Echognomia… Czyli trochę o dziwnych rzeczach, które dzieją się wokół nas…

I stało się: podstawy życia wielu osób oraz globalne dogmaty, które wydawały się nienaruszalne runęły w ciągu kilku tygodni, a wraz z nimi nasz uporządkowany, bezpieczny i do niedawna mały świat. Tematem niniejszego tekstu będzie próba odpowiedzi na część dziwów, które dzieją się na naszych oczach, czyli:

  • czy Netflix faktycznie jest więcej warty niż Disney?

  • CD Project niż PKO?

  • Jak to jest liczone?

  • Dlaczego ich kursy zachowują się tak dziwacznie?

  • Czy faktycznie przez następne 3 lata nie powstanie żadne anime?

  • Oraz czy czeka nas kryzys?

Na początku disclaimer:

Poniższy tekst nie jest aktem doradztwa inwestycyjnego w rozumieniu polskiego kodeksu cywilnego i Komisji Nadzoru Finansowego, a luźnym felietonem o zabarwieniu satyrycznym, w związku z czym nie ma potrzeby wsadzać jego autora do więzienia. Podejmowanie na jego podstawie decyzji finansowych nie jest dobrym pomysłem.

Co oznaczają ujemne ceny ropy?

Zacznijmy od tego pytania, bowiem odpowiedź na nie zawiera też w sobie też odpowiedzi na wiele innych pytań. Otóż: ujemne ceny ropy (należy zauważyć, że jest to tzw. crude oil, czyli ropa nierafinowana, a nie paliwo, tylko surowiec z którego robi się paliwo) oznaczają, że każdy, kto zgodzi się wziąć baryłkę ropy od producenta, dostanie ową baryłkę i pieniądze.

Taka, a nie inna jej cema wynika w dużej mierze z tego, że surowce stanowią obiekt handlu spekulacyjnego. Na giełdach nie handluje się faktyczną ropą, tylko prawami do zasobów, których to zasobów najczęściej się nie ogląda. Działało to tak długo, jak długo cena surowca przekraczała cenę magazynowania.

Niestety czas jakiś temu doszło do rozłamu między Rosją, USA i krajami arabskimi (który to rozłam wynika z zaangażowania Rosji na Ukrainie i w wojny na Bliskim Wschodzie). Jako, że sprzedaż surowców jest podstawą gospodarki Federacji Rosyjskiej, państwa te próbowały zagłodzić ją po prostu obniżając ceny.

Niestety, po tym, jak zaczęła się epidemia, nagle stanął transport: statki stoją w portach, samoloty na lotniskach, floty ciężarówek na parkingach. Nie działa też transport: ludzie siedzą w domach, bo nie chodzą do pracy, boją się wirusów, albo przynajmniej mandatów.

W efekcie nikt nie kupuje paliwa, więc nikt go nie produkuje, więc kończy się miejsce w magazynach na baryłki. Cena surowca przekroczyła koszty magazynowe i ludzie płacą innym ludziom, żeby wzięli sobie baryłki ropy i gdzieś przetrzymali…

Kiedy sytuacja wróci do normy nikt nie wie…

Co to oznacza w szerszym kontekście:

Prawdę mówiąc nie wiem, ale wśród moich znajomych z czasów studenckich jest parę osób z doktoratami, w tym jeden wykładowca ekonomii z Uniwersytetu Warszawskiego jeśli pamięć mnie nie myli. Jako, że mnie też to ciekawiło, to zwróciłem się do niego, żeby powiedział coś o tym więcej. Pozwolę sobie przytoczyć odpowiedź:

Całkowicie szczerze: sytuacja jest bezprecedensowa i nikt nie wie, co z tego będzie.”

Czy czeka nas recesja i kryzys?

Recesja jest ogłaszana, gdy przez co najmniej dwa kwartały, mamy do czynienia ze spadkiem PKB.

Obostrzenia trwają od 12 marca, obecnie jest koniec kwietnia. Z wypowiedzi epidemiologa, z którym wywiad oglądałem dziś na Youtube wynika, że – w optymistycznym scenariuszu – zacznie wygasać w maju, a skończy się w czerwcu.

