Skąd wziął się kryzys innowacji – polemika:

Ostatnimi dniami media prześcigają się, by powiedzieć coś głupiego. Tak więc kilka dni temu Facebook wyrzucił mi artykuł Przyszłość utracona: skąd wziął się kryzys innowacji? pochodzący z magazynu Kontakt.

Artykuł ten można sobie oczywiście przeczytać, aczkolwiek nie jest on zbyt mądry.

Autorzy najpierw budują tezę, jakoby innowacje zatrzymały się, potem potwierdzają ją kilkoma przykładami: wizjami przyszłości z roku 1900, faktem, że do tej pory nie pobiliśmy rekordu prędkości statku Apollo, a wyposażenie kuchni generalnie nie zmieniło się od lat 70-tych. A potem, powołując się na szereg mądrych głów tłumaczą dlaczego tak jest. I dlaczego winny jest kapitalizm.

Problem z tą tezą polega na tym, że jest ona nieprawdziwa:

Zdjęcia, które zdobią ten wpis ukradłem panu Marcinowi Woźniakowi, moderatorowi Teoretycznie Tak – grupa naukowa i przedstawiają one urządzenia do automatycznego sekwencjonowania ludzkiego DNA.

Urządzenie pierwsze pozwala na sekwencjonowanie 24.000 par zasad w ciągu 10 godzin pracy. Urządzenie z drugiego zdjęcia: 600.000.000 par zasad, a te z trzeciego zdjęcia: 1 200 000 000. W tym okresie koszt sekwencjonowania pojedynczego, ludzkiego genomu spadł z 200.000 do poniżej 200 dolarów. Sama baza sekwencji DNA przyrasta natomiast w tempie 3 razy szybszym, niż baza filmów na Youtube.

Dzięki nim można diagnozować i leczyć choroby, co do których jeszcze 10 lat temu nie wiedzieliśmy, co je powoduje.

Dwadzieścia lat temu osobie chorej na białaczkę wskutek chemioterapii wypadały włosy i zęby. Dziś chory po prostu łyka tabletki i w niektórych wypadkach jest w stanie nawet chodzić do pracy.

Morał z tego taki:

Wyposażenie kuchni nie świadczy o poziomie rozwoju techniki:

fot. Maricn Woźniak

Należy zauważyć jedną rzecz: wyposażenie kuchni w cywilizacji Zachodu w zasadzie nie zmieniło się od początków Epoki Żelaza aż do połowy XIX wieku. Jedyna poważna zmiana, jaka w tym czasie się dokonała polegała na rozpowszechnieniu się widelców w połowie średniowiecza. Prócz tego zmiany miały jedynie charakter ilościowy: w bogatszych krajach pospólstwo miało dostęp do większej ilości lepszych sprzętów. Chłopi w Polsce jedli drewnianymi łyżkami, chłopi w Niderlandach: metalowymi. Zmiany były bardzo powolne. Jeszcze na przedwojniu wielu chłopów w Polsce do gotowania używało garnków glinianych, wytwarzanych bez użycia koła garncarskiego, technologicznie nie różniących się niczym od tych używanych we wczesnej epoce miedzi.

Dopiero w XIX wieku pojawiły się duże ilości nowych, dostępnych dla mas, racjonalnych udogodnień, takich jak puszkowana żywność, otwieracze do konserw, kostki rosołowe, kuchenki gazowe i takie tam… Następnie w XX wieku, wraz z postępem rozwoju elektryki i elektroniki pojawiły się takie urządzenia jak lodówki, kuchenki elektryczne i mikrofalowe, lodówki i tym podobne…

Po czym nowe urządzenia przestały się pojawiać.

Pozornie więc teza „sprzęt kuchenny nie zmienił się od lat 70-tych” jest prawdziwa.

Rzeczywistość wygląda jednak następująco: lodówka domowa Mińsk 15, model bardzo powszechny za PRL-u pochłania rocznie 730 kw/h prądu elektrycznego.

Współczesne lodówki należące do najczęściej spotykanej na rynku klasy A+ (klasy C, B i A są już w zasadzie historyczne, spotykane w sprzęcie z drugiej ręki oraz konstrukcjach specjalistycznych): 220 kw/h.

Ten przykłady pokazuje nam dwie rzeczy. Po pierwsze: w wypadku środowiska kuchennego dokonanie przełomu technicznego jest trudne. Po drugie: i tak postęp się dokonuje, choćby dlatego, że zużycie energii spadło blisko trzykrotnie.

W obliczu przyrostu np. siły obliczeniowej komputerów, który miał miejsce w tym samym czasie może to wydawać się niewiele.

