Byliśmy dumną, egalitarną i pacyfistyczną cywilizacją, zrodzoną na trzeciej planecie orbitującej wokół pewnego słońca. Za sobą mieliśmy trudną przeszłość, pełną wojen, błędów i konfliktów. Przed sobą mieliśmy nieskończoną, gwieździstą pustkę. Początkowo szczęście zdawało się nam sprzyjać. Już w pierwszym odwiedzanym przez nas układzie natrafiliśmy na na zdatną do zasiedlenia planetę…
W piątym zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy w kosmosie sami.
Jedna z planet orbitujących wokół pobliskiego słońca ongiś była zamieszkana, pokrywały ją bowiem liczne ruiny miast. Trwała tam też atomowa zima.
Nasi uczeni jednak ogromnie zainteresowali się tym globem. Szybko natrafili też na podziemną kryptę, a w niej na zamrożonego w kapsule obcego. Zapadła decyzja: przewieźć znalezisko na ziemię i poddać dalszym badaniom. Wkrótce okazało się, że możemy go rozmrozić…
…i zbudziliśmy kosmiczne licho!
Obcy szybko opanował kompleks badawczy. Oczywiście rząd skierował na miejsce wojsko. Jednak nasi żołnierze okazali się bezradni w konfrontacji z bronią przeciwnika. Co więcej ten mnożył się jakoś asymilując biomasę. Wkrótce jego klony były obecne na całej planecie…
Na pomoc wezwano flotę.
Dowodzący nią admirał podjął jedyną decyzję gwarantującą zwycięstwo; nuklearne bombardowanie planety.
I taki był koniec naszej cywilizacji.
Wróciliśmy do jaskiń.
Minęły eony i ludzkość raz jeszcze wyruszyła na podbój kosmosu:
Byliśmy młodą, egalitarną cywilizacją zrodzoną na planecie o dziwnie dużej zawartości radioaktywnych izotopów w atmosferze. Promieniowanie tła też było spore. Wraz z pewnymi wątkami z naszych mitów sprawiło to, że niektórzy wierzyli iż jesteśmy potomkami wcześniejszej, prehistorycznej kultury, unicestwionej w jakiejś kosmicznej katastrofie.
Mroczna era naszej historii skończyła się jednak już dawno temu. Dziś trwała nowa epoka rozumu i oświecenia, a w dawne mity nikt już nie wierzył.
Co więcej dzięki nowo odkrytym hiperliniom wyruszaliśmy właśnie na spotkanie kosmosu…
Tymczasem w innym wszechświecie:
Liski z planety Lisogród orbitującej wokół gwiazdy Kitka też były młodą cywilizacją o trudnej historii. Przykładowo, wskutek nadmiernie entuzjastycznego wykorzystania broni atomowej w wojnach, zmieniły swój rodzinny świat w radioaktywne pustkowie. Teraz jednak wszystkie Lisie Szczepy zostały Zjednoczone, zniewolone lub wybite i sięgały w kosmos swymi chciwymi łapkami…
Liski również były demokratami, ale bez przesady… Ich przeszłość sprawiała, że bardzo dużą uwagę poświęcały Ekologii, ale była to ich jedyna, pozytywna cecha. Poza tym tworzyły Kulturę Wojowników, były Militarystami i Fanatycznymi Materialistami.
Ponadto żyły krótko i słabo biły się na planetach.
Ale nie można być doskonałym.
Galaktyka była stara i pełna zarówno cudów, jak grozy…
Były w niej cmentarne światy, zniszczone atomowymi wojnami eony temu i rasy przedrozumnych, które dopiero niedawno wydźwignęły się ze zwierzęcości. Były w niej starożytne imperia, które eony temu popadły w dekadencję oraz inne, po których pozostały już tylko ruiny. Istniały w niej też uczynione ich rękoma megakonstrukcje, gotowe, by w każdej chwili się zbudzić…
Były międzygwiezdne potwory.
Były państwa piratów.
Głodne roje, ludobójcze imperia i niewolnicze królestwa.
Broń anty-planetarna i wygaszacze gwiazd…
Bunty robotów.
Spiski mutantów.
I zdrady polityków.
Oraz przede wszystkim inne, młode cywilizacje.
Zjednoczone Narody Ziemi: Pierwsze kroki:
Po tym, jak w pierwszym odwiedzonym przez nas układzie, prehistoryczny pocisk z broni kinetycznej (relikt z jakiejś prehistorycznej bitwy) przypadkowo trafił w jeden z naszych okrętów, zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy sami we wszechświecie. Los zdawał się nam jednak sprzyjać. Kilka miesięcy później bowiem jeden z naszych statków naukowych natknął się na nadającą się do zasiedlenia planetę, a jakiś czas potem podobnego odkrycia dokonał kolejny…
Powoli i ostrożnie poruszaliśmy się więc od układu do układu, zatykając nasze flagi na kolejnych globach, budując stacje naukowe i górnicze, badając pozostałości dawnych pól walki i stopniowo odsłaniając historię pradawnych wojen. Czasem, gdy dopisało nam szczęście i natrafiliśmy na rzadki, zdatnych do zamieszkania świat, budowaliśmy tam naszą kolonię.
Natrafiliśmy też na kilka rozumnych ras, stojących na niższym od naszego poziomie rozwoju i roztoczyliśmy nad nimi dyskretną opiekę.
Powoli wydawało się, że nasze początkowe obawy wydawały się bezpodstawne.
Kosmos wydawał się pusty.
Aż pewnego dnia, w jednym z badanych układów natrafiliśmy na statek, zupełnie inny niż nasze…
Połączone Lisie Szczepy: Początek potęgi:
Liski z Lisogrodu poczynały sobie nawet odważniej, niż Ludzie. Brnęły w pustkę zawadiacko prężąc ogonki, zakładając baz górniczych ile wlezie i kolonizując każdą zdatną do tego planetę. Szczęście zdawało się im sprzyjać: już w pierwszym układzie natknęły się na zniszczony pancernik obcych, który udało im się uruchomić i odremontować, a kilka skoków hiperprzestrzennych dalej natrafiły na gwiazdę Arrakis z piękną, pustynną planetą na orbicie.
Liski były liskami stepowymi, więc lubiły piasek.
Natrafiły też na dwie planety, na których istniały przedkosmiczne cywilizacje. Ich mieszkańcy nie podejrzewali nawet, że w gwiazdach może istnieć rozumne życie. Jednak lisi marines szybko im to wytłumaczyli.
Ogólnie to Liski żałowały trochę podboju prymitywnych obcych.
To po prostu nie było potrzebne.
Postanowiły więc nie być okrutnymi panami.
Zbudowały więc swym poddanym szpitale i holokina…
Oraz nauczyły ich rolnica i budowy kolektorów słonecznych.
I tak mijał im czas, aż pewnego dnia, badając kolejny układ trafiły na statek niepodobny do żadnego, jaki do tej pory widziały.
Zjednoczone Narody Ziemi: Kontakt:
Długo trwało, nim nasi naukowcy złamali kody komunikacyjne obcych. W końcu jednak mogliśmy nawiązać kontakt. Niezidentyfikowaną jednostką był statek badawczy należący do owadziej rasy Reybbów, militarystycznych ksenofili rządzonych przez demokratyczny rząd.
Potem było już z górki. Głęboko wierząc w szanse na owocną współpracę szybko nawiązaliśmy kontakty na pokojowej stopie: pakt o nieagresji, umowy handlowe i naukowe… Nasi dyplomaci uścisnęli sobie ręce i wszystko wydawało się być w porządku.
Gdy niedługo później napotkaliśmy kolejną owadzią rasę: teokratyczną oligarchię Xelteków, naiwnie wierzyliśmy, że czeka nas świetlana przyszłość i prosperity oparte na wzajemnej współpracy i szacunku.
Połączone Lisie Szczepy: Głodny Rój:
Lisi naukowcy, gnani typową dla ich gatunku ciekawością zbliżyli się do obcego statku, w nadziei nawiązania kontaktu…
I dostali torpedą.
Okręty okazały się bowiem ogromnymi, żyjącymi organizmami należącymi do zbiorowej jaźni, która sama siebie określała jako „Głodny Rój” i odmawiała jakichkolwiek negocjacji. Co więcej jej przedstawiciele już wcześniej napotykali inne istoty rozumne: okupowali już dwa światy Prymitywnych Cywilizacji, a ich przedstawicieli hodowali na mięso…
Ogólnie Liski nie miały szczęścia do galaktyki. Głodny Rój. Fanatyczni czyściciele. Dwa państwa Hegemonicznych Imperialistów, które bez przerwy ze sobą wojowały. Tyle samo Ewangelizujących Zealotów, usiłujących narzucić swe, konkurencyjne religie każdemu. Do tego jeszcze Demokratyczni Krzyżowcy, Niewolniczy Despoci i Ksenofobiczni Izolacjoniści…
Owszem, było kilka normalnych cywilizacji.
