Wrzesień 2015 był bardzo smutnym miesiącem o czym jednak nieszczególnie chcę opowiadać. Mimo to udało mi się w jego trakcie przeczytać całkiem sporo. Książek fantastycznych tym razem na liście nie było: z powodu październikowej premiery dwóch nowych Dresdenów postanowiłem przełożyć odpowiednie zakupy na ten właśnie miesiąc. Powstałą lukę wykorzystałem natomiast na realizację silnego postanowienia zakończenia lektury Baśni Na Wygnaniu.
Mimo to poziom mojej lektury niemalże nie odbiegał od normy, w efekcie czego skończyłem cztery książki. Prawdopodobnie udałoby mi się ukończyć ich pięć, gdyby nie Wrześniowy Desant Wycieczek Szkolnych oraz owo bardzo smutne wydarzenie.
Ponadto przeczytałem dwanaście komiksów (z planowanych piętnastu).
Na lekturę złożyły się:
Żywiąc wojnę: Logistyka od Wallensteina do Pattona
Ocena: 8/10
Tytuł chyba wystarczy, by powiedzieć o czym jest książka: o bardzo ważnej, ale jednocześnie niezbyt fascynującej dziedzinie sztuki wojennej czyli transporcie dóbr niezbędnych do prowadzenia walki.
Temat ten jest dość hermetyczny i tak naprawdę nikt, prócz specjalisty i historyka wojskowości nie ma powodów się nim interesować. Niemniej jednak, jeśli pociąga was wojskowość, to książka ta może dostarczyć wam dużo danych. Ja osobiście byłem więcej, niż zainteresowany lekturą. Falsyfikowała też sporą część informacji, jakie do tej pory posiadałem oraz potwierdziła część mojej intuicji.
W zasadzie najważniejszą informacją, jaką posiadłem dotyczyły przemian w skali zapotrzebowania na poszczególne produkty. Przykładowo w dobie wojen I generacji, szyków liniowych, strzelania do siebie z armat i galeonów wojennych 93% zasobów transportowanych przez wojsko było żywnością lub paszą dla koni. Wszystkie inne zasoby: umundurowanie, broń i amunicja, proch, a nawet żarna do mielenia zboża stanowiło zaledwie 7% zasobów. Żołnierze zabierali na kampanię po 40 ładunków do muszkietu, a wystrzeliwali średnio po 8.
W trakcie I Wojny Światowej proporcje te odwróciły się. Żywność i pasza dla koni (transport między frontem, a stacjami kolejowymi odbywał się głównie za pomocą koni) stanowiły już tylko 13% ładunku, natomiast 87% inne materiały (głównie amunicja). Wskazuje to na ogromne zmiany (tym bardziej, że ludzie i konie raczej nie oduczyli się jeść) jakie zaszły. Dowodzi to słuszności mojej krytyki partyzantów atakujących linie transportowe w wojnach fantasy.
A tak swoją drogą: może mi ktoś powiedzieć czemu żadna ze stron w trakcie Wielkiej Wojny nie przedsięwzięła kampanii zmasowanego, strategicznego bombardowania stacji kolejowych?
Ocena: 8/10
Książka tego samego autora traktująca o przekształceniach w sztuce wojennej w XIX i XX wieku. Temat moim zdaniem dość istotny, tym bardziej, że dotyka rzeczy, o których masa ludzi lubi się wypowiadać nie mając przy tym o nich najmniejszego pojęcia (np. temat obowiązkowego poboru wojskowego). Pozycja o tyle interesująca, że mimo fachowej wiedzy napisana dość przystępnym językiem. Mimo to jak podejrzewam nie przeczyta jej nikt za wyjątkiem wąskiego grona historyków wojskowości i miłośników militariów.
Chyba najbardziej interesujące są rozdziały ostatnie, traktujące o najbardziej nam współczesnych wojnach. O ile bowiem wojny napoleońskie, pruskie, secesyjna i obie światowe są dość mocno w literaturze reprezentowane, to Irak, Wietnam i Falklandy już generalnie nie. Wadą z czytelniczego punktu widzenia jest natomiast fakt, że autor (zwłaszcza w pierwszych rozdziałach) podaje liczne tezy, którym w swych późniejszych książkach (np. W „Żywiąc wojnę”) będzie zaprzeczył.
A co się zmieniało?