Jednak w porównaniu do średniego postępu przez ostatnie 10.000 lat jest to gigantyczna zmiana.

Nie mamy latających samochodów:

Jak słusznie zauważyli autorzy tekstu. Podobnie jak nie mamy kurierskich motolotni, systemów automatycznej nauki, robofryzjerów i automatycznych myjarek do kobiet, o których marzono podczas Wystawy Światowej w XIX wieku. Rekord prędkości statku Apollo też nie został przekroczony.

W zasadzie technologie, o których mowa podzielić można na trzy grupy. Są to:

  • urządzenia niewykonalne

  • urządzenia, które okazały się zbyt skomplikowane, by dało się je wyprodukować

  • urządzenia niepraktyczne

Tak więc po kolei. Widoczna na jednym z obrazków osobista motolotnia jest urządzeniem, którego po prostu w ziemskich warunkach nie da się skonstruować. Zaproponowane urządzenie miałoby zbyt duże zużycie paliwa, by miało ono praktyczne zastosowanie. Sama masa paliwa i silnika byłyby zbyt duże, by, przy tej rozpiętości skrzydeł pojazd wzbił się w powietrze. Istnieje w prawdzie eksperymentalny, francuski, wojskowy dron, który może służyć jako osobisty transporter, jednak problemem jest dostęp do energii. Jego baterie bowiem pozwalają na zaledwie kilkanaście minut ruchu.

Wiele innych urządzeń, za którymi od lat się tęskni ma taką wadę, że do ich konstrukcji należałoby zaprzęgnąć prawa natury, których jeszcze nie rozumiemy, użyć materiałów, których nie mamy oraz narzędzi, jakich nie posiadamy.

W zasadzie limitują nas cztery problemy:

  • jesteśmy obecnie bardzo blisko fizycznych granic możliwości krzemu, przez co nasz przyrost mocy obliczeniowej poważnie się spowolnił

  • nie potrafimy produkować tak dobrych baterii, jak są nam potrzebne

  • nie wiemy, czym jest inteligencja i jak produkować wydajne sztuczne inteligencje

  • z dużym prawdopodobieństwem w celu powyższego używamy nieodpowiednich narzędzi.

Otóż: by zbudować wydajnego robota, który zajmowałby się fryzjerstwem musimy mieć maszynę, która interpretuje dane o kształcie głowy i położeniu włosów naszego klienta, a następnie wyznacza ruchy nożyc i odpowiednio dostosowuje siłę cięć do materii. Jednocześnie dostosowuje się do ruchów klienta i potrafi nie obciąć mu ucha.

Jest to zadanie tak skomplikowane, że przy pomocy dostępnych nam środków prawdopodobnie nigdy nie zdołamy sobie z nim poradzić.

Istnieje jeden sposób na poradzenie sobie z problemem. Otóż (cytując kolegę zajmującego się budowaniem łazików marsjańskich): „Najłatwiej byłoby wyposażyć je w mózgi. Ale tych nie potrafimy produkować budować”. Problem polega na tym, że komputery nie są mózgami, a mózgi komputerami. I o ile nawet bardzo proste komputery potrafią bardzo łatwo robić rzeczy, z którymi bardzo skomplikowane mózgi radzą sobie raczej źle (np. dokonywać znacząco więcej, niż jedno obliczenie na sekundę), tak niestety bardzo proste mózgi potrafią doskonale wykonywać zadania, z którymi bardzo skomplikowane superkomputery komputery radzą sobie bardzo źle (np. reagować na bodźce, tworzyć nowe wzorce zachowań, wyznaczać ścieżki).

Tak więc, niestety, robofryzjer czy robosprzątaczka są niewykonalne.

Może za kolejne sto lat.

Na razie musimy zadowolić się takim małym, samobieżnym odkurzaczem.

Gdybyśmy jednak potrafili produkować takie baterie, jakie są nam potrzebne, to już dziś w powietrzu byłoby więcej dronów, niż ptaków.

Jeśli chodzi o statek Apollo i jego rekord, to również niestety, obecnie nie ma powodów praktycznych, by budować szybszy statek. W latach 70-tych były. USA, by przetrwać, musiało pokazać Związkowi Radzieckiemu, że jest w stanie umieścić głowice jądrowe w takich miejscach, gdzie ten nie będzie w stanie ich zneutralizować.

Obecnie nie ma takiej potrzeby.

A bicie rekordów dla rekordów nie ma sensu.

Mamy za to elektryczne hulajnogi:

fot. Marcin Woźniak

Rzecz w tym, że zamiast tego mamy całkiem sporo innych, nowych wynalazków o których naszym przodkom się nie śniło. Wskazać można tu na przykład elektryczne hulajnogi, które umieściłem w nagłówku, sklepy i bankowość internetową, paczkomaty, wiele nowych leków czy cały zestaw nowych tworzyw.

