Próba przeniesienia akcji opowiadania „Granica możliwości” Andrzeja Sapkowskiego na kinowe i telewizyjne ekrany w polskim „Wiedźminie” była tak nieudana, że przeszła do legendy. Wersja z serialu „Netflixa” nie jest aż taką katastrofą, ale też pozostaje głęboko niesatysfakcjonująca. Dokonane w niej zmiany są natomiast na tyle duże, że każą zapytać się, czy to dalej ten sam utwór?
Pytanie brzmi: dlaczego jeden z najlepszych, napisanych z największym rozmachem utworów Andrzeja Sapkowskiego nie doczekał się godnej siebie adaptacji?
Jest ono długie i dużo w nim akcji:
Nie da się niestety ukryć, że akurat „Granica Możliwości” jest trudnym do sfilmowania utworem, którego nie da się łatwo przenieść na srebrny ekran. W prawdzie utwory Sapkowskiego nie są szczególnie długie i pisane były dość zwięzłym stylem, jednak język kina nie jest podobny do języka pisarskiego. Rzeczy, które na ekranie zajmują sekundy opisywane słowami pochłoną nierzadko kilka kartek, a długaśne opisy przyrody da się załatwić jednym ujęciem kamery. Akurat w tym opowiadaniu jest bardzo wiele scen, z których każda jest ważna dla fabuły. Tak więc:
-
próba okradnięcia Geralta w ruinach i pojawienie się Borcha Trzy Kawki
-
rozmowa w karczmie
-
dalsza podróż, spotkanie z Dorregarym
-
scena na moście
-
spotkanie z resztą smokobójców
-
podróż i liczne rozmowy
-
lawina
-
spotkanie ze złotym smokiem
-
walka Eyca ze Smokiem
-
odstąpienie księcia Niedamira od walki
-
uwięzienie Geralta, Jaskra i Yennefer
-
ich uwolnienie się
-
walka z hołopolską milicją i pozostałymi smokobójcami
-
ostatnia rozmowa ze smokiem i odjazd w stronę zachodzącego słońca
Osobiście wątpię, by to wszystko dało się zmieścić w jednym, 40 czy nawet 60 minutowym odcinku serialu. Nawet mimo to, że wiele rzeczy (np. pojawienie się smoka w Hołopolu i otrucie go przez szewca Kozojeda) dzieje się „poza ekranem”. Tak więc scenariusz należałoby albo rozbić na dwa odcinki, albo też nakręcić na tej podstawie film kinowy.
Występuje w nim bardzo dużo postaci:
Po drugie, co jest początkiem innych problemów, w opowiadaniu występuje bardzo wielu bohaterów. Są to:
-
wiedźmin Geralt
-
bard Jaskier
-
rycerz Borch Trzy Kawki
-
Zerrikanki
-
czarodziej Dorregary
-
czarodziejka Yennefer
-
książę Niedamir
-
jego doradca
-
rycerz Eyck z Denesle
-
Bohol
-
jego Rębacze
-
Yarpen Zigrin
-
jego krasnoludy
-
szewc Kozojed
-
milicja z Hołopola
Oraz masa statystów: zbóje z początku opowiadania, karczmarze i goście karczemni, strażnicy na mostach, gwardziści i słudzy książęcy oraz inna hołota…
Z których każda wymaga innego kostiumu:
Jak widać: aby obsadzić role potrzebujemy dwunastu aktorów ról pierwszoplanowych oraz kilkunastu ról drugoplanowych. To kosztuje i to dużo.
Po drugie: potrzebujemy siedemnastu zestawów kostiumów.
W opowiadaniu występuje ogromna ilość postaci, reprezentujących różne grupy zawodowe i społeczne. Każda z tych grup musi mieć własny, charakterystyczny, odcinający się od pozostałych postaci typ kostiumów. Tak więc Geralt musi być ubrany w innym stylu i kolorach, niż Rębacze, Rębacze, niż krasnoludy, a krasnoludy niż milicja.
