Jako, że Zakon Feniksa jest niemal równie długi, co trzy pierwsze tomy razem wzięte postanowiłem potraktować go osobno.
Jak łatwo zgadnąć będzie to kolejny wpis poświęcony wrażeniom i przemyśleniom z lektury tej książki.
Świat nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców:
Świat dzieli się na: dobrych ludzi, pracowników ministerstwa magii, mugoli i śmierciożerców.
A przynajmniej taki wniosek wyciągnąłem z lektury tej serii.
Swoją drogą to aż dziw, że w tak licznej populacji, jak ta mugoli nie ma ani jednego, dobrego człowieka.
Trytony:
Kolejna inteligentna rasa. Podejrzewam, że nieludzie mogą stanowić większość obywateli Świata Czarodziejów, bo już się trochę tego zrobiło: centaury, gobliny, inteligentne pająki, krasnoludy, skrzaty domowe, trolle, trytony, wampiry, wilkołaki i wile.
Zastanawiam się, czy przypadkiem w Potterverse nie panuje analogiczna sytuacja jak u Sapkowskiego, gdzie znaczna część nieludzi żyje w rezerwatach, enklawach i gettach. Tym bardziej, że idea Umbrige (wyłapanie wszystkich trytonów) wywołała w prawdzie sprzeciw, ale nie na tyle duży, by usunięto ją z ministerstwa.
Bo jakoś sobie nie wyobrażam, by u nas stanowisko zachował eksponowany urzędnik wychodzący z inicjatywą np. wyłapania wszystkich Cyganów…
Łamanie praw zwierząt:
W omawianym tomie, przy okazji świąt w domu Blacków pojawiła się choinka obwieszona żywymi elfami.
Nie jest to pierwszy taki pomysł Rowling, przykładowo w pierwszym tomie były jakieś zabawki, z których wysypywały się żywe myszy, potem było zmienianie jeży w poduszeczki do igieł… Wtedy uznałem, że to tylko taki wygłup, bowiem myszy i jeże mogły być na przykład wytworami transmutacji i (technicznie) nie być żywe.
Teraz jednak dochodzę do wniosku, że podejście czarodziejów do zwierząt jest po prostu rozkoszne… I to nawet tych dobrych czarodziejów. Jednak czego spodziewać się po ludziach trzymających w domach niewolników?
Nawiasem mówiąc po filmach ludzie ponoć kupowali sowy, a potem zabierała im je policja, bo nie potrafili się nimi opiekować… Ale to nie jest wina autorski, a raczej pokaz tego, jaki wpływ na świat może mieć twórczość. Po 101 Dalmatyńczykach i Betowenie było identycznie (Betowen to był film o niesfornym bernardynie).
Prawa człowieka:
Stosunek czarodziejów do praw człowieka (czy może raczej: praw naturalnych), jak: prawa do życia, własności i owoców pracy oraz w szczególności: wolności jest równie rozkoszny jak ich stosunek do praw zwierząt.
W zasadzie to czarodzieje traktują nas właśnie jak zwierzęta (i jest to celowa dwuznaczność), gwałcąc wolność przedstawicieli naszej „rasy” przy każdej okazji. Byle co się zdarzy, mugol zobaczy czarodzieja i szast-prast pranie mózgu, bez ostrzeżenia…
Tym bardziej, że wiele spraw dałoby się wyjaśnić łatwiej i bardziej elegancko, np. tłumacząc, że to, co pan widział to nie było magiczne stworzenie. To był event reklamowy nowej kampanii społecznej…
Hagrid „popsztykał się” z wampirem w Mińsku:
Czyli jeszcze jedna wzmianka o wampirach. Dowiadujemy się też, że z całą pewnością żyją one na terenie Europy Wschodniej.
Hagrid nadal nie może posługiwać się magią:
W tomie drugim udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że to nie Hagrid sprowadził bazyliszka na teren Hogwartu: przeciwnie spał on tam od wieków. Przyzwoitość nakazywałaby w takich okolicznościach nie tylko cofnąć wyrok, ale też i przeprosić (oraz wypłacić spore odszkodowanie za krzywdę sądowom).
Jednak najwyraźniej w świecie czarodziejów przyzwoitość nie obowiązuje.
Jeden raz zostałeś skazany, to sobie cierp.
Zakazu użycia magii wobec Hagrida nie cofnięto.