Problem z tymi wynalazkami jest dwojaki.

Po pierwsze, to są rzeczy, których często nie widać, albo też nie są nadmiernie popisowe. To, że obecnie produkujemy nowe tworzywa, dzięki którym rama rowerowa jest o połowę lżejsza, niż była w latach 90-tych, przy większej wytrzymałości konstrukcji (porównywanie współczesnych rowerów z tymi z lat 70-tych nie ma sensu… jedyne, co je łączy to to, że mają koła) nie wygląda tak dobrze, jak samolot Concorde.

Po drugie: wiele z tych wynalazków jest niewidocznych dla „gołego oka”. Przykładowo: wydajność ogniw fotowoltaicznych wzrosła w ciągu ostatnich 10 lat o 1/3, jeśli chodzi o zastosowania komercyjne (i około 3 razy, jeśli chodzi o techniki możliwe do zastosowania tylko w laboratorium).

Jednak przeciętny user kuchenki mikrofalowej tego nie dostrzega.

Bo i jak?

Gdybym nie zabrał się za pisanie tego tekstu, to też bym tego nie wiedział.

Tak, pracujemy tyle samo czasu:

Jednak należy zauważyć, że od lat 60-tych i 70-tych zaszły poważne zmiany w strukturze zatrudnienia.

Jako, że autor posługuje się danymi z USA, to ja także się nimi posłużę. Otóż: w USA w latach 60-tych 24 procent społeczeństwa zatrudniony był w przemyśle i około 8 procent w sektorze rolnym. Obecnie sektory te zatrudniają kolejno 8 i 0,9 procent ludności, przy nie dość, że utrzymaniu produkcji z okresu, to jeszcze jej zwiększeniu (np. produkcja wołowiny w USA wzrosła w tym czasie o 500 procent).

Przy czym USA jest tutaj krajem wyjątkowym. Już w późnych latach 40-tych w kraju tym więcej osób pracowało w usługach, niż w przemyśle.

Jeśli chodzi o inne kraje, to zmiany te są jeszcze wyraźniejsze. Przykładowo w Polsce w 1980 roku w usługach było zatrudnionych 34 procent ludności, w przemyśle 33 procent, a w rolnictwie 29 procent.

Obecnie zatrudnienie wygląda tak: usługi 57 procent, przemysł 31 procent, rolnictwo 10 procent.

Praca w biurze różni się znacząco od tej na roli.

A i dziś rolnik też już nie zaprzęga konia do pługa…

Klęska tyrana blichtru:

fot. Marcin Woźniak

Autorzy kończą konkluzją, że nasze życie traci na wycofaniu się rządów z wielkich projektów naukowo-technicznych i zmniejszenia wydatków nań. Bowiem to one dały nam podróże kosmiczne czy Internet.

Do pewnego stopnia jest to prawdą. Osobiście wolałbym, na przykład, żeby nasze państwo wydawało więcej pieniędzy na naukę czy medycynę, niż na pensje urzędników.

Nie da się ukryć, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci na pewnych polach panował zastój lub wręcz regres. Amerykanie latają w kosmos nie na własnych wahadłowcach, lecz na rosyjskich statkach Sojuz, F-22 nie dość, że jest na razie jedynym myśliwcem piątej generacji (co do maszyn chińskich i rosyjskich, to nie wiadomo, czy dorównują mu osiągami, oraz czy i w jakiej ilości trafią do produkcji), to nie tylko nie jest już produkowany, ale nie istnieje już też linia montażowa do jego produkcji. Nie wiemy też, czy kiedykolwiek VI generacja powstanie. Naddźwiękowe samoloty pasażerskie Concorde nie latają już nad oceanem. Nikt też nie wybiera się z powrotem na księżyc.

Zapomina się o jednej rzeczy.

Wszystkie te wynalazki, z Internetem włącznie nie powstały po to, by ułatwić życie ludziom.

Powstały jako narzędzia rywalizacji. Jako broń, środki łączności na polu bitwy lub przynajmniej urządzenia mogące w razie konfliktu posłużyć do przenoszenia uzbrojenia. Od początku nie były pomyślane po to, żeby przydawać się ludziom, a po to, by przydawać się państwom, w prężeniu muskułów i pokazywaniu jak potężne są i dlaczego w razie wojny na pewno ją wygrają. Wyjątek stanowił Concorde, który zbudowali Francuzi, by pokazać, że są pierdolnięci. Bo chcieli pokazać, że są mocarstwem, mimo że z góry było wiadome, iż ewentualną wojnę przegrają z kretesem.

