Podobają mi się współczesne gry…

Pewnie każdy, kto czyta tego bloga przyzwyczaił się już, że narzekam i marudzę… Dziś powiem jednak coś bezkrytycznego: podoba mi się grafika we współczesnych grach komputerowych. Nigdy nie było ładniejszych i nie chodzi mi tylko o jakość techniczną Owszem, na przestrzeni lat nagromadziły się gry, których grafikę uważałem za piękną lub przynajmniej bardzo ładną,przemyślaną etc.

Jednak dopiero dziś żyjemy w czasach, gdy grafikę w grach naprawdę można nazwać piękną.

Trochę o grafice komputerowej:

W wypadku grafiki komputerowej można stosować kilka, skrajnie różnych wartości oceny. Trzy główne, które będą nas dziś interesować to:

    • Jakość grafiki
    • jej realizm
    • oraz wartość estetyczna

Rzeczy te niekoniecznie idą w parze. Jakość grafiki to głównie brutalna moc obliczeniowa i umiejętność przeniesienia na ekran pewnych rzeczy, których wcześniej się nie dało. To bardziej narzędzie, do tworzenia czegoś niż wartość sama w sobie. Nierzadko jakość grafiki nie idzie w parze z jej wartością estetyczną. Dobrym przykładem tutaj może być toczna w latach 90-tych dyskusja Duke Nukem vs. Quake. Pierwsza z gier posiadała tradycyjną grafikę bitmapową (dziś nazywamy to Pixel Art), druga grafikę 3D. Obie miały licznych naśladowców (w wypadku Duke Nukem były to choćby Blood, Redneck Rampage czy Shadow Warrior, w przypadku Quake w zasadzie wszystkie, współczesne gry FPS). Grafika w Duke Nukem była znacznie ładniejsza w jego konkurencie: nowocześniejsza. Quake był brzydki jak noc. Gra przypominała walkę z tekturowymi pudłami.

Realizm-Abstrakcja również nie jest czymś, co jednoznacznie wpływa na wartości estetyczne. Obrazy realistyczne tak naprawdę rzadko kiedy są piękne czy choćby widowiskowe, a dzieła piękne rzadko kiedy są realistyczne.

Z całą pewnością nikt też „piękną” nie nazwie czystej abstrakcji.

Z boku wkleiłem obraz czysto abstrakcyjny (i to dobry), więc możecie przyjrzeć się i ocenić.

Wartości estetyczne, czyli piękno jest elementem bardzo subiektywnym, zależnym od naszej, osobistej percepcji, przekonań i wrażliwości, a niekoniecznie od możliwości sprzętowych.

Zacznijmy od pierwszej gry, która pokazała mi, że w grafice dzieje się coś nowego…

Wiedźmin 3: Dziki Gon i Krew i Wino:

Screeny nie są moje, bowiem nie chciało mi się instalować ponownie gry przez kilka godzin…

Jednak rzućmy okiem na kilka internetowych. W pierwszej kolejności Drzewo Wisielców…

Drzewo Wisielców jest bardzo charakterystycznym, choć pozbawionym znaczenia dla fabuły elementem krajobrazu Velen. Pod wieloma względami jest też elementem wysmakowanym: w pierwszej kolejności jest jedno. W bardziej bezmyślnej fabule ala Jesienna Gawęda cały krajobraz byłby takimi ućkany. Przez swą wyjątkowość staje się jednak naturalnym elementem krainy: w końcu w tym świecie muszą coś robić ze skazańcami. Czasy są okrutne, więc skazańców jest wielu…

Drzewo samo w sobie jest wyjątkowo piękne, stare i rozłożyste, rośnie samotnie. Widać tutaj, że natura została odmieniona przez człowieka. Rosło tu od dawna i rosnąć będzie dalej. Nie jest jakimś kikutem odmienionym przez szatańskie siły, który zmusza ludzi do czynienia zła. Przeciwnie: to właśnie ono zostało sprofanowane.

Kompozycja screena jest bardzo dobra, wykorzystano złoty podział i to kilka razy, ale o tym nie będę się rozpisywał, bowiem to dzieło tego, który zrzutkę łapał, a nie grafika.

Natomiast bardzo ciekawe są różnice między pierwszym i drugim planem. Tło tworzy niebo, znaczna jego część jest nienaturalnie czerwona. U mnie zdarzają się zachody i wschody słońca o takiej barwy lecz raczej jesienią i zimą, nie latem. Niemniej jednak jest on bardzo efektowny. Naturalistycznie natomiast oddano kładącą się ciemność i chłodne, stonowane kolory…

Przejdźmy jednak dalej.

