Razem napiszmy książkę fantasy: A czy oni nie pomyślą, że jesteśmy nastolatkiem?

Ponownie, miałem pisać o czym innym, ale tym razem to Lurker postawił bardzo ciekawe pytanie. Postawiona przez niego kwestia brzmiała trochę inaczej, ale sprowadzała się do „czy oni nie pomyślą, że jesteś nastolatkiem, który naczytał się za dużo fantasy i próbuje stworzyć lepsze, bo własne”. Otóż: jest to kwestia dość rozbudowana, ale jednocześnie odpowiedź jest odmienna od ludowej mądrości internetu.

Nie wydaje mi się, żeby to nam mogło zaszkodzić:

Zacznijmy od tego, że nie sądzę, żeby jakiekolwiek szanujące się wydawnictwo odrzuciło książkę dlatego, że autor jest bardzo młody. W wydawnictwie, które się nie szanuje może to mieć miejsce, ale powiedzmy sobie szczerze: tam zapewne nikt nie przeczyta naszego dzieła (zresztą, i tak nie chcecie tam publikować). Książka debiutanta, czy nawet autora o niewyrobionej jeszcze pozycji jak Ja w prawdzie ma ogromne szanse zostać odrzucona, jednak przyczyną będzie raczej to, że:

  • była słaba

  • albo miała nikłe szanse sprzedania się (są to dwa, odrębne problemy: wiele słabych książek się sprzedaje bardzo dobrze, a wiele świetnych z największym trudem)

  • należała do gatunku którego wydawca nie lubi (wielu wydawców ma Aspiracje i nie puszcza byle czego).

  • nie trafiała w jego profil działalności

  • wydawca nie ma pieniędzy na promowanie debiutanta lub uważa, że w obecnej sytuacji rynkowej jest to zła inwestycja

  • jego plan wydawniczy jest zawalony na 5 lat do przodu…

  • albo po prostu dlatego, że 99.999 procent propozycji wydawniczych jest odrzucanych.

Jednak bardzo mało prawdopodobne jest to, żeby książka została odrzucona akurat dlatego, że autor jest ma naście lat.

Jedyne przeciwskazanie:

Tak naprawdę powieści nastolatków mają całkiem sporo zalet z punktu widzenia wydawcy. Tak więc: przedstawiciele tej grupy wiekowej często charakteryzują się może niekoniecznie wyrobionym, ale przejrzystym, płynnym stylem pisarskim. Tworzą też w popularnych gatunkach.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że nastolatek, nawet, jeśli nie umie pisać to jeszcze może się nauczyć. Nadzieje, że dokona tego debiutant siedemdziesięcioletni są dużo mniejsze. Tak więc po prostu nie należy go zrażać.

Faktycznie istnieje tylko jedno zjawisko utrudniające życie nastoletnim pisarzom. Mianowicie: osoba, która nie ukończyła 18 lat nie może zawrzeć wiążącej umowy prawnej. Aczkolwiek prawdopodobnie jakoś mogą to jakoś zrobić w jego imieniu rodzice lub inni opiekunowie. Nie mam pojęcia jak. Nie jestem prawnikiem.

Oczywiście liczba debiutów w tak młodym wieku jest niewielka, a jeszcze mniej jest debiutów osiągających sukces. Faktycznie rzecz biorąc do większości pisarzy sukces przyszedł późno i po wielu latach budowy pozycji, najczęściej po 20-30 latach od debiutu, choć niekoniecznie pisarskiego (wielu wcześniej było dziennikarzami, naukowcami lub pisało scenariusze do filmów). Niemniej jednak znane są przypadki autorów, którzy zaczynali w bardzo młodym wieku od razu publikując bestsellery. Żaden wydawca z żyłką do interesu nie zaryzykuje, żeby koło nosa przeszedł mu fenomen pokroju Christophera Paoliniego.