Co więcej niektóre z tych grup mają swoich przywódców (Kozojed, Yarpen Zigrin, Boholt), mamy tu też do czynienia z co najmniej czterema przedstawicielami wyższej szlachty (Niedamir, jego doradca, Borch, Eyck z Denesle), którzy też muszą posiadać odmienne, wyróżniające ich z miejsca kostiumy w różnych stylach i kolorach. Po prostu Yarpen Zigrin nie może wyglądać jak żaden inny krasnolud, a Boholt jak żaden inny wojownik. Kozojed natomiast powinien wyglądać jak szewc, ale nie ma prawa być podobny do jakiegokolwiek innego szewca.
Zabieg taki nazywa się wyróżnieniem i stosowany jest dlatego, że widz, obserwując jakąś scenę powinien od razu zorientować się, jakie postacie biorą w niej udział, nawet jeśli kamera filmuje z oddali, widoczność jest utrudniona, albo mamy do czynienia z urywaną sceną akcji kręconą z drżącej ręki…
A niestety: kostiumy kosztują.
Co gorsza: wszystkie te kostiumy są jednorazowe. Postacie występujące w tym opowiadaniu najczęściej już później nie wracają. Co więcej: jako, że są to bardzo charakterystyczni ludzie, a co więcej najczęściej aktorzy ról pierwszo i drugoplanych komplikuje to sprawę. W normalnej scenie typu „wiedźmin siedzi w karczmie” albo „tłum wiwatuje na widok Cersei Lannister / Ragnara Lodbroka” po prostu można pobrać stroje z magazynów i ubrać statystów w „strój średniowiecznego wieśniaka nr. od 1 do 5000” wykorzystywane wcześniej w innych filmach o średniowieczu.
Tu jednak filmowane są postacie, które będą pojawiać się na ekranie przez półtorej godziny bez przerwy, a nie migną w jednym ujęciu.
Tak więc każda z tych grup musi mieć własne kostiumy.
O ile w filmach osadzonych we współczesności można po prostu wysłać ludzi do sklepu, by tam nabyli odpowiednie ubrania, tak w filmach fantasy i o średniowieczu należy szyć je od podstaw.
A to znów kosztuje.
Jest w nim dużo scen trudnych dla kamerzystów:
Przykład pierwszy z brzegu: krasnoludy.
W charakterze krasnoludów można po prostu wynająć karłów i wtedy wyjdzie to kiepsko (co udowodnił „Wiedźmin” od Netflixa), albo zwykłych aktorów, jak w Hobbicie czy Władcy Pierścieni.
We „Władcy pierścieni” położono bardzo duży nacisk na wrażenie realności. Oraz próby zaznaczenia różnic wzrostu między postaciami. Tak więc aktorzy grali na szczudłach, filmowano ich od dołu, całe sceny układano specjalnie pod Gimliego czy Hobbitów.
Przykładem może być choćby to ujęcie.
Geniusz kamerzysty wyraźnie pomniejszył Frodo.
Tacy ludzie nie rosną na drzewach.
Tutaj kwestia nie polega już pieniądzach. To połączenie talentu reżysera i talentu kamerzysty. Geniusz Jacksona bardziej polegał w dużej mierze na tym, że potrafił takich ludzi wyłowić.
I dla aktorów:
Także aktorzy potrzebują zestawu licznych, niekoniecznie często spotykanych umiejętności. Tak więc:
-
większość postaci musi posiadać nienaganny, atletyczny wygląd
-
krasnoludy dodatkowo powinny być przysadziste i w miarę możliwości mieć brody
-
większość postaci musi mieć doświadczenie w walce scenicznej.
-
przynajmniej troje z nich (Eyck i Zerrikanki) muszą być bardzo dobrymi jeźdźcami. Choćby po to, że Zerrikanki muszą wjechać w tłum na rozpędzonych koniach i ciąć milicję szablami nie zabijając przy tym żadnego statysty…
-
aktor grający Eycka z Denesle musi mieć wybitne umiejętności kaskaderskie
-
lub też należy znaleźć podobnego do niego kaskadera, by smok mógł go wyrzucić z siodła
-
musimy mieć też co najmniej trzy konie wyszkolone do scen walki.
To znowu kosztuje.
Co więcej: to są rzadkie umiejętności. Przydają się w zasadzie tylko w kostiumowych filmach akcji, a tych wbrew pozorom nie kręci się wiele. Dramatów obyczajowych czy komedii jest zdecydowanie więcej.
