Jak wiadomo trzy rzeczy budzą w ludziach największe zainteresowania: seks, przemoc i pieniądze. Jako, że dawno nie było nic o historii, to dziś połączymy te dwa tematy i napiszemy kilka słów o zarabianiu kasy w średniowieczu. Tak więc dziś tematem będzie zagadnienie tego, co w czasach dawnych przynosiło największe, choć niekoniecznie najpewniejsze pieniądze.
W artykule tym zajmiemy się wyłącznie biznesami legalnymi tzn. takimi, które podówczas były zgodne z prawem (choć część z nich, czy to z racji swojej natury czy to sposobów w jakie były prowadzone dziś niewątpliwie uznano by za przestępstwa) lub też nie naruszają naszego, współczesnego zmysłu etycznego.
Handel niewolnikami:
Handel, przed wynalezieniem maszyny parowej cierpiał na szereg niedogodności, z których główną był transport dóbr po lądzie. Środki transportu były słabo rozwinięte i mogły zawierać tylko niewielkie ładunki. Co więcej transport za pomocą wozów był bardzo kosztowny. Tak bardzo, że przewiezienie czegoś na dystans dnia drogi podnosiło tego czegoś cenę o 50 procent. Dlatego też w handlu lądowym, prowadzonym na większą, niż lokalna skalę, można było sensownie obracać tylko:
-
- przedmiotami bardzo lekkimi
-
- osiągającymi duże przebicie na jednostce
-
- zdolnymi do samodzielnego poruszania sięgania
Dwa ostatnie punkty świetnie pasują do niewolników.
Niewolnictwo nie jest szczególnie wysoko kojarzone ze średniowieczem (o tym w niższych akapitach), jednak w epoce tej nie zanikło. Generalnie w naszym obszarze największymi źródłami niewolników były: Europa Północna, zwłaszcza obszar Germanii i obecnej Polski oraz stepy Eurazji. Dużą ich „produkcję” zapewniały wojny Merowingów, Karolingów, a później Wikingów i władców słowiańskich. W pełnym średniowieczu dołączyły do tej grupy także zakony rycerskie i to one (zwłaszcza Krzyżacy i Kawalerowie Maltańscy) najdłużej pozostały „w biznesie”.
Niewolników kierowano przez Ruś, Francję i Hiszpanię ku portom śródziemnomorskim. Głównym odbiorcom były kolonie greckie na Krymie i wielkie miasta Hiszpanii, w mniejszym stopniu Włoch. Stamtąd najczęściej odsprzedawano ich do Bizancjum i świata arabskiego (aczkolwiek, zwłaszcza we Włoszech część z nich pozostawiano na miejscu). Tam rozpraszali się bardzo daleko, trafiając do Syrii, Egiptu, Arabii, a nierzadko też w bardzo dalekie strony, na przykład do Indii.
Za czasów Karola Wielkiego:
-
- cena niewolnika wynosiła 20-30 solidów (jest to równowartość 17-25 krów lub 1 chłopskiego gospodarstwa)
-
- jednak po jego przetransportowaniu do Bizancjum lub świata arabskiego rosła 3-4 razy
-
- co więcej młode i ładne kobiety były tam poszukiwanym towarem (co ciekawe w Europie Północnej osiągały niższe ceny, niż mężczyźni) i płacono za nie około 2 razy więcej.
Tak więc, jak widać na pojedynczej brance kupiec mógł zrobić niezły majątek.
Między X, a XIII wiekiem Europa zaczęła jednak tracić znaczenie w handlu niewolnikami. Wielu historyków widzi w tym zasługę kościoła, ja osobiście zrzuciłbym ją raczej na czynniki geopolityczne, takie jak:
-
- podbój Hiszpanii i Sycylii przez Arabów
-
- rozdrobnienie polityczne i słabość mieszkańców kontynentu
-
- podbój Rusi i Krymu przez Mongołów
Obie te siły wypchnęły władców Europy z rynku niewolniczego, co nie znaczy, że dostawy się zakończyły. Zarówno najazdy tatarskich jak i berberyjskich łowców niewolników nadal dostarczały światu arabskiemu tysięcy ludzi. W samym XVI wieku na terenie Rzeczpospolitej wzięto w jasyr ponad 100.000 osób, w wieku następnym: około 1 miliona. Dla XIII, XIV i XV wieku nie mamy danych, ale zważywszy, że najazdy zdarzały się regularnie należy uznać, że nadal były to duże liczby.
