Na wstępie muszę zaznaczyć, że pisanie tekstu jest dla historyka bardzo trudne. I to nawet w wypadku tekstu na bloga, gdzie standardy są dość niewysokie. Wynika to z prostego faktu: braku źródeł. Większość operacji wywiadowczych, niezależnie od epoki w jakiej zostały podjęte była działaniami niejawnymi, miała miejsce skrycie i co za tym idzie nie było świadków, którzy mogliby o nich opowiedzieć. Jednocześnie starano się też nie produkować dokumentów, które później ktoś mógłby analizować.
Historia wczesna:
Szpiegostwo i wywiad są zajęciami najmniej równie starymi, jak ludzkość i osobiście uważałbym, że należą do 10-20 najstarszych profesji świata, a słowo „szpieg” pojawia się już w tekstach biblijnych. Mimo to aż do XVIII-XIX wieku profesjonalne agencje szpiegowsko-wywiadowcze nie istniały.
Istniały natomiast prywatne siatki szpiegowskie, tworzone przez różne osoby: głównie królów i generałów, a także ludzi prywatnych, zwłaszcza wysokich arystokratów i magnaterię. Sytuacja taka utrzymała się aż do XVIII wieku, gdy tematem zaczęto interesować się bardziej profesjonalnie. Pierwszym, znanym mi dziełem, które podejmuje się analizy tematu jest podręcznik sztuki wojennej Maurycego Saskiego (1696-1750) Mes Reveries, w którym umieszczono cały rozdział na temat szpiegostwa. Jako, że nie był on szczególnie długi, zacytuję go w całości:
Nie da się przecenić znaczenia, jakie w działaniach wojennych przypisuje się szpiegom i przewodnikom. Monsieur de Montecuculli (chodzi o Raimondo Montecculieo, XVII wiecznego generała armii austryjackiej) twierdzi, że są oni jak oczy w głowie, będąc generałowi równie niezbędnymi. Ma rację: na dobrych szpiegów warto wydać każde pieniądze. Należy ich wybierać spośród mieszkańców kraju, w którym prowadzona jest wojna. Trzeba zatrudniać inteligentnych, bystrych i mądrych ludzi. Muszą być rozproszeni wszędzie, wśród oficerów, generałów, markietanek, a zwłaszcza wśród dostawców pożywienia: poprzez aprowizację bowiem, składy oraz piekarnie łatwo jest przeniknąć zamiary wroga*.
Szpiedzy ci nie mogą wiedzieć o sobie nawzajem. Muszą mieć różne rozkazy: ci, którym powierza się tego rodzaju zadania, przemycą się w szeregi wroga, inni będą towarzyszyć armii jako sprzedawcy i kupujący. Ci muszą znać jednego ze szpiegów pierwszego typu, aby otrzymać od niego to, co należy przekazać opłacającemu ich generałowi. Zadania takie należy wyznaczać osobom godnym zaufania i bystrym, każąc im składać raporty każdego dnia. Trzeba też być pewnym, że nikt nie zdoła ich przekupić.
I tyle.
*Łatwość taka wynikała z prostej przyczyny: armie tego okresu, posiadając niewielkie możliwości transportowe polegały głównie na zewnętrznych dostawach żywności i paszy dla koni, które stanowiły 97 procent ich zapotrzebowania logistycznego (współcześnie żywność pochłania zaledwie około 7 procent zapotrzebowania logistycznego, a większość stanowi paliwo i amunicja typu artyleryjskiego…). Dlatego też po tym, gdzie gromadzony był prowian można było przewidzieć ruchy wojska i gotowość do obrony fortec. Żywność pozyskiwano na dwa sposoby: rekwirując ją lub kupując od okolicznej ludności, przy czym preferowano ten drugi sposób, jako łatwiejszy do przeprowadzenia.
Innym tekstem źródłowym z tego okresu jest „Instrukcja dla Generałów” wydana przez Fryderyka Wielkiego króla Prus, której jeden z rozdziałów nosi tytuł „O szpiegach. Jak należy ich werbować przy każdej okazji i w jaki sposób mamy zdobywać informacje wywiadowcze na temat wroga.”
