Vikings, Last Kingdom i Vinland Saga: która z tych serii jest najwierniejsza realiom?

Odkąd mamy na Tanuki Discorda znacznie poprawiła się sytuacja naszej społeczności. Tak więc oprócz gromady zgryźliwych tetryków zgromadziło się całkiem sporo nowych twarzy oraz pojawiło się wielu ludzi, których już więcej zobaczyć nie spodziewaliśmy się… Zaczęło się też wiele ciekawych dyskusji.

Jednym z tematów, jakie zostały poruszone była dyskusja o tym, która z trzech wymienionych wyżej serii jest najwierniejsza historii.

Pora więc na post, który będzie kosztował życia wielu kotków…

The Vikings:

Zacznijmy od Wikingów, bo chcę ich mieć z głowy. Aczkolwiek w opowieści o Ragnarze Lodbroku i jego synach faktycznie jest pewna doza wierności historycznej, tak serial, w imię dramatycznego efektu, pozwala sobie na bardzo daleko idące odstępstwa od ustaleń uczonych. By zilustrować ten problem pozwolę sobie podać kilka dat:

  • rok 793: Wikingowie grabią Lindisfarne.

  • 862: król Aelle obejmuje władzę

  • 867: król Aelle zostaje zamordowany przez Halfdana i Iwara Ragnarsonów

  • 868: odkrycie Islandii przez Flokiego Vildgerdsona.

  • 885 oblężenie Paryża przez Wikingów

  • 991: założenie księstwa Normandii

Jak widzicie: przedstawione w serialu wydarzenia miały miejsce na przestrzeni dwustu lat. Jedna postać nie miała prawa brać udziału w nich wszystkich, a wiele z nich urodziło się w innych epokach, niż chcieliby scenarzyści.

Owszem, wiele szczegółów, jakie pojawiają się w serialu, jak niektóre metody nawigacyjne, wydarzenia historyczne, zwyczaj wypuszczania ptaków, by zorientować się, jak daleko leży ląd, kontakty z Bizancjum czy światem Islamu (a nawet dalsze) ma bardzo mocne oparcie w rzeczywistości.

Jednak ogólnie rzecz biorąc The Vikings traktuje ja bardzo umownie.

Jeśli natomiast chodzi o rekwizytornię, to nad tą akurat serią telewizyjną nie będę się znęcał. Szwedzki serial komediowy Norsmen jest pod tym względem bliższy prawdzie historycznej, a i to niewiele.

Last Kingdom:

Last Kingdom” aka „Upadek królestwa” oparty jest na prozie Bernarda Cornwella. Jest to cieszący się dużą popularnością, brytyjski pisarz powieści historycznych. Autor ten znany jest z dużej wierności wydarzeniom historycznym i duchowi epoki, aczkolwiek dużo od siebie dodaje. To ostatnie jednak nie tylko jest przywilejem pisarza, ale też koniecznością. Koniec końców przekaz z epoki zapewne nie wystarczyłby do zapisania połowy pierwszego tomu jego cyklu…

Niemniej jednak: większość, przynajmniej tych najważniejszych wydarzeń, odbywa się z grubsza w zgodności z historią. Już w pierwszym sezonie jesteśmy więc świadkami tego, jak Alfred ukrywa się na moczarach Somerset, bitwę pod Edington, śmierć Edwarda Męczennika… Kilka rzeczy jest jednak odmiennych, przykładowo Alfred Wielki w historii zasłyną jako jeden z największych i najzdolniejszych monarchów anglosaskich. W serialu natomiast jest wyraźnie odbrązawiany, przedstawiany jako monarcha mimo wszystko słaby i chwiejny, popadający niekiedy w fanatyzm, zawdzięczający wiele, jeśli nie wszystko ludziom ze swojego otoczenia, których jednak nie potrafi docenić…

Takie, a nie inne przedstawienie postaci jest jednak licencją autora.

Zwrócić uwagę należy jednak na dwie rzeczy.