Za co Blackowie tak nas nienawidzą?
Taka wielopokoleniowa, intensywna nienawiść nie daje się wytłumaczyć przekonaniami rodzinnymi i bezpodstawnymi uprzedzeniami. Muszą być jakieś powody, które sprawiły, że dało się go jakoś racjonalizować. Gdyby ich nie było, to po prostu antymugolizm zostałby zarzucony przez któreś z kolei pokolenie Blacków jako zwykła strata energii.
Myślę, że w przeszłości czarodzieje i istoty magiczne poniosły z rąk mugoli znaczące szkody. Jeśli te nie zostały wyrządzone świadomie, w wyniku prześladowań w średniowieczu i wczesnej nowożytności, to wywołane mogły być nieumyślnie. Należy zauważyć, że w ciągu ostatnich dwóch stuleci świat bardzo się zmienił: położono kolej żelazną i drogi, w atmosferę wyemitowano masy dymów i pyłów, stoczono dwie wojny światowe, w trakcie których sytuacja gospodarcza i społeczna Wielkiej Brytanii nie wyglądała różowo, wreszcie doszło do samorzutnych przemian ekonomicznych, w efekcie czego rzeczy, które kiedyś były świetnym biznesem, (jak np. posiadanie dużych obszarów ziemi rolnej oddawanej w dzierżawę chłopom czynszowych, z czego ongiś żyła cała Wielka Brytania) dziś nim już nie są…
Może mugoli da się odgonić od Pokątnej, ale ani niemieckich bomb, ani kwaśnych deszczy, ani smogu, ani taniego zboża importowanego z USA już nie… A smog dla Londynu był poważnym problemem: w 1952 roku, w trakcie Wielkiego Smogu, bezpośrednio w jego skutek, w ciągu kilku dni umarło 4.000 osób (i dalsze 6.000 w rezultacie powikłań).
Myślę, że to nieświadomie czynione w świecie czarodziejów szkody napędzają niechęć wobec nas.
Nawet aurorzy nie znają broni palnej
Pan Artur Weasley i jeden z należących do Zakonu Feniksa Aurorów spowalniają śledztwo w sprawie Syriusza Blacka symulując ignorancję w sprawie broni palnej, którą Black ma rzekomo posiadać…
To, że taka ignorancja nie wydaje się nikogo dziwić, nawet u stróża prawa oznacza, że brak wiedzy o mugolach po prostu poraża…
Osobiście jestem zdania, że „Moce, których czarny pan nie zna” to powinna być kompania SAS-u, która wystrzelałaby Smierciożerców w trakcie Bitwy o Hogwart.
Myślodsiewnia, a sprawy kryminalne:
To jest bardzo ciekawy temat… Teoretycznie w świecie, w którym możliwe jest czytanie myśli, ich izolowanie w specjalnych artefaktach czy absolutnie pewne sprawdzenie prawdomówności uniewinnienie osoby niesłusznie skazanej, jak Syriusz Black powinno być dziecinnie proste. Wystarczy bowiem, żeby odbył się rzetelny proces.
Z drugiej strony: w tym samym świecie mamy do czynienia z zaklęciami i artefaktami modyfikującymi wspomnienia.
Pytanie brzmi, jak te środki wpływają na siebie? Czy, jeśli ktoś sam zmodyfikuje sobie pamięć, to Legimencja, fałszoskop, albo veritaserum jest w stanie to wykryć? Czy można wykryć, że ktoś stosuje okulencję? Czy można stosować tą ostatnią by kłamać pod veritaserum?
Czy mogę rzucić sam na siebie zaklęcie modyfikujące pamięć, żeby pozmieniać szczegóły?
Czy nie odpływam w tym momencie już w nadmiernie dickowskie klimaty?
„Jak myślisz, czy wprowadzenie przepisów prawnych regulujących użycie różdżki w XVIII wieku przyczyniło się do buntów goblinów, czy większej nad nimi kontroli?”
Pytanie takie pojawia się u Harrego na sumach.
Jeśli taki przepis wprawny wprowadzono, to znaczy, że przypadki użycia różdżki przez istoty magiczne musiały być ongiś częste (a być może to właśnie one różdżki wynalazły). Nikt bowiem nie wprowadza praw, bo nie ma problemu.
Ot, jeszcze jeden przejaw niewolnictwa i wyzysku w tym świecie.