Z późnym średniowieczu znaczenie niewolnictwa (przynajmniej do jego odrodzenia się w epoce wielkich odkryć geograficznych) utrzymało się wyłącznie w basenie Morza Śródziemnego, gdzie było kluczowe dla gospodarki włoskich miast-państw. Ich mieszkańcy, zwłaszcza Genuańczycy i Wenecjanie odkupowali niewolników od Tatarów w greckich miastach Krymu, a następnie transportowali nieszczęśników do Bizancjum i świata arabskiego. Część z nich trafiała jednak do Włoch. Ci, którzy mieli szczęście pracowali jako służba domowa, ci, którzy mieli pecha trafiali natomiast na galery.
Duże znaczenie dla handlu niewolniczego mieli też krzyżowcy i Zakon Kawalerów Maltańskich, aczkolwiek większość pojmanych przez nich ludzi pozostała w świecie Arabskim. Wyjątek stanowili Prusi i Rusini pojmani przez Krzyżaków w basenie Bałtyku. Tych w większości sprzedano do Włoch.
Hazardzista:
Nie miał nic wspólnego z uprawianiem hazardu w dzisiejszym rozumieniu tego słowa.
Hazardziści byli obecni w miastach handlowych już od czasów najdawniejszych, źródła wspominają o nich nawet w miastach-państwach starożytnego bliskiego wschodu. Zajmowali się zakładami o losy karawan i statków. Hazardzista obstawiał los okrętu z jego armatorem, kupcami, którzy przewozili ładunek oraz rodzinami marynarzy. On stawiał, że statek dopłynie, oni, że statek zatonie, towar przepadnie, a ich bliscy stracą życia…
Pełnił podobną funkcję, jak współczesne towarzystwa ubezpieczeniowe. Przy czym współcześnie towarzystwa te posługując się statystykom i rachunkiem prawdopodobieństwa obliczają ryzyko. Te działy matematyki rozwinęły się dopiero w XVII i XVIII wieku, tak więc zawód ten działał głównie „na czuja”, przez co najpewniej był bardzo ryzykowny.
Lichwa:
W zawodzie tym zasłynęło jednak kilka nacji: Żydzi, początkowo z Syrii, z czasem też z Hiszpanii (Europa Zachodnia) i Konstantynopola (Europa Wschodnia i Środkowa), Lombardczycy i mieszkańcy Niderlandów. Z czasem ludzie ci jednak osiedlali się w krajach, w których działali, stopniowo wtapiając się w ich społeczeństwa. Faktycznie jednak większość lichwiarzy była lokalnego pochodzenia i wyznania chrześcijańskiego.
Wbrew oficjalnemu stanowisku kościoła dużą rolę, zwłaszcza we wczesnym średniowieczu na rynku lichwy pełnili też biskupi i opaci klasztorów, a przynajmniej ich skarbnicy. W szczególności wyróżniły się w tej dziedzinie Zakony Rycerskie, zwłaszcza Templariusze, Kawalerowie Maltańscy i Krzyżacy.
Lichwa, czyli pożyczanie pieniędzy na procent była interesem dość niebezpiecznym. Po pierwsze nie było żadnej pewności, że pożyczający pieniądze zwróci, tym bardziej, że prawo stało po jego stronie. Co więcej w wielu sytuacjach pożyczkobiorcy stali na tak wysokiej pozycji społecznej, że wyegzekwowanie od nich zwrotu pieniędzy było niemal niemożliwe. Przykładowo król Anglii Ryszard Lwie Serce wykoleił cały system finansowy Europy zwyczajnie odmawiając spłaty długów zaciągniętych na poczet wypraw krzyżowych.
Po drugie: była zwalczana przez kościół, co pod wieloma względami faworyzowało dwie grupy: Żydów, którzy z reguł życia kościelnego byli zwolnieni i duchowieństwa, bo ręka rękę myję…
Po trzecie: lichwiarze stanowili nierzadko środek zdobywania pieniędzy dla władz. Robiono to drogą wygnania ich kraju i konfiskaty ich majątków. Rekordzistą w tej dziedzinie jest chyba XIV wieczna Francja, skąd Żydów i Lombardczyków wygnano w tym okresie ponad 10 razy (za każdym razem konfiskując ich mienie na rzecz króla).
