Jakiś czas temu jeden z czytelników pytał się mnie o to na Facebooku.
Trudno się nie zgodzić, że zagadnienie to jest żywotne. I dotyka bardzo ważnego zagadnienia w życiu każdego z nas: pieniędzy. Co gorsza temat ten jest raczej skomplikowany i rządzi się bardzo pokrętną logiką:
Bazowy cennik:
Generalnie podstawowy cennik od lat się nie zmienił i wygląda następująco:
-
Kategoria AAA+: około 200 złotych
-
Kategoria AAA: 150 złotych
-
Kategoria A+: 120 złotych
-
Kategoria A: 100 złotych
-
Kategoria B +: 75 złotych
-
Kategoria B: 50 złotych
-
Kategoria C: 20 złotych
-
Gry poza kategoriami: dodawane do czasopism lub rozdawane za darmo, „gry za 5 złotych”.
Gra w momencie jej ukazania się przydzielana jest do jednej z kategorii cenowych, w zależności od jej jakości lub też tego, jak wydawca jej jakość widzi.
Przy czym należy zauważyć, że podana wyżej cena jest wartością informacyjną. Faktycznie każdy wydawca i dystrybutor ma własną politykę cenową, tak więc ostatecznie te mogą się różnić o około 20 złotych.
Ceny gier, a czas:

Ilustrując to o czym mówię jako o spowolnieniu przeskoków jakości gier. Porównajcie, jak wyglądała grafika topowej gry w 1994 roku…
Jeszcze kilka lat temu regułą było, że ceny gier stopniowo spadały. Tak więc po upływie 12 miesięcy od jej premiery gry przenoszone były o jedną kategorię cenową w dół, stopniowo wędrując w stronę produktów dodawanych za darmo do gazet komputerowych.
Obecnie sytuacja uległa dużej zmianie. Otóż: ceny gier spadają raz, około rok po premierze o te 20 procent, a następnie są zamrażane na dłuższy czas, często do śmierci generacji konsol, w okresie której zostały wydane (generacje konsol zmieniają się co 5 do 8 lat), pozornie zmniejszając się w tym okresie bardzo niewiele.
Wynika to z kilku faktów. Po pierwsze: prędkość zmian na rynku komputerowym zwolniła. Obecnie, jeśli kupujesz gamingowy komputer, to możesz liczyć, że przez następne 5 lat odpalisz na nim niemal każdą grę na ustawieniach zalecanych, a w ciągu 8: większość. Ja w tym momencie mam blisko 5 letnie PC i dokładnie tak to wygląda. Podobnie: 5-6 letnia gra owszem, różni się poważnie wyglądem i gameplayem od najnowszej produkcji, jednak nie jest to zmiana kategorialna.
Po drugie: same gry dojrzały i współcześnie dużo bardziej, niż na zaskoczenie gracza nowymi osiągnięciami technicznymi.
Po trzecie: zmiana rynku. Obecnie większość gier nie sprzedaje się w sklepach stacjonarnych, jak kiedyś. Sklepy stacjonarne traktowane są głównie jak platformy reklamowe, a niektórzy wydawcy wręcz płacą im, żeby gry były tam na półkach, nie licząc na jakąkolwiek sprzedaż. Przeciwnie: chcą tylko pokazać odwiedzającym sklep klientom, że gry istnieją…
Mega-przeceny:
Obecnie większość sprzedaży ma miejsce w trzech momentach życia gry:
-
W ciągu 3 do 6 miesięcy przed premierą i około 12 miesięcy po premierze
-
W trakcie wielkich wyprzedaży
-
Ponadto istnieją też gry-doświadczenia, jak Elder Scroll: Skyrim, Wiedźmin 3, jak This War of Mine, Hyper Light Drifter czy Showel Knight, Diablo I i II które sprzedają się dobrze przez cały czas (aczkolwiek nie na takim poziomie jak w momencie premiery).
W trakcie megawyprzedaży, do których zaliczyć należy zarówno takie eventy, jak świąteczna wyprzedaż Steam jak i Gry w Biedronce, mimo że trwają zwykle tylko kilka dni sprzedaż gier może wynieść nawet i 40 procent normalnego, rocznego obrotu.