Z różnych źródeł wiem, że firmy działające w wielu branżach, jak turystyka, gastronomia, niektóre działy produkcji żywności, transport, wszelkie usługi miały od 20 do 80 procent mniej zamówień w porównaniu do zeszłego roku. Przykłady często zaskakują. Np. dużo straciły browary, bo znaczna część produkcji szła do barów.

Wydobycie w ogóle leży, o czym pisałem.

Pola nie zostały obsiane…

Do Europy zbliża się największa od 100 lat susza.

Jeśli nawet coś urośnie, to nie wiadomo, czy będzie komu to zebrać, bo ludzie boją się podróżować, a na roli pracują głównie gastarbaiterzy.

Kryzys w turystyce tylko się pogłębi, bo ludzie pewnie nie pojadą na wakacje: w wielu branżach kto mógł, już wykorzystał urlop. Inni będą chcieli odrobić straty. Poza tym ludzie będą się bać wychodzić z domu.

Jak mówiłem: wiele osób straciło pracę. Przykładowo: większość kobiet u mnie w robocie miało mężów-kierowców i pracowało tylko, żeby dorobić na sukienki i kosmetyki. Teraz są jedynymi żywicielkami rodziny. Nie wiadomo, kiedy ich faceci znów znajdą zatrudnienie.

Niejedna firma pewnie upadnie. W program pomocowy rządu raczej nie wierzę. Zresztą, już na początku kwietnia mieliśmy rekordową falę zawieszonych i wyrejestrowanych działalności, o czym informowały media.

Nie wiadomo jaka będzie sytuacja w sektorze finansowym. Z jednej strony: jak to się skończy, to na kredyty na pewno będzie zapotrzebowanie. Z drugiej: czy będzie z czego pożyczać? Bo już w tej chwili ludzie wycofali z banków (znów) rekordowe sumy. Oraz nie wiadomo, czy obecne kredyty będzie z czego spłacać. Od ludzi, którzy nic nie mają, nie da się bowiem ściągnąć należności.

Obecnie nie da się kupić złota i walut (wiem, bo próbowałem). W bankach i kantorach skończyły się zasoby. Można złożyć zamówienie, a kantory mogą zamówić dla dewizy w Mennicy Narodowej (która ma jeszcze dużo), ale nie dostanie się ich do rąk, bo transport leży…

Tak więc:

  • na moje oko, to kryzys już mamy

  • ogłoszenie recesji jest już tylko kwestią czasu

Pytanie brzmi nie, „czy będzie”, ale raczej „jak głęboka”. Odpowiedź na nie jest obecnie niemożliwa, bowiem zależy od tego co jeszcze się zepsuje. Na ten przykład: czy epidemia faktycznie wygaśnie na początku wakacji, czy też jesienią będzie miała miejsce jej druga fala?

Na naszą korzyść działa trochę fakt, że obecne przestoje nie są spowodowane tym (jak w klasycznym kryzysie), że pieniądze znikły. Przeciwnie: nadal są, tylko ludzie ich nie wydają. Wiecie: to, że ktoś nie poszedł przez ostatni miesiąc do fryzjera nie znaczy, że będzie chodził zarośnięty. To, że ktoś nie chodził do baru, albo nie pojedzie na wakacje nie znaczy, że nie kupi sobie za zaoszczędzone pieniądze czegoś fajnego, kiedy będzie już mógł.

Więc może jest jeszcze nadzieja…

Co oznacza wartość spółki akcyjnej i jak jest liczona?

Obecne wyceny interesujących nas spółek to:

  • CD Project: 34,94 miliarda złotych
  • PKO: 26 miliardów złotych
  • Disney: 183 miliardy dolarów
  • Netliks: 187 miliardów dolarów

Wartość spółki akcyjnej to po prostu cena, jaką należałoby zapłacić, gdyby ktoś chciał nabyć ją w całości. Wyznacza się ją bardzo prosto. W tym celu należy pomnożyć:

liczna akcji spółki x cena pojedynczej akcji

Wartość ta nie opisuje faktycznego stanu firmy, jej zasobów czy dochodów, znaczenia dla gospodarki etc. tylko (stosując szereg uproszczeń i pomijając istnienie wielu czynników) to, jak inwestorzy wyobrażają sobie jej zasoby za 5 do 10 lat.