Jednak żyły one daleko, na rubieżach galaktyki.
Zjednoczone Narody Ziemi: Wieczna Wojna:
Niestety nasz sen o pokoju nie miał szans się ziścić. Mimo, że wszyscy czerpaliśmy korzyści z handlu i wzajemnej koegzystecji, to dla naszych sąsiadów było to za mało. Xeltekowie i Reybbowie nie potrzebowali wiele czasu, by porozumieć się ponad naszymi głowami i zawarli militarne porozumienie. Początkowo nie budziło to naszych obaw. Jednak, gdy zaczęli wysuwać roszczenia wobec naszych systemów wiedzieliśmy, że wybuch wojny jest tylko kwestią czasu.
W pośpiechu zaczęliśmy więc rozwijać flotę wojenną.
Pierwsze uderzenie przyszło niespodziewanie. Nasze statki mogły jedynie cofać się przed flotą Reybbów. I dopiero, gdy wroga armada znalazła się w odległości jednego skoku nadprzestrzennego od Ziemi nadejście nowych super-monitorów, które budowaliśmy w ramieniu galaktyki, odmieniło przebieg wojny.
Na drugim końcu imperium, gdzie skupiliśmy większość floty szło nam lepiej. Odparliśmy wroga i przeszliśmy do kontrataku. Złamaliśmy nieprzyjacielską obronę i wysadziliśmy żołnierzy na wrogich planetach. Tylko trzy skoki dzieliły nas od rodzinnego świata Xelteków.
Była to odległość możliwa do pokonania, jednak wiedzieliśmy, że nieprzyjaciel zbiera siły.
Na szczęście, gdy rozpoczęliśmy desant na stolicę obcy wpadli w panikę i zaproponowali rozejm.
Przyjęliśmy go z ulgą.
Każdy wiedział jednak, że jest to tylko przerwa między dwiema wojnami. Rozpoczęliśmy więc gorączkowe zbrojenia.
I faktycznie druga wojna wybuchła natychmiast, gdy rozejm się skończył. Tym razem postanowiliśmy zaatakować pierwsi. Wdarliśmy się w przestrzeń Xellteków i zniszczyliśmy ich flotę w kosmicznej bitwie, a następnie zajęliśmy ich rodzinny świat oraz wiele innych planet.
Nasza druga flota w tym czasie broniła Ziemi uniemożliwiając Reybbom wsparcie sojuszników.
Niestety nie wiedzieliśmy, że ci ostatni mają jeszcze jedną flotę, która uderzyła na nasze posiadłości blisko centrum galaktyki. Nie byliśmy wstanie wysłać tam posiłków…
Straciliśmy więc wiele układów.
Na szczęście okazało się, że narzuciliśmy takie tempo zbrojeń, że Reybbów nie było stać na wystawienie wojsk lądowych.
Znowu wygraliśmy.
Tym razem to my podyktowaliśmy warunki pokoju. I wydawało się, że wreszcie będzie on trwały.
I wtedy Reybbowie zapłacili piratom, by zaatakowali nasze układy.
Połączone Lisie Szczepy: Wojna Celem Zażegnania Galaktycznego Zagrożenia:
Lisy nie bawiły się w pokojową koegzystencję. Zwłaszcza z rojami głodnych robaków.
Pierwsze uderzenie nadeszło, gdy tylko zdołały zlokalizować rodzinny świat Roju. Walki z jego flotami były krótkie, brutalne i zwycięskie. Nie trudno się więc dziwić, że nie minęło wiele czasu, a ich marines lądowali na nieprzyjacielskiej planecie. I nie trzeba go było wiele więcej, by wraże imperium zostało zniszczone.
Następnie czas przyszedł na Fanatycznych Czyścicieli. Wredna rasa z północnego zakątka galaktyki wierzyła, że jest wybrana do panowania nad gwiazdami, a wszystkie inne gatunki powinny zostać unicestwione. Ich nienawiść była irracjonalna.
Lisia Flota pokazała im, że dobrze czynili, bojąc się obcych.
A Lisi Marines wytłumaczyli im, że ludobójstwa są złe.
Zaraz po marines na zdobytych planetach wylądowały ekipy rozbiórkowe, które w pocie czoła wyburzyły wszystkie Luksusowe Rezydencje, Fortece, pomniki dyktatorów i kliniki medycyny kosmetycznej, których wznoszeniu z lubością oddawali się przywódcy Zbrodniczego Reżimu.
I zbudowały na ich miejscu fabryki, szkoły, szpitale i kina.
Cała galaktyka odetchnęła z ulgą.
Zjednoczone Narody Ziemi: Kartagina musi zostać zniszczona!
W ten sposób nasi sąsiedzi pozbawili nas wyboru. Gdy tylko rozejm dobiegł końca wystosowaliśmy więc do rządu Xelteków żądanie wasalizacji. Mieli zrzec się prawa do prowadzenia niezależnej polityki zagranicznej, ich flota miały ograniczyć się do zadań policyjnych, a wpływy skarbowe miały być kontrolowane przez naszą administrację. W zamian mieli zachować szeroką autonomię.
Oczywiście odmówili.
Tym razem wojna była dużo bardziej zażarta. Xeltekowie walczyli dzielnie, a nasze floty zajmowały ich imperium kawałek po kawałku. Nasze społeczeństwa cierpiały, frustracja i wojenne zniechęcenie rosły, a obie strony posuwały się do coraz gorszych zbrodni.
Nie wiadomo, jak daleko by to zaszło, gdyby nie pewien młody przywódca duchowy, który pojawił się wśród obcych. Skupił on wokół siebie ruchy pacyfistyczne i ogłosił rebelie przeciwko generalicji.
Imperium Xelteków pękło. Mieszkańcy planet przyjęli pokój na naszych warunkach. Wiele placówek gwiezdnych i stacji górniczych pozostało jednak w rękach floty. Ich mieszkańcy przymierali głodem, lecz żyli nienawiścią wobec nas. Nie było ich jednak stać już na nic więcej niż organizowanie rajdów pirackich na nasze układy.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Kosmiczne Bałkany:
Po pokonaniu miłośników ludobójstw sytuacja w galaktyce wyglądała następująco: na środkowo-zachodnim jej obszarze, poczynając od trzech galaktycznych ramion, aż po jej centrum znajdowały się terytoria Zjednoczonych Lisich Szczepów. Na południu od nich znajdowała się Dubalańska Administracja (hegemoniczni imperialiści) i Państwo Teznarchów (początkowo pokojowi gwiezdni kupcy, którzy z czasem zmienili się w militarystyczną hegemonię imperialistyczną). Państwa te bez ustanku wojowały między sobą i słały roszczenia wobec lisich planet. Czasem walczyły też ze Szczepami, ale żadna wojna nie przyniosła rozstrzygnięcia.
Na północy, przy centrum galaktyki mieściło się starożytne imperium Eruxo Vestige, którzy odmawiali kontaktów i niszczyli każdy statek, który zbliżył się na odległość mniejszą, niż dwa skoki od ich układów.
Dalej na północ znajdowało się Królestwo Jondari (ewangelizujący zealoci ze skłonnościami do świętej wojny) i jego bliski sojusznik: faszystowsko-niewolniczy Ekwyriański Sojusz Demokratyczny. Na samym północnym skraju galaktyki mieściło się pirackie państwo Khessamskich Jeźdźców Pustki.
Wschodni odcinek galaktyki zajmowało Królestwo Frubalańskie (kolejni ewangelizujący zealoci) i ich wierny podnóżek: Andorańskie Królestwo Gwiezdne.
Jondari i Frubalanie cały czas toczyli między sobą wojny, próbując wzajemnie narzucić sobie swoje religie.
Między nich wciśnięta była osamotniona Republika Gwiazdy Zaani (demokratyczni krzyżowcy).
