Jak (i czy na pewno) Wiedźmin III odmienił gamming?

Wiedźmin 3: Dziki Gon, mimo, że od jego premiery minęło zaledwie dwa i pól roku już doczekał się statusu produkcji kultowej, oraz miana najlepszej gry w historii. Kilkakrotnie już rzucano mu wyzwanie, jednak na razie pozostaje on bezkonkurencyjny. Na Youtube natomiast obejrzeć można bez liku filmików tłumaczących jak to „Wiedźmin zabił / zniszczył / zrewolucjonizował gamedev” oraz czym to zrobił.

Artykuł ten będzie częściowo poświęcony właśnie wyjaśnieniu fenomenu Wiedźmina 3 (a dokładniej podsumowania argumentów), a częściowo polemice z tymi, nierzadko bardzo hurraoptymistycznymi i bezkrytycznymi opiniami.

Na początku należny powiedzieć jedno: Wiedźmin 3: Dziki Gon jest produkcją bezapelacyjnie fenomenalną. Pod wieloma względami nie różni się on od innych gier cRPG z otwartym światem, aczkolwiek jest kilka szczegółów, które sprawiają, że na tle konkurencji znacząco się wybija. Są to:

1) Stopień dopracowania:

Pierwszym z tych elementów jest stopień dopracowania gry. Wiedźmin 3 zawiera takie elementy, jak broda i wąsy postaci, które rosną w trakcie rozgrywki i trzeba je czasem golić, bo inaczej chodzimy zarośnięci, jak mamut, ludzi, którzy w trakcie deszczu ociekają z ulic i chowają się pod dachy, czy leśna ściółkę, dopasowaną do rodzaju drzew, które rosną w danej okolicy. Oraz bardzo ładne wschody i zachody słońca.

Trudno nazwać to jakimś gigantycznym przełomem, ale wygląda to naprawdę ładnie. Co więcej tworzy też doskonałe warunki immersji. Nie będę pieszym, który stwierdzi, ze „immersja” jest „buzzwordem”, słowem-brzęczeniem, które nie służy niczemu, prócz ewentualnie nabijaniu dziennikarskiej wierszówki. Niemniej jednak grając w Dziki Gon czułem się, jak w żadnej innej grze. Czułem się jak na wycieczce w Bieszczadach. Odnosiłem wrażenie, że ten świat naprawdę mógłby istnieć, a gdybym urodził się w nim mógłbym sam być wędrownym zabójcom potworów.

2) Stosunek do klienta:

Po drugie: stosunek, czy raczej: szacunek dla klienta. W momencie premiery Wiedźmin 3 zdobył sobie nieprzyjemne przezwisko „Glitcher”, z uwagi na obecne w grze, często komiczne błędy. Gracze jednak zacisnęli zęby, bowiem powiedzmy sobie szczerze: developerzy nauczyli nas już, że musimy żyć z bugami. Zęby zacisnął też jednak CD Project i zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał: przeprosił klientów, poprawił błędy, a do tego wypuścił 16 darmowych DLC, które znacząco rozszerzały rozgrywkę o nowe elementy.

Następnie wypościł dwa płatne DLC i nie była to zbroja dla konia jak w Elder Scroll: Oblivion, czy też zestaw skórek dla postaci jak w XCOM 2 (takie rzeczy dostaliśmy bowiem za darmo), ale staromodne, duże rozszerzenia, które powiększyły grę o jakąś jedną trzecią.

3) Bohater:

Trzecim, zwykle wspominanym atutem jest bohater. Wielokrotnie już na tych łamach narzekałem na płaskie i nieprzemyślane osobowości postaci w grach. Geralt na tym tle wybija się znacząco. Osobowości naszego bohatera nie trzeba przedstawiać chyba nikomu, wiedźmin w grze jest bowiem równie magnetyczną postacią, jak w książkach. Wędrowny twardziej w stylu filmów karate z lat 80-tych i owiany mistycyzmem mistrz ciętej riposty, a do tego jeden z nielicznych, oczytanych ludzi w świecie analfabetów. Indywidualista, buntownik, a do tego jedna z nielicznych ostoi prawości, przywracająca porządek za garść orenów, jak rewolwerowiec w westernach.

