Spowiedź samuraja – wrażenia z lektury:

Kilka dni temu przeczytałem książkę pod tytułem „Spowiedź samuraja”, która to książka wywarła na mnie ogromne wrażenie. Wrażeniem tym postanowiłem podzielić się podzielić.

„Spowiedź” jest pamiętnikiem, a raczej autobiografią Katsu Kokichiego (1802-1850), żyjącego w okresie Edo samuraja niskiej rangi. Sam Katsu pisze o sobie, że całe życie przynosił rodzinie wstyd i nigdy nie pracował uczciwie, co nawiasem mówiąc jest prawdą. Jego biografia utrzymana jest w atmosferze powieści łotrzykowskiej, napisana jest prostym językiem (co nie powinno dziwić, bowiem Katsu był ledwie piśmiennym nieukiem) i brutalnie szczere. Stworzył ją zamknięty w areszcie domowym, jako wyznanie win i przejaw skruchy, mając nadzieję, że zostanie z owego aresztu uwolniony. Jet to też ważne źródło historyczne, bowiem stanowi jedną z nielicznych biografii samurajskich z okresu, które dotrwały do naszych czasów.

Zajmijmy się rzeczami, które mnie zadziwiły.

Różnice mentalne:

Pierwsza rzecz, która mnie zaskoczyła były różnice mentalne między nami, a Japończykami. Biografia Katsu jest chyba pierwszą książką, w której coś takiego zauważyłem, a co nie dałoby się zwalić na system prawny, system nieformalnych reguł społecznych lub jednostkową, ludzką złośliwość.

Widzicie: Katsu Kokichi był społeczną zakałą. Wywodził się z rodziny biednych samurajów służących Szogunowi jednak nigdy nie został on wybrany na żaden urząd. W swoim życiu miał on jednak wzloty i upadki. Żył głównie pożyczając pieniądze, miewał więc okresy, gdy był zadłużony po uszy. Z drugiej strony miał też momenty, gdy miewał dużo pieniędzy. Zajmował się wówczas czterema, głównymi aktywnościami: dawał lekcje szermierki, handlował mieczami, uprawiał lichwę (jeśli miał z czego) oraz zajmował się windykacją długów.

Dwukrotnie uciekał z domu, raz za młodu, drugi raz nielegalnie podróżując przez pół Japonii podawał się za sługę wysokiego rangą samuraja. Kilkakrotnie był izolowany przez rodzinę lub przełożonych od społeczeństwa lub skazywany na areszt domowy.

Nie zrobił na tej lichwie, handlu mieczami i windykacji większych pieniędzy, bowiem każdy grosz, jaki zarobił topił w dzielnicy rozpusty. Katsu nałogowo korzystał z usług prostytutek, do tego był defraudantem, drobnym złodziejem, zadymiarzem, łapownikiem, oszustem i naciągaczem. Ponadto nieustannie lał żonę.

Innymi słowy: zupełna zakała.

I wiecie co mnie uderza? Że człowiek ten wielokrotnie podkreśla, iż „nawet on nie upadł tak nisko, by się upijać”, „nie pije”, „nie lubi alkoholu”, „rzadko bierze alkohol do ust”, „normalnie nie pije, ale tym razem zależało mi na sympatii gospodarza, więc odrobinę wypiłem”, „wszyscy wokół pili, tylko ja zostałem trzeźwy”, „po zadymie skosztowaliśmy z kolegami alkoholu, ale jeden przesadził i zaczął przynosić naw wstyd, więc poszliśmy” w tonie największej nagany. Ogólnie rzecz biorąc, sądząc po kontekście traktuje to jako przykład zupełnego zezwierzęcenia.

Z drugiej strony trudno u nas byłoby szukać Sebika, który z taką lubością oddaje się kosztowaniu, jak to określa autor: smakołyków.

Trochę dziwnie się człowiek czuje, gdy okazuje się, że siedziba najgorszych zbirów na dzielni jest odpowiednikiem naszej cukierni albo lodziarni.