Faktyczne zasoby opisuje inna cecha, nazywana wartością księgową, stanowiąca sumę majątku firmy (np. pieniądze znajdujące się na jej kontach, wartość nieruchomości i ich wyposażenia etc.). Cecha ta jednak również może być myląca: np. kopalnia, stojąca na wyeksploatowanym złożu nadal może posiadać całkiem sporo majątku (np. w formie maszyn, które można sprzedać na złom, albo budynków, których przeznaczenie też można zmienić), jednak raczej nie będzie w przyszłości generować dochodu. Z drugiej strony nowoczesna firma informatyczna lub finansowa może jako cały majątek posiadać komputer prezesa, a przynosić ogromne zyski…

Dlaczego kurs CD Project zachowuje się tak dziwnie?

Przejdźmy do ciekawszych rzeczy… Na początku będzie CD Project.

Kurs firmy w ostatnim czasie zachowywał się tak:

Najpierw firma doszła do rekordowych wartości, potem miało miejsce załamanie i rekordowe spadki, a następnie znowu firma osiągnęła rekordowe wartości. Pod wieloma względami różni się to od zachowania szerszego rynku, który obecnie wygląda tak:

Spadek kursu, który pod koniec lutego objął cały rynek spowodowany był prostą rzeczą: ludzie przestraszyli się skutków pandemii. Przewidywano, że kiedy rządy ogłoszą lockdown, to firmy zamiast zysków, będą miały straty. Inwestorzy więc, by chronić swoje pieniądze wycofywali je z giełdy. Wiele osób uznało też, że wolą je mieć pod postacią gotówki, albo złota, na wypadek, gdyby trzeba było np. kupić makaron…

Około połowy marca część z nich zorientowała się, że:

  • CD Project sprzedaje większość swej produkcji cyfrowo i w związku z tym ani paraliż transportu, ani obostrzenia związane z handlem stacjonarnym nie mają na niego wpływu

  • kurs firmy nie jest kształtowany przez jej obecne wyniki finansowe ale oczekiwania inwestorów związane z dwoma lub trzema przyszłymi premierami (Cyberpunk 2077, Cyberpunk: Multiplayer oraz niepotwierdzony, lecz możliwy, duży dodatek nazywany niekiedy Cyberpunk: Chleb i Wino), które są niezagrożone.

  • Branża rozrywki, jak pokazały wcześniejsze kryzysy, w trakcie zapaści często radzi sobie lepiej, niż inne branże, bo ludzie, żeby się nie martwić, kupują gry i oglądają filmy.

Poważnym, pozytywnym impulsem dla firmy była publikacja skonsolidowanego sprawozdania finansowego za IV kwartał roku 2019, który okazał się jednym z najlepszych w historii. Powodem była publikacja serialu Wiedźmin, który napędził CD Projectowi klientów, w efekcie czego sprzedało się bardzo dużo gier (niektórzy twierdzą, że łącznie poszło więcej Witcherów III, niż bezpośrednio po premierze… aczkolwiek sprzedawane były z mocnym rabatem, a nie w pełnej cenie).

Tak naprawdę jednak w sytuacji firmy nic się nie zmieniło.

Odpowiedź na pytanie, czy zasługuje ona na taką wycenę, jaką posiada, czy też nie nadal zależy (o czym pisałem już w zeszłym roku) nadal zależy od tego, czy CD Project zdoła sprzedać 30 milionów Cyberpunków w ciągu roku?

Bo (zakładając zysk w wysokości 60 procent ceny pudełkowej) tyle potrzeba, żeby zarobić na obecną wycenę.

Na to pytanie jednak nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, przynajmniej tak długo, jak długo sprzedaż faktycznie nie ruszy.

Pytanie, co jeśli CD Project nie sprzeda takiej ilości Cyberpunków, tylko np. powtórzy sukces Wiedźmina 3 (10 milionów w ciągu roku).

Cóż..

Wtedy będzie bardzo niedobrze być akcjonariuszem tej firmy.

Dlaczego jego wycena jest wyższa od PKO BP i mBANK razem wziętych?

Prawdę mówiąc nie rozumiem, dlaczego obydwa te banki są tak nisko wyceniane.