Po protu wiedźmin.

Magic wielding, monster fighting polish samurai” cytując jednego z zachodnich recenzentów.

Wszyscy wiemy, kim jest Geralt oraz co jest pociągającego w jego osobie.

4) Questy i dialogi:

Kolejną z wielkich zalet tej gry, tak naprawdę wyróżniających ją z pośród innych produkcji to system questów. W Wiedźminie 3 questy są bardzo dopracowane, co wyróżnia je na tle konkurencji. W wielu współczesnych grach cRPG questy traktowane są po macoszemu, często przybierają postać zadań w rodzaju „idź na pocztę, odbierz listy”, „kup mleko i bułki”, „idź do innej lokacji, zabij tam 5 mobków i wróć”, „odprowadź dzieci do szkoły” i innych, równie atrakcyjnych zajęć, za które otrzymujemy równie atrakcyjne nagrody.

W wiedźminie jest jeden tego typu quest, będący wyraźną parodią zleceń z innych gier. Jest to sławne „zadanie z patelnią”. Jeśli chodzi o pozostałe, to otrzymujemy całą masę przemyślanych misji, które rozbudowują tło fabularne bohatera lub poszczególnych postaci drugoplanowych czy lokacji, stawiają nam moralne dylematy, wpływają na świat przedstawiony albo stanowią drobne śledztwa i walki z mini-bossami.

W samych questach też dzieje się dużo: napadamy na banki, tropimy morderców, polujemy na groźne potwory (nie na jakieś gobliny czy szkielety, albo jeszcze gorzej: szczury, ale zwykle na istoty, które są większe, silniejsze i niepodszepnięte od nas), albo pomagamy niegroźnym potworom, na które polują źli ludzie…

5) Trudne tematy i „antyfantasy”:

Po ostatnie: Wiedźmin 3 zaskoczył wielu odmiennym podejściem do tematu fantasy. Podobnie jak proza Sapkowskiego gra nie bała się poruszać tematów trudnych, jak rasizm, przemoc w rodzinie, mroczne oblicza wojny, nałogi, moralna ambiwalencja, prześladowania…

Nie przesadzałbym z nazywaniem tego antyfantasy, określenie to, w odniesieniu do Wiedźmina pokazuje raczej, że autor tego stwierdzenia nie rozumie reguł gatunkowych fantasy. Jednak niewątpliwie wyżej wymienione tematy należą do grupy, od których gry komputerowe (i w ogóle współczesna popkultura) długo uciekały. Częściowo dlatego, że, skupiając się na dzielnych bojcach i utalentowanych generałach zapominały o pozostałych aspektach wojny, oraz o tym, że świat nie jest czarno-biały i nawet w po słusznej stronie walczą czasem złe osoby, po złej: najczęściej zwykli, szarzy ludzie, a pociski zabijają nie tylko żołnierzy. Częściowo dlatego, że od dawna gry panicznie boją się urażenia czyichkolwiek uczuć, wynikłego z tego podwyższenia wiekowych ratingów i wycofania ich z supermarketów, co kilka razy się zdarzyło.

A częściowo dlatego, że są to tematy o których trudno jest pisać, bardzo bowiem łatwo przekroczyć granicę między delikatnością i współczuciem, a zwykła pornografią przemocy, co kończy się zmienieniem tragedii w kicz i niesmaczną kpinę. Zresztą sam CD Project i jego, bardzo krytykowane karty z gołymi paniami w Wiedźmina I mogą być tu przykładem przekroczenia granicy dobrego smaku.

Szczególnie fantasy od jakiegoś czasu traktowane jest jako gatunek eskapistyczny, gdzie są elfy, jednorożce i jasny rozdział dobra od zła (co jest kolejnym gwałtem na zasadach gatunku).

Wiedźmin nie boi się mówić o tych rzeczach wprost, co poważnie wyróżnia go na tle innych gier. Nawet nie chodzi o to, że jesteśmy nieprawi. Przeciwnie, jesteśmy trochę jak w westernie: jedynymi prawymi w nieprawym świecie i do tego mającymi możliwość ową prawość zaprowadzać.