Nawiasem mówiąc fajnie musiało być w czasach, gdy wszystkie te centaury, gobliny, poltergeisty i olbrzymy biegały dookoła i trzaskały avadami…
Status tajności obowiązuje od minimum XVIII wieku
Kolejny ciekawy element światotwórczy, który pojawił się podczas sumów Harrego.
Co więcej na kartach w czekoladowych żabach pojawiają się dwie postacie historyczne: Vlad Smok i Ptolemeusz.
Osobiście myślę, że musiał on pojawić się po polowaniach na czarownice, na przełomie średniowiecza i renesansu. Zapewne wówczas to utajniono magię i ukryto się przed mugolami. Po prostu za duża zbieżność faktów, by uznać te wydarzenia za rozłączne. Być może czarodzieje usunęli też dowody na własne istnienie.
Natomiast jeśli chodzi o czarownice, które bawiło palenie na stosie, bo używały zaklęcia odporności na ogień, oraz przekonanie, że czarodzieje ponieśli małe straty, to wydaje mi się, że jest to propaganda Ministerstwa Magii. Zapewne było odwrotnie: czarodzieje ponieśli bardzo poważne straty, inaczej by się przecież nie ukrywali. Pewnie trafiła się jedna wariatka, ale to raczej przypadek, a nie reguła.
Pytanie brzmi: jak Mugole pokonali czarodziejów? Myślę, że odpowiedź jest prosta: liczbą i bronią palną. Czarodzieje w prawdzie są dość potężni, jednak większość zapewne nie była wojownikami, tym bardziej, że w trakcie polowań na czarownice czepiano się głównie kobiet… Tak więc zapewne stosunkowo mała liczba zdeterminowanych mugoli mogła dość poważnie przetrzebić populacje, czepiając się najsłabszych i najbardziej bezbronnych. Jakichś wielkich czarnoksiężników z inferiusami i hokruksami zostawiono zwyczajnie w spokoju, a dorwano się dzieci, uzdrowicieli, zielarzy etc.
Jakie były natomiast przyczyny? Myślę, że poszło o władzę. Czarodzieje zapewne zdobyli pozycję w dawnym społeczeństwie i weszli w skład elit, czyli tworzyli część szlachty. W pewnym momencie jednak inna część szlachty wywodząca się z rodzin mugolskich oraz tych czarodziejskich, które popadły w charłactwo uznała, że nie chce się dzielić władzą i zaszczytami z czarodziejami i pod jakimś pretekstem spróbowała ich wybić.
W Anglii mogło to mieć miejsce albo po Wojnie Dwóch Róż, albo też w trakcie umacniania władzy królewskiej po reformie kościoła i przejściu na protestantyzm.
Myślę, że proces społeczny wyglądał tak: najpierw, w starożytności i wczesnym średniowieczu czarodzieje wraz z mugolami podporządkowali lub zepchnęli na dalszy plan rasy nieludzi. Potem, gdy ich władza była pewna, poprztykali się między sobą i czarodzieje zostali zepchnięci na margines, tak samo, jak kiedyś gobliny, olbrzymy i wilkołaki…
Ot, ironia losu.
Czterej aurorzy nie mogą oszołomić Hagrida:
Który nawet nie ma różdżki…
Ach, elita elit!
Coś czuję, że naszej policji poszłoby lepiej. O amerykańskiej nie wspominając.
Tym bardziej, że to nie są zwykłe krawężniki, tylko jednostki antyterrorystyczno-śledcze.
Trzy razy miałem na ulicy antyterrorystów (przemyt, przemyt, fałszywe oskarżenie korupcyjne), która to odpowiada za zatrzymania potencjalnie niebezpiecznych przestępców i wywarli na mnie wrażenie raczej kompetentnych.
Nie to, co aurorzy.
Śmierć Syriusza to absolutnie wina Dumbledore:
Ale z innych powodów, niż podał to Harremu.
Tym, czego mu zabrakło, to wprowadzenie wszystkich członków Zakonu Feniksa w zasady obchodzenia się z informacją. W pierwszej kolejności wytłumaczyć im, że otrzymują dokładnie tyle informacji, ile im jest potrzebne do wykonania zadania. Że mają nie interesować się tym, co wiedzą inni ludzie, bo im mniej wiedzą, tym mniej mogą wyjawić w trakcie przesłuchania. Oraz wyjaśnić im czym jest „podwójny agent”, „dezinformacja” i „prowokacja”.
