Przeczytane: październik 2019: Correy, Zelazny, Ringo i wielu innych

Na początku października poszedłem do szpitala, gdzie usunęli mi z kolana gambion (taka pusta przestrzeń wypełniona płynem), co zaowocowało niezbyt estetyczną dziurą w nodze, a po wyjęciu szwów stanem zapalnym. Jako, że chodzić nie bardzo mogłem, a tym bardziej pracować, to siedziałem i swój czas dzieliłem na tagowanie zdjęć, granie na komputerze i czytanie książek. Przyniosło to olśniewające efekty: nie dość, że przeczytałem absolutnie rekordową liczbę dziewięciu książek (i to głównie grubych i średnich), zredukowałem kupkę wstydu o całe 20 procent, a do tego przeczytałem dwie pozycje, do których od jakiegoś czasu chciałem wrócić. Jeśli dodać do tego przeczytane do połowy opracowanie o kulturze starożytnego Rzymu, które, idąc do szpitala zostawiłem w pracy oraz przedostatni tom Akt Dresdena (który przeczytałem już w dwóch trzecich) daje to naprawdę mocne rezultaty.

Ofiary minionego starcia to:

Battle Cry of Freedom:

Ocena: 10/10

Nie jestem fanatykiem Wojny Secesyjnej, ale swego czasu Grisznak uwziął się, żeby mnie na tą lekturę namówić, bowiem, rzekomo ma być to najlepsze opracowanie…

I faktycznie. Jest dobre, wciągające, napisane z jajem, aczkolwiek trochę ciężko przetłumaczone, przez co niezbyt łatwo się czyta.

Książka jest publikacją z dziedziny historii społecznej (tzn. bardziej skupia się na tym, jak żyli i co myśleli ludzie, a nie na donośnych osiągnięciach i życiorysach pomnikowych postaci) i jak warunki społeczne wpłynęły na przebieg wojny. Zaczyna się na całe dekady przed wybuchem konfliktu i dojściem do władzy Abrahama „Nie pozwolę, by czarnuchy rozpleniły się na północy” Lincolna.

Tak więc śledzimy rosnący rozdźwięk między gospodarką i sposobem życia stanów północnych i południowych, coraz bardziej sabotujących próby rozwoju północy, oraz rosnącego na tej ostatniej gniewu. Pojawiające się pęknięcia, owocujące w końcu aktami przemocy, po których następuje wielki rozłam i wybuch.

Następnie czytamy o wojnie, długiej, krwawej i męczącej obie strony. Następnie obserwujemy zawalenie się kolosa, na glinianych nogach, jakim była gospodarka Konfederacji (kraju, który 90 procent swojej bawełny przerabiał na północy) i nagłe rozpędzenie się gospodarki Północy, wyzwolonej z więzów narzucanych przez południe. A potem stopniowy upadek moralny Konfederacji w oczach zwykłych obywateli (ogromne braki gospodarcze Konfederatów doprowadziły do tego, że ich żołnierze w desperacji po prostu kradli wszystko, co im w ręce wpadło, a na samym południu ludność bardzo odczuła wojnę, bo ceny zwyczajnie zwyżkowały).

I koniec końców nieuchronną katastrofę.

Brakuje trochę opisu dochodzenia kraju do siebie po konflikcie.

Niemniej jednak jest to lektura z całą pewnością godna polecenia. Nauczyła mnie ona zupełnie inaczej patrzeć na Amerykanów i kulturę ich kraju. Wytłumaczyła niektóre rzeczy, wyjaśniła, że inne kwestie, które brałem za nieuctwo takim nie są oraz sprawiła, że rzeczy, które wcześniej mi się nie podobały teraz nie podobają mi się dużo bardziej.

Naprawdę polecam, bowiem, mimo trudnego języka jest to rzecz godna polecenia.