Przez cały XIX i XX wiek rósł zasięg ostrzału i ilość wystrzeliwanej amunicji, choć niekoniecznie celność. Wzrosło znaczenie transportu do poziomów wcześniej nie znanych. Wzrosło znaczenie lotnictwa, od poziomu siły nie istniejącej, przez jedynie wspierającą wojska lądowe (I wojna światowa), zapewniającą współdziałanie na równych zasadach (II wojna) po kluczową, de facto samodzielnie wygrywającej wojny (Irak). Zmieniła się rola artylerii, która wpierw była bronią wsparcia piechoty, a potem zmieniła się w boga wojny, który „zdobywały teren, a piechota go zajmuje”. Pojawiły się czołgi. Pojawiły się karabiny maszynowe.
W drugiej połowie XX wieku pojawiła się broń precyzyjna i zmieniły się proporcje użycia broni. Jeśli kiedyś wystrzeliwano tysiąc pocisków artyleryjskich lub zrzucano tyle samo bomb w nadziei, że jedna trafi w cel (np. w trakcie nalotu na moje rodzinne miasto celem zniszczenia fabryki remontującej niemieckie czołgi, mimo, że bombardowanie odbywało się w dzień, to nie udało się ani razu trafić w miasto, o fabryce nie wspominając, w efekcie czego w trakcie nalotu ucierpiała wyłącznie ludność cywilna, której zabito jedną krowę) tak obecnie zrzuca się jedną bombę, która trafia w 99,9 procent przypadków.
Wzrosło też znaczenie partyzantów, co prawdopodobnie wynika nie tylko z wzrostu znaczenia linii transportowych, ale też siły ognia indywidualnego żołnierza: człowiek z karabinem automatycznym ma większą siłę ognia, niż pluton piechoty z okresu I wojny światowej. Wyrzutnia granatów przeciwpancernych jest bronią równie skuteczną, jak działo przeciwpancerne z II wojny przy czym lżejszą i łatwiejszą w przenoszeniu, a pocisków kierowanych w zasadzie nieporównywalna do niczego znanego wcześniej.
Człowiek Egiptu w kręgu codzienności:
Ocena: 7/10
Obiektywnie ta książka zapewne jest całkiem niezła. Subiektywnie: jednak chyba nie lubię starożytnych Egipcjan. Cywilizacja, która nic nie osiągnęła trwoniąc czas na marynowanie trupów i budowania dla nich domów.
Książka traktuje o życiu codziennym tych ludzi. Pisana jest głównie na bazie źródeł i w niewielkim stopniu komparatystyki. Układ jest bardzo ciekawy, poszczególne z nich omawiają kolejne klasy społeczne (chłop, pisarz, kapłan, wysoki urzędnik, wojownik, niewolnik, król, zmarły, kobieta) niemniej jednak treść książki odsłania cały sekret owej cywilizacji: starożytni Egipcjanie wiedli żywota nudne i pełne nędzy, przez co niestety czytanie o nich również jest nieciekawe.
Historia sztuki wojennej od starożytności po czasy współczesne:
Ocena: 7/10
Pozycja traktująca o zachodniej sztuce wojennej, wyjaśniająca przyczyny jej dominacji oraz procesy, które wpłynęły na jej rozwój. Ogólnie rzecz biorąc książka bardzo kompetentna, jednak ponownie najbardziej interesujące wydają ostatnie rozdziały. Mimo, że autor przełamuje typowy szowinizm Anglosasa, dla którego zachód to wyłącznie Wielka Brytania i USA (oraz Grecja i Starożytny Rzym od których w prostej linii się wywodzą) napadane czasem przez Niemców oraz Francuzów i wspomina czasem także o innych narodach.
Ogólnie rzecz biorąc książka jest jednak niestety tylko typowym podręcznikiem, dobrym dla studentów, a niekoniecznie osób głębiej zainteresowanych tematem.
Ocena: 9/10
Śnieżka przeprowadza się na Farmę Zwierzęcą, by wychowywać swe dzieci. Książę Uroczy, Piękna oraz Bestia umacniają swój gabinet polityczny. Bigby znika z akcji, pozostając na dobrowolnym wygnaniu. Błękitny Chłopiec, utraciwszy pracę urzędnika, wraca do dawnego zajęcia partyzanta i uzbrojony w zestaw magicznych artefaktów najcięższego kalibru wyrusza w Strony Rodzinne by mścić swe krzywdy.
Główną treść tomu stanowi właśnie wędrówka Chłopca W Błękicie przez Krainy Baśni oraz przygody, jakie w jej trakcie przeżywa tocząc boje ze sługami Adwersarza. Poznajemy też prawdziwe oblicze przeciwnika naszych bohaterów i zasady funkcjonowania jego, bardzo sensownego Imperium Zła. Seria nabiera drugiego dna, obraz sytuacji powoli staje się coraz bardziej jasny, a przeciwnicy, do tej pory bardzo dalecy nabierają wreszcie wyrazistości.