Gdyby Harry wiedział choć tyle, to najpewniej nie wpakowałby się w tą pułapkę, w którą wpadł i nie uruchomiłby ciągu wydarzeń, który zakończył się śmiercią Syriusza Blacka.
Na jego obronę należy powiedzieć, że jest on cywilem, a nie oficerem wywiadu i człowiekiem starszym, pokazującym odrobinę pierwszowojenną mentalność. Z drugiej strony: dowodząc w trzeciej już wojnie mógłby trochę doczytać o strategii i taktyce operacyjnej.
Mimo to Dumbledore wywarł na mnie tym razem wiele mniej złe wrażenie:
W trakcie pierwszej lektury Harrego Pottera w tym tomie Dumbledore pogrzebał się dla mnie, wychodząc na człowieka małego, niezbyt sprytnego i zachęcającego podopiecznych do lekkomyślności. Próbującego bawić się w manipulatora, ale wyraźnie nie potrafiącego manipulować.
Teraz widzę, że to tylko stary człowiek, który jak wszyscy popełnia błędy.
Snape w sumie też (ale to nadal menda):
Lekcje okulencji ze Snapem wywarły kiedyś na mnie bardzo złe wrażenie. Wydawały mi się brudne i okrutne. Tym razem jednak czytałem o nich z dużo większą obojętnością.
Być może wynika to z tego, że wtedy byłem krótko po szkole, a dziś w wieku, w którym mógłbym sam do szkoły wysyłać dzieci. Z tej przyczyny nadużywanie władzy przez nauczyciela i poniżanie ucznia, stało się dla mnie problemem abstrakcyjnym, a kiedyś było znacznie bliższym. Jako dorosłemu człowiekowi trudno pamiętać, że dziecko lub nastolatek jest w zasadzie bezbronny wobec nadużyć ze strony dorosłego.
Z drugiej strony: Snape jest człowiekiem strasznie małym i pamiętliwym. Już zemsta na dziecku za czyny ojca jest czymś podłym, bo co ono winne? To, że nasz mistrz eliksirów przez dziesięciolecia trzyma i pieści w sobie wszystkie upokorzenia też nie świadczy o nim dobrze. To zwykły przegryw.
Jeśli był taki też i w dzieciństwie, to nie dziwię się, że go w szkole gnębili.
Fizyka Avada Kadavry:
Dobrze byłoby dowiedzieć się jaka jest mechanika Avada Kadavry. Przykładowo: czy można się przed nią osłonić tarczą?
Bo zbroja pewnie mi nie pomoże.
Choć z drugiej strony: jaka zbroja? Bo gdybym tak założył powered armor?
Tak, nigdy nie potrafiłem załapać tej fascynacji Snapem. Dla mnie to była taka klasyczna mendoweszka, odbijająca sobie własne niepowodzenie na synu swojego wroga. Miałem w życiu do czynienia z podobną osobą i wiem, co to znaczy. Swego czasu znajoma nauczycielka tłumaczyła mi, że dla niej Snape jest świetny, bo robi to, co każdy nauczyciel chciałby zrobić z takim aroganckim gówniarzem jak Potter.
Generalnie, świat tchnie XIX-wiecznym, angielskim elitaryzmem klasowym i narodowym, który wszak dla Anglików to wciąż „stare, dobre czasy”. W tym świecie parszywy mag zawsze będzie lepszy w oczach swoich klasowych kolegów niż nawet przyzwoity mugol. Autorka, pod wpływem krytyki, próbowała to chyba naprawić w ostatnich tomach, gdzie mamy tego maga – szabrownika z Zakonu Feniksa, ale nadal, za to, za co pewnie mugol dostałby czyszczenie mózgu i jakąś inną karę, on dostaje tylko opieprz. Acz zauważalne, że charłacy są w tym świecie raczej porządnymi postaciami, nawet jeśli społeczność magów zredukowała ich do roli „przynieś, podaj, pozamiataj”.
Postaci historycznych pojawia się tam sporo (na kartach), ale mnie np. ciekawi, jak wyglądał stosunek świata magów do słynnych magów świata współczesnego – Crowleya, Bławatskiej itd.