Dalej na południu galaktyki znajdowały się przeważnie normalne państwa pokojowych kupców, gwiezdnych odkrywców i poszukiwaczy duchowych, z których najważniejsze potęgi stanowili Mechaniści Z Lokken (później twórcy możnej, antylisiej federacji obronnej, która zajęła 1/4 galaktyki), przyjazna nam koalicja Iferykańsko-Gorfijska, skupiająca dwie, przyjazne wobec lisów cywilizacje broniące się przed ekspansją Teznarchów i Dubalan oraz kolejne upadłe imperium: Progenitorów Djomarskich, którzy uparli się, by zaprowadzić w galaktyce pokój…
Na pierwszy ogień poszli Zaani.
Ich państwo leżało daleko od lisiej przestrzeni, ale mieli pecha. Otóż w ich układach znajdowało się wormhole prowadzące na terytoria Zjednoczonych Lisich Szczepów.
Zaani byli samotni i smutni. Otoczeni religijnymi fanatykami, którzy urządzali sobie wojny na ich terytorium. Tak więc, gdy pojawiła się Lisia Flota informując, że od teraz przejmuje władzę, przyjęli ten fakt ze smutną rezygnacją.
Zjednoczone Narody Ziemi: Smutny los Reybbów:
Następna wojna miała miejsce z Reybbami. Ci, mimo licznych klęsk i wyczerpania porażkami bronili się nader zażarcie. Koniec końców jednak ich opór okazał się daremny. Ponownie zadecydowali cywile. Tym razem byli to zbuntowani niewolnicy.
Jak się okazało Xeltekowie od dawna mieli już problemy gospodarcze. Ich rząd rozwiązywał je sprzedając za granicę swoich własnych obywateli, by wykonywali prace przymusowe. Jednymi z głównych odbiorców byli właśnie Reybbowie. Teraz, gdy społeczeństwo cierpiało, niewolnicy podnieśli bunt i opanowali wiele planet. Te złożyły hołd Zjednoczonym Narodom Ziemii.
Na niektórych z pozostałych nadal funkcjonował rząd Reybbów. Ten wycofał się z wojny, ale nadal pozostawał wrogi wobec nas. Jednak ich niewielka siła sprawiała, że nigdy już nie mieli stać się zagrożeniem.
Jednak panowanie Reybbów na pozostawionych im planetach miało okazać się wyjątkowo tyraniczne. W efekcie ich Xelteccy niewolnicy ponownie podnieśli bunt, przejęli władzę i eksterminowali swych panów. Nie znieśli jednak niewolnictwa i wykorzystywali swych braci w kopalniach i fabrykach.
Gdy się o tym dowiedziałem floty ZNZ zlikwidowały ten dziwny, kaleki twór.
Jednak zło się stało.
Jedyni Reybbowie, jacy przetrwali żyli na planetach anektowanych przez Ziemian.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Wojna z Człowiekami:
W tym samym czasie Liski natrafiły na kolejną, prymitywną rasę. Był to gatunek łysych małpek zwący się Człowiekami. Ich technologia pozwalała na loty kosmiczne, dysponowali też własną stacją orbitalną.
Walczyli dzielnie, ale koniec końców ich planeta została włączona w obręb lisiego imperium.
Ogólnie z Ludźmi jest śmiesznie w tej grze. Tak więc:
-
Ludzie mogą występować jako pacyfistyczne gwiezdne imperium z cechami Ksenofilia i Fanatyczny Egalitaryzm ala Federacja ze Startreka
-
albo jako militarystyczne imperium z cechami Autorytaryzm i Fanatyczna Ksenofobia ala Federacja z Żołnierzy Kosmosu.
-
W ich układzie zawsze jest Mars (będący terraformowalną planetą), a niedaleko położony jest Syriusz i Alfa Centauri.
-
Na planecie jest kilka unikalnych zjawisk, nie występujących nigdzie indziej (np. Wielka Pacyficzna Plama Śmieci).
-
Mogą też wyspawnować się jako prymitywna cywilizacja ze zdolnością lotów w kosmos.
-
Mogą występować jako jako prymitywna cywilizacja na jakimś niższym poziomie rozwoju.
-
Wtedy, jeśli wystarczająco długo się poczeka, na planecie wybuchnie II wojna światowa.
-
Po II wojnie światowej ludzie albo będą rozwijać się dalej i ostatecznie albo polecą w kosmos stając się Pomniejszym Imperium (tzn. z jednym układem i bez możliwości podróży podprzestrzennych), albo doprowadzą do wybuchu wojny atomowej i wymrą.
-
Ziemia może też pojawić się jako pokryty ruinami świat cmentarny, zamieszkany przez rasę rozumnych karaluchów.
Zjednoczone Narody Ziemi: Kryzys Górniczo-Hutniczo-Rolniczy:
Zapanował pokój, lecz nie spokój…
Wojna kosztowała nie tylko setki tysięcy żyć, ale także i dolarów. Tak więc następne dziesięciolecia przywództwo ZNZ spędziło równoważąc budżet. Problem był prosty: by produkować statki kosmiczne konieczne były Stopy Metali. By produkować Stopy potrzebne były Minerały. Górnikom wydobywającym Minerały natomiast trzeba było płacić Kredytami Energetycznymi. By te uzyskać należało wyprodukować Elektrownie. Co więcej pieniędzy domagali się też Rolnicy, a stale rosnąca populacja domagała się Jedzenia…
By budować elektrowie i gospodarstwa rolne potrzeba było natomiast minerałów.
Długo, oj długo trwało, zanim władza doszła z tym jakoś do ładu.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Czy w tym kraju można bezpiecznie wyjść na ulicę?
Liski były liskami: małymi, wrednymi, roznoszącymi wściekliznę oportunistami ze skłonnością do padlinożerstwa.
Nic dziwnego więc, że toczyły wojnę za wojną.
A wojny wymagały zasobów.
Ich władze stanęły więc przed dylematem: albo marnować pieniądze, minerały i stopy na budowanie więzień, komisariatów i sądów…
Albo też produkować tak dużo, żeby nawet jej poddani nie byli w stanie tego wszystkiego ukraść.
Wybór był oczywisty.
Kryminalne podziemie kwitło, gubernatorzy pławili się w korupcji, rządziła mafia, handlarze narkotyków i przemytnicy zabijali się na ulicach, a na niektórych planetach przestępczość sięgnęła 100 procent…
Jednak gospodarka kwitła.
Zjednoczone Narody Ziemi: Wojna z Chamem:
Jednak na pokój w galaktyce trzeba było jeszcze długo zaczekać.
Tym razem zagrożenie nadeszło ze strony bardziej, jak spodziewanej.
Ganlarewowie byli gatunkiem ptasich ludożerców i pozostałością po kolejnej, ongiś dumnej cywilizacji z nadmierną emfazą do wojen wewnętrznych i broni atomowej. Obecnie ich żyli więc na stacjach kosmicznych, organizując napady na kolonie innych ras. Rozwój nowych, przemierzających kosmos gatunków okazał się dla nich błogosławieństwem, mogli bowiem na nich (dosłownie) żerować, a także występować jako korsarze, najemnicy, grabieżcy, piraci i łowcy niewolników.
Jednak pewien z nich okazał się mieć szerszą wizję.
Zjednoczył rywalizujące dotychczas klany w zorganizowaną siłę, która rozpoczęła podbój galaktyki.
Dowództwo nad siłami Zjednoczonych Narodów Ziemii objął wielki admirał Skreeki, doświadczony oficer, który swój chrzest bojowy przeszedł w trakcie obrony Układu Gwiazdy Reybba Star przed ludzkimi mścicielami. Wiele lat temu dojrzał jednak do ideałów ludzkości, wstąpił do floty i wielokrotnie dowiódł swych kompetencji oraz oddania dowodząc Ludźmi, Xeltekami i Reybbami, nim ostatecznie odszedł z wojska, by zająć się polityką.
Jego metoda na walkę z Ganlarewskim Chanatem była prosta. Inżynierowie kosmiczni zbudowali stację rozwiniętą do Gwiezdnej Fortecy w punkcie, gdzie zbiegały się hiperlinie, a następnie ZNZ ustawiło na jej straży całą swą flotę. Jeden skok z tyłu stanęła kolejna stacja, posiadająca sześć stoczni.
Tak więc kiedy w jednym układzie statki cały czas się naprawiały, w drugim budowano nowe na miejsce zniszczonych.
Piraci mogli albo walić głową w ścianę do utraty ostatniego okrętu, albo polecieć w inną stronę…
Wybrali to pierwsze…
I w końcu rozbili se łeb.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Wojna z innym Chamem:
Także we wszechświecie Lisków istniały Państwa Bandyckie.