Działają one w prosty sposób: mamy gracza. Gracz słyszał, że Super Gra 2, jest bardzo dobrą produkcją, ale nie jest pewien, czy warto na nią wydać 150 złotych. Nagle jednak widzi, że jej cena została obniżona do 100 złotych. Wcześniej by się nie zdecydował, ale teraz już tak.
Kupuje.
Ma zaoszczędzone 50 złotych.
Ale widzi, że była Super Gra 1, która teraz jest przeceniona z 50 na 40 złotych. Jako, że ma ponadplanowe oszczędności, to kupuje również i ją.
A wówczas dostrzega zakładkę podobne, a w niej tytuł No-Name-Indie, o którym słyszał, że dobry, a teraz również przeceniony jest z 25 na 10 złotych.
I go także kupuje.
W normalnych okolicznościach Gracz chodziłby wokół Super Gry 2, chodził i chodził, myśląc, czy opłaca mu się ją kupić, aż by o niej zapomniał.
Tym sposobem jednak ją kupił, nabył też drugi produkt, łącznie płacąc prawie taką samą cenę oraz trzeci, innej firmy, który w normalnych okolicznościach by go w ogóle nie zainteresował. Tak więc zyskali w zasadzie wszyscy trzej. Gracz ma trzy nowe gry, za cenę, którą uznał za uczciwą. Producent Super Gry 2 sprzedał gry za 140 złotych, z upustem poniżej 10 procent , a producent No-Name-Indie, zyskał, bo w ogóle coś sprzedał.
Obecnie gry nie są więc najczęściej już przeceniane co 12 miesięcy, tylko na moment promocji.
Wyjątki:
Od powyższego systemu zawsze istniały wyjątki. Po pierwsze: bardzo długo gry w Polsce były ogólnie rzecz biorąc tańsze, niż na zachodzie. Działo się tak dlatego, że mogły one wychodzić w polskiej wersji językowej (z której często usuwano wszystkie pliki tekstowe i dźwiękowe zawierające oryginalną ścieżkę). Działo się tak, by uniemożliwić wtórny re-eksport (bo gdyby Janusze biznesu zorientowały się, że w Polsce gry są o jakieś 20 procent tańsze niż w Niemczech, to wywieźliby je naczepami i sprzedawali na bazarach). Polskie wersje językowe natomiast w oczach zachodnich klientów były zepsute.
Niemniej jednak zawsze istniały firmy, które nie brały udziału w tej polityce. Najsławniejsze przykłady to wydawcy gier konsolowych, które długo były droższe, niż PC-towe właśnie z tej przyczyny. Jednak w wypadku gier PC-towych też nie było różowo (przykładowo pierwsze odsłony serii Total War były sprzedawane w cenach amerykańskich).
Obecnie jednak ceny gier w kraju i poza nią w zasadzie się wyrównały i tylko w wyjątkowych sytuacjach się różnią. Wynika to z tego, że obecnie dystrybucja przebiega głównie za pośrednictwem sklepów online jak Steam, EA Origin czy GOG, gdzie ceny są bardzo podobne na cały świat.
Dlaczego w różnych sklepach ceny są różne:
Należy sobie uświadomić, że jedna gra może być rozprowadzana przez szereg różnych dystrybutorów. Do tej grupy należą:
-
sklepy elektroniczne jak GoG, Steam, Origin i tak dalej.
-
sieci sklepów stacjonarnych, jak Empik, Media Markt czy Biedronka
-
oraz wydawcy, jak Microsoft, Electronic Arts i tak dalej (lokalni wydawcy, silni jeszcze kilka lat temu, są w tej chwili w Polsce praktycznie bez znaczenia).
Każdy z tych podmiotów ma własną politykę cenową i w zasadzie cena gry zależy od tego, czyj głos jest dominujący. Tak więc cena jednej gry może inaczej wyglądać we własnym sklepie wydawcy, inaczej na Steamie, a inaczej w sklepie stacjonarnym.
Nierzadko może prowadzić to do dość schizofrenicznych sytuacji, kiedy dwie odnogi tego samego podmiotu prowadzą odmienną politykę. Należy zaważyć, że zazwyczaj duże marki, takie jak Valve, Microsoft czy CD-Project nie są jedną firmą, a tak zwaną „grupą”. Składają się one z jednej spółki dominującej oraz szeregu innych przedsiębiorstw, z których każde ma własną osobowość prawną, szefostwo i politykę. Taka sytuacja ma liczne zalety biznesowe (przykładowo: jeśli jedna z firm grupy źle sobie radzi i narobi długów, to w wypadku jej upadłości nie przenoszą się one na pozostałe składniki), jednak przy złej koordynacji prowadzić mogą bajzlu.