I za każdym razem, po upływie kilku lat zaproszono ich tam ponownie.
To, że wrócili wyjaśnić można w prosty sposób. Lichwa była przedsięwzięciem nader intratnym. Oprocentowanie pożyczek długoterminowych wynosiło zwykle około 20 procent rocznie. Pożyczki krótkoterminowe natomiast miały oprocentowanie w wysokości 50-100 procent miesięcznie.
Kupiec bławatny:
Był to kupiec handlujący płótnem i innymi surowcami koniecznymi do produkcji odzieży. Towary te nie wydaje się szczególnie interesującym towarem, niemniej jednak posiadały kilka cech sprawiających, że interesy na nim nabierają rumieńców. Tak więc:
-
- są lekkie
-
- zapotrzebowanie na nie jest duże
-
- jest ich wiele rodzajów
-
- poszczególne ich rodzaje produkowane są w różnych obszarach świata.
Ta ostatnia cecha powoduje, że różne rodzaje materiałów tekstylnych w różnych częściach świata miały różne ceny, dzięki czemu można było je kupować tanio i sprzedawać drogo. Tak więc:
-
- Skóry zwierząt futerkowych: pozyskiwane były w Skandynawii, w basenie Bałtyku i na Rusi.
-
- Surowa wełna w Europie Północnej i Środkowej
-
- Przetworzona wełna w Niderlandach
-
- Len w Egipcie
-
- Jedwab, kaszmir, bawełna i jej odmiany (np. aksamit) w Syrii.
Tak więc wystarczyło krążyć między jednym, a drugim końcem świata, by zarabiać krocie. Faktycznie jednak większość kupców skracało sobie drogę: dostarczali towary z i do rynków Niderlandów, Szampanii i Normandii, inni kursowali między tymi regionami, a miastami włoskimi, a jeszcze inni między Włochami, a światem arabskim.
Interesujący jest też sam proces obróbki płótna. O ile za wytwarzanie półproduktów zwykle odpowiadali indywidualni rolnicy i łowcy, którzy często wychodzili na tym całkiem dobrze, tak samo przetwarzanie go na produkt gotowy wiązało się często z wyzyskiem. Zarówno w świecie muzułmańskim, jak i chrześcijańskim powstały całe centra produkcyjne tekstyliów. W świecie muzułmańskim zajęciem tym trudnili się głównie niewolnicy.
W świecie chrześcijańskim: biedota. Ci ostatni często popadali w coś, co dziś nazywa się debt bondage. Polegało to na tym, że tkacze owszem, otrzymywali wypłaty, ale musieli też zakupić od swojego pracodawcy półprodukt i narzędzia, często też byli zobowiązani wynająć od niego miejsce pracy, miejsce do snu, kupować żywność i odzienie. Całość była tak wyliczona, że zobowiązanie miast kurczyć się z czasem coraz bardziej rosło.
Co więcej właściciele tkalni i organizatorzy pracy nakładczej często wynajmowali zbirów po to, by rozprawiać się z ewentualnymi buntownikami lub chwytać tych tkaczy, którzy próbowali uciec lub strajkować.
Kupiec korzenny:
Zajmował się zaopatrywaniem aptek. Jego oferta składała się z:
-
- przypraw
-
- leków
-
- barwników
-
- substancji służących jako półprodukty w różnych rzemiosłach (ałun, potaż etc.)
-
- substancji innych (np. opium)
Jak łatwo zgadnąć była to ważna dziedzina. Kupowane przez niego produkty były relatywnie tanie w krajach arabskich, w szczególności w Egipcie i znacznie droższe na północy. Jednocześnie były lekkie, pozwalałby osiągnąć duże, jednostkowe przebicie na niewielkich ilościach i – co równie ważne – sprzedawały się w masowo.