6) Stosunek do kanonu:

O ile poprzednie pięć punktów było tylko kompilacją poglądów innych autorów, które na potrzeby tego tekstu zebrałem, to siódmy będzie moją obserwacją. Czego nie zauważyli nasi zachodni koledzy: poważną zaletą CD Project Red jest wierność pierwowzorowi. Owszem, komputerowemu Wiedźminowi można zarzucić kilka rzeczy, pojawia się parę rozbieżności, jednak są to niewielkie elementy: niektóre potwory wyglądają nieco inaczej niż w książce (leszy, syrena, kuroliszek, który oryginalnie był wielkości indyka, a w grze jest wielki niczym dom), dodano trochę rzeczy od siebie i nieco zmodyfikowano świat. Jednak, w stosunku do rozbieżności między np. opowiadaniami, a „Sezonem Burz”, które popełnił sam Sapkowski są to zmiany niewielkie.

Porównywalnie niewielkie są też w stosunku do odstępstw od kanonu, których dopuszczają się twórcy innych gier. Kontrprzykładem może tu być Warner Bross i ich „Shadow of War” z seksi Szelobą, wykuwaniem dziesiątego pierścienia władzy i podobnymi głupotami, które rażą każdego tolkienistę, jak słoneczne światło orka.

Ile z tych zmian jest naprawdę nowatorskich?

Kończąc ten wywód dochodzimy do kwestii zasadniczej: ile z tych zmian jest naprawdę rewolucyjnych? Otóż: chyba żadna. Grafikę dopieszczano zawsze, podobnie jak zawsze byli fajni bohaterowie, dialogi z jajem i biura obsługi klienta, a także gry poruszające trudne tematy i ocierające się o tabu.

Zresztą sama gra również nie jest pozbawiona wad. Przez głosy zachwytu przebijają się nierzadko osoby narzekające na system walki, sztuczne gospodarowanie poziomem trudności, mało interesujący loot, świat w który trudno się wciągnąć… Można też wypomnieć błędy, od których miała roić się gra we wczesnych etapach jej obecności na rynku.

Niemniej jednak końcowe opinie są miażdżąco pozytywne. W Wiedźminie 3 natomiast widzi się zbawcę gier wideo.

Wydaje się, że tym, co naprawdę podoba się graczom, to stopień dopracowania gry oraz jej rozmiar. Cytując Leonarda da Vinci:

„Drobnostki są ważne, bowiem składają się na Doskonałość, a Doskonałość nie jest drobnostką”. Wiele z tych zalet to tak naprawdę właśnie drobnostki. Bo co przeszkadza grafikowi, który przecież miał takie rzeczy nawet nie na studiach, a w liceum plastycznym wziąć paletę i zamiast naciapać losowe kwiatki w losowych miejscach namalować je tak, jak faktycznie rosną?

Wiele rzeczy, które Wiedźmin 3 robi dobrze to po prostu sztuczki z kompozycją, unikanie sztucznego przedłużania gry, jak questy typu pocztowego (które implementuje się w grach właśnie dlatego, że są łatwe do zrobienia i pozwalają sztucznie wydłużyć rozgrywkę małym kosztem, nawiasem mówiąc projektanci questów w Wiedźminie 3 mówili w jednym z wywiadów).

Tak naprawdę jest to bardziej zmiana mentalna, wynikająca z większego talentu, miłości do gier lub lepszych procedur, a nie czysto techniczna.

Czy faktycznie Wiedźmin odmienił świat gier?

Wiedźmin 3 (na pierwszym planie) zabijający gamedev (na drugim planie).

Z cala pewnością Wiedźmin 3 odmienił oczekiwania graczy, czy dokładniej: podniósł ich poprzeczkę. Widać to zarówno po zalewie filmików o tym, czego to Wiesiek nie dokonał, fali hejtu, jaki wylał się najpierw na Fallouta 4, a potem Mass Effect: Andromeda, gry które miały masę oszczędności tam, gdzie CD Project właśnie nie oszczędzał, czy wreszcie zalew memów zestawiających ze sobą „Korporacje z budżetem setek milionów” oraz „napędzanego wódką, słowiańskiego czarodzieja”.