Wymaga zdjęć w plenerze:
Zdjęcia plenerowe są dużo trudniejsze niż te w mieście lub w studiu. Ich kręcenie nie wygląda tak, że bierzesz kamerę na ramię i kręcisz (tzn. możesz tak zrobić, tylko obraz skacze i nie zdziw się, gdy będziesz lepiej słyszał świerszcze grające gdzieś w trawie, niż aktorów). Tylko budujesz najpierw studio w otoczeniu, z kamerami i mikrofonami, z materiałów, które przyniosłeś, a potem kręcisz. Przy okazji musisz doprowadzić tam prąd, postawić garderoby…
Jeśli kręcisz w parku narodowym lub rezerwacie przyrody musisz to zrobić tak, żeby niczego nie zniszczyć…
A jako, że „Granica możliwości” jest opowieścią drogi, to robić to będzie trzeba wiele razy.
A to znowu kosztuje.
Do tego dochodzi jeszcze logistyka: musisz przewieźć zespół i sprzęt na miejsce, zakwaterować, nakarmić, wziąć pod uwagę to, że nagle zacznie padać deszcz i zdjęcia będzie trzeba odwołać lub przenieść w inne miejsce…
Czyli jeszcze więcej kosztów…
Masy zamkniętych lokacji:
Co więcej w opowiadaniu występuje też pewna ilość zamkniętych lokacji: karczma, w której Geralt biesiaduje z Borchem, smocza jaskinia, ruiny, gdzie walczył z bazyliszkiem…
Pozornie takie rzeczy stanowią niewielki problem. Wystarczy po prostu znaleźć odpowiednią lokację, zmienić ją w studio i nagrać kilka scen.
Problem w tym, że takie miejsca tylko bardzo rzadko występują obok siebie. Tak więc raz będzie trzeba jeździć do jakiegoś skansenu, kiedy indziej na jakieś skałki… A to znów oznacza koszty.
Optymalnie byłoby, gdyby dało się zachować jedność czasu i miejsca akcji.
I ogromnej ilości efektów specjalnych:
W ewentualnej, wiernej ekranizacji potrzebujemy efekty specjalne potrzebne byłyby w ewentualnych scenach:
-
walki Geralta z Bazyliszkiem
-
pojawienia się obydwu smoków
-
scenie przemiany Borcha w złotego smoka
-
scenie szantażu strażników przez Dorregarego
-
scenie walki wiedźmina, Zerrikanek i Yennefer z milicją z Hołopola
To musiałyby być dobre efekty, mocna i trudne. Przykładowo taki smok… Jedną z bolączek tolkienowskiego fantasy jest fakt, że wykorzystuje ono w większości potwory o cechach zwierzęcych. Zwierzęta bardzo trudno się rysuje i animuje, choćby z tej przyczyny, że muszą one zachowywać się w sposób realistyczny, tak by widz nie odczuwał dyskomfortu patrząc na nie.
Tego uczucia dyskomfortu nie da się pozbyć. Wynika ono z faktu, że ludzki umysł, na poziomie neurologicznym próbuje przewidywać przyszłość i potencjalne zachowania spotkanych przez nas stworzeń. Jeśli więc coś jest podobne do jakiegoś, realnie istniejącego zwierzęcia, to podświadomie oczekujemy, by zachowywało się jak dane stworzenie. Brak odpowiednich reakcji oznacza poczucie niepokoju.
Co więcej: im podobieństwo bliższe, tym efekt się zwiększa. Nazywane jest to doliną niesamowitości. Dlatego też prędzej jesteśmy w stanie zaakceptować mało realistycznego smoka w kreskówce, niż dużo bardziej realistycznego (ale nadal realnego) w filmie z aktorami.
Jest to też przyczyną, dla której obecnie gry najchętniej posługują się potworami chtulhuidalnymi: o odrealnionych kształtach, posiadających celowo nienaturalny zestaw ruchów. Po prostu nasze umysły bardziej je akceptują.
Stworzenia takie wymagają dużo mniejszej pieczołowitości przy pracy, niż legendarne potwory.
