Krótka bajka o przemocy – o tym, jak zmieniało się podejście do dzieci na przykładzie „Pszczółki Mai”

Pomysł na tego posta przyszedł mi do głowy krótko po publikacji poprzedniego, o przemocy w grach. Przypomniała mi się wówczas dyskusja z Grisznakiem, którą wiodłem na wakacjach. Tematem będzie ewolucja w postrzeganiu tego, co stosowne jest do pokazywania dzieciom, jaka nastąpiła w ciągu ostatnich stu lat. Oraz o tym, co można było pokazać naszym (pra)babciom, naszym mamom oraz naszym dzieciom.

Przykładem będzie bohaterka, która przeszła z nami cały ten okres: pewna, (pozornie) niewinna pszczółka.

Pszczółka Maja i jej przygody” Waldemar Bonsels

Oryginalna „Pszczółka Maja” była książeczką dla dzieci napisaną w roku 1912 przez Waldemara Bonselsa, niemieckiego nauczyciela, pisarza i podróżnika. Bonsels był osobą o bardzo zdecydowanych poglądach, a znaczną część swej twórczości poświęcił wychowywaniu dzieci i kształtowaniu w nich pożądanych swym zdaniem postaw, które nawiasem mówiąc z czasem ewoluowały. Tak więc przed pierwszą wojną światową stanowił wyznawcę niemieckiego konserwatyzmu, nacjonalizmu i militaryzmu. Po niej jego poglądy zaostrzyły się i został zwolennikiem nazizmy, czemu upust dał publikując esej pod tytułem „NSDAP und Judentum” (pol. „Partia nazistowska i żydostwo”). Bonsels był też podróżnikiem, który podróżował po całej Europie i znacznej części Azji. Do jego ważniejszych podróży należały wyprawa do Indii oraz Ameryki, którym poświęcił książki podróżnicze.

Pasja podróży sprawiła, że zafascynowany był światem przyrody, w szczególności zwierząt małych i owadów oraz Imperium Brytyjskim, które podówczas kontrolowało cały świat. W Brytyjczykach widział wiele zalet: brawurę, niespokojny duch, ciekawość świata połączoną z pewną niesubordynacją, ale też i gorący patriotyzm. Cnoty te chciał przeszczepić do narodu Niemieckiego (który podówczas sam próbował budować imperium kolonialne), jednocześnie nie niszcząc tego, co uważał za kwintesencję niemieckiego ducha.

„Pszczółka Maja i jej przygody” jest radośnie niewspółczesna i zawiera wiele wątków, które dziś uznalibyśmy za niekoniecznie odpowiednie dla dzieci. Nie trzeba więc daleko zagłębiać się w lekturze, by natrafić na bezwstydny kult militaryzmu, przyzwolenie na stosowanie przemocy oraz potępienie indywidualizmu. Przeciwnie: już na drugiej stronie możemy przeczytać, jak stara, szacowna pszczoła Kassandra uczy Maję, iż „Pszczoły zażywają w świecie wielkiego szacunku, gdyż posiadają odwagę i żądła” oraz, że „Możesz używać swego żądła przeciw wszystkim owadom, by zdobyć szacunek lub też dla obrony”.

Powodem dla którego pszczoły zażywają szacunku na dzielni nie jest tylko ich umiejętność spuszczania łomotu niepokornym, ale też odwaga w oddawaniu życia.

Oddawania życia nawiasem mówiąc jest tam sporo. Książka obfituje w brutalne sceny, typu: Maja siedzi na listku i rozmawia sobie z bączkiem imieniem Jan Krzysztof. Nagle na nieboraka spada jętka i zaczyna go zjadać żywcem.

„—Proszę go puścić, on się nazywa Jan Krzysztof…”

Krzyczy zszokowana maja.

„- To przecież taki miły, sympatyczny pan, nie zrobił pani nic złego”.

A jętka na to:

„—Tak, miły nieboraczek — przyznała czule, odgryzając głowę.”