Tussaint. Gdyby istniało, pojechałbym tam na wczasy…

Niebo takiego koloru, jak na pocztówkach z Prowansji. Zadbano o to, by oddać zarówno charakterystyczne cechy architektury krainy, jej rys krajobrazowy oraz szatę roślinną. Mamy tu więc łagodne wzgórza o skalistym charakterze i strome, ukształtowane przez erozję zbocza, wąwozy i głębokie jaskinie. Całość porasta garig i makia: charakterystyczne dla południowej Francji i Włoch formy roślinne. Mamy więc tutaj zarośla wawrzynów i mirtów, a także wrzośców, jałowców i oleandrów. Niekiedy widać też sosny i jesion mannowy…

Bogowie jak tam musi pachnieć…

Mamy też charakterystyczne dla regionu, budowane z lokalnego kamienia domostwa…

Rośliny są tak oddane, że bez większych problemów można odgadnąć ich gatunek… Że też im się chciało. Przecież mogli nasadzić takich samych modeli drzew na całym ekranie, jak w Pillars of Eternity.

Tutaj mamy natomiast zarośla lawendy, charakterystyczna dla regionu roślina miododajna. Piękna rzecz.

Albo tutaj to pole macierzanki piaskowej. Ona rośnie głównie na słabych glebach, najlepiej lubi zakwaszone, nasłonecznione piaski, gdzie wytrzymuje niewiele innych gatunków. Słabo znosi konkurencję. Dlatego też w moim regionie nie tworzy takich skupisk (prawdę mówiąc porasta głównie mrowiska żółtych mrówek). Niemniej jednak w sprzyjających warunkach jak najbardziej może się rozrastać do tak dużych plam.

W grze tego nie ma, ale macierzanka też bardzo intensywnie pachnie. Może być (i jest) używana jako przyprawa.

Red Dead Redempotion:

W Red Dead Redemption 2 nie grałem jeszcze: mój komputer ma za słabą kartę graficzną, czas jest nieodpowiedni na zakupy sprzętu, mam też zarówno inne wydatki, jak i zapas gier na rok intensywnego grania…

Niemniej jednak spójrzcie, jaka to jest piękna noc… Nad naszymi głowami mamy atramentowo czarne niebo i dokonale widoczne gwiazdy, lśniące jak małe kryształy. Aż chciałoby się wyjść z domu i iść w dzicz. Ale niestety jest zima…

Stellaris:

Wyjdźmy jednak ze świata gier AAA, na które wydano więcej pieniędzy, niż wynoszą budżety niektórych państw, a przejdźmy do znacznie bardziej ascetycznych tytułów.

Stellaris pod wieloma względami bardziej przypomina arkusz kalkulacyjny niż grę, a znaczą część rozgrywki spędzamy przeglądając różnego rodzaju tabelki. Niemniej jednak także i ta gra potrafi dostarczyć wielu estetycznych wartości.

Gwiazdy rozświetlające wszechświat ronią wrażenie.

I znów mamy świetne zestawienie barw przeciwstawnych: w tym wypadku zimnego błękitu światła pulsaru i granatowego aksamitu przestrzeni kosmicznej, rozświetlanej tu i tam przez świetliste kontrapunkty gwiazd i mgławic. Z boku natomiast unosi się błękitno zimy gazowy gigant.

Mordhau:

Mimo swej popularności Mordhau nie jest najlepszą graficznie grą, choć wszelkie fatality i sceny odcinania ludziom kończyn, roztrzaskiwania głów oraz bezczeszczenia zwłok oddał pięknie. Aż kupiłbym sobie średniowieczną buławę, ale w Polsce nie można takiej posiadać… W szczególności stare plansze, jak Taiga nie wyglądają wyjściowo…

Jednak nawet i ta gra potrafi zaskoczyć swoją urodą.

Na pierwszy rzut leci oczywiście przykład najbardziej oczywisty, czyli Feitoria. Mapa ponoć wzorowana jest na jakimś zamku autentycznie wznoszącym się gdzieś na Bałkanach. Mamy więc znów ciepłe, śródziemnomorskie słońce, malowniczą główną cytadele, urokliwe, kupieckie miasteczko w niższym zamku i dzielnicę portową. Dookoła natomiast rozciąga się sielska okolica wiejska i malownicze pola obsiane rozmaitymi roślinami. Są więc słoneczniki, zboża, winnice… Z boku morze lub jezioro.

Kolejna okolica, gdzie chętnie pojechałbym na wakacje. Niestety region jest niespokojny i miasto jest w stanie permanentnego oblężenia przez Żelazną Kompanię.

Może jak wojna się skończy?

Yes Your Grace:

Gra o której pojęcia nie mam, ale z uwagi na grafikę właśnie zamierzam ją kupić. Uwielbiam bowiem Pixel Arty. Ponoć jest to jakiś cRPG z elementami gry strategicznej i fantasy. Jeśli dodamy masę żywych kolorów widoczną na screenach i rycerzy, to dostajemy wszystko to, co lubię.