Zielony Przewodnik: Japonia

Ocena: 7/10

Lektura dużo mniej ciekawa, niż wcześniejszy przewodnik po Tajlandii. Po części dlatego, że Japonia to uporządkowany, cywilizowany kraj. Natomiast Tajlandia świeciła taką dzikością i barbarzyństwem, zarówno obecnym, jak i przeszłym. W dużej mierze jednak dlatego, że rzuca się w oczy wiele cech narodowych autora, włącznie ze stereotypowym, francuskim wielkopaństwem, małostkowym poczuciem wyższości i ukrytym nacjonalizmem, który to autor wyraźnie nie potrafi Japończyką wybaczyć, że gdy wreszcie otworzyli się na świat zachodni, to wybrała Amerykę, a nie Jaśniejące Słońce Cywilizacji I Wysokiej Kultury.

Tak więc z książki dowiadujemy się, że (cytuję) „nie wszyscy młodzi Japończycy to wykolejeńcy”, miasta stanowią chaotyczne zlepki budynków, większość zamków została zniszczona podczas bombardowań, a także gdzie są warte obejrzenia dworce kolejowe w stylu brutalistycznym.

Przewodnik jest dość beznamiętnie napisany i strasznie bezduszny. Co więcej koncentruje się na tematach, które niekoniecznie mnie najbardziej interesują. Tak więc autor dużo więcej miejsca poświęca i pisze z większą atencją o XIX wiecznych gmachach publicznych, modernistycznych budynkach i muzeach sztuki nowoczesnej, niż o parkach narodowych i zabytkach wieków przeszłych.

No, ale odpowiednią liczbę tych ostatnich wyszczególnia, udało mi się stworzyć listę miejsc, które warto by zobaczyć. Tak więc swoją rolę spełniła.


Zielony Przewodnik: Laos i Kambodża

Ocena: 7/10

Książka, która również swoją rolę spełniła. Przekonała mnie, gdzie się nie pchać.

Bród, ubóstwo, złe warunki noclegowe, bandyci, plemiona górskich barbarzyńców, przemytnicy narkotyków, bezprawie, drogi bez utwardzonej powierzchni, mało kto mówi po angielsku, choroby zakaźne, ochrona zdrowia w rozsypce, informacja turystyczna w rozsypce, policja będzie się do ciebie przypierdalać, bo pomyśli, że jak jesteś biały, to z Ameryki, a jak z Ameryki, to bogaty.

Innymi słowy: kraje, gdzie nawet po loot i punkty doświadczenia bym się nie pchał, a co dopiero dla przyjemności.

Tym bardziej, że to, co przeczytałem w przewodniku bynajmniej mnie nie zaciekawiło. Owszem, jest tam sporo zabytków kultury materialnej i dużo dzikiej przyrody, ale co z tego, jeśli dostęp jest utrudniony i nierzadko niebezpieczny, a usługi pomocowe nędzne.

Tak więc podziękuję.

Prochy Babilonu:

Ocena: 8/10

Szósty tom Expanse. Po tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce w finale poprzedniego drużyna spotyka się ponownie. Jest to konieczne, bowiem toczy się walka z pewnym, narcystycznym, samozwańczym wyzwolicielem.

Expanse jest dość ciekawym przykładem książki. O ile fabularnie jest umiarkowanie dobre: toczy się walka z dość nieprzekonującym niemilcem, który sam sobie podkłada nogi. Za bohaterami dość mocno ciągnie się retcon, jaki część postaci dostało w poprzednim odcinku. Zakończenie jest mało satysfakcjonujące, nagle okazuje się, że Naomi taka genialna, znajduje kosmiczny ekwiwalent Jedynego Pierścienia, dzięki czemu można wrzucić go do kosmicznego ekwiwalentu wulkanu.

Zaletą natomiast jest, podobnie jak w serialu tło opowieści i to, w jakich warunkach się to dzieje. To, wraz z przemyśleniem, jak faktycznie, wedle naszej wiedzy mogłoby wyglądać to, co dzieje się na kartach książki powoduje, że lektura jest nadal fascynująca.