Potem Maja wdaje się w rozmowę z Jętką, w trakcie której licytują się wzajemnie, który gatunek jest bardziej zbrodniczy. Koniec końców jednak przechodzą na przyjacielską stopę, poznajemy więc smutną historię brata Jętki, który został schwytany przez ludzkiego chłopca i wraz z innymi jego ofiarami włożony do kieszeni. Poczytać tam więc o złamanych nogach i szczękach, wybitych oczach i innych obrażeniach, jakich doznali jeńcy. Koniec końców chłopiec uwolnił brata Jętki z więzienia, ale nie dane mu było długo cieszyć się wolnością, ani nie oznaczało końca okrucieństw. Przeciwnie: mały oprawca wyrwał mu najpierw skrzydełka, a potem nóżki i zostawił na pewną śmierć. Tak znalazła go Jętka, która pocieszała go ostatnimi słowami, aż skonał. Przy okazji czytamy też obrazowy opis kalectwa, jakiego doznała żaba, inna ofiara małego sadysty.

Opowiedziawszy o tej tragedii Jętka wzbija się w powietrze i odlatuje śpiewając piosenkę o tym, że niedługo skończy się lato, przyjdzie zima, na łące szaleć będzie śmierć i wszystkie owady umrą.

A umierania w tej książce jest, jak mówiłem dużo.

Ogólnie rzecz biorąc życie insekta u Bonselsa jest równie marne, kruche i pozbawione znaczenia jak w rzeczywistości. Jedynie pszczoły mają pod tym względem lepiej: o ile bowiem giną równie bez sensu i na okrutne sposoby, a do tego nawet bardziej masowo, jak inne owady, to jednak kolektyw trwa, a na zwolnione miejsce w szeregu zawsze przychodzi ktoś nowy. Mają też jakąś iluzję nadziei, bo może jedna śmierć na tysiąc służy wyższemu dobru.

Fatalizm tej książki zaszokował nawet takiego starego nerda, jak ja.

Sama Maja nawiasem mówiąc też ma okazję stosować przemoc. Ta nadarza się, gdy kilka rozdziałów później spotyka muchę, mocno ustylizowaną na stereotypowego Włocha. Mucha naśmiewa się z pszczół i ich zwyczajów. Maja jednak „uczy ją szacunku” dobywając żądła i terroryzując ją groźbą zabójstwa. Fajny morał. „Jeśli ktoś krytykuje twoje państwo, to mu wpierdol”.

Podobnie jak u Lowercrafta w książce jest też sporo rasizmu. Nie współczesnego rasizmu, typu „asfalt musi leżeć na ulicy” tylko tego charakterystycznego, sprzed pierwszej wojny światowej. Autor wyraźnie przyjmuje za pewnik, że świat dzieli się na nierównorzędne rasy. Na samym szczycie hierarchii stoją więc rasy słusznie dumne ze swych dokonań, w tym wypadku Anglicy i Niemcy, utożsamiani przez pszczoły. Potem rasy ze swych dokonań dumne niesłusznie (Francuzi), następnie podludzie, czyli ludy romańskie, po których następują narody słowiańskie, a po tych Żydzi.

Po Żydach postępują „dzicy” czyli w zasadzie nawet nie tyle podludzie, co raczej nadzwierzęta.

Żeby nie było, że demonizuje:

„Pszczółka Maja i jej przygody” Bonselsa ma moim zdaniem także całkiem sporo zalet. Mimo wszystko pokazuje, że ciekawość świata jest zaletą i się chwali. Bardzo prezentuje grzeczność i uprzejmość jako ważne cechy pozytywne, które umożliwiają dojście do wielu cennych rzeczy i zdobywanie przyjaźni. Pokazuje też świat owadów, ucząc dzieci z jednej strony o przyrodzie, a z drugiej empatii i szacunku dla świata natury.

Prawdę mówiąc trochę trudno to zestawić z wymienianą wcześniej pogardą dla życia.

Gdyby nie znać życiorysu i osobowości twórcza artysty można byłoby zrzucić to na błędy warsztatowe, chwilowe zauroczenie ideologią lub naiwność epoki, która nie wiedziała jeszcze, co czeka ją za niecałe dwa lata. Niestety, tak nie było. Bonsels dobrze wiedział co pisze i w swoich poglądach był zatwardziały.

Pewną wesołość budzi we mnie natomiast wizja rodziców, którzy, nieświadomi zawartości kupują tą książeczkę dzieciom, bowiem „jest to stara, dobra Pszczółka Maja” i „na pewno im nie zaszkodzi”.