Ponownie jest raczej zwięzła, więc przytoczę ją w całości:
Jeśli poznamy zawczasu zamiary wroga, będziemy mogli zawsze stawić mu czoła, nawet jeżeli dysponujemy mniejszą niż on siłą. Wszyscy generałowie powinni starać się zapewnić sobie tego typu przewagę, choć robi to bardzo niewielu.
Szpiegów można podzielić na kilka kategorii: 1) zwykli ludzie, których wynajmujemy w tym właśnie celu 2) podwójni szpiedzy, 3) znaczący szpiedzy 4) ci, którzy zostali zmuszeni do tak nieprzyjemnego zadania.
Zwykli ludzie, a mianowicie wieśniacy, rzemieślnicy, księża et cetera, których wysyła się do obozu, powinni być werbowani wyłącznie w celu ustalenia, gdzie znajduje się wróg: ich meldunki, ogólnie rzecz biorąc, są nieadekwatne i niejasne, czasem zwiększają, zamiast zmniejszać, naszą niepewność.
Raczej nie należy też polegać na informacjach dostarczanych przez dezerterów. Żołnierze wiedzą bardzo dobrze, co dzieje się w ich własnym regimencie, ale niewiele więcej. Huzarzy są odłączeni od reszty armii na przedzie i przez większość czasu nie przebywają z pozostałymi siłami, często nie wiedzą więc, po której stronie rozbiły one obozowisko. Niemniej ich meldunki należy uważnie odnotowywać, na wypadek, gdyby pojawiły się okoliczności, w których okazałyby się przydatne.
Podwójnych szpiegów używa się, by przemycić fałszywe informacje do obozu wroga. Pod Schmiedebergiem znalazł się pewien Włoch, szpieg Austriaków, któremu powiedzieliśmy, że powinniśmy wycofać się do Wrocławia, gdy przybliży się wróg. Przekazał tę informację księciu Karolowi Lotaryńskemu. Ten, w ten sposób oszukany, ledwie zdołał nam ujść.
Przez długi czas naczelnik poczty w Wersalu był opłacany przez księcia Eugeniusza. Nieszczęśnik ów otwierał listy i rozkazy wysyłane z dworu do generałów, przekazując kopie księciu, który zazwyczaj otrzymywał je wcześniej, niż dowódcy armii francuskiej.
Z kolei Luksemburg pozyskał dla swoich interesów sekretarza króla Anglii, od którego otrzymywał informacje o wszystkim, co się działo. Król odkrył to i wyciągnął wszelkie korzyści, jakich można było oczekiwać w tak delikatnej sprawie: zobowiązał zdrajcę, by napisał do Luksemburga z wiadomością, że sprzymierzona armia następnego dnia będzie daleko, szukając zaopatrzenia. W konsekwencji zaskoczonym Francuzom ledwie udało się zbiec spod Steinquerque, zostaliby zupełnie rozgromieni, gdyby nie bronili się z tak niezwykłym męstwem. Trudno byłoby zdobyć takich szpiegów w wojnie z Austrią, nie dlatego, że Austryjacy są mniej podatni na korupcje, niż inne narody, ale z tej racji, że ich armię otacza gęsta chmura lekkich jednostek, przez którą żadna istota nie przedostanie się, nie będąc dokładnie przeszukaną…
Jeśli chcemy uzyskać fałszywe informacje wywiadowcze na temat wroga lub narzucić mu fałszywe wrażenie co do naszej sytuacji czy okoliczności, polecamy godnemu zaufania żołnierzowi udać się do jego obozu i zameldować to, w co chcielibyśmy, żeby uwierzono. Może mieć też ze sobą ulotki, obliczone na zachęcenie żołnierzy nieprzyjaciela do dezercji. Ukończywszy swą misję, może okrężną drogą powrócić do obozu.
