I raz jeszcze byłem Lublinie:

Byłem wczoraj (i przedwczoraj i przed przed wczoraj tak gwoli ścisłości) w Lublinie (to dlatego nie było notek sensownej długości), po prawie roku przerwy. Miasto trochę się zmieniło, trochę na korzyść, w dużej mierze niestety na niekorzyść. I o tym będzie ten wpis-zapchajdziura.

To, że Polska, a przynajmniej ściana wschodnia się zmienia widać już jadąc autobusem. Pierwsza różnica jest taka, że robi się coraz więcej pustostanów. Po drodze co chwila mija się domy z napisem „na sprzedaż” oraz rudery, które zaczynają powoli się rozpadać. Nie wiem, że teraz, odkąd zacząłem je fotografować stałem się bardziej wyczulony na ten widok. Może natomiast, wskutek postępującego rozpadu stają się coraz bardziej widoczne. Fakt pozostaje faktem: kraj nam się wyludnia.

W samym Lublinie zbudowali teatr. Ten w wiecznej budowie. Zajęło im to 40 lat. Tak na oko, to lepiej by zrobili nie kończąc go: powstała taka straszna, szklano-betonowa narośl na tkance miasta. W dodatku działająca jak patelnia, więc przejść się tamtędy nie da, od upału powietrze faluje. Już otoczony ogrodzeniem szkieletor był lepszy. Bardzo mocno to kontrastuje zarówno z Parkiem Saskim jak i z ogólnym wystrojem Miasteczka Uniwersyteckiego, które są po bokach.

Deptak przedłużyli aż do Placu Litewskiego. To rozwiązanie akurat ma sens.

W samym mieście jest pełno Ukraińców. Co chwilę słyszy się ten ich zaśpiew.

A jeśli już mowa o Ukraińcach… Nocuje jak to zwykle w hostelu. Pokoje są rozdzielne, ale w parach, wchodzi się do nich przez wspólny przedpokój. Mam za ścianą dwie panienki z Kresów.

Wchodzę do przedpokoju, mijam jedną z nich. Mówię „cześć” jak kulturalny człowiek. Ta na mój widok ucieka. I słyszę tylko zza ściany:

– Roksana! Ale tam jest facet!

– Ale gdzie on jest Milena?!

– No za ścianą!

I tuptuptup! Tuptuptup! Pełna panika. Trwało to z 15 minut, w końcu się uspokoiło. Pomyślałem: Dziwaki i wzruszyłem ramionami.

Nagle do mojej jedynki wparowuje baba z recepcji:

– Są na pana skargi! Co pan robi?

– No leżę i czytam książkę od jakichś 20 minut, bo jestem zmęczony. Kiedy skończę, czyli za jakieś 20 następnych minut pewnie wezmę prysznic i pójdę spać.

Baba:

– Spożywał pan alkohol?

– Nie.

To ona do tych Ukrainek:

– W czym wam ten pan przeszkadza?

– No jest tu!

– Ale to jego pokój!

– Ale on tu jest!

– Zapłacił to ma takie samo prawo przebywać jak wy!

– Ale my jesteśmy za ścianą!

– Tak! To jest hostel! Mamy tutaj różnych gości!

Baba wzruszyła ramionami, przeprosiła mnie i poszła.

Ukrainki też poszły.

I tylko zza ściany przez pół nocy słychać było płacz.

Co one z przedwojnia się urwały?

Zamknięto Welbilda / Świat Książki. Właśnie zamykają też tą księgarnie na Racławickiej. Cóż, takie są prawa biznesu, ale niestety coraz mniej jest powodów, by do tego miasta przyjeżdżać.

Zamknięto też, co dla mnie jest zupełnie niezrozumiałe księgarnię uniwersytecką na UMCS-ie. Idę o zakład, że nie była to instytucja szczególnie dochodowa (i zapewne to ją zgubiło), ale rolą uniwersytetu nie jest zarabiać pieniądze, a szerzyć wiedzę. Księgarnia, w której można było kupić różne, niszowe i specjalistyczne publikacje w tym akurat pomagała. Zresztą, każdy szanujący się uniwersytet taką ma.

To przykre patrzyć, jak moja alma mater powoli degraduje się do roli małej, lokalnej uczelni.

Z rzeczy przyjemniejszych: Michałowi Iwaninie należą się bardzo poważne podziękowania za pokazanie mi Thai Story. Bardzo fajne jedzenie tam dają, choć mogliby pomyśleć o większej karcie dań.

Warto polecić też Indian Palace. Jedzenie podają tam chyba jeszcze smaczniejsze. W szczególności dobre jest to dziwne, zielone, półpłynne coś, dobre było też takie dziwne, czerwone, półpłynne coś, co niesamowicie czyściło zatoki.

Przy Bramie Krakowskiej, na rogu, tam gzie długie lata była piekarnia (ale już nie ma) jest obecnie lodziarnia. Dają tam bardzo duże i w sumie bardzo smaczne porcje lodów za jedyne 3,50. Nie wiem, jak u was, ale w Ciemnogrodzie cena za pojedynczą gałkę to 2 złote, a tam dają porcje jak 4-5 gałek. Lody mają fajne, dziwne smaki. Między innymi: makowe, masła orzechowego, bazyliowe, słony karmel, ricota z pieprzem… Choć są też bardziej klasyczne, jak czekoladowe, bakaliowe, miętowe etc.

W szczególności makowe były smaczne.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Offtopic i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na „I raz jeszcze byłem Lublinie:

  1. Grisznak pisze:

    Powiem ci, że z Toruniem jest podobnie. Wszelkie ciekawsze miejsca – księgarnie, sklepy z grami, kluby, znikają, na rzecz przedstawicielstw bankowo-komórkowych, modnych knajp itd. Kiedyś mogłem godzinami chodzić sobie po centrum, teraz w godzinkę mogę oblecieć wszystkie ciekawsze miejsca.
    Acz myślę, że tu jednak swoje robi internet – po prostu handel tam jest bardziej opłacalny, a Polacy myślą kategoriami oszczędzenia kilku złotych, a nie wydania ciut więcej kosztem fajnej atmosfery i budowania społeczności.

  2. Cherokee pisze:

    Nie bardzo wiem z czym i jak CMK miałoby harmonizować. Po lewej ma szklane centrum konferencyjne, a dalej w stronę Krakowskiego Przedmieścia architekturę historyzującą. W pozostałych kierunkach socmodernizm. Żeby z tym harmonizować musiałoby mieć fasadę jak stojący naprzeciwko rektorat Uniwersytetu Medycznego.

  3. Ktm pisze:

    Biedne te dziewuszyny, Roksana i Milena, cud, że z taką pruderią w ogóle zdecydowały się wyjechać. Pewnie biedne wyobraziły sobie, że dokwaterowali faceta, a w nocy zacznie im czynić awanse. Budujące jest tylko to, że twoja wzorowa postawa pewnie pomogła utwierdzić je w przekonaniu, że nie każdy facet w Polsce myśli, żeby im uchybić.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s