Pomysł dzisiejszego tekstu oparty jest na dwóch przypadkach z życia wziętych, dotyczących kreacji postaci oraz zezwolenia na grę nimi przez Mistrza Gry.
Będzie też poświęcony temu, czego podczas sesji gier fabularnych jako Mistrz Gry nie robić.
Do jego stworzenia zainspirowały mnie dwa przypadki, o których czytałem niedawno w rożnych częściach netu. Przypadek chronologicznie pierwszy przychodzi z sympatycznego bloga IMHO Blog. Jego autorka poszła na grę terenowa osadzoną w realiach Śródziemia. Postanowiła wcielić się w postać Gondorczyka. Ale takiego, który nie jest honorowy, tylko spiskuje, intryguje, torturuje i zastrasza.
Drugą inspiracją była przygoda jednego z userow PIP-y. User ten gral w Warhammera i wymyślił sobie, ze stworzy postać czarodzieja, a czarodziej ten będzie miał chowańca, którym koniecznie musiała być latająca wiewiórka.
Prowadzący odwalili obydwie te postacie. Gondorczyka, ponieważ „nie ma złych Gondorczyków”, a wiewiórkę ponieważ „Chaos! Zabiją cię za to chłopi z widłami! A poza tym to jest Dark Fantasy!”. I żadne tłumaczenia, że skoro w Rosji żyją Polatuchy (zasięg występowania od Japonii po Finlandię, jeszcze w XIX wieku sięgał do Polski) to w Kislevie też powinny nie pomogło.
Samo zjawisko rozbić można na trzy drobniejsze zjawiska:
Wyobraźnia od tabelki:
Przykład Gondorczyka to klasyczny przykład wyobraźni tabelarycznej. No niestety w grach fabularnych jest coś takiego, że ich miłośnicy tracą kreatywność i zamiast wykorzystywać wyobraźnię powielają ciągle te same schematy. Jeśli więc jest samuraj, to musi być on honorowy. Krasnolud musi mieć brodę, pić na umór i walczyć toporem. Elf musi być łucznikiem i koniecznie pisać wiersze. Jeśli w systemie występują te dwie rasy, to muszą się nienawidzić.
Jeśli gramy w Science Fiction, to koniecznie musi być solo, fixer i złe korporacje.
Co ciekawe jeśli stworzyć by postać, która nie pasowałaby do tabelki: krasnoluda, który walczy mieczem (albo jeszcze lepiej: rapierem lub szpadą) i goli się. Elfa, który gardzi magią, upija się, zachowuje agresywnie, nie lubi małych zwierzątek, a szczególnie kwiatków oraz walczy toporem, samuraja, który twierdzi, że ma gdzieś bushido, kłamie, oszukuje, unika walki i twierdzi, że w życiu trzeba umieć sobie radzić, niziołka, który nie jest złodziejem, czarodzieja, który magią zajmuje się tylko dla kasy, wampira, który nie jest smutny etc. to wielu RPG-owców dostają fioła, jakby mózg im się zawiesił.
Pamiętam, że kiedyś na forum Poltera mieliśmy długi temat o tym, „czy krasnolud może walczyć mieczem?”. Mnie osobiście natomiast kiedyś Mistrz Gry pokarał brakiem expa za odgrywanie postaci, bo twierdziłem, że mój Kislevski Kozak jest niepijący. Kiedy indziej inny prowadzący przyczepił się do mnie, ponieważ upierałem się, że złodziej, w którego się wcielałem jest osobą honorową.
Wymieniać można długo.
Ludzie tego typu moim zdaniem nie przyjmują do wiadomości jednej rzeczy: zawsze zdarzają się wyjątki. To trochę tak, jakby zakładać, że każdy Polak to złodziej, każdy facet z tatuażem siedział w więzieniu, a każdy rudy jest fałszywy.
I co?
We wszystkich tych społecznościach nie ma ludzi wyjątkowych? Wszyscy są zupełnie identycznymi ze sobą konformistami i kserobojami zrzynającymi z siebie nawzajem?
Nie ma w nich nawet jednostek aspołecznych, zbuntowanych przeciwko reszcie, wyrzutków, renegatów, przestępców i kryminalistów?
Chcecie powiedzieć, że w Gondorze nie zdarza się, żeby ktoś komuś coś ukradł, dał po pysku lub nakłamał?
Przecież to nierealistyczne.
Nieznajomość tekstów źródłowych:
Po drugie: wybija się stąd nieznajomość tekstów źródłowych.
Nawet trzymając się stereotypu, że mieszkańcy Gondoru są w większości szlachetni i honorowi okazuje się, że nie da się odnieść tego do nich wszystkich. Wręcz przeciwnie: dzieje tego królestwa były bardzo barwne i nierzadko mroczne.
