiego stopniowo coraz bardziej na wschód i północ.

Osobiście uważam książkę za bardzo dobrą. Pomogła mi poustawiać sobie w głowie pewne rzeczy. Skorygowała też kilka tez, które nieopatrznie popełniłem na tym blogu. Poleciłbym więc tą pozycję każdemu, gdyby nie dość ciężki styl, jakim posługuje się autor. To znaczy: czytałem oczywiście już zdecydowanie cięższe pozycje, ale powiedzmy sobie szczerze: to nie jest poziom lektur szkolnych.

Chrzest ognia:

Ocena: 9/10

Wiedźmin, wraz z przyjacielem Jaskrem ruszają na poszukiwanie zaginionej Ciri. Przyjdzie im podróżować przez północne brzegi Jarugi, gdzie trwa właśnie ofensywa wojsk Niflgardu. Wokół dwójki bohaterów stopniowo zaczyna tworzyć się drużyna kompanów, połączona przez wspólny cel.

Chrzest Ognia” to chyba najmroczniejsza i najokrutniejsza książka z cyklu wiedźmińskiego, oraz jednocześnie pozycja, która (wraz z twórczością Feliksa Kressa) odcisnęła chyba najmocniejsze piętno na polskiej fantastyce. Biorąc pod uwagę liczne próby naśladownictwa oraz twórczość późniejszych pisarzy wrażenie robi, jak Sapkowski zarządza przemocą. To, co czytamy to nie jest kolejna, bezmyślna jesienna gawęda, gdzie przemoc jest bezsensowna, nieprzerwana i w zasadzie nudna. W rezultacie czego z czasem staje się bardziej śmieszna, niż okrutna.

U Sakowskiego, który bynajmniej czytelnika nie oszczędza, wszystko wydaje się służyć jakiemuś celowi, autor też potrafi podejść do tematu z jakąś taką (może dziwnie to zabrzmi) delikatnością, która sprawia, że zjawisko nie banalizuje się i paradoksalnie, książka staje się dużo bardziej przejmująca.

Gra pozorów:

Ocena: 6/10

Piętnasty tom Akt Dresdena Jima Butchera. Tym razem Dresden, działając jako poplecznik Mab musi współpracować z jednym ze swoich największych wrogów: Rycerzem Poczerniałego Denara Nicodemusem. Oraz, wraz ze zgromadzoną przez niego grupą łotrów, wziąć udział w przygotowywanym przez owego włamaniu…

Wiecie, co jest największą wadą Akt Dresdena?

Liczba postaci pomnożona przez liczbę tomów. Oraz fakt, że Butcher stracił już chyba panowanie nad wątkami. Całą książkę psuł mi fakt, że autor cały czas wprowadzał jakieś, często ważne osoby z przeszłości oraz wydarzenia z ich życia, o których już zdążyłem zapomnieć (i nic dziwnego, ogólnie mniej lub bardziej ważnych figur ze świata Harrego Dresdena jest bowiem około 300).

I nagle mamy: On miał żonę? A fakt, chyba rzeczywiście… On miał córkę… Nie pamiętam, ale w sumie to chyba logiczne… A te Myszy Kościelne? Co to były Myszy Kościelne? On zamordował kogo? Tego gościa? A kto to w ogóle był? Korona zrobiona z nekrytu? Co to jest nekryt?

I tak dalej i tak dalej.

Prawdę mówiąc źle czytało mi się tą pozycję. Niby jest akcja, humor i spiski, ale Butcher chyba traci zdolność kontrolowania swojej twórczości.

Dawny ustrój i rewolucja:

Ocena: 6/10

Swego czasu czytałem „O demokracji w Ameryce” i książka ta na tyle mi się podobała, że zamierzam do niej powrócić. Tak więc po „Dawnym ustroju i rewolucji” spodziewałem się czegoś tej samej miary. Niestety pozycja ta nie jest aż tak wnikliwa, jak poprzednie tytuły.

Generalnie autor w książce analizuje sytuację panującą przed rewolucją we Francji, oraz faktyczne zmiany, które ta przyniosła. System w panujący w tym kraju daleki był od powszechnego wyobrażenia: szlachta w praktyce była pozbawiona znaczenia, władzę sprawowali tak naprawdę urzędnicy pochodzenia mieszczańskiego. Na zarówno kościół, jak i arystokrację chłopstwo musi płacić daniny, jednak są one raczej upierdliwe, niż uciążliwe (np. pleban miał prawo zabrać 10 procent płodów rolnych chłopa, ten musiał też oddać swemu „panu” część pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży nieruchomości). Dużym problemem jest natomiast samowładza urzędników królewskiej oraz brak obywatelskiej kontroli nad ich działaniami i skutecznych metod dochodzenia odszkodowań. Do tego dochodzi dodatkowo niewydolność całego systemu oraz fakt, że ludzie w praktyce nie mają z niego pożytku (np. chłopi obciążani są obowiązkiem utrzymywania dróg, które omijają ich wsie).

