Jedziemy do Lublina

lublinZwierz Popkulturalny co jakiś czas pisze o tym, że gdzieś pojechał oraz dzieli się swoimi wrażeniami. Jako, że Zwierz posiada bardzo dużo czytelników (a na pewno dużo więcej niż ja) dochodzę do wniosku, że w strategii tej jest całkiem sporo sensu.

Nie da się ukryć, że podróże Zwierza są dużo ciekawsze od moich, ja bowiem jeżdżę głównie po Polsce. Co więcej najczęściej celem moich peregrynacji są miasta Rzeszów i Lublin, czasem jeszcze Warszawa (jeśli kiedyś będę miał więcej pieniędzy, to zwiększę zakres i częstotliwość podróży). Szczególnie często (tzn. raz na kwartał) staram się bywać w Lublinie. Prawdę mówiąc znajomi, zarówno z pracy, jak i z tego miasta śmieją się ze mnie z tego powodu, nie rozumiejąc co mnie tam ciągnie.

A ciągnie mnie zawsze jedno i to samo: cywilizacja.

Sami rozumiecie: obecnie mieszkam w mieście, w którym są trzy miniaturowe księgarnie, antykwariat i punkt odbioru Komputronika, a dwa najlepsze lokale to Mac Donald i knajpa nawiedzona przez Magdę Gesler. Dla mnie powozić się wózkiem w Tesco jest przyjemnością.

Zresztą, nie tylko dla mnie. Z mojego miasta uciekło już blisko 10.000 osób, w większości młodych. Tak więc kuszą mnie księgarnie, bary i sklepy wielkopowierzchniowe.

Wyjazd z Nekropolis

Wycieczkę należy zacząć od wyjazdu z mojego rodzinnego miasta. Tu natykamy się na pierwsze trudności. O ile jeszcze kilka lat temu połączenia obsługiwane były przez PKS i bez większych problemów można było dotrzeć do większości miast Polski, obecnie robi to prywaciarz, który wiezie nas najwyżej do Rzeszowa (oraz wiecznie ma problemy pod tytułem „Jak wydać resztę z 20 złotych”). Dojazd dokądkolwiek z Rzeszowa jest trudny, albowiem skazujemy się na kaprysy PKS Lublin, który z kolei nie lubi obsługiwać tej linii.

Alternatywnie możemy skorzystać z busa, którym jeździ jakiś, lokalny Kubica.

Wybór pierwszego przewoźnika wymaga wstania wcześnie rano, jednak umożliwia wzbogacenie podróży o 3 godziny zwiedzania Rzeszowa (co oznacza Empik, Matras i trzy antykwariaty w promieniu 500 metrów od dworca PKS). Drugi przewoźnik nie wymaga wstawania z kurami i jedzie niemal nie zatrzymując się prosto do celu.

Lublin:

Dworzec PKS w Lublinie przywitał mnie paskudny i brudny jak zawsze. Nad scenografią, która mogłaby posłużyć do kręcenia kolejnej części Terminatora górują dwa budynki. Są to: Liceum W Którym Odbywały Się Falkony oraz Zamek W Lublinie. Obok znajduje się targowisko, na które zdecydowanie zaglądać nie warto (chyba, że ktoś lubi tanie papierosy bez akcyzy). Nic tam ciekawego nie ma.

  • W Zamku W Lublinie mieści się, jak w większości zamków w Polsce muzeum. Obejrzeć tam można:
  • basztę w której komuchy mordowały Polaków (Zdecydowanie nie warto, chyba, że po to, żeby obejrzeć architekturę. Oprócz nie jedyną atrakcją są niestety tablice pamiątkowe i taras widokowy).
  • kolekcję uzbrojenia (fajną)
  • archeologię (chyba nawet fajniejsza)
  • sztukę XVII-XIX wieczną (jak ktoś lubi)
  • kolekcję sztuki nowoczesnej (marnowanie przestrzeni ekspozycyjnej)

Podobno warto zwiedzić jeszcze podziemia (ale jeszcze w nich nie byłem) oraz Majdanek. Ten ostatni na pewno jest miejscem ciekawym, ale to trochę, (że tak powiem) nie moje klimaty.

Następnie, deptakiem przez starówkę udałem się do centrum miasta. Deptak, na którym stoją XVII i XVIII wieczne kamienice odremontowano już jakiś czas temu i chyba rewitalizowano, w efekcie człowiek nie boi się nim już chodzić w świetle dnia. Wygląda to dobrze, mieści się w nim też wiele fajnych knajp. W trakcie mojej przedostatniej wizyty w Lublinie działo się w nim coś dziwnego, co zawierało połykaczy ognia, laski w średniowiecznych strojach i linoskoczków. Za diabła nie wiem o co z tym chodziło, ale było na co popatrzeć.