W tym momencie, mimo, że oba banki generalnie zarabiają pieniądze i ich kondycja jest dobra, sytuacja wygląda tak:

PKO.

mBank

Gdybym miał wolne środki, które chciałbym poświęcić na inwestycje (a nie mam, bo w tym roku, dla odmiany chciałem poświęcić je na wycieczki zagraniczne i dobra luksusowe), to zastanowiłbym się właśnie nad nimi, bo wyglądają na bardzo dobrą okazję (przynajmniej z pozoru, nie badałem tych firm i nie wiem, czy nie chowają jakichś trupów w szafie).

Niemniej jednak nie da się ukryć, że w stosunku do CD-Project mają one kilka wad.

Po pierwsze: PKO jest spółką o bardzo dużym udziale Skarbu Państwa, który jest w nim głównym inwestorem (posiada 29,4 procent akcji). Co niestety powoduje, że jest ono bardzo podatne na patologie polskiego życia publicznego, takie jak umieszczanie krewnych i aparatczyków w zarządach, rozmowy z inwestorami z pozycji siły czy drenaż pieniędzy celem finansowania polityki rządu…

Po drugie: CD-Project działa na rynku gier, a nie w polskich sektorze bankowym. Jest to o tyle istotne, że ten drugi od lat prześladuje pech i liczne afery: najpierw Amber Gold, potem Getin Bank, niedawno PBŚ…

Po trzecie: poważnym problemem banków może być obecna pandemia i kryzys, który na pewno po niej nastąpi. Raz, że – jak już pisałem – ludzie wycofali z banków rekordowe pieniądze (aczkolwiek na razie jeszcze nikt nie policzył jak duże konkretnie). Co więcej – kiedy zacznie się prawdziwa fala bankructw – banki zostaną z masami kredytów, których nie będzie komu spłacić.

Po czwarte: CD Project ma realne szanse stać się jednym z największych, światowych potentatów w swojej branży na świecie. Nie wiadomo, czy to się stanie, ale szansa taka istnieje. Natomiast ani PKO, ani mBank nigdy jej nie będą miały.

Czy Netflix faktycznie jest bogatszy od Disneya?

Kurs Netflixa.

Kurs Disneya.

Głównym źródłem dochodów Netflixa jest platforma VoD.

Mimo, że Disney bardzo dynamicznie rozwija swoje własne usługi w tym zakresie, to jego głównymi źródłami dochodów nadal są filmy wyświetlane w kinach oraz parki rozrywki. I raczej długo tak zostanie.

W obecnych warunkach ludzie nie chodzą do kina, a parki rozrywki stoją pustkami i nikt nie wie, kiedy to się zmieni.

Z całą pewnością w I i II kwartale tego roku Disney odnotuje rekordowe straty i ponownie: nikt nie wie, kiedy skończy je ponosić. Co więcej z całą pewnością będzie też musiał pokryć koszta budowy nowych centrów rozrywki, które wznosił przed wybuchem epidemii (a nie jest pewne, czy i ile będą one zarabiać).

Z drugiej strony usługi VoD z uwagi na epidemię cieszą się rekordowym zainteresowaniem.

Tak więc inwestorzy przewidują, że Netflix w najbliższym czasie sporo zarobi, a Disney sporo straci.

Pytanie brzmi, co obydwie firmy z tym fantem zrobią?

Czy Japończycy przestaną kręcić anime?

W ostatnim czasie, na niektórych serwisach (np. na MAL) pojawiły się spekulacje, że przez najbliższe 3 do 5 lat nie powstanie ani jedna, nowa seria anime…

Szczerze?

Nie jestem przekonany.

Japońskie studia animacyjne już w tym momencie mają poważne problemy, w efekcie czego wiele serii zaplanowanych na przyszły sezon zostało przesuniętych. Wynikają one z dwóch rzeczy: po pierwsze opóźnień w dostawach materiału od podwykonawców pochodzących z innych krajów Azji Wschodniej, gdzie plaga uderzyła silniej. Po drugie: z uwagi na obostrzenia w komunikacji fotografowie dostarczający podkładów do teł nie mogą pracować.

Tak więc nie jest dobrze.

Co więcej: anime to głównie produkty reklamowe, finansowane przez wydawców mang i gier, mające napędzić ich sprzedaż. Jest to o tyle ważne, że przy okazji każdego kryzysu sektor reklamy i marketingu bardzo mocno dostaje po głowie (bo wiadomo: bankrutujące firmy nie mają pieniędzy na reklamę).

Czyli dobrze raczej nie będzie.