Gondor powstał pod koniec Drugiej Ery założony przez uchodźców z zatopionego Numenoru. Pierwsze stulecie jego historii to Ostatnie Przymierze i Wojna z Sauronem. Następnie jego dzieje podzielić można na następujące epoki:
Era Podboju: trwająca od rządów króla Ostohera aż po Hyrmandecila, w trakcie której Gondor rozciąga swą władzę do Haradu na południe i nad Rhun na wschód. Jest to epoka nawracających wojen z Esterlingami, Haradrimami, Umbarem oraz siłami Nieprzyjaciela reprezentowanymi zapewne przez Nazgule i Czarnych Numenorczyków. Oraz ujarzmiania pokonanych i narzucania im praw, prowadzonego zapewne na sposoby średniowieczne: sam Tolkien wspomina w dodatkach do Powrotu Króla, że władzę nad Haradem utrzymywano dzięki wziętym zakładnikom.
Królowie z tego okresu noszą takie przydomki, jak Zdobywca Wschodu i Zdobywca Południa, co nie świadczy o tym, że byli to mili ludzie. Choć z całą pewnością odważni.
Wiadomo też, że królowie Gondoru radzili sobie z Esterlingami niszcząc i paląc ich osady, czyli z rozmysłem stosując okrucieństwo i taktykę spalonej ziemi.
Era gnuśności: począwszy od króla Atanara Alcarina królowie Gondoru są usatysfakcjonowani swym imperium. Władcy żyją w przepychu, do tego stopnia, że (cytując bezpośrednio) „w Gondorze dzieci bawią się szlachetnymi kamieniami jak piaskiem”, a „królowie lubili używać życia nie troszcząc się o podtrzymanie odziedziczonej potęgi”.
W tym okresie między innymi zaniedbano straży nad Mordorem
Waśń Rodzinna: wybucha za panowania króla Valacara i trwa kilkanaście lat. Jest to wojna domowa, wywołana niechęcią Dunadeinów do Nortów, spokrewnionego z nimi ludu używanego jako najemnicy, z którego rekrutowało się wielu żołnierzy Gondoru. Przyczyną wybuchu wojny był sprzeciw przeciwko mianowaniu zasłóżonych Nortów na dostojników dworskich, gdyż te tytuły chciała zachować dla siebie szlachta.
W efekcie dochodzi do serii walnych bitew uwieńczonych bratobójstwami i wydarzeń rodem z Gry o Tron.
Ostatecznie wygrywa dziedzic prawowitego króla, dzięki wsparciu armii najemników.
Wojny z Esterlingami, Angmarem i Umbarem: toczące się przez blisko 500 lat, podczas których Gondor stopniowo traci coraz większe obszary. Okres ten znaczony jest ciągłymi wojnami i klęskami oraz utratą kolejnych terytoriów. Najbardziej kompromitująca klęska ma miejsce podczas Drugiej Bitwy o Dagorlad, gdy najpierw król Ondoher wraz ze swą strażą przednią wysforowuje się przed swoje główne siły, przypadkiem wpada na armię Esterlingów i wraz ze swym następcą zostaje zabity. Następnego dnia na tych samych Esterlingów wpakowały się pozostałe siły Gondoru i wpadły w zasadzkę, w efekcie czego zostały totalnie zmasakrowane. Śmierć poniósł przy tym też drugi syn króla. Najbliższy doradca króla Minohtar próbował jakoś ratować sytuację, jednak na nic się to nie zdało. Zginął śmiercią bohatera, jak Leonidas.
Była to największa klęska w dziejach Gondoru, która niemal nie doprowadziła do jego całkowitego upadku.
Także śmierć ostatniego z królów Gondoru, który w akcie pychy rzucił wyzwanie Pierwszemu Nazgulowi jest moim zdaniem umiarkowanie chwalebna.
Niespokojny pokój: czyli ostatnie 500 lat Trzeciej Ery i rządy Namiestników. Wygasa aktywność Znaczą je niemal nieprzerwane walki obronne z Esterlingami i piratami z Umbaru. Gondor traci najpierw wschodnie prowincje (oddane Eorlingom), a następnie krok po kroju Zachodnie.
A zapomniałbym: gdzieś tam po drodze była też trwająca kilka lat, wyniszczająca zaraza.
Powiedzmy sobie szczerze: taka historia pozostawia miejsce zarówno dla bohaterów pokroju króla Artura lub Aragorna, postaci dwuznacznych w rodzaju Jaimiego Lannistera lub Lancelota, uczciwych drani typu Ogara jak i zwykłych szumowin jak Mordred czy Góra Która Jeździ.
Czyli postać Złego Gondorczyka jest jak najbardziej uzasadniona.
Przypierdalanie się:
Po trzecie: oba te wypadki to przejaw zwykłego, chamskiego przypierdalania się.
Bo sorki, co by komuś szkodził ten, zgodny z wizją gracza Gondorczyk, a tym bardziej ta latająca wiewiórka? Ani to nie ma jakiś mega statystyk, ani jakiejś rozwalającej świat roli fabularnej w rodzaju „jest szóstym Istarim” albo „synem Karla Franza i wcieleniem Khorne’a”, ani pogwałceniem realiów świata.
Zupełnie nie widzę powodów, żeby nie ustąpić (więcej: nie widzę powodów, żeby w ogóle się do tego przyczepiać). Tym bardziej, że w Warhammerze akurat zwykła wiewiórkę można mieć za chowańca. Przecież to prawie nie ma różnicy.
