Przeczytane w sierpniu 2016: Rommel, Williams, Zelazny

zaspac-na-sad-ostateczny-_bn44721Sierpień pod względem lektury był dość udanym miesiącem, padło w nim bowiem w walce równo pięć pozycji, udało mi się też nadgryźć szóstą. Nie wszystko przebiegało jednak dobrze, przykładowo walka ze „Z mgły zrodzonym” stanęła w miejscu, nie przeczytałem chyba ani jednej strony.

W zasadzie istnieje książka, którą powinienem dopisać jako numer sześć na tej liście, bowiem zdążyłem ją przeczytać w zeszłym miesiącu i to z pięć razy. Jest to jednak tajny projekt, o którym (żeby nie zapeszyć) opowiem dopiero, gdy jego sytuacja się ustabilizuje (jeśli się ustabilizuje).

Ale zajmijmy się sukcesami:

Piechota atakuje:

Ocena: 9/10

Książka jest pamiętnikiem Erwina Rommla, jednego z najsłynniejszych, niemieckich dowódców z okresu II Wojny Światowej. Treść dotyczy jednak jego wspomnień z walk jako młodego oficera z okresu I wojny światowej.

__b_9788364185861Muszę powiedzieć, że była to wyjątkowo ciekawa lektura i to na kilku poziomach. Po pierwsze: Rommel analizuje w niej przebieg licznych starć, w których brał udział. Charakteryzuje się on lekkim piórem, dzięki czemu opisy te nie są nudne, a żywa narracja sprawia, że Piechotę czyta się jak najlepszą powieść military fiction, dosłownie z wypiekami na ustach.

Po drugie: pozwala rzucić okiem na konflikt z innej strony, niż zwykle jest on przedstawiany, tak pod względem strony (tzn. z punktu widzenia Niemca, bowiem pamiętać należy, że w tej wojnie Niemcy jeszcze nie byli tymi jednoznacznie złymi) jak i wydźwięku. Typowe przedstawienie konfliktu jest bowiem podyktowane pod narrację brytyjsko-francuską, wychwalającą imperialistyczne zamierzenia tych krajów (które w tej wojnie wcale nie były moralnie lepsze od Niemieckich), ganiąc jednocześnie nieudolność ichnich oficerów. Rommel pokazuje natomiast konflikt jak dynamiczny i żywy, daleki od typowego obrazu walk w okopach.

Lektura jest ciekawa także pod względem psychologicznym. Z jednej strony czytamy bowiem o dokonaniach młodego, dzielnego żołnierza, który siłą rzeczy budzi nasz podziw. Bo powiedzmy sobie szczerze: Niemcy krzyży rycerskich za darmo nie rozdawali. Tym bardziej, że Rommel zachowuje się dość skromnie, nie wkłada też w swoje usta samochwalstwa. Wręcz przeciwnie, jeśli już się chwali, to najczęściej cytując notki gratulacyjne, wystawione przez przełożonych opinie i inne dokumenty, które potwierdzają jego odwagę.

Z drugiej strony: wiem przecież kim był ten odważny człowiek: karierowiczem, który odbił się dzięki łasce Adolfa Hitlera.

Ciekawostka:

Wartość anegdotyczną ma opowieść o walkach Rommla na froncie włoskim. Opisuje on tam, jak całe oddziały się przed nim poddają, nieprzyjacielscy żołnierze witają go kwiatami, sami aresztują swoich dowódców, zapłakani oficerowie złamani są zdradą podkomendnych, strzelających z radości na wiwat i krzyczących „Viva Germania!”

Rozdział kończy stwierdzeniem, że „ dziś Armia Włoska należy do jednych z najlepszych na świecie i takie rzeczy są już nie do pomyślenia” oraz, że „Gdyby mógł, to chciałby walczyć u jej boku”.

Dziesięć lat po napisaniu tych słów Rommel miał okazję.