Wbrew powszechnej opinii zarówno dowody źródłowe, jak i archeologiczne wskazują jednoznacznie, że przyprawy były spożywane (i to dość często) także przez niższe warstwy społeczeństwa. Owszem, były dość kosztowne, za niektóre gatunki płacono ich wagę w złocie, ale należy zauważyć, że biedacy nie kupowali ich w dużych ilościach. Zresztą: współczesna paczka pieprzu zawiera 20 gramów przyprawy, a wystarcza na miesiąc intensywnego spożycia…
A spożycie potrafiło być bardzo wysokie. Przykładowo zachowało się pochodzące z Francji zamówienie dworu hrabiny D’Artois. Jest ono jednorazowe, na wielki post (czyli okres raczej ograniczonej konsumpcji) roku 1318. Obejmuje ono niemal ćwierć tony różnych przypraw…
Handel tymi produktami wymagał jednak znawstwa. Przyprawy bowiem na różne sposoby i masowo fałszowano. Tak więc pieprz oszukiwano dodając do niego jagód jałowca, aromatyczny pieprz kubetowy: poprzez dodanie zwykłego, korę cynamonowca: dodając zwykłej kory, fałszywe gałki muszkatołowe natomiast zwyczajnie toczono z drewna…
Kupiec winny:
Wino było towarem spożywanym w masowych ilościach w całej Europie i poza jej granicami. Pito je w ogromnych ilościach. W roku 1300 eksport z Bordeaux do samego Londynu wyniósł 11.000 ton, co jak na tamte czasy było ilością ogromną, jednak nie pokrywało całości importu, ani wielkości zamówień (największe, znane nam dziś to 1,1 miliona butelek na wesele Edwarda II).
Główne regiony produkcji wina w tamtym czasie stanowiły: Szampania, Burgundia, wyspy Morza Śródziemnego oraz (od XII wieku) Bordeaux. Dużo produkowały go też chrześcijańskie enklawy w Syrii, południowej Hiszpanii oraz Egipcie i Afryce Północnej. Produkcja we Włoszech i północnej Hiszpanii, mimo że duża, ledwie starczała na własne potrzeby.
Odbiorcami była cała reszta świata.
Wino pito bowiem, jak już pisałem: w ogromnych ilościach. Podobnie, po rozcieńczeniu, pito też ocet. Opowieści o tym, że robiono to, by odkazić wodę są oczywiście bzdurą: zawartość alkoholu w winie jest zbyt mała, by miało ono jakieś, znaczące właściwości odkażające, aczkolwiek faktycznie przechowuje się ono (podobnie jak piwo) lepiej od wody. Jednak główne powody spożycia nie zmieniły się po dziś dzień. Pito je, bo jest smaczne i idzie się nim na(…)ać.
Kupiec zbożowy:
Zboże stanowi główny produkt spożywczy naszej cywilizacji. Potrzebne jest w ogromnych ilościach. Większość regionów jeśli chodzi o jego dostawy była samowystarczalna, a nawet w najbardziej zurbanizowanych regionach stosunek rolników do nie-rolników wynosił 4 do 1. W innych obszarach był jeszcze większy.
Mimo to Bizancjum i wiele innych miast Grecji i Syrii, miasta włoskie, potem też Niderlandy i basen Paryża były zależne od dostaw zboża. To nabywano na Węgrzech, w Rumunii, na Rusi, Krymie i wyspach Morza Śródziemnego, w Egipcie oraz południowej Francji (obszar dostaw do Bizancjum, Syrii i Włoch) lub w basenie Bałtyku (obszar dostaw Niderlandów i Paryża). Masowość dostaw możliwa była dzięki transportowi wodnemu.
Handel zbożem i innymi produktami rolnymi posiada wiele subtelności. Po pierwsze: jest dość ryzykowny. W średniowieczu średnia wysokość produkcji zboża wynosiła 4 ziarna z 1 wysianego, aczkolwiek, w zależności od pogody zbiory mogły spadać do poziomu 2 z 1 lub rosnąć do 8 z 1.
Co ciekawe obie te opcje były katastrofalne dla producentów: zbyt małe zbiory oznaczały trudności z wyżywieniem się samemu. Zbyt duże: niskie ceny.
Tak więc szybko opracowano metody radzenia sobie z problemem i spekulacji na wahaniach cen zboża.
Pierwszą było skupowanie go z rynku w dużych ilościach, magazynowanie w oczekiwaniu na okres nieurodzaju i odsprzedaży po wyższych cenach.