Fables vol. 7: Arabian’s Night’s (and Days)
Ocena: 7/10
Po świetnym tomie szóstym nadchodzi poprawny tom siódmy. Do Baśniogrodu przybywają wysłannicy Arabskich Baśni, toczących wojnę z Adwersarzem powoli podbijającym ich światy. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że jeden z nich przywozi ze sobą butelkę z dżinem.
Jako, że – jak uczy „Poniedziałek zaczyna się w sobotę” – typowy dżin potrafi dwie rzeczy: budować pałace i obracać miasta w ruiny, a po tysiącu lat w zamknięciu raczej nie będzie w humorze na to pierwsze, akt ten potraktowany został jak przywiezienie walizkowej bomby atomowej na negocjacje pokojowe.
Ogólnie rzecz biorąc problemem tej części jest mieszanie stylizacji. Baśnie europejskie pasują do arabskich jak pięść do nosa. W tomie tym mamy więc do czynienia z nieco nadmiernym wymieszaniem elementów, przez co trochę trudno traktować go inaczej niż filler.
Ocena: 8/10
Na polecenie Księcia Uroczego Mowgli wyrusza na poszukiwanie Bigbiego. Burmistrz znajduje sposób, by Wielki Zły Wilk mógł zamieszkać z rodziną. W zamian za to nasz bohater musi udać się do Ziem Ojczystych i używając danych wywiadowczych zdobytych przez Chłopca W Błękicie oraz plastiku C-4 wyrównać część rachunków z Adwersarzem.
Dodatkowo ożywieniu ulegają stosunki rodzinne naszego bohatera. Bigby normalizuje stosunki nie tylko z dziećmi i królewną Śnieżką, ale też z Władcą Północnego Wichru, własnym ojcem, którego wcześniej próbował siedem razy zabić.
Bardzo porządny tom, zawierający w sobie wszystkie zalety serii. Łączy w sobie baśniową atmosferę i dojmujący realizm. Do tego dochodzi jeszcze chemia Bigby – Północny Wiatr. Z plansz na których pojawiają się razem dosłownie bije skrywana agresja.
Fables vol. 9: Sons of Empire:
Ocena: 10/10
Mój ulubiony zeszyt. Po akcji Bigbiego i Księcia Uroczego z poprzedniego tomu Adwersarza szlag trafił. Zwołuje więc radę w składzie: jego główny, wojskowy namiestnik, król Nomów, Królowa Śniegów, Jaś (od Małgosi), Pinokio, Rodney (drewniany żołnierz z pomniejszej historii kilka zeszytów wcześniej) i pewien skromny urzędnik celem znalezienia rozwiązania problemu zbuntowanych Baśni. Królowa Śniegu wychodzi z prostą propozycją: zniszczyć życie na Ziemi. Rodney i Pinokio, znający potęgę broni palnej i obawiający się, że w obliczu światowej inwazji Baśniogród zjednoczy się z ziemskimi rządami i urządzi im wjazd kilku dywizji pancernych na chatę wychodzą z kontrpropozycją.
Świetny tom. Składa się głównie z intrygowania i gadania o polityce, co jednak ma swoją atmosferę połączonego z całą masą świetnych, dynamicznych plansz pełnych bombowców, smoków, goblinów, czołgów, olbrzymów i strzelaniny.
Fables vol. 10: The Good Prince
Ocena: 8/10
Obydwie strony powoli szykują się do wojny, starając się jednocześnie zmylić i opóźnić działania przeciwnika. Tak więc do Fabletown przybywa Jaś, by prowadzić negocjacje „pokojowe”. Oczywiście jego zamiary nie są bynajmniej dobre.
W tym samym czasie Flycatcher przeżywa swój kryzys osobowości. Z pomocą przychodzi mu uwięziony dotychczas w zbroi wiszącej w biurze Burmistrza duch. Razem z nim Flycatcher podejmuje swoją rycerską wyprawę i wyrusza prowadzić aksamitną rewolucję w Imperium.
Tom, mimo, że polega w dużej mierze na gadaniu bardzo dobry. Świetnie buduje napięcie, które rozładowane zostanie w następnym.
Fables vol. 11: War and Pieces
Ocena: 9/10
Fabletown wyrusza na wojnę z adwersarzem. Jedna strona dysponuje magią oraz nieprzeliczonymi armiami ludzkich i goblińskich żołnierzy, trolli, olbrzymów i smoków. Druga: również magią, nowoczesną bronią, materiałami wybuchowymi i nieograniczonym zasobem amunicji. Na korzyść tej ostatniej świadczy dodatkowo fakt, że drewniani żołnierze zostali właśnie niedawno wyeliminowani z układanki.