Ciekawe, czy swoją opinię podtrzymał?

zaspac-na-sad-ostateczny-_bn44721Zaspać na sąd ostateczny:

Ocena: 8/10

O ile o „Szczęśliwej godzinie w piekle” miałem raczej chłodną opinię, tak moim zdaniem w trzecim tomie otrzymujemy solidny powrót zarówno do korzeni jak i wysokiej jakości. Nasz bohater anioł Doloriel, zwany też jako Bobym Dollarem nie otrząsnął się jeszcze ze skutków swojej wizyty w piekle, a już musi zmierzyć się z nowymi przeciwnikami, zarówno ziemskiego, jak i piekielnego oraz niebiańskiego autoramentu. Na pomoc przyjdą mu też nowi sojusznicy.

Powieść należy do modnego ostatnimi czasy gatunku Urban Fantasy. Jak to często w przypadku tego typu twórczości mamy do czynienia z połączeniem książki kryminalnej z powieścią akcji dodatkowo wzmocnioną o zjawiska nadprzyrodzone. Prócz tego otrzymujemy romans, sporo wybuchów, wartką akcję i kilka trupów. Całość przyprawiona została do smaku gnostyckim sosem.

Słowem: bardzo porządna literatura rozrywkowa.

Spostrzeżenie własne:

Znajoma twierdzi, że książka jest tak dobra dlatego, że nie ma w niej prawie w ogóle Cas.

Byłbym skłonny podtrzymać tą opinię. Postać Cassimiry zupełnie mi nie pasuje: jest w niej coś fałszywego. Z jednej strony to potężna, piekielna arystokratka, a z drugiej jest zupełnie słaba i bezwolna. Nie zdziwiłbym się, gdyby w następnych tomach (których raczej nie będzie, wydaje mi się, że to zamknięty cykl) okazało się, że to jednak jakiegoś rodzaju kobieta-modliszka.

trzecia-rewolucja-przemyslowa-b-iext43249096Trzecia rewolucja przemysłowa:

Ocena: 6/10

Strasznie rozczarowała mnie ta książka.

Poprzednia pozycja Rifkina, którą przeczytałem kilka lat temu („Koniec pracy”), mimo, że miała swoje wady, a momentami autor mocno przestrzelił (np. wieszcząc straszną apokalipsę wywołaną przez pocztę elektroniczną) była lekturą nader inspirującą i dającą do myślenia o przyszłych losach świata.

O „Trzeciej rewolucji przemysłowej” moim zdaniem nie da się tego powiedzieć.

Po pierwsze: po książce widać upływ czasu. Pomimo, że jest znacznie młodsza od Końca Pracy (który pochodzi z 1995, Rewolucja natomiast z 2011) widać, że bardzo mocno się zestarzała. Widać też, że świat poszedł w zupełnie innym kierunku, niż Rifkin to przewidywał. W szczególności jego nadzieje dotyczące Arabskiej Wiosny spełzły na niczym.

Ogólnie rzecz biorąc: z książki wręcz wylewa się utopizm i ideologia, bardziej wygląda to jak pozycja, w której autor, za pomocą swego autorytetu ma nadzieję pokierować zmianami na świecie tak, jakby chciał, niż pozycja, w której je rzetelnie analizuje.

Pojawia się kilka ciekawych myśli i danych, które rozjaśniły mi nieco sytuację, jednak ogólnie rzecz biorąc kupowanie tej akurat pozycji mogłem sobie z czystym sumieniem darować.

56ba78839e949Lord Demon:

Ocena: 6/10

Bardzo nierówna książka.

Nie ma się zresztą czemu dziwić, pozycja została bowiem napisana przez dwoje autorów. Część napisał Roger Zelazny, a gdy umarł pozostałą część ukończyła za niego Jane Lindskold, sama książka ukazała się natomiast cztery lata po śmierci pisarza. Efekty tego są niestety wyraźne. Część pozycji zasługuje na solidne 8/10, część na dość hańbiące moim zdanie 4/10.

