Ostatnimi czasy przeczytałem dwie książki fantasy. Jedna nazywa się „Królowie Dary”, druga „Anioły śmierci”. Jedna z nich jest tytułem z ambicjami, ale niestety rozwlekłym i często niespójnym. Druga: to pełna akcji, szybka i emocjonująca literatura przygodowa, z gatunku takich, które przelatują przez czytelnika, niczego po sobie nie zostawiając. W obydwu przypadkach takie 6/10.
Czyli średnio.
Jednak z zupełnie innych powodów. Tematem dzisiejszego kazania będą różne rodzaje średniej oceny.
Jest dobrze, ale mogłoby być lepiej:
Przykładem takiej sytuacji jest stara gra strategiczna Disciples: Sarced Lands, która przeszła do historii, jako protoplastka dużo bardziej znanej i lepszej: Disciples 2: Mroczne Proroctwo. Generalnie produkt, jeśli pominąć kilka drobnych potknięć i problemów z balansem jest bardzo dobry, ma wszystko, co potrzebne jest, by stać się świetną grą…
Brakuje tylko dosłownie kropki nad „i”.
Wystarczyłoby tylko kilka dodatkowych scenariuszy, troszeczkę bardziej zróżnicowane zadania, odrobinę ciekawsi wrogowie, może kilka dodatkowych godzin pracy programistów i grafików, a byłby przebój.
Ale właśnie tego zabrakło.
Jest za krótko, za mało i zbyt monotonnie, żeby było ciekawie.
Jest dobrze, ale brakło ambicji:
Przypadek dotyczący Aniołów Śmierci: typowej powieści fantasy o oddziale wojskowym. W książce mamy żywe postacie, wartką akcję oraz opowieść o kilku żołnierzach, których bardziej, niż obrona ojczyzny obchodzą własne, szemrane biznesy. Mamy tu w zasadzie wszystko, co potrzeba: odrobinę intrygi i tajemnicy, fajne sceny walki, naturalne opisy przemocy i mroków życia oraz charakterne postacie.
Brakuje natomiast czegoś głębszego, co sprawiłoby, że książka byłaby pamiętana.
Po prostu poszli, zabili potwora i zdobyli skarby, jeden zginął, co zepsuło im radość zwycięstwa. W następnym tomie zabili więcej potworów.
Warsztatowo może to nawet i lepsze od wielu innych, wyżej ocenianych utworów. Jednak po prostu brakuje iskry bożej.
Za to przynajmniej jest bezpretensjonalne.
Anioły Śmierci nie są pierwszym dziełem tego typu, z jakim się spotykam. Zawsze sprawiają mi one największe trudności. Bardzo często są to sympatyczne utwory, których jedynym grzechem jest fakt, iż są one po prostu czysto rozrywkowe i często szablonowe. Nie zmienia to faktu, że daje się z nich czerpać bardzo dużo przyjemności. Jedyną ich wadą jest fakt, że po prostu niczego poza tą rozrywką nie zapewniają.
Osobiście dawałbym im jakieś wyróżnienia, żeby wyraźnie zaznaczyć, że owszem, są średnie, ale jednocześnie stanowią coś więcej, niż po prostu kolejną kroplę w morzu tandety.
Było dobrze, ale udało się to spieprzyć:
Przykładem tej kategorii może być gra przygodowa The Valiant Hearst, która ukazała się w 2014, z okazji setnej rocznicy wybuchu I wojny światowej. Miała ona pokazywać smutne losy żołnierzy w trakcie tego konfliktu…
Gra zaczyna się bardzo emocjonalnie: mamy więc francuskiego rolnika pod pięćdziesiątkę, żyjącego przy granicy. Jego córka ożeniła się z młodym Niemcem. Nagle wybucha wojna: młodego deportują, starego wcielają do wojska, potem okazuje się, że młody też trafił w kamasze i walczą po przeciwnych liniach frontu. Gospodarstwo dostaje się w niemiecką strefę okupacyjną, dziewczyna nie ma co jeść, bo żarcie jest na kartki, a ona jako Francuska ma niskie przydziały, do tego okazuje się, że jest w ciąży…
No po prostu rozpacz.
Ale o czym jest gra? Nagle okazuje się, że Niemcy budują jakiś sterowiec, żeby zrzucać gaz na francuskie miasta. Stary, Młody i kilkoro ich przyjaciół spotykają się, postanawiają zniszczyć ten sterowiec.
Z dramatu przenosimy się na plan filmu akcji.
Sterowiec udaje się zniszczyć, ale przy okazji wszyscy giną.
Morał: nie ważne łzy i ludzkie nieszczęście. Ważne, by Francja była bezpieczna.
Słowem: Jaś Fasola w „Czarnej Żmii” uporał się z tematem lepiej.
Ma ambicje, ale nie ma warsztatu:
Dzieło zostawia po sobie wiele wspomnień i tematów do przemyśleń. A przynajmniej zostawiałoby, gdyby ktoś dał radę przez nie przebrnąć. Bo podręczniki szkolne mają ciekawszą fabułę, operują bardziej interesującym słownictwem, zawierają ciekawsze postacie i barwniejsze opisy.