Poradnik Dyktatora:

Ocena: 10/10

Tytuł jest bardzo sensacyjny, tak naprawdę jest to bardziej poradnik sprawowania (oraz rozumienia) władzy. Przedstawiony w nim model jest dość uproszczony, nie tłumaczy wszystkich, zachodzących w społeczeństwie sytuacji (aczkolwiek wraz z kilkoma innymi obserwacjami kilku innych badaczy pozwala sobie wypracować funkcjonalny model).

Natomiast, jeśli chodzi o politykę małomiasteczkową, na szczeblu powiatu, to wyjaśnia to absolutnie wszystko.

Lektura była bardzo pouczająca i intelektualnie stymulująca. Jednocześnie czytając ją cały czas kiwałem głową „no tak, faktycznie to tak działa” albo „rzeczywiście, to wiele tłumaczy” tudzież „no tak, to pewnie o coś takiego chodziło, gdy podejmowali tą decyzję”.

Przeczytałem z wypiekami na ustach, a następnie dałem mamie. Teraz ona reklamuje książkę wśród koleżanek.

Dilvish Przeklęty:

Ocena: 7/10

Zbiór opowiadań fantasy, w rodzaju takich, jakich dziś się już w zasadzie nie pisze. Jedzie więc sobie bohater przez świat, co jakiś czas napadają go potwory lub spotyka inne przygody, z których wychodzi zwycięsko dzięki swojej odwadze, sprytowi, pomysłowości i pomocy lojalnych przyjaciół.

Literatura czysto rozrywkowa, bezpretensjonalna, nie próbująca udawać czegoś, czym nie jest i lekka.

Jednocześnie zręcznie napisana, z pazurem, przez co czytelnik daje się porwać akcji. Dobra lektura do pociągu lub na jeden lub dwa jesienne wieczory, kiedy w internecie nuda, a w telewizorze nic się nie dzieje.

Akurat to wydanie, które mam w swoim zbiorze niekoniecznie jest najlepsze. Traci trochę z uwagi na przekład, w którym jest dużo niezręczności i polskawe tłumaczenie, rzecz niestety częstą we wczesnych latach 90-tych. Wersja ISA pod tym względem była lepsza.

Kraina przemian:

Ocena: 7/10

Powieść z uniwersum Dilvisha, będąca kontynuacją poprzedniej książki. Bohater, w pościgu za swym odwiecznym wrogiem dociera do jednej z jego twierdz. W skutek działającej w środku potężnej magii tereny oddzielające fortecę od świata zewnętrznego cały czas się zmieniają. Czeka go więc sroga przeprawa…

Ponownie: fantasy rozrywkowe w typie takich, jakich dziś się już nie pisze, z elfami i zbrojnymi w miecze wojownikami.

W moim odczuciu powieść jest o jedno oczko słabsza, niż opowiadania. W dużej mierze dlatego, że zajmuje więcej miejsca, w efekcie czego staje się trochę bardziej monotonna: bohater wpada z jednych tarapatów w drugie, a końca nie widać. Niemniej jednak i tak była to przyjemna, zajmująca lektura.

Yellow Eyes:

Ocena: 8/10

Ostatni posiadany przeze mnie tom Dziedzictwa Aldenata. Cofamy się nieco w czasie. Po pierwszym uderzeniu wiadomo już, że Ziemia nie uniknie konfliktu z Posleenami. Trwają gorączkowe przygotowania do obrony naszej planety. Jednym z kluczowych punktów, niezbędnych zarówno do jej powodzenia, jak i przewozu dóbr między kontynentami jest kanał panamski. Tak więc znaczne siły USA (bo kogo by innego) zostają oddelegowane do jego obrony (Chińczycy i Rosjanie natomiast dostarczają sprzęt, a Panamczycy siłę żywą, tak więc jest to międzynarodowe przedsięwzięcie).