Istnieje jeszcze jeden sposób uzyskania informacji na temat wroga, wykorzystywany, gdy inne metody zawiodą, choć muszę przyznać, iż jest on raczej surową i okrutną praktyką. Znajdujemy bogatego obywatela, który ma dużą rodzinę i odpowiedni majątek i przyznajemy mu przebranego za służącego człowieka rozumiejącego język owego kraju. Zmuszamy bogacza, by zabrał go ze sobą do obozu nieprzyjaciela jako lokaja lub stangreta, pod pozorem złożenia skargi na szkody, jakich rzekomo doznał, grozimy mu jednocześnie, że jeśli nie wróci po pewnym, ustalonym czasie i nie przyprowadzi ze sobą naszego człowieka, jego dom zostanie spalony, a żona i dzieci posieczeni na kawałki. Byłem zmuszony uciec się do tego schematu i udało mi się sprawę zakończyć według mych zamierzeń.
Muszę też dodać, że szpiegów należy hojnie opłacać, nawet do poziomu ekstrawagancji. Ten, kto w twej służbie ryzykuje gardłem, z pewnością zasługuje na godziwe wynagrodzenie.
Początkowo wywiad organizowali generałowie i dowódcy, zwykle z własnej inicjatywy i ad hock. Z czasem, wraz z wykształceniem się profesjonalnych sztabów wojskowych rolę dowódcy szpiegów powierzono jednemu z niższych oficerów sztabowych, który wraz z niewielką grupą pomocników zbierał ich raporty i przedstawiał je generałowi. Cały czas jednak nie była to zorganizowana służba, tylko rozrzucone komórki, działające osobno przy każdym korpusie, armii czy jednostce niższego rzędu do dywizji włącznie, które nie wymieniały się informacjami (chyba, że oficerowie wywiadu wykazali się odpowiednią zaradnością).
W tekstach z epoki rzuca się w oczy brak zorganizowanego kontrwywiadu oraz procedur radzenia sobie z informacją. W XVIII wieku istniała już w prawdzie żandarmeria (wcześniej nie było nawet tego), której zadaniem w trakcie wojny było wyłapywanie dezerterów i szpiegów (w czasach pokoju natomiast zajmowała się służbą wartowniczą, zadaniami policyjnymi i aresztowaniami wichrzycieli), lecz najczęściej jej sukcesy wynikały ze szczęścia, donosów osób, które szpiedzy usiłowali przekupić oraz przesłuchań i rewizji. Rutynowo przeszukiwano więc wszystkie osoby zbliżające się do obozu, poddając przesłuchaniu każdego, u kogo znaleziono dowody na konszachty z wrogiem. Za takie uznawano między innymi paszporty zezwalające na podróż po kraju czy też mapy własnego terytorium.
Szczególnym przykładem kontrwywiadowczej nieporadności może być przygoda Cassnowy, który (krótko) był francuskim szpiegiem w trakcie wojny z Anglią. Udało mu się bardzo dokładnie zbadać stan angielskiej floty, dlatego, że… wyraził nią zainteresowanie oraz poprosił o oprowadzenie po pokładach okrętów wojennych. Dumni z poświęconej im uwagi kapitanowie zadośćuczynili jego prośbą.
U Clausewitz w jego książce „O wojnie” temat wywiadu zostaje zbyty, jednak te kilka zdań, które o nim napisał są uderzające. Otóż Clausewitz twierdzi, że w zasadzie o wszystkich poczynaniach nieprzyjaciela można przeczytać w gazetach.
Jak się okazuje nikomu do końca XIX wieku nie przyszło do głowy kontrolować prasy pod kontem publikowanych w niej relacji z frontu. Cenzorów interesowały niemal wyłącznie wypowiedzi przeciwko władzom i obraza majestatu. Wynikało to między innymi z niedoskonałych środków komunikacji: aż do wynalezienia telegrafu możliwości przesyłania informacji były bardzo małe i artykuły prasowe pojawiały się nieraz z wielotygodniowym opóźnieniem, często gdy były już nieaktualne.
Innym powodem była, często okropna jakość oficerów i wyższych urzędników, o których awansie nieżadko decydowało raczej wysokie urodzenie niż umiejętności czy nawet znajomości.