Pszczółka Maja 1975” (klasyczna):

Ulubiona bajka naszych rodziców (tzn. rodziców mojego pokolenia, dla części czytelników będą to zapewne dziadkowie) powstała w roku 1975, stworzona przez studio Nippon Animation, jako wynik koprodukcji Japońsko-Niemcko-Austryjackiej. Liczyła ona sobie dwa sezony, po 52 odcinki. Ogólnie rzecz biorąc struktura pozostała bardzo podobna do książki, zwłaszcza w pierwszym sezonie, który rozpoczynał się od przyjścia na świat Mai i jej dzieciństwa w ulu, bardzo zbliżonego jak w książce. Następnie Maja ucieka od pszczół, prowadzi pełne przygód życie, spotykając różne owady i koniec końców powraca do ulu, by ostrzec jego mieszkańców przed groźbą ze strony szerszeni, ryzykując przy tym okrutną karę.

Tu jednak podobieństwa się kończą. Pszczoły bowiem dostrzegają mądrość w polityce Mai oraz jej zasługi, liberalizują więc swą politykę wobec wolnomyślicieli. Maja i Gucio otrzymują więc zezwolenie na dalsze badanie świata, a w domyśle staje się to też przywilejem innych, odważnych pszczół (których jednak jest niewiele). U Bonselsa natomiast sprawa wygląda inaczej. Maja zostaje skazana na śmierć, ale w nagrodę za dostarczenie ważnych informacji wywiadowczych o ataku szerszeni ułaskawiona. Wraca więc do życia w ulu i zostaje nauczycielką.

Serial posiada bardzo złagodzoną wymowę: Maja w prawdzie nadal jest niesforna i nadal bardzo bierze to do siebie, gdy ktoś negatywnie wyraża się o pszczołach, jednak nie grozi już nikomu śmiercią, a bajka nie jest już taka okrutna. Tak naprawdę przemocy w niej nie ma, ciągły fatalizm i groźba utraty życia zmieniają się w dość pogodną opowieść o jego urokach.

Maja otrzymuje też dwóch towarzyszy: konika polnego Filipa oraz trutnia imieniem Gucio, którzy znacząco łagodzą wymowę. Filip jest rozrywkowym kawalerem w wieku średnim, który wprowadza do opowieści urok lekkoducha, a Gucio nieco leniwym i mało rozgarniętym, dobrodusznym głuptaskiem, który stroni od wszelkiej przemocy.

Obydwoje potrafią jednak lekko utemperować charakterną Maję. Sama pszczółka nawiasem mówiąc teraz też jest teraz bardziej krytyczna wobec rzeczywistości.

Wątki militarystyczne nadal się pojawiają, ale znacząco się przeobrażają. Reprezentuje je grupa nowych postaci: mrówek, z których uczyniono komicznych nieudaczników. Wojskowi przestają być więc ideałem, a stają się pośmiewiskiem.

„Pszczółka Maja” zachowuje natomiast główną zaletę oryginału: otóż pod przykrywką bajki dla dzieci przemyca ogromne ilości wiedzy o przyrodzie, a bliżej: o owadach. Uczy szacunku do małych istot i życia. W tej wersji posiada też sporą wartość pedagogiczną.

Pszczółka Maja 2012”

W 2012 roku zapadła decyzja o wznowieniu „Pszczółki Mai”. I tym razem miała to być koprodukcja, tym razem jednak wybór padł na współpracę Niemiecko-Francuską. Jej wynik jest co najmniej równie okropny, jak oryginalna bajka Bonselsa.

Już na pierwszy rzut oka widzimy bowiem, że mamy do czynienia z produkcją tandetną. Ręczną animacje zastąpiło bowiem wyjątkowo marne CG, a sama produkcja wiele straciła na głębi. Nowa „Pszczółka Maja” jest zwyczajnie infantylna. Słowo to nie pasuje w prawdzie do tytułu adresowanego dla grupy 6-9, jednak fakt pozostaje faktem. Przygody naszej Pszczółki pozbawione zostały jakiejkolwiek głębi, zarówno Maja, jak Gucio oraz pozostałe postacie to banda gamoni, którym brakuje polotu.