Żołnierzom przyjdzie jednak walczyć nie tylko z kanibalistycznymi krokodylo-centaurami, ale też ze zdradą międzygwiezdnych sojuszników, sabotażem oraz korupcją wśród środkowamerykańskich dyktatorów.

Ogólnie: świetna książka military fiction, z dużą dozą scen akcji, interesująco nakreślonymi postaciami, sporym rule of cool i w ogóle… Autor może trochę zbyt dużo miejsca poświęca opisom walki, tym bardziej, że niestety zaproponowana tu wojna na wyniszczenie, w trakcie której Posleeni głównie atakują hordami, a ludzie głównie przeładowują działa jest odrobinę nudna.

Zaletą twórczości Ringo jest fakt, że potrafi uczłowieczyć przeciwnika i pokazać, że również on ma swoje przekonania, cele i odczucia, których niekoniecznie trzeba podzielać, ale głębsze, niż tylko dążenie do zła. Jest to odświeżające po całych tonach „głębszej” fantastyki, która za wszelką cenę stara się dehumanizować ludzi, z którymi autor się nie zgadza. Wadą: że Ringo musiał się z nami podzielić swoimi przemyśleniami na temat polityki. Zaletą: że zrobił to w posłowiu do swojej książki, którego i tak nikt nie przeczyta, a nie w treści, jak parę osób, które są zbyt liczne, by je wymieniać.

Wojownik Kartaginy:

Ocena: 8/10

Kupiłem za pieniądze, które wcześniej planowałem wydać na cukierki. W zasadzie to od zawsze ciekawili mnie Kartagińczycy. Bo o ile o Rzymianach mówi się i pisze dużo, to o ich chyba największym wrogu wspomina się raczej nieczęsto.

Właściwie, to trudno mi oceniać tą pozycję. O wojsku Kartaginy wiem bardzo niewiele, tak więc trudno mi zestawić porównanie. Sądząc z tego, co pisze autor nie jestem w tym zakresie jedynym, bowiem informuje on, że nasza wiedza jest niewielka, dane z materiału pisanego pochodzą głównie od Rzymian (większość dorobku kulturalnego Kartaginy zostało unicestwione po upadku miasta), zabytków archeologicznych dotyczących wojskowości jest niewiele i opierają się one głównie na analogii (tzn. Kartagińczycy stanowili jedynie mały ułamek wojsk swojego miasta, a żołnierze z Libii zaledwie 20 procent walczących, armia polegała natomiast głównie na najemnikach pochodzących z Grecji, Iberach, Celtach, Celtiberach i tak dalej… tak więc autor zakłada, że używali oni swojego uzbrojenia narodowego).

Prawdę mówiąc nie widzę błędów w myśleniu autora ani też w doborze argumentów. Tak więc pewnie było tak, jak pisze.

Ten wpis został opublikowany w kategorii fantastyka, Fantasy, Historia, Książki, Przeczytane i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Przeczytane: październik 2019: Correy, Zelazny, Ringo i wielu innych

  1. Grisznak pisze:

    O, cieszy mnie, że Battle cry of freedom ci przypadło do gustu. Dla mnie była to rzecz przełomowa w myśleniu o tym konflikcie. No i przykład książek, jakich u nas się nie pisze.

  2. Suchy pisze:

    Ja Poradnik Dyktatora najpierw podrzuciłem kumpeli z pracy na wycieczkę do Hiszpanii. Jak wróciła to przeprosiła że jeszcze nie może oddać bo ona już ja przeczytała ale jej mąż się jeszcze się w nią wkręcił jak zobaczył co ona tam fajnego czyta. Dzisiaj odebrałem ja od ojca i też jest zachwycony. Teraz mam całą kolejkę do niej. U mnie też robi furorę.

    A w ogóle to zdrowia i niech ci się ta noga goi.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s