Tajna policja:
Od XVIII wieku rozwija się też tajna policja, której celem jest zwalczanie antykrólewskiej opozycji. Rzekoma „epoka rozumu” jest też okresem monarchii absolutnych i władzy autokratycznej, która z opozycją się nie patyczkowały.
Oczywiście autokracja nie jest wynalazkiem XVIII czy nawet XVII wieku, zrodziła się dużo wcześniej, a sprawujący ją władcy od zawsze musieli radzić sobie z osobami niezadowolonymi z ich polityki, buntownikami, uzurpatorami i tendencjami wolnościowymi.
Przez większą część historii radzono sobie z problemem w ten sam sposób: za pomocą procesów o obrazę majestatu i podżeganie do buntu. Po prostu każdy, kto był świadkiem takiego wydarzenia mógł to zgłosić odpowiedniemu urzędnikowi, a jeśli swoje zarzuty udowodnił zostawał sowicie wynagrodzony. Częstokroć nagrodą był cały dobytek buntownika, jak w starożytnym Rzymie.
W średniowieczu do gamy zarzutów doszła także herezja, a w wieku XVI, pod wpływem prawa rzymskiego czary (o które nawiasem mówiąc procesowano się też i w starożytności).
Wiek XVII i XVIII nie był tak rozrzutny pod względem nagród jednak donosicielstwo nadal premiowano. W XVII wieku zastosowano też cenzurę prewencyjną, pozwalającą zaskarżyć można było też treść publikacji. Jeśli to się powiodło: wszystkie wydrukowane egzemplarze publikacji niszczono, a publicystę i drukarza umieszczano w więzieniu.
XVIII wiek przyniósł kolejne udogodnienie czyli pierwsze tajne policje z prawdziwego zdarzenia.
Posiadane przeze mnie opracowania jej pomysł przypisują Ludwikowi XV, królowi Francji. Po objęciu władzy monarcha ten odkrył, że jest na tronie w zasadzie bezradny. Faktyczną władzę w państwie sprawowali natomiast ministrowie i damy dworu. By uporać się z tym problemem stworzył gabinet cieni, który pozwalał mu uprawiać politykę niezgodną z wolą swych oficjalnych ministrów. Pomagała mu w tym, początkowo nieoficjalna tajna policja.
Jej praca polegała na:
- Gromadzeniu i centralizacji oddolnego „obywatelskiego” donosicielstwa
- Wynajmowaniu szpiegów, którzy zajmowali się stałą obserwacją osób podejrzanych i tylko potencjalnie podejrzanych
- Oraz kontrolą korespondencji, otwieraniem i czytaniem listów.
W szczególności to ostatnie było dobrym sposobem zdobywania informacji. Tym łatwiejszym, że Francja w tym okresie posiadała już własny, scentralizowany urząd pocztowy, którego główny naczelnik Robert Jeannela był też głównym naczelnikiem szpiegów. Urząd pocztowy oczywiście nie powstał celem kontroli obywateli. Zastąpił wcześniejsze poczty prywatne z innego powodu: przynosiły one zyski. Zlikwidowano je więc i zastąpiono królewskimi, by finansować rozrzutność dworu.
Należy zauważyć, że w wielu wypadkach czytanie listów nie było konieczne. Wystarczyło śledzić po prostu kto z kim koresponduje i czy nie ma wśród tych osób znanych buntowników.
Późny XVIII wiek i wczesny XIX to epoka rozkwitu tajnych policji. Ich szczególnym znakiem rozpoznawczym stał się zwyczaj zakładania luksusowych burdeli w rodzaju berlińskiego Saloniku Kitty, w którym wszystkie pracownice były agentkami.
Pomysłodawcą tego typu środków był Wilhelm Stieber (1818-1892), szef pruskiej Polowej Policji Bezpieczeństwa. W swoim pamiętniku napisał:
Z zaskoczeniem odkryłem, że pomiędzy prostytutkami przemykającymi przez lupanary było wiele kobiet, którym dzięki kontaktom z wysoko postawionymi klientami udało się zdobyć jakieś wykształcenie, więc cytowały Wergiliusza i Horacego, a często recytowały cały katalog pojęć z dziedziny prawa i wojskowości. Ku swojemu przerażeniu znalazłem wśród nich kobiety wręcz urodzone do tego, by zostać szpiegami… Niektóre z nich uczyniły regularny biznes z pozyskiwania kompromitujących, intymnych informacji na temat żonatych mężczyzn z najwyższych kręgów socjety i wyciągania ogromnych sum pieniędzy poprzez szantażowanie ich, że zdobyte informacje zostaną wyjawione ich żonom.