Prawdziwe problemy:

Prawdziwe powody, z których powieści nastolatków są odrzucane są dwa. Po pierwsze: odrzucane jest, jak już pisałem 99.999 procent propozycji wydawniczych. Po drugie: większość z nich jest faktycznie niedobra.

Nie zmienia to faktu, że nastolatki nie wyróżniają się jakoś specjalnie, jako grupa wiekowa pod względem braku wyrobienia, czy umiejętności pisarskich.

Zaznaczę tu, że mam informacje mocno z drugiej, ale ze źródeł, które uważam za wiarygodne. Otóż, jeśli im wierzyć (a opowieści te pochodzą od kilku osób niezależnie i są dość podobne) to szczególnie złą sławą cieszą się trzy inne typy twórczości. Te można w skrócie nazwać:

– Opowieść starego pierdoły: z jakiegoś powodu każdy, kto dochrapał się stanowiska wyższego niż starszy miotłowy musi na pewnym etapie życia, zwykle krótko przed, albo po emeryturze, napisać dzieło autobiograficzne. Zwykle pełne jest przygód, które emocjonują tylko autora oraz humorystycznych scenek, które śmieszą również wyłącznie jego. Zwykle z książki takiej dowiadujemy się, że autor, mimo pozornie ciekawego zawodu wiódł nudny i niczym nie wyróżniający się żywot, mimo zapracowania kilkukrotnie zbawił świat, po czym niewdzięczni ludzie przybili go do krzyża. Zdołał jednak zmartwychstać. Książki te dość często są niebezpieczne dla wydawców, bowiem trafiają się w nich plagiaty i autoplagiaty w rodzaju np. zdjęć i planów budynków skopiowanych z innych utworów, czy całych, przepisanych scen.

Odmianą tego typu twórczości są książki podróżnicze, których autor, pojechawszy na wycieczkę z biurem podróży poczuł się drugim Cejrowskim.

Odmianą „opowieści starego pierdoły: są tak zwane „wkłady w naukę”. Do gatunku tego należy zaliczyć też dzieła naukowe lub aspirujące do naukowości, jak znane w pewnych środowiskach lokalnych, liczące bez mała 1000 stron, monumentalne opracowanie historii pewnej spółdzielni mieszkaniowej, które jednak nigdy nie znalazło wydawcy. Do gatunku tego zaliczają się też wszelkie publikacje z gatunku „moją pasją od zawsze było…” gdzie autor zaczyna pisać książkę naukową, w dziedzinie o której warsztacie nie ma pojęcia, posiłkując się własnymi spekulacjami i stanem wiedzy sprzed 50 lat.

Wbrew pozorom tego typu książki też czasem znajdują swoich wydawców. Przykładowo dość dużo z nich wypuściła Bellona w okresie potknięć i upadków (tzn. przed-Bieszkowym).

– Zemsta, zemsta na wroga: Typ drugi pisany jest przez osoby w wieku 30-50. Są to rozmaite „prawdy o życiu w”. Autor pracował przez kilka lat w leśnictwie / na kolei / w szkole / w korporacji (niepotrzebne skreślić). Potem został zwolniony dyscyplinarnie / przyszła redukcja i się go pozbyli. Książkę pisze, żeby dokopać szefowi i byłym kolegom obsmarowując ich dokumentnie.

– Zemsta starego pierdoły: Jest to swoista hybryda dwóch poprzednich. Zazwyczaj jest to moralitet, często upozorowany na dzieło jakiegoś innego gatunku, najczęściej: bajkę dla dzieci, kryminał, romans, powieść młodzieżową, marynistyczną, historyczną lub western. Generalnie jednak głównym przesłaniem książki jest to, że autor ma receptę, jak zmienić świat tak, żeby jemu (autorowi) było wygodnie.