Mam nadzieję, że gameplay też będzie dobry.

Weźmy ten oto screen prezentacyjny. Na pierwszym planie mamy coś jakby rodzinę królewską. Widzimy króla, chyba królową i chyba trzy córki: jedną w typie Sansy, jedną w typie Arii i jedną całkiem smarkatą. Grafik trochę przesadził ze stylizacją, bowiem ubrani są bardzo prosto, nie jak monarchowie. Ubrania sprawiają bardzo średniowieczny wygląd. Nie w pełni oddają one modę epoki, jednak widać, że ktoś zajrzał w jakieś opracowania i zrobił coś ala epoka (ciekawe, czemu w wypadku gier fabularnych).

W tle mamy pochmurne, jesienne niebo i zimny deszcz. Tym razem światła nie ma zbyt wiele.

Nieco bliżej patrzącego natomiast widzimy zamek. Grafik znów bardzo fajnie zestawia kolory, tak więc mury twierdzy odcinają się od otoczenia swoim, ciepłym, żywym kolorem palonej cegły.

Na uwagę zasługuje dobre wyczucie kompozycji: kolory ciepłe i zimne, stonowane i jaskrawe, plan pierwszy i dalszy posiadają bardzo dobre zestawienie.

Unto the End:

Wróćmy jednak znów do gier, w które grałem, choć na razie tylko w demo. Premiera pełnej wersji będzie miała miejsce 10 grudnia, tego samego dnia, co Cyberpunk 2077. Cały świat czeka na dzieło CD-Project, a ja na jakąś pixel-artową zręcznościówkę, napisaną przez dwie osoby.

I mam w nią zamiar grać nie tylko dla świetnego, responsywnego systemu walki opartego na wysokim poziomie umiejętności, ale dla grafiki.

Tym co mnie przekonało była ta scena:

Pochodzi ona z tutoriala. Wiking ćwiczy walkę na miecze z żoną, wszystkiemu przygląda się ich syn.

Widzimy tu doskonały przykład tego, jak można mądrze spożytkować bardzo skromne środki.

Ujęcie jest wieczorne, tak więc nie dziwi czerwone niebo. Szczegóły tła giną w zamgleniu i zapadającej ciemności, więc jego ubóstwo nie budzi zdziwienia.

Bliższy plan jest równie ubogi i prosty, ale nie banalny. Jego monotonię przełamuje kilka stokrotek i wystających spod ziemi kamieni ostańcowych. Bardzo dobrze koresponduje to z grą: kraina, którą przyjdzie nam przemierzać wydaje się bowiem bardzo surowa i wymagająca. Przetrwać w niej mogą natomiast tylko twardzi ludzie. Tacy, jak niewątpliwie bohaterowie Unto the End.

Ten wpis został opublikowany w kategorii gry, Gry komputerowe, Komputery i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Podobają mi się współczesne gry…

  1. PK_AZ pisze:

    „Ponoć jest to jakiś cRPG z elementami gry strategicznej i fantasy.”
    …indiasowcy to wkrótce Mortal Kombat okrzykną cRPGiem.
    Yes your Grace w skrócie: jesteś królem. W każdej turze przychodzi do ciebie kilku wieśniaków z problemami typu „mój syn zgubił się w lesie”, które możesz rozwiązać na kilka sposobów w stylu „wisi mi to / natychmiast wyślę mojego generała na poszukiwania / masz tu 5 golda i kup sobie nowego”. Zależnie od wyborów tracisz lub zyskujesz zasoby (złoto, żarcie, wojsko), blokujesz sobie agentów, podnosisz lub obniżasz nastroje społeczne itp.
    Dosyć szybko okazuje się, że sąsiad planuje wpaść z 1k woja z wizytą i nawlec cię na pal, więc musisz zebrać wojsko od wasali, z których oczywiście każdy albo chce cię wciągnąć w swój spór z innym lordem, albo daje ci jakieś zadanie typu „jak przyjdzie do ciebie na audiencję taki w zielonej czapce, to wtrąć go do lochu”.
    Wszystko to jest podszyte taką, powiedziałbym, personal dramą polityka. Chciałbyś być dobrym ojcem i dobrym królem, ale masz mało czasu i mało zasobów, więc musisz wybierać: wydać córkę za księcia-miernotę, poprzeć rycerza tłukącego żonę, czy przerżnąć bitwę i skończyć w fosie. To jest gra, w której faktycznie czułem się jak bezsilny król, który wie, że musi coś stracić i może tylko kombinować, jak stracić najmniej.
    Osobiście polecam, chociaż raczej jako jednorazówkę na trzy wieczory i raczej nie w pełnej cenie.

    …chociaż wziąć kartkę, długopis i złamać tę grę… kiedyś muszę spróbować…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s