Keii, jeden ze starożytnych Tanuków przebywa obecnie w Japonii. Jako, że nadarzyła się okazja, postanowiłem wypytać go o Kraj Kwitnącej Wiśni, jego kulturę oraz ten jej aspekt, który każdego z nas interesuje zapewne najbardziej: o anime, gdyż, jako naoczny świadek ma on wiedzę, której nikt z nas nie posiada. Tak więc zapraszam na mały wywiad z naszym bohaterem.
Ja: Na początku powiedz nam, co robisz w Japonii, jak tam trafiłeś, kiedy wracasz i jakie prezenty nam przywieziesz?
Keii: Ano, pracuje tu od ponad 4 lat i już raczej nie wrócę, a jeśli nawet to nie w najbliższej przyszłości ; )
Ja: Tak fajnie jest? I co Polak może robić w Japonii?
Keii: Oprócz starych znajomych i rodziny raczej mi niczego nie brakuje. A robić może co chce, jeśli zna japoński i angielski, a jeśli ma jakieś specjalistyczne umiejętności to już w ogóle.
Mój tytuł to na przykład localisation producer i pracuję też z językami jak koreański etc.
Ja: Skupmy się na rzeczach ważniejszych, niż robota: anime. Od dawna mnie nurtuje jedna kwestia: jaki jest status anime w Japonii? I czy typowy Japończyk je ogląda?
Keii: Większość anime jest emitowana w środku nocy i jak dobrze wiesz anime w dzisiejszych czasach jest dużo bardziej skierowane do otaku niż normalnych ludzi. Wśród tych chyba najbardziej popularne są filmy, jak chociażby niedawne „Your name”. Natomiast anime w telewizji… Raczej średnio. W kinie lub na dvd? Może trochę częściej. Mangi czyta trochę więcej ludzi chyba, szczególnie teraz kiedy można to robić na telefonie w pociągu.
Ja: Zawsze mnie ciekawiło, czy anime ma czasem status naszego „Klanu” lub „M jak Miłość”?
Keii: Jak na to się zapatrują zwykli Japończycy? Tych nocnych anime „normalni” ludzie nie ogladają ani nie nagrywają raczej. Ot pójdą czasem do kina na Ghibli.
Ja: Czyli jak w Polsce. Co w takim razie oglądają? Te dziwaczne programy i teleturnieje typu sześciu gości jedzie po ślizgawce i próbuje nosem trafić panienkę w tyłek, z których śmieje się cały Internet?
Keii: Rzeczywiście są w telewizji i normalni ludzie je oglądają, ale tych naprawdę kretyńskich nie jest tak dużo.
Ja: Serio?
Keii: Jakbyś był zestresowany po miliardzie nadgodzin, to też byś się rozluźniał przy czymś debilnym. Ale tych naprawdę porąbanych jest niewiele. A ludzi zestresowanych jest naprawdę wiele. Popatrz na statystyki ile w Japonii jest samobójstw (dużo) i kto je popełnia (często mężczyźni po 30) i masz odpowiedź.
Ja: Polaków też tak cisną?
Keii: Wiesz, w Japonii jestem przede wszystkim obcokrajowcem, prawie nikt nie myśli o mnie jako „Polaku” i ze wszystkimi narodami raczej tak jest. Obcokrajowcy mają trochę więcej luzu (chociaż to też zależy od pracy) i często wybierają ignorowanie części „tradycyjnych zasad” jak na przykład „musisz siedzieć w biurze przynajmniej tak długo jak przełożony”.
Z jednej strony to pewnie świadomość, że obcokrajowcy nie znają lub nie zgadzają się z tą częścią kultury, a z drugiej, przynajmniej w zawodach bardziej wyspecjalizowanych, wydaje mi się że są cenniejszymi pracownikami i pracodawcy się boja, że jak będą ich cisnęli za bardzo, tu uciekną. I faktycznie uciekają.
Ja: A zwykli Japończycy? Nie buntują się?
Keii: Buntują się jak idziesz do domu, a nie skończyłeś swojej roboty i muszą po tobie sprzątać.