Drugą sprzedaż na pniu lub sprzedaż opcyjna. Polegała ona na zakładzie: zakupie po ustalonej wcześniej cenie (np. takiej, jak w latach średniego zbioru), gdzie kupiec ma nadzieję na nieurodzaj, a sprzedający na urodzaj. Działa to tak: przy założeniu, że zwykła cena wynosi 4, w latach nieurodzaju skacze do 8, a urodzaju wynosi 2 kupiec zgadza się zapłacić owe 4, niezależnie od sytuacji. Rolnik ma zagwarantowany równy zysk jest więc szczęśliwy. Kupiec ponosi jednak ryzyko: w latach urodzaju kupuje po zawyżonej cenie, jednak w latach nieurodzaju może sobie to ryzyko odbić.
Trzecia to coś, co dziś nazywamy zmową cenową: umowa dostarczania towaru po jednakowej cenie, dokonywana zarówno przez rolników, wielkich posiadaczy ziemskich oraz kupców, pozwalająca dostarczać produkt po zawyżonych cenach.
Posiadanie udziałów w statku:
Statek wykorzystywany do handlu lub połowu ryb był jednym z najbardziej dochodowych interesów. Jednak posiadanie po prostu statku, a tym bardziej bycie jego kapitanem lub członkiem załogi już do takich rzeczy nie należało. Wynika to z faktu, że statki niestety dość często przepadały, padając ofiarą złej pogody, piratów i konkurencji.
Co więcej wymagały ogromnej ilości gotówki na ich zakup. W Bizancjum statek o ładowności 30-40 ton miał wartość 300-400 złotych solidów (1 złoty solid odpowiada 10-12 srebrnych, o których pisałem przy okazji handlu niewolnikami). Dla porównania roczne uposażenie wojskowego zarządcy prowincji w tym kraju wynosiło 360 złotych solidów, biskupi w państwie Franków zarabiali po około 150-170 złotych solidów, a małe gospodarstwo rolne kosztowało trochę poniżej złotego solida. Przeliczając na masy kruszcu Kazimierz Wielki miałby około 10.000 złotych solidów rocznego dochodu.
Tak więc utrata statku była (nawet dla poważnego inwestora) była katastrofą.
Dosyć szybo i nawet w relatywnie prymitywnych społecznościach nauczono się minimalizować ryzyko, zwykle poprzez dzielenie się nim. Już w Skandynawii epoki wikingów większość statków była własnością spółek, standardowo wystawiających po 4-5 jednostek i zrzeszających po 4-5 jarlów, z których każdy posiadał równe udziały w każdym statku. Pokrywał część szkód wynikłych z jego utraty oraz otrzymywał należną sobie część zysków.
Z czasem system ten rozrósł się do tego stopnia, że zaczął obejmować też masy ludowe i średnią, a nawet niższą część społeczeństwa. Ludzie więc fundowali pojedyncze „stanowiska wioślarskie”, a w miastach włoskich nawet ich ułamki. W razie sukcesu dzielono zyski między wszystkimi inwestorami.
Przechowywanie pieniędzy:
W czasach szalejącej przestępczości i niemal zerowej wykrywalności przestępstw, gdy bandziory działały niemal w biały dzień (z badań, jakie prowadzono na dokumentacji miast włoskich wynika, że zaledwie 7% osądzonych złodziei zostało zatrzymanych wskutek śledztwa, najczęściej w rezultacie wykrycia pasera, a pozostałe 93% ujęto na gorącym uczynku, na 1 proces jednego tak schwytanego złodzieja przypadają 4 procesy, gdy poszkodowany, widząc przestępstwo wzywał pomoc, ale nikt jej nie udzielił) nie dziwi, że wielu ludzi nie chciała trzymać kosztowności w domu.
Tak więc przenoszono je do bankiera, który dokonywał ich wyceny, a następnie trzymał w banku, pobierając od tego drobną opłatę. W ten sposób pozyskane pieniądze wykorzystywane były oczywiście do udzielania pożyczek i lichwy.
Jeśli kosztowności miały postać naczyń, ozdób lub innych przedmiotów, to albo zawierano umowę na ich przechowywanie (i wtedy cena była odpowiednio większa), albo też były natychmiast sprzedawane, a klient, zgłaszając się o ich zwrot otrzymywał tylko odpowiednią sumę pieniędzy.
Spekulacja złotem i srebrem:
W czasach dawnych pieniądze kuto ze złota i srebra. Surowce te mają tą cechę, że dobywa się ich z ziemi. W efekcie więc bywają regiony, gdzie jest ich więcej oraz takie, gdzie jest ich mniej. W efekcie są tam (odpowiednio) tańsze lub droższe.