Jak złej kondycji byli ci ludzie:

Średni czas życia w Japonii okresu Edo wynosił dla mężczyzny 41 lat i był o kilkanaście lat dłuższy, niż w Europie tego samego okresu (wynosił między 27, a 35 latami), co wynikało zapewne z niektórych rozwiązań kulturowo-cywilizacyjnych (większa higiena, lepsze rozplanowanie miast, większy nacisk na czystość, lepszą gospodarkę odpadami i ogólny porządek wynikający z kultury), co nie znaczy, że ludzie ci byli zdrowi jak ryba.

Wręcz przeciwnie: książka obfituje w przypadki poważnych schorzeń traktowanych, jako coś zupełnie zwykłego. Najważniejszym z nich jest beri-beri, poważna awitaminoza spowodowana niedoborem witaminy B1. Beri-beri czyniło do XX wieku poważne spustoszenie w Azji. Wywołane było dietą składającą się niemal wyłącznie z łuskanego ryżu. Katsu najmniej jeden raz wspomina, że na nie cierpiał, wielokrotnie też opisuje objawy podobne do tego schorzenia.

Do tego dochodzą liczne przypadki omdleń po pieszej wędrówce, na dystanse owszem spore, ale nie aż tak nieosiągalne. Te ostatnie są tak częste i to u ludzi młodych (20-25 lat), że początkowo traktowałem je jako zabieg literacki, ale koniec końców uznałem, że (skoro autor pisze o wynajęciu palankinu, by dowieść omdlałego do domu) należy je traktować poważnie.

Jaka tam była bieda:

Zasadniczo większość samurajów służyła szogunowi, trochę daimo rodów sojuszniczych wobec szoguna i pozostali pomniejszym daimo. Tym ostatnim pozwolono zachować kadłubowe gwardie przyboczne, zbyt małe, żeby mogły cokolwiek zdziałać, ale wystarczająco duże, by generowały koszty. Samuraje teoretycznie otrzymywali przydziały ziemi, faktycznie było ich więcej, niż ziem uprawnych w Japonii. W efekcie więc większość z nich otrzymywała pensję od swojego pana. Ta liczona była w koku ryżu, wypłacanym z wirtualnych pól, przy czym dwie trzecie „zbioru” przepadało, przeznaczone na „zasiewy”, „wynagrodzenie dla robotników” czy „daninę dla szoguna”.

Co więcej poszczególne rody posiadały tylko określoną ilość pensji, jakie mogły otrzymać.

Ród, z którego wywodził się Katsu posiadał jedno stanowisko, które oczywiście obsadzał jego ojciec. Przynosiło ono netto 41 worków (hyo) ryżu. Teoretyczne, roczne zapotrzebowanie dorosłego mężczyzny wynosiło 4,5 worka ryżu, a kobiety 3,5. Ich rodzina liczyła pięć osób, w tym matkę i dwóch dorosłych już w chwili przygarnięcia Katsu (który był synem konkubiny) braci. Zakładając, że mały Katsu jadł 2,5 worka ryżu prawie połowę ich wydatków stanowiło samo, najbardziej podstawowe jedzenie.

W takiej sytuacji trudno się dziwić, że miał awitaminozę. I tej pasji do smakołyków.

Ogólnie bieda w przed-nowoczesnej Japonii była ongiś tematem ogólnie znanym wśród orientalistów. Żyje to tam się dobrze od późnych lat 60-tych, głównie dzięki dolarom i technologiom, jakie wtłoczyli w nich Amerykanie po wojnie. Był to temat często podnoszony w starszej literaturze, wydawanej do końca lat 80-tych, potem jednak temat ten zapomniano, gdy Japonia stała się drugim, najbogatszym państwem świata.

Sądząc z opisów samuraje wiedli życie bardzo skromne. Takie rzeczy, jak dzbanek do herbaty, wok czy parasolka to już był znaczny majątek.

Co ciekawe wiele rodzin chłopskich, o mieszczanach nie wspominając była zamożniejsza, niż średniej rangi rodziny samurajskie.

Godne podziwu jest to, jak Japończycy potrafili sobie radzić z bardzo niewielkimi zasobami. Wynikało to w dużej mierze ze świetnej, choć opresyjnej organizacji społeczeństwa. Przykładowo wszystkie odpady: nieczystości, resztki żywności, niejadalne części ryb, złom etc. przerabiano bardzo dokładnie, by ponownie wykorzystać. Miało to też przełożenie na wydłużenie życia tych ludzi.