Darmowe gry:
Jak nietrudno zauważyć w sklepach online czasem można zgarnąć też darmowe gry. Zazwyczaj są to starsze tytuły, ale czasem trafiają się też nowe i re1latywnie nowe. Rozdawnictwo darmowych gier ma trzy postacie:
Po pierwsze: do tej grupy zalicza się gry free to play, czyli produkcje, których monetaryzacja nie polega na sprzedawaniu kolejnych kopii danej gry, tylko różnych, zawartych w nich elementów, takich jak bustery z kartami, kosmetyczne skórki, dodatkowe opcje uzbrojenia i tak dalej i tak dalej.
Po drugie: niektóre sklepy urządzają promocje, w trakcie których część gier można za darmo pobrać i pograć przez jakiś czas (np. słynne „darmowe weekendy Steam”). Działa to w prosty sposób: pobierasz darmową grę, grasz przez określony czas, a następnie stajesz przed wyborem: odinstalować ją lub kupić.
Jest to całkiem skuteczna metoda zachęcania nabywców do produktu.
Trzeci powód to próby zwrócenia uwagi na markę, na przykład z okazji zbliżających się lub niedawnych premier. Tak więc regułą jest, że w momencie, gdy jakaś seria wychodzi lub też krótko po jej premierze gracze uzyskują możliwość pobrania za darmo wcześniejszych odsłon cyklu. Właśnie dlatego, żeby zainteresować klientów marką.
Nie chodzi tu nawet o to, by ktoś pograć we wcześniejsze odsłony cyklu i przekonał się do niego. Bardziej o to, by do mediów poszedł news „Pamiętacie Super Grę III? Właśnie twórcy rozdają za darmo wcześniejsze części!”.
Czwarty powód to po prostu przyciąganie uwagi do sklepu i skłanianie klientów by często tam zaglądali. Wiadomo: klient, który często bywa w sklepie często kupuje impulsywnie. Raz jest to batonik przy kasie w Biedronce. Kiedy indziej nowa gra na wyprzedaży, którą zobaczył przecenioną z 200 złotych na 30.
Tak więc sklepy po prostu płacą wydawcą za pobrane podczas „darmowego dnia” kopie ich gier. A potem odbijają sobie stratę na zakupach impulsywnych wywołanych wzmożonym ruchem.
„Wynika to z tego, że obecnie dystrybucja przebiega głównie za pośrednictwem sklepów online jak Steam, EA Origin czy GOG, gdzie ceny są bardzo podobne na cały świat.”
Jest to absolutnie nieprawda.
Na Steamie wydawca ustala cenę bazową w jednej wybranej walucie, którą Steam przelicza na inne waluty wg własnego algorytmu, który oczywiście jest tajny, ale na oko opiera się bardziej na sile nabywczej niż prostym kursie. W efekcie ceny mogą być nawet dwukrotnie niższe lub wyższe w różnych regionach. Można to sobie sprawdzić na Steam Database.
Pokażę to na przykładzie naszej gry (tzn. studia w którym pracuję):
https://steamdb.info/app/327070/
Jak widać ustaliliśmy cenę 69,99 zł, która przelicza się na 19.99 euro (czyli 85,47 zł, +22.12%), a w drugą stronę w skrajnym przypadku 249,99 argentyńskiego peso (czyli 16,13 zł i -76.94%!!). Jak widać rozstrzał jest bardzo spory.
Tak naprawdę wrażenie, że ceny są podobne wynika nie z tego, że polityka dostosowywania ceny do rynku się zmieniła, tylko z tego, że wbrew obiegowej opinii Polska jest w skali świata względnie bogatym państwem z dużą siłą nabywczą, więc różnica między nami a głównymi walutami (dolarem, funtem czy euro, a wcześniej lokalnymi walutami Zachodniej Europy) znacznie się zmniejszyła w na przestrzeni ostatnich 20-25 lat.
Jutro wrócę z roboty, to poprawię.