Przebicie było na tyle wysokie, że opłacało się wozić srebro w regiony znane z wydobycia złota i kupować kruszec, by potem odsprzedać go w regionach znanych z wydobycia srebra…
W wielu, handlowych miastach występowały też zjawiska niedoboru i nadmiaru pieniądza na rynku, zwane z włoska Streneza (niedobór) i Larheza (nadmiar). Pojawiały się one w okresie, gdy ekwipowano statki (we Włoszech był to grudzień i czerwiec), ściągając kruszec na zakup potrzebnego ekwipunku i towarów oraz gdy te wracały z wypraw, (lipiec i wrzesień), zasypując rynek kruszcem.
Sprytni kupcy wychwycili ten trend i w chwilach, gdy kruszec był tani ściągali go z rynku, a gdy był drogi: wymieniali go na towary.
Właściciel towarzystwa ogniowego:
W zasadzie jest to odmiana wyżej wymienionego Hazardzisty. Instytucja znana jeszcze ze starożytnego Rzymu. Posiadała ona dwa typy:
Po pierwsze, towarzystwo zakładało się, że dana nieruchomość nie spłonie. Jeśli danego roku faktycznie się nie spaliła, to jej właściciel wpłacał niewielką sumę, jeśli spłonęła to otrzymywał dużą rekompensatę. Poza szczegółami nie różniło się to od współczesnej firmy ubezpieczeniowej.
Tego typu towarzystwa zwykle funkcjonowały dobrze, dopóki gdzieś nie wybuchł naprawdę duży pożar, w wyniku którego spłonęło całe miasto. Wówczas zwykle upadały pod ciężarem roszczeń.
Po drugie: klient i towarzystwo mogli dokonać umowy sprzedaży nieruchomości na wypadek pożaru. Właściciel nieruchomości dokonywał wyceny jej i posiadanych dóbr. Następnie na tej podstawie umawiał się z towarzystwem. Jeśli pożar wybuchł, to otrzymywał umówioną sumę, a towarzystwo przejmowało na własność działkę, na której stała jego nieruchomość wraz ze wszystkim, co z pożaru ocalało.
Powinno się nazywać najciekawsze biznesy średniowiecza.
I tak w kontekście Erpegowym, jak czytam tego typu tekstu, mam wrażenie, że ilość gotówki na rynku była bardzo mała i trochę niedocenia się siły handlu wymiennego,
Ponoć w Europie na rynku było około 8 metrów sześciennych złota…
W takim razie co z gałęzią gospodarki związaną z bronią? Która stała pod koniec średniowiecza coraz lepiej zorganizowana, że można ją określić mianem przemysłu, z takimi miastami jak Mediolan na czele. W sytuacji ciągłych wojenek na dobrą klingę lub beczkę grotów do kusz zawsze znajdzie się kupiec.
Była duża, ale też i kosztochłonna: wymagała surowców, bazy wytwórczej, licznych robotników i wykwalifikowanych pracowników, a zakupy były relatywnie niewielkie. Tak więc zyski się rozpraszały między poszczególnych zaangażowanych w proces.
Pieniędzy się nie kuje, tylko wybija – to tak dla porządku.
W wypadku pieniądza kruszcowego tym, co nadaje mu wartość jest właśnie zawartość kruszcu. Ta może być różna nawet dla pojedynczych monet. Akt wybicia monety miał jedynie za zadanie potwierdzić deklarowaną ilość kruszcu.
Fajny artykuł – czyli spekulacja i bankowość przynosiły największe zyski tak jak i teraz. Ale z lichwą i niewolnictwem dużo nieścisłości. Jeśli to rozdrobnienie i słabość było przyczyną zaniku niewolnictwa, to czemu niewolnictwo nie ostało się lokalnie? Jak to jeszcze długo było w Skandynawii, również na terenach wschodnich. Jednak jest to zasługa Kościoła, który naciskał na państwa i społeczeństwa…W Ameryce południowej to też nie Kościół zlikwidował niewolnictwo? Trzeba też rozróżnić czasy i miejsce np za Kazimierza Wielkiego maksymalna stawka obowiązująca Żydów wynosiła około 50% rocznie. Również poproszę o źródło że duchowieństwo zajmowało się lichwą? Nawet jeśli duchowieństwo pożyczało pieniądze to robiło to prywatnie i na niski procent. Nie było sensu ryzykować załamania kariery i ekskomuniki zajmując się takim ryzykownym procederem, również pojawiały się chrześcijańskie banki, które pożyczały na niski procent. Można nie lubić Kościoła, ale czy to musi wpływać na artykuły? 🙂
Jeśli to rozdrobnienie i słabość było przyczyną zaniku niewolnictwa, to czemu niewolnictwo nie ostało się lokalnie?