Po pierwsze: sztukę wojenną. Już w pierwszym odcinku widzimy, jak wikingowie wygrywają nad Anglosasami stosując „rewolucyjną” taktykę muru tarcz, której później Uthred uczy ludzi Alfreda…

Otóż: pod względem zarówno uzbrojenia, jak i taktyki walki wikingowie nie różnili się tak naprawdę ani od Sasów, ani Celtów ani Franków z tego okresu. Owszem, lud ten dokonał kilku innowacji, jednak dotyczyły one głównie organizacji społecznej i żeglugi, nie taktyki walki. Zarówno mur tarcz, jak i druga taktyka „łeb dzika” (forma szyku klinowego) stosowane były przez ludy germańskie od czasów rzymskich i nie dość, że znane na Wyspach Brytyjskich, to stale używane. Powodem zwycięstw wikingów był fakt, że ich ataki miały element zaskoczenia, co więcej dysponowali też inicjatywą strategiczną (to oni wybierali moment ataku, Sasi tylko się bronili), oraz rozdrobnienie przeciwników (w owym czasie Sasi podzieleni byli na siedem królestw, z których największe miało wielkość Województwa Małoposkiego). Także skład armii jednej i drugiej strony specjalnie się nie różnił, większość walczących była wolnymi chłopami, zaciąganymi tylko na okres wyprawy…

Drugi element to rekwizytornia.

W odróżnieniu od bohaterów Vikings, którzy wyglądają bardziej jak hipsterzy, niż wikingowie w Last Kingdom postacie odziane są w stroje nawiązujące do średniowiecza, aczkolwiek rzadko są one z epoki, a często są to bardziej swobodne impresje.

Spójrzmy zresztą na ten screen:

Widzimy tu oddział Sasów.

Są oni odziani w przeszywanice, czyli rodzaj stroju z watowanego płótna, który zakładano pod zbroję, by łagodziła uderzenia, a czasem, w wypadku biedniejszych kombatantów używano jako jedyny pancerz. Problem w tym, że przeszywanice zostały przez Europejczyków przyjęte podczas wypraw krzyżowych w XII wieku. Oglądane przez nas wydarzenia toczą się natomiast 300 lat wcześniej.

Widzimy też małe, kwadratowe tarcze, niepodobne do niczego, co stosowano w czasach historycznych. Przypominają one nieco pomniejszone, celtycko-rzymskie scutum, ale wyłącznie z grubsza. Faktycznie w okresie stosowano okrągłe tarcze, o średnicy od 45 do 120 centymetrów (najpewniej najpospolitsze były takie o rozmiarze między 70 a 90 centymetrów), okute metalem z zewnątrz i posiadające wewnętrzne okucie w środku, nazywane umbem.

Może co czwarty z wojowników i to tych z dalszych szeregów ma włócznię, które były najpewniej głównym uzbrojeniem w epoce. Nawet nie dlatego, że były takie super skuteczne, co z tej przyczyny, że były tanie.

Wojownicy noszą na głowach hełmy, które wydają się nie pasować. Sugerowałoby to, że zostały one pobrane ze zbrojowni bezpośrednio przed bitwą. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by jakikolwiek saski możny dysponował na tyle dużymi zasobami hełmów, by móc wydawać je podwładnym do boju. Prawdopodobnie bowiem był to najrzadziej spotykany element wyposażenia ochronnego w epoce. Na Wyspach Brytyjskich znaleziono o ile mi wiadomo tylko dwa egzemplarze… Z tego elementu zrezygnowano później, wraz z rozpowszechnieniem się kaptura kolczego. Co więcej rdzennie brytyjskie hełmy miały akurat konstrukcję zamkniętą.

Same hełmy wyglądają natomiast jak hełmy normańskie, stosowane ponownie między XI a XII wiekiem. Różnica polega na tym, że hełmy w epoce wikingów klepano z kilku kawałków metalu na żebrowaniu, normańskie z jednego (co powodowało, że był tańszy w produkcji i odporniejszy). Ponadto niektóre szczegóły konstrukcyjne wskazują na to, że w epoce wikingów hełmy miały nakarczki z kolczugi.

Część z tych decyzji wydaje się perfekcyjnie zrozumiała. Filmowcy ogólnie nie lubią używać włóczni. Są one niebezpieczne na planie, bowiemłatwo taką komuś przez przypadek oko wybić, a poza tym wystają z kadru. Wykorzystanie odkrytych hełmów miało na celu zapewne odsłonięcie twarzy postaci, by widz mógł je łatwo odróżnić. Podobny motyw kierował zapewne twórców, gdy dali do rąk statystom te dziwaczne, kwadratowe puklerze. Najpewniej chodziło po prostu o to, by obie strony konfliktu były łatwo rozróżnialne.

Ogólnie, to tych „wykroczeń” nie byłoby nawet sensu komentować, gdyby nie ostatni punkt.