Przykładowo: w odcinku 66* serii z 1975 roku pod tytułem „Mucha Funia” autorzy umieszczają zabawny epizod: narzekająca na choroby stóp stonoga odwiedza ślimaka-lekarza, ten bada ją i stwierdza, że lekarstwem na jej dolegliwość jest dieta. Stonoga domaga się innej terapii, więc ślimak wzywa modliszkę, która przeprowadzić ma amputację chorej kończyny. Przerażona taką perspektywą stonoga „zdrowieje” i szybko ucieka.

Autorzy wersji z 2012 wydają się wierzyć, że przedstawiona, absurdalna sytuacja jest zbyt skomplikowana dla dzieci i zbyt okrutna. Dlatego też głównym akcentem humorystycznym jest Gucio, który co i rusz potyka się i wywraca.

Także na nadmiar aspektów edukacyjnych serii nie ma co liczyć. O ile w wersji Bonselsa i tej z 1975 roku spotykaliśmy się z całą gamą ciekawych istot: kornikami, mrówkami, mszycami, pchłami, żukami grabażami, rosiczkami, tak nowa Maja także uczy i dzieci dowiedzieć się z niej mogą na przykład, że zimą pada śnieg.

Wydaje się, że autorzy myślą, iż dzieci są za głupie, by zrozumieć coś bardziej skomplikowanego.

Albo – co równie prawdopodobnie – zbyt delikatne, by im o tym opowiadać.

*Wybór odcinków jest przypadkowy. Poprostu obejrzałem kilka starej serii, by odświeżyć ją sobie na potrzeby tego tekstu.

I tu kończymy naszą podróż:

Od wydania Pszczółki Mai upłynęło już 105 lat. W tym czasie zarówno to, o czym można opowiadać dzieciom, jak i sama bajka przechodziły liczne przemiany. Zaczęła od powieści edukacyjnej mającej wychowywać idealnych obywateli absolutystycznej monarchii, gotowej karnie służyć jej swymi siłami fizycznymi i intelektualnymi na wszystkich (często dosłownie) frontach oraz w jej imieniu śmiało odrzucać swe żywota.

Przeszła przez etap mądrej bajki doświadczonego traumą wojny pokolenia, które wierzyło, że dzieci da się dzięki rozmowie wyuczyć tak, by stały się lepszymi dorosłymi.

Kończy się na głupkowatej historii pokolenia, które uważa, że z dziećmi rozmawiać nie warto.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Anime, Gry kmputerowe, Historia, Komputery, Książki i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na „Krótka bajka o przemocy – o tym, jak zmieniało się podejście do dzieci na przykładzie „Pszczółki Mai”

  1. DoktorNo pisze:

    Ciekawe spostrzeżenia, ja dodam że powody deewolucji animowanej Mai są następujące:

    * Pop pierwsze oczywistością jest to, że pierwszy powstał w krajach które potwornie sparzyły się na militaryźmie, a dwa to były lata 70-te, kiedy głośno było o ekologii, kontrkulturze hipisowskiej itp. i panowało przeświadczenie że świat da się zmienić na lepszy.

    * A najnowsza mutacja powstała w czasach kiedy wszyscy są cyniczni, politycy tylko obrażają wszystkich, wymachują szabelką i straszą, nikt nie ma wizji przyszłości, ludzie uciekają od rzeczywistości i w efekcie rządzi kalkulacja marketingowa z Excela.