Smok pod tym względem jest bardzo parszywy. Jest to stworzenie, które z jednej strony odwołuje się do istniejących rzeczy: bazowo jest to jaszczurka, z drugiej ma totalnie obcą anatomię: posiada sześć kończyn (dwie pary łap i skrzydła). Potrzeba więc stworzyć dla niego szkielet, model ruchu, model lotu. Co więcej pokrywa go bardzo skomplikowana tekstura w postaci łusek, która potrzebuje osobnej animacji. Wykonanie tej jest trudne (jeśli przyjrzycie się współczesnym potworom, to zauważycie, że w większości są one łyse). Będzie mówił, więc musi mieć własną mimikę…
W sumie to istnieje tylko jeden sposób, by uczynić go droższym.
Pokryć go sierścią.
Wtedy będzie trzeba animować każdy włos z osobna.
Koszta nie rozkładają się w czasie:
Ogólnie rzecz biorąc, by sfilmować Granicę Możliwości potrzebny byłby podobny budżet, jak w wypadku hollywoodzkich superprodukcji. Osobiście nie sądzę, by było możliwe taki zdobyć: w Polsce nikt nie ma takich pieniędzy, a nawet, gdyby zostały zdobyte, to najpewniej zostałyby rozkradzione. Hollywood natomiast nigdy się Wiedźminem nie zainteresuje.
Trzecią opcją jest zrobienie z Wiedźmina kreskówki (aczkolwiek w Polsce nie ma osób, które miałyby doświadczenie w kręceniu filmów animowanych o skali Króla Lwa czy Alladyna, a w świecie zachodnim w ogóle się od kręcenia kreskówek odchodzi), albo anime (ale tutaj problemem może być japońska bezmyślność).
Być może w przyszłości: dajmy na to za 20 lat po zakończeniu produkcji obecnego serialu, ktoś postanowi wskrzesić markę. I wtedy Granica Możliwości ponownie zostanie potraktowana po macoszemu.
Seriale mogą sobie pozwolić na wiele. Tak więc Gra o Tron może mieć realistycznie wyglądające smoki. Wikingowie mogli sobie pozwolić na zbudowanie drakkarów i całego Kattegard, goście od Expanse natomiast pewnie mają całego Rosynanta zaparkowanego gdzieś na pustyni…
Problem w tym, że w wypadku tych tytułów inwestycje te rozkładają się w czasie. Goście mogą więc zrobić ultrarealistycznego smoka, bo wiedzą, że będą go pokazywać przez osiem sezonów.
W wypadku Granicy Możliwości problem polega na tym, że – za wyjątkiem Geralta, Jaskra i Yennefer – tylko dwie z występujących w nim postaci, lokacji czy obiektów wracają. Są to Yarpen Zigrin (który w przyszłości będzie miał do zagrania jeszcze dwa czy trzy epizody) oraz Dorregary (który będzie miał epizod jeden).
Prócz tego: nic.
I właśnie to jest powodem. Granica Możliwości to doskonałe opowiadanie. Jednak po prostu jest zbyt droga, by je porządnie zekranizować.
Trafnie. Żeby ekranizacja Wiedźmina była satysfakcjonująca, musiałaby to być produkcja na miarę Władcy Pierścieni, czy Hobbita. Serial Netflixa jest straszenie rozczarowujący właśnie ze względu na te widoczne na każdym kroku oszczędności. 20 lat później, a nakręcili coś niewiele lepszego niż nasz pierwowzór.
Zegarmtrzu ty wieszczu!
Biorąc więc pod uwagę wszystkie te podpunkty razem wzięte, wychodzi po prostu na to, że omawiane powyżej opowiadanie wyznacza również – zgodnie ze swoim tytułem – granicę możliwości w zakresie ekranizacji utworów fantasy.
Jeszcze odcinek z Dżinem jest dobrym przykładem zmiany scenariusza pod budżet produkcji.
Mogli zrobić animację… jak i tak robią.
Jak to pisałem jeszcze nie było wiadome, że robią. Wyprzedziłem ich z publikacją o jakąś godzinę.
Wiem, ale i tak to sfilmowali więc z animacji nci.