Vinland Saga:

Wymienione anime oparte jest luźno o dwa wywodzące się z epoki utwory: Sagę o Islandczykach oraz Sagę o Grenladczykach. Opowiadają one o czynach postaci, których historyczności raczej się nie podważa, będących mieszkańcami i odkrywcami Grenlandii oraz Winlandii.

Analizę Sagi o Grenlandczykach, podobnie jak sam utwór można znaleźć w książce F. Movata Wyprawy Wikingów, która kosztuje 5 złotych na Allegro. I o ile obfituje on w sensacyjne wydarzenia, jak straszliwe katastrofy morskie, spotkania z dzikimi ludami, odkrycia nowych lądów, tak brak tam wydarzeń, które można by uznać za mało prawdopodobne i podważające prawdziwość reszty wydarzeń. Wręcz przeciwnie, w odróżnieniu od innych sag uderza brak zjawisk nadprzyrodzonych i baśniowych, a przedstawieni weń ludzie po prostu są znoszeni przez sztormy, przypadkowo trafiają w nieznane strony oraz cierpią z powodu głodu i nieszczęść w drodze powrotnej…

Nie wszystkie postacie w Vinland Saga są bohaterami historycznymi, co nie zmienia faktu, że wiele z nich faktycznie istniało, poczynając od głównego bohatera Thorfina Karlsefniego, przez Leifa Eriksona, Thorkela Wysokiego, Gudrid Thornbkjarnadottir czy Kanuta Wielkiego i co więcej żyły w mniej-więcej tym samym okresie.

Także wiele wydarzeń, jak na przykład Bitwa w zatoce Hjorungavarg także się wydarzyło i także w tej samej epoce.

Jeśli chodzi o rekwizytornie, to Vinland Saga jest najwierniejsza epoce. To jest trochę dziwne. Bo skoro Japończyk mógł zrobić research, to czemu nie mógł tego zrobić człowiek cywilizacji zachodniej? Zwłaszcza, że publikacji na ten temat jest zatrzęsienie. I skoro i tak już musieli poubierać aktorów i statystów w szmaty, to czemu nie miałyby być to szmaty historyczne? W końcu to są koszty jakichś 200 dolarów za zestaw…

Aczkolwiek seria pod tym względem też nie jest do końca konsekwentna. Kiedy chce Vinland Saga umieszcza umieszcza zdobienia stylizowane na faktyczną ornamentykę Wikingów, jak ta dziobnica okrętu i ta głowica topora zdobiona czymś, co, przynajmniej moim, niefachowym okiem wygląda na styl Jellinge…

Kiedy indziej natomiast wchodzi w rule of cool, jak tutaj.

Pomijając przeszywanicę, o której już pisałem widzimy tutaj kirys torsowy. Pancerze takie faktycznie stosowano, gdzieś tak między VII a III wiekiem przed naszą erą. Mało prawdopodobne, żeby ktoś wrócił do pomysłu. Taki pancerz bowiem wbrew pozorom nie ma żadnych zalet w stosunku do kolczugi, a ma za to całą masę wad.

Czasem też autor przenosi rzeczy, które istniały w jednym miejscu w drugie. Przykładowo widzimy położony na Grenlandii rodzinny dom głównego bohatera, który wygląda tak:

Faktycznie budynek ten, zwłaszcza od środka przypomina długi dom z okresu wikingów, ale różni się od niego kilkoma szczegółami. Po pierwsze: kamienne budownictwo nie było zupełnie niespotykane w epoce, ale raczej nie wykorzystywano go do wznoszenia domostw. Po prostu drewniane konstrukcje lepiej trzymają ciepło. Po drugie: na Grenlandii budowano głównie z darni. Także wewnętrzne wykończenia z drewna, jakie można zobaczyć kilka scen dalej, owszem, są typowe dla epoki, jednak nie dla Grenlandii. Tam drewno albo importowano aż z Norwegii, albo pozyskiwano z dryfu.

Parkiet natomiast pochodzi zapewne z japońskich skansenów. W Europie w tym okresie były natomiast gliniane klepiska.

Kolejna rzecz, która z całą pewnością nie pasuje do epoki, to przewijające się cały czas chrzanienie o pokoju, bardzo japońskie i pasujące raczej do buddyjskiego bodhisattwy, niż kogokolwiek wychowanego w kulturze czy to pogańskiej, czy chrześcijańskiej. Owszem, nie wszyscy wikingowie byli rządnymi krwi wojownikami (świadczyć o tym może choćby to, że chrześcijaństwo dość szybko i raczej oddolnie spenetrowało ich społeczeństwa), jednak nawet Chrystus nie był tak radykalny w swoich poglądach, jak Thors.