Co nie zmienia faktu, że akurat ta sytuacja nie nie dziwi. No niestety Warhammer jest systemem, którego miłośnicy znaleźli bardzo wygodną wymówkę, pozwalającą im nie czytać podręczników, czepiać się wszystkiego oraz ogólnie maskować luki w charakterze oraz warsztacie prowadzącego „To jest mroczny system! W nim Mistrz Gry może przypierdalać się do wszystkiego!”.
Dlatego właśnie prawie od zawsze wolałem DeDeki.
Za wyjątkiem tego niepotrzebnego czepiania się fanów WFRP (podsumowałeś w ten sposób też tego usera od wiewiórki), to całkiem rozsądny i przydatny tekst. Ja prawie zawsze tworzę sobie wyjątki. Ciężko bym miał u takich MG 🙂
Fajny choć prosty tekst. Mi się nie zdarzyło przyp do postaci. W sesji FMAB w drużynie dwóch „Polaków, „Chińczykopolak” i „Viking” W patjfinderze jest paladyn dokarmiający czarcie konie, specyficzny krasnolud, a okoliczny Salinger jest aasimarem:)
„Dobry ork” by rozwalił konstrukcję świata. Orkowie na Ardzie to bez wyjątku stworzenia plugawe. Aczkolwiek jest możliwa konstrukcja rozgrywki w której się gra orkami, easterlingami, haradrimami i innymi sługami Saurona i wtedy dla tych postaci to oni sami są dobrzy, a źli są „tarkowie” i „golugowie” czyli dunedainowie i elfowie.
Jeszcze jedno zdanie z dodatków o Gondorze z czasów ostatnich królów, o tym, że po śmierci Earnura nie było odpowiednich kandydatów do tronu: „[…] ponadto od czasów tej wojny domowej królowie stali się zazdrośni o władzę i niechętnym okiem spoglądali na najbliższych krewniaków. Często ten na którego padło jakieś podejrzenie, uciekał do Umbaru, gdzie przyłączał się do buntowników; inni zrzekając się przywilejów swego rodu, brali za żony kobiety krwi nienumenorejskiej.”
Jest jeszcze historia podziału Arnoru. Czyli także wojen, waśni i kłótni w jednej rodzinie. Czytałem kiedyś genialne fanfiction o upadku Rhuduaru, jednego z tych królestw dzielnicowych powstałych z Arnoru. Całkowicie w klimacie i duchu Tolkiena, a nie żadne badziewie o miłości dziewczyny z naszego świata i Legolasa, jakimi to nastolatki mają zwyczaj spamować internet…
Karoluch, pamiętasz może tytuł tego fanfiction? 🙂 Bo po wpisaniu w Google „fanfiction fall of rhudaur” wyskakuje masa wyników, w tym „Son Of Rhudaur” i „The Shadow Over Rhudaur”
To właśnie jest „Son of Rhuduar”, ta sama autorka napisała też drugie dzieło, jeszcze niedokończone o upadku Cardolanu. Mam nadzieję, że kiedyś dopełni tą trylogię dziełem o upadku Arthedainu.
Też zawsze propsowałem DeDeki, ale swoją dozę przypierdzelania sie też w tym systemie zaobserwowałem.
Najbardziej jaskrawy przykład to chyba system 9 charakterów gdzie ludziom szajba odbijała gdy ktoś próbował jakoś nieszablonowo (znaczy poza strefą komfortu innego gracza) odgrywać praworządną postać. Inna sprawa to robienie durnowatych, totalnie przypadkowych rzeczy i twierdzenie „bo ja tylko odgrywam chaotyczną postać”. Albo granie klasą w rodzaju paladyna czy druida, które to mają zapisany w opisie kodeks postępowania i MG, którzy ciągle straszą utratą zdolności klasowych bo coś im się w odgrywaniu nie podoba. Ech, RPG to fajny fandom 🙂
Osobiście uważam, że te charaktery są jedną z najsłabszych stron DeDeków. W szczególności widać to na Paladynie, gdy zostaje postawiony w sytuacji, w której może wybrać tylko mniejsze lub większe zło. Na przykład: skłamać by kogoś chronić, lub wydać tą osobę na pastwę ludzi tyrana. Niezależnie jak postąpi, to i tak zostanie okrojony z możliwości.
Ogólnie się zgadzam, że zawężanie sobie możliwości gry do najprostszych stereotypów (wszystkie krasnoludy piją piwo i mieszkają pod ziemią, wszystkie elfy kochają magię i naturę) ogranicza zabawę. Nawet nie musi to być wyjątek potwierdzający regułę, wystarczy skupić się na pozostałych cechach (np krasnolud, który pije piwo, ale poza tym ceni sobie lepszy alkohol, elf wychowany w mieście). Nie trzeba zaraz łamać konwencji jakimś skavenem rycerzem 😀
Latająca wiewiórka to akurat trochę skrajność. Mam wrażenie, że mógłby to być trolling na sesji i rzeczywiście mogłoby to psuć konwencję.