Będąc w tej części miasta warto zapolować na obiad. Lublin jest o tyle fajny, że stanowi miasto bądź co bądź akademickie. Oznacza to więc, że często nie trzeba nawet należeć do klasy średniej, by w miarę fajnie i w kulturalny sposób zjeść. Tak więc:

  • wiejskie pochodzenie sprawia, że byle sieciówka sprawia mi przyjemność. Osobiście najbardziej lubię Kleopatrę. Jest to coś w rodzaju Sfinksa. Serwują tam jakieś pseudoarabskie żarcie, shoarmy i pizze, rozlewają też piwo. Bogatym chłopom i ziemiaństwu polecam Wielkiego Faraona, kosztuje on prawie 50 złotych, ale zawiera prawie kilogram mięsa. Bezrolnym: shoarmę na ostro.
  • jeśli chcecie natomiast prawdziwy Kebab to tradycja nakazuje odwiedzić Habibi lub Pod Psem. Ja osobiście preferuję ten pierwszy lokal.
  • miłośnicy kuchni chińskiej znajdą coś dla siebie na ulicy Judyma (przy Tesco) oraz na Miasteczku Akademickim, niedaleko (byłej) stołówki UMCS.
  • tak naprawdę jednak najlepsze chińszczyzna podawana jest na deptaku w lokalu Złoty Smok. Osobiście mam dość mieszane wrażenia: wystrój lokalu utrzymany jest w stylistyce Luksus Lat 90-tych, w trakcie mojej ostatniej wizyty tam zgasło światło, a z zaplecza słychać było kłótnię dwóch pracownic. Niemniej jednak żywność jest pierwsza klasa. Polecam w szczególności wołowinę z gorącego półmiska.
  • ponownie na Deptaku przy Bramie znajduje się Naleśnikarnia. Serwują tam naleśniki z nadzieniem słodkim lub wytrawnym.
  • z kolei na Alejach Racławickich jest też fajny lokal z jedzeniem na wagę.
    na tej samej ulicy była też fajna restauracja indyjska, ale przenieśli ją do którejś z galerii handlowych.
  • Jeśli lubicie zjeść dobrze, niedrogo i swojsko zarazem, to ponownie przy Bramie znajduje się lokal o nazwie Pyzata Chata. Serwowane tam jedzenie ma chyba najlepszy stosunek ceny, ilości i jakości w mieście. Odradzam jednak odwiedzanie tego miejsca w porze obiadowej: lokal naprawdę jest oblegany, więc możemy nie znaleźć wolnego miejsca, a kolejka ciągnie się aż pod drzwi. Warto jednak wystać swoje

Jeśli natomiast chodzi o bary i puby to ja lubię:

  • PadBar, czyli rozsławiony działaniami policji i piosenką „PadBar Padł” bar zawiera konsole. Miejsce, w którym (gdyby istniało w czasach, gdy studiowałem w Lublinie) niewątpliwie zamieszkałbym.
  • fajny był Aladin, w klimacie arabskim. Leżały tam takie poduchy, na których też się leżało i paliło faję wodną, ale chyba się niestety zwinął.
  • z normalnych, ciągle istniejących miejsc dobry jest Kabaret, gdzie nawiasem mówiąc mają bardzo smaczną pizzę.
  • dużo dobrego powiedzieć można też o Raiders, w klimacie motocyklowym.
    kolejne ciekawe miejsce to Między Słowami. To coś pomiędzy barem, a księgarnią. Nie do końca rozumiem jak to działa, ale jest to kolejne miejsce, w którym chętnie zamieszkałbym.
  • z nowszych odkryć fajne jest VooDoo w klimacie Nowego Orleanu.
  • jeśli natomiast nie lubicie alkoholu to koniecznie musicie odwiedzić Kap Kap Caffe, gdzie podają bardzo dobrą kawę (oraz czekoladę). Pracuje tam jeden z moich kolegów, więc bądźcie mili dla obsługi i zostawcie napiwek.
  • dobry jest też pub czeski z czeskim piwem, którego nazwy w tej chwili nie pamiętam. Mieści się on na starówce.
  • oraz oczywiście pub irlandzki z piwem irlandzkim, który również mieści się na starówce.

