Bunzaemon Asahi (1674-1726), pomniejszy samuraj z hanu Owari był postacią zupełnie odmienną od tego, co widzimy oczyma wyobraźni mówiąc „samuraj” a jednocześnie prawdopodobnie typową dla swojej epoki oraz w ogóle japońskiej klasy wojowników. Pozostawił po sobie liczący 37 tomów dziennik, pisany przez 26 lat zatytułowany Omu Rochuki („Zapiski papugi w klatce”) pozwalający zajrzeć w myśli człowieka jego kondycji.
Jak pisałem: Bunzaemon Asahi był pomniejszym samurajem z hanu Owari. Posiadał dziedziczny dochód w wysokości 100 koku ryżu, co w owym czasie pozwalało na godne życie, lecz nie umożliwiało wielkich ekstrawagancji. Pozwalało mu to jednak prowadzić życie szanowanego samuraja niższej rangi.
Był funkcjonariuszem szogunatu, w którego aparacie sprawował funkcję „urzędnika od spraw tatami”. W praktyce stanowisko polegało na tym, że w jego kompetencjach leżały hurtowe zakupy słomianych mat na potrzeby szogunatu i jego pracowników oraz wyprzedaży ich nadwyżek.
Przez większość czasu prowadził niezbyt wymagające i monotonne życie biurokraty. W jego trakcie odbył cztery podróże służbowe do Kioto i Osaki. Bawił się tam bardzo dobrze, podejmowany przez lokalnych kupców z zaszczytami, koncentrując się głównie na wizytach u luksusowych prostytutek, w teatrach kabuki i wykwintnych lokalach gastronomicznych.
To właśnie rozrywki są głównym tematem jego dziennika. Odnotował w nim między innymi ponad 100 wizyt w teatrze, imiona wszystkich swoich kochanek oraz prostytutek, z jakimi spędzał czas, a także każdy, ciekawszy, smaczniejszy i bardziej wyszukany posiłek, jaki spożywał.
Poza tym angażowały go głównie plotki. Skrzętnie spisywał więc wszystkie skandale towarzyskie, samobójstwa, morderstwa, napady, awantury, wypadki i inne wydarzenia, które zaburzały senny rytm życia. Wykazywał się przy tym niejednokrotnie niesamowitym wścibstwem. Przykładowo prowadził coś w rodzaju prywatnego śledztwa, wypytując o szczegóły samobójstwa pewnej prostytutki, które go zaciekawiły.
Jak na członka kasty wojowników przystało oddawał się drodze miecza. Czynił to regularnie, raz w tygodniu, przez godzinę ćwicząc w dojo. Raz w życiu zapłacił też za możliwość wypróbowania miecza na zwłokach skazańca. W prawdzie narzekał później, że nie był pierwszy, który czynił to na tym akurat trupie, jednak coś tam udało mu się odkroić. Ogólnie chwalił to doświadczenie i zalecał, by każdy samuraj choć raz w życiu również za taką przyjemność zapłacił.
Na kartach swego dziennika niejednokrotnie krytykował władze, jednak nie traktował tego poważnie, bardziej jako „bezmyślne skrzeczenie”. Stąd też tytuł dziennika.
Wbrew oficjalnym zaleceniom i zakazom uwielbiał alkohol, wraz ze swoją matką chętnie oddawali się też hazardowi, niejednokrotnie tracąc duże sumy. Zwyczaje te prawdopodobnie przyczyniły się też do jego zguby.
Zmarł w wieku 52 lat na niezidentyfikowaną chorobę, która prawdopodobnie była marskością wątroby wywołaną nadużywaniem alkoholu.
Inny samuraj niż w filmach, ale podobny do ludzi za oknem.
Jakby nie ten alkoholizm, prostytutki i hazard, to taki, jak ja…