Jednak jak do tej pory Najwyżsi Rzecznicy Klanów nie zwracali na nie szczególnej uwagi. W prawdzie co jakieś 10-20 lat piraccy wodzowie wysyłali do niego listy z pogróżkami, domagając się dostawy 2,5 tysiąca ton jabłek, „bo jak nie, to wpierdol”.
Jako, że było to mniej, niż lisie sady produkowały w miesiąc Szczepy płaciły.
Stać je było na jałmużnę.
Jednak mimo militarystycznego charakteru Liski prezentowały zdumiewający wręcz brak kreatywności w opracowywaniu nowych rodzajów broni i w okolicach roku 2350 dysponowały tylko podstawowymi jej rodzajami (stan ten zmienił się po zajęciu Dabulańskich Ośrodków Badań Nad Bronią Masowej Zagłady). Ich planiści ograniczyli natomiast tonaż floty do 30 tysięcy hapeków, by nie wzbudzić uwagi Upadłych Imperiów. A niestety piratom ani okrętów, ani kreatywności w wymyślaniu środków walki nie brakowało.
Za to z ekonomią nie stali zbyt mocno.
Tak więc perspektywa jednoczących się klanów Khessamskich Jeźdźców Pustki budziła w Liskach niepokój.
Jednak, gdy lisi stratedzy zrozumieli, że floty najemników nie liczą się do tonażu Imperium znaleźli rozwiązanie.
Użyli gospodarczej potęgi ich kleptokracji.
Wynajęły KAŻDY statek piracki, jaki latał w galaktyce.
I posłały je do walki z Jeźdźcami Pustki.
Tym sposobem galaktyczne zagrożenie raz jeszcze zostało zażegnane.
A piraci sami się pozabijali.
Zjednoczone Narody Ziemi: Przebudzenie Alvarich:
Mimo, że wojna z Chamem była dużo bardziej epicka, niż konflikt z Xeltekami oraz Reybbami i zaangażowało czterdziestokrotnie większe siły, to jej ogólny wpływ na Zjednoczone Narody Ziemi był niewielki…
Jednak echa czynów Gunlarewów oraz wielorasowych sił pod przywództwem Ziemi brzmiały w wieczności… Słowa o bohaterstwie, poświęceniu, grozie walki i ogromnych flotach, których tonaż liczony był w dziesiątkach tysięcy hapeków wędrowały daleko, aż na drugi koniec galaktyki, by dotrzeć w końcu do uszu Alvarich.
Imperium Alvarich kwitło miliony lat temu. Dawno temu jednak ich kultura utraciła witalność i teraz ich posiadłości ograniczały się do kilku planet, gdzie ludność pogrążała się w mistycyzmie i dekadencji. Nie kochali Gunlarewów: przeciwnie, obie rasy walczyły od czasów, które nikły w mrokach historii.
Upadek prehistorycznego wroga był dla nich jednak szokiem i dowodem na to, że czasy się zmieniają.
Natchnął on reformatorów.
Tak więc Alvari ponownie studiowali zapomniane technologie, uruchamiali stocznie i budowali nowe statki.
Powitaliśmy ich serdecznie, jak wszystkich.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Rebelia Nad-Lisków i smutny los Dabulan:
Zjednoczone Narody Ziemi nie miały szczęścia do partii opozycyjnych. Przeciwnie, im więcej było ruchów politycznych, tym głupsze miały pomysły: od wygnania wszystkich obcych, przez ideę zalegalizowania niewolnictwa, na pomyśle zajęcia się zgłębianiem czarów kończąc, o idiotach, którzy walczyli, by pozbawić nie ludzi praw wyborczych i budowali w tym celu statki pirackie nie wspominając. Na tym tle lisia polityka była czysta i racjonalna. Przywódcy lisich partii politycznych chcieli więc pokoju, równouprawnienia obcych, handlu, rozwoju rolnictwa, nauki i przemysłu cywilnego oraz seks-robotów.
Ich rząd chętnie te życzenia spełniał.
Bo nie widział przeciwskazań.
Działo się tak do momentu, aż Liski opanowały perfekcję w technologiach inżynierii genetycznej. Wówczas okazało się, że nawet najszlachetniejsza i najmądrzejsza rasa zrodzić może kretynów.
Wiedzieć wam trzeba, że Liski nie były zwykłymi Liskami, a Liskami Stepowymi i najlepiej czuły się na ciepłych planetach. Ale będąc oportunistami kolonizowały każdy świat, jaki mogły, w tym światy arktyczne. Liski z zimnych planet były wiecznymi malkontentami, ciągle miały katar, a gdy mówiono im „Ale przecież nikt nie kazał wam mieszkać na lodowych planetach! Sami sobie taki dom wybraliście!” gniewnie powarkiwały.
Działo się tak aż do momentu, kiedy w ich ręce wpadła technologia pozwalająca na swobodne modyfikacje genetyczne.
Najpierw więc część Lisków postanowiła się zmutować i dostosować do życia na lodowych planetach.
Przyklasnęliśmy ich obywatelskiej inicjatywie.
Potem ogłosili się Nad-Liskami i uznali, że od teraz będą uważać się za nowy, lepszy gatunek oraz założą partię, która postanowi zaprowadzić ich supremację.
Kręciliśmy na to głowami, ale uszanowaliśmy ich prawo do własnych opinii, jak głupie by nie były.
Następnie zaczęły podkładać bomby. To już nas mocno zdenerwowało.
Ale gdy Nad-Liski zawiązały sojusz z Dabulanami, wszczęły wojnę na tle rasowym, oderwały od naszej ojczyzny wiele planet i proklamowały własne państwo o ustroju faszystwoskim to cóż…
Tego było już po prostu było zbyt wiele…
Tym bardziej, że Dabulanie byli starym wrogiem Lisków. Operetkowo złe Hegemoniczne Imperium walczyło z prawie każdym sąsiadem, prawie nigdy nie wygrywając. Mieli jednak niezwykły zmysł do wymyślania kosmicznych broni, którego Liskom brakowało, dlatego też, jeśli wadzili się ze Zjednoczonymi Szczepami, to zwykle konflikty pozostawały nierostrzygnięte.
Wspierani przez Nad-Liski i kwitnące gospodarki ich lodowych planet mieli duże szanse na zwycięstwo. Jednak popełnili jeden błąd: wojowali też niejednokrotnie z potężnym narodem Mechanistów z Lokken oraz z Gorfami.
Ich wrogowie bali się ich.
I zbroili się przeciwko nim.
Aż pewnego dnia Lokkenowie przekroczyli magiczną barierę 40 tysięcy hapeków połączonego tonażu flot wojennych.
I zbudzili Upadłe Imperia.
Gdy decydenci Lisich Szczepów zorientowali się, że trzymanie się narzuconego odgórnie limitu tonażu nie ma już sensu praca w stoczniach ruszyła pełną parą. Wodowano okręt za okrętem.
Dziewięć Tytanicznych Tytanów.
Sto superlotniskowców klasy Eksterminator i drugie tyle monitorów klasy Napierdalator.
Sześćset krążowników klas Spejson, Tytus Bomba i Cieślak.
Drugie tyle Niszczycieli Eskortowych i Kinietycznych.
Oraz bez liku Korwet Torpedowych.
Wkrótce nikt już nie musiał bać się Dabulan.
A co do Nad-Lisków, to ukarano je przykładnie. Rządowi naukowcy sprawili bowiem, że odpadły im ogonki (tzn. dodałem im cechę „brzydki”).
Zjednoczone Narody Ziemi: Nasz prezydent jest Xeltekiem:
Nie widzieliśmy w tym nic dziwnego.
Wcześniej jednym z naszych prezydentów był przecież upliftowany szympans.
Miał rozsądny program, więc co w tym dziwnego?
Po pokonaniu Chana wreszcie mogłem zająć się tym, co chciałem robić od początku: pokojową koegzystencją z moimi sąsiadami. Jeszcze na etapie wojen z Ryeubbami i Xeltekami podpisałem liczne umowy handlowe, naukowe i migracyjne. Zostałem też przyjęty do federacji, która niestety jakiś czas później się rozpadła.
Nie uznałem za konieczne prześladować, czy gnębić w jakikolwiek sposób ujarzmionych populacji.