Mimo tego i licznych mangowych elementów, jak wojownicy wybijający gołymi pięściami całe oddziały, to właśnie Vinland Saga jest chyba najwierniejsza realiom. Wydarzenia pokrywają się z tym, co faktycznie działo się faktycznie w stopniu podobnym co w Last Kingdom i o niebo bardziej, niż w The Vikings. Jeśli zaś chodzi o rekwizytornię, to owszem, rysownikom nie zawsze udało się naśladować rzeczywistośc, ale zbliżyli się do niej znacznie bardziej, niż w The Vikings, gdzie postacie po prostu odziane są w szmaty i Last Kingdom, które próbuje naśladować faktyczne stroje z epoki, ale mało kiedy mu to wychodzi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Anime, Filmy, Historia, Telewizja i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Vikings, Last Kingdom i Vinland Saga: która z tych serii jest najwierniejsza realiom?

  1. Lurker pisze:

    Utwierdzasz mnie w przekonaniu, dlaczego tematyka wikingów nigdy mnie za bardzo nie kręciła. Po prostu od kiedy pamiętam, od najmłodszych lat, cały ichni okres historyczny, z wikingami włącznie, jawił mi się jako taki – z braku adekwatniejszego słowa – biedny.

    Zawsze wolałem po prostu settingi, gdzie wszystkiego było więcej.
    Więcej ludzi, większy rozmach, więcej pieniędzy (co objawia się bardziej wymyślnymi, ewidentnie staranniejszymi i droższymi elementami opancerzenia i uzbrojenia, bogatszymi, kolorowymi dekoracjami, kostiumami, monumentalną architekturą, itd.).

    Dlatego właśnie zawsze te scenerie, czy to w filmach, czy czymkolwiek, z których na kilometr biła bieda, mnie do siebie zniechęcały. Dla niektórych okresów historycznych – jak najbardziej zgodna z realiami – ale co to ma być za usprawiedliwienie? Szaro-buro za oknem, szaro-buro w telewizorze. Szare bloki za oknem, szarzyzna w telewizorze. Bieda wszędzie dookoła, bieda i w telewizorze. (Przy czym oczywiście odnoszę się tutaj głównie do wspomnień sprzed nawet i dwudziestu lat oraz lat jeszcze wcześniejszych – ale fakt pozostaje faktem: tak mi się na zawsze już chyba będzie kojarzyła ta sceneria.)

    Dlatego też w efekcie – cała tematyka wikingów – ze względu na realia ichniego okresu historycznego – była dla mnie wysoce nieatrakcyjna.

    Podejrzewam, że musiało być to z jedną przyczyn, dla których The Vikings coraz bardziej odpływało w kolejnych sezonach. Zaczęli przecież w miarę kameralnie, ale jednocześnie starali się stawiać na jak największą wiarygodność w swoim serialu. Z czasem jednak zaczęli kłaść nacisk na coraz większy rozmach i pozwalali sobie na coraz większe uproszczenia i kompromisy w stosunku do wierności realiom historycznym.

    Moim zdaniem – twórcy chcieli po prostu uczynić swój serial bardziej atrakcyjnym dla swoich odbiorców. Bo podejrzewam, że mało kto – poza może jakimiś zapalonymi historykami, jak np. Ty Zegarmistrzu – przejmuje się tym, na ile coś jest wiarygodne historyczno-wizualnie. Większość woli, żeby było bardziej cool – co też starano się osiągnąć w kolejnych sezonach.

    Dlatego też – wracając do pierwszego akapitu tegoż komentarza – to właśnie Vinland Saga, będący chyba najmniej spektakularnym, najbardziej przyziemnym z wymienionych seriali – najbardziej przypomina mi te stare filmy o wikingach, sprzed kilkudziesięciu lat.
    Jak sam zauważasz – najbardziej wierny. Jak ja to odbieram – najbardziej biedny.
    Bo serio – kiedy tylko zetknąłem się z mangą – a przejrzałem z kilkadziesiąt rozdziałów – od razu uderzyło mnie wspomnieniami tych starych filmów o wikingach. Przeglądałem i przeglądałem sobie te kolejne chaptery – i nie mogłem przezwyciężyć tego przeświadczenia – że to jest takie kompletnie nudne i nieciekawe. A ludzie tak się tym zachwycają.
    (Inna sprawa, że spotkałem się z twierdzeniami, że podobne do Berserka – więc faktycznie: oczekiwałem czegoś kompletnie innego…)

    • Podejrzewam, że musiało być to z jedną przyczyn, dla których The Vikings coraz bardziej odpływało w kolejnych sezonach. Zaczęli przecież w miarę kameralnie, ale jednocześnie starali się stawiać na jak największą wiarygodność w swoim serialu. Z czasem jednak zaczęli kłaść nacisk na coraz większy rozmach i pozwalali sobie na coraz większe uproszczenia i kompromisy w stosunku do wierności realiom historycznym.