Dane z tego okresu są o tyle interesujące, gdyż pozwalają zorientować się w tym, czym interesował się i interesuje się po dziś dzień wywiad. Wiemy to dzięki dokumentom pozostawionym przez Josepha Fouchego (1763-1820) dowódcy tajnej policji Napoleona Bonaparte.
Fouche był dość ciekawą postacią, zajmował się bowiem głównie organizowaniem spisków na życie Bonapartego (by móc później spiskowców wtrącić do więzienia). Fouche dysponował bardzo rozbudowaną siecią o profesjonalnej konstrukcji. Składało się na nią czterech radców stanu, mających pod sobą dziewięćdziesięciu sześciu prefektów departamentów, na które podzielono kraj. Każdy z departamentów składał się z od czterech do pięciu dystryktów obejmujących populację około 5.000 osób, pod zarządem pod-prefektów, którym podlegał jeden mer i naczelnik policji. Prefekci, podprefekci i radcy stanu zatrudniali też szpiegów, którzy składali raporty im bezpośrednio. Na liście obiektów obserwacji szpiegów znajdowały się: więzienia (oraz więźniowie i odwiedzający ich), skazani, którzy odbyli wyroki, imigranci, obcokrajowcy i żandarmi. Co więcej szpieg znajdował się w każdym mieście i na każdym większym dworze. Przechwytywali oni prywatną korespondencję, dokumenty i zagraniczne gazety.
Sam Fouche składał codziennie raport Napoleonowi, w którym znajdywały się następujące informacje:
- Plotki pałacowe
- Tematyka sztuk teatralnych oraz reakcje widzów na nie (w szczególności: sztuki dotyczące władzy i stanowiące jej krytykę, przy czym tajnych służb nie interesowało to, że jakiś teatrzyk skrytykował Napoleona, tylko raczej to, kto na przedstawieniu klaskał)
- Ceny na giełdzie i na rynkach głównych miast
- Dezercje w armii
- Aresztowaniach obcych szpiegów
- Niedawnych przestępstwach
- Wykroczeniach żołnierzy
- Pożarach
- Buntach przeciwko żandarmerii
- Ważnych osobach odwiedzających kraj
- Reakcjach opinii publicznej na wieści o kolejnych zwycięstwach i innych, ważnych wydarzeniach politycznych
- Nowościach z zakresu żeglugi
- Potknięciach członków aparatu władzy (Fouche nadużywał tego punktu meldując głównie o niepowodzeniach swoich wrogów)
- Ofertach przetargowych przedsiębiorców
- Agitacji przeciwko poborowi do wojska
- Samobójstwach
- Epidemiach w więzieniach
- Postępach w pracach budowlanych i ważnych inwestycjach z tego zakresu
- Wysokości bezrobocia
- Treści wewnętrznej i prywatnej korespondencji ministrów
- Osobach zatrzymanych lub objętych ścisłą obserwacją
Nowością wprowadzoną przez Fouchego był wymóg, by szpiedzy podpisywali swoje zeznania i byli odpowiedzialni za ich treść. Ukróciło to powszechne wcześniej oszczerstwa.
Wywiad cywilny:
Wywiad cywilny w tym okresie nie istniał, a raczej: był bardzo ograniczony. W zasadzie od początku świata w tej dziedzinie polegano na dwóch elementach: byli to podróżnicy i kupcy, których zwyczajnie wypytywano o położenie i stan poszczególnych miast. Od końca średniowiecza, wraz z rozwojem dyplomacji i wymiany ambasadorów rolę współczesnego wywiadu cywilnego powierzono właśnie nim.