Ogólnie wydaje mi się jednak, że, mimo iż niektóre obserwacje Autora są celne, to pisze on bardzo powierzchownie i niestety pod tezę. Tą tezą jest chyba próba obrony swojej własnej warstwy społecznej (Tokewill był arystokratą) przed krytyką. Brakuje mu też wnikliwości jaką popisał się w O Demokracji…

Przeczytać można, bo to ważne świadectwo myśli europejskiej, ale nie należy spodziewać się po tej pozycji fajerwerków.

Imperia Jedwabnego Szlaku:

Ocena: 9/10 (w kategorii Literatura Piękna)

Książka, podobnie jak próbowały robić to Jedwabne Szlaki Petera Frankopana, opisuje historię świata z punktu widzenia wiadomego systemu tranzytu dóbr. O ile jednak Frankopan pisał głównie z punktu widzenia państw, które znajdowały się na końcach szlaku (i wyszło mu, że wbrew tezie, jaką stawiał, przez większość czasu Europa miała gdzieś Azję i vice versa), tak tym razem czytamy to z punktu widzenia ludzi, którzy znajdowali się pośrodku, na Wielkim Stepie.

Beckwith zrywa ze stereotypem mieszkańców tego obszaru, jako krwiożerczych „nomadów, żyjących w bardzo trudnych warunkach i stających się przez to doskonałymi wojownikami”, stanowiących ciągłe zagrożenie dla cywilizacji osiadłych. Dowodzi, w dość przekonujący zresztą sposób, że znacznie część to osiadłe cywilizacje były dużo potężniejsze od koczowników i same stanowiły zagrożenie dla nich, zajmując ich tereny, co było faktycznym zarzewiem konfliktu. Przedstawia ich też trochę jak rodzaj Indian, którzy przez swych sąsiadów byli tępieni (patrząc na to, co stało się w XIX oraz XX wieku z różnymi Turkmenami, Kazachami czy Ujgurami i często dzieje po dziś dzień, to trzeba przyznać, że wcale nie jest to głupie porównanie).

Lektura ta była fascynująca wręcz. Nie powiem, że przedstawiła mi nowy, nieznany świat, bowiem Jedwabny Szlak pociąga mnie od lektury Europa Na Peryferiach Abu-Lughod kilka lat temu. Niemniej jednak zmieniła moje spojrzenie na kilka rzeczy i warta była swoich pieniędzy.

Niemniej jednak bardziej traktowałbym ją jak literaturę, mającą poszerzyć wyobraźnię historyków, niż książkę naukową. Autor popełnił bowiem w niej całkiem sporo błędów rzeczowych, a kilka razy też nagiął rzeczywistość, lub też nadinterpretował fakty w taki sposób, że aż trzeszczą (np. japońscy samuraje oraz wikingowie jako najdalej wysunięte na wschód i zachód elementy wpływu kulturowego Wielkiego Stepu).

Niemniej jednak sam wywód jest intrygujący.

Wieża Jaskółki:

Ocena: 9/10

Przekroczenie Jarugi zmienia w zasadzie wszystko w Sadze o Wiedźminie. Nie wpływa jedynie na treść książki, ale też i na to jak jest przedstawiana. O ile do tej pory istniały cztery główne linie narracyjne (Geralta, Yennefer. Ciri oraz sny tej ostatniej, aczkolwiek nie jestem pewien, czy faktyczną narratorką Sagi nie była śniączka Nimue słuchająca opowieści wędrownego bajarza i przeżywająca ją potem we śnie), tak teraz śledzimy ją głównie w oparciu o relacje Jaskra, czujna Kenna Selborne oraz Ciri rozmawiająca za Wysogotą.

Zmienia się też atmosfera książki. O ile Północ była taką trochę Polską lat transformacji, pełną zapyziałych wiosek, równie zapyziałych miast stołecznych, krociowych biznesów w rodzaju kantoru wymiany gotówki, przydrożnych barów i targowisk na które ciągną obcy kupcy, podejrzanie podobni do Ruskich oraz nagród za potwory, które są jednocześnie horrendalnie wysokie i skandalicznie niskie (w tym sensie, że ktoś faktycznie musiał odjąć sobie od ust, by je zapłacić, ale jednocześnie kupić zań można niewiele), acz zamieszkują ją przeważnie dobrzy ludzie. Niflgard natomiast jawi się jako coś w rodzaju Krainy Mordor, której mieszkańcy owszem, kiedyś byli „przeważnie dobrzy”, teraz jednak, na skutek wojny, zamordyzmu, wszechobecnego bezprawia i wymiaru sprawiedliwości, który z tą ostatnią nie ma wiele wspólnego sami zdemoralizowali się i zezwierzęcili (widać to choćby po przykładzie druidów i ich odejścia od neutralności).