      Moim zdaniem – twórcy chcieli po prostu uczynić swój serial bardziej atrakcyjnym dla swoich odbiorców. Bo podejrzewam, że mało kto – poza może jakimiś zapalonymi historykami, jak np. Ty Zegarmistrzu – przejmuje się tym, na ile coś jest wiarygodne historyczno-wizualnie. Większość woli, żeby było bardziej cool – co też starano się osiągnąć w kolejnych sezonach.

      Problem polega na tym, że nikt nie woli tego, co się działo w dalszych sezonach. Od czwartego sezonu oglądalność cały czas spada i spada.

      Abstrahując od wierności historycznej problem z The Vikings polega na tym, że sukces przerósł twórców. To miała być mała, kameralna seria na jeden sezon nakręcona dla History Channel, z aktorami zgarniętymi z reklam bielizny. I nagle wyrosła na konkurenta dla Gry o Tron. Ekipie przez jakiś czas starczyło pary, a potem z jednej strony zabrakło pomysłu i talentu, żeby to kręcić po swojemu, z drugiej natomiast zrozumienia, co ludziom się w tej serii podoba, żeby kręcić pod publiczkę. I wyszło jak wyszło…

      Dlatego właśnie zawsze te scenerie, czy to w filmach, czy czymkolwiek, z których na kilometr biła bieda, mnie do siebie zniechęcały. Dla niektórych okresów historycznych – jak najbardziej zgodna z realiami – ale co to ma być za usprawiedliwienie? Szaro-buro za oknem, szaro-buro w telewizorze. Szare bloki za oknem, szarzyzna w telewizorze. Bieda wszędzie dookoła, bieda i w telewizorze. (Przy czym oczywiście odnoszę się tutaj głównie do wspomnień sprzed nawet i dwudziestu lat oraz lat jeszcze wcześniejszych – ale fakt pozostaje faktem: tak mi się na zawsze już chyba będzie kojarzyła ta sceneria.)

      Dlatego też w efekcie – cała tematyka wikingów – ze względu na realia ichniego okresu historycznego – była dla mnie wysoce nieatrakcyjna.

      Wikingowie mają dwie zalety. Po pierwsze jest to epoka, kiedy prawdziwi mężczyźni byli prawdziwymi mężczyznami, a prawdziwe kobiety też były prawdziwymi mężczyznami. Po drugie: w odróżnieniu od pełnego średniowiecza to dzieje się jeszcze przed tym, zanim wszyscy dostali religijno-arystokratycznego pierdolca.

      Dlatego też – wracając do pierwszego akapitu tegoż komentarza – to właśnie Vinland Saga, będący chyba najmniej spektakularnym, najbardziej przyziemnym z wymienionych seriali – najbardziej przypomina mi te stare filmy o wikingach, sprzed kilkudziesięciu lat.
      Jak sam zauważasz – najbardziej wierny. Jak ja to odbieram – najbardziej biedny.
      Bo serio – kiedy tylko zetknąłem się z mangą – a przejrzałem z kilkadziesiąt rozdziałów – od razu uderzyło mnie wspomnieniami tych starych filmów o wikingach. Przeglądałem i przeglądałem sobie te kolejne chaptery – i nie mogłem przezwyciężyć tego przeświadczenia – że to jest takie kompletnie nudne i nieciekawe. A ludzie tak się tym zachwycają.

      Vinlandia jest dziwna i o ile jest najwierniejsza, to jednocześnie najgorzej mi się ją ogląda.

      Problemem jest okropne poczucie dysonansu i niekoherencji, jakie za sobą zostawia, starając się łączyć dwie estetyki: z jednej strony anime, z drugiej kreskówki historycznej. W efekcie raz masz sceny ultrawierne, a raz jakichś superwikingów, którym niewiele brakuje, żeby zaczęli rzucać kamehamami.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s