  2. Suchy pisze:

    Trochę błędne koło jak dla mnie.
    Jestem leniwą łajzą a nie rodzicem i moje dziecko wyrasta na małego agresywnego bandytę.
    Nie może przecie być tak, że winny temu jestem ja i to, że nie chce mi się porządnie wychowywać mojego dzieciaka ! Co może być temu winne …
    Ah no tak ! Ta pełna przemocy zła telewizja !
    Jeśli jakaś opowiadana historia ma mieć sens to zawsze musi być konflikt. Konflikt nie zawsze ale czasem może oznaczać przemoc.
    Jak dzieciak ma odróżniać dobro od zła i to że zło powinno być karane, że trzeba się mu przeciwstawiać i nie można wobec niego być obojętnym, że czynienie zła zawsze odbije się ci w twarz etc. skoro nie można pokazać przemocy, cierpienia konfliktu, a nawet jeśli to w maksymalnie stonowanej wersji ?
    Jakie tego efekty? W power rangers jak się prali to nikogo nic nie bolało tylko najwyżej robiło się takie puf ! leciały iskry i kogoś odpychało do tyłu i potem zaraz i tak wstawał. I nadchodzi wielka niespodzianka bo okazuje się, że okładanie się po buźkach może boleć, może polecieć krew i co najgorsze można sobie zrobić krzywdę.
    To broń może zrobić komuś krzywdę i jak ktoś umiera to nie wraca cudownie do życia?
    Zaraz jak ktoś jest ładny i miło się uśmiecha to może być zły, a ktoś wyglądający jak Ben Kingsley dobry ?
    Więc źli ludzie nie zawsze uważają się za złe osoby mimo że nimi są?
    Więc źli ludzie nie zachowują się jak złowieszczo hihoczący do siebie ubrany na czarno psychol ?
    Więc jak będę dobrą osobą to nijak mi to nie gwarantuje się wszystko zawsze się dla mnie dobrze skończy ?
    Więc ludzie którzy twierdzą, że służą dobru mogą tak naprawdę być złymi ludźmi?
    Pamiętam jak kiedyś jeszcze w latach 90 w telewizji leciał folwark zwierzęcy w wersji animowanej (tej mega starej z 1954). Moi rodzice stwierdzili, że w sumie to szybko tej kreskówki znów w TV nie wyemitują wiec stwierdzili, że ją nagrają na VHS i jak już dorosnę do tego to mi zapuszczą.
    No i co ? A gówno jak zostałem sam w domku to podstawiłem sobie drabinkę wyjąłem sobie tą „schowaną poza moim zasięgiem” kasetę i odpaliłem. Miałem wtedy może z 7 – 8 lat. I co ? I gówno !
    Znaczy się pamiętam, że momentami się bałem, nie rozumiałem też wiele z tego co się działo, ale załapywałem ogólną ideę itd. poza tym czułem gniew i poczucie niesprawiedliwości kiedy np. koń który został wysłany do fabryki kleju.
    Jak się skończyło to nie miałem jakoś, żadnej traumy, nie specjalnie pamiętam żeby mi się śniły potem jakieś koszmary i jakoś nie wyrosłem na psychola.
    Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że jest jakoś większa szansa na to że takie infantylne pozbawione treści barachła które mają robić za reklamę zabawek mają większą szansę na odchowanie psycholi jak coś co traktuje dzieci jak istoty ludzkie. Mniejsze i tak jakby że się tak wyrażę „mniej doświadczone” ale istoty ludzkie.

    • mirisdor pisze:

      Power Rangers to trochę słaby przykład, bo to twór chińczyków. Dokładniej realziacja scen poza bitewnych to produkcja amerykańca, a walki to rzecz z wersji japońskie cebulacko przegrana i z podłożonym dubbingiem.
      Jeszcze nie widziałem dziecka, który próbował by się nawalać jak oni. Tam wszystko wyglądało sztucznie, chociaż niektóre odcinki mają wartość edukacyjną.
      Chyba jeśli jakieś dziecko jest takie głupie że nie widzi że tak jakby mają na sobie pancerze, iskry to tak trochę efekt walenia w, coś twardego, a kitowcy upadają z uwaga: jękiem bólu, a kazdy potwór umiela w krzyku i wybuchach.

      • Suchy pisze:

        Ok wstaw w miejsce Power Rangers cokolwiek z całego ogromu przykładów gdzie dochodzi do mordobicia, czasem dosłownie okładania się samochodami po głowach, rzucaniem sobą i wywalania dziur w ścianach przeciwnikowi itp. i masz ten sam efekt.
        Problemem tego barachła było według mnie nie to, że była tam pokazana przemoc w ogóle, ale bardziej to, że była trywialna i spowszedniała do granic absurdu. Jakikolwiek konflikt prawie zawsze był tam płytki i w zasadzie rozwiązywał się sam. Pokazywanie że pokonywanie „tych złych” jest codziennością i przychodzi z taką łatwością bez większego wysiłku … to według mnie było najbardziej szkodliwe.
        _________________