Przeciwnie: nadałem prawa obywatelskie wszystkim rezydentom Zjednoczonych Narodów Ziemi, w tym także upliftowanym istotom przedrozumnym i samoświadomych robotów.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wkrótce ludzie stanowili mniejszość we własnym państwie. Jednocześnie, obok Xelteków i Reybbów stali się jedną z trzech, najczęściej spotu\ykanych ras galaktyki, stając się ważnym elementem każdego imperium.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Liski Rasowe:
Oczywiście trwałe pozbawienie Nad-Lisków kitek byłoby okrucieństwem.
Dlatego też lisi naukowcy opracowali projekt zmutowania całej populacji w nowy gatunek Lisków Rasowych, które miały mieć dwa razy bardziej puchate ogonki, żyć normalną długość życia, normalnie bić się na planetach i być naukowymi geniuszami.
Zakończyło to rasowe spory i konflikty definitywnie.
Zjednoczone Narody Ziemi: I zapanował pokój
A ja w kosmos ślę rakiety!
Bez wysiłku wielkich rzek zawracam bieg!
Żal mi obcych, lecz niestety,
Również trudny kunszt baletu
Najlepiej posiadłem w galaktyce tej!
Terraformowałem światy w planety gajańskie jeden po drugim, upliftowałem gatunki przed-rozumne, gospodarka kwitła, wznosiłem gwiezdne wrota, strefy Dysona i pierścienie nivenowskie.
Czasem pojawiali się piraci lub inne, pomniejsze problemy, ale nie było czym się przejmować!
Bo ja w kosmos ślę rakiety!
Bez wysiłku wielkich rzek zawracam bieg!
Żal mi obcych lecz niestety,
Również trudny kunszt baletu
Najlepiej posiadłem w galaktyce tej!
Zjednoczone Lisie Szczepy: Eruxo Vestige
Eruxo Vestige byli myślącymi krewetkami z planet oceanicznych, których cywilizacja miliony lat temu pogrążyła się w dekadencji. Dysponowali bajeczną wręcz technologią i potężną flotą oraz niestety nienawidzili wszystkich innych myślących ras. Na szczęście budziliśmy w nich tak wielką odrazę, że z obrzydzeniem odwracali od nas wzrok.
Liski nie miały w interesie zmieniać tego stanu rzeczy…
Ale byli też Ocaleni.
Stanowili pomniejszą rasę, której cywilizacja upadła wskutek kosmicznej katastrofy. Przetrwała ich tylko garstka. Ci dotarli w nasze granice i poprosili o możliwość osiedlenia się w nich.
Liski zawsze z radością witały nowych podatników, więc nie odmówiły.
Ocaleni poprosili o możliwość osiedlenia się na jakiejś planecie.
Liski powiedziały: bierzcie którą chcecie. Mamy ich dużo.
Ocaleni wybrali. Był to niezamieszkany, pustynny świat położony w odległości jednego skoku od posiadłości Eruxo.
Tym nie spodobało się nowe sąsiedztwo. Powiedzieli więc Ocalonym, że mają się wynosić, bo ich zabiją.
Ci odpowiedzieli, że nie mają dokąd iść.
Krewetki oznajmiły, że ich to nic nie obchodzi.
Przebudzeni płakali.
Krewetki wysłały flotę.
Liski oznajmiły, że tak się nie godzi.
Krewetki odpowiedziały, że mamy zamknąć mordę.
Również wysłaliśmy flotę.
Wojna nie była długa.
Wpierw z nadprzestrzeni wyszło zgrupowanie Eruxo o łącznym tonażu 300 tysięcy hapeków i skierowało się do układu Ocalałych, gdzie czekało na nich już moje 200 tysięcy, które uznałem za wystarczające.
Nie były.
Dwa miesiące później z nadprzestrzeni wyszło moje zgrupowanie o tonażu pół miliona…
Po tej drugiej hekatombie opinia publiczna po obydwu stronach miała tak dość wojny, że wymusiła pokój.
To jednak nie był koniec…
Zjednoczone Narody Ziemii: Alvari wzrastają w potęgę:
Nie trzeba było długo czekać, a Alvari weszli w konflikt ze swoimi najbliższymi sąsiadami. Wojna była krótka, lecz krwawa i zakończyła się, jak łatwo zgadnąć, całkowitym zwycięstwem Przebudzonego Imperium.
I co więcej: była pierwszą z wielu.
Alvari źle obchodzili się z podbitą ludnością. Czystki etniczne, wysiedlenia, masowe mordy stały się codziennością.
Niewiele jednak mogliśmy zrobić.
Alvari znajdowali się na drugim końcu galaktyki. Mogliśmy więc co najwyżej przyjmować uchodźców i łączyć się w bólu z cierpiącymi.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Królestwo Jondari i cios krewetką w plecy:
Krwawa jatka z udziałem Eruxo dowiodła jednego: Liski nie są niezwyciężone. Fakt ten postanowiło wykorzystać Królestwo Jondari, które powróciło do swej tradycyjnej misji dziejowej: nawrócić za pomocą miecza mieszkańców Układu Zaani na swoją popierdoloną religię. Tak więc floty Jondari i ich sojusznika: Ekwyriańskiego Sojuszu Demokratycznego, o łącznym tonażu 400 tysięcy hapeków zaatakowały region.
To miała być łatwa, zwycięska kampania.
Obcy nie docenili jednak dwóch rzeczy. Po pierwsze: możliwości produkcyjnych Lisków. Po drugie: potęgi ich systemu logistycznego opartego o sieć Gwiezdnych Wrót i Napęd Warp.
Rasowe Liski potrzebowały zaledwie dwóch miesięcy, by skierować w region walk floty o łącznym tonażu 800 tysięcy hapeków. Czyli mniej, niż najeźdźcy potrzebowali na dotarcie do ich systemów.
Bitwa była straszliwa. Lisi kontratak: miażdżący. Błagania Jondarich o pokój: bezcelowe. Cel wojny był jeden: ich pełna wasalizacja.
Na taką okazję czekali tylko Eruxo, którzy spróbowali wbić nam nóż w plecy…
Zjednoczone Narody Ziemi: Wielka Koalicja:
Zajęcie jednej piątej galaktyki zajęło Alvarim pięćdziesiąt lat. Sam kontrolowałem w prawdzie jej jedną trzecią, jednak, gdy przekroczyli tą wielkość, zacząłem się martwić. Tym bardziej, że niewiele dzieliło ich już od moich sojuszników.
Widziałem jedno rozwiązanie: Wielka Koalicja, łącząca wszystkie narody galaktyki, z ogromną, darmową (bo utrzymywaną przez sojuszników) flotą, pod moim, światłym przewodnictwem, która obroniłaby nas przez wszelkimi zagrożeniami.
Wielu się przyłączyło.
Inni nie.
Tamtych zniewolili Alvari.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Eruxo…
Liski nie mogły liczyć na członkostwo w żadnej koalicji, bowiem wszyscy się ich bali, nikt im nie ufał i każdy podejrzewał podstęp. Jednak nie potrzebowały wielkich, darmowych flot utrzymywanych przez sojuszników. Stać je było, by samemu taką budować.
Gdy Eruxo zerwali pokój nie potrzebowały dużo czasu, by zareagować. Przeciwnie, wycofali po prostu co drugą flotę walczącą z Jondari i skierowali ją ku najbliższych Gwiezdnym Wrotom własnej konstrukcji. Tam połączyły się z nowymi statkami, budowanymi jako uzupełnienia. I ruszyły ku układom Eruxo…
Atak na terytorium wroga był prosty, bo jego floty poleciały gdzie indziej…
Bo hej!
Lisie terytoria były wszędzie dookoła ich!
A Lisogród znajdował się w odległości 50 skoków od Eruxionu. Lecz Eruxion leżał tylko sześć skoków od Wrót Gwiezdnych Układu Virak.
Lub jeden, jeśli okręty używały Napędu Warp…
A za flotą wojenną lecieli Genetyczni Wojownicy. Wybrani spośród zwykłych Lisków Rasowych, genetycznie ulepszeni superżołnierze!
Byli oni mym szańcem przeciwko grozie!
Byli oni Obrońcami Galaktyki.
Byli oni mym wojskiem, policją i strażą pożarną!
I nie wiedzieli, co to strach!
Ale rodzinnego układu Eruxo nie zdołali zdobyć.
Po prostu tam było tak dużo wojska, że każda moja planeta musiałaby wystawić z 5 legionów Genetycznych Wojowników, a i to mogłoby nie starczyć…
Zjednoczone Narody Ziemi: Rój Prethorynów
Prethoryni byli obcymi z innej galaktyki, którzy przez eony przemierzali pustkę. Ich cel był jeden: pochłaniać biomasę. Prócz tego nie kierowała nimi żadna myśl lub wyższa idea… Kiedy więc moi sojusznicy: Świątobliwy Zakon Mith-Fetch odkryli, że na ich terytorium kieruje się horda, nie mogłem odmówić prośbie o pomoc.