Jeśli chodzi o Hagrida, to podstawą jego wyroku było chyba raczej to, że nieodpowiedzialnie sprowadził na zamek niebezpieczne stworzenie. To było jego przewinienie, któremu (szczególnie, że dalej lekkomyślnie narażał uczniów za zakusy Aragoka) nie da się zaprzeczyć.
To, co to stworzenie zrobiło (lub, jak się okazało – nie ono), nie zastało chyba uznane za jego winę. Inaczej od tamtej pory siedziałby w Azkabanie. To, że jedynie wyleciał ze szkoły, pomimo śmierci uczniów, świadczy, że za same śmierci nie został osobiście ukarany.
Więc fakt, że to jednak nie jego zwierzątko było winne, nie zmienia akurat nic w sprawie jego własnych przewin. Szczególnie, że dalej wykazuje podobne nieodpowiedzialne zachowania, jeśli chodzi o jego potworki (Aragok – las – wysłanie tam uczniów pod swoją nieobecność), więc można nawet powiedzieć, że dalej nic się nie nauczył.
„Swoją drogą to aż dziw, że w tak licznej populacji, jak ta mugoli nie ma ani jednego, dobrego człowieka.”
Amen, bo to jest chyba największa przewina Rowling. Kiedyś próbowałem bronić jej, przywołując analogię do innego mało-poważnego- powiedzmy-że-urban-fantasy w stylu „Ucznia Czarnoksiężnika”, anime w stylu Shany, animowanych „Transformers Cybertron”, czy mojego ulubionego „WITCH czarodziejki”, ale to była zła analogia. We wszystkich tych utworach mamy bowiem albo chociaż jednego użytecznego mugola, albo przynajmniej nie mamy palantów na miarę Dursleyów.
„Zastanawiam się, czy przypadkiem w Potterverse nie panuje analogiczna sytuacja jak u Sapkowskiego, gdzie znaczna część nieludzi żyje w rezerwatach, enklawach i gettach. Tym bardziej, że idea Umbrige (wyłapanie wszystkich trytonów) wywołała w prawdzie sprzeciw, ale nie na tyle duży, by usunięto ją z ministerstwa.”
W obronie czarodziejów trzeba powiedzieć, że to jednak mniejszość, żyjąca w cieniu potęgi zdolnej może nie zmiażdżyć ich bez wysiłku, ale z pewnością wydać wieloletnią i wyniszczającą wojnę, która do tego zebrała już raz wpieriod od niemagicznych. To jest troszkę tak, jak na statku kosmicznym na dalekim rejsie: musisz narzucić swoim posłuszeństwo, choćby oświeceniowy zamordyzm, bo jak coś porządnie pieprznie, to tylko raz.
„Czy można wykryć, że ktoś stosuje okulencję?”
Łatwo i ze stuprocentową pewnością? Wątpię. Snape w końcu dożył siódmego tomu.
„Który nawet nie ma różdżki…
Ach, elita elit!
Coś czuję, że naszej policji poszłoby lepiej. O amerykańskiej nie wspominając.
Tym bardziej, że to nie są zwykłe krawężniki, tylko jednostki antyterrorystyczno-śledcze.”
Bo aurorzy, mam wrażenie, to nie jest żadna elita elit. To są zwykli ministerialni bojowcy, rewolwerowcy, mołojce, wśród których jest trochę sensownych śledczych i szturmanów (no ale brygady uderzeniowej się nie mobilizuje do wypędzenia jednego Hagrida). A że ministerstwo sam-wiesz-jakie, to i mołojce takie sobie.
Trochę mnie swoją drogą zastanawia podział obowiązków między urzędników Ministerstwa, magiczną policję (która z oczywistych powodów nie może wystawić własnego Korpusu Krawężników), a aurorów.
Bo Aurorzy ciut mi się kojarzą z NKWD – w sensie, to nie byli najlepsi z najlepszych, szkoleni i selekcjonowani nie wiadomo jak. Cechą, którą ceniono tam najbardziej, była absolutna, psia wierność i ślepa dyscyplina. Jak władze pokazały Aurorowi cel, to Auror miał iść i go załatwić, bez względu na to, kto nim był (vide casus McGonnagal, którą być może potraktowali obezwładniaczami jej dawni uczniowie, ale skoro przeszkodziła w zatrzymaniu, to momentalnie stała się wrogiem).
No Blackowie(poza Syriuszem),i Snape ucieleśnieniem dobroci raczej,nie są 🙂
W