Natomiast jeśli chodzi o strawę duchową to:

  • Tak zwany „Duży Empik” został zamknięty i przeniesiony do jakiejś Galerii Olimp. Podobnie przeniesiona została Tania Książka przy Bramie Krakowskiej.
  • W jego okolicy na Krakowskim Przedmieściu napatoczyć się można salon Matras oraz Tanią Ksiażkę. Matras to taki Empik dla ubogich, choć IMHO mają trochę ciekawszą ofertę, nie są tak ściśnięci i przede wszystkim układ towaru nie jest tak chaotyczny jak w Empikach.
  • Empiki są natomiast w galeriach Olimp (daleko od wszystkiego, trzeba jechać autobusem lub maszerować przez najbardziej bandyckie dzielnice, odradzam), Plaza (okolice miasteczka akademickiego UMCS / KUL) oraz Felicity (nigdy w nim nie byłem). Ogólnie rzecz biorąc z każdą wizytą coraz mniej lubię tą sieć. Książek mało, gier komputerowych mało, filmów mało, na półkach chaos. Rosną natomiast w ilość półki z czekoladą i pamiątkami.
  • Prawdziwa uczta zaczyna się natomiast w Taniej Książce. To niewielki lokal wciśnięty trochę w kąt. Warto doń zajrzeć, ponieważ eksponowany wewnątrz towar dostępny jest w cenach wielce obniżonych. Jego wnętrze nie jest wygodne. Przeciwnie: jest małe, ciasne, zawalone książkami i ludźmi, jednak ceny są bardzo przystępne. Ja nabyłem tu dwie kucharskie za 10 złotych, całość wydanego przez wydawnictwo ISA cyklu o podróżujących w czasie Redneckach za 10 złotych, 1001 Koklajli w zestawie z 1001 Imprezowych Bufetów za 30 złotych oraz albumowe wydanie Historii Polskiego Smaku (w normalnych księgarniach kosztujące prawie 100 złotych) za złotych 20.
  • Idąc jeszcze dalej natykamy się na salon Weltbildu. Salony Weltbildu kiedyś były cieniem Empika, jednak dziś, gdy Empik świeci pustkami i wyraźnie zmniejsza ofertę zrobiły się bardzo interesujące.
  • Kilka metrów dalej jeszcze w zeszłym roku znajdował się duży, świetnie wyposażony lokal z tanimi książkami. Niestety został on zamknięty.
  • Jeszcze dalej, w podziemiach znajdował się świetnie wyposażony antykwariat. Antykwariat ten przeniesiono jednak do magazynu znajdującego się nieco w głębi, kilka kroków za Biedronką. To chyba najlepszy antykawriat w Lublinie oraz jeden z lepszych, w których byłem. Jest więc punktem obowiązkowym każdej mojej wizyty w mieście.
    na tej samej ulicy jest też spora księgarnia techniczna i druga, zajmująca się książkami z gatunku tzw. mądrych. Warto odwiedzić je obydwie.
  • z jakiegoś powodu lubię lokal Kulturomaniak w pasażu Le Clerka. Jest to księgarnia i sklep z multimediami przypominający ponownie klon Empika. Fajnym elementem jest w nim zwłaszcza regał z tanią książką.

Z rzeczy zupełnie randomowych:

  • Natrętny menel, który co najmniej 12 lat stał pod Klasztorem Franciszkanów i płaczliwym głosem oraz smutną miną blokował prawy chodnik poszedł sobie. Edit: moje źródła twierdzą, że jednak wrócił.
  • Kawiarenka Internetowa za Mac Donaldem została zlikwidowana. Bardzo dobrze, albowiem było to naprawdę magiczne miejsce. Wchodząc do niej przenosiło się do innego świata. Komputery z Windows 98, salmonella widoczna gołym okiem, właściciel w typie wiejskiego filozofa i kartki z informacjami w rodzaju „Wyłączenie monitora: opłata karna 20 złotych” powodowały, że tej meliny dla netowych ćpunów unikała nawet gimbaza.
  • Niestety: nie działa i nie prosperuje już Smyk. Znaczy się: sam sklep nadal jest aktywny, jednak sprzedawane są w nim już wyłącznie modele. Warhammer, Magic, figurki do bitewniaków, planszówki i podręczniki do RPG znikły z oferty. Fakt ten ściąga moim zdaniem hańbę na Lublin.
  • Zbliżoną ofertę znaleźć można natomiast w lokalu Wargammer wciśniętym nieco w kąt. Jest on mały, ale z tego co widziałem dość chętnie odwiedzany. Wargamer znajduje się na Świętoduskiej, w takiej uliczce między kościołem, a egipską budą z kebabami.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Offtopic, Przygody, Uncategorized i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Jedziemy do Lublina

  1. Przepraszam, ale obrazy z nurtu tzw sztuki naiwnej, ktorymi ozdobione sa ściany galerii zamkowej w Lublinie robia wrażenie. Uśmialem sie przy nich setnie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s