Jako, że Prethorynowie mieli zdecydowaną przewagę liczebną zastosowałem strategię znaną już z walk z Chanem.
Zablokowałem jedyną nitkę galaktyczną prowadzącą do opanowanego przez nich ramienia galaktyki i wzniosłem tam stację bojowo-remontową. Następnie niszczyłem wychodzące floty. Gdy uznałem, że ucierpieli wystarczająco kontratakowałem.
O mało nie skończyło się to tragicznie, gdyż moja flota dostała się między dwa układy, w których czaili się wrogowie. Ci jednak nie zdołali utrzymać koordynacji między swoimi siłami. Tak więc dwie floty uderzeniowe, zamiast jednocześnie wyjść z nadprzestrzeni pojawiły się w odstępach kilku dni.
W efekcie posiłki, które miały wziąć mnie w kleszcze zjawiły się już po tym, jak rozstrzelałem pierwszą grupę uderzeniową.
Potem było już łatwo.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Rój Prethorynów
Flota Prethorynów pojawiła się w miejscu gdzie należało się jej spodziewać, czyli w najbardziej pechowym zakątku galaktyce: w sektorze Zaani, dziesięć skoków od tej gwiazdy. Co więcej wyjść miała z nadprzestrzeni na pograniczu lisio-frubaliańskim, w odległości pojedynczego skoku od jednej z moich głównych stoczni, jednych z moich Gwiezdnych Wrót oraz wejścia do naturalnego wormhole prowadzącego o trzy skoki od mojego głównego układu…
Dlatego zgromadziłem tam całą moją flotę, gotowy do obrony za wszelką cenę. Gdyż, gdyby Prethorynowie zajęli ten układ los galaktyki byłby policzony.
Na szczęście, widząc moją potęgę postanowili polecieć w inną stronę.
Ruszyłem więc w pościg, zdecydowany zniszczyć ich, nim się rozrosną…
I wtedy drogę zagrodzili mi Frubalianie z ich zidiocałym arcykapłanem na czele, którzy zamknęli przede mną granicę…
Nie był to szczególnie mądry ruch, tym bardziej, że większość Prethorynów poleciała właśnie do nich… Ale skoro nie chciano mnie na imprezie, to postanowiłem się nie narzucać.
Kiedy Prethorynowie zjedli Królestwo Frubaliańskie do połowy ruszyłem do ataku.
Tym razem walki były bardzo ciężkie, bowiem najeźdźcy zdążyli się rozmnożyć. Wyhaczałem więc pojedyncze floty, a następnie uciekałem do swoich układów dzięki napędowi Warp. Opanowane przez nich planety po prostu niszczyłem zbudowaną specjalnie na tą okazję Gwiazdą Śmierci.
Niemniej jednak wymagało to ostrożności. Tym większej, że Eruxo znowu zauważyli okazję, by wbić mi nóż w plecy i wypowiedzieli mi wojnę. Musiałem więc wycofać część sił do walki z nimi.
W końcu wytępiłem ich wszystkich.
Zjednoczone Narody Ziemi: Inwazja Alvarich:
Ogólnie rzecz biorąc wtargnięcie Prethorynów nie spowodowało wielkich szkód, poza tym, że zmusiło mnie do przerzucenia flot na drugi koniec galaktyki. Fakt ten wykorzystali Alvari atakując moich sojuszników.
Wojna jaką z nimi stoczyłem obfitowała w zwroty akcji i bohaterstwo. Po obu stronach walczyli przedstawiciele najliczniejszych ras galaktyki: Ludzie, Xeltekowie i Reybbowie. Jednak sukcesywnie zmuszony byłem cofać się układ za układem…
Koniec końców Alvari przycisnęli mnie do granic przestrzeni Zjednoczonych Narodów Ziemi.
Nie miałem już wówczas floty, ani wojsk lądowych. Miałem stocznie i zasoby, jednak mój przeciwnik dysponował znacznie większymi zdolnościami produkcyjnymi. Co więcej on posiadał aktywne floty, których ja nie miałem…
Cóż mogłem uczynić?
Pierwszego lipca 2507 roku prezydent Zjednoczonych Narodów Ziemi złożył u stóp cesarza Alvarich petycję o nadanie ZNZ statusu poddanego…
Zjednoczone Lisie Szczepy: Nasz ostateczny cel:
Wtargnięcie Prethorynów nie miało dla Rasowych Lisków większych konsekwencji i poza wojskowymi niewiele osób odczuło wojnę. Wykazało jednak, że zarówno władze Exudo jak i Frubalan są cholernymi idiotami, którzy, miast odłożyć spory w obliczu zagrożenia dla całej galaktyki, woleli pozwolić najeźdźcom zeżreć jakieś 200 miliardów własnych podatników…
Dla kogoś takiego nie było miejsca pod gwiazdami.
Dlatego też szóstego grudnia 2514 roku złożyłem przed Królem-Kapłanem Frubalan żądanie zaprzestania polityki zewnętrznej, podporządkowania flot admiralicji Lisich Flot i przygotowania administracji oraz ludności cywilnej do aneksji w skład Zjednoczonych Lisich Szczepów.
Oczywiście żądania zostały odrzucone…
Jednak to naprawdę nie robiło mi różnicy i w roku 2534 państwo Liski Rasowe przyłączyły terytorium obcych do swojego. Król-kapłan umarł w wiezieniu, a jego religia została zdelegalizowana. Kościoły zmieniono w magazyny, a pałace hierarchii ponownie zburzono, by w ich miejscu wybudować fabryki i szkoły.
Jeśli chodzi o Eruxo to ich opór był fanatyczny, ale też nikt inny mnie aż tak nie zdenerwował. Nie chcieli się poddać nawet, gdy rozbiłem ich floty. Jednak nie miało to żadnego znaczenia, podobnie jak ich wielotysięczne garnizony obrony planetarnej. Miałem czas i miałem zasoby. Mogłem bombardować ich planety nawet i trzydzieści lat.
W tym czasie faktycznie zbudowałem po 5 legionów Genetycznych Wojowników na każdej planecie.
W końcu więc stolica ksenofobicznych krewetek upadła.
Te zostały potraktowane tak, jak na to zasłużyły. Jako, że lubiły życie w oceanach, to ich planety zostały terraformowane w światy pustynne. W skutek specjalnych podatków i innych szykan ich populacja żyła w Nędznych Warunkach, utrzymywana w Chemicznym Błogostanie dzięki środkom uspokajającym. Zabroniłem im opuszczać ich światy i brać udział w akcjach kolonizacyjnych oraz pełnić stanowiska oficerskie w wojsku i flocie, a także obejmować stanowiska administracyjne.
Rodzinny świat Eruxo otrzymał status Kolonii Karnej, gdzie zwożono najgorszych kryminalistów z całej galaktyki.
Bo gość w dom, Bóg w dom…
Taki był koniec tej popierdolonej cywilizacji.
Zjednoczone Narody Ziemi: Podsumowanie:
Alvari zdecydowanie byli do pokonania…
Powody, z których przegrałem z nimi wojnę można by mnożyć i z całą pewnością jednym z nich był fakt, że wypowiedzieli mi wojnę w chwili, gdy cała moja flota zaangażowana była w tłumienie Prethorynów.
Jednak główną przyczyną porażki był fakt, że zlekceważyłem grę. Kontrolując jedną trzecią galaktyki uznałem, że nic już nie może mi zagrozić, skupiłem się na rozbudowie planet i budowaniu poprawnych stosunków z obcymi, zamiast rozwijać się wszerz i budować potęgę militarną.
Byłem zbyt idealistyczny.
Oczywiście mogłem wczytać save i cofnąć się o jakieś 50 lat gry / 10 godzin czasu rzeczywistego do tyłu i nadrobić zaległości. Ale zwyczajnie mi się nie chciało.
W rezultacie…
I solemnly swear, to devote my life and abilities,
In defense of the United Nations of Earth,
To defend the constitution of man,
And to further the universal rights of all sentient life,
From the depths of the Pacific, to the edge of the galaxy,
For as long, as I shall live.
Nie zabrzmi już nigdy więcej w tym uniwersum.
Zjednoczone Lisie Szczepy: Podsumowanie:
Jesteśmy Liskami.