Ostało się lokalnie. Np. w Polsce, gdzie od środkowego średniowiecza niewolnictwo w zasadzie przestało istnieć zdarzały się pojedyncze przypadki zakupu ludności czarnej (wiemy o około 20 takich przypadkach), istnieli też tak zwani „Ludzie Zakupni”, w Niemczech Ministeriałowie, we Francji i Anglii niewolna służba domowa rekrutowana lokalnie…
W Ameryce południowej to też nie Kościół zlikwidował niewolnictwo?
Nie wiem, skąd się wziął ten nonsens. Ameryka Południowa była tym regionem znajdującym się pod wpływem cywilizacji europejskiej, gdzie niewolnictwo zniesiono najpóźniej. Najdłużej trzymało się na Kubie (1886) i w Brazylii (1888). Proces został wymuszony przez Imperium Brytyjskie, wbrew sprzeciwowi właśnie biskupów katolickich, którzy posiadali wielkie latyfundia, obrabiane w dużej mierze właśnie przez niewolników. Proces rozpoczął się najszybciej w krajach nie-katolickich: w prawosławnej Rosji (1723) i protestanckiej Anglii (1783).
Również poproszę o źródło że duchowieństwo zajmowało się lichwą?
Choćby: Warren H. Carroll „Historia chrześcijaństwa”, R. Cammeron „Historia gospodarcza świata”, Szczeniacki „Powszechna historia państwa i prawa”, Leśnodorski „Historia państwa i prawa polskiego”. Warto też dowiedzieć się, co to były Banki Pobożne.
pożyczało pieniądze to robiło to prywatnie i na niski procent.
pojawiały się chrześcijańskie banki, które pożyczały na niski procent.
Naiwność.
Nie było sensu ryzykować załamania kariery i ekskomuniki zajmując się takim ryzykownym procederem
Wbrew powszechnemu przekonaniu lichwa została objęta ekskomunikom dopiero w roku 1312. W ciągu 10 lat karę tą jednak uchylono pod naciskiem zarówno kupieckich miast włoskich, jak i zakonów (głównie Frańciszkan i Dominikanów).
Można nie lubić Kościoła, ale czy to musi wpływać na artykuły?
Można lubić kościół, ale trzeba pamiętać za za kłamanie i powtarzanie bzdur, także na jego obronę, idzie się później do piekła.
Ok z tą lichwą duchowieństwa to nie mam wiedzy, na pewno zakony itp to pożyczały pieniądze – ale nie powiesz, że duchowni pożyczali chłopstwu na 50% na alkohol? To była domena Żydów, duchowni nie zajmowali się oni średniowiecznymi „chwilówkami” dla plebsu, było to sprzeczne z pojęciem jałmużny, również dlatego Banki Pobożne szybko bankrutowały – pobierały za niski % co do ryzyka i kosztów obsługi. Wyraźnie znowu wybierane są argumenty przeciwko Kościołowi, a pomijane inne np zniesienie niewolnictwa np Chile 1829, w 1829 Meksyk. W Anglii zniesiono niewolnictwo wcześniej, ale tylko dla Anglii i Walii – Irlandczycy i murzyni to dalej byli podludzie, którymi można było handlować. Oczywiście że w Średniowieczu lokalnie niewolnictwo dalej istniało głównie sprzedawano pogan do świata arabskiego, również jeńcy bywali quasi niewolnikami. Ale eksport chrześcijańskich niewolników do krajów niechrześcijańskich był często zabroniony, na przykład podczas soboru w Koblencji w 922 r. I soboru londyńskiego (1102). I te procesy trwały dalej – przecież to właśnie dlatego doszło do sojuszu z Wielkim Księstwem Litewskim! – a listy formułowane na Uniwersytecie Jagiellońskim do Watykanu, które miały wyjaśnić sprawę z Zakonem Krzyżackim wyprzedzały swoją epokę pod względem tolerancji, humanizmu, praw każdego człowieka itp. Pod koniec średniowiecza niewolnictwo chrześcijan zostało w