Tytuł samuraja można było kupić:

Chłopi też dość często żenili swoje córki z samurajami, a sami samuraje chętnie wżeniali się w bogate rody mieszczańskie. Dość pospolite były też małżeństwa z prostytutkami.

Ale wróćmy do tego handlu tytułami. Było to możliwe, ale niełatwe.

Po pierwsze, samuraj pozbawiony pensji nie tracił swej rangi, ale tracił lub od początku nie miał dochodów. Tworzyło to problem samurajów nie tyle bezpańskich, co zwyczajnie bezrobotnych.

Działanie systemu samurajskiego było poza tym dość skomplikowane. Samuraj w każdej chwili mógł przejść w stan spoczynku, choć oczywiście wymagało to szeregu formalności, w tym przedstawienia swojego zastępcy i uzyskania zgody. Zastępcą mógł być biologiczny potomek, adoptowane dziecko, adoptowany dorosły lub dorosły przedstawiony jako zastępca. W tym ostatnim wypadku dziedziczył on nazwisko.

Przy czym należy zauważyć, że proces ten nie był w stu procentach pewny: zarówno szogunat jak i pomniejsi daimo byli żywotnie zainteresowali w wygaszaniu linii samurajów: chodziło o to, żeby zwyczajnie nie wypłacać pensji (to, że ktoś nie dostawał pensji nie znaczyło, że w wypadku np. śmierci innych członków rodu takiej by nie otrzymał). W efekcie istniała więc cała, nieoficjalna warstwa „wolnych chłopów”, czyli samurajów, którym pozwolono wykupić się ze zobowiązań, lub wręcz takich, których obdarowano ziemią i pieniędzmi, by sami poszli sobie precz.

Jednocześnie linie samurajskie likwidowano też karnie, pod różnymi pretekstami. Najczęstszymi były: hazard, niemoralne prowadzenie się, pijaństwo, życie ponad stan, opuszczenie miejsca zamieszkania bez zezwolenia przełożonego lub długi. Często chodziło też o błahostki.

Miecze i sztuka władania nimi:

Jak wiadomo samuraje byli doskonałymi wojownikami, którzy od dziecka uczyli się posługiwać bronią. Na przykład Katsu pobierał nauki od 7 do 15 roku życia, na trwających dwie nasze (lub jedną japońską) godziny lekcjach organizowanych raz w tygodniu (w podobny sposób ja zostałem światowej sławy tenisistą). Samuraj powinien również władać piórem, tak więc w identyczny sposób wyglądała jego edukacja w posługiwaniu się owym. Jedyna różnica polegała na tym, że jego mistrzowie w tej dziedzinie szybko zrozumieli, że nigdy nie osiągnie on biegłości w żadnej z godnych samuraja nauk i zadowolili się pobieraniem pensji, pozwalając mu robić, co tylko zechce do momentu, aż jego ojciec się nie zorientował (co trwało kilka lat). W efekcie Katsu nauczył się czytać i pisać (i to też wyłącznie alfabetem uproszczonym) w wieku 20 lat.

Bić się nauczył się nieco wcześniej, bowiem wraz z dalszymi krewnymi chodził na zadymy, lać się z robotnikami. W trakcie jednej z takich imprez sklepał mordę facetowi, który potem okazał się nauczyciele w szkole szermierki. Od tego momentu rozpoczęła się jego kariera w świecie nauczycieli kendo.

Kendo bardzo spodobało się Katsu i jego kolegom, bowiem mogli chodzić od szkoły do szkoły i naparzać się do porzygu. Ponadto jego uczniowie, a nawet nauczyciele bili się zdecudowanie gorzej od robotników z budów. Szybko więc zrobili się znani.