Jednak nie widać, by firmy deweloperskie jakoś na to zareagowały. Zacznijmy od tego, ze większość firm nie jest w stanie nawet wyprodukować programu takiej klasy. Niewielu producentów zwyczajnie stać, żeby tworzyć takie gry.

Jeśli chodzi o pozostałych, to bywa różnie. Cześć wydawców wyraźnie próbuje nawet nie tyle naśladować, co raczej dyskutować z CD Project. Widać to choćby po Zelda: Breath of Wild, która pod wieloma względami jest rzekomo takim anty-Wiedźminem czy tez Horizon: Zero Dawn, który ma do niego nawiązywać (ile w tym prawdy nie wiem: nie jestem konsolowcem i nie mam jak sprawdzić) do, aczkolwiek wiele podobieństw jest czysto pozornych.

Niemniej jednak reakcję większości wielkich producentów da się streścić do: „Przyszedł, poszedł, może nie wróci”. Wiedźmin i apetyty graczy zostały całkowicie zignorowane. Trudno powiedzieć, czy wynika to z barier mentalnych i niezrozumienia potrzeb klienta, czy jest to cyniczna polityka. Być może jednak developerzy, zwłaszcza najwięksi mają nadzieję, że był to jedyny taki wystrzał, który więcej się nie powtórzy. Po prostu iskra szczęścia, która wkrótce się wypali.

Pytanie: czy faktycznie tak będzie, czy też ich następna gra będzie przynajmniej równie dobra jest aktualne. Dlatego też na Cyberpunk wszyscy czekają z taką ciekawością.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Fantasy, Gry komputerowe, Książki i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Jak (i czy na pewno) Wiedźmin III odmienił gamming?

  1. Mateusz pisze:

    Następnie wypościł płatne darmowe DLC tu się chyba wkradł błąd

  2. Shockwave pisze:

    Wiedźmin magnetyczną osobowością? Geralt to nudny, pozbawiony charyzmy i niezdecydowany frajer, a nie magnetyczna postać. W grach jest trochę lepiej, ale książkowy wzór to porażka na niemal całej linii.

    Wielkie firmy developerskie mogą olać Wiedźmina i dalej robić swoje drogie, puste i jałowe gry z nową skórką na bohatera w DLC za 15$. Nie mają się czym przejmować, bo nawet jak wypuszczą badziewie pokroju Dragon Age 2 czy Mass Effect 3, to i tak zarobią miliony. Co z tego, że fani narzekają, jak masową żrą ten gnój?

  3. Karoluch pisze:

    Poszczególne elementy znane z Wiedźmina 3 były już obecne w różnych produkcjach wcześniej. Choćby w Wiedźminie 1 i 2, czy tam innych, ale jednak Wiesiek 3 połączył je w sposób mistrzowski.

    Pamiętam jak grałem w W1 i W2 w podobnym czasie co odpowiednio Mass Effect 1 i 2. Jest różnica w kreacji bohatera i dialogach czy nawet NPC od tej gry, a od produktu BioWare, owszem ME to fajna space opera, przeszedłem dwójkę ze trzy razy. Nawet klimat tej galaktyki w ME1 u szczytu pomyślności, jest fajny. Jednak jeśli chodzi właśnie o postacie to nie ta klasa. Shepard to taki typowy heros: „idź uratuj świat cny rycerzu”. Zawsze wolałem opcję „renegata”, bo nieco bardziej życiowa, niż ten dobry „paragon”. Geralt jednak, mimo wyboru opcji dialogowych co do działań, które ma zrobić, jednak posiada pewną osobowość, jest bohaterem z krwi i kości, niezależnym od gracza jeśli o to chodzi.

  4. Buszasp pisze:

    Smutne to trochę. W skrócie brzmi to mniej więcej tak: Wiedźmin 3 w odróżnieniu od większości gier jest produktem dopracowanym i stworzonym z szacunkiem dla klienta. Gracze nienawykli do otrzymywania gier bez bugów i zaskoczeni ludzkim traktowaniem przez developerów okrzyknęli to przełomem w branży. To tak jakby w branży samochodowej przełomem było, że w fabrycznie nowym wozie wszystko działa.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s