Kiedy rywalizacja zakończyła się, zrezygnowano z nich, bo, za wyjątkiem Internetu, ich stosowanie było niepraktyczne.

Wygrało to, z czego faktycznie jest pożytek.

Elektryczne hulajnogi, oszczędne lodówki i telefony komórkowe.

Te ostatnie są wynalazkiem, o którym w latach 90-tych nie śnili nawet pisarze science fiction.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Dziwne rozkminki, Wredni ludzie i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na „Skąd wziął się kryzys innowacji – polemika:

  1. miedzianagora pisze:

    Francuzi – ostatnio zaczynam sądzić, że ich głównym wynalazkiem są rewolucje 🙂

  2. DoktorNo pisze:

    I w narzędziach rywalizacji postęp też następuje. Drony zamiast lekkich samolotów szturmowych i zwiadowczych. Hipersoniczne pociski samosterujace (obecnie nie do zestrzelenia). Sztuczna inteligencja wytrenowana do rozpoznawania twarzy w tłumie. F-35 zastępuje Harriera i cała gamę innych samolotów wielozadaniowych w stylu F-16 (F-22 to inna liga, to taki młot na MiGi-29 i Su-27). Broń laserowa i działa szynowe wchodzą obecnie do amerykańskiej i chińskiej marynarki wojennej. I tak dalej i tak dalej…

  3. ZGRTRM pisze:

    Obserwacje z Magazynu Kontakt są słuszne. Przyczyny takiego stanu rzeczy są dwie:

    1) Kapitalizm – w powszechnym odczuciu ten system ma prowadzić do powszechnego dobrobytu, a zarazem postępu. Błąd. Gospodarka kapitalistyczna idealnie rozwiązuje jeden problem – maksymalizacja zysków w warunkach rzadkości zasobów. Tylko tyle i aż tyle. Dopóki rozwiązywanie tych problemów będzie szło w parze z postępem naukowo-technologicznym, będziemy mieli harmonijny rozwój. I w neoklasycznej ekonomii ten rozwój z definicji musi trwać zawsze. Niestety, nie musi. Warunkiem sine qua non kapitalizmu jest rzadkość i ograniczoność dóbr. Technologia i nauka z kolei mogą służyć do wypracowania metod likwidujących rzadkość dóbr otwierając zupełnie nieznany poziom dobrobytu. Stąd od pewnego momentu następuje rozjazd między „rozwojem gospodarki” i „rozwojem cywilizacji” – i wtedy zaczynają się dziać wszystkie niezrozumiałe dla chłodnej oceny zjawiska towarzyszące obecnej gospodarce.

    2) Kryzys nauk ścisłych – żadna rewolucja technologiczna nie dokona się bez analogicznego postępu nauk podstawowych. Niestety ich obecna sytuacja jest dość ciężka. Część win oczywiście spoczywa na procesach rynkowych, które dotykają również nauki, co sprawia, że naukowcy zamiast skupić się na rzetelnej pracy naukowej skupiają się na optymalnym wypełnianiu nałożonych na nich kryteriów. Do tego dochodzi problem zmniejszającego się zainteresowania tymi dziedzinami przez młodsze pokolenia (co szczególnie widoczne jest na zachodzie) oraz agresywny drenaż mózgów prowadzony przez sektor Fintech. Poza tym dochodzi problem niedopasowania programu studiów do niezbędnych wymagań. Absolwent studiów I stopnia fizyki tak naprawdę jedyne co zrobi to pobieżnie przerobi zagadnienia do XIX wieku i liźnie początek fizyki XX-wiecznej. II stopień pozwoli mu przyjrzeć się podstawom współczesnej fizyki tworzonym wieku XX. Niestety. Ogrom materiału jaki jest do przyswojenia w naukach ścisłych wymaga przemyślenia jak kształcić przyszłych badaczy.

    • Lurker pisze:

      Nie mogę pozbyć się takiego dziwnego wrażenia, że tak samo autor artykułu – Zegarmistrz – jak i powyższy komentator – ZGRTRM – mogą mieć obydwaj rację.

      Wasze wnioski wcale się nie wykluczają. Oboje piszecie o osobnych kwestiach – nie ma więc między waszymi konkluzjami sprzeczności tak na dobrą sprawę.

      Dobrze więc, że obydwie te opinie pojawiły się jedna pod drugą.

      Sądzę bowiem, że wzajemnie się uzupełniają – dając nam pełny obraz sytuacji, w jakiej tak na dobrą sprawę znajduje się omawiana „innowacyjność”.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s