Jedną z największych wad pozycji są niespójności. Przykładowo raz w książce pisze, że mieszczące w sobie światy flasze tworzone przez głównego bohatera są w zasadzie niezniszczalne. Kilka stron dalej dowiadujemy się, że wystarczy je rozbić. Potem dowiadujemy się, że gdy flasza-świat w której bohater zamieszkuje utonęła w oceanie zaowocowało to tylko trudnościami w przyjmowaniu gości. Kilka stron dalej, że (ponieważ woda tłumi Chi) został całkowicie odcięty od innych światów…

Co więcej pod koniec książki, w partiach wyraźnie nie pisanych już przez Zelaznego fabuła wyraźnie traci rozpęd. Zakończenie jest wielkim deus ex machina, bowiem ni z tego, ni z owego dowiadujemy się, że bohater w zasadzie od początku miał środki, by uratować sytuację i zbawić świat…

Ogólnie rzecz biorąc mogła to być bardzo dobra powieść. Niestety, wyszło jak wyszło. Nie powiem, czytało mi się ją całkiem fajnie, ale jedynie przez sentyment dla autora.

indeksDlaczego narody przegrywają?

Ocena: 6/10

Pozycja moim zdaniem dyskusyjna. Z jednej strony uważam, że stawiane przez autorów tezy zostały udowodnione w sposób przekonujący. Acemoglu i Robinson uważają bowiem, że za porażkę gospodarczą wielu państw odpowiadają wykształcone przezeń instytucje typu włączającego (umożliwiające bogacenie się wszelkim, przedsiębiorczym jednostką) i wykluczającego (sprawiające, że bogaci się tylko pozostająca u władzy elita, kosztem reszty społeczeństwa, sprawiając, że to tkwi w stagnacji). Zarówno sama koncepcja, jak i sposób powstawania oraz cel tego typu rozwiązań moim zdaniem zostały przedstawione w sposób wiarygodny. Świat faktycznie może tak działać.

Natomiast mój sprzeciw budzi część szczegółów. Po pierwsze: kategoryczne odrzucenie wielu innych teorii moim zdaniem nie daje się obronić. W szczególności odrzucenie determinizmu geograficznego urąga jakiemukolwiek, empirycznemu poznaniu. Skoro warunki geograficzno-klimatyczne są bez znaczenia, to dlaczego na Antarktydzie nie istnieją kwitnące cywilizacje?

Niepotrzebnie też moim zdaniem czepiają się Jareda Daimonda. Tym bardziej, że zarzut iż jego teorie wyjaśniają sytuację przed odkryciami geograficznymi, ale nie po nich jest mało trafny, gdyż Daimond chciał wyjaśnić skutki zderzenia cywilizacji w trakcie epoki odkryć, a nie współczesne.

Po drugie: popełnili ogromne wręcz ilości błędów merytorycznych stawiających pod znakiem zapytania całość. Przykładowo w pewnym momencie pisze o rewolucji w Japonii i zwycięstwie popierającego reformy cesarza nad chcącym zachować tradycyjny system szogunem. Szkoda tylko, że tak nie było, bowiem to właśnie szogun był zwolennikiem reform, cesarz natomiast tylko chciał władzy. Zawarł więc pakt z tradycjonalistami, a szoguna zamordował. Dopiero gdy tradycjonaliści zaczęli robić się niewygodni zwrócił swój wzrok w stronę zachodu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Książki, Przeczytane i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Przeczytane w sierpniu 2016: Rommel, Williams, Zelazny

  1. slanngada pisze:

    o, a to o shogunie ciekawe. Właśnie gram w total war shogun 2 i wprowadzenie mnie intrygowało

  2. Paweł Mi pisze:

    >>wszelkim, przedsiębiorczym jednostką<<

    A nie jednostkom?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s