Ale miało nie być o pracy.
Ja: To wróćmy do anime. Mówisz, że teraz anime jest adresowane do otaku… Czy kiedyś było inaczej?
Keii: Nie było tyle moe, wydaje mi się. Teraz 80% to adaptacje wątpliwej jakości literatury dla młodzieży i otaku – light novels.
Większość jest emitowana w pasmie nocnym, o małej oglądalności. Te emitowane w dzień, to zwykle tytuły dla dzieci, jak Pretty Cure, Pokemon etc. Zdarzają się wyjątki, jak Gintama, chociaż to też przenieśli do pasma nocnego w poprzednim sezonie.
Jednak sęk w tym, że godzina emisji tak naprawdę nie jest tu głównym problemem. 90+ procent japońskich telewizorów ma funkcję nagrywania – jeśli podłączysz do nich dysk twardy, także jeśli ktoś coś obejrzeć chce, to niezależnie od godziny sobie obejrzy.
Tylko, że zwykły Japończyk nie chce.
Ja: To co oglądają? Oprócz teleturniejów?
Keii: A co oglądają… Variety shows. Wiadomości, seriale… To co u nas chyba.
Ja: Czyli ta stara ideologia „bajek dla dorosłych ludzi” to bujda?
Keii: Nie no. Otaku są dorośli. Nie zapominaj o cenach blue rayów w Japonii. Za 2 odcinki często trzeba dać parę tysięcy. Dzieci w wieku szkolnym raczej tego nie kupują.
Ja: A te wielkie serie: Harlocki, Gundamy, Precurki, Dragonball… To też oglądają tylko otaku?
Keii: Precurki są i dla otaku i dla dzieci. Dragonball jest znany także u zwykłych widzów, ale młodsze pokolenie często nie widziało go nawet na oczy. To „bajka” ich rodziców. One Piecie to najlepiej sprzedająca się manga od lat, więc przypuszczam, że ma ono więcej fanów.
Ja: A otaku jaki mają status? Takich ogólnie pogardzanych dziwaków jak w anime?
Keii: Ostatnio się trochę zmienia, ale ogólnie tak. Jest jak w Genshinkenie. To bardzo trafna i autentyczna seria. Ale wiesz, mi też trudno o tym mówić, bo w firmie growej pracuję, więc można bezpiecznie założyć, że inni pracownicy to w większości, przynajmniej w pewnym stopniu otaku. Tak więc mogę mieć skrzywiony obraz.
Miało jednak nie być o pracy.
Ja: Dobrze więc, zmieńmy temat. Tablis kazał mi zapytać cię o łaźnie japońskie i o to, czy pełnią takie same funkcje społeczne, jak w anime. Nie ukrywam, że ja też chętnie wypytałbym cię o niektóre motywy i o to, w jakim stopniu mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. Tak więc: jak jest z tymi łaźniami?
Keii: A pojęcia nie mam, nigdy nie byłem.
Ludzie chodzą żeby się zrelaksować, tyle wiem.
Większość dzielona na części dla różnych płci w dzisiejszych czasach.
Ja: To coś z niższych poziomów piramidy Masłowa. Jedzenie. U nas kuchnia japońska kojarzy się głównie z sushi… W Polsce to jest jedzenie dla ostentacyjnych juppies… Kilka lat temu była nawet w mediach chryja, bo pojawiło się w Biedronce za 10 złotych, a ludzie się oburzali, że to odziera je z elitarności i magii. Paranoja wokół tej potrawy narosła do tego stopnia, że dziś w zasadzie jest w złym guście ją chwalić. Jaki jest status tej potrawy w Japonii? Nie ukrywam, że miałbym satysfakcję, gdybym usłyszał, że jest to coś w rodzaju naszych pierogów, albo kaszanki…
Keii: Haha, nie mam pojęcia, czy Japończycy tak to traktują…
Kosztuje 108 jenów za 2 kawałki w sieciowych restauracjach…
Ja: Czyli jakieś trzy pięćdziesiąt. Pięć razy taniej, niż na przykład w Lublinie.