Należy zauważyć, że początek obecności stałych ambasadorów w Renesansie postrzegano właśnie jako obecność stałych szpiegów i na początku nie patrzono na nią przychylnie, tym bardziej, że średniowieczu nie była ona znana (podobna funkcja była obecna w świecie greckim, przy czym funkcjonowała ona odmiennie: miasto wywierało swojego obywatela zamieszkałego na obczyźnie i powierzało mu obowiązek reprezentacji jego interesów, a nie wysyłało stałego delegata): wolano posługiwać się krótkotrwałymi poselstwami.
Posłowie często zresztą też pełnili funkcje szpiegów, rozglądając się po obozach i pałacach wroga.
Obecność ambasadorów uzasadniano więc koniecznością posiadania reprezentacji na okazję pogrzebów, ślubów i innych, ważnych wydarzeń. Do tego ambasador miał oczywiście dbać o interesy państwa, które reprezentował, przekupywać możnych, organizować siatkę donosicieli, składać stałe raporty swemu mocodawcy, wizytować fortece i obozy wojskowe, gromadzić mapy, obserwować obrady parlamentu (jeśli taki istniał) oraz rady ministrów (jeśli go dopuszczono). Większość z tych czynności szybko przestała być akceptowana lub wręcz stała się aktami wojny (jak gromadzenie map). Niemniej jednak ambasadorzy nadal to robili.
Drugim zjawiskiem było wysyłanie agentów, czy (bardziej precyzyjnie) ajentów. Byli to najkrócej ujmując przedstawiciele handlowi, którzy reprezentowali władcę, a raczej: jego majątki na obczyźnie, umawiając z innymi kupcami transakcje handlowe. Byli też zobowiązani do składania raportów swemu mocodawcy.
Oczywiście słowo „agent wywiadu” pochodzi bezpośrednio od „agenta handlowego” jednak role ich były odmienne. Takie sieci posiadało większość magnatów i bogatych kupców, wszystkie dwory, spora część opactwa czy duże, zorganizowane społeczności i niektóre gminy wyznaniowe. Przykładowo gminy żydowskie oraz kwakrzy wręcz wymagały od swoich współwyznawców pozostających na obczyźnie składania regularnych meldunków na temat lokalnych cen, sytuacji politycznej, podatków, dużych inwestycji i nastrojów społecznych. Działali oni natomiast całkiem jawnie.
Model ten trwał bardzo długo, jeszcze w epoce napoleońskiej głównym źródłem informacji dla Brytyjczyków byli ich urzędnicy kolonialni oraz rodzina Rotchildów. Ci ostatni czasem są uważani za szpiegów. Wynika to z tego, że w wieku XIX byli oni po prostu znienawidzeni jako bankierzy kredytujący władców absolutnych i rządy, w efekcie czego oczerniano ich na wszelkie sposoby. Nawet współcześnie jeśli ktoś pisze, że Żydzi rządzą światem, to na myśli ma najczęściej właśnie Rotchildów.
Taki system miał ogromne wady. Główną z nich był bardzo powolny sposób przenoszenia się informacji: w tempie konnego człowieka, czyli często z prędkością maszerującej armii. Informacje takie były też łatwe do przechwycenia. Działo się tak także z powodów proceduralnych.
Przykładowo: wielkim, Angielskim wynalazkiem w tej ostatniej dziedzinie był XVIII wieczny zwyczaj prowadzenia korespondencji między wywiadowcą, a mocodawcą przez punkty kontrolne w krajach neutralnych. Tak więc meldunki nie były wysyłane bezpośrednio do Londynu, tylko do jakiejś podstawionej osoby w kraju trzecim, która następnie podawała je dalej.
Wcześniej takiej procedury nie znano, albo: ni stosowano masowo, w efekcie więc szpiegów dawało się łatwo wytypować po prostu badając, kto często koresponduje z nieprzyjacielskim krajem (możliwość taka stała się jednym z ubocznych efektów stworzenia królewskiej poczty). Owszem, posługiwano się szyfrem, by chronić treść listu, jednak przejęcie takiego listu automatycznie dekonspirowało wywiadowcę.