Efekt podkreśla też nagła zmiana języka. O ile wcześniej Sapkowski pisał w miarę współczesną polszczyzną, miejscami tylko stylizowaną i archaizowaną, tak teraz język stał się dużo brzydszy, pełny makaronizmów, jak „pacjencja”, „kawerna”, „hanza”, „siupryza” i tym podobne.

Fajnie było wrócić do tej książki i w sumie nie żałuję, że zrobiłem to po tylu latach. Spodziewałem się już, że Sapkowski niczym nie zdoła mnie zaskoczyć, a tymczasem powrót do Sagi o Wiedźminie jest wielką przygodą w odkrywanie rzeczy, o których zapomniałem lub których nie zauważyłem.

Earthdawn: Przebudzenie Ziemi:

Ocena: 1k4+6

Klasyczny dla polskiego fandomu system RPG wydany w końcówce lat 90-tych. Earthdawn jest mieszanką heroic fantasy z postapokalipsą. Przenosimy się oto do krainy zwanej Barsawią istniejącą w świecie, gdzie poziom magii nie jest stały i czasem opada bardzo nisko, a czasem wzrasta niespokojnie wysoko. Gdy następuje to ostatnie dochodzi do trwającego kilkaset lat okresu zwanego jako Pogrom, w trakcie którego do rzeczywistości tej przedostają się Horrory: straszliwe byty żywiące się emocjami istot inteligentnych.

Ostatni Pogrom skończył się kilka dziesięcioleci temu. Magia ustabilizowała się na pewnym, stałym poziomie, a istoty inteligentne zdołały przetrwać w magicznych schronach zwanych Kearami i Cytadelami. Niektóre z tych schronów upadły, mieszkańcy innych wybili się, a jeszcze jedne nie otwarły się z różnych przyczyn. W wielu wciąż znajdują się porzucone skarby, ale też i horrory oraz różne ślady bytności tych ostatnich.

W grze wcielamy się w magów i adeptów. Ci ostatni są przedstawicielami magicznych zawodów (takich jak Wojownik, Fechmistrz, Zbrojmistrz, Trubadur etc.), którzy dzięki mocy tej krainy, związanej z imionami i legendami, zyskują niezwykłe możliwości.

Ogólnie rzecz biorąc: system ten budzi moje mieszane uczucia. Z jednej strony zdecydowanie wolę, jak jest mniej kolorowo. Z drugiej: mimo że bohaterowie mają magiczne moce i legendarne cechy, to nie da się nie zauważyć, że Adepci są strasznie słabi w porównaniu z bohaterami (na przykład) późniejszych edycji Dungeons and Dragons (czy, niekiedy nawet z rozwiniętymi postaciami z Warhammera). Prawdę mówiąc nie podoba mi się też sposób, w jaki została wyłożona mechanika, z której nie rozumiałem nic ani, kiedy miałem 15 lat, ani nie rozumiem teraz. Moim zdaniem system skorzystałby też, gdyby wyrzucić z niego niektóre elementy (np. Pasje wydają się nie wnosić do niego nic istotnego), a rozszerzyć inne (np. Opis Świata, który jest krótszy, niż wynurzenia o walucie w grze).

Ale w ogólnym rozrachunku to bardzo dobry system.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Przeczytane w marcu 2021: Wiedźmin, Dresden i inni:

  1. slanngada pisze:

    Earth dawn miał dosyć prostą mechanikę. Dodawałeś stopnie atrybutu i talentu i odczytywałeś w tabeli. A to było linearne.
    Potęga postaci była niża niż w dedeku, bo i dedek jest broknięty.
    Setin był opisany w osobnym dodatku

    Imperia: Podobny pogląd Prezentuje Ericson w malaziańskiej, Choć autor nie był łagodny dla pierwotnych ludów.

  2. DoktorNo pisze:

    @”Chrzest Ognia”

    O ile faktycznie ta część wiedźminskiej sagi jest brutalna to o tyle nie odczuwałem tej brutalności jako czegoś co cynicznie autor dorzucił dla zwiększenia sprzedaży. Może w tym tkwi jej klasa?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s