Przeczytane: grudzień 2018

Grudzień ubiegłego roku nie zabłysnął wynikami czytelniczymi. Udało mi się zmóc bowiem ledwie cztery książki, a sporo rozpoczętych trafiło na styczeń.

Przyczyny są proste: święta, choroba, środek przeciwgorączkowy, po którym bardzo dobrze mi się spało, socjalizacja z rodziną…

Niemniej jednak wynik nadal należy do zadowalających.

Pokonane książki to:

Życie codzienne w Anglii i Francji w czasach rycerzy okrągłego stołu:

Ocena: 8/10

Kolejna książka z cyklu i w zasadzie ostatnia, którą planuję kupić. Tym razem przenosimy się w okres między X, a XIII wiekiem, do tak zwanego „pełnego średniowiecza”. Jest to moment chyba największego rozbicia dzielnicowego, gdy kontynent podzielony jest na dziesiątki maleńkich państewek i domen feudalnych. Jednocześnie jest to też okres, w którym najbardziej rozwija się sztuka budowania zamków, rozkwita warstwa rycerska oraz związana z nią sztuka i kultura.

Jednocześnie była to rzadko spotykana epoka pokoju, gdy wielkie bitwy należały do rzadkości, oraz rozwoju miast i demograficznego boomu (w okresie tym ludność Europy wzrosła ponad trzykrotnie).

Mimo bardzo literackiego tytułu oraz niewielkiej formy (książka liczy sobie zaledwie 150 stron) jest to prawdziwa pigułka wiedzy o zwyczajach i sytuacji życiowej mieszkańców Europy. Dowiadujemy się więc wielu rzeczy: poznajemy statystyki umieralności niemowląt, zwyczaje przy stole, rozrywki, strapienia…

Bardzo dobra lektura dla każdego, interesującego się epoką, a nie mającego czasu na setki godzin czytania.

Biała Róża:

Ocena: 8/10

O kurde, jakie to jest źle przetłumaczone…

Mówimy wydaniu z 1995 roku.

Po ucieczce Kompanii ze służby Pani jej żołnierze, wraz z Pupilką, będącą reinkarnacją legendarnej bohaterki Białej Róży ukrywają się na Równinie Grozy. Z niej to organizują opór przeciwko wiadomej, czarnoksięskiej potędze. Jednocześnie w odległej Krainie Kurhanów budzi się jeszcze większe zło w postaci jej męża: Dominatora.

Książka jest dobra i zasługuje na wyższą ocenę. Ma własny styl i własną, specyficzną, dość socjopatyczną atmosferę, postacie robią nierzadko rzeczy złe, aczkolwiek dają się lubić i wzbudzają sympatię, a nie odrazę, jak w wielu innych tytułach uciekających się do mrocznej stylistyki.

Fabuła jest dobrze pomyślana, konflikt dramatyczny jest dość ciekawy, opisy bardzo mocno niestety kuleją, ale styl autora da się przełknąć (albo i nie, zależnie kto czyta książkę).

Niestety problemem Białej Róży jest jakość tłumaczenia. Osoba odpowiedzialna za przekład nie stanęła na wysokości zadania i poległa. W szczególności dotyczy to kolokwializmów, którymi książki Glena Cooka są wręcz naszpikowane. Bo niestety, nie jest to autor, który pisze czystym, czy nawet potocznym angielskim. Używa slangu, mowy ulicy, różnych żargonów. Czego niestety tłumacz nie potrafił. W rezultacie książkę tą momentami albo bardzo trudno zrozumieć, albo też polski przekład jest pełen takich bzdur, że głowa mała.

Przykładowo: jeden z bohaterów narzeka, że żona jest z niego niezadowolona, bowiem spodziewała się, że da jej bogactwo i dom pełen „służących z rogami”. Nie czytałem książki w oryginale, ale osobiście podejrzewam, że, sądząc z kontekstu sceny, chodzi tu raczej o coś w rodzaju „horny buttlers”, czyli „służących, z którymi mogłaby się puszczać”. Co przynajmniej ma sens w języku polskim.