Co wasze, to nasze,
Więc oddajcie to nam,
Albo sami to sobie weźmiemy.
Opór jest bezcelowy.
Wyłącznie więc osłony i poddajcie swoje planety
To zbudujemy wam dobrobyt,
Żebyście mogli na nas wydajniej pracować.
Tak brzmiało motto Lisków. Rasa małych, roznoszących wściekliznę szkodników ze zniszczonej atomową wojną planety rozlała się na całą galaktykę, przynosząc na bagnetach pokój i stabilizację.
Lisy rozrastały się głównie wskutek militarnej ekspansji, napadając słabych, rozpychając się łokciami wśród silnych i krwawo mszcząc urazy na średnich. Oraz powstrzymując ludobójstwa i wojny religijne, zwalczając piractwo, kładąc kres handlowi niewolnikami i szeregowi innych barbarzyństw.
W ostateczności więc okazały się całkiem porządną cywilizacją, a Pax Vulpes dał podstawy dla dobrobytu miliardów istot w całej galaktyce.
Koniec końców skorzystali wszyscy.
Prócz Exudo…
Ale nikt nie kazał im być takimi durniami.
Ostatecznie swą władzę rozciągnęły na 664 układy i 200 planet zamieszkiwalnych, kosmicznych habitatów i segmetów światów-pierścieni. Nikt, prócz Przebudzonych Imperiów nie mógł się im przeciwstawić, a i one musiały grać pod ich dyktando…
Epilog:
Tymczasem gdzieś, w zupełnie innej galaktyce, na odległej planecie, przy ogniu siedziała grupka inteligentnych, psionicznych pawi. Noc była ciemna i pełna drapieżników, jednak płomienie dawały otuchę…
Nad ich głowami natomiast jaśniały gwiazdy.
Pawiom było pisane pewnego dnia po nie sięgnąć…
Czy masz dokupione dlc, a jeśli tak to które?
Ja osobiście uwielbiam tą grę. Steam twierdzi że mam nabite ponad 550 godzin. Ma oczywiście wady ale imho to jest najbliższe mojemu ideałowi kosmiczne 4x jakie do tej pory zrobiono.
Ja wiem że paradox że swoją polityką wydawniczą leci mocno w kulki zwłaszcza ostatnimi czasy, ale (Ok rzucajcie we mnie kamieniami) kupuje ich wszystkie dodatki jak leci bo naprawdę chcę ich wynagradzać kasą za to, że zrobili coś tak wkręcającego.
Moim zdaniem ta gra mogłaby być tylko w jeden sposób lepsza. Jakby była grą fantasy. Jak na razie nabiłem tylko skromne 140 godzin. I zrobiłem sobie odwyk, bo bym tylko grał…
Co do dodatków: kupiłem Starter Pack na promocji. Była w nim Podstawka, Utopia i Appocalypse. Pewnie przy jakiejś wyprzedaży dokupię też Federację, Syntetic Dawn i Lithoids.
Diabli wiedzą co oni dalej wymyślą. To jest właśnie cudowne że tam jest takie morze możliwości i w teorii można tam zrobić wszystko.
Takie „macie kontener zabawek i bawcie się”. A potem jeszcze raz na jakiś czas podłażą i dorzucają jeszcze z karton czy dwa nowych.
MegaCorp też sobie dodaj do listy bo jest naprawdę spoko. Warto nawet tylko dla dodatkowych megastruktur i opcji ze zrobieniem z planety ekumenopolis. Zrobić ze swojej stolicy corusant albo świętą terrę z wh40k. O.O
Dodatkowo masz jeszcze dodany rynek z niewolnikami – idealny sposób na pozbywanie się niechcianej populacji (poza eksterminacją ale do tego trzeba mieć etykę ksenofobii).
Story packi są spoko ale to już opcjonalne. Mnie się osobiście podobają. Zwłaszcza, że czasem mogą się trafić naprawdę odjechane rzeczy. To bardziej urozmaicenie.
Pewnie kupię też i Megacorp oraz storypacki, ale jakoś bardziej mam ochotę pograć Skynetem niż kosmicznym Google. Albo polować na kosmiczne smoki.
„Takie „macie kontener zabawek i bawcie się”. A potem jeszcze raz na jakiś czas podłażą i dorzucają jeszcze z karton czy dwa nowych. ”
Może to kwestia tego, że śledziłem rozwój Stellaris jeszcze przed premierą, może mam wyższe oczekiwania w kwestii realizmu, a może po prostu daje o sobie znać moja hejterska dusza, ale akurat w wypadku Stellaris nie określiłbym tego jako dorzucanie kartonu nowych zabawek. Ale po kolei.
W popremierowym rozwoju Stellaris można wyróżnić dwa etapy: wczesny Wiz (do Armageddonu) i późny Wiz (od Armageddonu włącznie). We wczesnym Wizie wiele pół-peryferyjnych mechanik uległo ulepszeniu. Ulepszenie polegało na tym, że fajne, ale źle zaimplementowane koncepcje wysyłano pod topór, na ich miejsce wprowadzając inne, z większą ilością kolorowych światełek. Żeby nie być gołosłownym:
1. W Utopii zastąpiono trzy grupy rządów (monarchie, oligarchie i demokracje) czterema authorities plus systemem civicsów. Jestem absolutnie na tak, tylko przy okazji wycięto unikatową mechanikę monarchii, dając jej spadkobiercom agendy oligarchii.
2. Każdej klasie okrętów dano unikatową rolę w bitwie – tym samym demontując korową premisę ship designera, że te wszystkie „pancerniki” i „korwety” to tylko platformy, na których montujesz spluwy.
3. Chyba w okresie przejściowym (Synthetic Dawn?) zrezygnowano z milicji planetarnych, zastępując je armiami spawnowanymi z planetarnych fortec – de facto zastępując mem armii powszechnych memem armii zawodowych.
Późny Wiz to natomiast dwie duże rewolucje, najpierw wprowadzenie baz gwiezdnych (i przekazanie im symbolicznej roli planet jako najmniejszej cegiełki imperium) i inne zmiany związane z wojną, potem Megacorp i nowa ekonomia.
A teraz clue programu: wszystkie te zmiany są częścią darmowych patchy. Nie DLC, które możesz sobie wyłączyć, tylko darmowych patchy. I żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie twierdzę, że nowe Stellaris jest grą gorszą od starego, że jest złe, lub że stare Stellaris było dobre. Twierdzę, że jest grą inną,bynajmniej nie w sensie „bezwzględnie lepszą”. Rozwój Stellaris, wraz z kilkoma… khem… genialnymi patchami do Europy Universalis stanowi dla mnie ucieleśnienie czarnego scenariusza. No bo skoro losowy feature z losowego patcha może mi popsuć przyjemność z zabawy, to podstawka przestaje być solidną grą i platformą, do której dodaje się zawartość DLC według własnego upodobania, a staje się swoistą zagadką: czy będę w stanie grać w to-to za dwa lata, czy zrewertuję do obecnej wersji i w rezultacie stracę dostęp do nowszych DLC?
Beznadziejna polityka wydawnicza, jeden na dziesięć, mam nadzieję, że przed CK3 zabiją tego raka.
Ech. Przepraszam za marudzenie. Chyba naprawdę chcę dać temu studiu kolejną szansę, i teraz próbuję skonfrontować moją perspektywę z waszą.
Prawdę mówiąc nie znałem wcześniej polityki wydawniczej firmy. To co mówisz faktycznie brzmi, albo jakby wydali nie do końca zabalansowany i przetestowany produkt, albo jakby im się płynnie zmieniała koncepcja i bawili się w sztukę. Co nie zmienia faktu, że dawno się tak dobrze przy grze nie bawiłem.
PK_AZ
No ja się z Tobą absolutnie zgadzam. Mnie też się polityka wydawnicza paradoxu okropnie nie podoba. (Dlatego napisałem o tym rzucaniu kamieniami.)
Zwłaszcza jeśli idzie o to projektowanie statków. Szczerze mówiąc to od kilku rozgrywek w zasadzie prawie już się nim nie bawię. Może okazjonalnie zrobię sobie projekt pancernika w wariancie lotniskowiec, ale to tyle.
Milicje planetarne są dziwne + generalnie walka planetarna.
Tzn. rozumiem, że to był jakiś kompromis z ich strony i faktycznie twórcy mają rację, że flota > armia ale to aż się prosi żeby temu nadać jakoś więcej głębi.
Nawet wyklinane przez wszystkich Master of Orion III miało to ciekawiej zrobione.