Keii: W lepszych kosztuje kilka razy tyle. Ale sklepy dość często sprzedają sushi 50% taniej, jeśli do godziny 20-21 nie zejdzie. Inaczej się zepsuje. Ludzie czasem kupują je na wynos, sieciowe restauracje sushi w weekendy pełne są rodzin z dziećmi. Do takich, gdzie ktoś Ci to sushi z namaszczeniem robi przed nosem się tak często nie chodzi, bo są jednak droższe.
Ja: A homoseksualizm? I zainteresowanie licealistkami oraz ich bielizną? Jedne z najbardziej kontrowersyjnych tematów w anime?
Keii: Homoseksualizm sobie jest. I tyle.
A zainteresowanie dziewczynkami chyba też, Amazon jeszcze do niedawna miał photbooki z nimi
do czasu aż się bodaj prawo zmieniło czy coś takiego.
Ja: I co na to typowy obywatel?
Keii: Nie rozmawiam raczej o tym z typowymi obywatelami, ale przypuszczam, ze uważają że jest to chore, tak jak wszędzie indziej.
Ja: Czyli ta łatka „kraju dziwolągów” też jest bujdą?
Keii: Wiesz, miałem sporo znajomych Japończyków kiedy tu studiowałem na uniwerku, ale od czasu jak zacząłem pracować to się głównie trzymam z dziewczyną, a ze znajomymi z roboty raz na ruski rok się napić idę.
Także też nie mam jakiegoś wielkiego kontaktu z „przeciętnym Japończykiem”, plus jak wspomniałem wcześniej to jest jednak firma growa, z trochę innym podejściem. Mogę wyciągnąć 3DS-a, czy Switcha na przerwie obiadowej i nikt nawet nie mrugnie.
Ale wydaje mi się że nie do końca. Szczególnie że masz całą sieć nielegalnych miejsc gdzie można się pobawić z licealistkami. Ale policja też ostatnio się tym trochę bardziej zajmuje.
Ja: Na koniec: u nas w mediach królują Smoleńsk i emigranci oraz zamachy w Londynie. Czym żyje Japonia?
Keii: Rakietami, którymi w nas strzela Korea i problemami narodowymi. Ostatnio podpisali też jakąś ustawę według której można zamykać ludzi za to że planują zamachy terrorystyczne.
Sobota, popołudnie, czas wolny, a tu nikt nie hejtuje.
Spodziewałem się przynajmniej, że ktoś tu zaraz wyskoczy i przynajmniej zbędzie tekst oskarżeniem, że sam go sobie zmyśliłeś.
Gdzie są otaku? Przecież was tu obrażają! 😉
Też mnie dziwi mały ruch. Może zbyt ciepło jest? A tak na serio: czasy fandomu wojującego chyba się już skończyły.
Podsumowując: Japonia to w miarę normalny kraj, a fani „animu” mają zazwyczaj błędne wyobrażenie o niej.
Czyli to, co myślałem.
Jak to jest z tą Japonią? Nijak – banda skośnookich rządzących małpek, która chroni swój kraj masą uwstecznionych i śmiesznych regulacji, które bronią zacofany rynek przed dominacją zachodnich i azjatyckich liderów rynku elektronicznego, elektrycznego, informatycznego, samochodowego i budowlanego. Poza tym dość normalne miejsce, gdzie normalni ludzie próbują ułożyć swoje normalne życie. Jak wszędzie.
Mam wrażenie, że tytuł jest bardzo mylący. Wszyscy ludzie zajmujący się japońską kulturą podkreślają, że nie-Japończykowi bardzo trudno czegokolwiek się dowiedzieć, bo bez wtopienia się w system nie ma szans nawiązać jakichkolwiek prywatnych znajomości i będzie albo ślizgał się po powierzchni, albo miał ciągłe wrażenie wyobcowania.
Sam udzielający wywiadu podkreśla, że nie ma prywatnych kontaktów z tubylcami i funkcjonuje na zasadach jak większość obcokrajowców – jest tolerowany, ale ani nie jest wpuszczany dalej, ani sam się nie pcha.