Wadą brytyjskiego systemu był fakt, że stawał się on jeszcze bardziej czasochłonny.
Wszystko to sprawiało, że, aż do upowszechnienia się radia, telegrafu i telefonu wywiad cywilny był mało skuteczny.
Wywiad wojskowy:
Nie inaczej sytuacja wyglądała w wojsku.
Z uwagi na wyżej wymienione braki w łączności aż do początków XX wieku szpieg posiadał w trakcie działań wojennych jedną funkcję: nieumundurowanego zwiadowcy lub manipulatora i kłamcy składającego przeciwnikowi fałszywe meldunki.
W trakcie wojen napoleońskich w roli szpiegów Francuzi wręcz wykorzystywali zwiadowców i oficerów lekkiej jazdy, którzy z premedytacją pozwalali brać się do niewoli, by po kilku dniach zostać wymienieni na jeńców drugiej strony. Zwyczaj ten został jednak ukrócony, gdy wrogowie napoleona zaczęli zsyłać jeńców w głąb swych królestw.
Dużo o tajnikach szpiegostwa dowiedzieć się można z przeznaczonego dla generałów i członków sztabu przewodnika Manual des Adjudans generaux Paula Thiebaulta (1769-1846). Według niego za wywiad odpowiadał jeden człowiek, który prowadził dziennik wywiadu. Prowadził on „aktywną korespondencję” z szefami sztabów poszczególnych dywizji, oraz swoimi odpowiednikami w poszczególnych oddziałach, dzięki czemu zachodziła wymiana danych. Otrzymywał od nich meldunki każdego ranka, na czego podstawie sporządzał raport dla swojego szefa sztabu.
W źródle tym figuruje pięć rodzajów szpiegów. Są to:
- Ci, którzy narzekają na rząd przeciwnika. Przy czym Thiebauld ich wyraźnie chwalił. Jego zdaniem są oni zwykle wykształceni i potrafią trafnie ocenić sytuację.
- Lojaliści i patrioci, pragnący służyć swojemu krajowi. Thiebauld uważa, że są to ludzie zdeterminowani i pomysłowi, gotowi do poświęceń oraz narażania życia. Sugeruje, by nie nagradzać ich złotem, a zaszczytami.
- Pospolici szpiedzy, do których generał zalicza: mnichów i księży, przebiegłych wytwornych lub nawet namiętnych kobiet, które mogą od rządu uzyskać jakieś profity, osób, które zawarły niekorzystne umowy lub które, zdeprawowane we własnych oczach nie dysponują żadnymi, uczciwymi środkami do życia, oficerów nieprzyjacielskiej armii, którzy popadli w długi lub wykazują zamiłowanie do hazardu czy ostentacji, a nie mają środków, by żyć na odpowiednim poziomie, spłacić swoje zobowiązania lub zaspokoić swój gust (…) większość z tych ludzi bez zasad i bez honoru poświęci swój kraj dla własnej rozpusty, tak jak poświęcili jej samych siebie. Ich chciwość zatryumfuje ponad wszystkim, zawsze pójdą prosto do tego, kto zaoferuje im najwyższą stawkę i zwykle będzie on potrzebował jedynie złota, by dowiedzieć się od nich wszystkiego, co tylko będzie w stanie odkryć.
- Typ czwarty, to „szpiedzy zawodowi”, którzy służą obydwu armiom donosząc jednej na drugą. Co ciekawe generał nie potrafi zrobić z nich użytku, zwraca uwagę, że mogą być przydatni, ale ostrzega, że nieprzyjaciel może świadomie karmić ich dezinformacją oraz przestrzega, by nie pozwalać im zbyt długo pozostawać w sztabie lub obozowisku wojskowym.
- Typ piąty: ludzie przymuszeni do szpiegostwa szantażem.
Ogólnie rzecz biorąc Thielbaud nie posiadał zbyt dużo zrozumienia do tej kwestii, ani cierpliwości. Z omawianych tu osób sprawiał wrażenie najmniej utalentowanego. Niemniej jednak pozostał po nim interesujący wykaz tematów, którymi powinien zajmować się jego zdaniem wywiad wojskowy. Do tych zalicza:
- Kwatera główna naczelnego dowódcy armii wroga oraz generałów jego dywizji.
