Jak wiadomo niedawno do sprzedaży trafiła moja nowa książka pod tytułem „Ten, co walczy z potworami” i teraz przeżywa ona swój rynkowy sprawdzian. Dlatego dziś zajmiemy się takim, hipotetycznym scenariuszem: kopiliście książkę młodego, utalentowanego twórcy, która to książka wybitnie przypadła Wam do gustu i chcielibyście pomoc mu w karierze.
Jak to zrobić?
Poklikajcie w gwiazdki:
Zacznijmy od rzeczy najprostszej: kliknijcie w gwiazdki w rankingu sklepu internetowego, w którym kupiliście książkę. Nie jest to szczególnie trudne, a ma wielkie znaczenie.
Gwiazdki pozornie są nieistotne, a klienci najczęściej nie zwracają na nie uwagi. Pełnią jednak ważną funkcję: służą do mierzenia liczby interakcji klientów i ich zainteresowania oraz pomagają skryptom odnaleźć te towary, które nie są dla klientów obojętne. Czyli te, które warto promować. Większa ilość klików najczęściej przekłada się na większa promocje u księgarzy. O ile w małych księgarniach nie jest to istotne, tak w księgarniach dużych i sieciach (w rodzaju Empika, Saturna czy Amazonu) jest to bardzo ważne. Tym bardziej, ze już nawet stosunkowo niewielka liczba interakcji przekłada się na lepsze traktowanie produktu (przykładowo na Amazon.com było to, o ile pamiętam 5 wystawionych ocen).
Towar, który budzi większe zainteresowanie czytelników kierowany jest do większej ilości sklepów, otrzymuje bardziej eksponowane miejsce na polkach oraz na stronach internetowych.
Należy zauważyć, że eksponowane miejsca są towarem limitowanym, a gra o nie jest gra o sumie zerowej: nie każdy może wygrać. Wnioski są wiec oczywiste: wspierając Muszyńskiego zwalczasz Meyerową, Ziębę i Bieszka!
Napiszcie komentarze:
Po pierwsze: przynosi to taki sam efekt, jak klikanie w gwiazdki. Czyli zmusza maszyny do intensywniejszej pracy i namawia je do większej opieki nad daną książką. Po drugie: autorzy wbrew pozorom czytają komentarz.
Owszem, czytanie wypowiedzi w internecie naraża na raka mózgu, ale pierwsze trzy miesiące od premiery to dla autora bardzo stresujący moment. Widzicie: każdy twórca to trochę narcyz, który chciałby być zauważony. Największą karą dla pisarza, malarza czy innego artysty nie są nawet negatywne opinie, ale brak zainteresowania czytelników.
Tymczasem, zanim zaczną spływać jakiekolwiek wyniki sprzedażowe mijają zazwyczaj miesiące Oczekiwanie na pełny obraz zabiera jeszcze więcej czasu…
Napiszcie recenzje:
Tym bardziej jeśli książka się Wam podobała.
Powiedzmy sobie szczerze: blogowe czy forumowe recenzje nie są najlepszym środkiem promocji, a ich skuteczność jest raczej niewielka. Jednak zwiększają ekspozycje książki i podbijają jej pozycje w Google. Co więcej: najskuteczniejszą formą marketingu jest marketing szeptany, a wiele, zwłaszcza małych blogów czytanych jest głownie przez znajomych mających zaufanie dla danego recenzenta.
Recenzja jest też dobrym sposobem na to, by powiedzieć pisarzowi, co się o jego książce myśli oraz jakie ma ona mocne oraz słabe strony, co się Wam w jego stylu podoba, a co nie pasuje.
Wklejcie link na forum:
Dajcie lajka na Facebooku, napiszcie notkę na blogu, albo cokolwiek… Nie, żebym żebrał o lajki, ale żebram o lajki.
A tak na serio: tego typu działania nie są szczególnie efektywne w budowaniu marki, ale stanowią element marketingu szeptanego. Rekonfederacja od znajomego, któremu się ufa może jak najbardziej wzbudzić zainteresowanie daną pozycja. Jeden powie drugiemu, drugi trzeciemu, a potem jakoś to będzie się kręcić.
Pożyczcie książkę znajomemu:
Najbardziej efektywna forma promocji jest jednak poczęstowanie kogoś książką, zwłaszcza, jeśli się wam podobała. Raz, że ludzie zwykle dobierają się wedle wspólnych zainteresowań, dwa, że skoro książka była dobra, to czemu jej nie pożyczyć? Przynajmniej będziecie mieli wspólny temat do rozmów.
Powiedzmy sobie szczerze: prawdziwa sztuka obroni się sama, trzeba jej tylko pozwolić to zrobić. Fakty natomiast mówią same za siebie. Jeśli zaś książka znajomemu się spodoba, to pewnie będzie was bardziej lubił.
Generalnie jest to bardzo skuteczna metoda promocji książki. Przykładowo: Andrzej Pilipiuk i ogólnie rzecz biorąc Fabryka Słów na wczesnym etapie ich kariery właśnie w ten sposób budowali swoją pozycję. Ludzie po prostu pożyczali sobie „Kroniki Jakuba Wędrowycza” i opowiadali w swoim własnym gronie, jaką świetną książkę czytali (ja sam pożyczyłem ją pewnie połowie klasy).
Ludzie ci potem polecali pozycje innym czytelnikom. Raz, że rozpoznawalność autora rosła, dwa, że cześć z nich sama kupiła własne egzemplarze (i trudno im się dziwić, był to w sumie chyba jedyny polski twórca, który miał odwagę pisać o problemach Polski B lat 90tych, ale robił to też uczciwie i do bólu prawdziwie).
Tak wiec: jeśli książka Wam się podobała i uznajecie ja za wartą promowania, to polećcie ją swoim znajomym.
Potwierdzam, tak właśnie poznałem twórczość Andrzeja Pilipiuka. I tak samo później zapoznałem z nią masę innych osób.