Zabawne, że wcale nie trzebaby się mocno wysilać – przenieś szablony i mechanikę flot na armie i masz klimatyczną armię którą sobie sam skomponowałeś wedle własnego uznania. Robisz chordę mięcha armatniego? Stawiasz na genetycznych wojaków? Robisz jakiś szablon z corem i dodajesz do niego np. brygadę battlemechów i kontyngent wsparcia psionicznego?
Albo jeszcze inaczej – Armia zrekrutowana w świecie dżungli ma bonus do walki na takich planetach jak Catachani z wh40k.
Jedna kompozycja by się sprawdzała na różnych światach lepiej a inna gorzej np. czołgi by miały kary do walki na habitatach. I jakiś układ nagle zamienia się w wielką fabrykę regimentów „Void Busterów” bo produkuje en masse regimenty wyspecjalizowane do walki na tych habitatach orbitalnych.
Teraz jedyna różnica jest taka, co budujesz, z jakiego gatunku i czy na planecie masz zbudowaną akademię. Łyse to i nudne. Myślę, że jakbym widział to samo tylko w odrobinie innej formie to mogłoby być mega lepiej.
Swoją drogą czasem po tym jak zmienili walkę planetarną robię opcję bronienia się „na Cadię”. Budujesz na planecie komisariat, kilka fortec i tarcze planetarnem, ulepszasz wszystko do oporu i … komp często przylatuje i tylko wysyła te armie po 200-300 pkt na planetę fortecę z 4000 pkt w obrońcach i tkwi w miejscu podczas gdy ty masz czas podciągnąć flotę z odsieczą.
Tak, zgadzam się, że gra z początku i to co mamy teraz zwłaszcza po zmienionej ekonomii i budowaniu to zupełnie inna bajka. Można to lubić albo nie. Mnie osobiście podoba się bardziej to co dali teraz, ale rozumiem dlaczego sporo ludzi ma wkurw, że nie mogą już pograć po staremu.
Paradox z wolna dryfują w brzydkim kierunku. Póki co nie są jeszcze takim workiem gówna jak EA, Activision czy Bethesda. Mega mi się nie podoba co oni próbują robić.
Baty jakie dostali po Imperator Rome są w pełni zasłużone.
Ale dalej nie zmienia to faktu, że gra mi się w to super i podoba mi się, że co chwila dodają coś nowego.
Nie mogłem wcześniej grać borgami – teraz mogę.
Nie mogłem sobie wcześniej zagrać moim własnym rojem zergów – teraz już mam taką opcję.
Chcę grać pacyfistą ale doszedłem do etapu kiedy nie mogę już zdobyć nowych światów do zasiedlenia bez bawienia się w wojnę – teraz mogę się zabrać za budowanie habitatów.
Nie miałem jak handlować zasobami – teraz mogę
I tak dalej.
A do tego jeszcze ten ocean modów jakie można do tego zainstalować.
Mogę sobie nawet głos doradcy ustawić tak żeby gadał do mnie tekstami z Futuramy…
I jeszcze twórcy to wspierają zamiast przeszkadzać czy wymyslać jakieś idiotyzmy, że chcą kasę za darmowe mody, albo że cokowlwiek zrobisz to jest ich…
Owszem czuję się coraz bardziej przez nich dojony, ale póki nie przekroczy to masy krytycznej i póki w to co od nich dostaję gra się fajnie jestem w stanie zacisnąć zęby i przeżyć. Ale też jestem absolutnie w stanie zrozumieć dlaczego masa ludzi stwierdza, że ma to gdzieś i nie będzie im płacić 600 zł (jak nie gorzej) za wszystkie DLC do CK2.
Jeśli chodzi o wojnę planetrną, to nawet przy tej formule dałoby się to zrobić lepiej. Wystarczyłoby po prostu podzielić jednostki na trzy typy: piechotę, czołgi i artylerię (które mogłyby przynależeć do znanych już kierów genewojowników, psioników, generycznych marines etc. tak żebyśmy mogli mieć np. czołg genewojowników). I potem kamień-papier-nożyce. Artyleria pokonuje piechotę, czołgi artylerię, a piechota czołgi. Do tego dodać Wyrzutnie p-lot, które pokonują bombardowanie orbitalne i bunkry, które pokonują wojska lądowe (ale same są pokonywane przez bombardowanie orbitalne) i np. komandosów, którzy mogą rozwalić działa p-lot bez angażowania się w bitwę z garnizonem.
I by hulało.
„Wystarczyłoby po prostu podzielić jednostki na trzy typy: piechotę, czołgi i artylerię. I potem kamień-papier-nożyce.”
Zgaduję, że to jest właśnie przykład tych różnic w oczekiwaniach, dzięki którym ty lubisz Stellaris, a ja nie. Dla mnie kampania planetarna powinna być wyzwaniem strategicznym i operacyjnym. Takie „Nasza flota wywalczyła panowanie w układzie, więc teraz wyślemy do walki dwa miliardy poborowych. Co? Nie zdołaliśmy utrzymać linii zaopatrzenia i nasi żołnierze żrą własne podeszwy? Do tego ponosimy ciężkie straty? Wykrwawiliśmy pół populacji farmerów, studenci protestują przeciwko wojnie, pacyfiści właśnie uzyskali większość w parlamencie? Ups.”
Co do twojego pomysłu (i nie tylko twojego, bo podobne sugestie pojawiają się na paradox plaza średnio dwa, trzy razy na patch), to mam z nim dwa problemy:
1. Kolor – czyli ludzkość dotarła do dwudziestego drugiego wieku i ma mniej fajnych zabawek, niż w dwudziestym pierwszym?
2. Gameplay – tutaj mogę się mocno mylić, ale mam wrażenie, że kampania lądowa zmieni się w sesję „dopasuj kształty”. Wróg ma dużo dział? Wyślijcie czołgi. Dużo czołgów? Desantować piechotę! Po trochu wszystkiego, bo przewidział, że jesteśmy w stanie przebić go w każdym typie broni i po prostu liczy, że da nam porządną walkę? Wysłać po trochu wszystkiego, ale więcej, niż on.
Tak, system walk, polityki wewnętrznej i logistyki mógłby być bardziej rozwinięty. Przykładowo obcy w zasadzie akceptują, że ktoś im rozwalił państwo i wymordował setki pobratymców ubranych w mundury. Ja bym chciał zobaczyć możliwość dogadania się z przywódcami anektowanych ras (albo wręcz frakcji wewnątrz imperium) i doprowadzenia ich do powstania.
Jeśli chodzi o mój pomysł, to nie jest on niczym nowym. Generalnie po prostu w ten sposób działają gry strategiczne. Że decydujesz, gdzie masz posłać jaki klocek. Kamień-Papier-Nożyce jest w zasadzie stosowany wszędzie.
Natomiast jeśli chodzi o estetykę, to gry mimo wszystko opierają się na pewnych uproszczeniach.
Czekałem. Czekałem. I się doczekałem 🙂 W końcu Stellaris zagościło i na tym blogu. Mój Steam wskazuje 400h na liczniku – i jestem wielkim fanem tej gry jako generatora historii S-F. Chociaż osobiście uważam, że mogłaby być jeszcze lepsza – dwie zmiany których mi najbardziej brakuje to:
-Bardziej złożony model ekonomiczny. Irytujący jest zwłaszcza system handlu wewnętrznego – który za bardzo ułatwia grę. Sprawę poprawiłoby wprowadzenie stopniowania polityki „wolnego rynku/wolnego handlu” – im więcej wolności tym możliwości skupowania/sprzedawania nadwyżek surowców stają się opłacalne.
-Większy nacisk na inwazje planetarne – argument, że panowanie w Kosmosie daje absolutną swobodę podboju planet jest niby słuszny (a taki argument oficjalnie ma Paradox w tej kwestii), ale bardziej przemawia do mnie post z analizą wojny z Posleenami i tego jak takie inwazje mogą przebiegać. Nie mówię oczywiście o „trybie bitwy” (tego nie ma żadna gra Paradoksu i nie jest ich wada), ale przydałoby się jakieś zróżnicowanie na fazy, jakieś bardziej rozbudowane statystyki armii. Generalnie coś w stylu bitew z CK2 – tylko przeniesionych w realia inwazji planetarnych.
A najlepsze w całej grze są nawiązania do „Misia” w polskim tłumaczeniu opisu megainstalacji artystycznej.
Uwielbiam ten artykuł. Włączam go i odpływam.