Z drugiej strony: jak mówiłem branża rozrywki radzi sobie z kryzysami raczej dobrze. Myślę więc, że aż takiego pogromu nie będzie. Owszem, część studiów o gorszych fundamentach finansowych pewnie poniesie straty i być może upadnie. Część innych będzie musiało zrewidować swoją strategię…

Kiedyś wierzyłem, że takie sytuacje są dobre, bo pozwalają przetrwać najlepszym.

Po poprzednim kryzysie (który nawiasem mówiąc dla roli Japonii, jako światowego potentata rozrywki nie był dobry) jestem jednak zdania, że przeżywają raczej ci, którzy mają szczęście.

Jednak nie wierzę w armageddon.

Raczej zamiast 30-40 anime w sezonie przez jakiś czas będziemy dostawać ze 20. Zmniejszy się też liczba anime o słodkich dziewczynkach reklamujących na świeżym powietrzu ichni odpowiednik Decathlona.

Za to będą one szybciej i w większej ilości trafiać na Netflixa.

Co zrobić, jeśli rząd postanowi przejąć nasze pieniądze?

Na przykład wprowadzając opodatkowanie lokat bankowych lub przymusowy zakup obligacji?

Mimo, że spekulacje na ten temat krążą już od jakiegoś czasu, to w tej chwili to raczej mało prawdopodobny scenariusz, ale powiedzmy sobie szczerze: jak ktoś chciał w lutym kupować maskę ochronną, to też się z niego śmiano.

Odpowiedź brzmi: pojęcia nie mam.

W umowie pisze, że PayPal podlega prawu Anglii i Walii, więc może rozwiązaniem jest przelać tam szybko pieniądze.

Ale musiałbym dopytać się doradcy podatkowego.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Geopolityka, gry, Internet, Wredni ludzie i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Echognomia… Czyli trochę o dziwnych rzeczach, które dzieją się wokół nas…

  1. Michał pisze:

    „W umowie pisze, że PayPal podlega prawu Anglii i Walii, więc może rozwiązaniem jest przelać tam szybko pieniądze.”

    Odradzam, bo PayPal lubi np zablokować komuś środki bo wygląda mu to na terroryzm/pranie brudnych pieniędzy/jakiś błąd i wtedy można poczuć jak miło jest się kłócić z spółką która praktycznie w Polsce formalnie nie istnieje.

  2. Może napisz notkę o tym czy Orki w DnD są rasistowskie. W Gambicie Mocy były Orki, a temat jest ostatnio modny na Twitterze przez tego typa:

      • Kasztelan pisze:

        Wracamy do odwiecznej dyskusji o charaktery postaci, rasy zawsze chaotycznych złych oraz przemyśleń nad moralnością czystek etnicznych goblinów i koboldów

        Na temat artykułu jest jakieś prawo zakazujące wypowiadać się na tematy ekonomiczno-finansowe bez wykształcenia? już drugi raz widzę ten disclaimer. Załóżmy, że skorzystałem z informacji z tego artykułu i wtopiłem. Jaka jest podstawa prawna żeby się czepiał Ciebie jako twórca artykułu. „Bo on mi kazał”?

      • Nie można uprawiać doradztwa finansowego bez ważnego certyfikatu z Komisji Nadzoru Finansowego.

        W takiej sytuacji musiałbyś napisać skargę do KNF-u, że zajmuję się doradztwem i masz podejrzenia, że robię to bez certyfikatu. KNF wszcząłby postępowanie i – gdyby okazało się, że faktycznie spełniam kryteria doradztwa (ale raczej nie, bo musiałbym zachęcać do podjęcia jakiejś decyzji, a ja tylko przytaczam ogólnie dostępne dane) – nałożyłby na mnie karę. Tak z 500 złotych znając realia.

        Ogólnie rzecz biorąc jest kilka rzeczy, których nie można robić: doradzać bez certyfikacji, inwestować w oparciu o wiedzę z wnętrza firmy, zbywać / nabywać akcji bez ostrzeżenia jeśli ma się ich ponad 5 / planuje się posiadać ponad procent w spółce, albo należy się do rodzin członka zarządu lub rady nadzorczej.

    • pontifex maximus pisze:

      Ostatnio też na PiP-ie była dyskusja na zbliżony temat, tyle że nie wiem czy między jednym a drugim jest związek.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s