Ogólnie rzecz biorąc kolejny świetny tom pełen nawalanki, strzelaniny i bohaterskiego ponoszenia ofiar. Dodatkowo otrzymujemy masę bardzo dobrych, dynamicznych plansz walki i scen batalistycznych. W prawdzie bez takiego rozmachu i ponurego wydzwięku, jak w Sons of Empire, ale nadal jeden z najlepszych w serii.
Fables vol. 12: The Dark Ages:
Ocena: 8/10
Jak powiedział książę Wellington (co muszę zapamiętać, by użyć we własnej twórczości): „jedynym widokiem smutniejszym od pola zwycięskiej bitwy jest pole bitwy przegranej”. W Fabletown odbywa się liczenie trupów, a niektórzy ranni dogorywają. Pinokio wreszcie jednoczy się z ojcem, a ten powoli adoptuje się do nowego otoczenia. Tymczasem Imperium Adwersarza rozpada się jak domek z kart. Lokalna szlachta, przywódcy administracji cywilnej i wojskowej oraz zdawałoby się wygnane potwory starają się skorzystać z okazji i wykroić sobie własne domeny. Jak to zwykle w takich okolicznościach bywa automatycznie pojawiają się miliony nowych imperatorów. Ponownie: jak zwykle ci z większymi armiami żyją dłużej od tych słabiej uzbrojonych.
W jednym ze światów para głupich złodziei wystylizowanych na Fafrada i Szarego Kocura odkrywa pozostawiony przez Imperium skarbiec. Jak się okazuje w jednej ze skrzyń ukryta jest pradawna groza zwana jako Mister Dark, którą nieuważnie wypuszczają na świat.
Fabuła ponownie zwalnia, stając się smutna, nostalgiczna i ponura. Dobry, nastrojowy tom.
Fables vol. 13: Great Fables Crossover
Ocena: tak niska, że skalę wypierdoliło.
Po tym jak Jack obraził się na Fabletown i cały świat, bohater ów odszedł do własnej serii komiksowej. Teraz natomiast wrócił, by zrobić crossover czyli połączenie uniwersów. Połączenie o tyle ciekawe, że nie da się go zrozumieć bez znajomości serii Jack of the Fables. Którego oczywiście, jako, że Jack nie był moją ulubioną postacią nie czytałem. Tym bardziej, że tom ten nie wnosi dużo (poza odrobiną słabych rozważań o naturze uniwersum) do serii, a wydarzenia z niego praktycznie nie są istotne dla fabuły dalszych tomów.
Co więcej w 2009, kiedy po raz pierwszy czytałem Baśnie dzięki uprzejmości któregoś z ex-Tanuków (pewnie Mai-chan) komiks ten wywarł na mnie tak negatywne wrażenie, że ostatecznie go nie kupiłem. Tak więc przy Czytaniu Ostatecznym, które właśnie uskuteczniam nie miałem nawet jak go wziąć do rąk.
Wynika to z faktu, że zwyczajnie jest słaby.
Jeśli twórcy chcieli w ten sposób rozreklamować swoją drugą serię, to niestety, osiągnęli efekt odwrotny. Wywarli na mnie tak złe wrażenie, że z całą pewnością nie kupię ani jednego tomu Jack of the Fables.
Ocena: 7/10
Łuk pana Darka rozpoczęty w tomie 12 również niestety jest nie najlepszy, co przekłada się na zawierające go tomy. W Haven pewien goblin po pijaku zjada gadającą wiewiórkę, co kończy się procesem karnym. Uwięziony w międzywymiarowej pułapce Bufkin zabiera się do ostatecznej rozprawy z Babą Jagą. Na Farmie Ozma z Oz knuje, jak zająć stołek Babci Totenkindern w przywództwie czarowników Fabletown. Bestia i Bigby próbują zabić Darka.
Tom otwiera historia Boxerów, czyli czarowników na usługach Adwersarza, którzy swego czasu zajmowali się tropieniem i zamykaniem w pudłach magicznych Potęg stanowiących zagrożenie dla jego władzy. Jedną z owych Potęg był oczywiście Darek.
Powiem uczciwie: o ile zmagania Buffkina oraz intryga Ozmy są całkiem niezłe, to sama postać Darka jest durna (wyjaśni mi ktoś, czemu ci Anglosasi mają takiego fioła na punkcie Wróżki Zębuszki i Potwora Spod Łóżka?), a wątek Boxerów, który wyskakuje ni z tego ni z oweho stanowi totalnie ściągnięte z księżyca Deus Ex Machina.