Charakterystycznym dla tego typu twórczości elementem jest brak warsztatu, wymieszanego z życiowym doświadczeniem. Fabuła jest skonstruowana bardzo słabo i pełno w niej bardzo naiwnych zwrotów akcji. Brakuje za to kalek, co nie powinno dziwić: często jest to pierwsza książka, którą autor trzyma w rękach od 30 lat. Akcja osadzona jest w miejscu, którego Autor na oczy nie widział i o którym nic nie wie (idea prowadzenia researshu lub badań jest temu artyście obca), postacie zachowują się tak, jak nikt się nie zachowuje, jeżdżą samochodami, jakimi nikt nie jeździ, słuchają muzyki, której nikt nie słucha, używają słów, których nikt nie używa…

Dobrym przykładem, chociaż fikcyjnym byłaby powieść o policjantach, rozgrywająca się w Nowym Jorku, gdzie bohaterowie jeżdżą radiowozem marki Nysa, po zatłoczonych małymi i dużymi Fiatami ulicach oraz jadają kluski śląskie w barze mlecznym. USA miało by tam sejm i senat, za to nie byłoby w nim czarnoskórych.

Ten poziom niezorientowania w sytuacji.

Jak mówiłem: charakterystycznym elementem tego typu książek jest połączenie braku warsztatu z życiowym doświadczeniem. Otóż: niezależnie od tego w jakim miejscu i czasie toczy się formalnie akcja życie opisane jest tak, jak mogło wyglądać za szczytowego Gierka.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Autoreklama, Książki, Pisanina. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na „Razem napiszmy książkę fantasy: A czy oni nie pomyślą, że jesteśmy nastolatkiem?

  1. Tablis pisze:

    Twój opis „zemsty starego pierdoły” brzmi jak ciekawy pomysł na powieść! Trzeba by oczywiście podejść do tego z rozumem i sprytnie podkreślić absurdalność settingu, pójść trochę w Kafkę, w tym stylu.

  2. Lurker pisze:

    Kwestia przeze mnie podnoszona nie dotyczyła w gruncie rzeczy, czy ci książkę odrzucą z powodu posądzenia cię o bycie nastolatkiem. Martwiłem się raczej tym, czy z powodu podejrzewania cię o tą przypadłość, w ogóle recenzent wewnętrzny wydawnictwa wgłębi się w nią poza kilka pierwszych rozdziałów (albo i akapitów).

    Nie formułowałbym sam z siebie tego typu obaw, jednakże wielokrotnie – i to tutaj u ciebie na blogu – czytałem, iż wydawnictwa są tak ZAWALONE nadsyłanymi wypocinami, iż zwyczajnie nie są w stanie tego wszystkiego przeglądać.

    Wniosek z tego musi więc wynikać taki, iż musi istnieć jakiś wstępny system selekcji tego, co w ogóle zostanie skierowane do etapu recenzji wewnętrznych.

    W związku z tym – kiedy taki „selekcjoner” zobaczy tytuł (np. Wojny Sztucerowe, Mroczny Wojownik, Władcy Ognia, itp.), po czym przeczyta ogólny opis opowieści – bo kojarzę, iż z przesyłanym „rękopisem” powieści coś takiego powinno się zamieścić – właśnie po to, żeby ludziom w wydawnictwie ułatwić tą wstępną ocenę (jak np. grupa rekonstruktorów historii przenosi się do świata fantasy – w którym przyjdzie im zaprowadzić sztucerową rewolucję) – to może sobie pomyśleć: Trzydziesty dzieciak w tym tygodniu.

    I – jak sam nieraz pisałeś – „rzygając” już tego typu utworami, odrzuci twoją opowieść bez zaglądania do środka.

    Jeśli jednak jest tak, jak piszesz we wpisie powyżej – to nie jest tak źle, jak myślałem. Wynika z tego bowiem, że każdy amator ma przynajmniej szanse – niezależnie, jak sztampowej fantastyki by nie przysłał wydawnictwu. 🙂

    P.S.
    Przy poprzednim wpisie z cyklu zadałem ci kilka pytań.
    W sumie do nich mógłbyś się jeszcze odnieść.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s