Unto the End – dobra gra, choć trudna:

Zapowiedź Unto the End wyświetliła mi się kiedyś na Steamie i od tego momentu zakochałem się w koncepcji tej gry. Czekałem więc prawie dwa lata na jej premierę i (sumując wszystkie „za” i „przeciw” muszę powiedzieć, że z perspektywy czasu opłacało się. Warto też napisać kilka słów o tym programie, tym bardziej, że nic nie wskazuje na to, by miał stać się bestsellerem. A szkoda, bo to zacna gra. Trochę taka niezauważona perła powiedzieć by można…

Wiking w innym świecie:

W Unto the End wcielamy się w bezimiennego wikinga, który pewnego dnia wyruszył na polowanie, zabłądził i teraz próbuje wrócić do domu i rodziny. O naszym bohaterze nie wiemy wiele: w grze nie ma dialogów czy bloków tekstu do przeczytania, nie posługujemy się też mową, ani nawet nie rekonstruujemy wydarzeń archeologicznie, na wszystkie pytania musimy więc odpowiedzieć sobie sami i czuć wydarzenia sercem.

Ciekawe, że na wielu internetowych screenach są sceny, których nie znalazłem w grze.

Zabieg ten pod wieloma względami przypomina starą, kultową grę z Amigi pod tytułem Another World. Nie jest to zresztą jedyne podobieństwo, wystarczy spojrzeć choćby na styl graficzny czy sposób rozgrywki, by zauważyć podobieństwa. Podobnie jak w niej wędrujemy przez bajeczny acz obcy, bardzo surowy i niestety brutalny świat, spotykamy inne istoty, z którymi musimy walczyć lub dogadać się bez słów, zdobywamy przedmioty, których zastosowań musimy się domyślić oraz radzimy sobie z sekwencjami zręcznościowymi, przeskakując nad przepaściami i uciekając przed walącymi się na nas kamieniami.

Oraz, jak w Another World walczymy z wrogami.

Walczymy…

W odróżnieniu od wyżej wymienionej gry nie posługujemy się jednak pistoletem, a mieczem. System walki jest jedną z najciekawszych mechanik w grze, jest bowiem mocno rozbudowany i responsywny. Obejmuje dwa rodzaje bloku (górny i dolny), dwa rodzaje ciosów (szybki i silny), uniki, odskoki, zwody, ciskanie sztyletem (i później oszczepem) oraz ciosy ogłuszające.

Co więcej musimy pamiętać też o tym, że po kilku blokach naszemu Wikingowi opada siła z ramion, tak więc któryś, kolejny cios go w końcu przewróci lub wytrąci mu miecz z rąk. Tak więc praca nóg i krótkie momenty odpoczynku są koniecznością.

Walka wymaga też od nas czytania ruchów przeciwnika, bez czego zwycięstwo nie jest możliwe.

Niestety moje opinie o systemie walki w tej grze są bardzo mieszane. Starcia są trudne. Częściowo dlatego, że tak powinno być. Unto the End to bowiem trudna, wymagająca gra i jako taka była reklamowana. A częściowo dlatego, że pisały ją dwie osoby i nie wszystko zrobiły dobrze, przez co poziom trudności jest zawyżony, bowiem gra karze za mikrobłędy. Tak więc nasz bohater jest dość powolny i ma opóźniony o kilka milisekund czas reakcji, a jego animacje są dość długie i nie zawsze pokrywają się z momentami, gdy możemy działać. W efekcie nawet jeśli zdążymy nacisnąć odpowiedni przycisk, to nie zawsze gra zdąży wykonać działanie, jakie podejmowaliśmy. Co więcej animacje powrotu do stanu wyjściowego po bloku są dość nieczytelne, a my musimy pamiętać, że aby wykonać blok musimy ponownie wcisnąć przycisk (jeśli więc źle wyczujemy moment, albo przytrzymamy przycisk, to bohater nie zareaguje). Szwankuje też system namierzania celów, co objawia się tym, że nasz wiking potrafi niespodziewanie odwrócić się plecami do przeciwnika. Ataki od dołu i od góry są sygnalizowane przez nadmiernie podobne animacje, przez co trudno je czytać, a niekiedy wręcz jest to niemożliwe.

Co więcej gra zbyt szybko rzuca nas na głęboką wodę, karząc przejmować się takimi subtelnościami, jak odległość przeciwników od źródeł światła (jeśli od tego odejdziemy nie będziemy w stanie czytać animacji ataków).

Powiem krótko: walki niejednokrotnie mnie frustrowały, o czym świadczyć mogą gromkie kurwy, jakie sypały się z mojego pokoju…

Na szczęście bardzo wiele walk da się uniknąć, czy to przekupując przeciwników, czy też zwyczajnie im uciekając.

Także te starcia, których nie udało mi się uniknąć, mimo że wielokrotnie nań kląłem okazały się (gdy już wygrałem) dziwnie satysfakcjonujące. Tak więc wymienione wyżej problemy są raczej niedoróbkami, a nie błędami krytycznymi.

Oprawa:

W ogólnym rozrachunku grafika Unto the End jest bardzo ładna i nastrojowa, choć bardzo surowa. Tworzy atmosferę świata pięknego, choć nieznanego, niebezpiecznego i okrutnego, choć niekoniecznie złego. Warstwa dźwiękowa sama w sobie została bardzo dobrze dobrana i (choć jest ascetyczna) podkreśla wyżej naznaczoną atmosferę.

Ogólnie rzecz biorąc gra bardziej polega właśnie na budowaniu nastroju, niż walkach. Prawdę mówiąc kupując ten produkt spodziewałem się gry bardziej nastawionej na akcję, ale to, co dostałem również mi się podobało.

Niestety, jak już pisałem grafika ma swoje wady. Główną z nich jest niewłaściwe sygnalizowanie zagrożeń i okazji. Twórcy więc pokochali wędrówki ciemnymi korytarzami, gdy pierwszy plan zasłania nam jakaś przeszkoda, podczas których należy przejść kilka ekranów w absolutnej ciemności. Trudność sprawia też odnajdywanie przedmiotów. Zwłaszcza obecność takich mało wartościowych znajdziek, jak kości czy zioła jest słabo sygnalizowana i najczęściej znaleźć je można tylko kierując się myślami typu „przecież niemożliwe, żeby twórcom chciało się robić pustą komnatę”.

Autorzy strasznie lubią motyw wędrówki w ciemności przez kilka ekranów (Tak, to jest screen z gry, Wiking NIESIE zapaloną pochodnie).

Zabawa „znajdź znajdźkę”. Na ekranie rosną zioła.

Podsumowując:

Moim zdaniem Unto the End posiada bardzo dobry pomysł i świetną oprawę wizualną. Wrażenia z gry psuje jednak wiele błędów wynikających z faktu, że nad grą pracowało bardzo małe (dosłownie dwuosobowe) i chyba niezbyt doświadczone studio. Najczęściej błędami tymi są rzeczy małe, acz wkurwiające (jak to kilku milisekundowe opóźnienie reakcji postaci). Wszystko to powoduje, że nie potrafię z czystym sercem polecić zakupu tej gry, a zwłaszcza w pełnej cenie. Tym bardziej, że jest raczej krótka: ukończenie jej zajęło mi w prawdzie aż 6 godzin, jednak faktycznie dałoby się to zrobić w godzinę.

Jednak moim zdaniem naprawdę warto ją dodać do Wishlisty i kupić ją przy okazji jakiejś promocji.

40 złotych to moim zdaniem uczciwa cena.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s