        Tak przy okazji naszło mnie na wspominki i porównania.
        Ten sam temat w 2 różnych wydaniach.
        Animowana Odyseja z końcówki lat 80

        i kreskówka zdaje się z około roku 2000

        Pomijam zupełnie takie szczegóły jak jakość animacji, muzykę (+ obligatoryjny czarny – fajny kolega głównego bohatera) itd. jeśli idzie o różnice. Z rzeczy które najbardziej rzucają mi się w oczy:
        -w nowszej wersji cyklop się nie upija winem, nikogo nie zjada oraz nie zostaje oślepiony. No chyba, że policzyć kilkusekundowe wylanie mu w twarz wiaderka jakiejś brązowej płynnej lepkiej materii która znajdowała się przy zagrodzie… Ciekawe co to było ? 😛
        -w starszej wersji Kirke nie rzuca żadnego feminazistowskiego monologu pt. „facet to świnia” i nie ma dziwnej walki ze zmiennokształtną Kirke z takimi atrakcjami jak ” wyciągam miecz ! I co z nim zrobię? Dziabnę ją? Skąd. Rzucę mieczem w gałąź”
        – Kiedy przyszła kolej na syrenki to jakoś oszczędzono nam widoku tych wszystkich wraków statków i szkieletów. Równie dobrze można by pomyśleć, że nie było żadnego niebezpieczeństwa z ich strony – ot najwyraźniej strasznie musiały fałszować i była to trochę niedogodność jak przepływali obok
        -Scylla została mackowatym stworem którego wystarczyło pogonić pochodniami
        Co jeszcze ?
        – pominięto wątek pogadanki z Tejrezjaszem – bo wiadomo hades straszny
        – rzecz jasna nie tknięto nawet wątku z wyspą heliosa – żeby załoga mogła wszamać te zwierzątka to przecie trzeba by pokazać, że baraninę robi się z baranków a szok związany z poznaniem tego faktu niewątpliwie mógłby zaszkodzić delikatnej dziecięcej psychice
        oh i najważniejsze
        – No i kurcze jakby tu delikatnie ująć NIKT NIE GINIE. Jak uzasadnić, że Odyseusz został na koniec historii sam? Eeee … Załoga żyje tylko tego ten… Zgubiła go ! Tak właśnie! Zgubiła go i zostawiła na pastwę losu. Ale żeby nie było że byli dupkami to powiemy że nie szukali go bo pomyśleli, że Odyseusz nie żyje. Genialne! W starszej wersji Odys był czasem bezsilny i mógł tylko patrzeć jak złe rzeczy dzieją się wokół niego i czuło się, że wystarczy jeden fałszywy ruch i może być po nim. Był herosem nie dlatego, że problemy rozwiązywały się same ot tak dla formalności jak podejmował próbę ich rozwiązania, tylko dlatego, że naprawdę widać było, że wykazuje się rozsądkiem, odwagą i inteligencją w odpowiedniej chwili. I jeszcze do tego ludzie okazują tam emocje. Boją się potworów, kiedy giną lub są porywani przez potwory to krzyczą w przerażeniu i błagają o pomoc. W starej cyklop jest przerażający i czuje się to. W nowszej jest ciamajdowatym półgłówkiem. Wszystko to podkreśla i nadaje sens jego bohaterstwu – jeśli nie ma strachu to jak bohater może pokazać, że go nie okazuje, jeśli nie ma zagrożenia to jak bohater ma pokazać, że cudem udało mu się go uniknąć, jeśli nie było wyzwania to jak bohater mógł cokolwiek osiągnąć.
        Jak dzieciaki mają się czegokolwiek uczyć z kreskówek jak współcześnie okrawa się je z jakiejkolwiek treści i zostawia takie puste skorupy?

      • mirisdor pisze:

        To akurat dobry przykład. Chociaż z tymi utworami jest taki problem, że naprawdę trufno zrobić z nich serial/animacje. Są pełne gwałtów, kazirodzctwa, zwyrodnienia, tortur, brutalnych walk. Ciężka sprawa, stara wersja w miarę sobie z tym radzi choć wciąż musi zakrywać pewne elementy. Ten dam dylemat ma disney, muszący wykrajać ze swych bajek naprawdę pełno rzeczy by były dla dzisiejszych dzieci (chociaż patrzenie na stapiane stopy, wydziobywane oczy i gwałty w trumnach nie byłoby zbyt przyjemne)
        Historie superhero to sytuacja, kiedy twórcy adaptują poważne i bruatalne serie…w jakieś dziwadła. Patrz kreskówki od DC, które są od PG18/16, bo dobrze odwzorowują materiał źródłowy. Znów te najwcześniejsze opowieści są okropnie infalfywne, głównie skupiające się na pomocy.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s