W grach to wszystkie tytuły, gdzie owszem grafika jest świetna, ale gameplay kuleje, gra jest powtarzalna i pozbawiona wyzwań, albo odwrotnie: sam pomysł na gameplay i fabułę są dobre, ale interfejs i sterowanie może nie tyle niszczą rozrywkę, co po prostu w niej przeszkadzają, nie dając cieszyć się jej pełnią.
W książkach: pozycje z kiepskimi scenami, marnymi dialogami i dziwnymi konstrukcjami zdaniowymi, których nie da się zrozumieć. Że zacytuję dzieło, które ostatnio czytałem: „Jego głos był tak suchy, że słowa zdawały się odbijać od ścian niczym pieczone kasztany”. O co w ogóle chodzi w tym porównaniu?
Pomysł fajny, ale wykonanie kiepskie.
Jest dobrze, ale nudno:
Czyli jak w grach Ubisoftu (minus bugi). Teoretycznie produkt jest dobry, ma świetną grafikę, wciągającą fabułę, intrygującą akcję, bardzo dobre poziomy, świetny interfejs i sterowanie…
Ale prócz tego…
Gra nie zawiera wyzwań, stawiane przez nią zadania są łatwe, trywialne i możliwe do pokonania bez jakiegokolwiek przygotowania. Co więcej: powtarzalne, wtórne i zwyczajnie nieciekawe.
Ekwiwalentem w literaturze to wszystkie książki z 500 stronicowymi ekspozycjami, liczącymi dziesiątki stron dialogami o niczym, powolną akcją oraz dziesiątkami stron opisów przyrody.
Jest średnio:
Grafika nie jest taka dobra, jak u konkurencji, ale ujdzie, gameplay, interface i sterowanie są wyraźnie gorsze, niż u konkurencji, ale nie na tyle, by było to problemem, akcja, fabuła i postacie nie wybijają się niczym z ram gatunku, ale nadal nie w takim stopniu, żeby w czymś to przeszkadzało…
Produkt jest po prostu średni.
Wbrew pozorom to chyba najrzadszy przypadek z całej listy.
Chwilami jest dobrze, a chwilami źle:
Produkt jest po prostu nierówny, składa się z elementów o różnej jakości: niektóre są średnie, niektóre dobre, a niektóre bardzo złe (a czasem niektóre są bardzo dobre, inne bardzo złe, bez żadnych przejść).
Żaden z tych elementów nie jest jednak w stanie przeważyć na którąś ze stron, by stworzyć produkcję „mimo wszystko dobrą”, albo pociągnąć ją na dno.
Razem więc sumuje się to na średniaka.
Nie jest ani dobrze, ani źle:
Gra ma wyraźnie gorsze sterowanie, gorzej zaprojektowane poziomy, mniej ciekawe wyzwania oraz słabszą grafikę niż topowe produkcje należące do jej kategorii. Książka po prostu jest źle napisana.
Całość odbija się wyraźnie na czerpanej z dzieła przyjemności.
Gdyby nie istniały inne gry / książki, to pewnie wszyscy przeszliby z tym do porządku rzeczy.
Ale niestety istnieją.
Jest nijako:
Kolejny raz spotykamy takie same elfy / statki kosmiczne, takie same krasnoludy / czołgi, tych samych orków / kosmitów oraz takich samych czarodziejów / roboty.
Gra wygląda tak, jakby była misionpackiem do dowolnej innej gry w tej samej estetyce i gatunku.
W literaturze trudno o nie budzące kontrowersji przykłady z obecnej epoki (z kontrowersyjnych natomiast mogę wskazać cały gatunek Disneyland Holocaust), aczkolwiek ile to kiedyś było książek o półnagich barbarzyńcach i romansujących wampirach?
Jest źle, ale nie najgorzej:
W trakcie tworzenia danego dzieła popełniono wiele błędów, ale żadnego na tyle poważnego, by całkiem go pogrążyć. Nie zmienia to faktu, że te, które są, wystarczają, by nie dało się z niego czerpać radości: sterowanie przeszkadza w grze, poziomy są źle zaprojektowane i nudne, lub też ukończenie ich jest niezależne od umiejętności gracza (tzn. przechodzą się same, lub gracz jest przez przypadek zabijany), w rozgrywce nie ma balansu. Fabuła nie ma sensu, jest niespójna, przeczy sama sobie lub jest dziurawa. Akcja wlecze się jak flaki z olejem, lub goni zbyt szybko, żeby dało się ją śledzić. Żarty są nieśmieszne. Strachy są niestraszne. Muzyka, zamiast podkreślać akcję, działa na nerwy lub jest niespójna z tym, co dzieje się na ekranie.
Jedyny powód, dla którego dane dzieło nie dostało niższej oceny jest fakt, że po prostu istnieją rzeczy jeszcze gorsze…
Jest źle, ale bywało gorzej:
Czyściliście kiedyś szambo?
Otóż jest tak, że gęste opada na dno, a żadne zbiera się na wierzchu…
Dotyczy to dużej grupy produktów z ocenami rzędu 3 do 5, czasem nawet 6. Produkt należący do tej kategorii jest ewidentnie zły. Co więcej błędy w nim zawarte wystarczają, by nie dało się z niego cieszyć, jednak otrzymuje relatywnie wysoką ocenę, gdyż istnieją rzeczy dużo gorsze i po prostu niesprawiedliwie byłoby go stawiać z nimi w jednym rzędzie.