I tak dalej i tak dalej…

Być może powinienem nabyć nowe wydanie Czarnej Kompanii, bowiem wiele rzeczy tam podobno naprostowano…

Hawk:

Ocena: 8/10

Kolejny tom przygód Vlada Thaltosa. Vlad ukrywa się przed skrytobójcami Yherega (lokalnej mafii) w zasadzie na widelcu, bowiem w najbardziej skryminalizowanym mieście świata, będącym jednocześnie jego miejscem urodzenia i stolicą imperium. Niestety mafia nie może tego faktu dłużej tolerować, a sam Vlad musi odpierać coraz bardziej zdecydowane zamachy na swoje życie. Postanawia więc przekupić gangsterów, oferując im coś, co cenią wyżej, niż honor i ewentualne dawne przewiny: zyski.

Po poprzednim, nieco słabszym tomie cykl odzyskuje pazur. Otrzymujemy więc sensowną, dojrzałą opowieść sensacyjną, zgrabnie łączącą w sobie wątki zarówno fantasy jak i filmu gangsterskiego. Tym razem nie mamy do czynienia jednak z jego ciężką, ponurą odsłoną w rodzaju Breaking Bad czy Narcos, gdzie liczą się psychologiczne subtelności, a wiele lżejszą odsłoną, podobną do kina łotrzykowskiego pokroju Żądła czy angielskich komedii kryminalnych takich jak Sneach czy Lock, Stock and Two Smoking Barells.

Książka obfituje w prawdzie w akcję i sceny przemocy, a sam bohater jest obładowanym magicznymi artefaktami magiem-czarnoksiężnikiem-skrytobójcą, jednak to nie czysta siła ognia decyduje o zwycięstwie, ale spryt, przebiegłość i tak naprawdę intelektualne zwycięstwo nad nieprzyjacielem.

Marsz ku gwiazdom:

Ocena: 7/10

Jak być może pamiętacie tom pierwszy cyklu Imperium Człowieka podobał mi się dość umiarkowanie, a nad tomem drugim poważnie już marudziłem. Docieramy do tomu trzeciego, który okazuje się prawdziwą woltą w tym cyklu.

Tak więc nasi kosmiczni rozbitkowie wędrują odważnie do portu kosmicznego, walcząc z napotkanymi barbarzyńcami i wspierając cywilizację. Docierają koniec końców na obszar, gdzie stosowana wcześniej strategia przestaje działać i zmuszeni są odstąpić od stosowanej wcześniej strategii Wielkich, Białych Myśliwych, którzy zbawiają zapatrzonych w siebie dzikusów z pomocą broni maszynowej.

Nagle bitwy przestają tylko i wyłącznie zależeć od tego, która strona jest bardziej bezlitosna (bo tak naprawdę to było kluczowe we wcześniejszych walkach: nie odwaga w obliczu uzbrojonego w dzidy przeciwnika szarżującego na działka plazmowe, ale właśnie brak skrupułów w zabijaniu przeciwników tysiącami), ale nagle stają się wyzwaniem intelektualnym w starciu z równorzędnym lub niemal równorzędnym przeciwnikiem, który, nawet jeśli sam nie jest w stanie wygrać, to przynajmniej jest w stanie zwycięstwo uniemożliwić.

Ogólnie: dużo lepsza pozycja, aczkolwiek Posleeni byli lepsi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki, Przeczytane i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „Przeczytane: grudzień 2018

  1. Lurker pisze:

    A tego całego Vlada Taltosa to trzeba czytać po kolei, czy można każdą z książek traktować jako taką samo-stójkę – skoro każda opowiada w sumie nową, odrębną historię z życia Vlada – i wiele nam nie umknie, jeśli przeczytamy po prostu którąś tam z kolei, bez znajomości poprzednich?

  2. slanngada pisze:

    No, akurat na Białej róży zakończyłem swoją przygodę z Kompanią. Powieść chaotyczna, sumie dziwaczna, z dosyć kiepskim zakończeniem wielkiego konfliktu, O ile wcześniejsze dawały radę tajemniczością, to tu mieliśmy głównie konflikt militarny, a ten w wykonaniu Coicka wygląda tragicznie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s