W świecie tym zrobił karierę też z innego powodu. Dzięki znajomości z licznymi lichwiarzami zaczął zajmować się pośrednictwem w zastawianiu mieczy. Katsu zaczął dymić z uczniami i mistrzami, w efekcie czego wkrótce poznał wielu, niezbyt zamożnych samurajów, którzy zastawiali u niego broń (by dożyć do pierwszego), a on zastawiał ją potem w burdelach na niższy procent. Tak uzyskaną gotówkę pożyczał kolegom, a gdy ten spłacił dług inkasował różnicę.

Jak się okazało miecze łamały się dość często. Jednym z impulsów, które pchnęły Katsu do zawodowego zainteresowania się nimi było to, że widział kilka razy, jak taka broń pęka. Spowodowane to było tym, że wielu samurajów posiadało kiepskiej jakości, tanią broń.

Co więcej: wielu samurajów w ogóle nie posiadało broni. Katsu wspomina o kilku znajomych, którzy mimo posiadania statusu samuraja nie posiadali daisho i na ważne lub oficjalne okazje musieli je pożyczać od znajomych lub lichwiarzy. Dość często zdarzało się, że te dusze samuraja zastawiano w lombardzie. Sam miewał okresy kiedy posiadał całe kolekcje broni i to nierzadko kosztownej, z drugiej strony miewał też momenty, gdy na skutek błędu w interesach, lub po wpadnięciu w burdelowy cug zastawiał lub sprzedawał nawet ostatni miecz.

Warto zauważyć, że przynajmniej zgodnie z jego relacjami miecze dość często kradziono.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia, Japonia, Książki i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Spowiedź samuraja – wrażenia z lektury:

  1. Karoluch pisze:

    Jak się ona ma w porównaniu do naszego Jana Chryzostoma Paska?

  2. Pawel.M. pisze:

    A jego synem był dość znany japoński dowódca i polityk Katsu Kaishu.

  3. Karoluch pisze:

    ” Że człowiek ten wielokrotnie podkreśla, iż „nawet on nie upadł tak nisko, by się upijać”, „nie pije”, „nie lubi alkoholu”, „rzadko bierze alkohol do ust”, „normalnie nie pije, ale tym razem zależało mi na sympatii gospodarza, więc odrobinę wypiłem”, „wszyscy wokół pili, tylko ja zostałem trzeźwy”, „po zadymie skosztowaliśmy z kolegami alkoholu, ale jeden przesadził i zaczął przynosić naw wstyd, więc poszliśmy” w tonie największej nagany.” – Geny nie te. Oni nie mogą tyle wypić co Słowianie. Mają niższą tolerancje na alkohol i taką dziwną reakcję, że czerwienią się przy piciu (co innego niż zczerniałe przepite gęby alkoholików).

  4. Lurker pisze:

    Alkohol – albo to się zmieniło wraz z rewolucją, albo ta niechęć do alkoholu dotyczyła tylko samurajów – którzy dziś są wymarłym już gatunkiem wszak.
    Albowiem dzisiejsza Japonia podobno – jak twierdzą znawcy, ja przecież nie byłem, nie sprawdzałem, nie wiem – pełna jest barów co dwa kroki, a każdy zaharowany pracownik korporacji idzie prosto po robocie upijać się z kolegami do upadłego.

  5. slanngada pisze:

    [i]Kendo bardzo spodobało się Katsu i jego kolegom, bowiem mogli chodzić od szkoły do szkoły i naparzać się do porzygu. Ponadto jego uczniowie, a nawet nauczyciele bili się zdecudowanie gorzej od robotników z budów. Szybko więc zrobili się znani.[/i]

    Mógłbyś rozwinąć?

    • Shockwave pisze:

      Po prostu chłopaki lubiły zadymy. Zakręcili się koło tematu kendo, które ułatwiało wdawanie się w mordobicia. Jak to się w życiu okazuje, ulica lepiej wychowuje do siekierezady, niż wypasione dojo napuszonego mistrza, który o walce wie może i wiele, ale widział jej w życiu niewiele. Katsu widać nauczył się więcej od robotników budowlanych niż u czcigodnych mistrzów, więc rozniosło się, że samuraj znikąd jest całkiem niezły w swoim fachu. Szczególnie gdy zaczął łazić po szkołach i klepać michy lokalnych gierojów.

Dodaj odpowiedź do Pawel.M. Anuluj pisanie odpowiedzi