Sumarycznie łuk ten jest chyba najgorszy w całym cyklu.
Oprócz Great Fables Crossover naturalnie.
Ocena: 9/10
O ile łuk Darka uważam za słaby, to ten akurat tom jest świetny. Jedna trzecia zawartości traktuje o przeszłości Śnieżki i Róży Czerwonej. Jedna trzecia o skoku na stołek, który wzorem Ozmy organizuje Gepetto, a ostatnia część o tym, jak Totenkindern zabiera się za rozwiązywanie problemu Darka przy okazji ucierając nosa konkurentom. Lubię Babcię Totenkindern, to postać, która najgroźniejsza jest przyparta do muru. Praktycznie rzecz biorąc archetyp złej (choć tu raczej: moralnie ambiwalentnej) czarownicy.
O tym zeszycie trudno dużo mówić. Po prostu pokazuje nam trzy świetne (Śnieżka, Gepetto, Totenkindern) postacie w pełni swej krasy.
Ocena:7/10
Ozma próbuje zmierzyć się z Darkiem. Jej plan jest niestety jest najmniej grubymi nićmi szyty. Buffkin wydostaje się z więzienia wymiarów, natomiast Północny Wicher, poznawszy prawdziwą naturę swego siódmego wnuka wdaje się w konflikt zarówno z Bigbym jak i własnymi przekonaniami. Jeden, jedyny, honorowy sposób wyjścia z sytuacji, jaki przychodzi mu do głowy to samobójstwo za pomocą Darka. W jego wyniku obaj zostają unicestwieni ratując tym samym Fabletown przed niechybną zagładą.
W tle widzimy natomiast ostatnią iskrę Imperium Adwersarza, która rozbłyska i gaśnie finalnie przekreślając szanse na jego powrót.
Fables vol. 17: Inherit the Wind
Ocena:7/10
Oz znajduje się pod władzą Króla Nomów, jednak Bufkin powoli przygotowuje rebelię przeciwko jego władzy. W Królestwie Północnego Wichru trwa turniej, który ma wyłonić nowego Władcę Wichru z pośród dzieci Śnieżki i Bigbiego, Róża Czerwona natomiast przeżywa swoje objawienie.
Większość postaci zginęła, została obdarta z mocy, odeszła do swoich światów lub pod-cykli komiksowych. W Fabletown wieje pustkami i czuć już, że koniec jest bliski.
Umiarkowanie interesujący tom, którego czytanie było trochę jak oglądanie obrad sejmu: niby rzeczy, które się działy były ważne, ale w żaden sposób nie porywające.
Fables vol. 18: Cubs in the Toyland
Ocena: 10/10
Darien i Therese, (dzieci Śnieżki i Bigbiego) zostają wciągnięci do Krainy Zabawek. To, co się tam dzieje jest czystym, żywym koszmarem.
Tom naprawdę dobry, choć jednocześnie naprawdę mroczny i przerażający. Na TV Tropes istnieje „trop” nazywany Adault Fears („dorosłe strachy”). Tom ten w praktyce je urzeczywistnia. To, co się w nim dzieje jest naprawdę okrutne i miejscami obrzydliwe. Nie zmienia to faktu, że historia i jej atmosfera są faktycznie dobrze poprowadzone.
Obiektywnie patrząc to jeden z najlepszych tomów tego cyklu. Pewnie nigdy go więcej nie przeczytam (lubię rozrywkową fantastykę, nie lubię natomiast horroru), niemniej jednak jest faktycznie dobry.
No w końcu nadgoniłeś zdecydowanie Zegu.
Moje oceny przekażę Ci jakoś niebawem jak już zakończysz całą serię przy okazji podsumowania ale o ile w ocenie pierwszych tomów nieco się rozmijałem z Twoim gustem to tutaj wskazałeś na te same mocne punkty. Chociaż nieco z innych powodów.
Po Szczeniakach w Krainie Zabawek miałem podobne odczucia… trochę jak kubeł zimnej wody wylany na głowę.
Bardzo natomiast lubię tom 8 – Wilki i 15 – Róża Czerwona chociaż i Wiedźmy akurat mi się podobały.
Spoko. Tom 19 i 20 mam przeczytany.
Jeśli chodzi o tomy 21 i 22 to wczoraj Amazon pisał, że właśnie płyną one do mnie łódką. Teraz już tylko trzy przystanki: Amsterdam, Urząd Celny i Gminny Urząd Pocztowy. Zwykle najdłużej zajmuje oczekiwanie w Urzędzie Celnym. Niemniej jednak powinienem skończyć je czytać w grudniu, a w styczniu pewnie walnę takie zestawienie, jak o Harrym Dresdenie.