- Miejsce pobytu, nazwiska i charakterystyczne cechy wrogich generałów
- Lokalizacja i siła parku artyleryjskiego wroga oraz jego kawaleryjskich rezerw.
- Nazwa i rozmiary poszczególnych korpusów, narodowość żołnierzy i liczba karabinów.
- Wiadomość, czy wróg koncentruje, czy rozbija swoje oddziały.
- Środki podjęte w celu zapewnienia armii aprowizacji, możliwości transportu oraz opieki medycznej.
- Jak odżywiają się, ubierają i jak są opłacane oddziały wroga, ich morale, liczba chorych żołnierzy, najczęstsze choroby, poziom śmiertelności i tym odobne.
- Informacja, czy wróg przemieszcza swoje oddziały w dzień czy w nocy, w całości, korpusami czy w mniejszych oddziałach
- Oczekiwane przez wroga posiłki
- Charakter przeglądów wojsk: czy są to inspekcje czy manewry
- Ewentualne fortyfikacje budowane przez wroga, liczba robotników zatrudnionych w tym celu.
Bibliografia:
- T. Crowdy, Historia szpiegostwa i agentury, Warszawa 2010
- J. Keegan, Wywiad w czasie wojny, Warszawa 2003
-
C. Claschewitz, O wojnie, Kraków 2010
Jeszcze nie przeczytałem całego tekstu. Jedno mi się rzuciło w oczy: „Oczywiście słowo „agent wywiadu” pochodzi bezpośrednio od „agenta handlowego” jednak role ich były odmienne.”
Już w Starożytnym Rzymie w czasie Późnego Imperium nazywano ówczesnych cesarskich szpiegów/bezpieczniaków agentes in rebus.
Co znaczy poprostu „posłaniec w sprawie”. Z „Agentes in rebus” nawiasem trochę na wyrost robi się szpiegów, bowiem był to głównie korpus kurierski, przenoszący wiadomości, pilnujący wprowadzenie ich w życie oraz składający raporty ze swoich podróży.
Niektórzy autorzy przypisują im prawo do aresztowań i prowadzenia przesłuchań, ale to jest niezrozumienie rzymskiego ustroju. W nim każdy miał prawo (a nawet obowiązek) zatrzymać domniemanego przestępcę i doprowadzić go pod odpowiedni sąd.
Podobno już Aleksander Wielki kazał otwierać i czytać listy pisane przez swoich ludzi do rodzin, a potem odsyłał do domów tych, którzy w treści wyrażali niezadowolenie z jego rządów.
Opisy działań szpiegowskich pojawiają się też w Biblii.
Po pierwsze, mamy wzmiankę o tym, że Mojżesz wysłał 12 ludzi do Ziemi Obiecanej. Z jednej strony, wygląda to na zwykły zwiad, z drugiej, na uwagę zasługuje duży zakres informacji, które prorok nakazał zebrać:
Bardziej typowo „szpiegowskie” działanie miało miejsce przed zdobyciem Jerycha (tj. przed operacją „Trąby”). Jozue, wódz Izraelitów wysłał do miasta szpiegów, którzy zdobyli tajną współpracowniczkę w postaci miejscowej kobiety nierządnej, Racheb.
Z kolei Judyta uratowała Jerozolimę przed oblegającymi ją wrogami, uwodząc, upijając i zabijając ich wodza.
Wrogowie Izraela również wykorzystywali swego rodzaju szpiegów, przykładem jest Dalila, ukochana Samsona, która została mu podstawiona przez Filistynów w celu wyciągnięcia od niego sekretu siły.
„Rzekoma „epoka rozumu” jest też okresem monarchii absolutnych i władzy autokratycznej, która z opozycją się nie patyczkowały”.
Nie widzę sprzeczności. Absolutyzm był zdecydowanie krokiem naprzód w stosunku do feudalnej samowoli magnatów, partykularyzmu itd.