dużej mierze zniesione w całej Europie, chociaż niewolnictwo niechrześcijan pozostawało dopuszczalne. Istniało również Siedem aktów miłosierdzia – masowe uwolnienia niewolników – szczególnie jeśli zdecydowali się przejść na chrześcijaństwo. Ok formalnie w Ameryce południowej istniało niewolnictwo, ale jednak Indianie zostali przez Watykan uznani za ludzi, więc nie można ich było bezkarnie katować i zabijać. Tacy Indianie u Jezuitów mieli na pewno lepiej niż Irlandczycy harujący w fabrykach. Dlatego między innymi doszło do rozłamów w Kościele i reformacji – Kościół przeszkadzał, a to tego nie można, tamtego nie można – nie lepiej przejąć majątki Kościelne? Ziemią, towarem, ludźmi spekulować jak to było w Anglii, a ludziom ucinać głowy bez sądu jak we Francji? Nie uznajesz żadnych pozytywnych wpływów Kościoła? Osobiście nie lubię Kościoła, ale nie można zabierać mu wszystkich zasług.
Od pierwszych wieków chrześcijaństwa przeciw lichwie pomstowali święci Bazyli, Klemens z Aleksandrii, Grzegorz z Nyssy, Jan Chryzostom, Ambroży, Hieronim i Augustyn. Pod ich wpływem Sobór Nicejski a następnie św. Leon I zabronili uprawiania lichwy. Tylko jednak duchownym. Z natchnienia prawa kanonicznego skorzystał wszelako Karol Wielki, który dekretem z 789 r. rozciągnął ów zakaz także na sprawy świeckie. Późniejsze sobory kontynuowały już tę linię konsekwentnie, ignorując rzeczywistość i zmiany stosunków społecznych. W swej niezłomności władze kościelne wytrwały do XIX w., z lekka tylko osłabiając jej siłę, poprzez tolerowanie przeróżnych furtek dzięki którym można było uprawiać lichwę pod inną formą i nazwą. Poza tym powód walki Kościoła z lichwą był też prozaiczny, chodziło o to by biskupi i księża zadłużając się na wysokie procenty nie potracili majątku Kościelnego, co wcześniej często się zdarzało…
Od pierwszych wieków chrześcijaństwa przeciw lichwie pomstowali święci Bazyli, Klemens z Aleksandrii, Grzegorz z Nyssy, Jan Chryzostom, Ambroży, Hieronim i Augustyn.
Przeciwko kradzieży i zabijaniu także. Nie oznacza to, że chrześcijanie przestali kraść, mordować, palić na stosach heretyków i organizować wyprawy krzyżowe. Wiara, że ludzie przestaną coś robić, bo przykład moralny coś takiego karze jest czystą naiwnością.
Piotr Muszyński – to jest dobry początek – to wyjaśnij dlaczego zaprzestano praktyk składania ludzi w ofierze w Ameryce południowej? Nie przez zakaz właśnie? Porównaj sobie statystyki samobójstw, morderstw, przestępstw, chorób psychicznych pomiędzy różnymi krajami. Wedle Twojej teorii tacy Amisze to kradną, mordują itp tyle samo co inne społeczności? Czyli według Ciebie wszelkie ustawy lichwiarskie nie mają sensu? W świecie arabskim nie ma lichwy i koniec, nie są ludźmi więc? Żydzi wobec swoich również lichwa zakazana, dla gojów wolno. To nie jest żadna naiwność, około 80% ludzi to konformiści i czynią wedle nakazów, reszcie również może się mniej opłacać gdy nie ma warunków – zawsze się znajdzie promil co będzie miał to w dupie, ale ważne jaki % społeczeństwa ma to w dupie. Przeprowadzano proste badania – jeśli w danym rejonie ktoś rozjebał szyby i te szyby nie zostaną szybko naprawione to ludzie będą mieli większą skłonność do rozwalania innych szyb. Np wojny pewnie będą zawsze, ale jest różnica między cywilizowaną wojną, a takimi działaniami Pol Pota.